Po ostatnim gwizdku

Czekam na ukazanie się nowej rugbowej książki Tony’ego Collinsa (zapowiadanej na grudzień), zastanawiam się nad ściąganiem niedawno wydanych historii rugby w Argentynie i Południowej Afryce, a tymczasem w ręce wpadła mi inna pozycja historyczna, wydana przed kilku laty. Historia zresztą wyjątkowa – to opowieść o momencie, w którym rugby uległo wichrom czasów, a potem powstało jak feniks z popiołów.

After the Final Whistle Stephena Coopera, nominowana do nagrody najlepszej sportowej książki roku (Sports Book Awards) w 2016, to w pewnym sensie kontynuacja innej pozycji tego samego autora, najlepszej rugbowej książki roku 2013, The Final Whistle. Tam autor opowiedział o losach 15 rugbystów Rosslyn Park, którzy nie wrócili z pierwszej wojny światowej. After Final Whistle to zamierzenie znacznie szersze. To opis losów rugby i rugbystów w trakcie pierwszej wojny światowej i bezpośrednio po niej. Włącznie z pierwszym turniejem, którzy można nazwać zmaganiami o rugbowe mistrzostwo świata (z bardzo niewielkim naciąganiem).

Tytuł sugeruje, że głównym tematem (albo przynajmniej jednym z dwóch równorzędnych głównych tematów) będą właśnie zmagania z 1919, o King’s Cup. W praktyce jednak zdecydowana większość książki odnosi się do pierwszej wojny światowej. Książka podzielona jest na 17 rozdziałów, z których dwa przygotowują czytelnika do wkroczenia w świat wojny, kolejnych 10 opowiada o losach rugbystów podczas zmagań wojennych (każdy z rozdziałów poświęcony innemu krajowi), a pięć ostatnich – o tym, co było dalej, w tym o triumfalnym turnieju (dwa rozdziały) i upamiętnieniu wydarzeń z lat 1914–1918.

Autor opowiada o wyjątkowym okresie w historii rugby. W krajach Zjednoczonego Królestwa, gdzie rugby było sportem głównie uczniów szkół prywatnych, młodzieży o wyższym statusie społecznym (choć niekoniecznie, czego dowodem chociażby Walia), wybuch wojny oznaczał niemal natychmiastowe zaprzestanie rozgrywek i zgłaszanie się zawodników na ochotnika do wojska. W wielu przypadkach całymi grupami. Książka pokazuje przede wszystkim właśnie te procesy: jak rugbyści zareagowali na wybuch wojny, a potem – jak na niej ginęli. Autor koncentruje się na ofiarach wojny, ale nie pomija także innych znaczących rugbowych postaci. Przedstawia krótko sylwetki tych ludzi, nie ograniczając się tylko do okresu wojny i dokonań frontowych – często sięga wcześniej, aby pokazać nam kim ci ludzie byli przed wojną, a niekiedy i wspomina o tym, co działo się z nimi po wojnie, o ile mieli szczęście ją przeżyć. I chwile, gdy gdzieś na zapleczu frontu dla wytchnienia albo przy angielskich szpitalach zbierano się, by jednak w rugby zagrać.

Rachunek strat z lat 1914–1918 jest przerażający – krwawe żniwo, jakie zebrała ta wojna w okopach nad Marną i Sommą, pod Ypres i na Gallipoli było wyjątkowo obfite. Niekończące się lata wojny pozycyjnej w okopach, niemal samobójcze powtarzające się ataki przeciwko karabinom maszynowym, broń chemiczna i wiele innych okrucieństw spod znaku Marsa, a na dodatek po tym wszystkim hiszpanka – to wszystko czyni ten okres wyjątkowo bolesnym. Autor nie skąpi informacji – wymienia dziesiątki, jeśli nie setki nazwisk, a jeszcze w słowie końcowym przeprasza, że tak wielu pominął. Wielokrotnie przewijają się wielkie postacie przedwojennego rugby, które do 1919 nie dotrwały – zwłaszcza Ronald Poulton-Palmer i Edgar Mobbs (kiedyś będący symbolicznym patronem zmagań Northampton Saints z Barbarians, a ostatnio – pucharu, o który walczą Anglicy z Australijczykami).

A po wojnie wyjątkowy turniej: ocaleli, którzy spędzili wojnę w okopach (a czasami w obozach jenieckich) zebrali się wiosną 1919 aby rozegrać turniej o wyjątkowe trofeum ufundowane przez miłośnika rugby – króla Jerzego V. Sześć drużyn (Wielka Brytania, Południowa Afryka, Nowa Zelandia, Australia, Kanada i RAF) grające każdy z każdym, a zwycięzcy (Nowa Zelandia) dodatkowo grający z Francją (choć puchar dostali przed tym meczem). Tu znowu spoglądamy na sylwetki uczestników tych zmagań i poznajemy ich przedwojenne i wojenne losy, a nade wszystko – dostajemy opis turnieju, jego organizacji i kluczowych spotkań.

Książką ma jedną główną wadę. Napisałem wyżej o mnóstwie informacji, o opisach poszczególnych rugbystów w okopach. Niestety momentami nazwisko goni tu nazwisko, zmieniają się jak w kalejdoskopie. Na dodatek trudno dostrzec w tych opisach jakiś konkretny plan i porządek, a ogląd całości czytelnik musi często tworzyć sobie sam, bo autor serwuje niewiele podsumowań i dość rzadko kusi się o jakieś syntetyczne podejście. Dlatego nawet dla historyka i miłośnika rugby zarazem jest to momentami lektura odrobinę męcząca. Poza tym szkoda, że autor praktycznie całkowitym milczeniem pominął rugbystów z innych krajów, które w tej wojnie też uczestniczyły (znajdziemy tam jeden akapit o pionierach rugby z Włoch i na tym koniec – ani słowa chociażby o Niemcach). Jasne, Cooper jest tu usprawiedliwiony faktem, że innych krajach rugby nie odgrywało takiego znaczenia jak w tych opisanych. Ale mimo to szkoda.

Jednak to potrzebna książka, zwłaszcza dla Anglików, Francuzów, Nowozelandczyków czy Australijczyków. Swoisty przewodnik po grobach i pomnikach – przemieszany z opisem wspaniałych chwil na boiskach. Wspomnienie, tak ważne zwłaszcza w momencie wydawania tej książki – sto lat po opisywanych wydarzeniach. Zresztą, ważne i dziś, i dla nas.

Stephen Cooper, After the Final Whistle: The First Rugby World Cup and the First World War, The History Press 2019 (dodruk, I wydanie 2015/2016), s. 244, ISBN 978-0-7509-6999-4 (https://www.thehistorypress.co.uk/publication/after-the-final-whistle/9780750969994/).

Dodaj komentarz