Za nami dwudziesty pierwszy finał Ekstraligi. Były emocje, piękne akcje, spudłowane kopy, kartki, nerwy i błędy, jak to w niezłym finale. Niestety, wszystko to przeżywaliśmy właściwie tylko we własnym środowisku. Kiepsko nam idzie przebijanie się do szerszej publiczności. Co gorsza, w niektórych sprawach cofamy się wstecz. W tym tekście próbuję diagnozować niektóre problemy. Mam nadzieję, że wyszło konstruktywnie…
Problem główny, póki co chyba nieuleczalny
Z dziesiątki drużyn, która startowała do rozgrywek dwa lata temu, dwa kluby zwinęły się poniekąd „na amen”1. Kolejny z własnej woli ewakuował się do I ligi (i to zapewne był sensowny krok po trudnym jednosezonowym doświadczeniu2). Upadki Skry i Budo rok po roku tym bardziej były bolesne, że to nie byli przypadkowi gracze. To były drużyny walczące o zwycięstwo w lidze. Budo 2011 było przecież aktualnym mistrzem Polski, natomiast Skra przez parę lat miała ambicje i realne możliwości, by po ten tytuł sięgnąć. Dwa ciosy dla ligi, i sportowe, i wizerunkowe.
Cóż, przypadek Skry był specyficzny (w mojej opinii – w sporym stopniu sama sobie nogę podłożyła). W przypadku Budo i Posnanii zawiodło coś więcej. Trudno tu jednak znaleźć remedium na takie zdarzenia, przynajmniej dopóki liga jest amatorska – jedynym wyjściem, które dostrzegam, byłoby wprowadzenie wymogów licencyjnych związanych z kondycją ekonomiczną i możliwościami finansowymi klubu. A przecież to wymagałoby przejścia na profesjonalizm, a do tego z kolei potrzeba pieniędzy – znacznie więcej, niż jest ich w lidze obecnie. A skąd wziąć pieniądze? Cóż, trzeba je do rugby przyciągnąć, a do tego przydają się sukcesy. Do sukcesów potrzeba pieniędzy. I kółeczko poniekąd się zamyka. W końcu, jak kiedyś usłyszałem od jednego z dziennikarzy piszących o rugby w medium „głównonurtowym” – dyscyplina niszowa, więc redakcja za dużo nie puści. Jednak gdy pojawia się skandal, afera – nie mam wątpliwości, że miejsce się znajdzie.
Ale to przecież nie wszystkie choroby toczące naszą Ekstraligę, a uleczenie kilku innych wydaje się być nieco łatwiej osiągalne. Bo pieniędzy nie wymaga (lub wymaga ich w mniejszym stopniu).
Przepisy
Odkąd Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu przy PKOl zakwestionował przepisy związkowe dotyczące rozgrywek ekstraligowych (w sprawie dotyczącej sankcji nałożonych na klub za niespełnianie warunków dotyczących sportu młodzieżowego), minęły już ponad 2 lata. I niezależnie od tego, co myślimy o tamtym orzeczeniu, wydawałoby się, że w takiej sytuacji uporządkowanie regulacji powinno być jednym z podstawowych celów. Na dodatek niewymagającym tytanicznego wysiłku i nakładów finansowych. Tymczasem w międzyczasie mieliśmy walne zgromadzenia Związku, zmiany Zarządu, a o pracy nad zmianą regulacji (nawet w zakresie wprost zakwestionowanym przez PKOl) nic nie słychać. Zalega nam zatem trup w szafie. Tylko czekać, aż ktoś pójdzie w ślady Skry Warszawa i wywróci słuszne być może orzeczenie organu dyscyplinarnego korzystając z formalnego wytrychu wskazanego przez TAS.
Problemów z przepisami mamy zresztą więcej. Sporo w nich niejasności i nie do końca przemyślanych rozwiązań. Dość wspomnieć dwie kwestie, które na szczęście już wyeliminowano – przepisy dotyczące występów obcokrajowców w meczach ekstraligowych (mieliśmy przecież zakończoną z z błogosławieństwem Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu aferę z udziałem Ogniwa Sopot, które przez pół roku grało z nieuprawnionym zawodnikiem na boisku) czy finału rozgrywek pierwszoligowych rozstrzyganego rzutem monetą (po zmianie systemu rozgrywek nikt nie pomyślał o tym, aby wprowadzić zasady dotyczące rozstrzygania remisowych meczów w fazie play-off). Wyeliminowano, bo to była kwestia regulaminów rozgrywek, które siłą rzeczy co roku przechodzą pewien przegląd. Dokumenty bardziej fundamentalne zmian nie mogą się doczekać.
Ta sytuacja niepokoi. No, chyba że coś się dzieje, ale my o tym nie wiemy – w śledzeniu takich ewentualnych poczynań nie pomaga polityka informacyjna Związku, który przestał zamieszczać na stronie internetowej protokoły statutowych organów. Gdyby stronie wierzyć – Zarząd ostatni raz spotkał się w maju 2022 (dwa lata temu), ostatnie walne zgromadzenie odbyło się w 2021, a Komisja Rewizyjna ostatnią uchwałę wydała w czerwcu 2022 (zresztą ciekawą, bo dotyczącą m.in. braku realizacji przez ówczesny Zarząd uchwał walnych zgromadzeń, w tym w taki sposób, który uniemożliwia KR nadzór nad jego działalnością – ciekaw jestem, czy coś w tym zakresie się zmieniło).
Organy dyscyplinarne
Oczywiście, pozaboiskowe spory przy zielonym stoliku to nie tylko wina niejasnych przepisów. Bywa, że powodem jest nieznajomość lub niezrozumienie zasad, bywa, że powodem są próby ich naciągania. Jednak najbardziej bolesne problemy związane z organami dyscyplinarnymi dotyczą sprawności ich działania.
Przewinienia dyscyplinarne zawodników bywają oceniane tak długo, że kary nakładane na nich znajdują czasami zastosowanie po kilku tygodniach albo i miesiącach. Niedawno trafiło w moje ręce orzeczenie Komisji Odwoławczej dotyczące celowego uderzenia zawodnika w twarz podczas meczu (nieprzekazane do publikacji na stronie Związku). Przewinienie nastąpiło 3 września. KGiD wniosek w tej sprawie dostała 6 września. Do 3 listopada (a więc przez 2 miesiące) rozpatrywała, czy są podstawy do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. A orzeczenie wydała po kolejnych niemal trzech tygodniach, 21 listopada. Cała sprawa w pierwszej tylko instancji trwała ponad dwa i pół miesiąca i w międzyczasie rozegrano siedem ligowych kolejek. Miesiąc później zabrała głos Komisja Odwoławcza (zresztą, w tym przypadku działająca sprawniej, bo tu sprawa zajęła 15 dni). Problem w tym, że uznała przewlekłość sprawy przed KGiD za podstawę do uchylenia pierwotnego orzeczenia („mając na względzie dobro reprezentacji Polski, integralność rozgrywek Ekstraligi, a także dobro Polskiego Związku Rugby [KO – dop. autora] oceniła, że niezależnie od formy odbycia kary, kara ta na takim etapie byłaby bezprzedmiotowa”). Pomijając kwestię słuszności takiego orzeczenia, zwłoka KGiD posłużyła KO jako powód do stwierdzenia, że zawodnik nie musi być ukarany. W ogóle.
Analiza orzeczeń dyscyplinarnych z 2024 udostępnionych na stronie PZR w momencie pisania tego tekstu wskazuje, że były przypadki, gdy KGiD potrafiła wywiązać się ze swoich obowiązków w ciągu paru dni. Ale chyba równie często czas trwania postępowań trwał dłużej. W ośmiu orzeczeniach dotyczących spraw związanych z przewinieniami na boisku w seniorskich rozgrywkach piętnastkowych czas wydania orzeczenia liczony od dnia rozegrania meczu lub złożenia wniosku wahał się od kilku (w Ekstralidze najkrócej to 7 dni) do kilkudziesięciu dni (najdłużej w Ekstralidze to 23 dni od złożenia wniosku; warto jednak zwrócić uwagę, że sprawa dotycząca występu w pierwszej kolejce wiosennej Ekstraligi nieuprawnionego zawodnika trwała 43 dni i została zamknięta niemal równo z końcem rozgrywek, choć po wspomnianym orzeczeniu KO wydawała się oczywista)3.
Wiem, że nie możemy mówić o profesjonalizmie ani na boisku, ani w organach dyscyplinarnych PZR (z tego co wiem członkowie KGiD i KO działają pro publico bono, nie dostają wynagrodzenia). Niemniej jeśli chcemy aby rozgrywki przebiegały bez zakłóceń, jeśli chcemy uniknąć podejrzeń o kolesiostwo (nie mówię, że ono tam jest, ale rozbieżności w czasie orzekania takie podejrzenia prowokują), musimy dbać o standardy. I nawet jeśli sprawa sprawie nierówna (czasami potrzeba więcej wyjaśnień, czasami mniej), tak duże rozbieżności, tak długie okresy oczekiwania na orzeczenie trudno zrozumieć. W epoce komunikacji elektronicznej narzędzi pozwalających na szybką komunikację nie brakuje. Decyduje czynnik ludzki. Wypadałoby zatem aby o wyborze do KGiD decydowały nie tylko kompetencje, ale także dyspozycyjność i dyscyplina.
Osobną kwestią jest fakt, że Komisja Gier i Dyscypliny nie zajmuje się z urzędu (choć ma do tego prawo) sytuacjami przegapionymi czy nieukaranymi odpowiednio przez sędziów (którzy są tu w o tyle niekomfortowej sytuacji, że nie mają co liczyć na TMO, podczas gdy przeciętny widz może sobie cofnąć sytuację ile razy mu się podoba), o których potem huczy cała rugbowa Polska. Tu wystarczyłaby zmiana podejścia, bo przecież przepisy taką możliwość dają. Nie mówię, żeby wchodzić w drobiazgi, ale są przypadki, które trzeba karać, aby zachować jakiś kręgosłup moralny (uderzenia przeciwników, łamanie orzeczeń KGiD, agresja wobec sędziów). A tymczasem KGiD zajmuje się tym dopiero w wyniku wniosków osób postronnych. I w efekcie mamy kolejne kwasy w środowisku, no bo przecież ktoś doniósł. Tylko co to za donos, gdy o fakcie wie cała rugbowa Polska (w epoce transmisji coraz trudniej udawać niewiedzę)…
O Komisji Odwoławczej trudno cokolwiek napisać – przez długi czas orzekała w składzie niezgodnym z przepisami PZR (gdyby ktoś poszedł z tym do TAS, zapewne uzyskałby uchylenie każdego z wydanych w takim składzie orzeczeń), jednak ten problem naprawiono. Teraz mam wrażenie, że słuch o KO zaginął – na stronie PZR nie opublikowano żadnego orzeczenia tego organu od ponad pół roku, a tymczasem trudno uwierzyć, że żadna z decyzji KGiD nie została oprotestowana.
Telewizja
W kolejnym temacie niestety poprawę osiągnąć trudniej, bo tu jednak kwestia pieniędzy się pojawia. Telewizja – miejsce, w którym chyba wciąż najłatwiej znaleźć nowych kibiców, a wśród nich albo w ślad za nimi – może i nowych sponsorów4. Internet jest świetny, ale jego oferta tak szeroka, a sposób obsługi tak skonstruowany, że mamy tendencję do zamykania się w bańkach – zwykle szukamy tego, co już nas interesuje5. Mam wrażenie, że telewizja jest inna – jest większa szansa, że kibic telewizyjny od czasu do czasu poprzerzuca dostępne mu kanały w poszukiwaniu czegoś, na czym zawiesi oko. I obecność tam na pewno pełni rolę okna wystawowego każdej dyscypliny.
Jasne, póki co to my musimy płacić za telewizję, a nie telewizja za rugby. W końcu to dyscyplina w Polsce niszowa, nieprzyciągająca ani wielkich rzesz fanów, ani w ślad za tym sponsorów gotowych płacić za reklamy. Dlatego mamy tutaj spore ograniczenia i nie możemy liczyć na cuda, bo nas na nie po prostu nie stać. Ale bez przebicia się do telewizji o szerokim zasięgu trudno będzie pozyskać szersze zainteresowanie, zwiększyć bazę fanów, przyciągnąć większe pieniądze (chyba że znajdziemy filantropa zajawionego akurat na rugby). Trochę zaklęte koło, ale tak naprawdę to jest kwestia inwestycji na początek.
Przez kilka lat mecze Ekstraligi pojawiały się w kanale Polsat Sport Fight. Regularnie, co było plusem, ale na kanale dostępnym tylko w sieciach kablowych, ukierunkowanym na specyficzną grupę odbiorców i o skromnej oglądalności6. Kilka lat temu cieszyliśmy się z zawarcia przez PZR umowy z TVP Sport, a więc najpopularniejszą telewizją sportową w naszym kraju. Wiedzieliśmy, że niestety normą będą transmisje na platformie internetowej i w aplikacji, a zatem w Internecie, a nie w otwartym paśmie. W nim, czyli w znakomitym oknie wystawowym, miały pojawiać się finały Ekstraligi i dodatkowo opłacone spotkania, a do tego występy reprezentacji. Jednak gdy chodzi o Ekstraligę plan nieco zawiódł – przez ponad dwa lata tylko jeden raz pojawił się na antenie mecz fazy zasadniczej (swoją drogą, ponoć był sukcesem oglądalnościowym), pozostały zatem tylko rozgrywane raz do roku finały, a do tego mecze reprezentacji (z siódemkami bodaj tylko przy okazji Igrzysk Europejskich).
A w tym roku nie było ani meczu reprezentacji, ani finału. Ten ostatni trafił ostatecznie do TVP 3, a więc do kanału, który ma teoretycznie ciut szerszy zasięg, ale inną grupę odbiorców (a w porze, o której finał rozgrywano, oglądalność daleka jest od szczytów – nawet niżej podpisany finału na żywo obejrzeć nie był w stanie). Co gorsza, TVP nie transmitowało w ostatnim sezonie nawet jedynego domowego meczu reprezentacji Polski w Rugby Europe Championship – ponoć swoje za uszami miało Rugby Europe, ale i tak wyszło słabo, a szansę straciło nie TVP, ale polskie rugby.
Patrząc z zewnątrz trudno powiedzieć, co w tej sprawie robi Związek (znów kłania się polityka informacyjna PZR). Ale być może tu jest miejsce do jego większego zaangażowania – być może warto wyłuskać ze związkowej kasy jakieś zasoby, aby w telewizji rugby pojawiało się w miarę regularnie. Traktować to jako promocję rugby – bo właśnie promocją jest. A jeśli są problemy z finałem – może już po rundzie jesiennej ustalić z telewizją i klubami, które mogą być jego organizatorami (bo przecież da się już tę grupę zawęzić) jego datę i godzinę, aby uniknąć tegorocznej sytuacji? Tak, wiem, że nie każdy klub może swobodnie dysponować obiektem, ale to jest tylko jeden taki dzień, jeden termin…
Dalej własnego nosa
Zawodzimy nawet w pierdołach. Publikowanie składów meczowych na dzień przed spotkaniem to wydawałaby się oczywistość, która nic nie kosztuje, a stanowi materiał dla kibiców, pozwala już przed meczem wzbudzić jakąś dyskusję o meczu (a nawet podjąć próby oddolnego propagowania rugby w mediach społecznościowych przez tworzenie przedmeczowych grafik ze składami, co robił Mateusz Piotrowski/rugbyPL). Na dodatek jest zapisana w regulaminie rozgrywek. Cóż z tego, skoro są kluby, które ten zapis regulaminu ignorują (albo udają, że nie rozumieją, o co w nim chodzi). Ba, w tym roku nawet przed finałem rozgrywek nie poznaliśmy składu jednego z finalistów (i z tego powodu „szpony” nie zaprezentowały poniekąd już tradycyjnego materiału przedfinałowego). Z kolei przed meczem o brąz jedna z drużyn opublikowała go z wyprzedzeniem kilku godzin zamiast 24, a druga – co prawda trzech dni, wcześniej ale za to niewiele mający wspólnego z boiskową rzeczywistością. Gierki, które mają na celu chyba zaskoczyć przeciwnika, ale oznaczają olewanie kibiców.
Marzy nam się podniesienie poziomu. Potrzeba pieniędzy. Ale jak znaleźć sponsora dla takiego produktu jak Ekstraliga? Jeśli sami sobie prezentujemy problem goniący problem, a podziały w środowisku widać nawet z zewnątrz, trudno oczekiwać sukcesu. Zbyt często widać dbanie przede wszystkim o interesy własne klubów, a dopiero potem o interesy rugby w kraju – choć takie podejście to przecież podrzynanie gałęzi, na której się wyrasta. Co gorsza, można czasami mieć wrażenie, że i na „górze” naszego rugby partykularne interesy odgrywają sporą rolę.
Co do zasady nie wierzę w skuteczność rewolucji. Ale wiele z omówionych wyżej kwestii rewolucji nie wymaga. A o Ekstraligę chyba warto dbać, bo to przecież najlepszy rugbowy produkt w naszym kraju dostępny regularnie, na co dzień.
Ps.
Oczywiście nie jest tak, że wszystko jest źle, a PZR nic nie robi. Przeciwnie, dzieje się sporo, w wielu aspektach i związek, i kluby się starają, na miarę posiadanych środków. W porównaniu z sytuacją sprzed paru lat w niektórych aspektach Ekstraliga zmieniła się na lepsze, i sportowo, i organizacyjne. Sportowo, bo mniej jest wielkich dysproporcji, a choć w dwóch ostatnich sezonach te na powrót się pojawiły, to głównie za sprawą pojedynczych drużyn odstających od reszty stawki. Organizacyjnie, bo chociażby, co byśmy o transmisjach internetowych nie mówili, nie tak dawno obejrzenie wszystkich ekstraligowych meczów wymagało daru teleportacji. Media dostają od PZR zapowiedzi i podsumowania kolejek, które chętnie wykorzystują, choć póki co nie mają powodu pchać takich niusów na pierwsze strony. Są też zmiany w przepisach, które mi się podobają (wprowadzenie bonusu ofensywnego za różnicę trzech przyłożeń, choć mam nadzieję, że dodany przy okazji warunek 23 nazwisk w protokole meczowym w następnym sezonie będzie tylko wspomnieniem).
Ale nawet i w tych sferach możemy pójść o krok dalej – może oprócz pisemnego podsumowania kolejki dla mediów przygotowywać także podsumowania video? Myślę, że tu dałoby się dogadać i z klubami, i z TVP. Oczywiście, jakość transmisji w internecie często nie powala, ale takie na przykład „top 5” zagrań czy przyłożeń z kolejki może dałoby się jakoś zmajstrować i efektownie oprawić i opublikować, a byłoby kolejnym fajnym krokiem do przodu.
- Tak, wiem, że nadal istnieją i działają, ale do Ekstraligi zapewne szybko nie wrócą. Skry to nawet mamy obecnie dwie (swoją drogą, czyżby czekała nas powtórka z historii z Łodzi – spory, które będą służyć zaspokojeniu ambicji lokalnych działaczy, ale polskiemu rugby nie pomogą?). ↩︎
- Teraz słyszymy, że ekipa z Białegostoku mierzy zamiary na siły – wywalczyła na boisku awans do Ekstraligi, ale nie wiadomo, czy z niego skorzysta. ↩︎
- W rozgrywkach kadetów zdarzyło się orzeczenie dotyczące kary dla zawodnika wydane po 4,5 miesiąca… ↩︎
- No, są dwa takie źródła – jednym telewizja, a drugim bezpośrednie, oddolne działania klubów, akcje prowadzone między ludźmi w „terenie”. Niezwykle cenne, ale o znaczeniu – właśnie – raczej lokalnym. Jedno i drugie powinno iść w parze i się uzupełniać. ↩︎
- Są wyjątki – internetowe media, które zdobyły już sporą popularność i zgromadziły oddaną widownię. Niestety obecność Ekstraligi w Kanale Sportowym trwała bardzo krótko. ↩︎
- Swoją drogą, Polsat robi dla rugby w naszym kraju świetną robotę transmitując Puchary Świata i Champions Cup. ↩︎
Mnie ciekawi jaki finał będzie miała sytuacja w Skrze…
Słyszałem, że została podpisana umowa o przejęciu herbu i kontynuowaniu historii klubu.
Tymczasem pojawił się twór pt: RK Warszawa…
I co dalej?
To RK Warszawa (na Facebooku RC Warszawa, https://licencje.polskie.rugby/clubs/139) podpisała umowę z RKS Skra (https://licencje.polskie.rugby/clubs/27) o możliwości używania nazwy i logo. A oprócz tego jest dotychczasowa Skra (OKS Skra, https://licencje.polskie.rugby/clubs/103). A żeby było śmieszniej, OKS zakładali parę lat temu ludzie z RKS (https://www.polsatsport.pl/wiadomosc/2017-08-31/prezes-rks-skra-warszawa-jestem-zmuszony-zlikwidowac-klub/), potem coś tam się podziało… W pierwszym turnieju eliminacyjnym MP siódemek obie drużyny zagrały (RK jeszcze przed umową ze Skrą). Co będzie? Oby nie scenariusz łódzki…
Dziękuję za odpowiedź. Ale szczerze mówiąc rozumiem jeszcze mniej… Trzeba chyba poczekać na rozwój sytuacji. w jednym się zgadzam: oby nie scenariusz łódzki.
Kurczę, nie wiem, czy jednak dla ekstraligi lepszym rozwiązaniem nie byłyby transmisje na kanałach polsatowskich. Wydaje mi się, że ta stacja mogłaby badziej wypromować ten produkt, świetnym przykładem są właśnie wspomniane transmisje z PŚ. Mecze reprezentacji powinny być natomiast w TVP, no ale właśnie powinny być. Ta cisza wobec np. naszych dziewczyn w siódemkach jest naprawdę niepokojąca.
Być może, ale wątpię, aby akurat PS Fight to był dobry wybór. Cóż, poprosiłem o dane na temat oglądalności, może dostanę. A sytuacja z transmisją z Makarskiej była bardzo dziwna.