Piękny niedzielny wieczór

Sporo było rugbowych emocji było w ten weekend, ale chyba najciekawiej było w niedzielny wieczór – dwa mecze, rozstrzygnięte niezwykle małym marginesem i po wielkich emocjach: Orkana Sochaczew z Juvenią Kraków i Fidżi z Portugalią. To nie były jednak jedyne rugbowe atrakcje ostatniego tygodnia – Irlandia pokonała Szkocję, Samoa postraszyła Anglię, wreszcie wygrało Budo 2011 Aleksandrów Łódzki, a Nauru odrobiło 17-punktową stratę, by pokonać Tuvalu.

Puchar Świata

We Francji zakończył się maraton fazy grupowej Pucharu Świata. Niespodziankę sprawili Portugalczycy, którzy ograli Fidżi – jednak zbyt nisko, aby uratować Australię. Blisko sensacji było też w w pojedynku Samoa z Anglią. Błysnęli Urugwajczycy (20 minut równej walki z All Blacks) i Gruzini (bardzo długo dominowali na boisku nad Walijczykami). Zawiedli Włosi i Szkoci, którzy co prawda faworytami nie byli, ale nawet niespecjalnie podjęli walkę.

Grupa A:

Nowa Zelandia – Urugwaj 73:0. Nowa Zelandia dała odpocząć niektórym najlepszym graczom, ale w pierwszym składzie pojawił się Sam Whitelock, który tym samym jako drugi rugbysta w historii osiągnął liczbę 150 spotkań międzynarodowych. Mimo to All Blacks byli pewnym faworytem tego spotkania, a pierwsze 20 minut meczu miało bardzo zaskakujący przebieg – Urugwajczycy pokazywali się z bardzo dobrej strony i byli o włos od przyłożenia (naprawdę niewiele brakło najlepszemu w ich szeregach na tej imprezie Manuelowi Ardao). Niestety, chwilę potem pierwsze przyłożenie zdobył dla Nowej Zelandii najlepszy na boisku Damian McKenzie i jeszcze w pierwszej połowie ta ekipa wyszła na prowadzenie 26:0. Urugwajczycy jednak wciąż walczyli, kilkakrotnie zamieniali karne na kopy na 5 m, ale szwankowały auty i młyny w ich wykonaniu. Druga połowa już całkiem pod dyktando Nowej Zelandii, która dorzuciła w niej 7 przyłożeń (z czego trzy zdobył Leicester Fainga’anuku) i ostatecznie wygrała 73:0. Jednak pożegnanie Urugwaju z imprezą było w całkiem niezłym stylu, biorąc pod uwagę przeciwnika, z którym przyszło im grać.

Francja – Włochy 60:7. W drugim meczu wynik może nieco niższy, ale także wysoka wygrana faworyta i chyba mniej emocji dla kibiców. Francuzi przystąpili do tego meczu z Maximem Lucu w roli łącznika młyna, natomiast Włosi z kompletnie zmienioną pierwszą linią oraz Allanem, Gabrisim i Capuozzo z pozamienianymi pozycjami. Ci ostatni mogli liczyć nawet na awans do play-off, ale musieliby wykonać arcytrudne zadanie – pokonać Francję. Nic z tego. Już w drugiej minucie meczu na ich pole punktowe przedarł się po świetnie rozrzuconej akcji Damian Penaud, a po kwadransie przegrywali 0:17. Po pierwszej połowie było 0:31, a Włosi bodaj tylko raz poważniej zagrozili rywalom. Penaud w tej odsłonie zanotował na swym koncie jeszcze dwie asysty, a na jej koniec dorzucił drugie przyłożenie – już szóste na tym turnieju (awansując przy tej okazji na drugie miejsce na liście najlepiej przykładających w reprezentacji Francji – przed nim pozostał tylko legendarny Serge Blanco). Jakby Włosi mieli mało nieszczęść, już w pierwszej połowie stracili po urazie głowy Ange Capuzozo. W drugiej połowie Francuzi nadal dominowali, zdobyli kolejne dwa przyłożenia, ale Włochom udało się uratować przynajmniej honor pod koniec spotkania własnym przyłożeniem – Francja wygrała 60:7, a ze świetnej strony pokazał się Mathieu Jalibert (3 asysty i takie przyłożenie: https://twitter.com/i/status/1710408045161803921).

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Francja418
2. Nowa Zelandia415
3. Włochy410
4. Urugwaj45
5. Namibia40

Grupa B:

Irlandia – Szkocja 36:14. To miał być mecz weekendu, starcie dwóch drużyn z czołówki światowego rankingu (Irlandia na jego szczycie, a Szkocja na piątym miejscu), z których tylko jedna mogła awansować, a druga musiała stać się ofiarą fatalnego rozstawienia przed losowaniem grup. Trenerzy nie oszczędzali więc najlepszych zawodników – Gregor Townsend przywrócił do gry swoje gwiazdy, niepotrzebne w poprzednim meczu z Rumunią, natomiast w składzie Irlandii zwracał uwagę setny test w karierze opoki tej kadry, Petera O’Mahony’ego, ale także brak Robbiego Henshawa, który doznał kontuzji na treningu. Górą na boisku okazali się być zdecydowanie Irlandczycy – choć to Szkoci mieli częściej piłkę w ręku, zaliczali długie ataki, to nic z nich długo nie wychodziło, a ich rywale byli absolutnie bezwzględni. Na dodatek Szkoci zaliczali wpadki w stałych fragmentach gry (przegrywane auty i młyny) i znacznie więcej strat. Już na samym początku meczu przyłożenie Jamesa Lowe’a dało Irlandczykom prowadzenie, którego nie oddali do końca. Co prawda Jonathan Sexton chybił z podwyższenia, a na kolejne punkty przyszło czekać blisko pół godziny, ale w końcówce pierwszej połowy Irlandczycy w praktyce rozstrzygnęli spotkanie, zdobywając trzy przyłożenia (w tym dwa Hugo Keenana, drugie po fantastycznej akcji ze sporym udziałem Sextona: https://twitter.com/i/status/1710744752008630723). Obie ekipy jednak w pierwszej połowie traciły graczy wskutek kontuzji – Szkoci Blaira Kinghorna (zagrał zaledwie parę minut w swoim 50. meczu w karierze) i kapitana Jamiego Ritchiego, Irlandczycy zaś obu skrzydłowych: Jamesa Lowe’a i Macka Hansena (próbował wrócić na boisku, ale wytrwał tylko chwilę). Drugą połowę Szkoci zaczęli fatalnie – od żółtej kartki zmiennika Kinghorna, Olliego Smitha (próbował podciąć Jonathana Sextona, którego nerwowa reakcja doprowadziła do sporego spięcia na boisku), kolejnego straconego przyłożenia, a chwilę potem utraty kontuzjowanego Darcy’ego Grahama. A Irlandczycy się nie zatrzymywali i na 20 minut przed końcem prowadzili po szóstym przyłożeniu 36:0 (fantastyczny kopie zmiennika oszczędzanego w drugiej polowie Sextona, Jacka Crowley’a: https://twitter.com/i/status/1710954085980016916). Dopiero wtedy Szkoci zdołali odpowiedzieć, zdobywając dwa przyłożenia w krótkim odstępie czasu, ale na nic więcej nie było ich stać. Pożegnali się zatem z mundialem, drugi raz z rzędu nie awansując do play-off. Największym zmartwieniem Irlandii podobno nie są urazy skrzydłowych, ale Jamesa Ryana.

Tonga – Rumunia 45:24. Grały ze sobą dwie drużyny, które w swoich poprzednich meczach z potęgami światowego rugby nie miały zbyt wiele do powiedzenia. Lepiej prezentowali się jednak w nich Tongijczycy, którzy byli faworytami tego meczu, tym bardziej, że Rumuni stracili kilku kolejnych kontuzjowanych graczy (i nie skorzystali z okazji aby powołać na ten mecz legendę reprezentacji – Mihai Macovei miał na tej imprezie kończyć karierę, ale wyeliminowała go kontuzja, którą jednak zdążył zaleczyć). Tonga mocno zaczęło ten mecz, w ciągu 20 minut wychodząc na prowadzenie 21:3. Nieoczekiwanie jednak Rumuni zaczęli odrabiać straty i do przerwy tracili tylko cztery oczka. Po przerwie ten dystans przez przez 20 minut utrzymywali, ale w końcówce Tonga zaliczyło dwa przyłożenia bez odpowiedzi rywali i wygrało 45:24. Dla Tonga to najwyższa wygrana w historii występów na Pucharze Świata. Dla Rumunów – kolejne siedem straconych przyłożeń w chyba najgorszym starcie na tej imprezie (a przecież dwa lata temu z Tonga wygrali). Jedyny pozytywny akcent to przyłożenie Florina Surugiu (https://twitter.com/i/status/1711059650605437317), który był trzecim najstarszym zawodnikiem na boisku w całej historii Pucharów Świata – w ostatnim meczu swojej kariery.

Pauzowała Południowa Afryka – tu kontuzjowanego Makazole Mapimpiego w składzie reprezentacji na pozostałą część turnieju zastąpił wracający po kontuzji inny gwiazdor, Lukhayno Am. Może okazać się jednak, że gdy już w fazie play-off wyjdzie na boisko, nie zobaczy flagi swego kraju ani nie usłyszy jego hymnu – wszystko z powodu braku wdrożenia w Południowej Afryce wymogów antydopingowych narzuconych przez WADA. Dodatkowy termin kończy się 13 października.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. ↑Irlandia419
2. ↓Południowa Afryka415
3. Szkocja410
4. Tonga45
5. Rumunia40

Grupa C:

Walia – Gruzja 43:19. Gruzini przed tym meczem musieli dokonać w kadrze trzech kolejnych zmian wymuszonych kontuzjami (w sumie efektem meczu z Fidżi były urazy czterech graczy). Pewna awansu Walia zagrała m.in. bez Dana Biggara i znakomitego na tym turnieju Jaca Morgana (kapitanem był ponownie Dewi Lake). Faworytami byli Walijczycy i mecz wygrali, ale przewagę mieli na boisku tylko przez pierwsze pół godziny. Wtedy nie pozwalali na wiele Gruzinom, a sami zaliczyli 17 punktów. Potem obraz gry się zmienił i Gruzini pewnie mogli żałować, że w ostatnich minutach przed przerwą zdobyli tylko jedno przyłożenie. Po przerwie Gruzja rzuciła się do dalszych ataków, ale błyskawicznie została skarcona – dała przechwycić swoje podanie i nikt nie był w stanie dogonić Louisa Reesa Zammita (przed weekendem dowiedzieliśmy się, że ma na setkę wynik 10,44 s). Gruzini jednak dalej atakowali i zdobyli dwa przyłożenia (drugie po świetnej indywidualnej akcji Dawita Niniaszwiliego: https://twitter.com/i/status/1710675061361852801), zmniejszając stratę do tylko pięciu punktów. Jednak Rees-Zammit zdobył kolejne przyłożenie po pogoni za piłką lecąca na pole punktowe, a chwilę potem żółte kartki zobaczyli gracze obu drużyn. Gruzinów strata zabolała bardziej, bo na ostatnie 10 minut meczu musiał zejść z boiska Niniaszwili. Ostatecznie Walia wygrała 43:19, a Rees-Zammit zaliczył kolejny sprint, który dał mu hat-tricka. Wynik jednak nie oddaje tego co na boisku się działo, bo Gruzja miała przewagę przez połowę meczu. Walia kończy fazę grupową z kompletem zwycięstw, ale cierpi po stracie jednej z nielicznych swoich pozostałych gwiazd, Taulupe Faletau, który doznał złamania ręki i już we Francji nie zagra. Do tego kontuzje odnieśli Gareth Anscombe (na przedmeczowej rozgrzewce) i Liam Williams (opuszczał boisko na noszach)…

Portugalia – Fidżi 24:23. Ten mecz miał być formalnością, która potwierdzi awans ekipy Fidżi do ćwierćfinału i wyeliminowanie Australii. Okazał się znakomitym widowiskiem, trzymającym w napięciu do samego końca, a wyspiarze awans wywalczyli tylko dzięki defensywnemu punktowi bonusowemu. Wygrana Portugalii przeciwko znacznie wyżej notowanemu przeciwnikowi to prawdziwa sensacja. W ekipie Fidżi zwracała uwagę obecności Josuy Tuisovy, któremu w trakcie Pucharu Świata, tuż przed ostatnim meczem z Gruzją zmarł 7-letni syn. Portugalia zagrała za to bez kapitana, Tomása Appletona. Początek meczu nie zapowiadał wielkiego widowiska – gra długo toczyła się w środku pola. Fidżyjczycy zbyt często puszczali piłkę z rąk, ale Portugalczycy nie radzili sobie w młynach, i punktów było jak na lekarstwo – do przerwy 3:3. Druga połowa to zupełnie inna historia. Zaczęło się od przyłożenia Raffaele Stortiego po świetnej akcji swoich kolegów i znakomitym finiszu (https://twitter.com/i/status/1711131037198057934). Chwilę potem Portugalczycy wyprowadzili niesamowity atak, ale na połowie Fidżi piłkę stracili i poszła jeszcze szybsza kontra w drugą stronę. Co prawda zatrzymana, ale chwilę potem mieliśmy remis 10:10. Portugalia wyszła na prowadzenie po walce przy linii bramkowej, ale Fidżi (wcześniej dwukrotnie powstrzymane w ostatniej chwili) odpowiedziało dokładnie tym samym i było 17:17. W końcówce meczu wyspiarze wypracowali sobie 6 punktów przewagi dzięki karnym, ale kolejna znakomita akcja Stortiego wykończona przez Rodrigo Martę (https://twitter.com/i/status/1711129576569512072) dała Portugalii wygraną 24:23. To był też ostatni mecz Patrice’a Lagisqueta w roli trenera Portugalii (po niepowodzeniu z Hiszpanią zapowiadał, że zostanie na kolejne cztery lata, aby doprowadzić Portugalię na Puchar Świata, ale skoro awans jednak udał się tym razem, odchodzi) – i cóż za pożegnanie zgotowali mu zawodnicy.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Walia419
2. ↑Fidżi411
3. ↓Australia411
4. ↑Portugalia46
5. ↓Gruzja43

Grupa D:

Anglia – Samoa 18:17. Anglicy grali o zapewnienie pierwszego miejsca w grupie. Samoa – w praktyce o trzecie miejsce i zapewnienie sobie bezpośredniego awansu. Wyspiarze nie mogli skorzystać z ukaranego dwoma meczami zawieszenia Bena Lama, ale po kontuzji wrócił łącznik ataku Lima Sopoaga. Anglicy wystawili mocny skład, bez Henry’ego Arundella, który tak ostatnio szalał na boisku, a także bez kontuzjowanego Jacka Willisa, który na tym mundialu już nie zagra (na fazę play-off zastąpi go w kadrze jeden z bohaterów sprzed czterech lat, Sam Underhill) – za to jednocześnie z Owenem Farrellem i George’m Fordem, a także z wracającym do gry Tomem Currym. Faworyci zaczęli mocno: po 20 minutach prowadzili 8:0, a Samoa nie mogła się przebić (na dodatek Sopoaga spudłował z karnego). Jednak drugie 20 minut pierwszej połowy należało do wyspiarzy. Dominowali na boisku, zdobyli dwa przyłożenia (jedno po świetnym przekopie: https://twitter.com/i/status/1710698287680921817), a dwa kolejne, po których się cieszyli, zostały wyeliminowane przez TMO. Drugą połowę też zaczęli mocno, znów byli blisko przyłożenia po kontrze, ale zadowolili się trzema punktami z karnego. Było 17:8 i wtedy przebudzili się Anglicy. Dwa razy byli bliscy przyłożenia (znowu zaszkodziło TMO), potem Farrell zdobył trójkę z karnego. Na kwadrans przed końcem miał kolejną szansę, ale kopnął piłkę moment tuż po tym, jak zegar odliczający czas doszedł do zera i Andrew Brace nie uznał punktów (chyba pierwszy sędzia na tej imprezie, który zrealizował cel tego zegara). Anglicy jednak przeważali, aż w końcu weteran Danny Care oszukał Samoańczyków po młynie na 5 m i jego drużyna wyszła na jednopunktowe prowadzenie 18:17. Ten wynik już się nie zmienił. Jeden punkt różnicy na korzyść Anglii, choć pewnie sprawiedliwszy byłby tu remis.

Argentyna – Japonia 39:27. Pojedynek Argentyny z Japonią miał ogromną stawkę – zwycięzca awansował do fazy play-off. Argentyna zagrała bez Juana Imhoffa wyeliminowanego z powodu protokołu antywstrząśnieniowego, ale w składzie znacznie silniejszym niż przeciwko Chile. Japończycy praktycznie bez zmian w porównaniu z ostatnim, zwycięskim spotkaniem z Samoa. Górą byli Argentyńczycy, którzy na tym turnieju nie zachwycają, ale wykorzystują szczęśliwe losowanie i słabości rywali. Mecz w Nantes był szybki i ciekawy dla kibiców, ale szybka gra oznaczała w tym przypadku też spora ilość błędów (dość powiedzieć, że tylko Japończycy mieli w tym meczu 10 młynów). Argentyna wyszła na prowadzenie już po minucie gry i indywidualnej akcji Santiago Chocobaresa. Odpowiedział Amato Fakatava po sprytnym podkopnięciu (https://twitter.com/i/status/1710989308239221154) i było 7:7. Potem jednak swoje pierwsze przyłożenie w meczu zdobył pędzący niczym TGV Mateo Carreras i Argentyna objęła prowadzenie, z którego już ani razu w tym meczu nie zeszła. Jednak bardzo długo było to prowadzenie na styku – ilekroć Argentyna zdobywała punkty, tylekroć Japończycy odpowiadali (m.in. znakomitym drop goalem z 45 m Lomano Lemekiego) i choć wciąż przegrywali, do przerwy był to tylko punkt straty, a w drugiej połowie zmniejszali różnicę nawet do dwóch punktów. Brakło odpowiedzi po trzecim w tym meczu przyłożeniu Carrerasa, który znakomicie oszukał kilku obrońców, do czego Nicolás Sánchez dorzucił podwyższenie, a potem karnego. Wtedy zrobiło się 39:27 i choć Japończycy w ostatnich minutach próbowali coś zmienić, tej straty nie zniwelowali i pożegnali się z Pucharem Świata. Zwycięzców boli jednak na pewno źle wyglądająca kontuzja Pablo Matery.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Anglia418
2. Argentyna414
3. Japonia49
4. Samoa47
5. Chile40

Przed nami ćwierćfinały. Zaczyna się gra na śmierć i życie i nie ma pojedynku, który nie byłby interesujący. Francja – Nowa Zelandia i Irlandia – Południowa Afryka to szlagiery godne finału tej imprezy. Walia – Argentyna i Anglia – Fidżi to pojedynki, w których szansę awansu do czołowej czwórki mają drużyny, które w tym sezonie nie bardzo na to zasłużyły (no, poza Fidżi, które będzie miało szansę powtórzyć szokujący rezultat z Twickenham). Bezpośredni awans na kolejną imprezę oprócz ćwierćfinalistów wywalczyły Włochy, Szkocja, Australia i Japonia. Drużyny spoza elity nieco zawiodły. Świetną robotę zrobiło Fidżi (trzeci ćwierćfinał w historii), ale właściwie nikt poza nim nie wspiął się na szczyty swoich możliwości. A szkoda. Portugalia (pierwsze zwycięstwo na Pucharze Świata), Urugwaj, a nawet debiutujące Chile pozostawiły po sobie przynajmniej niezłe wrażenie, ale mieszane uczucia budzi wynik Gruzinów (ostatnie miejsce w grupie), Tonga i Samoa zagrały chyba nieco poniżej oczekiwań, a kompletnie zawiodła Rumunia.

Ekstraliga

Ósma kolejka Ekstraligi (już przedostatnia w pierwszej rundzie) rozpoczęła się derbami Trójmiasta pomiędzy Ogniwem Sopot i Arką Gdynia. Początek należał do Arki Gdynia, która pierwsza zaliczyła przyłożenie. Ogniwiacy szybko się otrząsnęli i wyszli na prowadzenie po indywidualnej akcji i przyłożeniu Paula Thomhpsona-Wellsa. Nie na długo – Ogniwo zostało na boisku w czternastkę po żółtej kartce, a Arka błyskawicznie zdobyła dwa przyłożenia (w głównej roli Anton Szaszero z przyłożeniem i asystą) i objęła prowadzenie 19:7. Jednak Ogniwo jeszcze w osłabieniu zdobyło przyłożenie (Mateusz Plicha po świetnym przełamaniu Dwayne’a Burrowsa), a w ostatnich minutach pierwszej połowy, gdy to ono dla odmiany grało z przewagą, kolejne dwa (pierwsze znów Plichty, tym razem po akcji Jordana Tebbatta). Do przerwy było zatem 26:19. A drugą połowę Ogniwo zaczęło od kolejnego przyłożenia. Arka próbowała, ale w kluczowych momentach traciła piłkę, a gospodarze nie przestawali punktować – ostatnie przyłożenie zaliczyli po blisko 20-metrowym maulu autowym. Ostatecznie wygrali 52:19.

Rugbową niedzielę w kraju rozpoczął mecz Edachu Budowlanych Lublin z Lechią Gdańsk. Zaczęło się znakomicie dla gospodarzy – po kopie z rozpoczęcia bezpańską piłkę zgarnął Panashe Dube i po ośmiu sekundach gry było 5:0. Po kolejnych 10 minutach – 12:0 (przyłożenie Iana Trollipa po sprytnym zwodzie). Ale potem, choć wciąż przeważali Budowlani, skuteczniejsi byli lechiści, którzy przed przerwą doprowadzili do remisu – najpierw po akcji przez pół boiska przyłożył Zavien Klaasen, a potem po kolejnej szybkiej akcji i przechwycie zapunktował Mateusz Kolas. Budowlani swoich szans nie wykorzystywali, a najlepszą mieli chyba w ostatniej akcji pierwszej odsłony spotkania. Po przerwie Lechia rzuciła do dalszych ataków, ale tym razem to ona nie wykorzystała swojej szansy, a po kilku minutach bezdyskusyjną przewagę odzyskali gospodarze i tym razem wrócili też do punktowania. Nie powstrzymała ich nawet żółta kartka i po trzech kolejnych przyłożeniach oraz karnym Trollipa prowadzili 32:12. Ostanie 10 minut to jednak znowu okres przewagi gdańszczan, który ukoronowali przyłożeniem najskuteczniejszego gracza ligi, Antony’ego Siale – zwycięstwa Budowlanym odebrać już nie mogło (mecz skończył się wynikiem 32:19), ale pozbawiło lublinian ofensywnego punktu bonusowego.

W drugim niedzielnym spotkaniu Budo 2011 Aleksandrów Łódzki mierzyło się z Pogonią Awentą Siedlce, grającą swój drugi mecz po włączeniu do składu byłych zawodników Skry Warszawa. Po serii porażek Budo i ogromnym wzmocnieniu Pogoni spodziewano się tu raczej zwycięstwa siedlczan. Tymczasem Budo wreszcie się otrząsnęło z niemocy i sprawiło niespodziankę. Nim minęły 3 minuty gry, już prowadziło – po nakryciu przez Dawita Nibladze kopa Vahy Halaifonuy na własnej połowie siedlczan. Potem gospodarze przeważali, a choć nie stwarzali klarownych sytuacji, to powiększali przewagę karnymi Kamila Brzozowskiego i do przerwy wygrywali 13:0. Widzieliśmy mnóstwo młynów po błędach chwytu piłki, a siedlczanie pozostali bez punktu, choć szarpał Martin Max Mangongo, raz powstrzymany dosłownie w ostatniej chwili po sprincie przez ponad pół boiska. Efekt dla Pogoni dał wreszcie napór na początku drugiej połowy, a Budo odpowiedziało kolejnym karnym Brzozowskiego. Wkrótce potem wydawało się, że siedlczanie zapiszą na koncie drugie przyłożenie, ale sędzia go nie uznał i na dodatek pokazał żółtą kartkę jednemu z zawodników gości. Mimo osłabienia siedlczanie niemal nie schodzili z połowy gospodarzy, ale w kluczowych momentach popełniali błędy, a Budo wyprowadziło zabójczą kontrę (po odzyskaniu piłki w rucku Lomani Fili dogonił piłkę kopniętą przez siebie z połowy boiska). W końcówce Pogoń wreszcie zdobyła przyłożenie, a Budo pozostało w czternastu po żółtej kartce. Jednak gospodarze kontrolowali ostatnie chwile meczu, a zwycięstwo przypieczętowali kolejnym karnym – wygrali 26:14.

A na koniec kolejki, przy sztucznym świetle, mieliśmy mecz na szczycie ligowej tabeli: Orkan Sochaczew podejmował Juvenię Kraków. Spodziewaliśmy się emocji i ich nie zabrakło – gospodarze mieli długimi fragmentami przewagę, prowadzili przez niemal cały mecz, by zwycięstwo stracić w ostatniej akcji. Zaczęło się od dominacji Orkana, do którego składu wrócił po dłuższej przerwie Pieter Steenkamp. To właśnie on otworzył wynik karnym po kilku minutach gry. Co prawda potem dwukrotnie z podstawki spudłował, ale już wkrótce było 10:0 – Michał Gadomski przełamał obronę Juvenii i skończył akcję Michał Szwarc (a Juvenia na dodatek straciła Odericha Moutona). Po kwadransie gry żółtą kartkę zobaczył świetny poza tym Artem Żarownyj, ale Juvenia przewagi nie wykorzystała. Twarda walka toczyła się w środku boiska, a pierwsza wizyta Juvenii w polu 22 m gospodarzy dała jej tylko 3 punkty z karnego. Juvenia dominowała w młynie (choć tych w pierwszej połowie było niewiele) i na koniec pierwszej części wreszcie zdobyła przyłożenie, choć do remisu brakło skutecznego podwyższenia. Druga połowa to znów skuteczne karne Steenkampa i mnóstwo walki w środku boiska. Orkan nie dopuszczał Juvenii do swojego pola punktowego, stopniowo budował swoją przewagę i po 25 minutach było 19:8. Wtedy do głosu doszła Juvenia: przewagę gospodarzy zmniejszył przyłożeniem Michał Jurczyński, a krakowianie dalej atakowali. Wydawało się, że Orkan opanuje sytuację, gdy po długiej akcji Juvenii odzyskał piłkę, ale przegrał własny młyn i krakowianie wznowili presję. Trzy kolejne młyny na 5 m, po drodze żółta kartka dla jednego z sochaczewian i wreszcie w ostatnim akordzie meczu swoje drugie przyłożenie zdobył Jurczyński. Oba podwyższył Riaan van Zyl i Juvenia wygrała 22:19, wyrywając zwycięstwo w ostatniej chwili po trzymającym w napięciu, niezwykle intensywnym widowisku. Orkan musiał zadowolić się bonusem defensywnym.

Stawka ligowa po tym weekendzie nieco nam się rozciągnęła. Juvenia pewna jest już fotela lidera po pierwszej rundzie, bo przed ostatnim spotkaniem ma 8 punktów przewagi nad wiceliderem, Orkanem. Za plecami sochaczewian blisko są Ogniwo i Budowlani Lublin. Kolejna przerwa i kolejne trzy drużyny: Arka, Lechia i wciąż siódma Pogoń. Zwycięstwo Budo 2011 dało tej drużynie pierwsze punkty, ale do wydźwignięcia się z dołu tabeli droga jeszcze bardzo daleka. Ostatni są wciąż łódzcy Budowlani, którzy w ten weekend pauzowali.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Juvenia Kraków733
2. Orkan Sochaczew725
3. Ogniwo Sopot723
4. Edach Budowlani Lublin721
5. Arka Gdynia715
6. Lechia Gdańsk815
7. Pogoń Awenta Siedlce713
8. Budo 2011 Aleksandrów Łódzki74
9. Budowlani Commercecon Łódź70

W czwartej kolejki I ligi najciekawiej było w meczu Sparty Jarocin z Legią Warszawa– trzynaście przyłożeń, a na koniec różnica zaledwie dwóch punktów. Niestety także dwie czerwone kartki w drugiej połowie i kilka żółtych. Sparta w pierwszej połowie dwukrotnie miała już nawet 16 punktów przewagi, ale Legia tę stratę odrobiła i w drugiej połowie drużyny bodaj ośmiokrotnie zmieniały się na prowadzeniu. Wygrała Sparta, 44:42, wydzierając zwycięstwo ostatnim kopem w meczu i zadając Legii pierwszą porażkę w tym sezonie. Niepokonani pozostali natomiast liderzy ligi, Rugby Białystok, którzy wygrali z Arką Rumia 47:26. Zwycięstwo także dla Posnanii – 52:17 nad AZS AWF Warszawa. Hegemon Mysłowice, który w poprzednim sezonie wciąż przegrywał, zaliczył drugą wygraną w czwartym meczu tego sezonu – pokonał beniaminka, Rugby Wrocław, 26:15. Na czele tabeli jedyna drużyna z kompletem wygranych, Białystok, z 6 punktami przewagi nad Spartą i Legią. Na dnie, wciąż bez punktów, Arka Rumia i Wrocław.

Czwarta runda II ligi zaczęła się od falstartu – Miedziowi Lubin wybrali się w długi wyjazd do Lublina w składzie niewystarczającym do rozpoczęcia meczu (w jedenastkę). Fajnie jednak, że nie zrezygnowali, na miejscu rozegrano grę sparingową, a rezerwy lubelskich Budowlanych do oficjalnych statystyk zapewne zapiszą na swoje konto zwycięstwo po walkowerze. A poza tym Gryfy z Rudej Śląskiej przegrały z rezerwami Budowlanych Łódź 29:52 (po drodze notując czerwoną kartkę za wysoką szarżę i przegrywając to spotkanie w ostatniej kwarcie), a Wataha Zielona Góra pokonała Koma RT Olsztyn 24:8. Na czele ligi jedyna niepokonana drużyna – Budowlani II Łódź, a za ich plecami Budowlani II Lublin (co prawda 10 punktów straty, ale po walkowerze będzie ich mniej).

Z kraju

W Rudzie Śląskiej odbył się drugi turniej mistrzostw Polski kobiet w rugby 7. Niespodzianki nie było – triumfowały Biało-Zielone Ladies Gdańsk. Do tego zrobiły to bezapelacyjnie – w żadnym z meczów nie straciły ani jednego punktu. W finale ograły Legię Warszawa 31:0. Druga drużyna Legii, pod szyldem Mazovii Mińsk Mazowiecki, awansowała do małego finału, gdzie jednak uznała wyższość Budowlanych Łódź. Piąte miejsce zajęły trzecie przed tygodniem krakowskie Bestie. Z Ekstraligi spadają tym razem Black Roses Posnania, natomiast z I ligi awansuje Arka Gdynia, która w finale pokonała 26:15 gospodynie turnieju, Diablice z Rudy Śląskiej. Cieszy fakt, że na starcie stanęło aż 12 ekip. W klasyfikacji generalnej na czele oczywiście Biało-Zielone przed Legią Warszawa, a trzecie miejsce zajmują łodzianki.

Reprezentacja Polski kadetów (czyli U16) wyjechała do Heidelbergu na dwa mecze towarzyskie z rówieśnikami z Niemiec. W pierwszym nasi chłopcy wygrali 16:14, przeważając przez większość spotkania. W drugim zremisowali 19:19 i tym razem to oni odrabiali straty.

Trenerzy powołali kadry siódemkowe. Kobiety jadą w przyszły weekend na turniej do Hiszpanii i wygląda na to, że znowu braknie w ich szeregach Karoliny Jaszczyszyn. Przed nimi świetna okazja do sprawdzenia – rywalkami będą m.in. reprezentacje Irlandii, Francji i Hiszpanii. Faceci mają wewnętrzną konsultację dla 28 graczy, z czego połowa (a właściwie nawet ponad połowa) pochodzi z Juvenii Kraków.

Do poczytania: nietypowa kartka z historii polskiego rugby – historia London Polish, klubu istniejącego w latach 70. w Londynie, pióra Pawła Chojnackiego: https://polskie.rugby/artykul/9740/szesc-zlamanych-nosow-czyli-polish-rugby-club-z-londynu.

Ze świata

W Rugby Europe International Championships rozegrano dwa kolejne mecze na poziomie Conference. Zwracał uwagę zwłaszcza pojedynek Mołdawii z Serbią (wygrany przez gospodarzy 31:11 – drugie zwycięstwo w drugim meczu, tydzień po tygodniu) – nie tylko z uwagi na obecność Andrei Cebotariego w składzie zwycięzców, ale też dlatego, że był to pierwszy oficjalny mecz reprezentacji Mołdawii rozegrany na własnym boisku od czterech lat (najpierw paraliżowała rozgrywki pandemia, a w ubiegłym sezonie Mołdawianie wszystkie domowe mecze wygrali walkowerami, bo nikt to nich nie chciał przyjechać). W drugim spotkaniu Finlandia pokonała Danię 14:10 (zdecydowała skuteczność z podwyższeń).

Z międzynarodowej egzotyki – na Fidżi ruszyła seria testów pomiędzy reprezentacjami Tuvalu i Nauru. W pierwszym Tuvalu wygrało 30:15. Nauru dwu- lub nawet trzykrotnie w tym meczu prowadziło, a jeszcze w drugiej połowie remisowało 15:15. W drugim starciu Nauru wzięło rewanż – choć przegrywało 15:32, zdołało wygrać 34:32. To ostatnie spotkanie można obejrzeć tutaj: https://www.facebook.com/100073209946202/videos/688111526563579/ (niestety, żadna z drużyn nie pokazała wyspiarskich tańców przed spotkaniem). Zaplanowany jest jeszcze jeden mecz tych drużyn.

W nowozelandzkich mistrzostwach NPC zaczęła się faza pucharowa. Już na pierwszy ogień mieliśmy szlagierowy pojedynek północy z południem, Auckland z Canterbury. Obie ekipy marzą o powrocie na szczyt, ale w tym roku szansę zachowało tylko Canterbury, które zwyciężyło 29:24. Niełatwo przyszła też wygrana obrońcy tytułu mistrzowskiego i jednocześnie zdecydowanie najlepszej ekipie sezonu zasadniczego – Wellington pokonał Waikato 32:28, a pogoń gości w drugiej połowie była bliska sukcesu. Poza tym Taranaki wygrało z Tasman 34:18, a Bay of Plenty jako jedyne przegrało na swoim boisku – uległo Hawke’s Bay 28:38.

W Premiership Rugby Cup w ostatniej kolejce fazy grupowej znów na starcie nie było Jersey Reds (co pozbawiło Ealing Trailfinders szansy na piąte zwycięstwo – pozostali jednak na pierwszym miejscu w swojej grupie). Błysnęła inna ekipa z Championship – Bedford Blues pokonali 47:28 Leicester Tigers, dla których to była pierwsza porażka w rozgrywkach. Pierwszy raz przegrali także liderzy innej grupy, Exeter Chiefs, którzy ulegli Bath 14:34. Niepokonany oprócz Ealing pozostał już tylko Gloucester, który jednak o mało co nie przegrał z drugoligowym Coventry (ostatecznie zwyciężył tylko jednym punktem, 32:31). Półfinały w lutym i cieszy w nich obecność Ealing.

W Irlandii wystartował nowy sezon All-Ireland League. Wygrane na start odnieśli uczestnicy dwóch ostatnich finałów: obrońcy tytułu, Terenure College, pokonali jedną z dwóch drużyn z Ulsteru, Ballynahinch (16:13), a wicemistrzowie, Clontarf, w derbach stolicy ograli Dublin University 34:24. Ze zmiennym szczęściem grali natomiast pozostali półfinaliści z poprzedniego sezonu, pochodzący z Munsteru: Cork Constiturion wygrało z Armagh 28:21, natomiast Young Munster przegrało z Lansdowne 14:29.

Wystartowała też liga włoska – już nie Top 10, ale Serie A Elite, licząca jedną drużynę mniej niż dotychczas (dziewięć). Na początek obrońcy tytułu mistrzowskiego, Rovigo, nieoczekiwanie ulegli 6:19 ekipie Lyons, która przyzwyczaiła kibiców raczej do walki o utrzymanie w lidze. Wpadkę na start zanotowali też wicemistrzowie, Petrarca, którzy zremisowali z Viadaną 27:27.

Z towarzyskiego klubowego grania zwraca uwagę kolejny mecz Barbarians – tym razem na The Stoop grali z Harlequins i ograli ich 50:21 (w sumie 11 przyłożeń w meczu). W składzie Barbarians ponownie pojawili się reprezentanci Australii (bracia Lonerganowie czy Len Ikitau). A w ostatnim meczu Challenge Series w Perth Cheetahs pokonali Western Force 32:22 – w serii czterech spotkań (dwóch w Bloemfontein i dwóch w Perth) ekipa z Południowej Afryki wygrała 3:1. Warto zwrócić uwagę, że jedno z przyłożeń dla Western Force zdobył występujący do niedawna na angielskich boiskach Harry Potter.

Wiadomość sprzed tygodnia: poznaliśmy mistrza Finlandii. Mistrzem kraju został ubiegłoroczny finalista, stołeczna drużyna Warriors, która w finale pokonała Turku Eagles 32:5. Ubiegłoroczny triumfator, Helsinki RC, odpadł w półfinale (przegrał z ekipą z Turku 3:50). Ciekawostką jest fakt, że na drugim poziomie ligowym w tym kraju zwyciężyła drużyna z Estonii, Tallinn Kalev, która w finale rozgrywek pokonała ekipę Saimaa 22:8 (po kilku latach przerwy wraca na najwyższy poziom rozgrywek, a w lidze fińskiej występuje już od 2017).

Robert Kitson na łamach The Guardian doniósł, że World Rugby jeszcze przed końcem Pucharu Świata we Francji ma ogłosić decyzję o udziale 24 drużyn w kolejnym Pucharze Świata, który będzie rozgrywany w 2027 w Australii – czyli czterech więcej niż obecnie. Na szczęście miano odrzucić natomiast pomysł podziału turnieju na rywalizację elity i drużyn z jej zaplecza. Prawdopodobnie w pierwszej fazie zobaczymy sześć grup po cztery zespoły, a następnie rywalizację pucharową rozpoczynającą się od 1/8 finału – na kształt formatu piłkarskich mistrzostw świata z Meksyku z 1986 i dwóch kolejnych. Czy to dobrze? Z jednej strony tak – więcej drużyn z zaplecza dostanie szansę, nieco przeciągająca się faza grupowa zostanie skrócona na korzyść bardziej emocjonującej fazy pucharowej (trzy zamiast pięciu kolejek w grupach, za to w play-off cztery zamiast trzech rund). Z drugiej strony – mniej meczów grupowych to mniej szans dla ekip z zaplecza na grę z najlepszymi. Dodatkowo, samo poszerzenie Pucharu Świata bez zwiększenia liczby szans na grę z najlepszymi pomiędzy tymi turniejami nic nie da – przeciwnie, bez takich okazji wyniki mogą być jeszcze wyższe niż w tym roku (w 40 meczach fazy grupowej tylko 7 skończyło się wynikiem dającym bonus defensywny przegranym). Swoją droga, ciekawostka, temat 24 drużyn w 2027 zaczął wracać w momencie, w którym awansu na Puchar Świata we Francji nie wywalczyły Stany Zjednoczone, gospodarz imprezy w 2031.

Także według Guardiana World Rugby ma ogłosić w najbliższych dniach wprowadzenie w zawodowym rugby technologii pozwalającej identyfikować wstrząśnienia mózgu – specjalne czujniki umieszczone w ochraniaczu na zęby mają identyfikować uderzenia w głowę (wstrząsy) i sygnalizować je przez bluetooth ekipie medycznej. Ma to na celu wyłapanie sytuacji, które nie są obecnie zauważane podczas meczów i zapewnić, że każdy zagrożony zawodnik przejdzie HIA. Start już za tydzień w meczach WXV, a wśród mężczyzn – od początku 2024. Koszt pojedynczego ochraniacza to 250 funtów, a opłacić ma je World Rugby.

Dobre występy Fidżi na tym Pucharze Świata mogą stanowić mocny argument za włączeniem tej reprezentacji nie tylko do planowanej ligi światowej, ale także to The Rugby Championship. Rozmowy w tej ostatniej sprawie podobno już trwają i jest szansa, aby Fidżyjczycy pojawili się w elitarnym gronie już w przyszłym roku.

Zdobywca pięciu przyłożeń w jednym meczu Pucharu Świata, świetny młody skrzydłowy reprezentacji Anglii Henry Arundell, podpisał niedawno kontrakt z francuskim Racingiem 92. Zgodnie z zasadami panującymi w Anglii oznaczało to, że po Pucharze Świata nie będzie mógł być powoływany do reprezentacji. Tymczasem podobno RFU zrobiło dla niego wyjątek – i umożliwiło grę w kadrze przez rok gry za granicą (pamiętajmy, że wyjazd Arundella to efekt upadku London Irish, a więc sytuacja dość wyjątkowa; na podobnych zasadach szansę reprezentowania Anglii przez pewien czas dostał Jack Willis, który też wyjechał do Francji po upadku Wasps).

Ponadto w Anglii RFU i PRL mieli dogadać się w sprawie centralnych kontraktów dla najważniejszych graczy reprezentacji – federacja ma przejąć na siebie część finansowania umów z kluczowymi zawodnikami kadry, dzięki temu zyskując większą kontrolę nad tą grupą i nieco zmniejszyć zarzewie konfliktu z klubami na tle zwalniania na zgrupowania kadry. Wydaje się też, że większe pieniądze pomogą zatrzymać takich zawodników w Anglii – ostatnio mieliśmy małą epidemię wyjazdów (ze wspomnianymi wyżej Arundellem i Willisem na czele, a kuszony jest ponoć także Maro Itoje).

Polityka ochrony praw World Rugby do transmisji meczów z Pucharu Świata stała się kuriozalna. Od początku imprezy WR aktywnie zwalcza udostępnianie w mediach społecznościowych typu Facebook czy X (Twitter) krótkich filmików z rozgrywanych meczów – innych niż te, które sam udostępni (a tych ilość jest ograniczona i nie pokazują wielu ciekawych momentów). Efekt? Strzał w swoje kolano. O Pucharze Świata zapewne mówi się w tych miejscach trochę mniej, niż gdyby można było omawiać tam niecodzienne czy wyjątkowe sytuacje, wyłapane przez samych internautów. Ostatnio ofiarą tej polityki WR padł Wayne Barnes, który udostępnił na swoim profilu krótką scenkę z meczu Szkocji z Rumunią, przedstawiającą wzór gry fair play ze strony Floriana Rosu, czyli promującego wręcz najlepsze wartości rugby. Niestety, World Rugby wymusił zablokowanie nawet tego filmiku. Zgroza. Cóż, pozostaje cieszyć się filmikami spoza boisk, takimi jak ten: https://www.facebook.com/reel/1393391034604499.

Zresztą, to nie jedyny przypadek rozmijania się World Rugby w praktyce z wyznawanymi na pozór wartościami. Ostatnio pojawiła się informacja o tym, że zamierza w przyszłości zrezygnować z warunku transmitowania Pucharu Świata na naziemnej antenie w Wielkiej Brytanii, w efekcie czego kolejne edycje mogą trafić do telewizji płatnych. Niewiele to ma wspólnego z misją rozwijania rugby, wpisaną przecież w misję WR (komentatorzy przywołują przykład zamknięcia w płatnej telewizji czołowego wydarzenia w świecie krykieta, The Ashes, które spowodowało spadek zainteresowania tym sportem i napływu do niego narybku). Szef WR Gilpin tłumaczy się, że misja misją, ale organizacja musi też maksymalizować dochody… I tyle z misji.

Federacja Australii kontynuuje próby wyciągania graczy z NRL – tym razem jednak w niecodzienny sposób. Pod koniec września złożyła ofertę wartą 1,6 mln dolarów za dwa lata koledze już skuszonego Josepha Suaalii’ego z Roosters, Angusowi Crichtonowi, a kilka dni później ofertę wycofała.

Organy dyscyplinarne LNR badają sprawę transferu Cheslina Kolbe z Tuluzy do Tulonu przed dwoma laty. Ponoć jest podejrzenie nieprawidłowości finansowych.

Polacy za granicą

Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia:

Anglia:

  • Ethan Sikorski (Barnes RFC, National League 2 East): grał cały mecz przeciwko swojemu byłemu klubowi, North Walsham. Barnes wygrało 36:0, a Sikorski zdobył w pierwszych 10 minutach meczu dwa przyłożenia (zagrał w nowych barwach drugi raz, z czego pierwszy w podstawowym składzie). Jego ekipa jest wiceliderem grupy;
  • Tomasz Poźniak (Wimbledon RFC, National League 2 East): zagrał cały mecz przeciwko Guernsey, przegrany 22:34. Nasz zawodnik zdobył w nim trzy przyłożenia. Wimbledon zajmuje dziesiąte miejsce w lidze. Poźniak zresztą zadomowił się w pierwszym składzie swojej drużyny i we wcześniejszych czterech meczach zdobył trzy przyłożenia, w tym przed tygodniem rozstrzygające w końcówce o zwycięstwie swojej drużyny nad Canterbury mimo gry w trzynastkę;
  • Eryk Łuczka (Hornets RFC, National League 2 West): grał pierwsze 35 i ostatnie 15 minut w meczu przeciwko Camborne, przegranym 42:47. Hornets obsunęli się na dziewiąte miejsce w lidze;
  • Peter Hudson-Kowalewicz (Hull RUFC, National League 2 North): zagrał cały mecz przeciwko Sheffield Tigers, wygrany 24:18. Hull wróciło na piąte miejsce w grupie;
  • Stasio Maltby (Brighton RFC, Regional 1 South Central): wyszedł w podstawowym składzie w meczu z Tunbridge Wells, przegranym 24:26. Brigthon Blues są na dziewiątym miejscu w stawce dwunastu drużyn.

Francja:

  • Andrzej Charlat (Stade Niçois, Nationale): rozegrał cały mecz przeciwko Hyères Carqueiranne, wygrany 42:17. Jego drużyna pozostała na piątym miejscu w lidze;
  • Mateusz Bartoszek (US Salles, Nationale 2 – grupa 1): wreszcie zadebiutował w nowej drużynie, wchodząc z ławki w 53. minucie meczu z Niort, wygranego 25:19. Salles jest jedyną niepokonaną drużyną w grupie i jej liderem;
  • Jędrzej Nowicki (CAP Rugby Pontarlier, Fédérale 2 – grupa 1): zagrał cały mecz przeciwko Chalon sur Saône, wygrany 27:22. CAP awansowało o dwa oczka, na szóste miejsce w grupie.

Szkocja:

  • Craig Bachurzewski (Southern Knights, Super Series): zaczął na ławce rezerwowych mecz z Watsonians, przegrany 7:14. Jego ekipa pozostała czwarta w tabeli.

Szwajcaria:

  • Kacper Ławski (RC Yverdon, LNA): wyszedł w podstawowej piętnastce i zdobył przyłożenie w meczu z Lugano wygranym 59:7. RCY jest liderem ligowej tabeli.

Walia:

  • Jakub Małecki (Ebbw Vale RFC, Premiership): wyszedł w podstawowym składzie w meczu z RGC, wygranym 26:10. Ebbw Vale jest wiceliderem ligi;
  • Jake Wisniewski (Cross Keys RFC, Championshop East): zagrał w podstawowym składzie w meczu z Bargoed, przegranym 24:48. Jego drużyna zajmuje dziewiąte miejsce w grupie.

Zapowiedzi

W nadchodzącym tygodniu głównym rugbowym daniem będą oczywiście ćwierćfinały Pucharu Świata. Zaczyna się prawdziwe granie: w sobotę Walia – Argentyna i hit Irlandia – Nowa Zelandia. W niedzielę najpierw Anglia – Fidżi, a potem kolejny szlagier Francja – Południowa Afryka. Nie jeden, ale dwa przedwczesne finały.

W kraju Ekstraliga ma przerwę, a największymi atrakcjami mają być czwarty turniej Polskiej Ligi Rugby 7 i pierwsze mecze ligi piętnastek kadetów oraz drugi turniej siódemek kadetek. Reprezentacja w rugby 7 kobiet grać będzie za granicą – weźmie udział w turnieju Elche 7s w Hiszpanii.

Sporo innych wydarzeń na świecie. Z międzynarodowych rozgrywek – ruszają turnieje WXV na drugim i trzecim poziomie, a ponadto w męskich Rugby Europe International Championships mecze Bośni i Hercegowiny z Luksemburgiem i Węgier ze Słowenią.

Z ligowego grania główną uwagę przyciąga start angielskiej Premiership (sezon zacznie mecz Bristol Bears z Leicester Tigers). W Nowej Zelandii zostaną rozegrane półfinały NPC, a nowy sezon ligowy ruszy w Portugalii.

W siódemkach oprócz Elche 7s z udziałem naszych pań, dwie ważne międzynarodowe imprezy: finał afrykańskich kwalifikacji do igrzysk olimpijskich wśród pań i drugi turniej w azjatyckiej serii mistrzostw kontynentu.

18 komentarzy do “Piękny niedzielny wieczór”

  1. Już nie mam jak odpowiedzieć, ale tak, chodzi o tę książkę, Jacek Wierzbicki, Stulecie polskiego rugby. Jest gdzieś dostępna?
    A za link dziękuję, pobieżnie zeskanowałem wzrokiem i nie wygląda jakoś rewelacyjnie, łagodnie mówiąc.

    Odpowiedz
  2. Na dzień dobry – dziękuję za super teksty każdego tygodnia, naprawdę na nie czekam.
    Chciałbym kilka słów po fazie grupowej RWC. Jako fan Oceanii cieszy postawa tercetu F-S-T, widać, że powołanie Drua i Moana dało pozytywny impuls tym nacjom. Oczywiście możliwość „odzysku” graczy także wzmacnia te reprezentacje. I mamy efekt, ćwierćfinał Fidżi, dobre występy Samoa vs Japonii, Argentyny i Anglii – zabrakło im trochę szczęścia. Nieźle też zaprezentowało się Tonga na tle trzech znacznie wyżej notowanych. Bardzo dobrze oglądało się Urugwaj, Portugalię, nawet Chile grało bez kompleksów. Liczyłem na nieco więcej ze strony Namibii (choć na tle Urugwaju i nawet Włoch nie było dramatu) i Gruzji (chyba się zatrzymali z powodu braku wyzwań ze strony rywali na codzień) . Zdecydowanie najsłabsza Rumunia. Moim zdaniem beznadziejni Włosi – ratuje ich tylko to, że marketingowo są dobrym „towarem” i grają (czytaj przegrywają i kompletują zastawę drewnianych łyżek) w P6N. Gdyby zespoły Tier 2 miały szansę grać z „jedynką” mecze byłyby jeszcze bardziej zacięte, poziom by rósł. Ale możni pilnują hierarchii. Jako fan południowej półkuli jestem w stanie sobie wyobrazić, jak w 2015, półfinały bez Europy, choć byłoby to baaardzo trudne. Mój typ niezmienny na mistrza – RPA.
    Wracając do krótkiej oceny występów drużyn – co stoi na przeszkodzie, by Polska grała jak Chile, Portugalia, Urugwaj? Może sprowadzić samolot Pacific Islanders, uczyć się od nich a zarazem uczyć ich, dołożyć naszych graczy i RWC 2031 jest nasze!!! Pomarzyć dobra rzecz:)

    Odpowiedz
    • Dzięki!
      Ja na Namibię nie liczyłem, na Rumunię – biorąc pod uwagę historie z ich kadry i atmosferę wokół federacji – także. Faktycznie zawiedli Gruzini i Włosi. Ci ostatni co prawda byli młodym składem i może coś z tego jeszcze wyrosnąć, ale ile można czekać następne 4 lata?
      Nie mam złotego środka na poprawę naszej pozycji i myślę, że Polski na RWC może być mi ciężko doczekać, ale krokiem numer jeden powinna być zawodowa drużyna w RE Super Cup. Byle stworzona z głową.

      Odpowiedz
      • Namibia jest w podobnej sytuacji jak Gruzja. Na swoim kontynencie najlepsza, konkurencja czyli Kenia, Uganda, Zimbabwe, Madagaskar, Tunezja naciska nie na tyle mocno, by wygrać> Nawet jeżeli przegrają mecz, to na dłuższym dystansie (eliminacje PŚ czy Puchar Afryki) i tak będą lepsi. Jak Gruzja w RECH. A na mecz z RPA nie mają co liczyć, może z okazji jakiejś rocznicy obalenia apartheidu na południu Afryki. Kłania się brak wyzwań międzynarodowych – jak Gruzja znowu. Obawiam się, że to samo może czekać Urugwaj, choć tam mają USA, Kanadę (jak się odrodzi po ostatnim czasie spadku poziomu) i wschodzące Chile. W Amerykach można przewidywać ostre starcia, z korzyścią dla wszystkich uczestników. Mieliśmy zresztą przed RWC starcia z Namibią właśnie, co pozwala te zespoły porównać. Przeniosę się na inny kontynent – Japonia mnie zawiodła w meczu a Anglią, liczyłem na szaleństwo w ataku:). A może to Anglia jest nagle taka mocna taktycznie? Argentynę zaszokowali, Japonię zatrzymali, Samoa miało największą szansę, ale jakoś wydarli zwycięstwo. Japonia u siebie w Azji konkurencji nie ma (Hongkong i Korea jest znacznie niżej). Nie zabiega zresztą zdaje się specjalnie o taką rywalizację. Rywalizacja z tercetem F-S-T w Pucharze Pacyfiku z pewnością nie zaspokaja ich ambicji. Podobnie zresztą jak pozostałych reprezentacji. Moim zdaniem wszystkie 4 reprezentują co najmniej poziom Włoch, a raczej wyższy. Włosi biją ich doświadczeniem stałych kontaktów ze światową czołówką i to jest ich przewaga. Jestem przekonany, że gdyby F-S-T-J mieli szansę na regularne spotkania z kwartetem Rugby Championship, mieliby szansę wejść poziom wyżej. Ale znowu mamy kłopot z chęcią potęg do rywalizacji ze słabszymi. Argument do tego dało Fidżi, ale czy długofalowo to się obroni. Zawsze można powiedzieć (i będzie w tym dużo racji), że 9 na 10 pojedynków wygra Australia. A w tle tych wszystkich dywagacji jest potencjał marketingowy, finansowy, i gospodarczy. Ile można zarobić na rywalizacji z RPA a ile z Tonga z punktu widzenia Nowej Zelandii? To nie wszystko co ma do powiedzenia, ale na teraz tyle. Później też o naszej reprezentacji.

        Odpowiedz
        • Urugwajowi dobrze robi drużyna w SLAR, która na co dzień mierzy się z Chilijczykami i zapleczem Argentyńczyków. Japończyków strasznie kopnęła pandemia. Mają wszędzie daleko, ale też zawodową ligę, do której ściągają świetnych zawodników. Namibia ma niestety jeszcze gorzej niż Gruzja, bo tam dystanse ogromne, ale zasoby są ubożuchne – i nie zanosi się na jakąkolwiek zmianę (Welwitschias w Currie Cup 2 to za mało)… Niestety, z pieniędzmi to absolutna racja. Nawet jak zasłaniają się misją, to i tak wybierają potem zgodnie z interesem ekonomicznym.

          Odpowiedz
          • Liga jest podstawą do wszystkiego. Czy polska liga jest silna? Czy dajmy na to Orkan Sochaczew postawi się mistrzowi Niemiec, Holandii czy Szwajcarii? Czy Mistrz Polski nawiązałby walkę z mistrzem Hiszpanii, Portugalii czy Rumunii? Takie pytania może nie dręczą, ale – fakt bezsporny – polskie rugby ma bardzo mało kontaktów międzynarodowych. Od lat obserwuję jak grają inne reprezentacje aspirujące do gry na wyższym poziomie. Weźmy Hiszpanię, kilka lat temu niemożliwy byłby ich mecz z Argentyną. Przed RWC się udało. Owszem, piewcy totalnej i bezmyślnej krytyki powiedzą, że to tylko sparring dla Argentyny przed RWC, że na pobudzenie po zmianie strefy czasowej, że na dobre samopoczucie by sobie wysoko wygrać. Ale jednak zagrali! Weźmy mecze wspomnianych wcześniej wyspiarzy z Oceanii. Przyjeżdżają do Europy, na mecze towarzyskie, grają z Barbarians, włoskimi Emerging, kimś tam jeszcze. Gra wspominana wyżej Namibia i pozostali z obu Ameryk. A może by tak z nami? Narodowy czeka… PZRugby pewnie nie ma kasy. Nie ma skąd wziąć? Orlen daje na 7 kobiet, może da na serię meczów w okienku międzynarodowym, czy ktoś spróbuje? Oczywiście to przykład, może inni sponsorzy by się znaleźli. My prawie nie gramy poza RET, a teraz RECH. Jak podnieść poziom nie grając? Nasz trener organizuje sparringi z walijskimi juniorami, którzy dają nam łupnia. Doceniam, i pewnie miało to sens bo lepiej grać niż nie grać. Można poszukać jakiegoś bohatera Polski i Portugalii i grać co roku mecz o puchar przechodni:) Niech nam dadzą łomot 2-3 razy, a za 4-tym wygramy. Rozwijajmy się. Wiem, że zawodowa drużyna choćby w najsłabszym pucharze europejskim to znakomite pobudzenie środowiska. I nawet – przegrywajmy, ale grajmy – krok do przodu jest kwestią czasu. Porównanie jest może nie na miejscu – Moana w pierwszych meczach 3-50, 10-48 a teraz nawet przegrane mecze 32-34, 25-30, a przecież już także wygrywają. To przykłady obrazujące progres. A po chwili krok do przodu robi reprezentacja. Czy nikt u nas nie ma rękawów, które by zakasał i wziął się do organizacyjnej roboty? Smutne to ale prawdziwe, szczególnie jak się patrzy na innych. Pamiętam nasze 25 miejsce w rankingu i zaproszenie na turniej ze Sri Lanką i Madagaskarem. Super przygoda, ale zmarnowana. Mogliśmy dać impuls do dalszego rozwoju, a jest stagnacja. Owszem, w lidze pojawiają sie zawodnicy zagraniczni podnoszący poziom, spotkania są bardziej atrakcyjne. A drugiej strony spektakularny upadek Skry. Martwi mnie też fakt, że w nadchodzącym sezonie możemy zająć lokatę spadkową z RECH. Co wtedy? Spadek oznacza regres niewyobrażalny, a powrót na ten poziom byłby pewnie naznaczony wysokimi porażkami. Mocno kibicuję, by się tak nie stało. Kilka lat temu rozmawiałem z Panem Robertem Małolepszym, kiedy był bodaj Sekretarzem Generalnym PZR o propozycji przeprowadzenia badania rynku pod kątem rozpoznawalności rugby w biznesie, wśród kibiców i szerzej, społeczeństwa. Odniósł się do tego entuzjastycznie, ale obaj opadliśmy na krzesła kiedy westchnął i powiedział, ze związku na to nie stać. Jeżeli Pan Robert to czyta – proszę wybaczyć ujawnienie tematu, ale upływ czasu trochę mnie tu tłumaczy. Na dziś tylko duża kasa pozwoli coś zrobić. Może zagrać w eurojackpot, wygrać i zainwestować te marne 50 mln euro:)

            Odpowiedz
            • No i właśnie przykład Moany przemawia do mojej wyobraźni. Tak jak Drua, Selknamu, Penarolu, Lusitanos itd. Ale nie wiem, czy liga jest konieczna. Patrząc na Portugalię: trudno mi ocenić poziom tamtejszej ligi, ale afery tam mają na podobnym poziomie, jak u nas. Kluby portugalskie poza granicami nie grają, poza jednym meczem rocznie o Copa Iberica między mistrzami Portugalii i Hiszpanii (chyba że coś mi umyka). Mam wrażenie, że to stawianie na młodzież, kolejne etapy rozwoju, Lusitanos i trener reprezentacji byli kluczowi tam do rozwoju. No i faktycznie dostają szansę na więcej grania dla kadry (mieli Japonię, były rezerwy Argentyny), ale tu chyba decyduje w pewnej mierze polityka World Rugby.
              Co do Narodowego… Koszty wynajmu takiego obiektu, na dodatek na imprezę z telewizją, to zapewne sześciocyfrowe pieniądze (nie znam ich cennika, ale coś o tym rynku wiem). Pytanie, czy mamy gdzie je znaleźć i czy faktycznie dałoby reklamę, która by to uzasadniła (jak czasami oglądałem mecze z Widzewa czy Motoru i widziałem te puste trybuny, to wyglądało w telewizji bardzo smutno, niezależnie od tego co działo się na boisku). Przydałaby się natomiast obecność w telewizji (prawdziwej), choćby i z mniejszych (ale przyzwoitych) stadionów. To może kosztować ciut mniej?
              Ps. Zastanawiam się tylko, czy gdy siądziemy do tworzenia drużyny do SC, to się dogadamy? Kluby przeżyją, że oddadzą na kilka miesięcy sezonu dobrych młodych, dadzą im szansę na wielką przygodę i odrobinę kasy, czy będzie kolejna wojna i historia jak z rumuńskimi Wolves, którzy sensu wielkiego nie mieli?…

              Ps. Z informacji niesprawdzonych: jesienią mecz z armią brytyjską. Zawsze coś, ale przydałoby się więcej.

              Pps. Niemcy jadą do Hongkongu na dwa mecze i zastanawiam się, czy to nie jest przerost formy nad treścią, ale z drugiej strony – to też jakaś nagroda dla kadrowiczów.

              Odpowiedz
              • No to armia wytoczy na nas ciężkie działa:) No właśnie zawsze coś. Można też zorganizować krajowi vs obcokrajowcy, nie wiem, północ-południe, byleby grać, np. tydzień po zakończeniu rundy jesiennej. Swoją drogą ciekawe czy nasi gracze pokonaliby zagraniczniaków? Odnośnie do Niemców – odmienny styl gry, nowe doświadczenia. I nagroda też. Boli mnie jak słyszę podczas RWC o 100 występach w iluż to przypadkach, w ilu zespołach. A u nas? 30 to stary wyjadacz murawy:) Na poważnie, gdybyśmy zintensyfikowali nasze występy, World Rugby mogłoby to zauważyć. Jeszcze gdyby były zwycięstwa, i/lub widowiskowa gra, mogłoby się coś urodzić. Jakieś zaproszenie w oknie reprezentacyjnym. Taka Kanada dołuje, ale gra mecze w Europie. Nie spróbujemy, nie zagramy.
                Jeszcze o rozpoznawalności – o kobiecej 7 dużo się pisało w zasięgach krajowych. Nie sądzę, by ktoś to choćby próbował wykorzystać. Spoty promocyjne, kampanie w necie nie kosztują kokosów, można popularyzować kadrę. Także 15-kę, w końcu gramy na poziomie zaraz za elitą. Ale to marzenia, choć do spełnienia.
                Nasz zespół w pucharach – nie znam żadnego Prezesa polskiego klubu, nigdy ich nawet nie widziałem (poza wspomnianym wcześniej R. Małolepszym), więc nie wiem jakiego kalibru to ludzie. Ale chyba mają świadomość, że to także dla ich dobra. Jeżeli nie, to zabawki do wora i do domu:) A jak tak, to niech działają.
                W mojej opinii PZR nie wykorzystuje chwili sukcesu. Mieliśmy Justynę Kowalczyk, przyszła młodzież do biegów, mieliśmy Tomasza Sikorę, przyszło trochę do biathlonu, mieliśmy Roberta Mateusiaka, przyszli grać w badmintona, mieliśmy dobre wyniki hokeistów na trawie, młodzież spróbowała tej gry. Celowo wyciągam przykłady dyscyplin mało znanych przeciętnemu kibicowi, wręcz niszowych, o niewielkiej popularności (poza biegami). Oni swój moment przynajmniej starali się wykorzystać. A tu dziewczyny biją się z powodzeniem o igrzyska, męska kadra gra na poziomie nieosiągalnym od ubiegłego wieku. I co – i nic. Poza środowiskiem nikt nic nie wie. Albo słyszał, ale nie bardzo wie o co chodzi. PROMOCJAAAA! Strach myśleć, co by było, gdyby Polsat odpuścił RWC. Tak przynajmniej można sie delektować grą. I komentatorzy – przynajmniej mnie – nie przeszkadzają. Chociaż ten zwrot „podajemy tylko do tyłu, kopiemy we wszystkich kierunkach” to już klasyka i zawsze czekam kiedy Pan RM to rzuci do mikrofonu:)
                Trochę się rozpisałem, ale przynajmniej jest z kim się podzielić przemyśleniami.

                Odpowiedz
                • Wiele dyskusji było juz na ten temat na fb w grupach rugbowych. Niestety wszyscy nasi kadrowicze pracują. Nie maja urlopów by jeździć na zgrupowania, a przyjechać chociaż na sam mecz bez kilu dni wzajemnego treningu jest bez sensu 🙁 Grać trzeba, ale cały urlop idzie na zgrupowania w czasie REIC 🙁

                  Odpowiedz
                • Te setki to jednak zwykle w reprezentacjach w Tier 2. W tych z zaplecza góra pięćdziesiątki (no, wyjątki mamy u Rumunów i Gruzinów). Odnośnie Kanady – cóż, jesienny turniej grali z Holandią i Namibią i wszystkie te reprezentacje zdaje się są w programie finansowanym przez WR.

                  Odpowiedz
                  • To już tak na koniec wymiany poglądów w tym poście – w końcu zaraz ćwierćfinały. Jaki jest budżet PZRugby? Są gdzieś publikowane sprawozdania itp.? Nie sprawdzałem, teraz przyszło mi do głowy, że można sie zapoznać z tym jak i na co wydają pieniądze. Może nawet zapytać Związek? Ale tu mam uraz związany z próbą zakupu Księgi Stulecia. Dzwoniłem 2 tygodnie, pisałem maile 4 razy, byłem z biurze 2 razy – wszystko po to, by kupić u nich na miejscu. Nie udało mi się. A propos – można gdzieś jeszcze kupić ten rarytas?

                    Odpowiedz

Dodaj komentarz