Świetny start Polek

Tydzień po serii porażek w Madrycie reprezentacja Polski w rugby 7 kobiet wystartowała w pierwszym turnieju mistrzostw Europy. I to jak wystartowała – wygrała wszystkie mecze (m.in. rewanżując się Hiszpankom za porażkę z poprzedniego weekendu) i oczywiście zajęła pierwsze miejsce. Poza tym Northampton Saints zostali mistrzami Anglii, Stade Bordelais mistrzem Francji kobiet, Nyon mistrzem Szwajcarii mężczyzn, a lubelskie Amazonki mistrzyniami Polki kadetek w rugby 7.

Rugby Europe Sevens / Reprezentacja Polski w rugby 7 kobiet

Reprezentacja Polski kobiet w rugby 7 zagrała w pierwszym turnieju Rugby Europe Sevens Championship, zorganizowanym w pięknych okolicznościach przyrody w chorwackiej Makarskiej. Polkom na pewno zależało na zatarciu bolesnych wyników z kwalifikacji do SVNS w Madrycie, a już przed turniejem cieszył powrót do składu jednej z podstawowych zawodniczek, Anny Klichowskiej. A sam turniej ucieszył jeszcze bardziej.

Pierwszego dnia spodziewaliśmy się dwóch zwycięstw. I faktycznie – w pierwszym meczu z Włochami padł wynik 38:10, w drugim z Portugalią 36:17. Przeciwko Włoszkom Polki zdobyły sześć przyłożeń (po trzy w każdej połowie, każde w wykonaniu innej zawodniczki – kolejno Ilona Zaiszliuk, Oliwia Strugińska, Katarzyna Paszczyk, Natalia Pamięta, Julia Druzgała i Małgorzata Kołdej), i choć było widać momenty zawahania w ataku i wynikające z nich straty, a dwukrotnie Włoski urwały się skrzydłami, nasze zawodniczki wyraźnie przeważały i ich zwycięstwo właściwie nie było zagrożone. Jak było w meczu przeciwko Portugalii niestety nie większość z nas się nie dowiedziała – TVP Sport transmisję przerwało przed spotkaniem Polek. Tu zaczęło się kiepsko. Dwie akcje, dwie chwile niezdecydowania w obronie i Polki przegrywały 0:12. Jednak odtąd zdominowały rywalki. Sygnał do ataku dała Zaiszliuk, kolejne punkty zdobyła Druzgała, a po przyłożeniu Paszczyk w ostatniej akcji przed przerwą prowadziły 17:12. Drugą połowę od świetnego przejścia przez linię obrony zaczęła Anna Klichowska, następne przyłożenie dorzuciła Pamięta, a Sylwia Witkowska niemal kropka w kropkę powtórzyła akcję Klichowskiej. Było już 36:12 i stracone punkty na koniec meczu w jedynym ataku Portugalek w drugiej połowie niewiele zmieniły. W ostatnim meczu grupowym, już w sobotę, Polki grały z mocniejszym przeciwnikiem – Brytyjkami. W Makarskiej zabrakło w drużynach najlepszych zawodniczek na co dzień występujących w SVNS, tak też było i z naszymi rywalkami (najsilniejszy skład przysłała Hiszpania, pozostałe trzy ekipy właściwie w całości rezerwy). A Polki to bezlitośnie wykorzystały. Z meczu na mecz rozpędzające się, tym razem nie wahały się przed wejściem w kontakt, oddawały piłkę na offloadzie… Początek znakomity: najpierw przyłożyła Witkowska po świetnym przełamaniu Paszczyk, a po 3 minutach było już 10:0 po przyłożeniu Paszczyk dzięki przechwycie Pamięty w polu 22 m rywalek 10:0. Pierwsza połowa po kolejnym przyłożeniu Paszczyk na skrzydle skończyła się wynikiem 15:0, a Brytyjki na naszej połowie wymieniły bodaj tylko jedno podanie. Druga połowę od podniesienia prowadzenia do 20 punktów zaczęła samotnym rajdem Julia Druzgała, a po trzech minutach i przejęciu na polu 22 m rywalek Zaiszliuk było już 25:0. Do pełni szczęścia brakowało podwyższeń (ale żadne z przyłożeń nie padło blisko słupów). Dopiero wtedy Brytyjki wyprowadziły skuteczną akcję (wystarczyła jedna chybiona szarża), ale jakby nieszczęść miały mało, nie udało im się podwyższyć z pozycji na wprost słupów. Skończyło się zwycięstwem Polek 25:5 i pierwszym miejscem w grupie.

W ćwierćfinale nasze reprezentantki trafiły na Czeszki. Już na starcie meczu żółtą kartkę zobaczyła Julie Doležilová, a Polki wykorzystały to do zdobycia na starcie pierwszego przyłożenia. Nasze zawodniczki nie wypuszczały Czeszek z ich połowy i choć zdarzały się piłki wypuszczane do przodu, odzyskiwały je i efektem było drugie przyłożenie – drugie w wykonaniu Maliszewskiej po znakomitej akcji drużyny. Druga połowa to mnóstwo fizycznej walki. Najpierw atakowały Czeszki (bezskutecznie), potem Polki. W końcu zablokowany kop dał Czeszkom okazje do kontry i zrobiło się 12:5. Na szczęście nasze zawodniczki natychmiast odpowiedziały i po przyłożeniu Zaiszliuk wygrały 19:5. W półfinale trafiły na Hiszpanki, które w Makarskiej były w mocnym składzie – brakowało Pauli Requeny, ale w Chorwacji było 2/3 drużyny, która tydzień temu pokonała Polki 45:0 (w tym m.in. Amaia Erbina czy Marta Cantabrana Gil). Powtórki z Madrytu jednak nie było. Choć na początku Polki darowały Hiszpankom sporo karnych i to rywalki pierwsze groźnie zaatakowały, pierwsze punkty zdobyła Paszczyk po rajdzie przez ponad pół boiska. Pod koniec pierwszej połowy Hiszpanki wreszcie zapunktowały (a Wardaszka zawdzięczała brak żółtej kartki łaskawości sędzi), ale Polki natychmiast odpowiedziały – znów rajdem przez pół boiska, tym razem Zaiszliuk. Do przerwy było 14:5, a druga połowa ułożyła się jeszcze lepiej. Zaraz po wznowieniu gry Polki skonstruowały piękną akcję zakończoną przyłożeniem Paszczyk. A po wznowieniu świetna presja, blisko przyłożenia po przechwycie była Pamięta, a ostatecznie zapunktowała po młynie Klichowska. Było 26:5. Hiszpanki co prawda rzuciły się do ataku, ale Polki ostatecznie wygrały 26:17 (przy czym nauka na przyszłość: gdy chce się skończyć mecz, nie należy wybiegać z piłką za boisko).

W finale Polkom przyszło mierzyć się z Francją. Co prawda drużyna rywalek nie przypominała tej z SVNS (z finału z Madrytu była tylko jedna zawodniczka), ale przecież to były rezerwy jednej z najlepszych drużyn na świecie. A mimo to Polki wygrały. Na początku obrona obu drużyn radziła sobie z atakami przeciwniczek, obie drużyny bez skutku próbowały przerwać linie obrony kopami. W końcu pierwsze punkty zdobyła po rajdzie skrzydłem Zaiszliuk 5:0. Polki zachowały inicjatywę, a gdy rywalki zostały w szóstkę po żółtej kartce, Paszczyk zdobyła drugie przyłożenie wykorzystując dziurę w obronie osłabionych Francuzek i było 12:0. Potem jednak to Francuzki grały piłką, a w ostatniej akcji pierwszej połowy zmniejszyły stratę (na szczęście bez podwyższenia). Na początku drugiej połowy Polki wygrały wznowienie, ale to Francuzki pierwsze zaatakowały. Polki świetnie się wybroniły na linii bramkowej, ale próba wyjścia do ataku skutowała żółtą kartką Maliszewskiej, a Francuzki w końcu zdobyły drugie przyłożenie, znów bez podwyższenia, zmniejszając stratę do 2 punktów. I cisnęły dalej. Ostatnie trzy minuty meczu spędziły praktycznie w obrębie 5 m od linii bramkowej Polek i nasze zawodniczki kilka razy ratowały się w ostatniej chwili. Ostatnia minuta to gra Polek na czas pod presją – okazało się, że skuteczna i spotkanie skończyło się zwycięstwem naszych zawodniczek 12:10.

Świetny wynik Polek i turniejowe zwycięstwo, na które po serii klęsk w Madrycie trudno było liczyć. Oczywiście, nie oznacza to mistrzostwa Europy, bo przed drużynami drugi turniej w Hamburgu (i Irlandki, Francuzki czy Brytyjki mogą tam przysłać już mocniejsze składy, na przetarcie przed turniejem olimpijskim). Jednak Brytyjki były dopiero siódme, Irlandki ósme… To mistrzostwo jest możliwe, medal bardzo bliski, podobnie jak awans do kolejnego challengera (rok temu awans zdobyły trzy najlepsze drużyny mistrzostw, po wyłączeniu tych już występujących w SVNS). Na dodatek Katarzyna Paszczyk została uznana najlepszą zawodniczką turnieju. A z kronikarskiego obowiązku – w meczu o trzecie miejsce Belgijki wygrały z Hiszpankami, a piąte miejsce zgarnęły Czeszki po wysokim zwycięstwie nad Niemkami.

Wśród panów też na boisku były rezerwy czołowych drużyn na co dzień grających w SVNS, ale właśnie rezerwy dwóch najwyżej notowanych europejskich reprezentacji zmierzyły się w finale. W nim Francuzi pokonali Irlandię 12:7 (w barwach Irlandczyków zagrał Hugo Keenan – widać wykorzystują każdą okazję, aby ograł się przed igrzyskami). Trzecie miejsce dla Niemiec, czwarte dla Gruzji. Tu mistrza Europy również poznamy po drugim turnieju w Hamburgu, za trzy tygodnie.

Premiership

Pierwszy finał spośród czołowych lig świata zobaczyliśmy w Anglii – w dużej mierze to efekt skróconego sezonu, co wynika z ograniczenia ilości drużyn do zaledwie dziesięciu.

Northampton Saints – Bath 25:21. A w finale zmierzyły się dwie najlepsze drużyny sezonu zasadniczego, obie czekające na tytuł mistrzowski do wielu lat. Mecz rozpoczął się od pojedynku kopaczy. Po jednym razie spudłowali Fin Smith i Finn Russell, obaj też po jednym razie trafili (Smith z drop goala). W 20. minucie spotkania czerwoną kartkę za szarżę w głowę rywala zobaczył filar Bath, Beno Obano. I w ciągu zaledwie kilku minut, zanim goście poskładali swą grę, z 3:3 zrobiło się 15:3 po dwóch przyłożeniach Saints. To nie był jednak jeszcze wygrany mecz. Bath odpowiedziało przyłożeniem, a na początku drugiej połowy po karnym Russella (w wyniku znakomitej akcji także zaczętej przez Szkota) zmniejszyło stratę do zaledwie dwóch punktów. Gdy dzięki karnemu Smitha Saints znowu odskoczyli, Bath zdobyło przyłożenie i doprowadziło do remisu, a gdyby Russell trafił z podwyższenia – prowadziłoby. Na prowadzenie wyszło chwilę potem, gdy Russell naprawił błąd i trafił z karnego. Jednak ostatnie słowo należało do grających w przewadze Saints (którzy stracili wcześniej kontuzjowanego Smitha) – kilka minut przed końcem George Hendy pokonał kilku obrońców, a Alex Mitchell zdobył trzecie przyłożenie swojej drużyny, co w efekcie dało im zwycięstwo i drugi tytuł mistrzów Anglii w historii – poprzedni zdobyli dokładnie dekadę temu, także wówczas wygrywając w finale czterema punktami. Najlepszy na boisku był Courtney Lawes zdaniem organizatorów George Hendy, zdaniem planetrugby.com Thomas du Toit, natomiast media zwróciły szczególną uwagę na Courtney’a Lawesa, który zagrał równie znakomicie i zdobył tytuł mistrza Anglii w swoim ostatnim meczu w barwach Saints. Jednak trudno nie docenić wysiłku Bath, które mimo gry przez 3/4 meczu w osłabieniu, podjęli walkę i byli naprawdę blisko wygranej.

Top 14

Ostatnią kolejkę rundy zasadniczej rozegrano we Francji. Aż do tego weekendu toczyła się zażarta rywalizacja zarówno o awans do play-off, jak i o bezpośrednie wejście do półfinałów i zagwarantowanie sobie miejsc w Champions Cup.

Stade Rochelais – Racing 92 24:19. To był mecz o chyba największej stawce w tej kolejce. Drużyny zajmowały przed nią odpowiednio piąte i szóste miejsce w tabeli i porażka stawiała pod znakiem zapytania awans do ćwierćfinałów. Ostatecznie jednak obie ekipy awans wywalczyły – roszelczycy dzięki wygranej, a paryżanie dzięki defensywnemu punktowi bonusowemu i korzystnym wynikom spotkań drużyn, które ich goniły. Długo jednak zanosiło się na inny efekt. Roszelczycy od początku mocno zaczęli – po 20 minutach prowadzili 14:3. Długo jako jedyni zdobywali przyłożenia, na 10 minut przed końcem wyszli na prowadzenie 24:12. Paryżan przy życiu trzymały tylko karne Tristana Teddera. Przy tym wyniku, biorąc pod uwagę rezultaty innych spotkań, Racing był poza play-off. Jednak ostatni zryw, tuż przed końcowym gwizdkiem, pozwolił im zdobyć jedyne przyłożenie w tym meczu i dzięki siedmiu zdobytym punktom zniwelować stratę do tylko pięciu oczek – co dało im bezcenny w ich sytuacji bonus defensywny.

Section Paloise – USA Perpignan 36:24. Obie ekipy przed meczem były poza czołową szóstką, ale przy zwycięstwie i odrobinie szczęścia Perpignan mogło liczyć na awans do play-off, a na dodatek obie ekipy rywalizowały jeszcze o awans do Champions Cup. Jednak ani jednego, ani drugiego celu nie udało im się zrealizować. Pierwsze pół godziny przebiegło pod znakiem przewagi Pau, które zaliczyło trzy przyłożenia i prowadziło 21:0. Katalończycy jednak przebudzili się i odpowiedzieli swoimi trzema przyłożeniami (tuż przed i tuż po przerwie), a tylko wskutek braku skutecznych podwyższeń przegrywali czterema oczkami. Jednak pod koniec spotkania Pau zdobyło najpierw karne przyłożenie, a na sam koniec meczu, gdy Perpignan mógł jeszcze marzyć o remisie, już po syrenie, ostatecznie rozstrzygające losy spotkania przyłożenie w wykonaniu Sama Whitelocka (który zagrał w Pau swój ostatni mecz w karierze).

Stade Français – RC Toulon 23:20. To był mecz dwóch drużyn mający pewny awans do play-off, ale wciąż ze stawką – Tulon mógł odebrać paryżanom bezpośredni awans do półfinałów. Tak się jednak nie stało. Paryżanie pierwsi zdobyli przyłożenie, a do przerwy wygrywali już 17:3. Niezbyt porywająca połowa, w której Tulon nie wykorzystał swoich szans (m.in. dwukrotnie Melvyn Jaminet spudłował z karnych). Po przerwie paryżanie zostali na 10 minut osłabieni, co goście wykorzystali, aby zniwelować stratę do czterech punktów. Dwa karne Jorisa Segonda pozwoliły odzyskać komfortową przewagę Stade Français, ale w końcówce przyłożenie Leicestera Fainga’anuku znowu pozwoliło marzyć tulończykom o wyszarpaniu zwycięstwa. Nic jednak z tego i to paryżanie wygrali to spotkanie, choć nie zaprezentowali efektownego rugby.

Poza tym:

  • Aviron Bayonnais – Castres Olympique 17:28 (goście walczyli o awans do play-off; celu nie osiągnęli, bo wobec bonusa defensywnego Racingu do szczęścia brakło im bonusa ofensywnego; zwycięstwo zresztą łatwo im nie przyszło, długo w tym meczu przegrywali – do przerwy było 17:6 – i na czoło wyszli dopiero w ostatnim kwadransie, gdy przez chwilę nawet czuli zapach ćwierćfinału, odebranego im w ostatniej chwili przez punkty Racingu w meczu z La Rochelle);
  • Union Bordeaux-Bègles – Oyonnax 40:7 (zdecydowane zwycięstwo Bordeaux nad skazanym na degradację beniaminkiem, przy czym tym razem, choć punktował m.in. Damian Penaud, większość punktów dla Bordeaux wypracowali gracze młyna; jednak Bordeaux ma kłopoty – tuż przed końcem meczu zszedł z boiska kontuzjowany Mathieu Jalibert, a już na rozgrzewce kłopoty miał Louis Bielle-Biarrey);
  • ASM Clermont – Montpellier Hérault 52:15 (Clermont walczył już tylko o awans do czołowej ósemki i Champions Cup i ten cel osiągnął wygrywając ze skazanym na walkę o utrzymanie w barażu Montpellier bardzo wysoko; trzy spośród ośmiu przyłożeń zwycięzców zdobył Bautista Delguy);
  • Lyon OU – Stade Toulousain 40:28 (mecz bez stawki – Lyon bez szans nawet na czołową ósemkę, z kolei Tuluza pewna awansu do półfinałów; w tej sytuacji znów tuluzańczycy wypuścili na boisko rezerwy i przegrali; zaczęli co prawda od trzech przyłożeń – w tym Theo Ntamacka i Ange Capuozzo – ale kolejne pięć zdobyli rywale, którzy w ten sposób zapewnili sobie wygraną; przyłożenie Tuluzy w ostatniej akcji meczu odebrało już tylko gospodarzom bonus ofensywny, w tej sytuacji niemający znaczenia).

Skład ćwierćfinałów: Bordeaux – Racing 92 (zwycięzca zagra potem w półfinale ze Stade Français) i Tulon – La Rochelle (na zwycięzcę tego spotkania czeka Tuluza). Będzie bardzo ciekawie.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1.Stade Toulousain2676
2.Stade Français2675
3. ↑Union Bordeaux-Bègles2669
4. ↓RC Toulon2669
5.Stade Rochelais2666
6.Racing 922662
7. ↑Castres Olympique2662
8. ↑↑ASM Clermont2661
9.Section Paloise2660
10. ↓↓↓USA Perpignan2658
11. ↑Lyon OU2655
12. ↓Aviron Bayonnais2652
13. Montpellier Hérault2644
14. Oyonnax2634

Na zapleczu Top 14, w Pro D2, chwila wyjątkowa – pierwszy raz w historii bretońska drużyna wywalczyła awans na najwyższy poziom francuskich rozgrywek ligowych. W finale drugiej ligi, w którym Vannes grało przeciwko Grenoble, gospodarze zdobyli jedyne przyłożenie w meczu już w 11. minucie i od tego momentu bronili prowadzenia, a mają obronę najlepszą w lidze. Kilkakrotnie goście spod Alp bliscy byli sukcesu, ale zawsze w ostatniej chwili gospodarze się ratowali. Najbliżej przyłożenia było chyba kilka minut przed końcem, gdy Grenoble mogło wywalczyć remis, jednak akcja skończyła się fiaskiem (https://x.com/i/status/1799641196685594924). Po wspomnianym pierwszym przyłożeniu punkty padały tylko z karnych – dzięki kopom Maxime’a Lafage’a Bretończycy utrzymywali przewagę (Lafage i jego vis-à-vis Sam Davies po trzy razy celnie kopnęli między słupy). Vannes wygrało 16:9 i awansowało do Top 14, natomiast Grenoble czeka pojedynek w meczu barażowym przeciwko Montpellier.

A tytuł mistrza Francji Espoirs obroniła Tuluza, w której składzie zobaczyliśmy m.in. reprezentanta Belgii Matiasa Remue. Z kolei Servette Genewa awansowało do Nationale 2.

United Rugby Championship

W United Rugby Championship nadeszła pora ćwierćfinałów – trzy z nich rozegrano na Wyspach Brytyjskich (Limerick, Dublin, Glasgow), a jeden na drugim końcu świata – w Pretorii. We wszystkich zwyciężyli gospodarze.

Munster – Ospreys 23:7. 80 minut gry, ale wszystkie przyłożenia w tym meczu padły właściwie w pierwszym kwadransie. Zaczął już w pierwszej akcji Simon Zebo, odpowiedział niemal natychmiast Keeland Giles po świetnej akcji (https://x.com/i/status/1799152958799507488), a ostatnie zdobył Niall Scannell. Po tym kwadransie było 14:7 dla obrońców tytułu i odtąd już tylko oni punktowali – kolejne punkty z karnych zdobywał Jack Crowley. Co prawda bliscy drugiego przyłożenia byli też Walijczycy, ale Dewi Lake został w ostatniej chwili wypchnięty w aut. Efektem jest odpadnięcie ostatniej walijskiej drużyny pozostałej w rozgrywkach.

Bulls – Benetton Treviso 30:23. Gospodarze spotkania potrzebowali niespełna pół minuty by zdobyć pierwsze przyłożenie – zapisał je na swoje konto Kurt-Lee Arendse, który dogonił piłkę po kopie Williego le Roux (https://twitter.com/i/status/1799438904061575367). Także Arendse zdobył drugie przyłożenie w tym spotkaniu, choć chwilę później musiał zejść z boiska w wyniku urazu głowy. Po 20 minutach gry Bulls prowadzili 14:3, a do przerwy – 17:8. Po przerwie to Włosi, występujący w ligowym play-off dopiero po raz drugi w historii, zdobyli więcej przyłożeń. Po pierwszym z nich zmniejszyli stratę do zaledwie dwóch punktów, po drugim – do czterech. Jednak w ostatnim kwadransie punkty z karnego zdobyli gospodarze meczu (trzema punktami ukoronował świetny występ Johan Goosen) i mimo starań Benettona, wygrali spotkanie.

Leinster – Ulster 43:20. Dwukrotnie w tym sezonie drużyny z Dublina i Belfastu mierzyły się ze sobą i dwukrotnie nieoczekiwanie wygrywali zawodnicy Ulsteru. Dobrej passy przyszedł jednak kres – w starciu o wadze znacznie większej od poprzednich dwóch dublińczycy zdecydowanie wygrali. W pierwszej połowie tylko oni zdobywali punkty i po dwóch przyłożeniach prowadzili 17:0 (mimo kilku niezłych szans gości – przy jednej z nich można było się zastanawiać, czy sędzia nie był zanadto pobłażliwy dla graczy Leinsteru). Po przerwie ulsterczycy zaczęli się wreszcie skuteczniej odgryzać, ale potrafili tylko odpowiadać swoimi przyłożeniami na kolejne przyłożenia gospodarzy i nie zmniejszyli straty – przeciwnie, dublińczycy jeszcze powiększyli swoją przewagę, uzbierali ostatecznie aż siedem przyłożeń (przy tylko trzech rywali)

Glasgow Warriors – Stormers 27:10. Po pierwszej połowie Szkoci prowadzili 6:0. W drugiej długo czekaliśmy na kolejne punkty. Worek z przyłożeniami rozwiązał się dopiero w ostatnich dwudziestu minutach meczu. Dwukrotnie w odstępie paru minut przyłożenia zdobywali Stormers (i to mimo gry w osłabieniu po żółtej kartce), ale brakowało im skutecznych podwyższeń i nie byli w stanie wyjść na prowadzenie. Tymczasem Warriors odpowiadali siedmiopunktowymi akcjami. Przy czym z odpowiedzią na drugie przyłożenie gości czekali dość długo – przez 10 minut na tablicy wyników widniał rezultat 13:10, dający nadzieje Stormers. Złamały je dwa przyłożenia gospodarzy w ostatnich pięciu minutach gry. Zawiódł Mannie Libbok, który spudłował wszystkie cztery próby kopów z podstawki (nawet z łatwej pozycji).

W półfinałach ligi zobaczymy dwie drużyny z Irlandii oraz po jednej ze Szkocji i Południowej Afryki. Munster zagra z Glasgow Warriors, a Leinster czeka daleka wyprawa do Pretorii na mecz z Bulls.

Super Rugby Pacific

Ćwierćfinały rozegrano także w Super Rugby Pacific (gdzie jednak runda zasadnicza była krótsza, a sito rzadsze – do tego etapu awansowało 2/3 drużyn z pierwszej fazy rozgrywek).

Chiefs – Reds 43:21. Faworytami meczu byli gospodarze, ale goście przylatywali z Australii mając na koncie zwycięstwo w tym sezonie nad Chiefs, odniesione w Brisbane. Jednak mecz w Hamiltonie nie ułożył się po ich myśli – gospodarze w praktyce rozstrzygnęli go już w pierwszych 25 minutach zdobywając cztery przyłożenia i wychodząc na prowadzenie 28:0. Dominowali fizycznie (przykładem pierwsze przyłożenie, przy którym Samisoni Taukei’aho pokonał kilku obrońców), a ich grą znakomicie kierował Damian McKenzie. Do przerwy było 31:0. W drugiej połowie Reds obronili przynajmniej honor – na początku tej części spotkania zdobyli pierwsze z trzech przyłożeń, ale Chiefs ani razu nie dali im zbliżyć się na niebezpieczny dystans. I choć drugą połowę Reds wygrali, nie mieli szans na odwrócenie losów meczu.

Hurricanes – Rebels 47:20. Tu także wyraźne zwycięstwo ekipy z Nowej Zelandii nad gośćmi z Australii. Ekipa z Wellingtonu, która zaliczyła świetny sezon zasadniczy, wyraźnie wygrała. Co prawda na początku spotkania punktował dla gości z karnych Carter Gordon, ale do przerwy to Canes prowadzili 14:6, a w ciągu 20 minut po przerwie podnieśli prowadzenie do stanu 35:6. Mecz był rozstrzygnięty. I choć Rebels na kwadrans przed końcem zdobyli dwa przyłożenia, nadal mieli sporą stratę, a na koniec spotkania to gospodarze postawili kropkę nad i dwoma swoimi przyłożeniami. Dla Rebels ten mecz był pożegnaniem z Super Rugby.

Blues – Fijian Drua 36:5. Do półfinałów awansowała także trzecia drużyna nowozelandzka, Blues, która także odniosła wysokie domowe zwycięstwo nad swoimi rywalami. Ciekawe, jak ten mecz wyglądałby nie na Eden Park, ale w Lautoce, ale cóż, Blues wywalczyli prawo do rozegrania ćwierćfinału wynikami na boisku w sezonie zasadniczym. I grając przed własną publicznością już po pierwszej połowie mieli na koncie 3 przyłożenia i prowadzenie 22:0. Drugą połowę od przyłożenia zaczęli goście z Fidżi (Selestino Ravutaumada po znakomitej kontrze), ale to było wszystko, na co aucklandczycy im pozwolili – gracze Drua spudłowali nawet podwyższenie, a chwilę potem karnego i choć przez kwadrans zdecydowanie dominowali, nie zdobyli już żadnego punktu. A Blues w ostatnim kwadransie dobili przeciwników dwoma kolejnymi przyłożeniami. Wygrana została jednak okupiona kontuzją kapitana, Patricka Tuipulotu (odniesioną w wyniku zderzenia z kolegą z drużyny).

Brumbies – Highlanders 32:16. To było jedyne spotkanie ćwierćfinałowe rozgrywane w Australii, jedyne, w którym to australijska ekipa wygrała z nowozelandzką, i jedyne, które rozstrzygane było w praktyce dopiero w drugiej połowie. Bo po pierwszej obie drużyny dzielił zaledwie jeden punkt. Co prawda Brumbies zdobyli dwa przyłożenia wobec jednego rywali i zdecydowanie przeważali, ale darowali gościom rzuty karne, a te na punkty zamieniał Cameron Millar i to pozwalało Nowozelandczykom trzymać kontakt. Po przerwie, choć Noah Lolesio dwukrotnie spudłował z karnych, Australijczycy zapewnili sobie wygraną. Nie powtarzali już błędów z pierwszej połowy, nie dawali gościom szans na kopy, a sami zdobywali kolejne punkty (w tym dwa przyłożenia, drugie z nich po piłkarskiej akcji Andy’ego Muirheada – https://twitter.com/i/status/1799396821376340473).

Skład półfinałów: Hurricanes – Chiefs i Blues – Brumbies. Ekipę z Australii czeka tym razem znacznie trudniejsze zadanie – silniejszy przeciwnik i do tego wyjazd do Auckland (na swoim stadionie wygrali w tym sezonie wszystkie mecze, na wyjazdach było gorzej).

Swoją drogą, ze słów Marca Robinsona wynika, że obecnie najbliżej jest do rozegrania kolejnego sezonu w składzie 11 drużyn, bez uzupełnienia na miejsce Rebels.

Z kraju

Na początek wieści sprzed tygodnia: reprezentacja Polski w rugby 7 panów brała udział w turnieju EAAST 7s we francuskim Haguenau. Panowie pojechali na turniej bez zawodników, którzy grali o medale Ekstraligi, a mierzyli się z solidnymi przeciwnikami. W stawce było siedem drużyn, a Polacy rozegrali pięć spotkań. Wszystkie przegrane, w efekcie czego skończyli na ostatnim miejscu w stawce. I tak, kolejno: 12:19 z Niemcami (tuż przed końcem był remis, ale w ostatniej akcji obrona puściła na skrzydle), 12:31 z drużyną Pacyfiku (obiecujący początek, ale potem punkty stracone przy grze i w przewadze, i w osłabieniu; w drugiej połowie spora przewaga, ale bilans tej części to 12:14 po szybkich kontrach rywali, w których składzie znaleźli się gracze z antypodów na co dzień grający we Francji), 0:34 z Włochami (poza pierwszą akcję meczu niewiele mieliśmy do powiedzenia), 5:48 z ekipą All Blacks Development (!) (bolesna lekcja, ale w drugiej połowie udało się wyprowadzić kilka ataków, a nawet zdobyć przyłożenie – zaliczył je kapitan drużyny, Tomasz Pozniak), a na koniec 21:24 z gospodarzami – All Stars Alzacji (trochę za późno nasi panowie zaczęli zdobywać punkty w tym meczu).

W ten weekend reprezentanci do kraju wrócili i wielu z nich wzięło udział w drugiej (i zarazem ostatniej) rundzie turniejów eliminacyjnych mistrzostw Polski w rugby 7. Kadłubowych, bo przecież w pierwszych eliminacjach wzięło udział tylko 11 drużyn (od czasu pandemii zainteresowanie tymi rozgrywkami jest mizerne), a w ten weekend było jeszcze o jedną mniej (brakło warszawskiej Skry). O przysłowiową świeczkę grano w Poznaniu, gdzie ponownie do eliminacji w grupie północno-wschodniej przystąpiły cztery drużyny – czyli dokładnie tyle, ile awansuje do finału. Wyniki były podobne jak dwa tygodnie temu w Gnieźnie – triumfowała Posnania, drugi był obrońca tytułu mistrzowskiego Tytan Gniezno, trzecia Lechia Gdańsk, a czwarci Miedziowi Lubin. I dokładnie taką samą kolejność mamy w ogólnej klasyfikacji tej grupy. W Katowicach rywalizowała grupa południowo-wschodnia i tu było ciut więcej, bo sześć drużyn w stawce (w tym cztery stołeczne), ale pierwsze cztery miejsca zajęły dokładnie te same drużyny, co ostatnio w Warszawie. Podobnie jak w pierwszym turnieju, wygrała drużyna RK Warszawa. Za jej plecami kolejność w czwórce się odwróciła: do finału awansowała czwarta w Warszawie Juvenia, trzecie miejsce powtórzył Wawer, a czwarty był AZS AWF (drugi w Warszawie). Szkoda, że turniej nie został zwieńczony finałem – RK Warszawa puchar za turniejową wygraną zgarnęli walkowerem. Finał mistrzostw Polski za dwa tygodnie w Krakowie.

Rozdano kolejne medale – zawieszono je na szyjach dziewcząt rywalizujących w mistrzostwach Polski w rugby 7 U16. Finałowy turniej rozegrano w Lublinie i to gospodynie, miejscowe Amazonki, zdobyły najcenniejsze trofeum, pierwszy raz w historii. Przed turniejem cztery punkty (czyli dwa miejsca różnicy w turniejowej klasyfikacji) dzieliły je od kolejnych w klasyfikacji łódzkich Atomówek. I w tej sytuacji o mistrzostwie decydował półfinał turnieju rozegrany między tymi drużynami – Amazoni zwyciężyły 34:7. W finale turnieju Amazonki pokonały Diablice Ruda Śląska 48:0, natomiast w meczu o trzecie miejsce Atomówki wygrały z Tytankami Gniezno 35:0. Na podium mistrzestw Polski obok Amazonek stanęły Atomówki i Tytanki.

Zakończyły się rozgrywki II ligi juniorów (chciałoby się napisać „piętnastek”, ale tu rozgrywki toczą się bodajże w dziesięcioosobowych składach). Finał rozgrywek rozegrano w Krakowie. Ze starcia miejscowych Krakodyli z Jedynką Łódź zwycięsko wyszli goście, wygrywając 52:17.

A bezpośrednio po finale II ligi juniorów na tym samym boisku zagrała reprezentacja Polski w rugby league. Towarzyski mecz z drużyną uniwersytetu z Exeter przegrała 28:94.

Ze świata

Po mistrzostwo Azji pewnie wydaje się zmierzać drużyna Hongkongu. Po zwycięstwie tydzień temu nad ZEA, teraz, w wyjazdowym meczu, rozgromiło Malezję 70:6 (zwracają uwagę 24 punkty Paula Altiera, na co dzień występującego we francuskim Chambéry). W drugim meczu niespodzianka – na The Sevens w Dubaju Zjednoczone Emiraty Arabskie (choć mało arabskie, bo złożone chyba niemal wyłącznie z zawodników urodzonych za granicami) pokonały 36:32 Koreę Południową. Do przerwy Koreańczycy prowadzili 14 punktami, ale w drugiej połowie gospodarze zdominowali ich fizycznie i w ciągu 25 minut odwrócili losy meczu, a wisienką na torcie był drop goal pochodzącego z Irlandii Jamiego Gavina (w sumie 21 punktów tego gracza). Pewnie częściowym wytłumaczeniem dla Koreańczyków jest brak w składzie zawodników KEPCO i POSCO, czyli dwóch spośród czterech drużyn tamtejszej ligi. Za tydzień ostatnia runda spotkań, w której Hongkong zmierzy się z Koreą Południową, a Malezja zagra z ZEA. W tabeli jest ciekawie. Jeśli wierzyć słowom kapitana ekipy Malezji, ostatnia drużyna ARC zagra w barażu o utrzymanie ze Sri Lanką, zwycięzcą drugiej dywizji.

Na Antylach drugie zwycięstwo w ramach RAN Tournament odniósł Barbados – pokonał na wyjeździe St. Lucię aż 91:7. Kolejnym rywalem Barbadosu ma być Jamajka, a St. Lucii – pokonane wcześniej także wysoko przez Barbados St. Vincent i Grenadyny.

W ramach Rugby Europe Sevens grano nie tylko w Makarskiej, ale także w Belgradzie, gdzie odbyły się turnieje poziomów u panów Conference 1, a u pań po prostu Conference. Dla tych drużyn była to jedyna rywalizacja mistrzowska w tym roku, zatem już wyniki tego turnieju decydowały o awansie na poziom Trophy w przyszłym sezonie. Wśród pań wygrały Mołdawianki, które zdecydowanie dominowały w turnieju, a w finale pokonały Słowaczki. W stawce było osiem drużyn. Wśród panów rywalizowało dziewięć ekip, a ostatecznie zwycięzcami okazali się Norwedzy, którzy w finale pokonali Duńczyków. Trzecie miejsce zajęli gospodarze turnieju.

W Super Rugby Americas rozegrano półfinały rozgrywek, a górą z obu wyszły drużyny z Argentyny. Jednak podczas gdy stołeczni Pampas dość wyraźnie pokonali obrońców mistrzowskiego tytułu, urugwajski Peñarol (50:27, w przyłożeniach 7:3), Dogos mieli problemy w starciu z paragwajskim Yacare. W regularnym czasie mieliśmy remis 14:14 i decydowała dogrywka rozgrywana do złotego punktu. W siódmej minucie rozstrzygnął ją na korzyść Dogos dalekim karnym Juan Bautista Baronio. W efekcie w finale ligi zmierzą się dwie drużyny z Argentyny; pierwszy raz zostanie rozegrany w Buenos Aires, a nie Montevideo.

We Francji rozegrano finał kobiecej rywalizacji ligowej, Elite 1 Feminine. Tytuł mistrzowski obroniła drużyna Stade Bordelais, która przez cały sezon przeszła z zaledwie jedną porażką, a w finale rozgrywek pokonała Blagnac (wicemistrza Francji przez ostatnie trzy sezony). Drugi w historii drużyny złoty medal zdobyła ona wygrywając w finale z ASM Romagnat (drużyną z Clermont) po świetnym spotkaniu 32:17.

Z kolei w Premiership Women, zawodowych rozgrywkach klubowych kobiet w Anglii, rozegrano półfinały. Obrończynie tytułu mistrzowskiego, Gloucester Hartpury, pokonały Exeter Chiefs 50:19 (starcie było rewanżem za ubiegłoroczny finał). W drugim meczu niespodzianka: mistrzynie sprzed dwóch lat, Saracens, uległy u siebie Bristol Bears 21:29, mimo że prowadziły nawet 14 punktami.

W Major League Rugby rozegrano 15. kolejkę spotkań, pierwszą od dawna, w której uczestniczyły wszystkie drużyny ligi (w takim formacie rozegrano cztery pierwsze i są rozgrywane cztery ostatnie kolejki). Mecze wygrali obaj liderzy konferencji, i każdy z nich ma 7 punktów przewagi nad najbliższym rywalem. Na zachodzie Houston SaberCats łatwo pokonali Los Angeles (29:12), natomiast dużo trudniejszą przeprawę ekipa prowadząca na wschodzie – New England Free Jacks wygrali z Old Glory DC zaledwie jednym punktem, 31:30, w ostatnim kwadransie odrabiając 13 punktów straty. Na wschodzie na drugim miejscu umocniło się NOLA Gold, wygrywając 20:13 z Miami Sharks. Odskoczyło od ekip z Waszyngtonu i Chicago, które przegrały swoje mecze. Na zachodzie za plecami SaberCats są kolejno drużyny ze Seattle, San Diego i Dallas – wszystkie wygrały swoje mecze w ten weekend.

Poznaliśmy mistrza Szwajcarii. Finał ligi LNA rozgrywano w Yverdon, ale gospodarze z Kacprem Ławskim w składzie przegrali decydujące spotkanie drugi raz z rzędu. Nyon wygrał 23:22, choć to Yverdon długo przeważał, a prowadzenie stracił dopiero po karnym w ostatnich minutach meczu. Dla Nyonu to szósty tytuł w historii, poprzedni zdobyli w 2017.

W Szkocji rozegrano finał Super Series Sprint, czyli krótkiej, wiosennej przygrywki do właściwego sezonu Super Series (swoją drogą, ten będzie ostatnim). W decydującym spotkaniu Ayrshire Bulls pokonali mistrzów Super Series Stirling Wolves 33:19, powtarzając sukces sprzed roku. Trzecie miejsce wywalczyła drużyna Heriot’s z Ronanem Seydakiem w składzie.

W rumuńskiej Liga de Rugby najciekawiej było w bezpośrednim starciu dwóch spośród trzech czołowych ekip ligi – Știința Baia Mare pokonała Dinamo Bukareszt 19:12. Poza tym liderująca Timișoara pokonała najsłabszą drużynę w lidze, Universitateę Kluż 71:12, natomiast w debrach stolicy Steaua pokonała Rapid 49:28.

Reprezentacja Stanów Zjednoczonych U20 awansowała do młodzieżowych mistrzostw świata drugiej dywizji – Trophy, które odbędą się w Szkocji. Dwukrotnie pokonała Kanadę, najpierw 33:18, potem 41:21.

W Anglii RFU cieszy się z najszybciej wyprzedanego w historii finału Premiership, ale w cieniu tego zdarzenia dzieją się rzeczy mniej pozytywne – federacja wystosowała pod adresem klubów z Championship ultimatum, wyznaczając im termin na wyrażenie zgody na swoje propozycje, i grożąc wykluczeniem z rozmów nad nowym Professional Game Partnership (i, jeśli dobrze rozumiem, ze struktury profesjonalnego rugby w ogóle). Swoją drogą, RFU powinno dać do myślenia (ale jakoś nie daje), że za prawa telewizyjne do Premiership dostaje coraz mniej kasy (a nie znalazł się nadawca telewizyjny na mecz Anglii z Japonią pod koniec miesiąca) w przeciwieństwie do francuskiej Top 14.

Six Nations i SANZAAR przyznały Katarowi wyłączność na negocjacje na najbliższe dwa miesiące w kwestii organizacji finałów Nations Championship (czyli nowych rozgrywek planowanych od 2026) przez kolejne osiem lat (czyli cztery edycje). W grę ma wchodzić 800 mln funtów. Pieniądze ogromne, ale po pierwsze trafią do worków i tak tych najbogatszych w tym sporcie (pamiętajmy, że World Rugby oddało organizację najwyższej dywizji wspomnianym dwóm organizacjom zrzeszającym 10 federacji i na dodatek prawdopodobnie odcięło większość ekip Tier 2 od poważnych testów), po drugie – pytanie, kto to będzie oglądał w tym Katarze, i w reszcie po trzecie – rugby idzie w niechlubne ślady kopaczy, których zamiłowanie do krajów łamiących prawa człowieka i sypiących kasą w sport, aby się wybielić, nikogo już nie dziwi…

Skoro o pieniądzach mowa – we Francji zapadł wyrok (już w drugiej instancji) w sprawie z pozwu Leone Nakarawy przeciwko Racingowi 92. Fidżyjczyk został wyrzucony z klubu po tym, gdy samowolnie przedłużył sobie wakacje. W sądzie próbował dochodzić miliona euro odszkodowania z tytułu zerwanego kontraktu, ale jego roszczenie zostało odrzucone.

Kłopoty ma Joseph Sua’ali’i, który niedawno podpisał kilkumilionowy kontrakt z Rugby Australia (ma grać dla Waratahs od 2025). Póki co gra w NRL, a pod koniec maja debiutował w State of Origin (klasycznej serii spotkań w rugby league między drużynami Queenslandu i Nowej Południowej Walii) i opuścił boisko z czerwoną kartką zaledwie po kilku minutach gry za wyjątkowo brutalną wysoką szarżę (a jego drużyna wysoko przegrała). Jeszcze mniej miła historia z Namibii – rugbysta, którego nazwiska nie podano, został dożywotnio zdyskwalifikowany za wysoką szarżę na sędzim. Zrewanżował się w ten sposób za żółtą kartkę pokazaną jego koledze z drużyny.

Z rynku transferowego:

  • od pewnego czasu mówiło się o powrocie do gry Stuarta Hogga, który niedawno nieoczekiwanie odszedł na rugbową emeryturę, a potem podpadł plotkarskim magazynom. Teraz media informują, że dał się skusić francuskiemu Montpellier;
  • Mark Nawaqanitawase, który wkrótce zdradzi rugby union na rzecz rugby league (ma podpisany kontrakt z Sydney Roosters), zanim odejdzie może mieć szansę zagrania dla Australii na igrzyskach olimpijskich;
  • Scarlets ściągają gracza z Nowej Zelandii (aczkolwiek mającego prawo reprezentowania także Walii) – Blaira Murray’a z Canterbury.

Polacy za granicą

Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia.

Anglia:

  • Peter Hudson-Kowalewicz (Yorkshire, County Championship): wystąpił w podstawowym składzie reprezentacji hrabstwa w drugim meczu grupowym mistrzostw Anglii przeciwko Lancastershire, wygranym 26:13. Yorkshire wygrało grupę i awansowało do finału rozgrywek, w którym na Twickenham zagra przeciwko Kentowi.

Francja:

  • Aleksander Nowicki (AS Monaco, Fédérale 2): zagrał cały mecz rewanżowy dwumeczu w 1/8 finału Fédérale 2 przeciwko Nantui, przegrany 12:20. Sześć punktów zaliczki z pierwszego spotkania nie wystarczyło, Monaco odpadło.

Szkocja:

  • Max Loboda (Boroughmuir Bears, Super Series Sprint): zagrał pierwszą połowę meczu z Watsonians, przegranego 14:36. Bears spadli na ostatnie, szóste miejsce i w tej sytuacji pozostała im w fazie finałowej walka o piąte miejsce;
  • Ronan Seydak (Heriot’s RC, Super Series Sprint): wyszedł w podstawowym składzie w meczu z Ayrshire Bulls, przegranym 19:36. Mimo to Heriot’s pozostali na trzecim miejscu w stawce i awansowali do meczu o brąz.

Szwacjaria:

  • Kacper Ławski (RC Yverdon, LNA): wyszedł w podstawowym składzie w półfinale ligi rozegranym przeciwko Geneve PLO, wygranym 27:22. Yverdon awansowało do finału ligi, w którym rywalem jest Nyon.

Zapowiedzi

Nieco spokojniejszy tydzień przed nami.

Już dzisiaj rozpoczynają się akademickie mistrzostwa świata w siódemkach – pierwszy raz w historii z udziałem reprezentacji Polski (i to obu).

W weekend na pierwszy plan (z naszej perspektywy) wysuwają się Rugby Europe Sevens – nasza męska reprezentacja zagra w pierwszym z dwóch tegorocznych turniejów na poziomie Trophy, który odbędzie się w Zagrzebiu. Odbędzie się też turniej na poziomie Conference 2 w Barze.

Topowe rugby za to w postaci fazy play-off w czołowych rozgrywkach ligowych: w United Rugby Championship i Super Rugby Pacific półfinały, a w Top 14 ćwierćfinały.

6 komentarzy do “Świetny start Polek”

  1. Nikt nie jest doskonały. 😉
    Ale faktycznie, nie są to najgłośniejsze nazwiska z Team GB.
    A o Francuzkach piszą że połowa składu oparta na dziewczynach z WXV.

    Dzięki za podsumowania. Robisz kapitalna robotę!

    Odpowiedz
    • Dzięki za uwagę. Jak porównywałem skład z tym z Madrytu, to tylko jedna zawodniczka z naszego meczu mi się powtórzyła (Lloyd). Ze składu „ogólnego” na stronie SVNS – bodajże dwie, już nie pamiętam. Ale pewnie były i inne, które o SVNS miały okazję zahaczyć, choć na pewno nie te największe gwiazdy…

      Odpowiedz
      • Zapamiętałem z cyklu SVNS: Lloyd (23/49), Crompton (25/74), Campbell (24/67) i Thomson (28/84), teraz jak sprawdziłem to w team GB pojawiły się też: Burton (14/92), Mauden (13/80) i Quansah (8/55). Czyli nawet połowa grała w tym roku w SVNS.
        Pierwsza liczba to występy 23/24, druga w cyklu WS.

        Odpowiedz

Dodaj komentarz