Niestety, naszym paniom nie dane będzie spełnić największego marzenia. Przynajmniej tym razem, w Paryżu. Pozostanie marzyć o Los Angeles. Nie sprostały Chinkom, które w tym sezonie są na zapleczu elity poza konkurencją. Poza tym Glasgow Warriors drugi raz w historii zostali mistrzami URC, Chiefs wygrali Super Rugby po dwóch dekadach przerwy, a Tuluza znowu pokonała La Rochelle we francuskim play-off.
Kwalifikacje do igrzysk olimpijskich / Reprezentacja Polski w rugby 7 kobiet
Najważniejsze dla nas wydarzenia weekendu odbywały się w Monako. Walczono tam o o ostatnie wolne miejsca (po jednym wśród kobiet i mężczyzn) na igrzyskach olimpijskich. W rywalizacji bardziej nas interesującej, kobiecej, faworytkami były Chinki. I niestety, Polki nie zdołały przełamać kiepskiej passy w meczach z tymi rywalkami w tym roku. Nasza reprezentacja pojechała na Lazurowe Wybrzeże bez Katarzyny Paszczyk (najlepszej zawodniczki ostatnich turniejów, kontuzjowanej, choć na łamach Interii pojawił się tekst Macieja Słomińskiego sugerujący jakieś drugie dno decyzji), jednak cieszyliśmy się widząc nieoczekiwanie na boisku Ilonę Zaiszliuk (starania o przyznanie polskiego obywatelstwa zostały zwieńczone wreszcie sukcesem).
I właśnie Zaiszliuk zdobyła dwa z czterech przyłożeń Polek w pierwszym meczu przeciwko Czeszkom. Wszystkie cztery padły dopiero w drugiej połowie, bo w pierwszej Polki, choć właściwie cały czas były po czeskiej stronie boiska, biły głową w mur, nie tworzyły sytuacji, traciły piłki wskutek kontrrucków (na szczęście ją odzyskiwały) i długo remisowały 0:0. A tuż przed przerwą fatalne podanie Julii Druzgały do będącej w obliczu dwóch rywalek Julianny Schuster skończyło się nieuniknioną stratą i rajdem Czeszki przez całe boisko. W efekcie mimo przewagi naszej drużyny pierwsza połowa skończyła się wynikiem 0:7. Na szczęście w drugiej połowie Czeszki nie przeszły już ani razu przez środkową linię boiska. Co prawda nadal wywierały na nasze zawodniczki dużą presję, ale Polki lepiej się asekurowały w ruckach, przyspieszyły i kilkakrotnie konstruowały ładne, szybkie akcje, z podaniami na offloadzie. Warte uwagi było przyłożenie młodej Oliwii Krysiak, która przełamała obronę trzech rywalek. Warto tej zawodniczce się przyglądać. Polki wygrały 24:7.
Kolejne dwa mecze, sobotnie, były bardzo różnymi historiami. Na pierwszy ogień poszedł Meksyk i już pierwsza połowa skończyła się pięcioma przyłożeniami naszych zawodniczek. Co prawda momentami brakło ostatniego podania w dobrej sytuacji, ale zawodniczki z Ameryki nawet nie zbliżały się poziomem do naszych. Najlepszym dowodem była pierwsza akcja drugiej odsłony, gdy Krysiak złapała piłkę po kopie Meksykanek i obiegła rywalki jak dzieci. Na koniec dwukrotnie nasze zawodniczki zdominowały rywalki w młynie, a drugą połowę skończyły z kolejnymi pięcioma przyłożeniami na koncie. Ostatecznie wygrały 58:0.
Drugi mecz w sobotę był z kolei starciem z faworytkami turnieju, Chinkami. Próbą generalną przed decydującym starciem, na które liczyliśmy. I ta próba nie wyszła – tym razem to Polki skończyły mecz bez punktów, choć długimi fragmentami toczyły z rywalkami wyrównaną walkę. Niestety, pierwszy atak, po imponującym wejściu Klichowskiej nie dał wyniku, a Chinki moment później zabójczo zaatakowały skrzydłem. Było 0:7, Polki znów skutecznie broniły, znów fantastycznie zaatakowała Anna Klichowska, ale mającą potencjał na punkty akcję skończył przód Druzgały. Druga połowa zaczęła się od wygranej piłki po kopie, ale Chinki zepchnęły nasze zawodniczki na naszą połowę, zmusiły do błędu i błyskawicznie ukąsiły podnosząc prowadzenie do stanu 14:0. Kolejne wznowienia wygrywały już rywalki i wyprowadzały skuteczne akcje – ostatecznie wygrały 26:0, a jedyna poważniejsza próba ataku Polek, na sam koniec, skończyła się w okolicy linii 10 m.
W ćwierćfinale Polki trafiły na Hongkong. Pierwszych kilka minut gra toczyła się na połowie naszych zawodniczek, dopiero Natalia Pamięta przełamała impas i samotnie pomknęła po punkty. Odtąd Polki były w ataku, nie oddawały piłki rywalkom, punktowały i do przerwy prowadziły 19:0. Druga wyglądała podobnie jak końcówka pierwszej – poza nielicznymi fragmentami Polki atakowały na połowie rywalek, choć te bardzo energicznie broniły. Kilka razy tę obronę nasze zawodniczki przerwały, dorzuciły kolejne trzy przyłożenia i wygrały 36:0.
W półfinale przyszedł czas na kolejny mecz z Chinkami. Niestety, skończył się podobnie jak dzień wcześniejsza próba generalna. Już pierwszy kop Polki przegrały, a gdy powstrzymywały atak rywalek straciły z żółtą kartką za zbicie piłki do przodu przy szarży Klichowską (można się zastanawiać, czy to była adekwatna decyzja, zresztą nie jedyny raz w tym meczu). Pod koniec gry w przewadze Chinki otworzyły wynik przyłożeniem, potem wygrały wznowienie i znalazły dziurę w obronie i było 0:12. Nadzieje Polek podtrzymała po znakomitym rajdzie skrzydłem i zwodzie, który zmylił jednocześnie dwie rywalki Pamięta (akcję rozpoczęło wreszcie obronione wznowienie), ale jeszcze w doliczonym czasie gry żółtą kartkę zobaczyła Druzgała (w niemal identycznej sytuacji, co wcześniej Klichowska) i chwilę potem Chinki powiększyły prowadzenie do 7:19. Zaraz po przerwie nadal w przewadze Azjatki znowu przyłożyły. Przegrany aut na własnej połowie zaowocował kolejnymi straconymi 7 punktami. Mecz był przegrany, Polki nie były w stanie wyjść z własnej połowy i ostatecznie uległy 7:40.
Chinki zniweczyły marzenie naszych reprezentantek o grze na igrzyskach olimpijskich – przynajmniej na tych w Paryżu. Zapewne dla kilku spośród obecnych reprezentantek pozostanie marzeniem niezrealizowanym. Póki co pozostała walka za tydzień o mistrzostwo Europy. Natomiast w Monako Chinki po zwycięstwie nad Polkami wygrały w finale turnieju z Kenijkami. Polki zagrały jeszcze mecz o trzecie miejsce (którego niczego nie dawało) – znowu zmierzyły się z Czeszkami i wygrały 33:14. Dwa przyłożenia po rajdach Klichowskiej w pierwszej połowie, trzy kolejne w drugiej (w tym pierwsze znowu po akcji rozpoczętej przez chyba najlepszą na tym turnieju w naszej drużynie Klichowską). Czeszki odpowiadały, ale tak naprawdę wykorzystały swoje jedyne dwa ataki.
Wśród panów także bez niespodzianki – do Paryża pojedzie reprezentacja Południowej Afryki, która wcześniej w kwalifikacjach afrykańskich nieoczekiwanie uległa Kenijczykom. Tym razem była nie do powstrzymania, a w finale 14:5 zwyciężyła najgroźniejszych rywali, Brytyjczyków. Trzecie miejsce zajęli Hiszpanie.
Rywalizacja w obu turniejach toczyła się w składzie jedenastu drużyn – na starcie brakło ekip z Papui-Nowej Gwinei (czego powodem miał być brak wiz w terminie umożliwiającym przyjazd). Miało to pewien wpływ na turniej – Brazylijczykom brakło małych punktów z meczu z tym rywalem (zapewne byłoby ich więcej niż za walkower) i w tabeli drużyn z trzecich miejsc zajęli ostatnią lokatę.
Jednocześnie ogłoszono skład grup na turnieju olimpijskim. W męskiej rywalizacji gospodarze już w fazie grupowej zmierzą się z obrońcami tytułu mistrzów olimpijskich, Fidżyjczyjkami. Wśród pań nasze pogromczynie, Chinki, w grupie zagrają z Nową Zelandią, Fidżi i Kanadą.
Pełny skład grup u pań: A – Nowa Zelandia, Fidżi, Kanada, Chiny; B – Australia, Irlandia, Wielka Brytania, Południowa Afryka; C – Francja, Stany Zjednoczone, Japonia, Brazylia. U panów: A – Nowa Zelandia, Irlandia, Południowa Afryka, Japonia; B – Argentyna, Australia, Samoa, Kenia; C – Fidżi, Francja, Stany Zjednoczone, Urugwaj.
Top 14
Najdłużej trwające rozgrywki ligowe na świecie zmierzają do końca – w Top 14 odbyły się półfinały.
Stade Toulousain – Stade Rochelais 39:23. Oj, nie ma La Rochelle szczęścia w play-offach francuskiej ligi. Od czterech sezonów trafia w nich za każdym razem (na różnych etapach) na Tuluzę i zawsze przegrywa. Tak też było i tym razem, a niewątpliwy wpływ na kolejną stratę szansy na pierwszy w historii krajowy triumf miały dwie czerwone kartki filarów, Uiniego Atonio na początku drugiej połowy i Redy Wardiego na 20 minut przed końcem. Co prawda to roszelczycy po 20 minutach prowadzili 10:3, ale wtedy stracili zarówno przyłożenie, jak i Jacka Nowella z żółtą kartką. Grę w przewadze Tuluza wykorzystała do wyjścia na prowadzenie po przyłożeniu w wyniku akcji świetnie rozpoczętej przez Antoine’a Duponta. Do przerwy jednak to La Rochelle prowadziło – najpierw karny, a potem przy grze w przewadze po żółtej kartce Jacka Willisa przyłożenie Grégory’ego Alldritta i zrobiło się 15:20. Czerwona kartka Atonio na początku drugiej połowy odebrała szanse roszelczyków – szybko dwa przyłożenia zdobyli tuluzańscy Argentyńczycy, Juan Cruz Mallía (już drugie w meczu) i Santiago Cochobares. Było 29:20, a sytuację La Rochelle pogorszyła jeszcze bardziej czerwona kartka Wardiego za cios wymierzony głową Julienowi Marchandowi (ten zobaczył tylko żółty kartonik). I choć trzeci karny Antoine’a Hastoy’a pozwolił zmniejszyć stratę do 6 punktów, tym samym odpowiedziała Tuluza, a mecz skończyła przyłożeniem Matthisa Lebela świetnie obsłużonego przez Romaina Ntamacka. Znów błysnął Dupont, który miał udział w trzech przyłożeniach swojej drużyny.
Stade Français – Union Bordeaux-Bègles 20:22. Choć to paryżanie przystępowali do fazy play-off jako drużyna wyżej notowana, faworytem wydawali się gracze z Bordeaux, na dodatek grający na własnym stadionie (oba półfinały już wcześniej zaplanowano na Matmut Atlantique Stadium). I choć pierwsze punkty zdobyło Stade Français po karnym Jorisa Segondsa (podczas gdy Maxime Lucu wcześniej spudłował), po 20 minutach było 17:3 dla Bordeaux (dwa przyłożenia po maulach autowych w wykonaniu Maxime’a Lamothe’a). Paryżanie odpowiedzieli przyłożeniem zmniejszając stratę do siedmiu punktów, a tuż przed przerwą byli bliscy wyrównania – jednak długotrwały okres ataku przy linii bramkowej rywali skończyli błędem. W drugiej połowie, choć Stade Français jako pierwsze zaatakowało (Segonds spudłował dropa), to La Rochelle pierwsze zdobyło przyłożenie. Po paru minutach przyłożeniem Lucasa Peyresblanques’a Stade Français znowu zmniejszyło stratę do siedmiu punktów. I do końca walczyło o kolejne punkty – na koniec meczu, podobnie jak na koniec pierwszej połowy, zdobyło przewagę, ale tym razem udało się ukoronować ją przyłożeniem. Aby jednak doprowadzić do dogrywki potrzebne było podwyższenie, a to Jorisowi Segondsowi się nie udało.
W finale zagrają zatem Stade Toulousain i Union Bordeaux-Bègles. Jedni zdobywają tytuły mistrzowskie regularnie, drudzy czekają na taki sukces od 33 lat (ale warto zwrócić uwagę, że w tym ostatnim swoim finale Bordeaux pokonało właśnie Tuluzę).
A swoją drogą, prezydent Racingu 92, który odpadł z play-off w ćwierćfinale, skrytykował postawę w tym sezonie dwóch gwiazd swojej drużyny, Siyi Kolisiego i Josuy Tuisovy. Tego pierwszego skrytykował m.in. za „przybranie kilogramów”.
United Rugby Championship
We Francji dopiero półfinały, natomiast w URC już zakończono rozgrywki – a finał trzeci raz z rzędu rozegrano w Południowej Afryce.
Bulls – Glasgow Warriors 16:21. Tym razem gospodarzem nie był Kapsztad, ale Pretoria, ale podobnie jak rok temu gospodarze ulegli gościom z dalekiej Europy. I to mimo faktu, że po pokonaniu Leinsteru i przy przewadze własnego boiska byli zdecydowanymi faworytami. Zaczęli zresztą bardzo dobrze – dwa karne Johana Goosena (pierwszy już na samym początku meczu), potem przyłożenie (imponujący atak Marco von Stadena: https://twitter.com/i/status/1804555430804279501) i prowadzili 13:0. Szkoci zdołali odpowiedzieć przyłożeniem dopiero w ostatniej akcji pierwszej połowy, ale w drugiej połowie meczu odwrócili losy meczu. Co prawda po kolejnym karnym Goosena (nieźle kopał z podstawki, ale popełnił kilka ważnych błędów, m.in. w kluczowym momencie nie ekspediując skutecznie piłki z karnego w aut) Bulls znowu prowadzili 9 punktami, ale Warriors zdobyli dwa przyłożenia i wyszli na pięciopunktowe prowadzenie na kwadrans przed końcem. Mogli prowadzić jeszcze wyżej, ale jeszcze jedno ich przyłożenie unieważniono po TMO. Gospodarze próbowali odmienić wynik meczu, ostatnie parę minut grali z przewagą zawodnika po żółtej kartce jednego z przyjezdnych, ale nic z tego nie wyszło. Zaimponowała w tym meczu trzecia linia szkockiego młyna – aż dwóch jej zawodników dostało dziesiątki w portalu planetrugby.com (w tym najlepszy na boisku Matt Fagerson). To dopiero drugi tytuł szkockiej drużyny w historii – poprzedni zdobyli Glasgow Warriors w 2015.
Super Rugby Pacific
Finał Super Rugby Pacific to jedno z głównych rugbowych wydarzeń półkuli południowej. Tym razem było wewnętrzną sprawą dwóch drużyn z Wyspy Północnej.
Blues – Chiefs 41:10. Grano na Eden Park, a miejscowi Blues rywalizowali z ekipą Chiefs z nieodległego Hamiltonu. Gospodarze nieoczekiwanie zostali wzmocnieni powrotem po kontuzji kapitana, Patricka Tuipulotu, natomiast Chiefs po kolejnej kontuzji mieli problemy z obsadą pozycji młynarza. Pierwszą szansę na punkty mieli przyjezdni, ale Damian McKenzie nie wykorzystał karnego. Blues odpowiedzieli 10 punktami (w tym przyłożeniem grającego ostatni mecz w ich barwach Akiry Ioane), a gdy McKenzie wreszcie z podstawki trafił, dorzucili kolejne 10 (tym razem przyłożył Caleb Clarke, znów z udziałem Akiry Ioane) i do przerwy prowadzili 20:3. A po przerwie zwiększyli przewagę do aż 31 punktów – dwa kolejne przyłożenia zdobył Clarke. Przyłożenie Chiefs na kwadrans przed końcem nie zmieniło już nic – tym bardziej że Blues wkrótce potem odpowiedzieli tym samym. Piękne zwycięstwo Blues. Choć to przecież jedna z czołowych nowozelandzkich drużyn, na taki sukces czekała aż 21 lat (no, po drodze zaliczyła tytuł w pandemicznym Super Rugby Trans-Tasman).
Mecze towarzyskie
Mieliśmy w ten weekend przedsmak okienka testowego (jeszcze oficjalnie nie otwartego): Anglicy zatrzymali się w Japonii w drodze do Nowej Zelandii, a na Twickenham zagrały Walia z Południową Afryką i Barbarians o Killik Cup z Fidżi.
Japonia – Anglia 17:52. To był mecz z podtekstem: Anglicy, którzy zatrzymali się w kraju kwitnącej wiśni w drodze do poważniejszych wyzwań, mierzyli się z Japonią, którą prowadził Eddie Jones, zwolniony z prowadzenia reprezentacji Anglii na krótko przed ostatnim Pucharem Świata. Niespodzianki nie było i zresztą nie mogło być – Anglicy wystawili mocny skład, natomiast Eddie Jones dał szansę sporej grupie młodych graczy. I choć to gospodarze zdobyli pierwsze punkty, potem zostali zdominowani przez gości, dyrygowanych świetnie przez Marcusa Smitha (13 punktów, w tym przyłożenie, do tego 50:22, asysta nogą, ale także żółta kartka). Do przerwy było 26:3, po przerwie Anglicy dorzucili kolejne cztery przyłożenia, a ich zmartwieniem były dwa przyłożenia stracone w końcówce i kłopoty z dyscypliną (aż 16 darowanych karnych i oprócz żółtej kartki Smitha także czerwona Charliego Ewelsa, który w tej sytuacji już wraca do domu zamiast jechać do Nowej Zelandii – powołanie w jego miejsce dostał Nick Isiekwe).
Południowa Afryka – Walia 41:13. Na Twickenham podwójne święto. Najpierw pierwszy test mistrzów świata od czasu zdobycia ostatniego tytułu, potem Killik Cup. W starciu RPA z Walią było trochę eksperymentów. Walia, gdzie Warren Gatland nie może uwolnić się od kadrowych problemów, wystąpiła z czwórką debiutantów, w tym jednym w wyjściowej piętnastce – James Bothamem. Z kolei Rassie Erasmus nie mógł korzystać z graczy Bulls i zaskoczył wystawieniem debiutantów Jadena Hendrikse w roli łącznika ataku oraz skrzydłowego Edwilla van der Merwe. I właśnie ten ostatni zawodnik został uznany najlepszym graczem meczu. Mistrzowie świata szybko wyszli na prowadzenie 14:3, ale potem nie wykorzystali kilku minut gry z przewagą dwóch graczy, a gdy sami zostali w czternastkę po żółtej kartce Aphelele Fassiego (kopnięcie rywala przy walce o wysoką piłkę), kapitan Walijczyków Dewi Lake przyłożył, Sam Costelow dorzucił dwa kopy i do przerwy było tylko 14:13 dla RPA. W drugiej połowie Walijczycy już jednak nie zdołali odpowiedzieć na trzy przyłożenia gości z drugiego końca świata, z czego ostatnie w wykonaniu van der Merwe (zaimponował nie tylko nim, ale także świetnymi interwencjami w obronie).
Barbarians – Fidżi 45:32. Killik Cup to zwykle święto widowiskowego rugby. Tym razem występ w ekipie Barbarians były ostatnimi w karierze dwóch znakomitych graczy – Nowozelandczyka Sama Whitelocka i Japończyka Shoty Horie. W składzie Baabaas znalazł się też ignorowany przez Steve’a Borthwicka Zach Mercer, a także kilku znakomitych Francuzów. Kłopot mieli Fidżyjczycy, którzy grali opierając się na składzie Fijian Drua – europejskie kluby, choć pozwalały swoim graczom grać dla Barbarians, odmawiały zwolnienia zawodników Fidżyjczyków (za wyjątkiem Castres). Fidżyjczycy kilkakrotnie w tym meczu prowadzili, w dużej mierze dzięki hat-trickowi młodego Epeli Momo (m.in. 14:5 po 30 minutach, a na kwadrans przed końcem 32:31), ale w końcówce Barbarians rozstrzygnęli spotkanie dwoma przyłożeniami (a ostatnie z nich skutecznie podwyższał młynarz Horie).
Z kraju
W Krakowie z udziałem ośmiu drużyn rozegrano finałowy turniej mistrzostw Polski panów w rugby 7. Tytuł mistrzowski obronił Tytan Gniezno, wzmocniony zawodnikami z zagranicy, który w finale pokonał drużynę RK Warszawa (czyli dawnych zawodników Skry) 33:26. Zwycięzcom nie przeszkodziła czerwona kartka jednego z zawodników na samym początku drugiej połowy, przy wysokim prowadzeniu – co prawda warszawiacy zdobyli potem trzy przyłożenia, ale dzięki jednemu zdobytemu w osłabieniu Tytan zdołał dowieźć zwycięstwo do końca. Brązowe medale zdobyli gracze Posnanii, którzy w meczu o trzecie miejsce pokonali Juvenię 26:7 (tu wyrównana walka toczyła się tylko w pierwszej połowie). Kolejne miejsce zajęły gdańska Lechia, Wawer Warszawa, AZS AWF Warszawa i lubińscy Miedziowi.
Karol Czyż został nowym trenerem kadry narodowej U20. Cóż, najważniejsze byłoby chyba to, aby ta kadra zaczęła grać na szerszą skalę niż tylko przy okazji mistrzostw Europy.
Ze świata
W Azji rozegrano ostatnią kolejkę Asia Rugby Championship. Trzecim zwycięstwem swój piąty tytuł z rzędu potwierdził Hongkong (dominuje w rozgrywkach od czasu wyłączenia się z nich Japonii). I to bardzo wysokim – pokonali Koreę Południową 67:7, a wyróżnili się wiązacz Luke van der Smith (3 przyłożenia) i Paul Altier (25 punktów). Koreańczycy, pozbawieni graczy z dwóch czołowych zespołów z krajowej ligi, ostatecznie zajęli trzecie miejsce w rywalizacji. Nieoczekiwanie wyprzedziły ich Zjednoczone Emiraty Arabskie – w swoim ostatnim meczu (i zarazem drugim spotkaniu na swoim boisku) rozgromiły Malezję 62:19. Dla Malezji to była trzecia porażka, oznaczająca spadek na niższy poziom (i zastąpienie przez Sri Lankę – z informacji na stronie World Rugby wynika, że barażu jednak nie będzie).
W Afryce odbyła się „bitwa o Zambezi” czyli towarzyski dwumecz Zambii i Zimbabwe. W obu rozegranych w Lusace spotkaniach triumfowali goście: wśród pań Zimbabwijki wygrały 26:25 (dzięki przyłożeniu z podwyższeniem na koniec meczu), a wśród panów ich koledzy zwyciężyli gospodarzy 22:17 (tu również Zambia krótko przed końcem jeszcze prowadziła). Zapowiedziany mecz Burundi z Tanzanią niestety nie doszedł do skutku – Tanzańczykom nie udało się zebrać funduszy wystarczających na podróż do Bujumbury. Szkoda, tym bardziej, że to miało być ich pierwsze spotkanie międzynarodowe od kilkunastu lat.
W Ameryce spotkanie rozegrały Gujana z Trynidadem i Tobago. Choć Trynidadczycy grali na wyjeździe, wygrali 26:3, a hat-tricka przyłożeń zaliczył Anderson Joseph. Kilka tygodni temu, w pierwszym spotkaniu rozegranym w Port of Spain, Trynidad i Tobago miał cięższą przeprawę – wtedy wygrał tylko jednym punktem. Przy okazji spotkania z tego weekendu pojawiły się intrygujące, choć mocno niepewne wieści dotyczące kwalifikacji do Pucharu Świata w 2027. Prezydent gujańskiej tamtejszej federacji stwierdził, że tegoroczny RAN Tournament ma wyłonić zwycięzców dwóch stref, północnej i południowej. Zwycięzcy stref mają grać przeciwko sobie oraz Meksykowi, a zwycięzca tej rywalizacji ma dostać szansę na jednym z etapów kwalifikacji południowoamerykańskich. Nie jest to jednak specjalnie wiarygodne, bo przewiduje udział w rozgrywkach w Południowej Ameryce w 2026, tymczasem kwalifikacje mają być zamykane turniejem barażowym już w listopadzie 2025.
W finale Premiership Women niespodzianki nie było. Dominująca przez cały sezon drużyna Gloucester-Hartpury (przegrała tylko jeden mecz w rundzie zasadniczej) wygrała także i w finale – nad Bristol Bears. Co prawda do przerwy przegrywała 10 punktami (7:17), jednak w drugiej połowie w ciągu niespełna kwadransa zdobyła aż cztery przyłożenia i wygrała spotkanie 36:24 (a 16 punktów z tego zdobyła obrończyni Emma Sing). Dla zwyciężczyń to drugie mistrzostwo w historii i zarazem drugie z rzędu.
W Major League Rugby w nocy z poniedziałku na wtorek kończono poprzednią kolejkę gier – grający z nieoczekiwanie i nagle zmienionym trenerem Chicago Hounds pokonali nieoczekiwanie San Diego Legion 22:16 i w praktyce zapewnili sobie awans do play-off. Dla przegranych punktowały obie ich największe gwiazdy – Ma’a Nonu zdobył przyłożenie, a Matt Giteau wykorzystał dwa rzuty karne (pudłował za to z podwyższeń). A w ten weekend rozegrano przedostatnią kolejkę gier, która już nic nie mogła zmienić w składzie drużyn kwalifikujących się do play-off. Obie ekipy z piątych miejsc konferencji, Miami Sharks i Utah Warriors, wygrały mecze z ekipami zajmującymi miejsca nad nimi, ale mimo to ich strata do czwartego miejsca pozostała zbyt duża, aby ją odrobić za tydzień. Z kronikarskiego obowiązku: na wschodzie wicelider, NOLA Gold, pokonał 27:17 lidera, New England Free Jacks, ale mimo to bostończycy pozostali na czele konferencji. Na zachodzie także wyjazdowa przegrana lidera – San Diego Legion pokonał Houston Saber-Cats 37:24.
World Rugby poinformowało, że podczas kilku letnich turniejów (w tym mistrzostw świata U20) testowana będzie zmiana przepisów dotyczących TMO – dotąd w przypadku zakończonych akcji TMO mogło zwracać uwagę tylko na ewentualne błędy drużyn tylko podczas dwóch ostatnich jej faz (przegrupowań). Teraz, w trakcie ostatniej akcji meczu będzie mogła wrócić do błędów niezależnie od tego, ile minie faz gry.
W URC rozdano nagrody za ostatni sezon – ciekawostka, spośród finalistów w najlepszej piętnastce sezonu znalazło się aż sześciu graczy Bulls i tylko jeden Glasgow Warriors (Sione Tuipulotu, nie znalazło się nawet miejsce dla zdobywcy największej liczby przyłożeń Johnny’ego Matthewsa). Zwraca uwagę obecność trzech graczy Munsteru i tylko jednego z Leinsteru, a także Johna Cooney’a z Ulsteru. Najbardziej doceniono Jacka Crowley’a z Munsteru – został jednocześnie najlepszym graczem i najbardziej obiecującym. Trenerem sezonu został Graham Rowntree z tej samej drużyny.
Na stronie internetowej federacji holenderskiej pojawiły się informacje na temat formatu przyszłorocznego Rugby Europe Championship (niestety, bez naszego udziału, za to ze stawką w postaci awansu na Puchar Świata). Podobnie jak ostatnio – podział na dwie grupy (w jednej Gruzja, Hiszpania, Holandia i Szwajcaria; w drugiej Portugalia, Rumunia, Niemcy i Belgia), natomiast rozgrywki mają się toczyć w systemie „mecz i rewanż” (czyli każda ekipa zagra po sześć, a nie trzy mecze grupowe). Jeśli wierzyć przeciekom z WR, dwie najlepsze drużyny każdej grupy zagwarantują sobie awans na Puchar Świata, a najlepsza z pozostałych będzie grać w barażu.
Kolejne składy na lipcowe testy:
- Irlandczycy jadący do Południowej Afryki będą musieli obyć się bez Jamisona Gibsona-Parka i Jacka Conana. W składzie jest trzech potencjalnych debiutantów, w tym Sam Prendergast, którego Andy Farrell przedłożył ponad klubowych kolegów, Rossa i Harry’ego Byrne’ów;
- nowym kapitanem All Blacks, pierwszym pod rządami Scotta Robertsona, będzie Scott Barrett. Nie ma Hoskinsa Sotutu, nie mam kontuzjowanych Sama Cane’a czy Cama Roigarda, jest za to pięciu ewentualnych debiutantów;
- swój pierwszy skład australijski powołał Joe Schmidt. Aż 12 potencjalnych debiutantów (wśród których jest Tom Lynagh, a także Alex Hodgman – były reprezentant Nowej Zelandii; nie ma natomiast objawienia ostatnich tygodni – Tima Ryana). Zwraca uwagę powrót do kadry Kurltey’a Beale’a i fakt, że w kadrze są wyłącznie zawodnicy z drużyn australijskich;
- w reprezentacji Argentyny debiutantów stosunkowo niewiele – tylko pięciu. Trójkę z nich stanowią jedyni gracze krajowych ekip Super Rugby Americas, Pampas i Dogos. Nie ma za to kilku doświadczonych graczy;
- reprezentacja Rumunii na podróż do Ameryki Północnej składa się w zdecydowanej większości z zawodników pięciu najlepszych drużyn w kraju okraszonych garścią „Francuzów” (wszyscy w formacji młyna). Brakuje jednak kilku dobrych graczy, m.in. Taylora Gontineaca czy Atili Septara. Swoją drogą, Rumuni w ten weekend rozegrali treningowy mecz z Francją w Marcoussis;
- wybierający się do Ameryki Południowej Francuzi na 42 zawodników powołanych do kadry mają aż 22 potencjalnych debiutantów, a zaledwie 6 graczy ma dwucyfrową liczbę występów w kadrze. Jedzie więc za Atlantyk grupa, która ma dać Galthie przegląd młodzieży z trzema 19-latkami w składzie (obok Pasolo Tuilagiego są Théo Attissogbe z Pau i Simeli Daunivucu z La Rochelle);
- nieoczekiwana zmiana w kadrze Walii – jakby Warren Gatland nie miał dość zmartwień, kontuzji doznał skrzydłowy Keelan Giles, a w to miejsce powołanie otrzymał Regan Grace, gwiazdor rugby league, nie mający doświadczenia w rugby union (dwa ostatnie lata, gdy miał grać w Racingu 92 i Bath, ukradła mu kontuzja); ponadto obrażony wyjechał z obozu młynarz Sam Perry (usłyszał, że nie ma szans na grę).
Na liście uczestników przyszłorocznego EPCR Challenge Cup zgodnie z przewidywaniami pojawiły się jako dwie zaproszone drużyny te same ekipy, które brały udział w tej rywalizacji rok temu: Black Lion i Cheetahs.
Ardie Savea, najlepszy gracz na świecie w ubiegłym roku, pozazdrościł Beaudenowi Barrettowi i zawitawszy do Nowej Zelandii także wystąpił w meczu lokalnej drużyny, Oriental Rongotai. W meczu przeciwko Wellingtonowi zagrał 50 minut, a jego drużyna wygrała 90:7.
We Francji rozpoczął się proces pięciu byłych graczy Grenoble, z których trzech jest oskarżonych o dokonanie w 2017 gwałtu, a dwóch ich kolegów – o niezapobieżenie temu gwałtowi.
Z rynku transferowego:
- Montpellier oficjalnie potwierdziło pozyskanie na dwa lata Stuarta Hogga (z możliwością przedłużenia). Francuzi pozyskali także Nikę Abuładzego, Domingo Miottiego, Madosha Tambwe czy Billy’ego Vunipolę;
- to samo Montpellier zwolniło trenera Patrice’a Collazo, który objął tę funkcję w trakcie ostatniego sezonu. Nowym szkoleniowcem ma zostać były gracz klubu, Joan Caudullo;
- zmiana trenera także w Leicester Tigers – włodarze klubu zwolnili Dana McKellara (i podobno kandydatem do objęcia tej funkcji jest Michael Cheika);
- reprezentant Rumunii Taylor Gontineac przechodzi z Rouen do Béziers. Inny reprezentant tego kraju, Adrian Mitu, podpisał kontrakt z Angoulême;
- Provence ogłosiło zatrudnienie reprezentanta Australii, Izacka Roddy, ostatnio grającego w Western Force (ale mającego już francuskie doświadczenie);
- plotka z Francji: gwiazda rugby league, Joey Manu, zakontraktowana na najbliższy sezon w Japonii (w Toyota Verblitz), ponoć jest na celowniku Racingu 92 (na kolejny sezon). A już na najbliższy sezon trener Stuart Lancaster podobno ściąga z Ealing Trailfinders swojego syna, Dana;
- kolejna plotka z Francji: Mako Vunipola ma rozmawiać z beniaminkiem Top 14, Vannes;
- rugbową emeryturę (poprzedzoną długą przerwą spowodowaną kontuzją) ogłosił pochodzący z RPA były reprezentant Francji i gracz Racingu 92 Bernard Le Roux.
Zmarł zaledwie 25-letni Connor Garden-Bachop, gracz Highlanders, mający na koncie grę dla Māori All Blacks.
Polacy za granicą
Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia.
Anglia:
- Peter Hudson-Kowalewicz (Yorkshire RFU, County Championship): zagrał na Twickenham cały finał rozgrywek przeciwko Kentowi, przegrany przez jego drużynę 30:31. Wyróżnił się dwiema asystami.
Australia:
- Brandon Olow (Perth Bayswater RUC, Western Australia – Premier Grade): zagrał godzinę w meczu z West Scarborough wygranym 27:25. Bayswater pozostało na dziesiątym miejscu w lidze.
Zapowiedzi
Za tydzień koniec maratonu naszych siódemkowiczek – kobieca reprezentacja Polski powalczy o mistrzostwo Europy na turnieju Rugby Europe Sevens Championship w Hamburgu.
Na świecie ostatni akcent sezonu w wielkich ligach – finał francuskiej Top 14. W Major League Rugby też zbliżamy się do końca – przed nami ostatnia kolejka rundy zasadniczej.
Poza tym sporo seniorskiego międzynarodowego grania, ale to dopiero rozgrzewka przed właściwym oknem testowym. U panów w chyba najciekawszym meczu Japonia XV zagra z Māori All Blacks, a poza tym Namibia zagra z Blue Bulls, Bahamy z Jamajką i Singapur z Tajlandią. Wśród pań dwa spotkania o wysokiej stawce – o kwalifikację do Pucharu Świata zagrają Brazylia z Kolumbią, a o awans do WXV 2 Walia z Hiszpanią.
W Kapsztadzie i Stellenbosch startują mistrzostwa świata U20.
W siódemkach poza rozgrywkami w Europie odbędzie się też pierwsza tura Rugby Afrique Sevens – na Mauritiusie.