Champions Cup dla Francuzów

Znamy skład finałów europejskich pucharów: aż trzy drużyny francuskie i jedna angielska. Najcenniejsze trofeum, Champions Cup, trafi do jednej z dwóch czołowych drużyn Top 14, Tuluzy lub La Rochelle. W kraju mieliśmy natomiast trzynastą kolejkę Ekstraligi: kolejne zamieszanie z odwołanym meczem, trzy zdecydowane zwycięstwa faworytów i świetny mecz w Siedlcach.

Ekstraliga

W trzynastej kolejce Ekstraligi tylko cztery spotkania. Nie odbył się mecz Lechii Gdańsk z Edachem Budowlanymi Lublin, który miał być transmitowany na platformie TVP Sport i jednocześnie miał uświetnić 70-lecie 65-lecie rugbowej Lechii. Goście nie pojechali na mecz, tłumacząc się grypą żołądkową. Losy spotkania prawdopodobnie rozstrzygnie Komisja Gier i Dyscypliny. Gdańszczanie w tej sytuacji rozegrali mecz wewnętrzny, z drużyną weteranów klubu.

Najciekawsze, najbardziej wyrównane widowisko mieliśmy w jedynym meczu niedzielnym, w którym Awenta Pogoń Siedlce podejmowała Ogniwo Sopot. Faworytem byli goście, do których składu wrócił po długiej przerwie spowodowanej kontuzją kapitan Piotr Zeszutek, ale gospodarze też mają aspiracje do medali i to oni zaczęli fantastycznie mecz. Mieli przewagę, a udokumentowali ją przyłożeniem po pięknej akcji Przemysława Rajewskiego. Dopiero po 20 minutach gry Ogniwo stworzyło pierwsze poważniejsze zagrożenie dla siedlczan i wykorzystało sytuację doprowadzając do remisu. Jednak na przerwę to siedlczanie schodzili z prowadzeniem 12:7 (świetny przekop często grającego nogą Romeo Nkoane przez całe boisko i przyłożenie Przemysława Rajewskiego) i było to prowadzenie absolutnie zasłużone – przeważali na boisku, a sopocianie zaledwie trzykrotnie zawędrowali na połowę rywali. W drugiej połowie Ogniwo się przebudziło. Karny Wojciecha Piotrowicza, potem przechwyt Mateusza Mrowcy na własnej połowie zakończony przyłożeniem i bardzo szybko mistrzowie Polski wyszli na prowadzenie 15:12. Pogoń niemal natychmiast odpowiedziała na skrzydle i było 17:15 dla gospodarzy, ale po niespełna kwadransie drugiej połowy to Ogniwo znowu prowadziło: 18:17 po kolejnym karnym Piotrowicza. Później było sporo walki, ale w coraz bardziej ulewnym deszczu żadna z drużyn nie poprawiła już swojego dorobku punktowego. Ogniwo górą, ale Pogoń naprawdę była blisko i może żałować, że zdobyła tylko bonus defensywny za niewielką porażkę. W trakcie meczu opuścić boisko musiał kontuzjowany sędzia Dariusz Reks.

Sobotnie spotkania miały swoich zdecydowanych faworytów i żaden z nich nie dopuścił do jakiejkolwiek niespodzianki. Obchodzący jubileusz 50-lecia rugby w Sochaczewie Orkan bez problemów pokonał Spartę Jarocin 48:7. Dość wyrównana była pierwsza połowa: po przyłożeniu Orkana zdobytym na początku meczu to goście zaczęli naciskać. Bardzo długo wynik się nie zmieniał i dopiero pod koniec pierwszej połowy sochaczewianie zdobyli drugie przyłożenie. Jednak w drugiej połowie zdecydowanie dominowali, dorzucili jeszcze pięć przyłożeń i ostatecznie wygrali 48:7. Sparta zdołała odpowiedzieć honorowym przyłożeniem dopiero w końcówce meczu. Nie pomógł jej reprezentant Polski, korzystający z przerwy w rozgrywkach w Szwajcarii, Kacper Ławski. Dla Orkana trzy przyłożenia zdobył Jakub Budnik, dwa kolejne dorzucił Pieter Steenkamp, który w sumie zdobył 23 punkty.

Skra Warszawa podejmowała nadal poważnie osłabioną Arkę Gdynia i odniosła zwycięstwo jeszcze wyższe niż Orkan: wygrała aż 67:7. Zaczęło się od szybkiego przyłożenia warszawian, ale po kwadransie gry na tablicy wyników nieoczekiwanie pojawił się remis – po świetnym przechwycie Mateusza Szyca w połowie boiska. Worek z przyłożeniami Skry rozwiązał się dopiero w samej końcówce pierwszej połowy. W ciągu paru minut zdobyli ich aż trzy, a w drugiej połowie dorzucili kolejne sześć. W sumie było ich aż 10, z czego 7 zdobyli obcokrajowcy (najskuteczniejsi byli Jonathan O’Neill z hat-trickiem i Siokivaha Halaifonua z dwoma przyłożeniami). Warto wspomnieć, że był to pierwszy mecz Ekstraligi transmitowany w youtube’owym Kanale Sportowym – fajny krok w celu promowania dyscypliny, przydałoby się tylko jakieś bardziej wyrównane widowisko.

W ostatnim sobotnim meczu, w Krakowie, też tylko przez moment toczyła się wyrównana walka. Juvenia prowadziła 3:0, a chwilę potem świetna akcja dająca jej przyłożenie skończyła się podaniem do przodu. Potem jednak przeważali łodzianie, którzy (z Kramarenką i Mchedlidze w pierwszej linii) absolutnie zdominowali krakowian w młynie – rzadko kiedy Juvenii udawało się wyjąć z niego piłkę przy własnych wrzutach – oraz w maulach. Do przerwy goście zdobyli trzy przyłożenia, a niewiele brakło do czwartego, w ostatniej akcji pierwszej połowy (Cezary Plesiński wypuścił piłkę z rąk na polu punktowym Juvenii). W drugiej części spotkania łodzianie dorzucili kolejne trzy przyłożenia, a do tego z karnych poćwiczył nogę Michał Kępa (w sumie 17 punków z kopów). Juvenia odpowiedziała tylko przyłożeniem Michała Jurczyńskiego po szybko rozegranym karnym. Skończyło się porażką gospodarzy 10:47 (Juvenii jeszcze nigdy nie udało się wygrać z łodzianami od momentu utworzenia spółki).

W tabeli bez wielkich zmian. Ogniwo straciło punkt przewagi nad Skrą i łodzianami. Porażkę Pogoni wykorzystał Orkan, który zbliżył się do zajmujących czwarte miejsce siedlczan już tylko na cztery punkty. Walka o to czwarte miejsce w maju zapowiada nam się ciekawie. Warto przy okazji zwrócić uwagę, że niegrającego wiosną z powodu kontuzji Piotra Wiśniewskiego w klasyfikacji najlepiej przykładających przegonili właśnie Przemysław Rajewski i Siokivaha Halaifonua – obaj mają na koncie po 10 przyłożeń.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Ogniwo Sopot1257
2. Skra Warszawa1350
3. Master Pharm Rugby Łódź1247
4. Awenta Pogoń Siedlce1335
5. ↑↑Orkan Sochaczew1331
6. ↓Lechia Gdańsk1229
7. ↓Edach Budowlani Lublin1227
8. Arka Gdynia1320
9. Juvenia Kraków1318
10. Sparta Jarocin130

W drugiej pierwszej lidze rozegrano dwa mecze ósmej kolejki i tu także niespodzianek nie było. Posnania pokonała Legię Warszawa 50:9 (choć trener poznaniaków nie był zadowolony z występu swych podopiecznych; połowę z ośmiu przyłożeń dla gospodarzy zdobył Michał Wrona), a Arka Rumia uległa Rugby Białystok 14:33 (oba przyłożenia rumianie zdobyli dopiero pod koniec meczu, gdy mecz był rozstrzygnięty). Mieliśmy też jedno rozstrzygnięcie pozaboiskowe: Komisja Gier i Dyscypliny zajęła się meczem poprzedniej kolejki, w którym Rugby Białystok pokonało AZS AWF Warszawa 29:5 i zweryfikowała go na walkower dla białostocczan 25:0 z powodu błędnych zmian w drużynie warszawskiej.

Heineken Champions Cup

Pierwszy półfinał najważniejszych europejskich rozgrywek klubowych, Heineken Champions Cup, musiał paść łupem Francuzów, bowiem naprzeciwko siebie stanęły dwie ekipy z tego kraju. Mecz zaczął się od szybkiej wymiany punktów i prowadzenia Tuluzy 5:3 po przyłożeniu świetnego skrzydłowego Matthisa Lebela, który przedarł się na pole punktowe mimo szarżujących przeciwników. W pozostałej części pierwszej połowy padło niewiele punktów i do przerwy Tuluza prowadziła 8:6. W drugiej połowie też początkowo mieliśmy wymianę karnych między Romainem Ntamackiem i Matthieu Jalibertem i na dziesięć minut przed końcem Tuluza prowadziła 14:9. Wtedy jej zwycięstwo przypieczętował przyłożeniem łącznik młyna Antoine Dupont – Tuluza wygrała 21:9 i siódmy raz w historii awansowała do finału Champions Cup (cztery z nich wygrała, ale ostatni miała okazję rozegrać aż w 2010). Rewelacyjne zawody zagrał zwłaszcza nowozelandzki środkowy Pita Ahki.

W drugim półfinale La Rochelle (zaledwie trzeci raz grające w Champions Cup, z największym osiągnięciem w postaci ćwierćfinału przed trzema laty) podejmowało Leinster, czterokrotnych zdobywców pucharu, jednak osłabionych brakiem kilku kluczowych zawodników z Jonathanem Sextonem na czele. Smaczku dodawał fakt, że trenerem La Rochelle jest legenda irlandzkiego rugby, dawny gracz głównego konkurenta Leinsteru, Ronan O’Gara. Na początku meczu Leinster wykorzystał żółtą kartkę dla jednego z rywali i zdobył jedyne na długi czas przyłożenie w tym meczu. Na prowadzeniu był przez ponad połowę spotkania, ale skutecznie kopał z karnych dla Francuzów Ihaia West, dorzucił drop goala (w sumie 22 punkty) i na początku drugiej połowy gospodarze wysunęli się na czoło. A gdy z żółtą kartką zszedł James Lowe, La Rochelle zdobyło pierwsze przyłożenie w meczu i miało już dziewięć punktów przewagi. Leinster walczył, aby nadrobić dystans, ale roszelczycy uderzyli ponownie i podwyższyli prowadzenie do aż 16 punktów. Było tylko pięć minut do końca i za późno, aby zmienić losy meczu. Co prawda Ross Byrne odpowiedział przyłożeniem, ale trzeba było cudu, aby odrobić więcej strat. Cud nie nastąpił, La Rochelle wygrało 32:23 (22 punkty Westa, 18 punktów Byrne’a).

W efekcie w finale Champions Cup będziemy mieli mecz na szczycie ligi francuskiej, tyle że rozgrywany w Londynie. Bo przed weekendem na arenę meczów finałowych wybrano stadion Twickenham. W obu spotkaniach będzie mogła uczestniczyć publiczność – na trybunach ma się znaleźć po 10 tys. widzów. Finał Champions Cup, w którym zagrają dwie francuskie ekipy zdarzy nam się po raz szósty – ostatnio było tak przed sześcioma laty, gdy Tulon pokonał Clermont. Ogłoszono też informację, że w przyszłym sezonie Champions Cup, podobnie jak w obecnym, wystąpią 24 zespoły (po 8 ekip z Premiership, Top 14 i Pro14). Wciąż nie wiadomo, co dalej – bardzo chcą grać w pucharach południowoafrykańskie ekipy dopuszczone do Pro14 i prowadzone są rozmowy w tej sprawie.

European Rugby Challenge Cup

W piątkowym półfinale Leicester Tigers odrobinę nieoczekiwanie pokonał irlandzki Ulster. Pierwsza połowa ze wskazaniem na gości, którzy po dwóch przyłożeniach zdobytych w ciągu 10 minut liczebnej przewagi na boisku wyszli na prowadzenie 17:6. Jednak zaraz na początku drugiej części spotkania stracili po uderzeniu w głowę swojego lidera, Johna Cooney’a, a Leicester Tigers nabrali wiatru w żagle. Już minutę później Jasper Wiese po akcji rozpoczętej przez Nemaniego Nadolo zdobył pierwsze przyłożenie dla gospodarzy, kilka minut później na prowadzenie wyprowadził gospodarzy Ellis Genge, a kolejny moment później drop goala dorzucił George Ford (w sumie 18 punktów w spotkaniu). Co prawda Ulster jeszcze się przebudził, ale Tigers zdobyli trzecie przyłożenie w ostatnich minutach, a szturmujący w końcówce Ulster nie był w stanie zagrozić rywalom. Anglicy wygrali mecz po świetnej drugiej połowie 33:24.

W meczu Bath z Montpellier na trybunach mieliśmy Warrena Gatlanda obserwujących graczy Bath i ci zaczęli spotkanie od przyłożenia po paru minutach gry. Jednak seryjnie przegrywali własne auty (w całym meczu wygrali ich zaledwie 8 z 16) i do przerwy to Francuzi wyszli na prowadzenie 16:10. W drugiej połowie bardzo długo nie oglądaliśmy żadnych punktów. Początkowo przeważało Montpellier, ale potem inicjatywę przejęło Bath, które było bardzo bliskie przyłożenia (cztery kolejne karne po polem punktowym rywali, żółta kartka dla jednego z nich). Jednak gdy wreszcie padły punkty, tuż przed końcowym gwizdkiem, potwierdziły one jedynie zwycięstwo Montpellier: na 19:10 podwyższył prowadzenie z karnego południowoafrykański mistrz świata Handré Pollard, który wszedł z ławki odnotowując pierwszy występ po ponad półrocznej przerwie spowodowanej kontuzją.

W finale na Twickenham zobaczymy zatem pojedynek Leicester Tigers z Montpellier. Francuzi chcieliby powtórzyć sukces sprzed pięciu lat (jedyny w historii europejski puchar, właśnie Challenge Cup), z kolei ekipa z Leicester na europejskie trofeum czeka aż od 2002 (rok temu była w półfinale Challenge Cup).

Super Rugby

W Super Rugby Aotearoa dwa mecze bez prawdziwej stawki. Co prawda Chiefs, którzy mierzyli się z Blues, mieli nad nimi tylko 5 punktów przewagi, ale o kolejności w przypadku równej liczby punktów decydowała liczba zwycięstw i nawet zwycięstwo Blues za 5 punktów, dzięki któremu zrównali się punktami z Chiefs, nie pozwoliło im awansować do finału rozgrywek. Blues długo utrzymywali w tym meczu skromną przewagę – do przerwy było 14:9, po kolejnym kwadransie gry 19:12. Na kwadrans przed końcem Chiefs wyrównali, ale końcówka spotkania należała zdecydowanie do Blues. Trzy przyłożenia w ostatnich pięciu minutach zdecydowanie przeważyły szalę na ich korzyść i dały im imponujące zwycięstwo 39:19. Warto jednak pamiętać, że Chiefs będąc pewnymi awansu do finału pozwolili odpocząć kilku podstawowym zawodnikom. W drugim spotkaniu Hurricanes pokonali Highlanders 41:22 po znakomitej, widowiskowej grze w drugiej połowie, podczas której zdobyli cztery przyłożenia. Hurricanes pozostali na ostatnim miejsce w rozgrywkach, odnieśli w nich zaledwie drugie zwycięstwo, ale zdecydowanie na nie zasłużyli.

W finale zobaczymy obrońców tytułu, Crusaders, oraz Chiefs, którzy po katastrofalnym ubiegłym sezonie i kiepskim początku obecnego, zdołali zapewnić sobie drugie miejsce w tabeli serią pięciu zwycięstw z rzędu, przerwaną dopiero w sobotę.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Crusaders828
2. Chiefs820
3. Blues820
4. Highlanders814
5. Hurricanes812

W Super Rugby AU mieliśmy półfinał. Western Force, które zadziwiło świat awansując do niego po świetnej końcówce rundy zasadniczej, nie zdołało sprawić kolejnej niespodzianki. Jednak mecz nie był spacerkiem dla faworyzowanych Brumbies. Na pierwsze punkty w meczu czekaliśmy aż 35 minut: Domingo Miotti dał prowadzenie Western Force, ale już moment później jego drużyna straciła je po pierwszym przyłożeniu Brumbies. Kilka minut potem jeden z kolegów Miottiego zobaczył czerwoną kartkę za atak na głowę (mimo szarży na wysokości kolan), a Brumbies jeszcze w ostatniej akcji pierwszej połowy wykorzystali przewagę, zdobyli drugie przyłożenie i prowadzili 12:3. Na początku drugiej połowy mimo osłabienia Force zmniejszyło straty (kolejny karny Miottiego). Gdy Brumbies odskoczyli o kolejne trzy oczka, Miotti ponownie odpowiedział tym samym. O ostatecznym wyniku zadecydowały jednak dwa karne dla Brumbies w samej końcówce meczu – dały im zwycięstwo 21:9.

W finale czeka nas starcie Reds z Brumbies. A po nieudanym sezonie Rebels zrezygnował z funkcji główny trener drużyny, pracujący tam od 2018 David Wessels.

Top 14

W Top 14 cztery zaległe spotkania z ostatnich dwóch kolejek. Już w czwartek zagrały między sobą Bajonna i Castres. Górą byli walczący o play-off goście, którzy pokonali broniących się przed spadkiem Basków 26:23 (prowadzili już 23:3, ale Bajonna niemal ich dogoniła – a ostatnie 5 minut meczu, przy trzech punktach straty, grała z przewagą jednego zawodnika). Jednak bonusowy punkt defensywny może być też na wagę złota.

Sporo emocji w derbach Paryża. Znajdujący się w czołówce tabeli Racing 92 podejmował Stade Français, wciąż marzące o awansie do play-off. I nieoczekiwanie to goście zdominowali pierwszą połowę, krótko przed jej końcem prowadząc 16:0. Jednak Racing przed przerwą odrobinę zredukował straty, a na początku drugiej połowy wykorzystując 10 minut gry w przewadze zmniejszył je do czterech punktów, ale kolejne karne Jorisa Segondsa (w sumie aż 25 punktów z kopów) pozwoliły Stade z powrotem wysforować się do przodu. Sporo emocji dostarczyła końcówka: na pięć minut przed końcem Racing zmniejszył straty do sześciu punktów po przyłożeniu Teddy’ego Iribarena, ale Stade niemal natychmiast odpowiedziało i z powrotem odskoczyło na 13 oczek. Racing jednak się nie poddawał, tuż przed końcem Teddy Thomas zdobył swoje drugie przyłożenie w meczu i różnica wynosiła ponownie 6 punktów. Na zmianę rezultatu pozostało jednak za mało czasu. Racing przegrał 29:35, mimo że zdobył dwa razy więcej przyłożeń niż rywale.

W dwóch pozostałych spotkaniach: Clermont pokonał Brive 37:27 (Brive dwukrotnie dochodziło gospodarzy na dystans 7 punktów, ale mimo to Clermont pewnie wygrało, 17 punktów z kopów zaliczył Morgan Parra), a Tulon wygrał z Agen 34:17 (pierwsza połowa zaskakująco wyrównana, Tulon dopiero w końcówce przechylił szalę na swoją korzyść, a cenny punkt bonusowy zdobył dopiero dzięki ostatniej akcji meczu).

W tabeli roszady tylko w rejonie walki o awans do play-off (awansuje sześć najlepszych drużyn). Tulon awansował do czołowej szóstki i ma niezłą pozycję, biorąc pod uwagę, że ma jeden mecz zaległy. Wypadło z tej grupy Bordeaux – to ma aż dwa mecze zaległe, co oznacza, że będzie je rozgrywać z większą częstotliwością od rywali. Na cztery kolejki przed końcem fazy zasadniczej różnica między czwartym Racingiem 92 i dziewiątym Stade Français wynosi tylko sześć punktów, a więc tu zdarzyć się jeszcze może wiele.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Tuluza2272
2. La Rochelle2167
3. Clermont2263
4. Racing 922259
5. ↑↑Tulon2157
6. ↓Lyon2256
7. ↑Castres2255
8. ↓↓Bordeaux Bègles2053
9. Stade Français2253
10. Brive2144
11. Montpellier2040
12. Bajonna2240
13. Pau2236
14. Agen212

Swoją drogą, choć kilka klubów ligi (zwłaszcza tych z dołu tabeli) chciało ograniczenia spadków z Top 14, władze ligi podjęły decyzję o niezmienianiu zasad (spada ostatnia ekipa, przedostatnia gra baraż, a z Pro D2 spadają dwa ostatnie zespoły). Uzgodniono również zasady postępowania w przypadku, gdy jakieś spotkanie nie zostanie rozegrane z powodu epidemii – mają być podane do publicznej wiadomości w tym tygodniu.

Drobne

W kraju toczyły się rozgrywki młodzieżowe. W mistrzostwach Polski juniorów w rugby XV rozegrano ciekawie zapowiadające się starcie Orkana z Juvenią. Górą byli gospodarze, którzy wygrali 20:7. Nie udało się natomiast wrócić na boisko dziewczętom na drugi w tym sezonie (poprzedni był jesienią) turniej mistrzostw Polski kadetek w rugby 7. Boisko w Łodzi zmieniło się w basen.

Rainbow Cup w Europie przerwało rozgrywki na weekend europejskich pucharów (mimo że w tych ostatnich występował już tylko Leinster), natomiast zaczęły się zmagania drużyn południowoafrykańskich. Sporo emocji w meczu Stormers z Sharks. Po 12 minutach meczu gospodarze prowadzili 17:0, ale w ciągu minuty pozostali na boisku w trzynastkę (czerwona i żółta kartka). Mimo tak dużej przewagi Sharks w tym okresie zdołali zdobyć tylko jedno przyłożenie, a Stormers odpowiadali karnymi. Do przerwy gracze z Kapsztadu prowadzili 23:12. Po przerwie Sharks szybko zmniejszyli straty do 4 punktów, a moment później kolejny zawodnik Stormers zobaczył czerwoną kartkę. W ciągu pięciu minut Sharks zdobyli dwa przyłożenia i prowadzili już 33:23. Co prawda gdy Stormers ponownie grali w piętnastu odpowiedzieli przyłożeniem, ale to było za mało – przegrali 30:33. Hat-trick przyłożeń zaliczył Reniel Hugo. W drugim spotkaniu Bulls pokonali Lions 24:9.

W Major League Rugby nadal zawodzi San Diego Legion – tym razem przegrał z New England Free Jacks ponosząc piątą porażkę w siedmiu meczach. Nie do zatrzymania są natomiast nadal LA Giltinis – roznieśli stołeczne Old Glory DC 47:17 (dwa przyłożenia DTH van der Merwe). Poza tym NOLA Gold pokonała Toronto Arrows (pierwszą połowę przegrali 0:14, drugą wygrali 22:0), a mistrzowie ze Seattle kontynuowali fatalną passę i przegrali z RUNY 21:23 (choć prowadzili od 6. do 76. minuty – w drugiej połowie nie zdobyli jednak ani jednego punktu). W konferencji wschodniej nadal bardzo ciasno (na czele RUNY i NOLA Gold), w konferencji zachodniej na czele dwie drużyny związane z Gilchristem: LA Giltinis i Austin Gilgronis.

W przedostatniej kolejce rundy zasadniczej Súper Liga Americana de Rugby na uwagę zasługiwało zwycięstwo chilijskiego Selknamu nad urugwajskim Peñarolem (27:17). Ale chyba jeszcze większą niespodzianką był wynik meczu Jaguares XV z paragwajskimi Olimpia Lions, wygrany przez Argentyńczyków tylko 40:26. Inna sprawa, że Olimpia Lions też w duże mierze opiera się na zawodnikach z Argentyny. Ostatnia kolejka w tej sytuacji była grą bez jakiejkolwiek realnej stawki, aczkolwiek jeden z wyników jest wart uwagi – niemający już szans awansu do play-off Cobras niespodziewanie pokonali chilijski Selknam 21:20 (wypracowali sobie przewagę w pierwszej połowie, na trzy minut przed końcem rywale jednak ich przegonili i o wszystkim zadecydował karny wykonany w 79. minucie). W półfinałach zobaczymy pary: Jaguares XV – Olimpia Lions i Peñarol – Selknam.

Za nami pierwszy mecz pierwszego półfinału mistrzostw Rosji. Metałłurg Nowokuźnieck przegrał z Lokomotiwem Penza 27:30. Lokomotiw był zdecydowanie najlepszą drużyną fazy zasadniczej rozgrywanej w ubiegłym roku, tymczasem w tym meczu (pierwszym mistrzowskim po wielomiesięcznej przerwie) potrzebował do zwycięstwa dogrywki. Pierwszy mecz drugiego półfinału, derbów Krasnojarska, dzisiaj. A przy okazji, zapowiedziano start od przyszłego sezonu kobiecych mistrzostw kraju w piętnastkach – poprzednie rozegrano ponad ćwierć wieku temu, w 1994.

W Villeneuve-d’Ascq na północy Francji, zaledwie tydzień po finale Pucharu Sześciu Narodów, rozegrano rewanż: towarzyski mecz Francuzek z Angielkami. Skończył się nietypowo, bo po zaledwie 63. minutach – wskutek awarii świateł został przerwany, a po 20 minutach oczekiwania zakończony. Ale ponieważ rozegrano ponad 60 minut, jego wynik został uznany za oficjalny. Francuzki mogą żałować, bo miały szansę na przerwanie zwycięskiej passy Angielek (dziewięć zwycięstw rugbystek z Albionu w ostatnich dziewięciu bezpośrednich spotkaniach tych drużyn) i w chwili przerwania meczu przegrywały tylko 15:17 (dla Anglii dwa przyłożenia Abby Dow, dla Francji także 10 punktów Jessy Trémoulière). A najlepszą zawodniczką kobiecego Pucharu Sześciu Narodów została Angielka Poppy Cleall.

Poza boiskiem – w ostatni poniedziałek w hiszpańskich mediach pojawiło się sporo szczegółów dotyczących rozgrywek klubowych planowanych przez Rugby Europe. W dużym skrócie (oczywiście, to wszystko plany, a jak wyjdzie, to się zobaczy):

  • to nie puchar mistrzów, ale zawodowe rozgrywki z udziałem ośmiu drużyn (pierwsze licencje Rugby Europe planuje przyznać na dwa lata),
  • po jednej drużynie z każdego kraju z REC (Gruzja, Hiszpania, Portugalia, Rumunia, Rosja, Belgia) i zwycięzców RET (Holandia) oraz jedna drużyna z dziką kartą (dotąd można było przypuszczać, że „dziką kartę” mogą dostać południowoafrykańscy Cheetahs, wykluczeni z Pro14 i szukający szansy na grę gdzie indziej, ale pojawiły się pogłoski o drużynie z Izraela – dość trudno w nie uwierzyć, bo musiałby tam powstać w ciągu czterech miesięcy mocno konkurencyjny zespół praktycznie z niczego),
  • mogą to być czołowe kluby (pod warunkiem dobrej sytuacji finansowej) lub franszyzy (pod warunkiem dominującego udziału federacji krajowej), np. w Hiszpanii są dwie oferty: planowanej franszyzy w regionie Kastylia-León zbudowanej wokół czołowych klubów z Valladolid (uzupełnionych ekipą z Burgos) oraz baskijskiego klubu AMPO Ordizia,
  • format pierwszej edycji: dwie grupy po cztery zespoły, każdy z każdym mecz i rewanż, rozgrywki grupowe od września do grudnia 2021, a potem półfinały w kwietniu 2022 i finał w maju,
  • Rugby Europe wykłada kasę na podróże na mecze wyjazdowe oraz podróże sędziów, ale dla siebie bierze prawa reklamowe i planowane z rozmachem transmisje (w sumie koszty RE na pokrycie wyżej wymienionych celów są szacowane dla pierwszej edycji na ok. 300 tys. euro, a przychody planowane na ok. 500 tys. euro – za komercyjną stronę przedsięwzięcia odpowiada River Media Partners z Nickiem Chesworthem),
  • drużyny muszą być w pełni zawodowe z minimum 36 zawodnikami (w tym dziesięcioma U23 – musi być też drużyna młodzieżowa), co najmniej pięcioma zatrudnionymi pracownikami (wskazano funkcje), z szeroką bazą fanów, z lokalizacją zapewniającą odpowiednią liczbę kibiców i dobre połączenia lotnicze, a mecze rozgrywane na stadionie na minimum 5000 widzów z ekranem LED.

British & Irish Lions osiągnęli porozumienie z Premiership – władze ligi zgodziły się na zwolnienie zawodników przed otwarciem okienka międzynarodowego, niezwłocznie po zakończeniu przez poszczególne drużyny udziału w rozgrywkach ligowych. Ale jednocześnie przedstawiciele PRL odgrażali się, że przy kolejnych wyjazdach „Lwów”, zawodnicy Premiership nie będą zwalniani przed finałem rozgrywek. Jednocześnie kontuzje wyeliminowały kilku „pewniaków”: Joe’go Launchbury’ego i George’a Northa, a szanse Jonathana Sextona stawia pod znakiem zapytania trzeci już w tym roku uraz głowy. Ben Youngs, który z powodów osobistych nie pojechał z „Lwami” w 2017, także i w tym roku zapowiedział, że musi zostać w Anglii. Lions stracą też „szesnastego zawodnika”: bilety brytyjskich kibiców zostały anulowane – jeśli na meczach w ogóle pojawi się publiczność, to w niewielkiej liczbie.

Smutne wieści dotyczące kwalifikacji do Pucharu Świata 2023: zdecydowano o nierozgrywaniu tegorocznego Oceania Cup, który miał stanowić pierwszy etap eliminacji w rejonie Pacyfiku. Planowano rozegranie zawodów w Papui-Nowej Gwinei w drugiej połowie czerwca z udziałem pięciu drużyn (oprócz gospodarzy: Wyspy Cooka, Niue, Polinezja Francuska i Wyspy Salomona). Na przeszkodzie stanęło rozprzestrzenianie się pandemii w tamtym rejonie świata. W tej sytuacji do walki o kwalifikację na imprezę do Francji wytypowano spośród nich zespół najwyżej sklasyfikowany w rankingu World Rugby: Wyspy Cooka. Zagrają one o z przegranym z pojedynku między Samoa i Tonga o awans do play-off, gdzie przeciwnikiem będzie mistrz Azji.

W sumie o kwalifikacje do Pucharu Świata we Francji będzie walczyć tylko 35 drużyn: 15 z Afryki, po 7 z Europy i Ameryki oraz po 3 z Oceanii i Azji. Najwyżej notowane z aktualnego rankingu World Rugby ekipy, które takiej szansy nie dostały to Szwajcaria (28. miejsce), Niemcy (30. miejsce) i Polska (34. miejsce). Tymczasem w Afryce szansę dostał nawet Kamerun (101. miejsce)…

Jak to wszystko wygląda, można obejrzeć na diagramie, który przygotowałem na potrzeby Wikipedii: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:RWC_2023_Qualifier.svg.

Z planów letnich testów: Indyjski wariant koronawirusa uderzył w Fidżi, które wprowadziło ograniczenia w podróżowaniu. Spowodowało to odwołanie planowanej na lipiec wyprawy reprezentacji Irlandii, która miała tam rozegrać trzy mecze. Najprawdopodobniej także Walijczycy nie pojadą do Argentyny i Urugwaju – trwają rozmowy na temat ściągnięcia za to Argentyńczyków do Walii. Kłopoty mają też Francuzi z wyprawą do Australii – jadą, ale ponieważ drużyna będzie musiała poddać się dwutygodniowej kwarantannie program trzech testów został ścieśniony: 7, 13 i 17 lipca. Reprezentacja prawdopodobnie trafi do Australii w dwóch grupach (później dojadą gracze z zespołów występujących w finale ligi). Szkocja ma zagrać w lipcu przeciwko Rumunii i Gruzji.

Historia z piłkarską Superligą znalazła pewien (choć raczej niewielki) oddźwięk w rugbowych mediach. Ciekawy tekst mamy m.in. w The Guardian: Rugby union must learn lessons from European Super League fiasco. Przytoczono tam kilka wypowiedzi przedstawicieli klubów Premiership, podkreślających konieczność walki do końca (podczas gdy likwidacja spadków może tę walką nieco rozwodnić). Ale cóż, prasa prasą, a pieniądze pieniędzmi, nie mam dobrych przeczuć.

W czwartek przedstawiciele 26 nowozelandzkich regionów jednogłośnie zagłosowali za sprzedażą udziałów w komercyjnym ramieniu All Blacks amerykańskiej firmie Silver Lake Partners. 12,5% udziałów jest warte ok. 280 mln dolarów amerykańskich. Także i tu w tle pojawia się piłkarska Superliga, a część zawodników wprost wyraża sprzeciw. Słowa o sprzedaży duszy nowozelandzkiego rugby mieszają się z realnymi obawami, że inwestor będzie chciał zarobić jak najwięcej, a All Blacks czekają bezsensowne, pokazowe mecze, za dużą kasę. Pomysłodawcy bronią się potrzebami finansowymi związanymi z rosnącymi zarobkami graczy i niewielkim rynkiem telewizyjnym w Nowej Zelandii, a także pandemią. Faktycznie, sytuacja w Nowej Zelandii się zmienia – dotąd tutejsze gwiazdy wyjeżdżały z wysp dopiero na koniec kariery, nikt nie chciał tracić szansy przywdziania koszulki All Blacks. Teraz w Japonii duże pieniądze zarabia kilka gwiazd u szczytu swoich możliwości (w tym Beauden Barrett i Brodie Retallick), ale wyjeżdża także wielu perspektywicznych zawodników. Kto wie, być może decyzja regionów ma zapobiec początkowi schyłku All Blacks? Do finalizacji transakcji jest potrzebny kolejny krok – zgoda związku zawodowego rugbystów (NZRPA). A Australijczycy też szukają inwestora, bez którego bardzo trudno będzie im związać koniec z końcem.

Z nowinek transferowych: Kapitan reprezentacji Argentyny, Pablo Matera, żegna się z paryskim Stade Français i zagra na drugim końcu świata, dla nowozelandzkich Crusaders. Angielski Gloucester sięgnął po kolejne wzmocnienie ze wschodu. Do klubu dołączy zawodnik Krasnego Jaru Krasnojarsk, filar reprezentacji Rosji, Kirył Gotowcew (swoją drogą, medalista mistrzostw Rosji w zapasach). Worcester Warriors z kolei pozyskali wiązacza reprezentacji Tonga, Sione Vailanu. Młody gruziński obrońca Dawit Niniaszwili trafi do Lyonu. Odejście na emeryturę ogłosił reprezentant Szkocji i uczestnik British & Irish Lions z 2017, Tommy Seymour, przez ostatnie 10 lat w Glasgow Warriors. Yoann Huget musiał przejść operację ścięgna Achillesa i już jest pewne, że na boisko nie wróci (to miał być ostatni sezon jego kariery).

O innych ligach: Chorwacja

Z historią rugby w Chorwacji jest zamieszanie podwójne. Nie tylko to związane z rozpadem Jugosławii, ale także z dwoma kodami rugbowymi. Rugby w Jugosławii zaczęło się bowiem od rugby league, które w 1953 trafiło do Serbii. W styczniu 1954 powstał pierwszy klub rugby w Chorwacji – Mladost Zagrzeb. Pierwszym trenerem drużyny został Nikola Kopajtić, który wcześniej przebywał w Kanadzie, a jesienią 1954 Mladost zagrała pierwszy mecz z reprezentacją brytyjskich wojsk okupacyjnych z Austrii. Pierwsze mistrzostwa kraju odbywały się według reguł rugby league, dominującego w Serbii. Zmiana nastąpiła w 1964, gdy jugosłowiańska federacja postanowiła przyłączyć się do FIRA. Odtąd mistrzostwa toczono już według reguł rugby union, a kluby dotąd grające w league przeszły na popularniejszą na świecie odmianę kodu (rugby league potem jednak zaczęło się w Serbii odradzać). Reprezentacja Jugosławii zadebiutowała oficjalnie dopiero w 1968, meczem przeciwko Włochom, od razu w ramach rozgrywek FIRA. Najlepszy rezultat osiągnęła w nich w 1980, gdy zajęła drugie miejsce na drugim poziomie – rok później jednak spadła już poziom niżej. Ostatni mecz z udziałem Chorwatów rozegrała w 1991 przeciwko Czechosłowacji, a chwilę później kraj się rozpadł.

Pierwsze mistrzostwo Jugosławii (jeszcze w rugby league) przyznano w 1957 i wywalczył go serbski klub, Jedinstvo Pančevo, podczas gdy chorwacka Mladost Zagrzeb zajęła drugie miejsce. Rok później Mladost triumfowała, ale było to jedyne mistrzostwo Jugosławii tego pierwszego chorwackiego klubu – w kolejnych latach kilkakrotnie zajmowała drugie miejsce. Trzy kolejne sezony padły łupem Serbów – Partizanu Belgrad, a dwa ostatnie mistrzostwa w rugby league zdobyła chorwacka Nada Split (wcześniej wicemistrz w 1961). Po zmianie kodów, od 1964 Chorwaci dominowali. Od 1964 do 1981 Nada Split wygrała mistrzostwo ośmiokrotnie, a RK Zagrzeb sześciokrotnie. Tylko cztery razy w tym okresie po tytuł sięgnęło serbskie Dinamo Pančevo (za to aż siedmiokrotnie stawało na drugim stopniu podium). W latach 80. dominowała z kolei bośniacka drużyna Čelik Zenica, ale wicemistrzostwa zdobywały RK Zagrzeb i Nada Split. Dwukrotnie tylko Bośniacy oddali tytuły Partizanowi Belgrad (w tym ostatni z udziałem drużyn chorwackich w 1991) i raz chorwackiej Nadzie Split (1989). Równolegle były prowadzone rozgrywki o puchar Jugosławii i wygrywały w nich podobne drużyny, choć mniej było nieprzerwanych serii. Tylko raz, w 1986, po puchar sięgnęła drużyna ze Słowenii.

Niezależna chorwacka federacja rugby powstała w 1992 i w tym roku rozegrała pierwszy oficjalny test przeciwko Bośni i Hercegowinie. Chorwaci często sięgali po zawodników pochodzenia chorwackiego z Nowej Zelandii – najsłynniejszymi z nich byli były reprezentant Nowej Zelandii zarówno w rugby union jak i w rugby league Frano Botica, który pod koniec lat 90. dwukrotnie wystąpił w reprezentacji kraju, a także Matthew Cooper, który grał dla All Blacks m.in. przeciwko British & Irish Lions, a w ekipie Chorwacji tylko raz – i zdobył 24 punkty w meczu.

Rozgrywki ligowe w niepodległej Chorwacji rozpoczęto już w 1992 i zdominowała je niemal absolutnie Nada Split. Przez 30 lat istnienia zdobyła aż 25 tytułów mistrzowskich, w tym w nieprzerwanej serii od 2003 do 2018. Jest też aktualnym mistrzem kraju – wywalczyła tytuł w rozgrywkach zakończonych parę dni temu, 21 kwietnia. Są tylko trzy drużyny, które przerwały dominację Nady: w latach 90. i na początku XXI w. były to RK Zagrzeb i Makarska Rivijera, a w 2018 wspomniany najstarszy klub w Chorwacji, Mladost Zagrzeb (regularnie w ostatnich latach zdobywający tytuły wicemistrzowskie). Nieco bardziej urozmaicone były rozgrywki pucharowe, które Nada wygrała tylko 17-krotnie, Mladost z ostatnich sześciu edycji wygrała trzy, a sięgały po to trofeum kolejne dwie drużyny, Jadran i w 2019 RK Sinj. Finał pucharu w obecnym sezonie rozegrano w ten weekend: Nada pokonała RK Zagrzeb 33:12.

Ostatni sezon ligowy, toczony w rzeczywistości pandemicznej na przełomie 2020 i 2021, objął tylko sześć drużyn. Trzy (Nada, Mladost i Sinj) grały w I lidze, a kolejne trzy w II lidze. Rozgrywki na obu poziomach toczyły się systemem kołowym – każdy z każdym, mecz i rewanż, bez play-off. W pucharze wzięły udział tylko cztery drużyny, mieliśmy zatem tylko półfinały i finał. W dwóch ostatnich sezonach przedpandemicznych mieliśmy tylko I ligę z pięcioma zespołami – niezmiennie cztery chorwackie (Mladost Zagrzeb, RK Zagrzeb, RK Sinj i Nada Split) i jeden ze Słowenii (RK Ljubljana), rozgrywano też finały rozgrywek. II liga, licząca także pięć drużyn, ostatni raz pojawiła się w sezonie 2017/2018 z dwiema kolejnymi drużynami ze stolicy (Lokomotiva i rezerwy RK), a także drużynami z Makarskiej, Szybenika i Dubrownika (o oryginalnej nazwie, RK Invictus, którą jednak w tym roku porzucili).

Ale chorwacka liga to nie wszystko, na co można liczyć na arenie klubowej. W 2004 zainaugurowano klubowe rozgrywki międzynarodowe. Pierwsze trzy sezony rozegrano pod nazwą Interligi. W pierwszym roku liczyła 9 drużyn z trzech krajów postjugosłowiańskich (pięć pochodziło z Chorwacji, trzy ze Słowenii i jedna z Bośni i Hercegowiny). Pierwszym mistrzem została RK Ljubljana ze Słowenii, ale już w drugim sezonie wygrał RK Zagrzeb (ale na starcie było już tylko pięć drużyn), a w trzecim Nada Split. Od kolejnego sezonu 2007/2008 Interliga poszerzyła zasięg – pojawiły się w niej kluby z Serbii i Węgier, a rozgrywki otrzymały szyld RRC – Regional Rugby Championships. W pierwszym roku w lidze było 11 drużyn (po trzy z Chorwacji, Serbii i Węgier, po jednej ze Słowenii oraz Bośni i Hercegowiny), a mistrzem została Nada. Chorwaci zresztą zdominowali te rozgrywki – w ciągu dwunastu sezonów Nada wygrała je dziewięciokrotnie (w tym siedem pierwszych tytułów z rzędu), a ostatnie mistrzostwo, w 2019, zdobył Zagrebački Ragbi Savez, czyli wspólna ekipa klubów z Zagrzebia. Tylko dwukrotnie Chorwaci musieli uznać wyższość innych ekip – w 2015 triumfował bośniacki Čelik, a w 2016 słoweński RK Ljubljana.

Pierwsze dwa sezony tych rozgrywek rozgrywano w formule pucharowej (w drugim ekip było już 13, w tym występująca przez jeden sezon ekipa bułgarska), w 2009 wprowadzono podział na dwie grupy, których dwie najlepsze drużyny grały półfinały. Liczba drużyn się wahała, w szczytowym sezonie 2011/2012 w lidze zagrało ich aż 15 (nadal były trzy chorwackie drużyny, ale m.in. pojawiły się drużyny z Austrii i Grecji), podzielono je na trzy grupy, a play-off zaczynał się od ćwierćfinałów. Od tego momentu jednak liczba ekip zaczęła spadać. W sezonie 2014/2015 pojawiła się drużyna czarnogórska, ale drużyn w sumie było już tylko sześć (m.in. od paru lat nie było Słoweńców). Od sezonu 2016/2017 regularnie w lidze grało już tylko pięć drużyn, a w sezonie 2017/2018 ostatni raz zagrały drużyny serbskie. Ostatni rozegrany sezon to 2018/2019 z udziałem trzech ekip chorwackich i po jednej słoweńskiej i bośniackiej. Kolejny miał być sezon 2020, ale po rozegraniu jednego meczu rozgrywki przerwano. W stawce mieliśmy zobaczyć sześć drużyn, z czego cztery chorwackie, więc impreza coraz bardziej miała przypominać mistrzostwa tego kraju.

Kobiety w Chorwacji toczą regularne rozgrywki póki co tylko w siódemki, a żeńskie drużyny istnieją przy większych klubach męskich. W niedawno rozegranym turnieju w Sinj wzięły udział cztery ekipy, a triumfowała Nada Split.

Zapowiedzi

W kraju dzieje się sporo. Co prawda nie ma zaplanowanej kolejki Ekstraligi, ale rozegrane ma być zaległe spotkanie i to na najwyższym szczycie: Ogniwo Sopot podejmie Master Pharm Rugby Łódź. Jeśli łodzianie marzą o finale w domowych pieleszach, muszą wygrać. Poza tym w piętnastkach I liga (ostatni mecz ósmej kolejki, AZS AWF Warszawa – Wataha Zielona Góra), II liga (dwa mecze ze zdecydowanymi faworytami), centralne ligi juniorów i kadetów (w obu tych rozgrywkach ciekawie zapowiadają się mecze KS Budowlanych Commercecon Łódź z Juvenią Szkołą Gortata Kraków).

W siódemkach dwa turnieje mistrzostw Polski: piąty turniej kobiet w Krakowie i czwarty turniej mężczyzn w Sochaczewie. Ten ostatni – ostatni, decydujący o medalach, w tym sezonie pierwszych, które zostaną w naszym kraju rozdane.

Po weekendzie europejskim wracają zachodnioeuropejskie ligi. Osiemnasta kolejka angielskiej Premiership (m.in. mecze Bath – Bristol Bears czy Harlequins – Wasps) i dwudziesta trzecia francuskiej Top 14 (m.in. Racing 92 – Clermont, Montpellier – La Rochelle czy Tulon – Tuluza). Prawdziwe hity na południu: finały Super Rugby Aotearoa (Crusaders – Blues) i Super Rugby AU (Reds – Brumbies).

Poza tym odbędą się m.in. ćwierćfinały japońskiej Top League, mecze Rainbow Cup (8 spotkań o charakterze derbowym, w tym irlandzkie: Munster – Ulster i Connacht – Leinster), półfinały południowoamerykańskiej SLAR czy rewanże półfinałowe w rosyjskiej Lidze Stawok.

5 komentarzy do “Champions Cup dla Francuzów”

  1. Legia, Posnania, Arka Rumia i Białystok to pierwsza liga, a nie druga.

    Biorę się za czytanie bo w weekend działo się tyle że ogarnąłem jakieś 20%

    Odpowiedz
    • Dzięki, faktycznie. Inna sprawa, że irytuje mnie fakt nazywania drugiego poziomu ligowego I ligą itd., a dla czegoś, co powinno być I ligą, wymyślania jakichś ekscytujących nazw. Ale cóż, dziś pieniądz rządzi, marketing ma swoje prawa, kijem Wisły nie zawrócę 🙂

      Odpowiedz
      • Mnie tez to wkurza ale co zrobić;)

        Co do rozgrywek klubowych (na tym etapie czytania jestem;) ) to te warunki uczestnictwa klubów wg mnie wzajemnie się wykluczają. Jeśli kluby maja być w pełni zawodowe to raczej odpadają kluby z Gruzji, Portugalii, Belgii i Rumunii 😉 Te ligi chyba nie są w pełni zawodowe, tak samo jak liga hiszpańska czy rosyjska, ale tej ostatniej nie jestem pewien… Dość dawno czytałem o tych ligach na blogu i trochę mi z głowy wywietrzało.

        Odpowiedz
        • Z Gruzji ponoć ma być franszyza (ogólnokrajowa), być może podobnie z Portugalii. W Rumunii mamy kluby zawodowe, ale nie wiem, czy spełnią wymagania finansowe RE (Baia Mare kiedyś sygnalizowała problem z wymaganiami RE). Mam wrażenie, że większość drużyn w tym quasi-pucharze będzie miała charakter tworzonych odrobinę ad hoc franszyz z całego lub części kraju… Niekiedy półzawodowych – tj. z kontraktami tylko na okres gry w rozgrywkach, o ile RE na to pozwala.

          Odpowiedz
          • To raczej niezbyt fajna wiadomość. Ja wciąż czekam aż ktoś zorganizuje puchar europejski dla mistrzów krajowych. Każdy mistrz będzie mógł sie do niego zgłosić. Może to być nawet w systemie pucharowym żeby było mniej spotkań. Oczywiście mam na myśli kraje zrzeszone w RE. Z pewnością chętniej coś takiego bym obejrzał niż to dziwadło co teraz wymyślili. No i można byłoby kibicować polskiej drużynie na arenie międzynarodowej:)

            Wielkie brawa za diagram!!! Dobrze byłoby jeszcze przemycić wiadomość że tylko 35 drużyn zostało dopuszczonych do kwalifikacji. Niech świat się z nich śmieje. Im więcej śmiejących tym większe szanse że włodarze WR zostaną wreszcie zmuszeni do zmian w systemie kwalifikacji.

            Odpowiedz

Skomentuj Michał Dudek Anuluj pisanie odpowiedzi