Puchar Świata pojedzie do Australii i Stanów

Powoli zbliżamy się do końca sezonu. W ostatni weekend widzieliśmy m.in. półfinały europejskich pucharów i kilka ciekawych spotkań w Ekstralidze. Jednak to, co najważniejsze w ubiegłym tygodniu, zdarzyło się chyba poza boiskiem: World Rugby przyznało prawo do organizacji Pucharów Świata (aż do 2033) i decydowało o zmianach w przepisach gry, a przy okazji wielcy rugbowego świata rozmawiali o nowych międzynarodowych rozgrywkach.

Ekstraliga

W piętnastej kolejce Ekstraligi najwięcej uwagi przyciągały dwa mecze: mazowieckie starcie Up Fitness Skry Warszawa z Orkanem Sochaczew oraz kolejne derby Trójmiasta, tym razem pomiędzy walczącymi o medale Lechią Gdańsk i Ogniwem Sopot. W Warszawie Skra (z Jonathanem O’Neillem w ataku, a nie młynie) dość szybko zbudowała prowadzenie: po kwadransie (który można było obejrzeć chyba tylko z trybun) 5:3, a po niespełna połowie godziny, po okresie dominacji na boisku, 12:3. Ale jeszcze w pierwszej połowie Orkan zaczął się odgryzać i dzięki celnym kopom Pietera Steenkampa zniwelował straty do trzech punków. Pod koniec pierwszej połowy Skra ponownie przycisnęła Orkan do linii pola punktowego, ale sędzia uznał, że Sebastian Kostałkowski nie kontrolował piłki podczas przyłożenia. Na początku drugiej połowy po kolejnym karnym Steenkampa Orkan wyrównał i choć do końca było jeszcze 35 minut, wynik 12:12 już się nie zmienił. Skra kilkakrotnie gościła w polu 22 m gości, ale bez efektu, a Orkan pewnie żałuje karnego w dobrej pozycji na słupy, zamienionego na wykop w aut. Skra była lepszym zespołem w tym meczu, a Orkan może być zadowolony z remisu, na który zapracował obroną.

W derbach Trójmiasta niespodzianki nie było. Lechia Gdańsk mogła zmniejszyć dystans do czołowej dwójki, ale Ogniwo Sopot pewnie wygrało spotkanie. Na pewno pomógł mu w tym powrót po kontuzji reprezentacyjnego łącznika ataku Wojciecha Piotrowicza, który po pięciu minutach otworzył wynik spotkania z karnego (w sumie celnie kopał na słupy pięciokrotnie). Po nieco ponad dziesięciu minutach było już 17:0 dla Ogniwa. Lechia zaatakowała, ale zarobiła tylko 3 punkty, a zaraz po wznowieniu Ogniwo powiększyło prowadzenie do 24:3. Lechia przed przerwą odrobiła po karnych kolejne sześć punktów, a drugą połowę znów przyłożeniem otworzyło Ogniwo. Potem wynik długo się nie zmieniał, gra toczyła się w środku boiska. Dopiero w samej końcówce, gdy jeden z graczy Ogniwa zobaczył żółtą kartkę, Lechia zdobyła dwa przyłożenia, ale i nie ustrzegła się straty przyłożenia – Ogniwo wygrało mecz 38:23.

W Lublinie Edach Budowlani grali z Posnanią, która przejechała Polskę z dość skromną ławką rezerwowych i bez swoich kluczowych zawodników – kontuzjowanych Daniela Gduli i Daniela Trybusa. W tej sytuacji trudno było tu liczyć na niespodziankę i tej nie było – przeciwnie, gospodarze bezlitośnie wykorzystali osłabienie beniaminka i wygrali aż 71:14. Już po pięciu minutach prowadzili 12:0 po dwóch przyłożeniach Grzegorza Szczepańskiego, do przerwy było 38:0, a mecz skończył się wynikiem 71:14 (najwyższym rezultatem w tym sezonie Ekstraligi), 11 przyłożeniami lublinian, z których na swoje konto Szczepański zapisał aż pięć, a dwa, które dorzucił Marzuq Maarman pozwoliły mu się dołączyć do grupy liderów w klasyfikacji najlepiej przykładających (oprócz niego są w niej jego klubowy kolega Barend Potgieter, Pieter Steenkamp i Danco Burger z Orkana oraz kolejny zawodnik, który do tej stawki doszlusował w ten weekend, Mateusz Plichta z Ogniwa – ale Maarman potrzebował na osiągnięcie takiego rezultatu najmniej czasu, bo zaledwie sześć spotkań).

W Krakowie Juvenia podejmowała Arkę Gdynia. Krakowianie szybko zdobyli przyłożenie, na które Arka błyskawicznie odpowiedziała, ale potem gospodarze dominowali na boisku – do przerwy prowadzili 35:14, a hat-trick przyłożeń po efektownych akcjach miał na koncie Marcin Morus. Juvenia nie przypominała samej siebie z wcześniejszej części sezonu, grała szybko i skutecznie. W drugiej połowie gra się wyrównała, ale Juvenia wygrała ostatecznie 52:28 – gdynianom pozostało cieszyć się z punktu bonusowego, który zapewniła im szybka akcja Szymona Sirockiego zakończona wysoką szarżą i karnym przyłożeniem (po którym krakowianie zostali na boisku na chwilę w trzynastkę). 20 punktów z kopów zdobył obchodzący urodziny łącznik młyna Juvenii, Riaan van Zyl. Niemiło mecz będzie wspominać nie tylko Arka, ale i sędzia Grzegorz Michalik, który opuścił stadion na noszach z kontuzją nogi (w efekcie czego na boisku zostało trzech sędziów z Krakowa).

Gorsza od Juvenii nie chciała być Awenta Pogoń Siedlce, tracąca do krakowian jeden punkt, która grała z Master Pharmem Rugby Łódź. I mocno postraszyła wyżej notowanych rywali. Łodzianie zaczęli mecz od przyłożenia, ale potem, choć mieli przewagę, nie mogli przedrzeć się przez obronę gospodarzy (choć dwukrotnie docisnęli ich do linii bramkowej). Z kolei siedlczanie, gdy mogli, kopali na bramkę i pierwszą połowę przegrali tylko 9:10. Łodzianie na dodatek stracili dwóch graczy z kontuzjami. Po przerwie i ładnej, szerokiej akcji gospodarze wyszli nawet na prowadzenie 14:10, ale stracili je, gdy goście zdobyli przyłożenie po dłuższym okresie naporu. Potem jednak to siedlczanie dominowali i parę minut przed końcem oni wyszli na prowadzenie 21:18. Byli bliscy zwycięstwa, ale ostatni zryw uczynili goście, którzy zdobyli przyłożenie. Pogoni starczyło jednak czasu, by wejść z piłką na połowę rywali i Mamuka Czanczibadze miał szansę z karnego spod linii bocznej – przestrzelił, a Pogoń nieco pechowo przegrała 21:23. Co ciekawe, podczas meczu w ekipie gospodarzy nie dokonano ani jednej zmiany.

W tabeli: Ogniwo odskoczyło od Orkana już na sześć punktów, ale ten także powiększył swoją przewagę nad Lechią do 10 punktów. Bliscy Lechii są Budowlani Lublin, a remis mocno skomplikował sytuację i zmniejszył szanse na walkę o medale Skry Warszawa. Ogniwo zapewniło sobie udział w meczu o złoto, a i ma wielką szansę, że znów zostanie rozegrany w Sopocie. Na dole tabeli Juvenia awansowała o jedno miejsce, ale nie może być pewna uniknięcia barażu (ma trudniejszy kalendarz gier niż rywale z dołu tabeli).

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Ogniwo Sopot1565
2. Orkan Sochaczew1559
3. Lechia Gdańsk1549
4. Edach Budowlani Lublin1448
5. ↑Master Pharm Rugby Łódź1542
6. ↓Up Fitness Skra Warszawa1441
7. Arka Gdynia1523
8. ↑Juvenia Kraków1519
9. ↓Posnania1516
10. Awenta Pogoń Siedlce1514

Ostatnim meczem rundy zasadniczej I ligi było derbowe starcie w Warszawie: AZS AWF grał z Legią i przegrał 12:21. Zwycięstwo pozwoliło Legii wskoczyć na trzecie miejsce w tabeli i uniknąć w półfinałowym dwumeczu niepokonanej dotąd Sparty Jarocin. Skład półfinałów: Sparta Jarocin – Budowlani Commercecon Łódź oraz Rugby Białystok – Legia Warszawa.

W II lidze rozegrano przedostatnią kolejkę sezonu zasadniczego i choć do rozegrania pozostała jeszcze jedna runda spotkań, poznaliśmy skład finałowego dwumeczu. Wystąpią w nim Hegemon Mysłowice i Wataha Zielona Góra. Wszystko dzięki sobotniemu starciu tych drużyn, w którym Wataha rozgromiła liderów tabeli 40:0, dzięki czemu odskoczyła trzeciej drużynie Res Energy RT Olsztyn na dystans 7 punktów – nie do odrobienia w jednym meczu. To była pierwsza porażka Hegemona w tym sezonie i zapewne świetna podbudowa zielonogórzan przed finałowym dwumeczem. W drugim spotkaniu grały dwie ostatnie ekipy z tabeli ligowej – Rugby Ruda Śląska i Miedziowi Lubin. I tu też doszło do niespodzianki – Gryfy przegrały na swoim boisku 33:41, co oznacza, że Miedziowi odnieśli swoje pierwsze zwycięstwo w ostatnim meczu sezonu (w ostatniej kolejce będą pauzować).

Heineken Champions Cup

Trzy razy Irlandczycy próbowali wyrzucić Tuluzę z Champions Cup w tym sezonie. W 1/8 finału nie dał rady Ulster (uległ w dwumeczu różnicą zaledwie jednego punktu), w ćwierćfinale Munster (tu padł remis i decydowały karne), ale gdy obrońcy tytułu trafili na Leinster, byli bez szans. W spotkaniu dwóch najbardziej utytułowanych drużyn Champions Cup bardzo mocny początek zanotowali gospodarze, ale przegrywali po nim 3:7 – dwie akcje o mało co kończące się przyłożeniami Leinsteru, z których pierwsza dała mu trzy punkty, a druga stratę piłki, którą przejął Antoine Dupont, przebiegł całe boisko i dał prowadzeniem gościom. Jednak w tym meczu nie rządził na boisku Dupont, ale znacznie starszy od niego Jonathan Sexton. Najpierw kolejnym karnym zmniejszył stratę Leinsteru do 1 punktu, potem pięknie obsługiwał Jamesa Lowe’a i Josha van der Fliera (tego ostatniego po tak znakomitej akcji: https://twitter.com/i/status/1525520991727677440) i po 20 minutach gospodarze prowadzili 20:7, a do przerwy 23:10. Na początku drugiej połowy Leinster podniósł prowadzenie po kolejnym przyłożeniu Jamesa Lowe’a (już dziesiąte w tym sezonie Champions Cup), którego znowu świetnie dostrzegł Sexton. Francuzi mieli już 20 punktów straty, potrzebowali trzech przyłożeń z podwyższeniami, jednak zdobyli tylko jedno, a gospodarze dobili ich kolejnymi 10 punktami – Leinster absolutnie zasłużenie wygrał 40:17.

W drugim, wewnątrzfrancuskim półfinale, Racing 92 podejmował w Paryżu La Rochelle. Tu od pierwszych punktów zaczęli gospodarze (w trzeciej minucie z karnego). Potem dominowali goście, ale nie przełożyło się to na punkty (przyłożenie, jakie zdobyli, unieważniono po TMO) – tymczasem po pół godzinie piękny zwód pokazał Virimi Vakatawa i Racing prowadził 10:0. Dopiero w końcówce pierwszej połowy roszelczycy przełamali obronę rywali i schodząc na przerwę przegrywali dwoma punktami. Druga połowa zaczęła się od pudła z karnego roszelczyków (Ihaia West nie trafił już drugi raz w tym spotkaniu), natomiast nie pomylił się kopacz Racingu. Chwilę potem jednak Camille Chat zobaczył żółtą kartką, dwie chwile później sędzia przyznał La Rochelle karne przyłożenie, a Racing został na boisku w trzynastkę. Zrobiło się 13:15 i tego prowadzenia La Rochelle już nie oddało, choć grający w osłabieniu paryżanie dwukrotnie mieli szanse na punkty z karnych (niecelnych). Końcówkę meczu kontrolowali już goście, a skończyli go przyłożeniem – wygrali 20:13 i drugi raz z rzędu awansowali do finału Champions Cup.

W finale zobaczymy starcie Leinsteru z La Rochelle. W Marsylii, co jest małym plusem dla roszelczyków, ale dublińczycy mają znakomitą drużynę i będą chyba faworytami tego spotkania. To będzie niezwykle ważny mecz dla trenera La Rochelle, Ronana O’Gary (w końcu 16 lat grał dla Munsteru). Rok temu te same drużyny grały w półfinale i wtedy górą było La Rochelle.

European Rugby Challenge Cup

W półfinałach Challenge Cup mieliśmy dwa pojedynki francusko-angielskie, oba rozgrywane na francuskich stadionach. W obu górą byli Francuzi, a Anglicy pożegnali się ostatecznie z europejskimi pucharami. Najpierw Lyon grał z Wasps. W pierwszej połowie padło tylko jedno przyłożenie, a goście wygrali ją 8:3. Po przerwie piękną akcję zakończył przyłożeniem Leo Berdeu (w sumie zdobył 15 punktów), i choć Wasps po karnym odzyskali skromną przewagę, Lyon za chwilę po raz drugi przyłożył piłkę i prowadził 17:11. Berdeu wkrótce potem powiększył jego przewagę do 9 punktów, ale Wasps walczyli: jedno przyłożenie zostało unieważnione po TMO, kolejne zdobyli pięć minut przed końcem. Brakło im jednak dwóch oczek: Lyon wygrał 20:18.

Wygrał także Tulon, który mierzył się z jednym z największych faworytów do ostatecznego triumfu, Saracens. Gospodarze zaczęli od przyłożenia świetnego tego dnia skrzydłowego Gabina Villière, ale potem na prowadzenie wyszli goście (zasługuje na uwagę zwłaszcza przyłożenie Bena Earla po nieudanym karnym kopanym z ponad 50 m przez Owena Farrella). Tuż przed przerwą uderzył jednak ponownie Villière i Tulon prowadził 15:13. Po przerwie odległego karnego próbował tym razem Elliot Daly, ale minimalne pudło tym razem nie zamieniło się na przyłożenie. Przyłożyli za to Francuzi – na 20 minut przed końcowym gwizdkiem Jiuta Naqoli Wainiqolo znakomicie oszukał czterech londyńczyków. Ustalony wtedy wynik 25:16 nie zmienił się już do końca.

Finał: Lyon – Tulon. W lidze dwukrotnie lepszy w tym sezonie był Tulon. Z obu miast do Marsylii blisko. Będzie atmosfera na trybunach.

Super Rugby Pacific

W Super Rugby Pacific dwa spotkania przyciągały szczególną uwagę: mecz Brumbies z Crusaders oraz wyspiarskie derby. W tym pierwszym Brumbies liczyli na czwarte zwycięstwo z rywalem zza Morza Tasmańskiego z rzędu, jednak ich piękna seria została przerwana. Crusaders już w pierwszej połowie wypracowali sobie całkiem zasłużenie sporą przewagę (23:5) i nawet lepsza druga połowa Brumbies nie pozwoliła im wydrzeć zwycięstwa – przegrali ostatecznie na swoim stadionie 26:37. 17 punktów z kopów zdobył dla zwycięzców Richie Mo’unga, który dzięki temu przekroczył barierę 1000 punktów w Super Rugby.

W drugim z wymienionych spotkań grały co prawda dwie drużyny z dwóch ostatnich miejsc w tabeli, ale miało ono historyczny posmak: pierwszy raz w Super Rugby zagrały przeciwko sobie dwie ekipy z wysp Pacyfiku. Szkoda tylko, że w australijskim Sydney. Fijiana Drua dość szybko wyszła na prowadzenie 14:0 i utrzymała przewagę do końca meczu. Co prawda w pewnym momencie gracze Moana Pasifika doprowadzili do wyniku 24:19 i wydawało się, że mogą pójść za ciosem i wyjść na prowadzenie, jednak ostatecznie to Fidżyjczycy wygrali 34:19 (odnosząc swoje drugie zwycięstwo w sezonie).

W kolejnych spotkaniach australijskie drużyny ulegały nowozelandzkim (wynik weekendu: 5:0 dla Nowej Zelandii). Highlanders nie dali żadnych szans Western Force, wygrywając 61:10 (po 25 minutach było już 28:5), a Blues pewnie pokonali Reds 53:26 (gospodarze szybko wyszli na prowadzenie 17:0, a w drugiej połowie zdobyli pięć przyłożeń; chyba najładniejsze padło jednak w wykonaniu pokonanych: https://twitter.com/i/status/1525401976783400960). Szansę na przełamanie kiepskiej serii ekip australijskich mieli Waratahs, którzy podejmowali Hurricanes – do przerwy prowadzili 15:0, ale po przerwie rywale z Nowej Zelandii wyrównali i choć ekipa z Sydney dzięki karnemu odzyskała skromną przewagę, ostatnie słowo należało do Hurricanes, którzy wygrali 22:18. Waratahs na dodatek kończyli mecz w czternastkę po czerwonej kartce rezerwowego Paddy’ego Ryana za wejście ramieniem w głowę Jordiego Barretta. Jeszcze bliżej zwycięstwa byli Rebels – przed ostatnią akcją bardzo nieoczekiwanie prowadzili z Chiefs 30:26 (wyszli na nie dzięki błędom Josha Ioane, który dwukrotnie podawał nieszczęśliwie piłkę i przyłożenia padały dla gospodarzy, a także 20 punktom Reece’a Hodge’a, z których 13 zdobył w końcówce w ciągu 10 minut) – jednak w ostatnim akordzie meczu mimo przewagi jednego zawodnika po żółtej kartce stracili przyłożenie (fantastyczny przebój rezerwowego Olliego Norrisa, który przełamał bodaj cztery szarże i zdobył swoje pierwsze przyłożenie w Super Rugby) i ostatecznie przegrali 30:33.

W tabeli bez wielkich zmian. W pierwszej piątce cztery drużyny z Nowej Zelandii i Brumbies. Oni, a także Waratahs i Reds mają niemal pewny awans do play-off. Najbliżej ósmego miejsca w tej fazie rozgrywek jest ostatnia, piąta franczyza z Nowej Zelandii, Highlanders.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Blues1250
2. Brumbies1243
3. Crusaders1243
4. Chiefs1236
5. ↑↑Hurricanes1233
6. ↓Waratahs1233
7. ↓Reds1231
8. Highlanders1222
9. Rebels1216
10. Western Force1114
11. Fijian Drua1211
12. Moana Pasifika116

Z kraju

W Polskiej Lidze Rugby 7 odbył się dziewiąty turniej, w Częstochowie, a wyniki przyniósł podobne jak ostatnio: w finale Tytan Gniezno wygrał z Rugby Wrocław. Na trzecim miejscu RK Unisław. Identyczna kolejność na czołowych miejscach w klasyfikacji generalnej rozgrywek.

W Łodzi przez weekend grała centralna liga kadetów, kończąc sezon zasadniczy. Po dwa zwycięstwa odniosły Juvenia i Orkan, które pewnie awansowały do finału ligi (Juvenia z kompletem zwycięstw na koncie). O trzecie miejsce zagrają Budowlani Łódź z Budowlanymi Lublin lub Lechią Gdańsk – o tym, która z tych dwóch drużyn stanie do tego boju zadecyduje zaległy mecz Lechii z AZS AWF Warszawa. Ostateczne rozstrzygnięcia zapadły natomiast na zapleczu centralnej ligi (w I lidze, w której gra się w zmniejszonych składach) – w Łodzi rozegrano turniej finałowy. Triumfowała Arka Gdynia, która w finale pokonała Nową Hutę RK.

Ogłoszono powołania do obu siódemkowych reprezentacji na towarzyski turniej w hiszpańskiej Costa Blanca. Cieszy powrót do kobiecej kadry po dłuższej przerwie Katarzyny Paszczyk.

Komisja Gier i Dyscypliny orzekła w sprawie walkowera w drugoligowym meczu sprzed roku. No dobra, wniosek o walkower był pół roku temu, ale to i tak kupa czasu jak na dość prostą w tym przypadku sprawę. Tymczasem kilka świeżych, bardzo palących, wciąż czeka.

Ze świata

W Rugby Europe International Championships poznaliśmy kluczowe rozstrzygnięcie w grupie północnej Conference 1. Szwecja podejmowała Czechy, a stawką meczu był awans do Rugby Europe Trophy (razem z Chorwacją z grupy południowej). Obie ekipy wcześniej wygrały wszystkie swoje spotkania, a w tabeli dzielił je jeden punkt. Czesi zanotowali niezły start, ale prowadzili po nim tylko 6:3. Ten wynik utrzymywał się bardzo długo – nie zmienił się do przerwy, ale pod koniec pierwszej połowy doszło do niebezpiecznego zdarzenia: czeskiego łącznika ataku Martina Cimpricha bardzo długo opatrywano i odwieziono karetką z urazem szyi, a szwedzki środkowy Philipp Murphy, który spowodował tę sytuację, zobaczył czerwoną kartkę. Na początku drugiej połowy Czesi wyrównali, ale potem nastąpił świetny okres gry gospodarzy – szybkie akcje i co najważniejsze wreszcie przyłożenia – po trzech Szwecja prowadziła 25:6. I choć goście zaczęli wreszcie się odgryzać, zdobyli dwa przyłożenia, Szwecja wygrała 28:18 i cieszyła się z awansu do RET.

Nie odbyło się natomiast drugie spotkanie planowane na ten weekend – na poziomie Development (najniższym) Czarnogóra miała grać z Estonią. Estończycy nie przyjechali do rywala z powodów finansowych. W tej sytuacji poziom Development skończy się po rozegraniu jednego meczu i zapewne jednym walkowerze (mecz Estonii ze Słowacją w ogóle nie był planowany).

W kobiecym rugby ostatni mecz turnieju w Australii – Japonia wygrała z gospodyniami 12:10. Długo trzeba było czekać na punkty, niemal do 50. minuty był remis 0:0, a Australijka Lori Crammer na minutę przed końcem spudłowała prostego karnego, który odmieniłby losy meczu i turnieju (potem narzekała, że rozproszyło ją niedozwolone poruszenie rywalek; wcześniej w drugiej połowie spudłowała także dwa podwyższenia). To trzecie zwycięstwo Japonek w Australii (oprócz meczu turniejowego z Fidżi zagrały jeszcze towarzysko z Australia Barbarians). Z pewnością to poprawa po serii trzech porażek jesienią w Europie (a gdy ostatni raz grały z Australią, przed pandemią, przegrały 3:46).

W United Rugby Championship dwa ostatnie zaległe spotkania w dole tabeli, oba o charakterze derbowym. W Newport zmierzyły się dwie walijskie drużyny i Dragons przegrali z Cardiff 18:19. Spotkanie zacięte, ale na pewno nie piękne (sporo błędów, rzadkie wizyty w polach 22 m, i to pomimo faktu, że przez większość meczu na boisku było luźniej niż zwykle – obie drużyny grały w czternastkę po czerwonych kartkach za wysokie szarże jeszcze z pierwszej połowy). Z kolei w derbach Włoch drugi raz w tym sezonie górą Benetton – wygrał z Zebre Parma 39:17, a gwiazdą sobotniego popołudnia był Rhyno Smith, który zdobył aż 29 punktów (w tym hat-trick przyłożeń). Zmian w tabeli żadnych nie było, ale też i była to gra bez żadnej poważnej stawki.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Leinster1762
2. Munster1756
3. Sharks1756
4. Stormers1756
5. Ulster1755
6. Bulls1753
7. Glasgow Warriors1750
8. Edynburg1750
9. Ospreys1744
10. Scarlets1744
11. Lions1737
12. Connacht1736
13. Cardiff1732
14. Benetton Treviso1730
15. Dragons1719
16. Zebre Parma178

Francuska Top 14 pauzowała, ale grały za to drużyny na drugim ligowym froncie, w Pro D2, gdzie zapadły ostateczne rozstrzygnięcia rundy zasadniczej. Przed ostatnią kolejką były trzy niewiadome: kto zajmie drugie miejsce (dające bezpośredni awans do półfinałów) – Oyonnax czy Bajonna, kto zajmie szóste miejsce (dające awans do play-off) – Colomiers czy Provence, oraz kto zajmie czternaste miejsce (a zatem uniknie spadku do Nationale 1) – Rouen czy Bourg-en-Bresse. Drugie miejsce wywalczyła Bajonna: pokonała Rouen 53:13, podczas gdy Oyonnax przegrało 21:25 z walczącym o pietruszkę Aurillac. Porażki Rouen nie wykorzystało Bourg-en-Bresse i nie uratowało swojego bytu w lidze – także przegrało swój mecz, 17:42 z Grenoble (ładne przyłożenie dla zwycięzców zdobył Ange Capuozzo; na 12 minut przed końcem Bourg-en-Bresse jeszcze prowadziło jednym punktem, ale w samej końcówce straciło cztery przyłożenia, w tym trzy w wykonaniu Karima Qadiriego). W walce o play-off obie drużyny wygrały: Provence 26:13 z pewnym pierwszego miejsca Mont-de-Marsan, a Colomiers z Agen 21:16 – dzięki temu Colomiers utrzymało przewagę nad rywalami.

Skład ćwierćfinałów: Oyonnax – Colomiers i Nevers – Carcassone. Na zwycięzców czekają w półfinałach Mont-de-Marsan i Bajonna. Spadają Narbona i Bourg-en-Bresse. Kto ich zastąpi, jeszcze nie wiadomo – zwycięzców półfinałowych dwumeczów w Nationale 1 poznamy za dwa tygodnie (zagrają w nich trzy drużyny z południa i jedna spod Paryża: Massy z Albi i Angoulême z Valence Romans).

W południowoafrykańskiej Súper Liga Americana de Rugby w ubiegłym tygodniu rozegrano dwie ostatnie kolejki fazy zasadniczej. Na początku tygodnia, w przedostatniej, same wyniki warte uwagi. Selknam bez zaskoczenia pokonał Cafeteros Pro – aż 64:3, ale warto zwrócić uwagę, że kolumbijska franczyza w znacznie większym stopniu niż dotąd postawiła na zawodników rodzimych. Takiego eksperymentu nie zrobiono w paragwajskich Olimpia Lions, na boisku w ich barwach byli głównie Argentyńczycy, ale ich forma chyba szła w dół – przegrali 25:36 z brazylijskimi Cobras, dla których to była pierwsza wygrana w sezonie. No i wreszcie znów przegrali Jaguares XV – tym razem z liderami ligi, urugwajskim Peñarolem, 14:32.

W tej sytuacji o losie ostatniego miejsca w pierwszej czwórce decydował w ostatniej kolejce bezpośredni mecz Cafeteros Pro z Olimpia Lions. A ten rozstrzygnął się dzięki przyłożeniu w ostatniej minucie meczu: Cafeteros Pro wyszarpali dzięki niemu zwycięstwo 11:10. Poza tym w meczu na szczycie Peñarol uległ Selknamowi 8:15 (zachował jednak pierwsze miejsce – identyczny bilans meczów, ale Urugwajczycy zaliczyli więcej punktów bonusowych), a Jaguares XV rozgromili Cobras 84:15. Skład półfinałów: Peñarol – Cafeteros Pro i Selknam – Jaguares XV.

W Major League Rugby do końca rundy zasadniczej zostało jeszcze po parę meczów, ale walka o play-off jest zacięta – miejsc jest sześć, a walczy o nie w praktyce jeszcze dziewięć drużyn. W ten weekend szczególnie ciekawie było w konferencji zachodniej: w derbach Kalifornii San Diego Legion pokonało LA Giltinis 31:27 (21 punktów Joe’go Pietersena dla zwycięzców, gracze z Los Angeles w końcówce gonili wynik, ale punktów brakło). Wciąż jednak Legion ma pięć punktów straty do trzeciego miejsca, bo zajmujący je Houston SaberCats wygrali z Utah Warriors (lider konferencji, Austin Gilgronis, pozostał na swoim miejscu mimo pauzy w tej kolejce). Na wschodzie liderzy z Bostonu (New England Free Jacks) mierzyli się z trzecim Rugby ATL – wygrali 15:10, ale Atlanta zachowała swoją lokatę (stratę do niej zmniejszyli Toronto Arrows, ale to wciąż siedem punktów). Wygrała też druga w konferencji ekipa Rugby New York (pokonała Seattle Seawolves, komplikując sytuację pokonanych w walce o awans do fazy pucharowej na zachodzie).

W Currie Cup zwycięstwa dwóch wyraźnie prowadzących w stawce ekip: niepokonani dotąd Cheetahs wygrali z Sharks 44:15, a wicelider Bulls wygrał z Lions 43:37 (to już dziesiąta porażka Lions, ale znów byli bardzo bliscy odmiennego wyniku – tuż przed końcem przegrywali jednym punktem, mieli piłkę w rękach, ale ich kapitan podał ją prosto w ręce przeciwnika i stracili przyłożenie). Poza tym walczący o wejście do pierwszej czwórki Pumas przegrali z Western Province 17:23.

Na drugim poziomie Black Lion i kenijscy Simbas pauzowali. Zimbabwijscy Goshawks mierzyli się z dotąd wciąż przegrywającą drużyną Border Bulldogs 18:8 (drugie zwycięstwo Zimbabwijczyków). Na prowadzeniu w lidze nadal niepokonani Griffons (w ten weekend wygrali 36:31 z Boland Cavaliers). Za tydzień do gry wraca Black Lion, który dwa ostatnie spotkania oddał walkowerem.

We włoskiej Top10 w rewanżowych meczach półfinałów bez niespodzianek. Zwycięzcy z pierwszych spotkań grali tym razem na swoich boiskach i także wygrali. Petrarca pokonała w Padwie Calvisano 43:24 (w dwumeczu 59:36), a Rovigo wygrało z Valorugby Emilia 24:22 (w dwumeczu 40:31; choć tu Emilia była bliska odrobienia strat sprzed tygodnia – na kwadrans przed końcem prowadziła nawet 16 punktami). W finale mamy zatem powtórkę sprzed roku. Z ligi spada rzymskie Lazio.

Półfinały także w portugalskiej Divisão de Honra – w finale ligi zagrają Belenenses (pokonał CDUL 48:5) i Direito (ubiegłoroczny wicemistrz, pokonał wyżej notowane po sezonie zasadniczym Cascais 27:24).

W hiszpańskiej División de Honor rozegrano trzy ćwierćfinały. Wszystkie wygrały drużyny wyżej notowane po sezonie zasadniczym, choć w żadnym nie uzyskały przewagi wyższej niż 7 punktów i we wszystkich wynik był otwarty do końca – awansowały AMPO Ordizia, El Salvador i Santboiana. El Salvador jest jedynym ubiegłorocznym półfinalistą, który powtórzył to osiągnięcie – odpadła Barça, VRAC nie awansował do ćwierćfinału, a niewiadomy jest los Alcobendas. Czwartego ćwierćfinału, z udziałem tej ostatniej drużyny i Complutense Cisneros nie rozegrano – wciąż nie ma ostatecznej decyzji dotyczącej Alcobendas, związanej z fałszowaniem w klubie dokumentów Gavina van der Berga, który jako zawodnik o statusie krajowym uczestniczył też w meczach ligowych. Miejscowe media piszą o telenoweli i ośmieszaniu się federacji. Alcobendas grozi kara relegacji, ale może też skończyć się na sankcji finansowej.

W gruzińskiej Didi 10 rozpoczęła się faza play-off o skomplikowanym formacie. Jednak już na jej początku odpadli obrońcy tytułu: Aia Kutaisi, która awansowała do rundy pucharowej z ostatniego możliwego miejsca, przegrała z Charebi Rustawi 19:28. W drugim meczu tego weekendu Lelo Tblisi zdecydowanie pokonał lokalnego rywala, Academię, 35:3.

Po sześciu tygodniach zakończyły się rozgrywki południowokoreańskiej Super Rugby League. Mistrzem kraju została ekipa KEPCO, która w decydującym meczu ostatniej kolejki pokonała Hyundai Glovis 56:12. Najlepszym zawodnikiem sezonu został uznany łącznik ataku ekipy mistrzowskiej, Kim Ki-Min. Rozgrywki toczyły się na dwóch czterozespołowych poziomach. W elicie oprócz wspomnianych dwóch drużyn występowała też ekipa innego czebola, POSCO (poprzedni mistrz), a także armijna drużyna KAFAR. Na drugim poziomie występowały cztery drużyny uniwersyteckie. Ponoć w 2023 w koreańskiej lidze mają pojawić się zawodowe kontrakty.

W rumuńskiej Liga Națională de Rugby wciąż z zaciekawieniem obserwujemy efekty zmian struktury rozgrywek. Mieliśmy w ten weekend starcie dwóch ekip zawodowych (Timișoara pokonała Universitateę Kluż aż 80:17), starcie mistrza kraju z najlepszą drużyną poprzedniego drugiego poziomu ligowego (Știința Baia Mare wygrała ze Științą Petroszany 54:15), a w pojedynkach zawodowców z Bukaresztu ze znacznie słabszymi ekipami padły dramatycznie wysokie wyniki: Dinamo pokonało Năvodari 95:12, a Steaua wygrała z Bârladem aż 125:9.

Zakończył się sezon zasadniczy w angielskiej lidze kobiet – Premier 15s. Do półfinałów awansowały drużyny Saracens, Exeter Chiefs, Harlequins i Bristol Bears. W ostatniej kolejce mieliśmy zacięty mecz Exeter Chiefs z Bristol Bears, który decydował o rozstawieniu w półfinałach (Exeter Chiefs wygrały 29:26), a odrobinę nieoczekiwaną porażkę poniosły Harlequins, które uległy Loughborough Lightning (ekipie, w której składzie jest Emily Scarratt) 17:22.

World Rugby ogłosiło oficjalne decyzje o organizatorach kolejnych pięciu Pucharów Świata w Rugby: trzech kobiecych i dwóch męskich. Nie było zaskoczenia i imprezy trafiły do krajów, której już wcześniej były zdecydowanymi faworytami w tym wyścigu (zresztą bardzo skromnie obsadzonym). W 2025 kobiety zagrają w Anglii, Australia otrzymała prawo organizacji męskiego turnieju w 2027 i kobiecego w 2029. Podobny dublet (tyle że przesunięty o cztery lata – odpowiednio 2031 i 2033) trafił do Stanów Zjednoczonych.

Kontrowersji żadnych nie ma, imprezy trafiły do pewniaków w tych staraniach. W Anglii sukcesom reprezentacji towarzyszy duży wzrost zainteresowania kobiecym rugby i przyznanie jej organizacji imprezy za cztery lata to świetny krok, aby ten wzrost napędzić. Australia cieszy się z trzech kolejnych dużych rugbowych imprez (bo przecież w 2025 pojadą tam British & Irish Lions) i to jest impuls, jakiego tam bardzo potrzebują – nie tylko z powodów finansowych (choć i tu mają kłopoty), ale także w kontekście coraz słabszej pozycji rugby union w porównaniu z innymi kodami futbolowymi, bardzo tam popularnymi (rugby league i futbol australijski). Oby tej szansy nie zmarnowali (jak poprzednich), bo szybko kolejnej nie dostaną. No i wreszcie wysłanie Pucharów Świata do Stanów Zjednoczonych to postawienie nogi na nowym kontynencie (pierwszy raz impreza w Ameryce), w kraju z ogromnym potencjałem. To może być bardzo ważny krok dla przyszłości rugby w tym regionie, a gdyby tam ono się rozwinęło – cóż, to naprawdę mogłoby zmienić świat rugby. World Rugby ponoć już myśli o tym, aby Puchar Świata w 2031 rozegrać w innym terminie niż zwykle – latem, aby nie kolidował z rozgrywkami NFL (to kwestia zarówno zainteresowania widzów, jak i dostępności stadionów). Kłopot tylko w tym, że NFL nie bez powodu ma wtedy przerwę (jest bardzo gorąco).

Coraz bardziej zaawansowane są też rozmowy w World Rugby nad zagospodarowaniem okienek testowych w parzystych latach w celu zorganizowania ogólnoświatowej rywalizacji, w którą zaangażowane byłyby także drużyny z drugiego poziomu (kiedyś roboczo nazwane Nations Championship). Start miałby nastąpić w 2024 (dla drużyn z zaplecza) i 2026 (dla elity). Dwie grupy po 12 zespołów, w elicie drużyny z Pucharu Sześciu Narodów, The Rugby Championship oraz zapewne Fidżi i Japonia, natomiast na zapleczu kolejne 12 ekip z rankingu World Rugby. Każda drużyna w jednym okienku rozgrywa trzy mecze na drugim końcu świata, a w drugim trzy mecze u siebie. Potem jakiś szczątkowy play-off z finałem i barażem o awans (albo dwoma barażami, oddzielnie dla Europy i reszty świata). Oczywiście, to wszystko wstępne, bo dogadują się na razie wielcy rugbowego świata, a oficjalne decyzje mają zapaść dopiero jesienią w World Rugby (choć przecież tam ci wielcy mają najwięcej do gadania). Największy problem jest zdaje się z play-off – trzeba będzie dogadać się z zawodowymi ligami, aby puściły zawodników na dodatkowy tydzień jesienią.

Mam mieszane uczucia. Dla ekip z zaplecza (większości, jeśli nie wszystkich) może to oznaczać mniej szans na granie z rywalami z wyższej półki niż obecnie, na podstawie porozumienia z San Francisco z 2017 (choć spora część z takich nielicznych okazji dotyczyła lat z British & Irish Lions, więc przynajmniej to ma szansę być zachowane). Ale jeśli jakimś cudem którejś uda się wygrać w barażu, dostanie się do rugbowego niemalże raju. Być może także federacje z drugiego poziomu mogą liczyć na jakiś udział w zyskach. Gdy chodzi o elitę… cóż, mam wrażenie, że to będzie kolejne odarcie rugby z romantyzmu – to wszak sport, w którym towarzyski mecz, choć nie daje punktów, naprawdę ma znaczenie. A teraz to będzie po prostu gra o punkty.

W World Rugby dyskutowano także o przepisach – w szczególności o zmianie statusu pięciu zmian, które obecnie są testowane na całym świecie. I World Rugby zadecydowało, że od 1 lipca będą one elementem obowiązujących przepisów gry. To m.in. reguła 50:22 i wykop z linii bramkowej (choć w przypadku tej ostatniej były wątpliwości co do stanowiska Brytyjczyków). Jako nowe prawo testowane globalnie wprowadzono zasadę testowaną w tegorocznym Pucharze Sześciu Narodów: brake foot, czyli obowiązek wystawiania przez młynarza jednej nogi do przodu podczas przygotowań do związania młyna (podczas faz crouch i bind). Natomiast stanowisko półkuli północnej spowodowało, że bez efektu skończyły się rozmowy na temat wprowadzenia jako prawa testowanego globalnie 20-minutowej czerwonej kartki. Miejmy nadzieję, że przed kolejnym sezonem zostaną zatrzymane także dalsze „testy” tej zasady na półkuli południowej.

W pucharach europejskich także pozaboiskowe wieści. EPCR ogłosiło harmonogram rozgrywek na przyszły sezon. Podstawowa różnica w porównaniu z aktualnym sezonem to o jeden weekend rozgrywek mniej. W Champions Cup w 1/8 finału zamiast dwumeczów rozgrywanych w tym roku, w przyszłym będzie tylko jedno spotkanie, starym zwyczajem. Niektórzy żałują, jednak dla mnie dwumecze nie wnosiły do rozgrywek niczego wyjątkowego. Owszem, fajnie było, że kibice obu drużyn mogli pójść na swój stadion, ale z drugiej strony uwolnienie jednego weekendu z przeładowanego kalendarza to chyba dobry krok. Zmiany zajdą też na pewno w Challenge Cup (tam było 5 weekendów grupowych, teraz mowa jest o czterech) i tu z tych informacji trudno prognozować format.

Z kolei szef Rugby Europe, Florent Marty, mówił o przyszłości Rugby Europe Super Cup. Wykluczenie Rosjan z rozgrywek postawiło pod znakiem zapytania przyszły sezon. Jednak z wypowiedzi Marty’ego wynika, że możemy liczyć na zachowanie ośmiozespołowego formatu z dwoma nowymi zespołami z dwóch nowych rynków, a za kolejny rok poszerzenie do 12 zespołów. Z wcześniejszych doniesień wynikało, że w rozszerzenie w 2023 celujemy my, natomiast kto dołączy w najbliższym sezonie? Włosi (mistrz Top10, a może nowa franczyza)? Rumuni, którzy poprzednio nie zdołali spełnić finansowych wymagań RE (któraś z drużyn czy franczyza na wzór dawnych Lupii z Bukaresztu)? Nieszczęśni Cheetahs (oby nie – takie rozgrywki przez cały świat to raczej droga do porażki)? Kolejna egzotyczna drużyna składająca się przede wszystkim z Południowoafrykańczyków (na wzór teoretycznie izraelskiego Tel-Aviv Heat)?

Za rok w pucharach europejskich mają brać udział franczyzy z Południowej Afryki. I one same zaczynają się zastanawiać jakie mają szanse w tej rywalizacji – wszystko z powodu limitu wynagrodzeń, który jest znacznie niższy nie tylko od ligi francuskiej, ale nawet od ligi angielskiej (gdzie ostatnio go obniżono). Obecnie południowoafrykańskie ekipy mają podobno salary cap na poziomie 3 mln funtów, podczas gdy Super Rugby jest to 3,2 mln funtów, w Anglii 5 mln funtów, a we Francji 10 mln funtów.

Wracając do wielokrotnie poruszanego już na łamach „szponów” tematu awansów i spadków w Anglii (a w szczególności ich braku pomiędzy Premiership i Championship) – głos w tej sprawie zabrał Finn Russell, który stwierdził, że silna pozycja klubów francuskich w europejskich pucharach (w ostatnich latach dominują w półfinałach Champions Cup) wynika w dużej mierze z faktu, że we Francji walka o utrzymanie w Top 14 po prostu podnosi poziom rozgrywek ligowych. W Anglii kilka drużyn już od paru kolejek toczy mecze o przysłowiową pietruszkę.

Henry Arundell, zdobywca przepięknego przyłożenia dla London Irish w meczu z Tulonem przed tygodniem (100 metrów indywidualnego rajdu i pięć unikniętych szarż), który niedawno debiutował w zawodowym rugby, oczywiście stał się przedmiotem spekulacji dotyczących przyszłej gry w reprezentacji. Ale jakiego kraju? Do wyboru ma cztery: Anglię, Szkocję, Walię oraz Cypr (paradoksalnie – nie Irlandię). Coś z tymi regułami jest nie tak.

Z wieści transferowych:

  • transfer to jeszcze nie jest, ale pojawia się sporo plotek dotyczących przyszłości Eddiego Jonesa po Pucharze Świata we Francji. Zgodnie z nimi miałby zamienić reprezentację Anglii na reprezentację Australii (kolejny gospodarz Pucharu Świata, w 2027) lub paryski Racing 92;
  • nowa gwiazda reprezentacji Włoch, Ange Capuozzo, opuszcza drugoligowe Grenoble, gdzie spędził dotąd całą karierę i przechodzi do francuskich gigantów, Tuluzy. Rywalizować o pozycję obrońcy będzie mu tam trudno – co prawda na emeryturę odchodzi Maxime Médard, ale są przecież Thomas Ramos i Melvyn Jaminet;
  • reprezentant Anglii Anthony Watson po dziewięciu latach w Bath przenosi się do Leicester Tigers (czyli z dna na szczyt Premiership);
  • były reprezentant Nowej Zelandii Nehe Milner-Skudder przenosi się z Highlanders do Rugby New York. Spotka tam innego zdobywcę Pucharu Świata z 2015, Waisake Naholo;
  • były reprezentant Anglii (niemal stukrotny), legenda Northampton Saints, Dylan Hartley wybrał egzotyczny kierunek – będzie trenować drużynę Dubai Sharks.

Elton Jantjies, reprezentant Południowej Afryki, ma kłopoty z prawem. Po przylocie z Dubaju do Johannesburga został na lotnisku zatrzymany przez policję. Jest posądzony o zniszczenie mienia należącego do linii lotniczej. Coś musiało się tam dziać podczas lotu.

Polacy za granicą

Wieści o naszych reprezentantach z lig zagranicznych – jak zwykle sprzed tygodnia.

Francja:

  • Kamil Bobryk (Vienne – Fédérale 1): od początku do 55. minuty w pierwszym spotkaniu ćwierćfinałowego dwumeczu rozgrywek play-off o mistrzostwo Francji i awans do Nationale 1 z Hyères Carqueiranne La Crau, przegranym 5:15 (pewnie spory wpływ miała czerwona kartka jednego z kolegów Bobryka w 23. minucie). Miało być starcie Polaków, ale w barwach RCHCC nie zagrał Aleksander Nowicki.

Szkocja:

  • Ronan Seydak (Heriot’s – Super6 Sprint Series): cały mecz z Watsonians, przegrany 25:34 (choć Heriot’s prowadziło 20:3 czy 25:10). Ekipa Seydaka spadła z drugiego na czwarte miejsce w stawce (po dwóch zwycięstwach dwie porażki), a on sam na swoje konto zapisał przyłożenie i załapał się do najlepszej piętnastki kolejki. Mecze Sprint Series są transmitowane – ten jest dostępny pod adresem https://www.scottishrugby.org/fanzone/live-watsonians-rugby-v-heriots-rugby, a akcja z przyłożeniem Seydaka wypada mniej więcej w 56. minucie materiału.

Zapowiedzi

Za tydzień oddech dla naszych ekstraligowiczów. Odbędą się za to półfinały I ligi oraz mecze centralnej ligi juniorów. Na świecie m.in. przedostatnie kolejki rund zasadniczych Premiership (m.in. mecz Gloucester z Saracens), Top 14 (m.in. Lyon – La Rochelle i Racing 92 – Tulon) i ostatnia w URC (m.in. Ulster – Sharks, Leinster – Munster i Edynburg – Glasgow Warriors), czternasta runda Super Rugby Pacific (z hitem Blues – Brumbies), dwa ostatnie zaplanowane mecze Rugby Europe International Championships. No i turnieje WRSS w Tuluzie, zarówno męski jak i kobiecy (dla kobiet już ostatni w sezonie).

8 komentarzy do “Puchar Świata pojedzie do Australii i Stanów”

  1. Dzięki za dobrą lekturę.
    To, co jednak smuci, że to w sumie 4 kolejne RWC przed TV tylko, bo albo daleko (Japonia, Australia, USA), albo Francja, na którą biletów dostać się po prostu nie dało:(
    No, ale może się załapię w 2035:)

    Odpowiedz
      • W USA i Australii będzie podobnie, ale kibica nic nie zniechęci.

        Jak żyłem wg czasu australijskiego podczas IO w Sydney, to zawody zaczynały się o 23 a kończyły około trzynastej. 23:00 to była w Australii ósma rano czyli mecze będą się pewnie najwcześniej zaczynać około 3 rano ale to będą raczej pojedyncze przypadki. Następny mecz o 7 a ostatni około 11. To tylko przypuszczenia ale pewnie bliskie prawdy.

        Co do USA, to pewnie mecze będą między 20, a 4 rano… Damy radę 🙂

        Odpowiedz
      • Te poprzednie też niby były, ale strona się wywalała totalnie i jak się dostałem to już nic nie było. No, ale we wrześniu będę próbował jeszcze – dzięki za info.

        Odpowiedz
  2. Jeśli chodzi o tę postulowaną „Ligę Narodów”, to dzisiejszy Midol donosi, że reprezentacje z półkuli południowej są przeciwko proponowanemu formatowi i na razie rozmowy utknęły w martwym punkcie.

    Odpowiedz

Skomentuj Michał Wieczorek Anuluj pisanie odpowiedzi