Leinster i La Rochelle oraz Budo i Ogniwo w finałach

W kraju emocjonowaliśmy się kolejnym występem reprezentacji siódemkowej kobiet (niestety dopiero piąte miejsce w turnieju w Stellenbosch) i meczami Ekstraligi, w których awans do finału zapewniły sobie w praktyce Budo 2011 i Ogniwo. Na świecie dwa chyba największe wydarzenia to wygrana Leinsteru nad Tuluzą w półfinale Champions Cup oraz zwycięstwo Anglii nad Francją na Twickenham w decydującym starciu kobiecego Pucharu Sześciu Narodów.

Reprezentacja Polski w rugby 7 kobiet / World Rugby Sevens Series

Nie tak miał wyglądać drugi turniej kwalifikacyjny do World Rugby Sevens Series w wykonaniu reprezentantek Polski. Na awans co prawda trudno było liczyć, ale dobrego wyniku wszyscy pożądaliśmy. Ten wypadł jednak znacznie poniżej oczekiwań – była walka, ale była też plaga kontuzji (straciliśmy trzy zawodniczki już w pierwszym meczu, ponadto niewiele grała Małgorzata Kołdej, od której sprinterskie obowiązki przejęła Julianna Schuster) i ostatecznie Polki w porównaniu do poprzedniego tygodnia spadły o jeszcze jedno oczko. Swoją drogą, grano na boiskach, które przypominały kartofliska jeszcze bardziej niż przed tygodniem, za to wpadki z transmisją były ciut mniejsze niż wtedy (tym razem nie dało się obejrzeć tylko początku pierwszego meczu Polek).

Pierwszy, najbardziej feralny mecz Polki zagrały z Hongkongiem. Nasze zawodniczki szybko wyszły na prowadzenie 7:0 po przyłożeniu Natalii Pamięty – w jakich okolicznościach, to wiedzą tylko dziewczyny, bo w kraju na transmisję wtedy jeszcze czekaliśmy. Gdy wreszcie ruszyła, było już 7:5. Pozostały czas pierwszej połowy Polski spędziły na swojej połowie – najpierw nie potrafiły z niej wyjść, a potem straciły piłkę, oddawały karnego za karnym i ostatecznie ta część spotkania skończyła się wynikiem 7:10. Na początku drugiej połowy boisko musiała opuścić Ilona Zaiszliuk. Mimo to Polki wróciły na prowadzenie, gdy wreszcie znalazło się miejsce na skrzydle i przebiła się tam Anna Klichowska. Jednak chwilę potem Polki straciły z kontuzjami i Klichowską (kostka), i Oliwię Strugińską (bardzo poważnie wyglądający problem z kolanem), i zostały na boisku w szóstkę. Co prawda powiększyły prowadzenie do stanu 17:10 po przyłożeniu Katarzyny Paszczyk, którą ładnie obsłużyła Julia Druzgała, ale rywalki wykorzystały osłabienie naszej ekipy i w ostatniej akcji (jedynej na naszej połowie w tej części spotkania) zagrały tak, jak chcielibyśmy oglądać naszą reprezentację i w efekcie mecz skończył się nieoczekiwanym remisem 17:17.

Kolejnymi rywalkami Polek były Meksykanki, najsłabszy zespół w grupie, wcześniej bardzo wysoko pokonany przez Chinki. W pierwszej połowie Polki dominowały absolutnie. Już w pierwszej akcji odzyskały piłkę po wznowieniu i Sylwia Witkowska zdobyła pierwsze przyłożenie. Nie pozwalały rywalkom z Ameryki na wyjście z własnej połowy i zdobywały kolejne przyłożenia – do swojego dorobku dorzuciły je Katarzyna Paszczyk, Julia Druzgała i Natalia Pamięta – i do przerwy prowadziły 22:0. Drugą połowę Polki zaczęły znakomicie: Julianna Schuster pięknym offloadem obsłużyła Małgorzatę Kołdej i zrobiło się 29:0. Potem Meksykanki pierwszy raz zepchnęły Polki na ich połowę, odzyskały piłkę i zdobyły punkty. Jednak nasze zawodniczki nie odpuszczały, szybką akcję zespołu skończyła Druzgała, potem indywidualny przebój zaliczyła Pamięta i ostatecznie wygrały 39:7.

O pierwszym miejscu w grupie decydował mecz z niezmiernie trudnymi rywalkami – Chinkami (rewanż za mecz o trzecie miejsce z poprzedniego turnieju). Polki zaczęły go znakomicie – świetne wyjście spod presji na własnej połowie i rajd przez całe boisko Sylwii Witkowskiej dały prowadzenie naszej drużynie 7:0. Jednak na tym punktowanie Polek się skończyło. Po długiej akcji Chinki przebiły naszą obronę i wyrównały. Potem po wznowieniu Polki były bliskie powtórzenia akcji z początku meczu, ale piłkę straciły i Chinki po błyskawicznej kontrze wyszły na prowadzenie 12:7. Na koniec pierwszej połowy świetny rajd zanotowała Julia Druzgała, ale została dogoniona przez rywalki. Drugą połowę Polki zaczęły od wygrania własnego wznowienia, ale potem straciły piłkę. Raz uratowała nas Katarzyna Paszczyk, drugi raz nie było już komu i zrobiło się 7:19. Polki walczyły, ale długi atak skończył się złym podaniem do Małgorzaty Kołdej, a Chinki pod koniec meczu znów zapunktowały i spotkanie skończyło się porażką 7:24.

Polki zajęły w grupie drugie miejsce dzięki lepszemu bilansowi małych punktów niż Hongkong i zagrały w ćwierćfinale z Czeszkami. Te znakomicie zaczęły mecz – już po pierwszej akcji było 0:5. Polki próbowały się odgryźć, ale niedokładność spowodowała stratę i zrobiło się 0:12. Nasze zawodniczki prześladowały właśnie niedokładne podania i wypuszczane piłki. Drugą połowę Polki zaczęły od akcji, która wreszcie mogła się podobać – przyłożyła Małgorzata Kołdej. Nie poszły jednak za ciosem, Natalia Pamięta zobaczyła żółtą kartkę, Czeszki po młynie rozrzuciły piłkę i powiększyły prowadzenie. Polki ostatnią szansę na odgryzienie się zmarnowały i ostatecznie przegrały 5:17. W efekcie wielki sukces Czeszek, a Polki zostały jedyną wśród kobiet drużyną, która nie powtórzyła awansu do czołowej czwórki tydzień po tygodniu.

Półfinał w zmaganiach o miejsca 5 do 8 przyszło Polkom rozgrywać z Kolumbią. Długo nasze dziewczyny nie potrafiły stworzyć zagrożenia, gra toczyła się w środku pola, a pomagaliśmy rywalkom niecelnymi podaniami. I to właśnie one zapisały pierwsze 7 punktów na swoim koncie. Na szczęście w ostatniej akcji pierwszej połowy wreszcie Polki weszły na pole 22 m rywalek, Julianna Schuster przedarła się na pole punktowe, a Julia Druzgała podwyższyła (co nie było oczywiste w tym turnieju) i było 7:7. W drugiej połowie Polki bardzo długo nie były w stanie wyjść ze swojej połowy, co Kolumbijki wykorzystały i znowu wyszły na prowadzenie 12:7. Dopiero wtedy Polkom udało się przedrzeć, Julianna Schuster po rajdzie przez całą długość boiska przyłożyła i podwyższenie Natalii Pamięty dało nam prowadzenie 14:12. A na dodatek faul Kolumbijki przy przyłożeniu pozwolił Polkom zachować piłkę i kontrolować grę do końcowej syreny (choć wybicie piłki w aut wyszło nieco rozpaczliwie).

W meczu o piąte miejsce rywalkami Polek ponownie były zawodniczki z Hongkongu. Lepiej zaczęły mecz rywalki: zdobyły pierwsze przyłożenie, potem wykorzystały błąd Polek na ich połowie i znów zaatakowały, ale w końcu nasze zawodniczki uzyskały inicjatywę. Nie udała się co prawda akcja prawym skrzydłem, ale moment później miejsce po lewej znalazła Julianna Schuster. Rywalki nie wykorzystywały naszych błędów, Polki przeciwnie – korzystały z ich wpadek i kolejne przyłożenie zdobyła Ilona Zaiszliuk, która wróciła do gry ostatniego dnia. Do przerwy było 14:5. Drugą połowę Polki zaczęły od dwóch przyłożeń (znów Schuster, a potem Julia Druzgała) i mecz był rozstrzygnięty. Dopiero na koniec spotkania rywalki zaatakowały, zdobyły przyłożenie, ale ostatecznie Polki wygrały 24:10 i zajęły piąte miejsce w turnieju.

Cóż, poniżej oczekiwań, ale choć i w drugim turnieju było sporo błędów po stronie Polek, momentami gra zaczynała wyglądać chyba nieco lepiej. Pozostaje mieć nadzieję, że wszystkie przygotowania są podporządkowane celowi nr 1 w tym sezonie, czyli turniejowi w Krakowie. Jednak pod względem sportowym szansy na awans do WRSS bardzo żal. Kolejne wyzwanie przed naszą drużyną: już za niespełna dwa tygodnie, starcie z najlepszymi na świecie w Tuluzie.

Awans do WRSS wśród kobiet wywalczyły gospodynie – Południowa Afryka wygrała drugi turniej, znów w finale zwyciężając Belgię (17:14). Wpadkę zaliczyły Chinki – znów przegrały w półfinale, tym razem z Belgijkami i musiały zadowolić się trzecim miejscem.

W męskim turnieju już pierwszego dnia niespodzianka: Chilijczycy pokonali zwycięzców turnieju sprzed tygodnia, Tongijczyków (22:19). Tonga mimo to awansowało od ćwierćfinałów, tam odprawiło z kwitkiem wysoko Hongkong, a w półfinale zmierzyło się z Niemcami – w meczu w praktyce decydującym o tym, kto wygra łączną kwalifikację. Tonga zwyciężyło 33:26, i choć w finale nieoczekiwanie przegrało z Belgią (26:28), to właśnie ekipa z Oceanii zagra w Londynie w turnieju z drużynami tegorocznego WRSS z miejsc 12–14 o awans do cyklu za rok. Znów poniżej oczekiwań Uganda – w fazie grupowej uległa Niemcom, natomiast w ćwierćfinale wyeliminowała ją Belgia. Niemcy z kolei przegrali mecz o trzecie miejsce, 12:19 z Chile.

Ekstraliga

Piętnasta kolejka naszej Ekstraligi zapowiadała się ciekawie – uwagę przyciągały zwłaszcza dwa starcia między zespołami z czołowej czwórki, które dla Budowlanych Lublin i Orkana Sochaczew stanowiły tak naprawdę ostatnie szanse, aby włączyć się do walki o finał.

Jako pierwsze spośród czołowych drużyn na boisko wybiegły w sobotę ekipy Edachu Budowlanych Lublin i Ogniwa Sopot. Gospodarze liczyli na zmniejszenie dystansu do czołówki, ale już w pierwszej akcji po 50:22 Wojciecha Piotrowicza zostali zepchnięci do głębokiej obrony. Wybronili się, ale kilka minut później Piotr Zeszutek przełamał ich obronę i było 7:0. Potem gra toczyła się właściwie wyłącznie na środku boiska, pomiędzy liniami 22 m. Punkty padały tylko z karnych – najpierw dwukrotnie trafił Piotrowicz (Ogniwo straciło jednak w tym okresie kontuzjowanego Thomasa Fidlera), a po ponad półgodzinie gry wreszcie licznik po stronie gospodarzy uruchomił Nkululeko Ndlovu. Pierwszą akcję na pole 22 m gości Budowlani wyprowadzili dopiero w doliczonym czasie pierwszej połowy – fantastyczny, daleki przekop Ndlovu na skrzydło wykorzystał do przyłożenia Piotr Skałecki i pierwsza połowa skończyła się wynikiem 8:13. Drugą połowę znów zaczęli od szybkiego przyłożenia goście (Zeszutek), ale gospodarze odpowiedzieli błyskawicznie drugim przyłożeniem Skałeckiego. Wynik 15:20 utrzymywał się długo – znów gra toczyła się w środku boiska, sopocianie szansę na kop z karnego zamienili na kop w aut (potem przegrany), z kolei z drugiej strony Ndlovu chybił słupów. Losy meczu zostały rozstrzygnięte dopiero na kwadrans przed jego końcem – najpierw na skrzydle przedarł się Dwayne Burrows, potem akcję Ogniwa skończył Piotrowicz (w sumie 19 punktów w meczu) i goście w praktyce zapewnili sobie wygraną. Lublinianie zaatakowali, zdobyli przyłożenie, byli bliscy kolejnego, ale losów meczu nie odwrócili – ostatecznie przegrali 20:34.

W niedzielnym szlagierze lider ligowej tabeli Budo 2011 Aleksandrów Łódzki grał z obrońcą tytułu mistrzowskiego Orkanem Sochaczew. Dla Sochaczewian to była ostatnia szansa na zachowanie szans na obronę tytułu i z impetem zaczęli mecz – choć gra wydawała się wyrównana, to sochaczewianie byli skuteczniejsi i po 30 minutach prowadzili 15:0 dzięki przyłożeniom Mateusza Pawłowskiego i Matiasa d’Avanzo oraz kopom Pietera Steenkampa. Dopiero wtedy Budo odpowiedziało świetną akcją skrzydłem dwóch filarów: linię obrony przebił Toma Mchedlidze, podał na offloadzie do Witalija Kramerenki, a ten zdobył przyłożenie (w tym meczu do swojego imponującego dorobku dorzucił potem jeszcze jedno). Pierwsza połowa skończyła się wynikiem 5:15. W drugiej połowie przewagę od początku mieli gospodarze – już po paru minutach i przyłożeniu Oleksandra Szewczenki (okupionym kontuzją) było 12:15. Kilku kolejnych okazji jednak nie wykorzystali, Kamil Brzozowski nie trafił też z karnego. Dominacja w maulach pozwoliła im wreszcie wyjść na prowadzenie na kwadrans przed końcem, ale wynik wciąż był na styku: 17:15. Orkan spróbował odwrócić losy meczu, ale na połowie gospodarzy przegrywał młyny. A w ostatnich paru minutach Budo przypieczętowało wygraną – zdobyło dwa kolejne przyłożenia (pierwsze znów po zabójczym maulu) i wygrało 29:15.

Juvenia Kraków odniosła tydzień po tygodniu drugie wysokie zwycięstwo na swoim boisku. Tym razem jeszcze wyższe niż w poprzednią niedzielę – pokonała Posnanię aż 94:7. Zaczęło się od świetnej akcji Riaana van Zyla i Michała Jurczyńskiego, który zaliczył pierwsze przyłożenie po powrocie do gry. A pierwsza połowa skończyła się wynikiem 35:0, m.in. dzięki dwóm przyłożeniom van Zyla. Juvenia co prawda popełniała błędy, darowała karne rywalom, ale ci mieli problem z wykopaniem piłki w aut, a ponadto nie radzili sobie w młynie. Po przerwie w ciągu 10 minut zrobiło się 56:0 i dopiero wtedy poznaniacy poważniej zagrozili polu punktowemu gospodarzy. Po dłuższym okresie naporu Bartosz Kubalewski piękną indywidualną akcją przedarł się na pole punktowe, ale potem taka akcja poznaniakom już się nie powtórzyła. Co prawda van Zyla (w sumie 26 punktów na koncie) na ostatnie pół godziny zmienił Grzegorz Gołębiowski, ale zastąpił go godnie – zaliczył hat-tricka przyłożeń i asystę.

Arka Gdynia jak na kolejce górskiej: wysoka wygrana nad Posnanią, wysoka przegrana z Juvenią, a teraz powrót do wygrywania. Tym razem gdynianie podejmowali na własnym stadionie Pogoń Awentę Siedlce. Od początku przeważali na boisku mimo kłopotów w młynie, a każdą możliwą okazję zamieniali na punkty – z karnych kopał Dawid Banaszek (raz trafił w słupek), a przyłożenia po szybkich akcjach zdobyli Radosław Rakowski i Szymon Sirocki. Do przerwy było 23:0, choć siedlczanie pod koniec tej części spotkania, mimo gry w czternastkę po chyba nieco zbyt pochopnej żółtej kartce, mieli swoją szansę. Co nie udało się przed przerwą, udało się po przerwie – ładnie przedarł się przez obronę gdynian Mamuka Czanczibadze. Potem jednak znów Arka miała przewagę, Banaszek dorzucał kopy z karnych (trafił dwie z czterech prób). Dopiero na kwadrans przed końcem Łukasz Korneć zdobył drugie przyłożenie dla siedlczan, ale to już tylko zmniejszyło straty. Na koniec spotkania wynik ustalił Rakowski – Arka wygrała 36:12.

Na trzy kolejki przed końcem wszystko w tabeli jest już właściwie jasne. Budo 2011 jest pewne gry w finale, a Ogniwu Sopot mogłaby to odebrać tylko nieprawdopodobna katastrofa. Podobnie ze składem meczu o trzecie miejsce – w praktyce niewiadomą jest tylko to, czy będzie rozegrany w Lublinie, czy Sochaczewie. A za tydzień próba generalna finału czyli mecz Ogniwa z Budo 2011.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Budo 2011 Aleksandrów Łódzki1567
2. Ogniwo Sopot1564
3. Orkan Sochaczew1550
4. Edach Budowlani Lublin1550
5. Lechia Gdańsk1436
6. Juvenia Kraków1528
7. Arka Gdynia1419
8. Pogoń Awenta Siedlce1514
9. Posnania1510
10. Up Fitness Skra Warszawa15–42

W I lidze rozegrano zaległy mecz z ósmej kolejki. Rugbyści AZS AWF Warszawa ulegli w nim Budowlanym Commerceconowi Łódź 13:59 (hat-trick przyłożeń Corne Pienaara). AZS AWF pogrzebał w ten sposób resztki nadziei na awans do półfinałów ligi, a łodzianie umocnili się na szczycie ligowej tabeli. Do końca fazy zasadniczej zostały dwie kolejki, przy czym pauzować w nich będą jeszcze łodzianie i Arka Rumia.

Heineken Champions Cup

Na pierwszy z półfinałowych pojedynków w Heineken Champions Cup czekała cała rugbowa Europa. W Dublinie starły się dwie potęgi, celujące w podwójne korony i aspirujące do tytułu najlepszych drużyn klubowych nie tylko w Europie, ale i na świecie: Leinster i Tuluza. Dość powiedzieć, że wśród 30 zawodników, którzy zaczęli grę z pierwszym gwizdkiem aż 11 wybiegło w pierwszych składach drużyn w niedawnym starciu Irlandii z Francją na tym stadionie, decydującym tak naprawdę o triumfie w Pucharze Sześciu Narodów. I podobnie jak marcu, także i tym razem górą byli Irlandczycy. Co prawda to Tuluza zaczęła spotkanie od ataków, ale po kwadransie gry prowadziła tylko 7:6, a wtedy straciła z żółtą kartką za zbicie piłki do przodu Thomasa Ramosa. Okres gry w przewadze gospodarze znakomicie wykorzystali. W ciągu 10 minut zdobyli trzy przyłożenia (dwa z nich w wykonaniu Jacka Conana, trzecie Dana Sheehana tuż po powrocie Ramosa na boisko, po nieszczęśliwym zbiciu piłki głową przez rywala), a byli bliscy czwartego (wyeliminowanego po TMO). Było 27:7, ale nadzieję gościom dało przyłożenie, którym zmniejszyli stratę do 13 oczek. W 50. minucie trener Tuluzy dokonał licznych zmian w młynie i goście zaczęli przeważać w tym elemencie. Odrobili 3 punkty po karnym, ale jeden z tych świeżych zmienników, Rodrigue Neti, zobaczył żółtą kartkę za atak na głowę Josha van der Fliera. I Leinster ponownie wykorzystał grę w przewadze do zdobycia dwóch przyłożeń, z których pierwsze zdobył sam poszkodowany van der Flier, i było już 41:17. Francuzi nie mieli już wielkich szans na odrobienie tych strat w ostatnim kwadransie. Zdobyli co prawda przyłożenie (Jacka Willisa na koniec meczu), ale Leinster wygrał 41:22 i zapewnił sobie pierwszy z dwóch planowanych w tym sezonie finałów. Francuzi są niezadowoleni z faktu, że pod koniec pierwszej połowy czerwonej kartki nie obejrzał Andrew Porter.

W drugim półfinale obrońcy trofeum, La Rochelle, grali z ostatnią angielską drużyną pozostałą w pucharach – Exeter Chiefs. Anglicy otwarli wynik tego meczu po przyłożeniu Sama Simmondsa, ale potem na boisku rządzili Francuzi – w pierwszej połowie zdobyli cztery przyłożenia, na początku drugiej piąte i mecz był w praktyce rozstrzygnięty (La Rochelle prowadziło 33:7). Chiefs zerwali się jeszcze do walki, zdobyli kolejne trzy przyłożenia, ale dwa z nich padły za późno, w ostatnich minutach meczu, a i gospodarze nie zapomnieli jak punktować. Mecz skończył się wygraną La Rochelle 47:28 i trzecim z rzędu awansem tej drużyny do finału Champions Cup. Nie udało się Chiefs powtórzyć sukcesu sprzed trzech lat i kto wie, kiedy nadarzy się kolejna taka okazja – po tym sezonie czeka klub rewolucja w składzie, a póki co mówi się głównie o odejściach gwiazd, a nie wzmocnieniach.

W finale powtórka sprzed roku – starcie Leinsteru z La Rochelle.

European Rugby Challenge Cup

W sobotę w „brytyjskim” półfinale drugiego europejskiego pucharu, Challenge Cup, spotkały się ekipy Scarlets i Glasgow Warriors. Górą byli goście, którzy w Llanelli odnieśli zwycięstwo 35:17. Zawdzięczają je przede wszystkim grze w drugiej połowie. Co prawda bardzo szybko otworzyli wynik przyłożeniem, ale to była ich jedyna zdobycz punktowa w pierwszej odsłonie, którą przegrali 7:14. Zaraz na początku drugiej połowy wyrównali, Scarlets moment później jeszcze odskoczyli na trzy punkty po karnym Sama Costelowa. Glasgow jednak wykorzystało przewagę jednego zawodnika po żółtej kartce, zdobyło przyłożenie, parę minut później kolejne i było 28:17. Walijczycy rzucili się do ataków, ale nie zdołali zdobyć punktów, a na koniec meczu Szkoci przypieczętowali zwycięstwo swoim piątym przyłożeniem. Dla Glasgow Rangers już awans do półfinału europejskiego pucharu był historycznym sukcesem – awans do finału to kolejny pierwszy krok w historii tej drużyny.

Z kolei na południu Tulon grał z włoskim Benettonem. Włosi cieszyli się z pierwszego w historii półfinału europejskiego pucharu, ale to było wszystko, na co było ich stać. W Tulonie gospodarze nie dali im szans. Już po czterech minuty gry Sergio Parisse kopem (!) uruchomił Duncana Paia’auę i było 7:0. Moment później co prawda stracili z czerwoną kartką kapitana Charles’a Ollivona, ale nim minął kwadrans prowadzili już 17:0. Wynik na początku drugiej połowy, gdy siły wyrównały się na 10 minut, ustalił z karnych Dan Biggar – Tulon wygrał 23:0. Włosi mimo przewagi jednego zawodnika przez niemal cały mecz, mimo przewagi w terytorium i posiadaniu piłki, nie zdobyli ani jednego punktu.

W finale zobaczymy zatem starcie Glasgow Warriors z Tulonem.

Super Rugby Pacific

Jednym z dwóch największych hitów dziesiątej kolejki Super Rugby Pacifik było transtasmańskie starcie Brumbies z Hurricanes, dwóch ekip z czołówki ligowej tabeli. To był zacięty pojedynek, a wynik bardzo długo był na styku. Australijczycy wyszli na prowadzenie po przyłożeniu Nicka Frosta (zainicjowanym fantastycznym akcją Corey’a Toole’a), a gdy stracili dwa przyłożenia ten sam Frost doprowadził do wyrównania dzięki przechwytowi na własnej linii 22 m. W drugiej połowie obie ekipy szły łeb w łeb, aż na 10 minut przed końcem Hurricanes odskoczyli na dystans 13 punktów dzięki przyłożeniu Aidana Morgana (wcześniej zapunktował Ardie Savea po pięknej, błyskawicznej kombinacji z młynarzem Asafo Aumuą na skrzydle, rozpoczętej jednak kontrowersyjnie rozegranym autem: https://twitter.com/i/status/1651852366227050497). Brumbies zredukowali stratę do 8 punktów po przyłożeniu Toole’a, a już po końcowej syrenie ratowali przynajmniej bonus defensywny karnym i ostatecznie Hurricanes wygrali 32:27.

Drugim szlagierem były nowozelandzkie derby pomiędzy Chiefs i Crusaders. Liderzy tabeli i zarazem gospodarze pozostali jedyną niepokonaną ekipę w stawce po wygranej 34:24 z obrońcami tytułu. Zwycięstwo zawdzięczają w dużej mierze Damianowi McKenziemu. Stracili przyłożenie już po paru minutach gry, ale po karnych swojego łącznika ataku prowadzili do przerwy 12:7, a krótko po przerwie właśnie McKenzie miał udział w przyłożeniu Brodiego Retallicka, po którym było 19:7. Crusaders zdołali wrócić na prowadzenie po dwóch przyłożeniach (jednym karnym, drugim kontrowersyjnym). Co prawda McKenzie dorzucił trzy punkty po stronie gospodarzy i dał im jednopunktową przewagę, ale tym samym odpowiedział Richie Mo’unga i na 10 minut przed końcem było 22:24. I znów McKenzie otworzył drogę do przyłożenia koledze z drużyny, a na sam koniec Chiefs zdobyli kolejne 7 punktów i ostatecznie drugi raz w tym sezonie pokonali Crusaders.

Poza tym:

  • co nie udało się Brumbies, zrealizowali Waratahs, którzy pokonali nowozelandzkich Highlanders 21:20 (do ekipy z Sydney wróciło sporo podstawowych graczy; Waratahs długo w tym meczu prowadzili i choć stracili to prowadzenie na kwadrans przed końcem, odzyskali je na kilkadziesiąt sekund przed wybiciem 80. minuty; dla drużyny z Dunedin to druga z rzędu porażka w Australii – tydzień temu nieoczekiwanie przegrali z Western Force; warto obejrzeć pierwsze przyłożenie meczu w niesamowitym wykonaniu Izai Peresego: https://twitter.com/i/status/1651890902955163648);
  • Fijian Drua nie wykorzystali atutu swojego boiska i ulegli Blues 14:30 (pierwsza przegrana Fidżyjczyków u siebie w tym sezonie;
  • Moana Pasifika w Auckland przegrała z Reds 33:43 (aż trzy żółte kartki wyspiarzy w pierwszych 50 minutach, po których przegrywali 5:33 – potem jednak tuż przed wybiciem 80. minuty zredukowali stratę do stanu 33:38, ale ostatnie słowo należało do Monty’ego Ioane);
  • Reds pokonali w wewnątrzaustralijskim starciu Western Force 31:17 (świetna postawa kapitana drużyny z Queenslandu, Tate’a McDermotta, który miał znaczący udział w dwóch pierwszych przyłożeniach swojej drużyny).

W tabeli na czele bez wielkich zmian (z czołowej trójki wypadli Crusaders, ale pozostali w gronie pięciu drużyn dominujących nad resztą stawki). Od 6. do 11. miejsca wszystko się kotłuje i w walce o awans do czołowej ósemki wszystko tu jest możliwe – w tym momencie swoją pozycję polepszyły ekipy Reds i Waratahs, natomiast Fidżyjczycy spadli na przedostatnie miejsce (dwa ostatnie miejsca w lidze zajmują wyspiarze).

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Chiefs940
2. Brumbies932
3. ↑Hurricanes931
4. ↑Blues930
5. ↓↓Crusaders928
6. Reds919
7. ↑↑↑Waratahs917
8. ↓Highlanders915
9. ↑↑Rebels914
10. ↓↓Western Force913
11. ↓↓Fijian Drua913
12. Moana Pasifika92

Z kraju

Poznaliśmy pierwszych przeciwników polskich reprezentacji w rozgrywkach Rugby Europe Sevens. Pierwsze turnieje mistrzostw Europy z udziałem naszych zawodników zaplanowano w czerwcu: panie w grupie Championship zaczną rozgrywki w weekend 9–11 czerwca w portugalskim Algavre, a panowie na poziomie Trophy w weekend 16–18 czerwca w Zagrzebiu. I tak, rywalkami Polek w fazie grupowej w Portugalii będą Belgia, Czechy i Rumunia, natomiast Polaków w Chorwacji – Luksemburg, Dania i Ukraina. Podobnie wśród młodzieży (U18) – dziewczęta grają w Championship, a chłopcy w Trophy. Turniej w grupie mistrzowskiej odbędzie się w połowie lipca w Pradze, a Polki w grupie zmierzą się z Irlandkami i Angielkami. Z kolei mistrzostwa Europy w grupie Trophy ponownie odbędą się w Ząbkach (weekend 21–23 lipca), a Polacy zagrają w grupie z Chorwacją, Węgrami, Bułgarią oraz Bośnią i Hercegowiną.

Czasu do tych siódemkowych rozgrywek zostało niewiele. Nowy trener reprezentacji Polski w rugby 7 mężczyzn powołał skład na swój pierwszy turniej w litewskich Szawlach, organizowany za dwa tygodnie. Szeroki wybór, aż 24 zawodników, w większości młodych (choć znalazło się też miejsce dla Szymona Sirockiego). Największa grupa jest z Juvenii (aż siedmiu graczy), zaś tylko jeden zawodnik ze świeżo upieczonego mistrza Polski (Patryk Popek; cóż tamtejsi Litwini zapewne zagrają w tym turnieju przeciwko nam). Nie ma żadnego kadrowicza Chrisa Hitta.

W siódmym turnieju Polskiej Ligi Rugby 7 wyjątkowa frekwencja – w Częstochowie zmierzyło się ze sobą aż 12 drużyn, w tym reprezentacja Polski w kategorii U18 i świeżo upieczeni mistrzowie Polski w tej odmianie rugby, Tytan Gniezno. I to właśnie Polska reprezentacja juniorów wygrała turniej, w finale ogrywając 24:12 zespół Politechniki Gdańskiej Ogniwa Sopot. Tytan zajął trzecie miejsce, a czwarte RK Unisław. Gospodarze skończyli zawody na piątym miejscu.

W Krakowie odbywały się mecze centralnej ligi kadetów. Swoją dominację w rywalizacji szesnastolatków potwierdził Orkan Sochaczew, który wygrał kolejne dwa mecze (jest niepokonany w tym sezonie) i to bardzo wysoko: 94:19 z Budowlanymi Łódź i 45:0 z gospodarzami turnieju, Juvenią. Do rozegrania pozostały jeszcze dwie kolejki spotkań i wiele wskazuje na to, że w finale mistrzostw Polski Orkan zagra z Lechią Gdańsk.

Ze świata

Supermecz w supersobotę na Twickenham – w kobiecym Pucharze Sześciu Narodów, tak jak męskim, nie ma finałów, ale tak się złożyło, że to pojedynek ostatniej rundy decydował o końcowym zwycięstwie. I nie dość, że rozegrano go w fantastycznej oprawie (aż 58,5 tys. widzów na stadionie – rekord w historii kobiecego rugby), to jeszcze miał niesamowity przebieg. Pierwsza połowa toczyła się pod dyktando będących faworytkami gospodyń – zdobyły aż pięć przyłożeń (z czego jedno zaliczyła Marlie Packer, kapitan zespołu, o której zdrowie przed spotkaniem mocno się obawiano), m.in. wykorzystując podwójne osłabienie Francuzek po żółtych kartkach w końcówce tej odsłony spotkania. Było 33:0 i zanosiło się na kolejny pogrom w wykonaniu Angielek. Jednak Francuzki po przerwie były inną drużyną. Prowadzone przez kończącą tym meczem swoją piękną karierę Jessy Trémoulière zaczęły odrabiać straty i to one w tej połowy zapisały na swoje konto 33 punkty. Angielki jednak zdobyły w tej połowie przyłożenie i pogoń Francuzek pozwoliła im tylko zmniejszyć stratę do pięciu oczek. Angielki, ostatni raz pod kierownictwem trenera Simona Middletona wygrały 38:33, zdobywając drugiego wielkiego szlema z rzędu.

W meczu Włoszek z Walijkami po półgodzinie mieliśmy remis 10:10, ale potem punktowały już tylko Walijki, które wygrały spotkanie 36:10, zapewniając sobie trzecie miejsce w turnieju (najlepsze od kilkunastu lat). Czwarte zajęły Szkotki po wygranej w kończącym turniej meczu z Irlandkami dokładnie takim samym stosunkiem punktowym (Irlandki z kompletem porażek ostatnie).

Cztery spotkania rozegrano w ramach Rugby Europe International Championships – na poziomach Conference 1 i 2. W grupie północnej Conference 1 swój ostatni mecz w tym sezonie zagrali Czesi, którzy dopełnili kompletu zwycięstw, pokonując na wyjeździe Łotwę 43:7. Znów mieliśmy tu polskiego arbitra na arenie międzynarodowej – mecz w Rydze poprowadził Dominik Jastrzębski. Warto zwrócić uwagę, że w składzie gospodarzy zobaczyliśmy aż 50-letniego filara Guntisa Ciršę. Do rozegrania w tej grupie pozostał już tylko jeden mecz, między zajmującymi ostatnie miejsca Węgrami i Łotwą. Rozegrano tu dotąd zaledwie trzy spotkania, pozostałych sześć zostało odwołanych i rozstrzygniętych przy zielonym stoliku (część drużyn nie chciała jechać do Mołdawii, inne wyjazdy odwoływano z przyczyn ekonomicznych). Także przedostatni mecz rozegrano w grupie południowej Conference 1 – tu Bułgaria pokonała Słowenię 39:19. Bułgarzy, będący beniaminkiem na tym poziomie, odnieśli trzecie zwycięstwo w trzecim meczu i jeśli w ostatnim spotkaniu pokonają na wyjeździe Cypr (albo chociaż zdobędą defensywny punkt bonusowy), zajmą pierwsze miejsce w grupie.

W Conference 2 w grupie północnej w meczu drużyn z wyłącznie porażkami na koncie Andora pokonała Norwegię 26:6. Mecz przerwano pod koniec pierwszej połowy z powodu intensywnego gradu, ale udało się go skończyć z opóźnieniem. Pozostał do rozegrania tutaj mecz Norwegii z Danią, ale już wiadomo, że grupę wygrała Finlandia. W grupie południowej Bośnia i Hercegowina przegrała 12:40 z Serbią. Serbowie z kompletem trzech wygranych zdecydowanie wygrali rozgrywki. Tu pozostało już tylko spotkanie dwóch ekip dotąd bez wygranej, Czarnogóry z Turcją.

Zainaugurowano rozgrywki Asia Rugby Championship w sezonie 2023. Tym razem będą toczyć się na trzech poziomach, a nie czterech, po tym jak rok temu wycofanie się wielu drużyn z rywalizacji uczyniło rozgrywki mocno kadłubowymi. W ten weekend rozpoczęto w katarskiej Dosze turniej trzeciego poziomu (Dywizji 2). W pierwszym meczu gospodarze, z kadrą w dużej mierze złożonej z ekspatów, wygrali z Indiami 32:7, mimo że do przerwy to goście prowadzili 7:5. Trzecią drużyną w stawce jest Kazachstan, który zagra z Indiami już w środę.

W przedostatniej kolejce fazy zasadniczej Pro D2 najbardziej zacięta walka toczyła się o drugie miejsce, dające awans wprost do półfinału – to, kto będzie pierwszy i kto będzie w pierwszej szóstce, było już wcześniej przesądzone. Kolejno nadzieja rosła w sercach kibiców Nevers (21:17 z Agen w czwartek; nieoczekiwaną atrakcją było odcięcie prądu na stadionie na ponad 20 minut w drugiej połowie), Vannes (27:23 z Colomiers w piątkowe popołudnie), ale wszystkich na razie pogodziło grające w sobotni wieczór z Biarritz Grenoble, które wygrało swój mecz 35:26 i obroniło pozycję wicelidera. Swoją drogą, pokonany w tym meczu spadkowicz z Top 14 może zmienić właściciela – ponoć mocno skonfliktowany z władzami miasta Louis-Vincent Gave wystawił go na sprzedaż. W dole tabeli Carcassonne miało szanse opuścić przedostatnią pozycję, ale w meczu z bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie, Montauban, przegrało 23:28. Jednak wciąż jeszcze ma szansę na uratowanie ligowego bytu. A lider tabeli, Oyonnax, pokonał 33:5 zdegradowane już, ostatnie w tabeli Massy.

Ostatnią rundę rozegrano w angielskiej drugiej lidze czyli Championship (w przeciwieństwie do Francuzów nie ma tu play-off). Na szczycie bez zmian – Jersey Reds, którzy awansowali na pierwsze miejsce po przedostatniej kolejce, w ten weekend je obronili zwyciężając 43:15 Ampthill. W tej sytuacji wygrana Ealing Trailfinders nad Doncaster Knights (35:14) nic już londyńczykom nie dała. Koniec sezonu trochę smutny, bo zwycięzca ligi nie awansuje do Premiership. Ligowy byt uratowali London Scottish, którzy niemal cały sezon okupowali ostatnie miejsce, ale w poprzedniej kolejce po zwycięstwie nad Richmond zepchnęli swych rywali na dno, a w ten weekend nie czekali na korzystny zbieg wyników, ale na starcie kolejki pokonali Nottingham 20:19, pozbawiając Richmond szans na wydobycie się z ostatniej lokaty.

W Currie Cup drugą porażkę w sezonie odnieśli przewodzący dotąd stawce obrońcy tytułu, Pumas, którzy ulegli 10:26 Lions. Ich potknięcie wykorzystali wiceliderzy, Cheetahs, którzy wygrali z Griffons 33:10. Zresztą w niecodziennych okolicznościach – mecz zaczęto z opóźnieniem, przerwano po niespełna minucie, gdy na stadionie zgasły światła, a potem trudno go było wznowić w fatalnych warunkach pogodowych. Ostatecznie rozegrano go z kilkugodzinnym poślizgiem. Poza tym w tej kolejce Sharks wygrali z Griquas, a Western Province z Bulls. Na drugim poziomie, w Mzansi Challenge, m.in. kolejna wygrana San Clemente Rhinos (tym razem 31:25 z Goshawks z Zimbabwe), a pojedynek Simbas z Eastern Province skończył się porażką Kenijczyków 7:18.

W Major League Rugby w ten weekend dwa spotkania zapowiadały się wyjątkowo ciekawie – mecze ekip z czołówek na wschodzie i zachodzie. Na wschodzie New England Free Jacks powiększyli przewagę nad resztą stawki po wygranej nad New York Ironworkers 8:0 (na drugie miejsce wskoczyło tutaj NOLA Gold po wygranej z Toronto Arrows, trzecie jest Old Glory DC, a nowojorczycy spadli na czwartą lokatę). Na zachodzie także wygrana lidera – San Diego Legion wygrał z Houston SaberCats 26:19 (drudzy są Seattle Seawolves – dzięki wygranej z Dallas Jackals zepchnęli Houston na trzecie miejsce).

W Super Rugby Americas solidarne zwycięstwa trzech czołowych drużyn: Peñarol wygrał z American Raptors 50:37 (choć do przerwy przegrywał), Dogos pokonali Selknam 19:11, a Pampas wygrali z Cobras 38:14. Z kolei gruziński Black Lion rozegrał czwarty mecz w Ameryce Południowej z drużyną Sudamérica XV. W kombinowanej reprezentacji kontynentu byli Argentyńczycy, Urugwajczycy, Chilijczycy, Kolumbijczycy i jeden Brazylijczyk. W Montevideo górą byli gracze z Południowej Afryki – wygrali 28:24 dzięki skuteczniejszemu egzekwowaniu podwyższeń.

Kończy się runda zasadnicza w walijskiej Premiership. Do rozegrania za tydzień pozostały już tylko trzy zaległe mecze, które nie zmienią niczego zasadniczego w rozstrzygnięciach sezonu, ale zadecydują o rozstawieniu drużyn w półfinałach ligi. Już wcześniej pewne awansu do półfinałów były Cardiff, Llandovery i Merthyr, a teraz awans zapewnił sobie Newport. Zdobył go dzięki walkowerowi za mecz z Llanelli, bo ta ekipa, ostatnia w lidze, która zapowiedziała wycofanie się z rozgrywek w przyszłym sezonie, ale obiecywała dogranie do końca tego, dwa ostatnie mecze oddała bez walki – wskutek licznych absencji nie mogła zebrać składu. Walczące z Newportem o awans Ebbw Vale przegrało z Cardiff.

Trzecią rundę play-off w gruzińskiej lidze Didi 10 stanowił półfinał, w którym decydowało się, kto zmierzy się w finale z Charebi Rustawi. Zagrały się w nim najlepsza drużyna sezonu zasadniczego, Lelo Tbilisi, i obrońcy tytułu mistrzowskiego, Batumi (dopiero czwarte w głównej części sezonu). Awans wywalczyło Batumi, które wygrało to starcie 34:17.

W najciekawszym meczu rumuńskiej Liga Națională de Rugby spotkały się dwie dotąd niepokonane drużyny z grupy obejmującej najlepsze ekipy – Steaua Bukareszt pokonała Timișoarę 31:28. Sporo kartek (bodajże aż sześć), Steaua w drugiej połowie nawet chwilę grała w trzynastkę i w tej części spotkania o mało nie zmarnowała 17-punktowego prowadzenia. W drugim meczu tej grupy wreszcie pierwsze zwycięstwo obrońców tytułu mistrzowskiego – Știința Baia Mare pokonała zdecydowanie odstającą od reszty drużyn w tej grupie Universitateę Kluż 71:7.

Kobiece rozgrywki w Australi, Super W, wkroczyły w decydującą fazę. Zdecydowanym faworytem rywalizacji były zawodniczki Waratahs, które seryjnie zwyciężały w poprzednich edycjach turnieju i dopiero rok temu zostały nieoczekiwanie powstrzymane w finale przez Fijiana Drua. W tym sezonie wszystko wskazywało na to, że zawodniczki z Sydney powrócą na szczyt – w fazie zasadniczej wygrały wszystkie mecze. W półfinale mierzyły się z Fijiana Drua, które dla odmiany miały kiepski sezon (czwarte miejsce w sezonie zasadniczym, dwa zwycięstwa i trzy porażki). I doszło do niespodzianki: Fidżyjki w tym kluczowym spotkaniu zmobilizowały się i wygrały 20:17. Ich rywalkami w finale będą panie z Queenslandu, które wygrały z Brumbies w drugim półfinale 23:20.

W afrykańskich mistrzostwach U20 czyli Barthés Trophy rozegrano decydujące spotkania. W półfinałach Zimbabwe bardzo wysoko pokonało Tunezję (60:6), a gospodarze, czyli Kenia, ograli Namibię 24:13. Kenijczykom nie udało się świetnej passy pociągnąć do końca – po triumf w turnieju sięgnęło Zimbabwe, które wygrało w finale z gospodarzami 28:7, mimo że ostatnie pół godziny grało w czternastkę. Trzecie miejsce dla Namibii po wygranej 25:20 nad Tunezją (Tunezyjczycy prowadzili 20:3 a decydujące przyłożenie stracili w ostatniej akcji po koszmarnym błędzie obrońcy: https://youtu.be/RJJNHA6-h5o?t=25272).

Kontuzja Siyi Kolisiego odniesiona przed tygodniem okazała się na tyle poważna, że pod znakiem zapytania stanął jego udział w tegorocznym Pucharze Świata (absencja ma potrwać od 4 do 9 miesięcy, choć po operacji wszyscy są dobrej myśli).

Sezon 2023/2024 w europejskich pucharach zbliża się do końca – wkrótce finały w Dublinie. Tymczasem EPCR ogłosiło, gdzie zostaną rozegrane finały europejskich pucharów w kolejnym sezonie – ich areną 24 i 25 maja 2024 będzie stadion Tottenhamu w Londynie.

Federacja australijska ogłosiła wyniki finansowe za ostatni rok – wykazała ponad 8 mln dolarów australijskich dochodu, co jest przyjemną odmianą po kilku latach ciągłych strat. Wykonano sporo pozytywnej pracy, ale znaczenie ma też obcięcie wynagrodzeń w kontraktach zawodników. A przed Australijczykami nadzieja na tłuste lata – w 2025 wizyta British & Irish Lions, a w 2027 męski Puchar Świata. Ten wynik oznacza, że jest kasa na ściąganie graczy z NRL, a ci ponoć sami pukają do drzwi RA. Z kolei federacja z Nowej Zelandii ma stratę finansową za rok 2022 – aż 47,5 mln dolarów nowozelandzkich. Jednak jej skarbnik tłumaczy to celową inwestycją w kobiece rugby (z Pucharem Świata na czele) i zwraca uwagę, że rezerwy finansowe znacznie wzrosły.

RFU obawia się odejścia z kraju świetnego skrzydłowego Anthony’ego Watsona – Leicester Tigers nie mają już budżetu w ramach salary cap i istnieje ryzyko, że Watson wyprowadzi się za granicę i nie będzie w związku z tym mógł być powoływany do reprezentacji Anglii. Pojawił się jednak pomysł, aby RFU podpisało pierwszy w historii centralny kontrakt treningowy bezpośrednio z zawodnikiem, aby uniknąć takiego ryzyka.

Grupa badaczy z Australii ogłosiła na łamach Journal of Science and Medicine in Sport wyniki badań dotyczących wpływu noszenia miękkich rugbowych kasków na ryzyko doznania wstrząśnienia mózgu i innych kontuzji podczas uprawiania rugby – z ich ustaleń wynika, że kaski takiego ryzyka nie zmniejszają. Badania prowadzono wśród młodzieży, przez 2 lata obserwując 400 zawodników i zawodniczek. Więcej informacji: https://www.sciencedirect.com/science/article/abs/pii/S1440244021005326.

Jurie Roux, były prezes federacji południowoafrykańskiej, przegrał w kolejnej instancji sprawę sądową o defraudację funduszy uniwersytetu w Stellenbosch. Sąd Najwyższy Prowincji Przylądkowej podtrzymał wyrok nakazujący mu zwrot uniwersytetowi 37 mln randów.

Przed nami Puchar Świata, a już tydzień temu czuli się jak gdyby go zdobyli zawodnicy nowozelandzkiej drużyny Hornby z Christchurch – wygrali swój pierwszy mecz od czterech lat (nad lokalnym rywalem, Oxfordem).

Rosyjska agencja Interfaks podała, że tamtejsza federacja próbuje zorganizować jesienią mecze reprezentacji Rosji z drużynami z Południowej Afryki. Ciekawe jest zdanie: „główna reprezentacja [Południowej Afryki] nie może z nami grać z powodu sankcji”. Cóż, zaklinanie rzeczywistości: po pierwsze to okres Pucharu Świata, a po drugie trudno pomyśleć, aby Springboks w ogóle myśleli o grze z tak nisko notowanym rywalem.

Z wieści transferowych:

  • zakończenie kariery ogłosił Greg Laidlaw, rekordzista reprezentacji Szkocji w liczbie meczów w roli kapitana (od kilku lat grający w Japonii);
  • buty na kołku wiesza też wieloletnia podpora i kapitan Sale Sharks, Południowoafrykańczyk Jono Ross;
  • kto wie, czy w jego ślady nie pójdzie (ale raczej po Pucharze Świata) Alun Wyn Jones – jego ostatni wpis na Twitterze, sugerujący pożegnanie z Ospreys, wywołał spekulacje z tym związane;
  • reprezentant Południowej Afryki Willie Le Roux odchodzi z Toyoty Verblitz, nie wiadomo jednak jeszcze, gdzie będzie grać w przyszłym sezonie;
  • Montpellier po ekscesach w wykonaniu Luke’a Cowana-Dickiego podczas wizyty na badania medyczne zamierza podobno anulować jego kontrakt;
  • z kolei Pau, jeśli potwierdzą się plotki, ma sprowadzić wielką gwiazdę All Blacks, Sama Whitelocka,
  • w przyszłym sezonie do MLR dołączy ekipa Miami Sharks i pojawiły się informacje, że jej zawodnikiem będzie niemal 90-krotny reprezentant Argentyny, łącznik młyna Tomás Cubelli. Trenerem tej drużyny będzie José Pellicena, były trener młodzieżówki argentyńskiej, asystent Mario Ledesmy i członek sztabu Jaguares;
  • ogłoszono nazwiska asystentów Scotta Robertsona, który pod koniec roku obejmie posadę trenera All Blacks – z dotychczasowych pozostanie tylko Jason Ryan, ponadto ściąga trenerów Blues i Highlanders (Leona MacDonalda i Jasona Hollanda) oraz swojego asystenta z Crusaders (Scotta Hansena);
  • po zapowiedzi odejścia Jacquesa Nienabera z funkcji trenera Południowej Afryki, dochodzą z tego kraju spekulacje, że funkcję tę może ponownie objąć po Pucharze Świata Rassie Erasmus – skoro SARU szuka tylko trenera obrony…

Polacy za granicą

Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia:

Anglia:

  • Eryk Łuczka (Hornets RFC, National League 2 West): zagrał ostatnie kilka minut meczu ze zwycięzcą ligi, Leicester Lions, przegranego 12:15. Hornets skończyli sezon na dwunastym miejscu w stawce czternastu drużyn.

Australia:

  • Brandon Olow (Perth Bayswater RUC, Australia Zachodnia – FMG Premier Grade): Olow wrócił do Australii i rozegrał drugą połowę (bez dziesięciu minut, podczas których odpoczywał po żółtej kartce) meczu z Associates, przegranego 26:33. Bayswater jest ósme w stawce jedenastu drużyn.

Francja:

  • Kamil Bobryk (CS Vienne Rugby, Nationale 2): zagrał w podstawowym składzie w barażu o awans do ćwierćfinałów ligi przeciwko Niort, wygranym 16:10. W kolejnej rundzie czeka Vienne dwumecz z Nîmes.

Szkocja:

  • Craig Bachurzewski (Southern Knights, Super Series Spring): w pierwszym składzie w meczu z Edinburgh Rugby A, przegranym 21:47. Southern Knights są jedyną drużyną w stawce z kompletem trzech porażek;
  • Ronan Seydak (Heriot’s, Super Series Spring): grał 75 minut w meczu z Watsonians, zremisowanym 33:33. Heriot’s są na piątym miejscu w stawce ośmiu drużyn.

Szwajcaria:

  • Kacper Ławski (RC Yverdon, LNA): w podstawowym składzie w meczu ze Stade Lausanne, wygranym 42:20. Zapisał na swoje konto 10 punktów, zdobywają po przyłożeniu w każdej z połów meczu. Na dwie kolejki przed końcem Yverdon jest drugie w tabeli.

Walia:

  • Jakub Małecki (Ebbw Vale RFC, Premiership): w podstawowym składzie w meczu z Aberavon, wygranym 36:28. Na stronie internetowej klubu napisali, że był excellent. Ebbw Vale jest piąte w ligowej tabeli ze stratą tylko jednego punktu do czwartego Newport (ale rywale mają jeden mecz więcej do rozegrania).

Zapowiedzi

W najbliższym tygodniu trzy spotkania międzynarodowe. W Europie Węgry mają grać z Łotwą, a w Azji dwa kolejne mecze drugiej dywizji Asia Rugby Championship w Dosze.

Po weekendzie przerwy wracają czołowe ligi europejskie. W URC już play-off – w ćwierćfinałach zagrają Leinster z Sharks, Ulster z Connachtem, Stormers z Bulls i Glasgow Warriors z Munsterem. W Anglii ostatnia kolejka fazy zasadniczej (jedyne mecze o prawdziwą stawkę to te Bristol Bears z Gloucesterem i Bath z Saracens), a we Francji kolejka 24. Top 14 (tu bardzo ciekawie – w gruncie rzeczy we wszystkich meczach gra toczy się o wysoką stawkę, a na pewno ciekawie będzie w meczach Racingu 92 z Bajonną, Tulonu z La Rochelle czy Tuluzy z Bordeaux) i ostatnia runda Pro D2.

W innych ligach na świecie m.in. jedenasta kolejka Super Rugby Pacific (m.in. mecz Drua z Hurricanes), finały lig irlandzkiej i gruzińskiej, start play-off we Włoszech i Hiszpanii.

W kraju ligowe granie na całego. W 16. rundzie Ekstraligi mecz na szczycie między Ogniwem i Budo 2011, a ponadto grają Orkan z Arką, Pogoń z Juvenią i Posnania z Lechią. W I i II lidze przedostatnie kolejki, a oprócz tego ósmy turniej Polskiej Ligi Rugby 7.

3 komentarze do “Leinster i La Rochelle oraz Budo i Ogniwo w finałach”

  1. Mea culpa, starość nie radość i pamięć już nie ta. Masz rację.
    A to tylko potwierdza w jak mocna kadrowo jest ekipa z Dublina.
    Pozdrawiam

    Odpowiedz
  2. Dzięki za dobrą lekturę.
    Co do meczu Leinster z Tuluzą to ciekawe, że zagrało w nim…tak mało uczestników ostatniego meczu Irlandii z Francją. Niby aż 11 nazwisk (choć mi wychodzi 12, czyli 7 Irlandczyków i 5 Francuzów), ale pamiętajmy, że że względu na kontuzje na boisku nie było m.in. Sheehana, Furlonga i Gibson-Parka (którzy z Tuluzą już grali w XV), a to by już byś była połowa uczestników!
    Pozdrawiam serdecznie

    Odpowiedz
    • Dzięki. A teraz z kolei nie było Sextona czy Lowe’a 🙂 Sprawdziłem jeszcze raz, uparcie wychodzi jedenastu: Keenan, Ringrose, van der Flier, Doris, Ryan, Porter, Ramos, Ntamack, Dupont, Flament i Baille. Jak nie patrzyć na podstawowe piętnastki, to jeszcze paru więcej (R. Byrne, Conan, Marchand, Cros).

      Odpowiedz

Dodaj komentarz