Van der Merwe znów pogrążył Anglików

Zrobił to rok temu dwoma przyłożeniami na Twickenham, w sobotę zaaplikował Anglikom hat-tricka i dał Szkotom czwarte zwycięstwo z rzędu w pojedynkach o Calcutta Cup. Poza tym Włosi zremisowali z Francją, Antoine Dupont, który osierocił swoją reprezentację (co widać na boisku), zdobył pierwsze przyłożenia w SVNS, a Super Rugby zaczęło się od porażki obrońców tytułu z Chiefs. A przy okazji zapraszam na Łotwę.

Puchar Sześciu Narodów

Po weekendzie przerwy wrócił Puchar Sześciu Narodów.

Irlandia – Walia 31:7. W pierwszym meczu weekendu zdecydowanym faworytem byli Irlandczycy. Gospodarze zaczęli ten mecz bez bez kontuzjowanego Hugo Keenana (zastąpionego przez Ciarana Frawley’a) i z Olim Jagerem na ławce, w młodej ekipie Walii do składu wrócił łącznik ataku Sam Costelow (niewiele bardziej doświadczony o zastępującego go poprzednio Ioana Llloyda). Irlandczycy zaliczyli nie tylko trzecie z rzędu zwycięstwo, ale i trzeci z rzędu ofensywny punkt bonusowy. Walijczycy przez pierwsze 20 minut skutecznie odpierali ataki Irlandczyków i w tym okresie stracili tylko trzy punkty po dalekim karnym Jacka Crowley’a. Ale ich obrona wreszcie pękła pod naporem irlandzkiego maula (swoje czwarte przyłożenie w tej edycji 6N zdobył Dan Sheehan), a do przerwy przegrywali już 0:17. Goście właściwie jedyną okazję mieli dopiero na koniec pierwszej połowy. Ponownie rzucili się do ataków na starcie drugiej części spotkania i ich efektem było wreszcie karne przyłożenie. Jednak osłabienia rywali po żółtej kartce Tadhga Beirne’a już nie wykorzystali i choć TMO uratowało ich od przyłożenia Bundee Akiego, w ostatnim kwadransie stracili kolejne punkty po przyłożeniach Frawley’a i Beirne’a (to ostatnie w ponownym okresie gry Irlandczyków w osłabieniu). Zasłużone zwycięstwo Irlandczyków, którzy dominowali szczególnie w formacji młyna (a wśród najlepszych na boisku byli właściwie wszyscy pierwszoliniowcy gospodarzy). Na dodatek – to osiemnasta z rzędu wygrana Irlandii w międzynarodowych starciach na swoim boisku.

Szkocja – Anglia 30:21. To miał być najciekawszy mecz tego weekendu. Steve Borthwick zaskoczył zastępując Freddiego Stewarta George’m Furbankiem, a Szkoci cieszyli się z powrotu do gry Blaira Kinghorna i Kyle’a Steyna. To nie oni jednak odegrali najważniejszą rolę na boisku – Anglię pogrążył przede wszystkim środkowy Duhan van der Merwe – i to drugi raz z rzędu, bo przecież pamiętamy jego wyczyn sprzed roku z Twickenham. Zanim jednak do tego doszło, spotkanie nieźle zaczęli Anglicy, dla których po pięciu minutach gry przyłożenie zdobył Furbank, a po kwadransie prowadzili 10:0. Wtedy jednak błysnął van der Merwe, imponująco kończąc (pokonanych czterech rywali, w tym oszukany Furbank) świetną akcję zespołu (https://twitter.com/i/status/1761445814486827411). Kilka minut później po fatalnym podaniu Forda do Furbanka piłka trafiła w ręce Huw Jonesa, a ten zanotował drugą asystę przy drugim przyłożeniu van der Merwe’a (https://twitter.com/i/status/1761443768475996296). Finn Russell dorzucił karnego, George Ford odpowiedział drop goalem i do przerwy było 17:13. Jednak na początku drugiej połowy Szkoci odskoczyli po kolejnym przyłożeniu van der Merwe’a, który tym razem wykorzystał świetny przekop na skrzydło Russella. Ford co prawda zmniejszył stratę gości kolejnym karnym, ale Russell odpowiedział dwoma (w sumie 15 punktów łącznika ataku z kopów – podzielili się dorobkiem punktowym drużyny z van der Merwem po równo) i przyłożenie Immanuela Feyi-Waboso oraz żółta kartka van der Merwe’a w końcówce spotkania nic już nie zmieniły. Szkoci imponowali skutecznością w szybkich akcjach, Anglicy razili popełnianymi błędami (np. 25 chwytu piłki!). Dla Szkotów to wyjątkowa chwila – czwarta z rzędu wygrana w starciu o Calcutta Cup nie zdarzyła im się od roku 1896. A van der Merwe w swoim 37. meczu w barwach Szkocji zdobył już 26 przyłożeń i jest tylko o jeden krok od wyrównania rekordu Stuarta Hogga (który potrzebował do jego ustanowienia niemal trzy razy więcej spotkań).

Francja – Włochy 13:13. W Lille wynik zakrawający o sensację, a niebędący nią chyba tylko dlatego, że to Włosi byli w tym meczu o włos od wygranej. Francuzi mieli kolejne straty w składzie – grali bez Louisa Bielle-Biarrey’a oraz Grégory’ego Alldritta, którego zastąpił jako kapitan Charles Ollivon, za to z pierwszym startem od pierwszej minuty Posolo Tuilagiego. I od początku dominowali, co szczególnie było widać w młynach. Już pierwsza akcja przyniosła im przyłożenie, a wkrótce potem wygrywali 10:0. Jednak kolejne ataki nie przynosiły efektów – albo Włosi uporczywą obroną zmuszali gospodarzy do błędów, albo błędy były niewymuszone. W efekcie wynik się nie zmieniał, a końcówka pierwszej połowy to seria fatalnych dla gospodarzy zdarzeń: kontuzja Mathieu Jaliberta, wysoka szarża Jonathana Danty’ego skończona żółtą kartką i wreszcie trzy punkty Włochów z karnego (w swojej drugiej akcji ofensywnej w tym meczu). W przerwie sędziowie TMO zmienili kolor kartki Danty’ego i w efekcie Francuzi już do końca meczu grali w osłabieniu. Po przerwie Włosi ustabilizowali młyn i zaczęli atakować, ale ich akcje długo pozostawały bez skutku. Thomas Ramos dorzucił kolejne trzy oczka dla Francuzów, na co Paolo Garbisi odpowiedział tym samym. Dopiero na 10 minut przed końcem konsekwentnie budowana akcja skończyła się przyłożeniem Ange Capuozzo, a po podwyższeniu Garbisiego mieliśmy remis 13:13. Od tego momentu grający z przewagą Włosi nie potrafili stworzyć poważniejszego zagrożenia dla rywali. Nawet wygrany w młynie karny zaowocował najpierw przykrótkim kopem w aut, a potem przegranym autem. Dopiero w 80 minucie pojawili się na połowie Francuzów, ale piłkę w rękach mieli ci ostatni. Gospodarze nie kwapili się jednak z jej wykopem w aut, chcieli wygranej, ale zamiast tego podarowali karnego gościom. Kopał Paolo Garbisi, ale piłka spadła mu z podstawki gdy do końca czasu brakowało kilkunastu sekund, próbował zatem na szybko i trafił w słupek (kto wie, czy nie mieli w tym też zasługi dwaj Francuzi podbiegający w stronę piłki, których cofał sędzia). Świetny wynik Włochów, ale mają niedosyt, bo przecież wygrana była tak blisko…

Po trzech kolejkach Irlandia powiększyła przewagę nad rywalami, ale pewna wygranej w turnieju jeszcze nie jest – przed nią dwa trudne spotkania. Szkoci awansowali na drugie miejsce, Francuzi zawodzą, a matematyczne nawet szanse na wygraną stracili w ten weekend Walijczycy i Włosi.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Irlandia315
2. ↑Szkocja39
3. ↓Anglia38
4. Francja36
5. Walia33
6. Włochy33

W rozgrywkach młodzieżowych młodzi Włosi dokonali tego, czego nie udało się do końca zrobić ich starszym rodakom – całkowicie zdominowali Francuzów w młynie i wygrali z nimi 23:20. To ich pierwsze zwycięstwo w tegorocznym turnieju. Już trzecie przyłożenie w turnieju zdobył Marco Scalabrin. Poza tym wygrały dwie niepokonane dotąd drużyny: Irlandia rozgromiła Walię 43:8, a Anglia pokonała Szkocję 30:17.

Top 14

W szesnastej kolejce spotkań ligi francuskiej sporo ofensywnych punktów bonusowych, które tam niełatwe są do zdobycia – zwycięzcy zgarnęli je w połowie z sześciu sobotnich spotkań.

USA Perpignan – Stade Rochelais 27:15. Kiepskiego sezonu najlepszej drużyny Europy sprzed roku ciąg dalszy – podopieczni Ronana O’Gary przegrali na wyjeździe z walczącym o utrzymanie Perpignan. Po 35. minutach niesieni dopingiem swoich kibiców Katalończycy prowadzili 20:0, a goście przy swoich szansach zawodzili. Potem jednak gospodarze zaczęli tracić punkty i płacić za brak dyscypliny – straty sukcesywnie odrabiał kolejnymi trójkami z karnych Antoine Hastoy. Na kwadrans przed końcem było już tylko 20:15, ale ostatni akord meczu należał do Perpignan – trzecie przyłożenie nie tylko zapewniło tej drużynie zwycięstwo, ale dało bezcenny w jej sytuacji punkt bonusowy. Zaimponował Tommaso Allan, który odpuścił sobie grę w reprezentacji Włoch – zdobył 17 punktów, w tym przyłożenie po 80-metrowej akcji swojej drużyny.

Racing 92 – Stade Français 11:27. W derbach Paryża górą okazało się Stade Français, a lokalni rywale, Racing 92, kontynuują kiepską passę (niedawni liderzy notują teraz serię porażek). To spotkanie też zaczęli kiepsko, bo od żółtej kartki Siyi Kolisiego po zaledwie kilku minutach gry. Chwilę potem stracili pierwsze przyłożenie, a do przerwy przegrywali już 3:17. Główną rolę po stronie gości odgrywali Peniasi Dakuwaqa (zdobył pierwsze przyłożenie i zaliczył asystę w drugim, a był bliski kolejnego po 80-metrowym rajdzie, powstrzymanym w ostatniej chwili) oraz Zack Henry (zdobył 12 punktów). Po przerwie Racing przebudził się, a przyłożenie Henry’ego Arundella po kwadransie drugiej połowy dało gospodarzom nadzieję – zmniejszyli stratę wówczas do sześciu punktów. Jednak na kwadrans przed końcem drugie swoje przyłożenie dla gości zdobył Dakuwaqa po niesamowitej indywidualnej akcji przez praktycznie całą szerokość i długość boiska (https://twitter.com/i/status/1761522236404510957), Henry dorzucił pięć oczek z kopów i różowi potwierdzili, że obecnie to oni są najlepszą ekipą w stolicy Francji.

ASM Clermont – Stade Toulousain 33:37. 10 przyłożeń, równo rozdzielone między dwie drużyny, pięć punktów różnicy na koniec – ale praktycznie cały mecz obrońcy tytułu mistrzowskiego byli o krok przed gospodarzami, a na 20 minut przed końcem mieli nawet 20 punktów przewagi. O losach meczu zdecydowała chyba sytuacja z jego początku – w 10. minucie czerwoną kartkę zobaczył Cristian Ojovan. Młodzież z Tuluzy nabrała wiatru w żagle i 20 minut później prowadziła 11:0, a pierwszą połowę wygrała 11:5. Po przerwie padło aż osiem przyłożeń (jak któryś z francuskich komentatorów napisał, włączył się „tryb Super Rugby”), a tuluzańczycy dość szybko swoje prowadzenie powiększyli. Paradoksalnie, gdy przez 10 minut po żółtej kartce Marcosa Kremera grali z podwójną przewagą, przyłożenie stracili. Jednak Clermont losów meczu odwrócić nie zdołało. Wszystkie punkty dla Tuluzy zdobyła trójka zawodników – Arthur Retière i Mathis Castro Ferreira zaliczyli po dublecie przyłożeń, a 19 oczek dorzucił Juan Cruz Mallia.

Poza tym:

  • Montpellier Hérault – Aviron Bayonnais 28:23 (coraz lepsza postawa Montpellier i jak zwykle fatalny wynik Basków w spotkaniu wyjazdowym – w tym sezonie mają komplet porażek w takich meczach);
  • Castres Olympique – Union Bordeaux-Bègles 41:12 (bonusowe zwycięstwo Castres i druga z rzędu porażka Bordeaux, cierpiącego z powodu braku graczy ataku powołanych do reprezentacji);
  • Lyon OU – Oyonnax 43:26 (bezpośredni pojedynek dwóch drużyn walczących o utrzymanie i wyraźne zwycięstwo Lyonu, dla którego dwa przyłożenia zdobył wracający do gry Dawit Niniaszwili, świetnie współpracujący z Baptiste’m Couilloud – https://twitter.com/i/status/1761496850647941156; tuż przed końcem Lyon stracił ofensywny punkt bonusowy, ale w ostatniej akcji meczu go odzyskał);
  • Section Paloise – RC Toulon 17:9 (spotkanie ustawiły dwa przyłożenia z pierwszej połowy, po których Pau prowadziło 14:0; Tulon zdołał odpowiedzieć jedynie trzema karnymi Melvyna Jamineta).

W tabeli na prowadzeniu Stade Français i Tuluza z sześcioma punktami przewagi nad Castres, które awansowało na trzecie miejsce (a jeszcze niedawno było poza szóstką). Na dole ostatnie Oyonnax ma już siedem punktów straty do przedostatniego Montpellier.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Stade Français1650
2. Stade Toulousain1650
3. ↑↑Castres Olympique1644
4. ↓Union Bordeaux-Bègles1641
5. ↑↑Section Paloise1640
6. ↓↓Racing 921640
7. ↓RC Toulon1637
8. ASM Clermont1636
9. Stade Rochelais1635
10. ↑Lyon OU1633
11. ↓Aviron Bayonnais1633
12. USA Perpignan1631
13. Montpellier Hérault1629
14. Oyonnax1622

Już w pierwszym, czwartkowym meczu 21. kolejki Pro D2 mieliśmy mecz na szczycie – świeżo upieczeni liderzy z Béziers pojechali do Vannes i gospodarze zrewanżowali się im za utratę fotela lidera sprzed tygodnia, wygrywając aż 45:17 (i to pomimo faktu, że po półgodzinie przegrywali 0:14). I wrócili na czoło ligowej tabeli. Nieoczekiwaną porażkę poniosła też trzecia drużyna z czołowej trójki – Provence uległo 15:33 broniącej się przed spadkiem ekipie Soyaux-Angoulême, dla której 21 punktów zaliczył Ben Botica. Także niespodziewanie ostatnie w tabeli Rouen pokonało Montauban 29:10 (dla przegranych przyłożenie zdobył debiutujący w drużynie Siméon Soenen, który dwa tygodnie temu debiutował też w reprezentacji Belgii).

Super Rugby Pacific

Super Rugby Pacific wraca. Znów z nowinkami w przepisach (nowa jest zmiana reguł spalonego przy kopach, o której było tydzień) i znów wstrząsane problemami (istnienie Rebels wciąż wisi pod znakiem zapytania). Zaczęło się jednak z przytupem.

Chiefs – Crusaders 33:29. Choć kilku znakomitych Nowozelandczyków wyjechało w tym roku do Japonii, a kilku kolejnych było kontuzjowanych (szczególnie bolało to Crusaders, którzy musieli się obyć m.in. bez Leigh Halfpenny’ego i Willa Jordana, który musi poddać się operacji i straci cały sezon; warto też pamiętać, że pierwszy raz od lat nie mieli Scotta Robertsona na ławce – zastąpił go Rob Penney), na start sezonu Super Rugby Pacific w Hamiltonie dostaliśmy w piątkowy poranek znakomite widowisko. Chiefs przed własną publicznością zaczęli mecz znakomicie: w pierwszej połowie zdobyli trzy przyłożenia, Damian McKenzie dorzucił 10 punktów z kopów i prowadzili 27:10. Jednak zaraz po przerwie ich przewaga stopniała znacząco – McKenzie niemal od razu po wyjściu z szatni zszedł z boiska z kontuzją, a w ciągu trzech kolejnych minut dwa szybkie przyłożenia obrońców tytułu mistrzowskiego spowodowały, że różnica wynosiła już tylko 5 punktów. A Crusaders dalej atakowali i na kwadrans przed końcem byli o włos od przyłożenia. TMO było dla nich nieżyczliwe, ale moment później Chay Fihaki wszedł w obronę gospodarzy jak w masło i goście wyszli na dwupunktowe prowadzenie. Końcówka należała jednak do Chiefs. Po świetnym 50:22 przeszli w pole 22 m gości i choć nie zdobyli przyłożenia, wykorzystali karnego. A tuż przed upływem 80 minut dostali kolejną, bardzo trudną szansę kopu, ale i tę Josh Ioane wykorzystał, ustalając wynik. Świetny start Chiefs, a Crusaders z Rivezem Reihaną na pozycji łącznika ataku chyba odrobinę brakuje do ekipy sprzed roku. Warto zobaczyć na tę akcję z pierwszej połowy, w której McKenzie znakomicie wykorzystał testowane w Super Rugby przepisy o spalonym zaczynając akcję skończoną przyłożeniem: https://twitter.com/i/status/1760920721742524543.

Poza tym:

  • Rebels – Brumbies 3:30 (pogrążeni w kłopotach Rebels przegrali wysoko, a na dodatek niepokoją się kontuzją ręki Tanieli Tupou – co prawda wrócił na boisko, ale po meczu narzekał na utratę czucia);
  • Western Force – Hurricanes 14:44 (pierwsze australijsko-nowozelandzkie starcie sezonu zgodnie z oczekiwaniami – do przerwy wellingtończycy prowadzili już 22:0, a gospodarzom nie pomogły debiuty Nica White’a i Bena Donaldsona);
  • Blues – Fijian Drua 34:10 (kiepski początek Fidżyjczyków w nowym sezonie, ale też przeciwnik był z bardzo wysokiej półki; auckalndczycy już do przerwy mieli na koncie 5 przyłożeń, a wygraliby wyżej gdyby nie kiepska skuteczność Stephena Perofety z podwyższeń – tylko 33%);
  • Highlanders – Moana Pasifika 35:21 (wyspiarze postawili się ekipie z Dunedin – zaczęli od prowadzenia i jeszcze w 45. minucie wygrywali 21:14; od tego momentu jednak nie zdobyli ani jednego punktu, a Nowozelandczycy zaliczyli trzy przyłożenia, z czego ostatnie, rozstrzygające, w ostatnich minutach meczu; chwila magii na boisku: https://twitter.com/i/status/1761298069986095250);
  • Reds – Waratahs 40:22 (w australijskim klasyku górą ekipa z Queenslandu, w której imponowali zwłaszcza gracze ataku z Jordanem Petaią na czele).

Niepewność co do losów mających ogromne problemy finansowe Rebels się powiększa. Na antypodach pojawiają się głosy za zredukowaniem liczby drużyn w Super Rugby do dziesięciu (co pozwoliłoby na rozegranie pełnej serii mecz i rewanż z wszystkimi przeciwnikami i paradoksalnie zwiększyłoby liczbę meczów domowych każdej drużyny). Oczywistymi kandydatami do wycięcia są Rebels (mają 60 dni na znalezienie rozwiązania, w innym przypadku klubowi grozi likwidacja), którzy mogą nie przetrwać tego sezonu. Kto drugi? Obawiam się, że Moana Pasifika.

Tabela po pierwszej kolejce o niczym jeszcze nie przesądza, ale jakże symptomatyczny jest obraz, w którym wszystkie pięć nowozelandzkich drużyn jest w czołowej siódemce ligi.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Hurricanes15
2. Brumbies15
3. Blues15
4. Reds15
5. Highlanders15
6. Chiefs14
7. Crusaders11
8. Moana Pasifika10
9. Waratahs10
10. Fijian Drua10
11. Rebels10
12. Western Force10

SVNS

Po kilku tygodniach przerwy wróciły rozgrywki SVNS. Najlepsze siódemki świata spotkały się w Vancouver, a rugbowy świat patrzył przede wszystkim na debiut w barwach siódemkowej reprezentacji Francji jednego z najlepszych „piętnastkowiczów” na świecie, Antoine’a Duponta. Ten w większości spotkań wchodził na końcówki, w pierwszym składzie pojawił się tylko dwukrotnie, w tym w trzecim meczu grupowym, z niezwykle silną Australią. W nim zdobył swoje pierwsze przyłożenie (https://twitter.com/i/status/1761514310897995818), przykładając ważną cegiełkę do imponującej wygranej Francuzów 31:5. Francja nie tylko w ten sposób dopełniła kompletu zwycięstw na etapie grupowym, ale także sensacyjnego kompletu porażek Australijczyków. Ci zostali pokonani także przez Samoańczyków (po katastrofalnej drugiej połowie) i Amerykanów (po przyłożeniu straconym w ostatniej akcji) i nieoczekiwanie nie awansowali do ćwierćfinałów. Taki sam los – odpadnięcie z rywalizacji o zwycięstwo w turnieju już na etapie grupowym – spotkał ekipę z Południowej Afryki. Blitzboks co prawda znakomicie zaczęli turniej pokonując 21:12 Nową Zelandię, ale potem przegrali z Wielką Brytanią i Irlandią i w efekcie zajęli ostatnie miejsce w grupie (o punkt za Irlandczykami). Komplet zwycięstw w fazie grupowej zaliczyli wyłącznie Francuzi i Argentyna.

Obie te drużyny wyszły też zwycięsko z ćwierćfinałów, choć obie miały kłopoty – Argentyna wygrała z Samoa tylko 14:12 (wyspiarzom brakło skutecznego podwyższenia do doprowadzenia do dogrywki), a Francuzi pokonali Irlandczyków 12:5 dzięki przyłożeniu Duponta zdobytym w ostatniej akcji meczu. Komplet półfinalistów uzupełnili All Blacks (którzy wygrali z Fidżi po pasjonującym pojedynku 21:19) i Amerykanie (rozgromili Brytyjczyków 27:0). Argentyńczycy kontynuowali dobrą passę w półfinale, w którym zdecydowanie ograli Amerykanów (było 35:19, ale ekipa z Ameryki Południowej prowadziła nawet 28 punktami), natomiast Francuzów powstrzymali na tym etapie All Blacks – Dupont tym razem nie pomógł, a jego drużyna przegrała 26:28. Dla Nowej Zelandii to był pierwszy finał w tym sezonie. Pierwszy, ale przegrany, bo po trzecie turniejowe zwycięstwo z rzędu sięgnęła Argentyna, która pokonała All Blacks aż 36:12 (hat-tricka zaliczył m.in. Matías Osadczuk). Trzecie miejsce dla Francji, która pokonała Stany Zjednoczone 42:12 (Dupont drugi raz w turnieju wyszedł w pierwszym składzie i zdobył swoje trzecie przyłożenie, ale zaliczył też żółtą kartkę i w okresie osłabienia jego ekipa straciła dwa przyłożenia). Dla Francuzów to był najlepszy wynik w tym sezonie.

W klasyfikacji generalnej Argentyna ma już 24 punkty przewagi nad kolejnymi drużynami – Irlandią i Nową Fidżi. Na miejscach, które oznaczają walkę o utrzymanie – Samoa, Wielka Brytania, Hiszpania i Kanada (i chyba żadna z tych ekip już tego nie zmieni).

W kobiecym turnieju już w fazie grupowej mieliśmy sporą niespodziankę – zwyciężczynie poprzedniego turnieju, Irlandki, przegrały na tym etapie nie tylko z Nowozelandkami, ale nieoczekiwanie także z Brazylijkami i zajęły dopiero trzecie miejsce w grupie. A ponieważ były najsłabsze z trzecich drużyn – pierwszy raz od ponad dwóch lat nie awansowały do ćwierćfinału. Podobny los spotkał trzecie w ostatnim turnieju Brytyjki – w fazie grupowej przegrały wszystkie trzy mecze (w tym z Hiszpankami) i okazały się najsłabszą drużyną tego etapu.

Brazylijki i Hiszpanki odpadły w ćwierćfinale, wysoko przegrywając odpowiednio z Francuzkami i Nowozelandkami. Do tego Kanadyjki ograły Amerykanki 12:10, a Australijki pokonały Fidżi 35:19. W półfinale odpadły Australijki, których pierwszy raz w tym sezonie brakło w decydującym starciu – przegrały z Francuzkami 19:21. W finale rywalkami Francji były Black Ferns i to one wygrały – 35:19, przy czym spory udział miała Portia Woodman, która zaliczyła hat-tricka przyłożeń. Trzecie miejsce dla Kanadyjek.

W klasyfikacji generalnie wyraźnie dominuje czołowa trójka: Australia, Nowa Zelandia i Francja. Na czterech ostatnich miejscach Brazylia, Hiszpania, Japonia i Południowa Afryka, ale bezpieczne nie mogą się też czuć Brytyjki.

Swoją drogą, pojawienie się Antoine’a Duponta w SVNS zbiegło się z ogłoszeniem kontraktu telewizyjnego tego cyklu na Wielką Brytanię i Irlandię – prawa do transmisji nabyła telewizja TNT.

Ze świata

Męskie rozgrywki Rugby Europe Championship miały weekend przerwy, ale drugi mecz rozegrano w kobiecych. Debiutujące w tej rywalizacji Portugalki uległy Holenderkom 7:31. Dla tych ostatnich to drugie zwycięstwo w tym roku, wcześniej ograły Szwecję (ale i tak faworytkami rywalizacji są Hiszpanki, które nie weszły jeszcze do gry).

Towarzysko zagrały też Anglia i Portugalia – a raczej rezerwy tych drużyn (Portugalczycy nie mieli nikogo z Pucharu Świata, a za to mnóstwo młodzieży). Anglicy triumfowali zdecydowanie, aż 91:5, a wśród dwunastu Anglików, którzy zdobywali przyłożenia, aż trzy zaliczył skrzydłowy Harlequins, Cadan Murley.

Towarzysko grały też kobiety z Trynidadu i Tobago – dwukrotnie zmierzyły się z drużyną USA South i dwukrotnie przegrały w identycznym stosunku, 15:17 padł identyczny wynik 17:15, tyle że raz na korzyści jednej z drużyn, a raz – drugiej.

W angielskiej Championship wygrane czołowych drużyn – Ealing Trailfinders (57 punktów z rzędu przeciw Canterbury), Doncaster Knights z Nottingham (20:14 po drugiej połowie bez ani jednego punktu) i Coventry (34:6 z Ampthill). Pauzowali Cornish Pirates, a porażkę zaliczyli Bedford Blues, którzy zdołali nadrobić 21-punktową stratę z pierwszej półgodziny meczu z Hartpury University, ale na koniec stracili jeszcze jedno przyłożenie i przegrali 35:41. Blisko drugiej wygranej w sezonie byli London Scottish, ale w końcówce meczu z Caldy stracili przyłożenie z podwyższeniem i ostatecznie w spotkaniu padł remis 33:33.

W Japan Rugby League One kończono rozpoczętą przed tygodniem siódmą kolejkę spotkań. Status niepokonanego podtrzymał wicelider ligowej tabeli, Brave Lupus Tokyo, który pokonał 27:7 Yokohama Eagles (jedno z przyłożeń dla zwycięzców zdobył oklaskiwany przez ponad 13 tys. widzów Richie Mo’unga, a przegrani swoje jedyne punkty zainkasowali w doliczonym czasie gry). Obrońcy tytułu mistrzowskiego, Spears Funabashi Tokyo-Bay, rozgromili wciąż pozostających bez zwycięstwa Hanazono Liners 56:19 (a prowadzili nawet 44:0), Sagamihara Dynaboars pokonali po szalonym spotkaniu Shizuoka BlueRevs 53:45 (mimo siedmiu straconych przyłożeń i w dużym stopniu dzięki Jasonowi Graysonowi, który zdobył aż 28 punktów), a Black Rams Tokyo przegrali z Kobe Steelers 17:27 (zwycięstwo „stalowych” przy sporym udziale Bryna Gatlanda). W tabeli Wild Knights i Brave Lupus ze sporą przewagą nad trzecim Sungoliath, a kilka punktów za nim cała grupa drużyn z obrońcami tytułu mistrzowskiego na czele.

W Super Rugby Americas kolejny mecz American Raptors w Argentynie i kolejna porażka – tym razem pokonali ich Dogos 52:17 (niewiele niżej niż przed tygodniem Pampas). Druga wygrana też na koncie Pampas, którzy ograli brazylijskich Cobras 29:6. A na koniec paragwajscy Yacare pokonali chilijski Selknam 34:20 i dzięki temu wspięli się na trzecie miejsce tabeli, za plecami obu drużyn z Argentyny.

Zakończono rozgrywki o mistrzostwo Nepalu (piąte w historii). Nieoczekiwanie czterokrotni mistrzowie kraju, Tribhuwan Army, dwukrotnie przegrali i zajęli dopiero trzecie miejsce w stawce czterech drużyn. W ostatniej kolejce pokonali ich nowi mistrzowie, Gorkhali FC, i to aż 66:7. Srebro zdobył Nepal APF Club.

Rassie Erasmus powołał 43 zawodników na swój pierwszy obóz treningowy po „powrocie” do trenowania reprezentacji Południowej Afryki. W składzie jest 19 spośród 36 zawodników, którzy zdobyli ostatni tytuł mistrza świata (nie ma jednak sporej grupy gwiazd spoza URC, m.in. z Japonii, oraz kontuzjowanych – na wielkie odmłodzenie więc póki co się nie zanosi), a także 16 graczy, którzy jeszcze dla Springboków nie grali (m.in. Sacha Feinberg-Mngomezulu czy Marnus van der Merwe.

Ciekawa nowinka z angielskiej prasy – RFU miało rozważać sprzedaż świątyni angielskiego rugby, stadionu Twickenham i zakup 50% udziałów w stadionie Wembley. Plan jednak nie doszedł do skutku. Alternatywą jest odnowa Twickenham kosztem ponad 600 mln funtów. Ponieważ suma jest zbyt duża, RFU przymierza się do realizacji części remontu, która może rozpocząć się w 2027. Warto zwrócić uwagę, że dochody z dni meczowych reprezentacji Anglii na Twickenham dają zdecydowaną większość dochodów RFU.

Reprezentacja Walii ma zaplanowany na 22 czerwca mecz z Południową Afryką (w ten sam weekend ma odbyć się finał ligi URC, ale mało kto spodziewa się w nim walijskiej drużyny). Jednak spotkanie nie będzie mogło być rozegrane na Principality Stadium z powodu kolizji terminów z koncertami Taylor Swift i Foo Fighters. W efekcie Walijczycy postanowili zorganizować go na Twickenham. To będzie pierwszy występ Springboków po zdobyciu Pucharu Webba Ellisa.

Asia Rugby opublikowało kalendarz na 2024 rok. Wynika z niego, że rozgrywki piętnastkowe odbędą się tylko na trzech poziomach, z udziałem prawdopodobnie maksymalnie 12 drużyn. Cieszy powrót do gry Sri Lanki, która będzie gospodarzem turnieju dla drugiego poziomu. Także trzy poziomy w siódemkach (jeden z turniejów odbędzie się w Nepalu). Spadła też mocno frekwencja w rozgrywkach młodzieżowych. Z kolei tegoroczny Puchar Afryki ma odbyć się w Ugandzie.

Z rynku transferowego:

  • po blisko sześciu latach Ulster w trybie natychmiastowym zwolnił trenera Dana McFarlanda. To efekt jego niechlubnego wystąpienia po przegranym meczu z Ospreys przed tygodniem, w którym szkoleniowiec obciążył winą za porażkę sędziów tego spotkania. To zachowanie nie spodobało się także wielu kibicom jego drużyny. Tymczasowym zastępcą będzie Richie Murphy, trener kadry Irlandii do lat 20 (swoją drogą, w tym momencie zajęty Pucharem Sześciu Narodów);
  • potwierdził się zaskakujący transfer Courtney’a Lawesa – po 17 latach (!) odejdzie po tym sezonie z Northampton Saints i ruszy do Francji, gdzie będzie grać w drugoligowym Brive (za 360 tys. funtów rocznie);
  • reprezentant Argentyny Mateo Carreras opuszcza Newcastle Falcons i nie czekając na koniec sezonu przenosi się do Bajonny;
  • reprezentant Chile Pablo Casas odszedł z Selknamu, ale obrał nietypowy kierunek – będzie go można oglądać w barwach Steauy Bukareszt. To zresztą nie jedyny Chilijczyk, który trafił do ligi w kraju z drugiego szeregu – Nicolás Herreros od jesieni gra w portugalskiej Agronomii;
  • inny gracz z Chile, Iñaki Ayarza, zmienia klub w Pro D2 – z Angoulême przechodzi do Vannes;
  • w składzie Hurricanes na najbliższy sezon Super Rugby Pacific znalazł się były reprezentant Anglii Brad Shields, który wrócił do Nowej Zelandii przed rokiem, ale póki co grał jedynie na poziomie NRC.

Wyłoniono najlepszą drużynę klubową świata w rugby league. W starciu o World Club Challenge mistrzowie Super League, angielscy Wigan Warriors, pokonali mistrzów NRL, australijskich Penrith Panthers 16:12. To drugie z rzędu (i trzecie w historii) zwycięstwo Europejczyków w rywalizacji od początku (czyli 2013) zdominowanej przez drużyny z antypodów.

Polacy za granicą

Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia.

Anglia:

  • Tomasz Pozniak (Wimbledon RFC, National League 2 East): zagrał 80 minut w meczu ze znacznie wyżej notowaną ekipą Bury St. Edmunds, wygranym 31:27. Wimbledon wreszcie opuścił przedostatnie miejsce w lidze i awansował na dwunastą lokatę;
  • Eryk Luczka (Hornets RFC, National League 2 West): zagrał ostatni kwadrans w meczu z Chester, wygranym 20:13. Hornets pozostali na jedenastym miejscu w grupie;
  • Jakub Kijak (Bournville RFC, National League 2 West): wrócił do składu Bournville po kilku tygodniach grania na poziomie Midlands Premiers dla Old Halesonians. Wszedł z ławki rezerwowych, a po kilku minutach musiał zejść z boiska w meczu z Exeter University, przegranym 10:24. Jego drużyna spadła na dwunaste miejsce w lidze.

Francja:

  • Andrzej Charlat (Stade Niçois, Nationale): zagrał i zdobył przyłożenie w meczu z Carcassonne, wygranym 23:9. Nicea pozostaje liderem ligi z już 10 punktami przewagi nad kolejną drużyną;
  • Jędrzej Nowicki (CAP Pontarlier, Fédérale 2 – grupa 1): zagrał 50 minut w meczu przeciwko Le Creusot, przegranym 16:20. CAP pozostało dziewiąte w grupie;
  • Aleksander Nowicki (AS Monaco, Fédérale 2 – grupa 2): zagrał 80 minut, a na ich początku zdobył przyłożenie w meczu z Vallons de la tour, wygranym 82:40 (w meczu padło aż 18 przyłożeń). Monaco pozostało wiceliderem swojej grupy;
  • Kamil Bobryk (RC du Pays Saint Jeannais, Fédérale 3 – grupa 5): wszedł na boisko na ostatnie 5 minut meczu z Beaurepaire, przegranego 18:27. St. Jean dało się wyprzedzić przez swoich rywali i spadło na trzecie miejsce w grupie.

Irlandia:

  • Dominik Morycki (Enniscorthy RFC, All-Ireland League D2C): zaczął na ławce rezerwowych mecz z Tullamore, przegrany 13:16. Enniscorthy zajmuje czwarte miejsce w lidze.

O innych ligach: Łotwa

Łotewskie rugby, tak jak i w przypadku innych państw postradzieckich, ma korzenie w latach powojennych – pierwsze zawody rugbowe rozegrano tutaj w 1960 staraniem pioniera tego sportu w Rydze, skierowanego tu do pracy z Moskwy Vladimirsa Martinsonsa. On założył wówczas pierwszą drużynę, WEF Ryga. W latach 60. i 70. powstawały kolejne, spośród których większe znaczenie miały założona w 1964 PWZ Ryga, Baltica Ryga z 1969 (funkcjonująca kilka lat) oraz powstała w 1971 RAF Jegława (początkowo pod nazwą Metalist, kilkakrotnie zresztą potem zmienianą). Drużyny te uczestniczyły w rozgrywkach ogólnoradzieckich, ale bez większych sukcesów (zwykle na niższych poziomach) oraz od 1968 rywalizowały o mistrzostwo Łotewskiej SRR. Tylko dwóm drużynom udało się tę ostatnią rywalizację wygrywać – od 1968 do 1975 nieprzerwanie zwyciężała REF Ryga, natomiast od 1976 do 1990 tytuły zgarniała RAF Jegława. Z niższych stopni podium bardzo rzadko schodziła PWZ Ryga, która ostatni swój medal zdobyła w 1986, a w latach 80. kilkakrotnie medale zdobywała Cukurfabrika z Jegławy.

Oczywiście, w tych czasach nie mogło być mowy o reprezentacji narodowej. Ta powstała po odzyskaniu niepodległości, po którym nastąpiło błyskawiczne przystąpienie federacji łotewskiej do IRB w 1991 (ponoć szybkie przyjęcie do organizacji miało być wynikiem szczęśliwego splotu okoliczności związanego z pobytem organizatorów łotewskiego rugby na odbywającym się wówczas Pucharze Świata).

W 1993 organizowano Puchar Świata w Rugby 7, którego jednym z uczestników miała być Rosja jako następca Związku Radzieckiego. Łotysze zaprotestowali, wskutek czego IRB postanowiło zorganizować turniej kwalifikacyjny dla drużyn z obszaru byłego ZSRR – i w Moskwie sensacyjnie wygrali Łotysze. W Edynburgu zajęli ostatecznie ostatnie miejsce, ale przeżyli fantastyczną przygodę (m.in. w meczu otwarcia grali z Fidżyjczykami). Pierwszy oficjalny mecz międzynarodowy w piętnastkach zagrali też w tym okresie – latem 1992 przegrali z Gruzją 3:28. W ubiegłym sezonie występowali w REIC na poziomie Conference 1, ale rozegrali tylko dwa mecze (przegrany wysoko z Czechami i wygrany jednym punktem z Węgrami). Ten sezon zaczęli nieźle – wysokie wygrane z Finlandią i Norwegią, jednak bilans trochę zepsuł oddany walkowerem z braku funduszy wyjazd do Andory. Warto wspomnieć, że w tym sezonie drugi w historii mecz rozegrała piętnastkowa reprezentacja kobiet.

W niepodległej Łotwie początkowo dominację w rozgrywkach ligowych kontynuowała ekipa RAF z Jegławy. Za jej plecami pozostawali Miesnieks („Rzeźnicy”) z Rygi, którzy w 1997 zdobyli pierwsze mistrzostwo kraju i nie oddali go do 2002 (wtedy pod nazwą Stats). W kolejnych latach ze zmiennym szczęściem rywalizowali z drużyną Ādažu Čipsi (czterokrotny mistrz, ostatni raz w 2009 pod zmienioną nazwą Ovāls). W 2010 w rozgrywkach ligowych zadebiutowała Livonia z podryskiego Garkalne. Ta ekipa w 2013 sięgnęła po swój pierwszy tytuł mistrzowski i od tego czasu wymienia się na najwyższym stopniu mistrzostw z drużyną Miesnieki (która powróciła do tej nazwy i przeniosła się w międzyczasie do innej miejscowości pod Rygą, Ķekavy). W tym czasie Livonia zdobyła tytuł mistrzowski pięciokrotnie, natomiast Miesnieki – sześciokrotnie (w sumie, od pierwszego tytułu w 1997, ci ostatni uzbierali ich łącznie 15 i są najbardziej utytułowaną drużyną w rozgrywkach).

W ostatnich sezonach ligi uczestniczyło po pięć drużyn (od czasu wycofania w 2021 drużyny z Jūrmali). Format rozgrywek bywał zmienny. Wobec wzrostu popularności Baltic Top League, w której biorą udział dwie najlepsze drużyny w ligi, w ubiegłym roku rozgrywki mistrzowskie skrócono i rozegrano je w całości wiosną (skończyły się finałem pod koniec czerwca). W finale Miesnieki pokonali Livonię 21:13, zachowując kolejność z poprzedniego sezonu (gdy finału rozgrywek nie było, a o mistrzostwie rozstrzygała ligowa tabela). Uczestnicy rozgrywek (poza wymienionymi – RK Fēnikss, Lāči/Mūkusalas BC i RK EŽI) w większości pochodzą z Rygi lub miejscowości położonej wokół niej, a tylko jedna ekipa (Fēnikss) pochodzi z północy kraju.

W latach 1998–2015 najlepsze łotewskie drużyny miały szansę uczestnictwa w rozgrywkach Baltic Cup – i od początku grały w nich znaczącą rolę. Już w pierwszym sezonie na podium znalazły się drużyny KvadraPak z Rygi (ówczesna nazwa ekipy Miesnieki) i Ādažu Čipsi (później pod nazwą Ovāls). Już w 1999 KvadraPak triumfowała w rozgrywkach. Łotysze nie schodzili z podium, a liczba ich drużyn się powiększała. W 2003 i 2004 znów mieliśmy łotewskich zwycięzców (najpierw Ādažu Čipsi, a w 2005 Stats – kolejna nazwa Miesnieki), a w 2005 Ovāls ulegli w finale naszemu Folcowi AZS Warszawa. W 2006 rozgrywki miały już trzy poziomy, a wśród 14 drużyn z Polski, Litwy, Rosji i Łotwy tych ostatnich było aż 5. Pierwszy raz na podium łotewskiej drużyny nie było w 2008 i od tego czasu już tylko Miesnieki dwukrotnie sięgało po medale.

Obecnie na polu klubowym Łotysze blisko współpracują z Litwinami. Pierwszą łotewską drużyną dopuszczoną do udziału w mistrzostwach Litwy byli Stats w 2007. Uczestniczyli w nich do 2011, a w międzyczasie dwukrotnie sięgnęli po brązowe medale (w 2008 i 2009). Wrócili po przerwie, w 2014, pod nazwą Miesnieki Ķekava – i uczestniczą w nich do dziś. W pierwszych trzech sezonach po powrocie sięgali po brązowe medale, a powtórzyli ten sukces w 2019. W tym samym roku grono uczestników Baltic Top League (nazywanej tak od 2015) powiększyła druga łotewska drużyna, Livonia Garkalne. To ona póki co sięgnęła po największy sukces Łotyszy w litewskiej lidze – w 2022 została jej wicemistrzem. W ostatnim sezonie Livonia była druga w sezonie zasadniczym, ale w fazie play-off przegrała oba swoje mecze i skończyła rywalizację na czwartym miejscu (Miesnieki zaś były piąte).

W obu drużynach z Baltic Top League gra większość reprezentantów kraju. Pozostałe łotewskie drużyny (a także rezerwy Livonii) uczestniczyły w uruchomionych w ubiegłym roku rozgrywkach Baltic Rugby Championship, stanowiących przekształcony drugi poziom ligowy z Litwy. Rozgrywki te zorganizowano w drugim półroczu, podczas rozgrywek Baltic Top League. Wzięło w nich osiem drużyn, po cztery z Litwy i Łotwy. Górą byli Litwini, którzy zajęli wszystkie cztery miejsca w półfinałach (w finale kłajpedzcy Kuršiai pokonali rezerwy szawelskiego Baltrexu).

Zapowiedzi

Po weekendzie oddechu wraca reprezentacja Polski – zagra w półfinale o miejsca 5–8 przeciwko Holandii, w praktyce o podtrzymanie nadziei na utrzymanie w tych rozgrywkach. Poza tym Gruzja zagra z Rumunią, Portugalia z Hiszpanią, a Belgia z Niemcami. Puchar Sześciu Narodów pauzuje.

Rozgrywki ligowe oczywiście na antypodach – w drugiej rundzie Super Rugby Pacific m.in. nowozelandzkie derby Highlanders z Blues, a także starcie drużyn wyspiarskich. W siedemnastej kolejce francuskiej Top 14 w najlepszych godzinach zaplanowano mecze Bordeaux z Racingiem 92 i La Rochelle z Clermont. Wraca też United Rugby Championship – tu 11 runda spotkań i znowu południowoafrykańskie derby, a ponadto mecz Benettona z Glasgow Warriors. A na dodatek startuje Major League Rugby.

Uczestnicy SVNS zostają na zachodnim wybrzeżu Ameryki Północnej – siódemkowa elita przenosi się z Vancouver do Los Angeles.

Kącik limeryczny

Chwila dyskusji na tematy rugbowe, wywołana poetyckim zapędem Tomka Płosy ze wstępniaka do skarbu kibica po Pucharze Sześciu Narodów pobudziła moje inne zamiłowanie, do limeryków. Efektem twórczość pięciominutowa, potem odrobinę wygładzona, wciąż niedoskonała i zahaczająca o łamaniec językowy, jednak spełniająca warunki formalne gatunku i co najważniejsze rugbowa:

Sfrustrowany poeta rodem z miasteczka Rugby,
rozmarzył się, że po łbach bliźnich ochoczo tłukłby.
Odłożył zatem na bok pióro,
przestał parać się kulturą,
bo odkrył, że grając w rugby tłuc po łbach bezkarnie mógłby.

Ps. Hmm, wyszła z tego taka trochę bardziej antyreklama niż reklama, ale cóż, limeryki często prowadzą na manowce logiki 🙂

2 komentarze do “Van der Merwe znów pogrążył Anglików”

  1. Niestety potwierdza się informacja, że BUDO 2011 nie wystartuje wiosną. Na liście zawodników w systemie PZR pozostało 21 osób z osobami, które od jakiegoś czasu nie grają…

    Odpowiedz
  2. Bardzo ciekawe i różnorodne są w szpony w tym tygodniu. Szacun za wspomnienie rozgrywek w Nepalu i a kącik limeryczny!!! Takie rzeczy tylko w Szponach.
    Bardzo dziękuję za powrót cyklu „O innych ligach”!!! Strasznie na to czekałem 🙂

    Odpowiedz

Dodaj komentarz