Orkan mistrz!

Orlen Orkan Sochaczew drugi raz w historii został mistrzem kraju. Łatwo to mistrzostwo jednak nie przyszło – Ogniwo Sopot było bliskie zepsucia święta w Sochaczewie. Polskie siódemkowiczki drugi raz jeden mecz dzielił od SVNS i drugi raz szansy nie wykorzystały – na drodze stanęły Brazylijki. Na świecie Dupont poprowadził Francję do zwycięstwa w finałowym turnieju SVNS, Crusaders nie awansowali do fazy pucharowej Super Rugby, a Japonki i Fidżyjki zdobyły mistrzostwa swoich kontynentów.

SVNS / Reprezentacja Polski w rugby 7 kobiet

Przed reprezentacją Polski kobiet kolejny raz stanęła szansa awansu do cyklu SVNS. W Madrycie mierzyła się z siedmioma innymi drużynami aspirującymi do gry w czołowym siódemkowym cyklu na świecie w kolejnym roku. Niestety, Polki tego występu dobrze wspominać nie będą. Wszystkie cztery swoje mecze przegrały wysoko, nie mając wiele do powiedzenia.

Na początek mierzyły się z Japonią, która stanęła naszym zawodniczkom na drodze do SVNS dwa lata temu. Polki po minucie gry straciły piłkę na własnej połowie, a chwilę potem przyłożenie. I tak ten mecz układał się praktycznie do końca. Swoje dorzucił sędzia (raz nie odgwizdał przodu rywalek, innym razem bloku), ale to nie zmieniło faktu, że to Japonki były lepsze. Podsumowaniem wszystkiego były dwa ostatnie przyłożenia, jedno po nakrytym kopie Polek, które w ten sposób chciały desperacko wydostać się spod własnego pola punktowego, a drugie po obronie, która długo była intensywna, ale w pewnym momencie brakło sił do pogoni za rywalką na skrzydle. I choć Japonki nie kopały skutecznie podwyższeń, zaliczyły sześć przyłożeń i wygrały 32:0.

Ponieważ w drugiej grupie broniące się przed spadkiem z SVNS drużyny Brazylii i RPA wysoko wygrywały z tymi z Challengera, coraz ważniejsza robiła się walka o miejsce w czołowej dwójce grupy. Niestety, mecz z Hiszpanią (wcześniej pokonaną przez Chiny) został przegrany jeszcze wyżej niż ten z Japonią – 5:45. Już do przerwy było 0:19, a po przerwie co akcję powtarzał się schemat: strata na własnej połowie i łatwe punkty rywalek (z akcji na akcję coraz łatwiejsze, choć straty były coraz dalej od swojego pola punktowego). Po trzech takich scenach było już 0:38. Dopiero wtedy, na minutę przed końcem, Polki zdobyły pierwsze punkty w Madrycie – po indywidualnej akcji Katarzyny Paszczyk. Hiszpanki jednak zdążyły dorzucić jeszcze jedno przyłożenie, definitywnie pieczętując zwycięstwo.

Ponieważ Chinki wygrały także i z Japonią, Polki już po drugiej kolejce były skazane na zajęcie w grupie czwartego, ostatniego miejsca, a jeszcze przed meczem z Chinkami dowiedziały się, że w decydującym o awansie starciu zagrają z Brazylią. Był to więc mecz bez stawki, ale przegrana 0:40 i tak była bolesna. Nie pomógł powrót do składu Natalii Pamięty, nieobecnej w dwóch pierwszych spotkaniach. Jeszcze w pierwszej połowie Polki dość długo przegrywały tylko 0:7, miały piłkę w rękach, próbowały atakować, ale nie mogły wyjść z własnej połowy. Tuż przed przerwą w końcu piłkę straciły, a w ślad za tym dwa błyskawiczne przyłożenia i zrobiło się 0:21. W drugiej połowie rywalki dorzuciły kolejne trzy przyłożenia.

O wszystkim decydowało niedzielne spotkanie przeciwko Brazylii – trzy porażki z poprzednich dni byłyby do zapomnienia, bo do awansu wystarczyła wygrana w tym jednym, ostatnim spotkaniu. Niestety, nie było przełamania. Już po minucie gry, całkiem przyzwoitej obrony spychającej rywalki wstecz, lukę w naszych szykach znalazła szybka niczym błyskawica Thalia Costa i było 0:7. A chwilę potem 0:14 po pechowym zbiciu piłki po wznowieniu. Trzecie przyłożenie Brazylijek kosztowało nas dodatkowo żółtą kartkę Sylwii Witkowskiej. Polki przegrały pierwszą połowę 0:26, i wymieniły w niej bodajże dwa podania… Drugą połowę nasze zawodniczki zaczęły wreszcie z piłką w ręku i efektem tego było drugie przyłożenie w turnieju (zdobyła je Oliwia Strugińska, a akcję uruchomiła ładnym offloadem Natalia Pamięta). Polki próbowały walczyć dalej, ale Małgorzata Kołdej nie zdołała skutecznie zaszarżować w obronie dogonionej rywalki, a chwilę potem było już 7:38. Pod koniec nasze zawodniczki jeszcze zaatakowały, ale bez efektu. Brazylijki obroniły swoje miejsce w SVNS i pokazały, że przez dwa lata od ostatniego spotkania (wygranego przez nasze zawodniczki w Tuluzie) odjechały naszym dziewczynom. Ale cóż, one stale grały z najlepszymi.

Pozostaje nam skupić się na walce w mistrzostwach Europy (ważnych, bo przecież od ich wyniku powinien zależeć awans do kolejnego Challengera) i oczywiście kwalifikacjach olimpijskich w Monako.

Ostatecznie w składzie damskiego SVNS w kolejnym sezonie zajdzie tylko jedna zmiana – wypadają zeń zawodniczki z Południowej Afryki (zagrają za to na igrzyskach), natomiast awansują zasłużenie Chinki. Swój byt na tym poziomie uratowały Japonki, Hiszpanki i Brazylijki. W zmaganiach panów od zwycięstwa do zwycięstwa mknęli Urugwajczycy i Amerykanie (których sama obecność w grupie ekip walczących o utrzymanie była zaskoczeniem), a ostatecznie mamy dwie zmiany w składzie SVNS – wypadli z rywalizacji Samoańczycy i Kanadyjczycy, natomiast awansowali Urugwajczycy i Kenijczycy. Utrzymanie wywalczyli oczywiście Amerykanie, a także gospodarze finałowego turnieju, którzy w decydującym spotkaniu wygrali z Kanadą.

W Madrycie walczono nie tylko o awans do SVNS, ale także o końcowe trofea w kończącym się sezonie cyklu. Tu dla odmiany każdy mecz już w fazie grupowej się liczył – w stawce było osiem drużyn, więc inaczej niż w dotychczasowych zmaganiach, trzecie drużyny w grupie odpadały z rywalizacji o zwycięstwo. W finale cyklu SVNS pań w grupach dominowały najlepsze drużyny z klasyfikacji generalnej cyklu. Niespodziankę sprawiły tylko Kanadyjki, które sensacyjnie pokonały Nowozelandki i to w znakomitym stylu – prowadziły na początku drugiej połowy już 26:0 i dopiero w końcówce rywalki zmniejszyły rozmiar porażki. Tym niemniej Nowozelandki awansowały do półfinału, a czołowej czwórki cyklu awansu nie uzyskały tylko Amerykanki, zastąpione przez piąte w klasyfikacji generalnej Kanadyjki (i to pomimo zwycięstwa Amerykanek w bezpośrednim starciu). Jedyną europejską drużyną w półfinale były Francuzki.

Porażka Nowej Zelandii z Kanadą oznaczała jednak, że już w półfinale zobaczyliśmy bezpośrednie starcie dwóch najlepszych drużyn całego sezonu – rywalkami Nowozelandek były Australijki. W tym sezonie te drużyny aż trzykrotnie mierzyły się w finałach turniejów, przy czym ostatnio, w Singapurze, wygrały Black Ferns. Tym razem górą były jednak Australijki, które wygrały 21:19 po dwóch przyłożeniach Faith Natan i ostatnim, decydującym, na koniec meczu, w wykonaniu Maddison Levi. Rywalkami Australijek w finale były Francuzki (trzecie w klasyfikacji generalnej cyklu), które w półfinale wygrały 19:17 z Kanadą (Kanadyjki były tam bliskie remisu, brakło im podwyższenia po ostatnim przyłożeniu). W finale zdecydowanie górą były zawodniczki z antypodów, które wygrały 26:7 dzięki hat-trickowi przyłożeń w drugiej połowie niesamowitej Maddison Levi (w pięciu meczach turniejowych zdobyła aż trzynaście przyłożeń, w tym dwukrotnie po trzy, a raz – w meczu grupowym z Francją – aż cztery; w całym sezonie zaliczyła rekordowe 69 przyłożeń w 40 meczach). Brąz przypadł Nowej Zelandii, która pokonała Kanadę 26:14. Następne miejsca (od piątego) zajęły kolejno Stany Zjednoczone, Irlandia, Fidżi i Wielka Brytania.

Z kolei w finałowym turnieju panów już w fazie grupowej odpadły dwie spośród czterech najlepszych drużyn cyklu. Taki los spotkał m.in. świetnie spisującą się w tym sezonie Irlandię, która mimo wygranej w pierwszym meczu nad Południową Afryką (po punktach zdobytych w doliczonym czasie gry), przegrała kolejne dwa spotkania – z mistrzami olimpijskimi z Fidżi i z Nową Zelandią. Ten ostatni pojedynek miał dramatyczny przebieg – Irlandczycy w ostatniej akcji regulaminowego czasu gry dzięki przyłożeniu Hugo Keenana wyrównali, ale brakło skutecznego podwyższenia, a w dogrywce punkty zdobyli rywale. W efekcie z tej grupy awansowały Fidżi (z kompletem zwycięstw, to spora poprawa po kłopotach z ostatnich turniejów) i Nowa Zelandia. W drugiej grupie odrodzenie przeżyła Argentyna, która po kilku kiepskich turniejach odniosła teraz komplet wygranych. Drugie miejsce zajęli Francuzi – choć w pierwszym spotkaniu (wygranym niezwykle wysoko z Australią 38:5) nie korzystali z usług Antoine’a Duponta, ten przeważył w kluczowym momencie – w ostatnim meczu fazy grupowej przeciwko Wielkiej Brytanii doprowadził przyłożeniem do wyrównania (https://x.com/i/status/1796987380106170742), a w dogrywce jego koledzy rozstrzygnęli mecz na korzyść jego drużyny. Z tej grupy odpadła na tym etapie m.in. czwarta w cyklu Australia.

W półfinałach górą wyszły dwie drużyny z drugiej grupy – Argentyna ograła Nową Zelandię 21:14 dzięki trzem przyłożeniom Mateo Graziano, a identycznym stosunkiem punktów Francuzi pokonali Fidżi. Dupont wszedł na drugą połowę, wygraną przez jego drużynę 14:0. W finale Francuzi zrewanżowali się Argentyńczykom za porażkę z fazy grupowej i zwyciężyli 19:5. I znów Dupont grał drugą połowę, i znów w tej połowie Francuzi wygrali 12:0, a gwiazdor piętnastkowego sportu zaliczył znakomitą asystę. Szkoda, że finał skończył się przepychanką i czerwoną kartką Rodrigo Isgro. W meczu o trzecie miejsce Fidżi wygrało z Nową Zelandią 17:10. Irlandczycy musieli zadowolić się piątym miejscem, szóste było RPA, dopiero siódma Australia, a ósme miejsce zajęła Wielka Brytania. W przeciwieństwie do turnieju pań, tutaj klasyfikacja madryckiego turnieju mocno odbiegała od klasyfikacji cyklu – dość wspomnieć, że Francuzi w cyklu zajęli dopiero szóste miejsce (jednak Dupont w drugiej części sezonu odmienił drużynę), z kolei druga w nim Irlandia w Madrycie była dopiero piąta.

Ekstraliga

Emocje ligowe w kraju za nami – ostateczne rozstrzygnięcia zapadły i w Ekstralidze, i w I lidze, a najbardziej cieszą się w Sochaczewie i Białymstoku – Orkan po raz drugi w historii został mistrzem Polki, a białostocczanie wygrali I ligę.

Orlen Orkan Sochaczew – Ogniwo Sopot 22:18. W finale mierzyły się dwie drużyny chyba najbardziej na to zasługujące w przekroju całego sezonu. Przystępowały do tego meczu z różnych pozycji – Orkan nie dość, że miał przewagę własnego stadionu, to dysponował właściwie pełną kadrą. Tymczasem Ogniwo było pokiereszowane kontuzjami do tego stopnia, że w składzie zobaczyliśmy kilku zawodników ściąganych z emerytur (w tym Roberta Grabana w pierwszym składzie i Marcina Wilczuka w rezerwie). Brakowało m.in. Władysława Grabowskiego (którego w ten sposób ominął już 10. finał Ekstraligi), Jordana Tebbatta, Oleskandra Czasowskiego, Jakuba Burka, Adama Piotrowskiego… Pierwsza linia z ławki rezerwowych miała średnio 37 lat i dwóch z tych trzech zawodników praktycznie nie grało w tym sezonie. Niemniej sopocianom nie brakowało doświadczenia, zdobywanego i w reprezentacji, i w poprzednich finałach ligi (to był siódmy z rzędu tej drużyny).

Pierwsza połowa była dość wyrównana. Sporo było w niej błędów, które solidarnie popełniały obie strony (po kilka młynów dla obu drużyn, z czego 4 w pierwszych paru minutach meczu, kilkanaście karnych, każda drużyna przegrała też po jednym aucie), ale walka była wyrównana, a od czasu do czasu oglądaliśmy ładne akcje. Już pierwsza z nich, w 9. minucie po odbiorze piłki przez Jonathana O’Neilla zakończyła się przyłożeniem Mateusza Pawłowskiego, świetnie obsłużonego przez Dawida Plichtę. Po pudle Pietera Steenkampa z podwyższenia było 5:0, a moment później po karnym Wojciecha Piotrowicza 5:3. Po kwadransie gry przejęcie we własnym polu 22 m zaliczył Piotrowicz i wyprowadził znakomitą kontrę, ale Dwayne Burrows został dogoniony przez sochaczewian tuż przed linią bramkową. Ogniwo chwilę potem miało kolejną okazję na punkty, jednak i tym razem obeszło się smakiem. Obie drużyny konstruowały akcje, żadna z nich nie docierała do celu. Dopiero tuż przed przerwą metry zrobił Artem Żarowny, Steenkamp grając z korzyści kopnął piłkę w pole punktowe, a tam pierwszy dopadł ją Kacper Wróbel Michał Kępa. Ponownie na przyłożenie karnym zaraz potem odpowiedział Piotrowicz i pierwsza połowa skończyła się prowadzeniem Orkana 12:6.

Druga połowa zaczęła się znakomicie dla Orkana – po przegranym przez gości aucie docisnął sopocian do ich pola punktowego, a lukę w obronie znalazł wyśmienicie Steenkamp, zwodząc dwóch obrońców i wyrywając się trzeciemu. Dorzucił podwyższenie i było 19:6. Reszta drugiej połowy toczyła się jednak pod znakiem przewagi Ogniwa. Sochaczewianie darowali rywalom karne, ale dawali radę w defensywie, a goście mieli też czasami problemy w aucie. W 60. minucie sopocianie zyskali przewagę liczebną po żółtej kartce Kacpra Wróbla i niemal natychmiast zdobyli przyłożenie – piłkę po młynie podniósł Piotr Zeszutek i zrobiło się 19:11 (Piotrowicz nie trafił podwyższenia z łatwej pozycji). Orkan rzadko wychodził ze swojej połowy, a przy jednej z nielicznych takich okazji Steenkamp kopnął skutecznie z karnego na 22:11. Ogniwo nadal atakowało, a w 78. minucie (według czasu telewizyjnego) po dość wolnym, ale bezlitosnym maulu piłkę przyłożył Dmytro Mokrecow, podwyższył Piotrowicz i zrobiło się 22:18. Co gorsza, z boiska zszedł kontuzjowany Michał Polakowski, a ponieważ była to druga kontuzja lewego filara Orkana i odtąd musiały być rozgrywane młyny symulowane, Orkan pozostał na boisku w czternastkę. Ogniwo atakowało, a po paru minutach i zbiciu piłki do przodu w obronie przez Wróbla miało już podwójną przewagę (efektem była druga żółta kartka tego zawodnika i w efekcie czerwona). Ale tej przewagi nie potrafiło wykorzystać popełniając fatalne błędy – najpierw przerzucony aut, potem przód po wygranym aucie, a w ostatniej akcji aut w polu 22 m Orkana z koszmarnym rozegraniem.

Ogniwo było nieoczekiwanie bliskie zwycięstwa w tym meczu – mimo ograniczonych zmian nie tylko dotrwało do końca meczu, ale właśnie w drugiej połowie zdobyło przewagę. Jednak brakło zimnej krwi w kluczowych momentach. Sochaczewianie natomiast cieszyli się z drugiego tytułu mistrzowskiego w historii, a pierwszego zdobytego na własnym terenie.

Juvenia Kraków – Pogoń Awenta Siedlce 10:30. Faworytem meczu o brąz byli mimo niższej pozycji w tabeli goście, którzy wiosną szli od zwycięstwa do zwycięstwa. I to oni wydawali się mieć przewagę w pierwszej części spotkania – jednak efekt z tego był niewielki. Przyłożeniem zagrozili chyba tylko raz, gdy na samym początku spotkania w aut wypchnięty został Martin Mangongo. Gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska, a jedyne punkty padały z karnych – na dwie „trójki” Daniela Gduli jedną odpowiedział Riaan van Zyl (obaj po razie spudłowali). Ten ostatni zresztą był bliski przyłożenia dla Juvenii po indywidualnej, niespodziewanej akcji. Krakowianie próbowali rozwijać ataki, ale zbyt często po niedokładnych podaniach piłka leciała im do przodu. Z kolei siedlczanie powoli zdobyli przewagę w młynie, ale krakowianie świetnie bronili.

Drugą połowę od 50:22 zaczął Mangongo, ale efektem akcji był karny niewykorzystany przez Gdulę. Pierwsze przyłożenie padło dopiero po kwadransie gry w tej części spotkania – Juvenia przegrała własny młyn na własnych 5 m, w efekcie dwukrotnie Pogoń wybierała młyny po karnych, dwukrotnie na pole punktowe Juvenii wpadał Vaha Halaifonua, a za drugim razem sędzia uznał punkty. Było 3:13 i gospodarze rzucili się do ataku. Efektem długiego naporu było przyłożenie Mateusza Polakiewicza i żółta kartka za liczne karne dla Jędrzeja Nowickiego. Zrobiło się 10:13 i wydawało się, że mająca przewagę liczebną Juvenia może pójść za ciosem. Jednak nic z tego – od tego momentu oddała inicjatywę. Już moment później Martin Mangongo zdobył przyłożenie dla Pogoni po szybkiej akcji uruchomionej przez Halaifonuę po nieudanym wykopie van Zyla z karnego w aut. A zaraz po wznowieniu doszło do niemiłych scen – Marcin Dorywalski zaatakował będącego w powietrzu zawodnika Pogoni, a potem rzucił się na rywali z pięściami. Efektem były dwie czerwone kartki – dla prowodyra oraz dla jednego z siedlczan, Petelo Pouhili, który próbował zrewanżować się krakowianinowi. Moment później Gdula dorzucił trzy punkty z karnego i było już 10:23, a na koniec ataki Pogoni zakończył przyłożeniem Witalij Kramarenko, a dwa punkty z podwyższenia zdobył Gdula (w sumie 15 punktów w meczu, pod koniec meczu trafiał nawet z trudnych pozycji).

Pogoń zwieńczyła świetną drugą część sezonu brązowym medalem – od momentu wzmocnienia zawodnikami Skry grała coraz lepiej i można w niej upatrywać faworyta kolejnego sezonu. Juvenia przed sezonem czwarte miejsce uznałaby za sukces, ale po znakomitej rundzie jesiennej apetyty na pewno w Krakowie wzrosły i pozostały niezaspokojone.

Finałowe mecze rozegrano także w I lidze. W pojedynku decydującym o mistrzostwie dominację w rozgrywkach potwierdziło Rugby Białystok, które wygrało z Posnanią 24:0. Wywalczyło w ten sposób awans do Ekstraligi (wobec wycofania się Budo 2011 barażu nie będzie), ale czekamy na potwierdzenie, że z niego skorzysta. W meczu o trzecie miejsce (który właściwie żadnej realnej stawki nie miał) także wygrała drużyna wyżej notowana po sezonie zasadniczym – Sparta Jarocin pokonała Legię Warszawa 31:6. Na dodatek w protokole mamy wzmiankę o błędzie warszawiaków w zmianach – na szczęście nawet jeśli ostatnim akordem sezonu będzie decyzja KGiD, wyniku tego spotkania nie zmieni.

Top 14

Niewiadomych w Top 14 po przedostatniej kolejce rundy zasadniczej nieco ubyło – ale wciąż aż pięć drużyn w ostatniej kolejce ligowej będzie rywalizować o dwa ostatnie niepewne jeszcze miejsca w fazie play-off.

Racing 92 – Section Paloise 24:15. To był niezwykle ważny mecz – drużyny sąsiadowały ze sobą w tabeli na granicy strefy awansu do play-off. Po tym spotkaniu lepsze humory mieli paryżanie, którzy zwycięstwo zawdzięczają znakomitej pierwszej połowie. Przed przerwą zdobyli cztery przyłożenia i prowadzili 24:3. W drugiej połowie obraz gry się zmienił – to Pau atakowało. Punktów zdobyło jednak za mało, by odmienić losy meczu – zdołało jedynie odebrać Racingowi bonus ofensywny.

USA Perpignan – Union Bordeaux-Bègles 37:30. Trudno było w tym meczu wskazać faworyta – Katalończycy potrzebowali wygranej, aby zachować szansę na awans do play-off, natomiast Bordeaux jest ekipą ze ścisłej czołówki ligi i wygrana mogła utrzymać go w grze o bezpośredni awans do półfinału. Zwyciężyli gospodarze, którzy niezwykle rzadko w tym sezonie na własnym stadionie poznawali smak porażki. Co prawda to Bordeaux zaczęło lepiej mecz (najpierw 6:0 po karnych Mathieu Jaliberta, potem 13:6), ale potem w ciągu 10 minut straciło trzy przyłożenia z podwyższeniami, co zupełnie zmieniło tablicę wyników. W drugiej połowie jedyne przyłożenia zdobyli tylko goście (m.in. Damian Penaud), ale popełniali zbyt wiele błędów i nie zdołali zniwelować do końca przewagi gospodarzy.

RC Toulon – ASM Clermont 52:10. To było kolejne starcie drużyn rywalizujących o awans do play-off. Goście jako pierwsi wyszli na prowadzenie po przyłożeniu Aliveretiego Raki. Jednak gospodarze zaczęli stopniowo odrabiać straty karnymi Melvyna Jamineta, aż w końcu zaliczyli przyłożenie, po którym wyszli na prowadzenie. Co prawda stracili z żółtą kartką Chalresa Ollivona, po czym Clermont dorzuciło trzy punkty z karnego, ale okazało się, że to były ostatnie punkty gości. Jaminet mimo gry w osłabieniu zaliczył karnego i przyłożenie, a tuż przed przerwą prowadzenie do stanu 31:10 podniosło przyłożenie Gabina Villière’a. W drugiej połowie tulończycy dorzucili kolejne trzy przyłożenia (w tym drugie Villière’a) i odnieśli efektowne zwycięstwo (jak napisał jeden z francuskich komentatorów – to był niemal jednokierunkowy mecz), gwarantujące im pierwszy od sześciu lat awans do fazy play-off. Dla Clermont oznaczało ono natomiast pożegnanie się z nadziejami na awans do fazy pucharowej.

Stade Toulousain – Stade Rochelais 31:31. A na koniec weekendu mieliśmy rewanż za ubiegłoroczny finał – i pierwszy pojedynek ligowy Tuluzy po zwycięstwie w Champions Cup. Trenerzy gospodarzy postanowili dać odpocząć swoim gwiazdom i wystawili skład w dużej mierze rezerwowy (z podstawowej piętnastki z Londynu ostał się jeden zawodnik). Niemniej na boisku pojawili się Thomas Ramos (rezerwowy w Londynie) czy Ange Capuozzo, który zaimponował przyłożeniem w pierwszej połowie. Roszelczycy, nie oszczędzający składu (wciąż niepewni awansu do play-off) po kwadransie gry wyszli na prowadzenie 14:3, ale do przerwy przegrywali. W drugiej części spotkania dwukrotnie zdobywali przewagę i jeszcze tuż przed końcem prowadzili 31:24. Jednak kilka minut przed syreną gospodarze dzięki drugiemu przyłożeniu Lucasa Tamzina i podwyższeniu Ramosa wyrównali. Bolesny to remis dla La Rochelle, bo dwóch punktów brakło mu aby zapewnić sobie awans. Teraz jego pewności nie ma, a w ostatniej kolejce czeka go mecz z rywalizującym bezpośrednio Racingiem 92.

Poza tym:

  • Castres Olympique – Stade Français 27:18 (ważna wygrana walczących o play-off gospodarzy, i to odniesiona nad wiceliderem tabeli, który jednak w końcówce sezonu zalicza potknięcia; paryżanie dwukrotnie wychodzili na prowadzenie przed przerwą, ale w drugiej połowie Castres im odskoczyło i na koniec goście walczyli już tylko o bonus defensywny – powstrzymani zostali jednak tuż przed linią bramkową);
  • Montpellier Hérault – Lyon OU 41:26 (imponujący występ Montpellier, które po 70 minutach prowadziło nawet 41:5 – jednak na imponujące występy w wykonaniu gospodarzy jest już za późno, bo żaden wynik nie był w stanie zmienić przedostatniego miejsca w lidze; na dodatek fatalna końcówka, gdy w ciągu paru minut stracili trzy przyłożenia);
  • Oyonnax – Aviron Bayonnais 27:20 (nieoczekiwane zwycięstwo skazanego na spadek Oyonnax nad mającą jeszcze przed meczem szanse na awans do play-off Bajonną; beniaminek wywalczył zwycięstwo zdobywając 7 punktów w ostatniej akcji meczu, a pomogła mu na pewno fatalna skuteczność gości z kopów – wszystkie ich punkty pochodziły z przyłożeń, żadnego nie podwyższyli).

Wiadomo już, że Tuluza skończy sezon na pierwszym miejscu. O drugie miejsce w półfinale w bezpośrednim pojedynku za tydzień zagrają Stade Français i Tulon. Pewne awansu do ćwierćfinału jest Bordeaux. Dwa pozostałe miejsca wciąż są w zasięgu pięciu drużyn. Zajmujące je obecnie La Rochelle i Racing 92 za tydzień zagrają między sobą i przegrany z tego meczu będzie drżał z myślą o wynikach Perpignan, Castres, a w przypadku porażki Racingu – także Pau.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1.Stade Toulousain2576
2.Stade Français2571
3. ↑RC Toulon2568
4. ↓Union Bordeaux-Bègles2564
5.Stade Rochelais2562
6.Racing 922561
7. ↑↑USA Perpignan2558
8. ↑↑Castres Olympique2558
9. ↓↓Section Paloise2556
10. ↓↓ASM Clermont2556
11.Aviron Bayonnais2552
12.Lyon OU2551
13. Montpellier Hérault2544
14. Oyonnax2534

W Pro D2 rozegrano półfinały. Poległ w nich lider ligi po sezonie zasadniczym – tydzień przerwy chyba nie posłużył ekipie Provence, która uległa Grenoble 22:23. Prowansalczycy co prawda lepiej zaczęli spotkanie (w pierwszej połowie prowadzili nawet ośmioma punktami) i zdobyli trzy przyłożenia wobec tylko jednego rywali, jednak ostatecznie przegrali pierwszy raz w tym sezonie na własnym boisku (chyba w najbardziej bolesnym momencie), a zadecydowała gra nogą: Walijczyk Sam Davies punktował z karnych, a także drop goala i z 15 punktami miał decydujący wkład w wygraną swojej drużyny. W drugim półfinale triumfowali gospodarze – Vannes pokonało Béziers 27:21 i pierwszy raz w historii awansowali do finału Pro D2. Decydujące było chyba kilka minut w drugiej połowie, gdy Bretończycy prowadzili trzema punktami i zostali na boisku w czternastkę po żółtej kartce – a pomimo to zdobyli w osłabieniu kolejne 10 punktów.

Ligowy byt w Pro D2 uratowała drużyna Montauban – w barażu z wicemistrzem Nationale, Narboną, wygrała 20:19.

United Rugby Championship

W ten weekend rozegrano ostatnią kolejkę rundy zasadniczej URC – szczególną, po aż sześć z ośmiu spotkań miało charakter derbowy.

Benetton Treviso – Edinburgh 31:6. Tak się jednak złożyło, że największą stawkę miał mecz, który derbowym nie było – we Włoszech starły się dwie drużyny walczące bezpośrednio o awans do play-off. Włoski Benetton, który miał znakomity sezon i kilka razy meldował się nawet w czołowej trójce, nieco obsunął się w tabeli w ostatnich tygodniach i mecz ze Szkotami miał zadecydować o tym, czy utrzyma się w czołowej ósemce. Benetton zaczął mecz od żółtej kartki. Mimo osłabienia zdobył pierwsze przyłożenie w meczu, ale Szkoci dzięki dwóm karnym po półgodzinie wyszli na jednopunktowe prowadzenie. Jednak od tego momentu to Włosi dominowali na boisku – w pierwszej połowie zdobyli drugie przyłożenie, a po przerwie kolejne trzy (a sędzia unieważnił im czwarte).

Stormers – Lions 29:24. Sporo było w tej kolejce zaciętych spotkań, ale chyba najbardziej brzemienne w skutki okazały się kapsztadzkie derby Południowej Afryki. Lions przed tym meczem zajmowali ósme miejsce w lidze, ale kilka drużyn w stawce miało nadzieję ich z niego zrzucić. Po pierwszej połowie, w której każda z drużyn zdobyła po dwa przyłożenia, Lions prowadzili 21:15. Na początku drugiej połowy Stormers zredukowali stratę karnym Manniego Libboka, ale chwilę potem stracili z czerwoną kartką Angelo Davidsa. Jednak mimo osłabienia to oni zdobyli dwa przyłożenia z podwyższeniami (pierwsze z nich w okresie gry po czternastu, w wyjątkowym wykonaniu Evana Roosa: https://twitter.com/i/status/1796892721476509786), na które Lions zdołali odpowiedzieć tylko karnym – i na pięć minut przed końcem wyrwali zwycięstwo w tym spotkaniu. Lions musieli w tej sytuacji liczyć na brak bonusowego zwycięstwa Ospreys, ale te nadzieje spaliły na panewce.

Poza tym:

  • Glasgow Warriors – Zebre Parma 38:26 (spodziewana wygrana Szkotów, cieszących się z powrotu po kontuzjach Huw Jonesa i Richiego Gray’a, ale po nieoczekiwanie trudnej przeprawie – Zebre w dużej mierze dzięki Giovanniemu Montemauriemu prowadziło jeszcze na kwadrans przed końcem);
  • Leinster – Connacht 33:7 (bez niespodzianki w irlandzkich derbach, w których Leinster, mimo wielu roszad w składzie, zdecydowanie wygrał i pogrzebał nadzieje Connachtu na awans do czołowej ósemki);
  • Scarlets – Dragons 35:12 (mecz dwóch drużyn bez szans na awans; Scarlets dominowali w tym meczu – prowadzili nawet 29:3);
  • Sharks – Bulls 14:26 (Sharks, opromienieni zdobyciem Challenge Cup w ostatnim meczu swojego sezonu nie oszczędzali gwiazd, a tymczasem przegrali; Springboków przyćmił choćby Elrigh Louw);
  • Munster – Ulster 29:24 (emocjonujące irlandzkie debry, dzięki zwycięstwie w których obrońcy mistrzowskiego tytułu zapewnili sobie pierwsze miejsce na koniec rundy zasadniczej; Ulster prowadził w tym meczu 17:7 i 24:14, ale w ostatnich 20 minutach gry już tylko tracił punkty);
  • Cardiff – Ospreys 29:33 (porażka Lions otworzyła szansę Ospreys na awans do play-off, ale potrzebowali wygranej z bonusem – i osiągnęli ją, choć Cardiff postawili bardzo twarde warunki; sporo było kartek, a końcówka dramatyczna – decydujące przyłożenie Ospreys zdobyli tuż przed końcem spotkania, a mecz kończyli grając w czternastu przeciwko trzynastu).

Skład ćwierćfinałów: Munster – Ospreys, Bulls – Benetton, Leinster – Ulster, Glasgow Warriors – Stormers. Najciekawiej zapowiadają się mecze w Dublinie i Glasgow, natomiast w pozostałych faworytami są niewątpliwie gospodarze.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1.Munster1868
2.Bulls1866
3.Leinster1865
4.Glasgow Warriors1865
5.Stormers1859
6. Ulster1854
7. Benetton Treviso1854
8. ↑↑↑Ospreys1850
9. ↓Lions1850
10. ↓Edinburgh1848
11. ↓Connacht1845
12.Cardiff1832
13. ↑Scarlets1827
14. ↓Sharks1825
15. Dragons1816
16. Zebre Parma1815

Premiership

Angielska Premiership jako pierwsza z czołowych europejskich lig weszła w fazę play-off.

Northampton Saints – Saracens 22:20. W pierwszym z półfinałów z marzeniami o obronie tytułu mistrzowskiego musieli pożegnać się Saracens. Zmuszeni do wyjazdu do Northampton wskutek porażki w ostatnim meczu rundy zasadniczej, zaczęli od prowadzenia 6:0, ale chwilę potem przewagę zdobyli Saints i nie oddali jej już do końca spotkania. Kluczowa rolę w ich wygranej odegrał Fin Smith, którzy zdobył 17 punktów z kopów. Saracens do końca walczyli (podobać się mogło przyłożenie z walnym udziałem Owena Farrella, dla którego, jak się okazało, to był ostatni występ w ich barwach: https://twitter.com/i/status/1796634097856499836), tuż przed upływem 80 minut podwyższonym przyłożeniem zmniejszyli stratę do dwóch punktów, ale więcej już nie ugrali. Dla ekipy z Northampton to pierwszy awans do finału ligi od dekady (wtedy w finale pokonali Saracens).

Bath – Sale Sharks 31:23. Także i z drugiego finału zwycięsko wyszli gospodarze i zarazem ekipa, której kibice w finale nie widzieli od dawna (w tym przypadku – od 9 lat). Ekipa z Bath świetnie mecz zaczęła – po kwadransie prowadziła ośmioma punktami, a po kolejnym już trzynastoma. Jednak jeszcze przed przerwą Sharks zredukowali stratę tylko do trzech oczek, a w drugiej połowie najpierw doprowadzili do remisu, a potem nawet wyszli na czoło (w imponującym stylu: https://twitter.com/i/status/1796931773525287356). Na kwadrans przed końcem po karnym Finna Russella znów Bath prowadziło (choć tylko jednym oczkiem). I choć Russell spudłował kolejne dwa kopy (drop goala i karnego), przyłożenie Nialla Annetta podwyższone przez będącego głównym aktorem spotkania Szkota (w sumie zaliczył 16 punktów, ale na tym jego wkład w sukces drużyny się nie skończył) pozwoliło na pięć minut przed końcem powiększyć przewagę do bezpiecznych rozmiarów.

Przed nami finał, Northampton Saints – Bath. Pewne jest to, że po tytuł sięgnie drużyna, która nie zrobiła tego od dawna.

Super Rugby Pacific

Przed ostatnią kolejką rundy zasadniczej w Super Rugby Pacific była właściwie tylko jedna niewiadoma – która z czterech rywalizujących o to drużyn zajmie ostatnie miejsce promowane awansem do play-off.

Crusaders – Moana Pasifika 43:10. Spośród tych czterech ekip dwie zmierzyły się w bezpośrednim pojedynku. Wyspiarze z Moana Pasifika grali w Christchurch z obrońcami mistrzowskiego tytułu, Crusaders. I choć gospodarze mieli fatalny sezon, w tym meczu zdecydowanie przeważyli – zdobyli siedem przyłożeń i ofensywny punkt bonusowy, który dawał im nadzieję na zajęcie ósmego miejsca (choć wciąż musieli liczyć na porażkę Fijian Drua i brak bonusowego zwycięstwa Western Force). W tej sytuacji mecz okazał się pożegnaniem z karierami dwóch gwiazd Moany, Sekope Kepu i Christiana Leali’ifano.

Fijian Drua – Rebels 40:19. W fatalnych nastrojach musieli przystępować do tego spotkania goście, bowiem tuż przed weekendem okazało się, że starania o uratowanie drużyny spaliły na panewce i w kolejnym sezonie nie będzie już grać w lidze. Rugby Australia odrzuciło ofertę konsorcjum chętnego do przejęcia klubu, przede wszystkim z powodu nadmiernie optymistycznych prognoz finansowych inwestorów (znaczenie mogło mieć też wymaganie dodatkowego finansowania ze strony RA). W efekcie za rok nie będzie Super Rugby w Melbourne – mieście, w którym RA starało się rugby promować (dość wspomnieć coroczne kolejki ligi odbywające się w całości w stolicy Wiktorii). Tym razem grano w Lautoce i choć w pierwszej połowie obie drużyny szły łeb w łeb, 21 punktów gospodarzy zdobyte w drugiej połowie bez ani jednego punktu gości (grających bez Cartera Gordona) dało Fidżyjczykom zwycięstwo i upragniony awans do play-off (i zarazem pogrzebanie nadziei Crusaders). W tej fazie zameldują się także Rebels, więc ta porażka nie była ich ostatnim występem na superrugbowej arenie – paradoksalnie, awansowali na ten poziom po raz pierwszy.

Poza tym:

  • Waratahs – Reds 26:27 (na koniec sezonu kolejna czara goryczy do wychylenia przez drużynę z Sydney – dwunasta porażka pieczętująca ich ostatnie miejsce w lidze; pierwszą połowę Tahs przegrali 0:19 i choć w drugiej połowie pokazali się znacznie lepiej i nawet wyszli na prowadzenie, w końcówce stracili je po rzucie karnym gości);
  • Blues – Chiefs 31:17 (pewna wygrana gospodarzy – którym jednak nie udało się uzyskać zgody na skorzystanie z usług Beaudena Barretta w końcówce sezonu; do pełni szczęścia brakło im punktu bonusowego, co spowodowało utratę pierwszego miejsca w lidze – ten bonus odebrało im przyłożenie Josha Ioane w ostatniej minucie; dwa przyłożenia w meczu zaliczył Hoskins Sotutu, który w ten sposób zwiększył swój tegosezonowy dorobek do jedenastu; spore kontrowersje natomiast z powodu takiego zagrania Luke’a Jacobsona: https://twitter.com/i/status/1796821384737243487 – mimo TMO nie zobaczył żadnej kartki);
  • Hurricanes – Highlanders 41:14 (pewna wygrana Canes, którzy dzięki swojej skuteczności wrócili na fotel lidera; spory udział w wygranej miał skrzydłowy Salesi Rayasi, który zdobył trzy przyłożenia);
  • Western Force – Brumbies 19:24 (Western Force straciło szansę na awans już wcześniej, po wygranej Fijian Drua; Brumbies wygrali pewnie, wbrew wynikowi, na który spory wpływ miało 10 punktów zdobytych przez gospodarzy w dwóch ostatnich minutach; gracze z Canberry przed play-off mają jednak problemy z filarami po kolejnej kontuzji w tym meczu).

Zestaw par ćwierćfinałowych: Hurricanes – Rebels, Blues – Fijian Drua, Brumbies – Highlanders i Chiefs – Reds. Poza fazą play-off Crusaders, regularni zwycięzcy ligi w ostatnich latach.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. ↑Hurricanes1456
2. ↓Blues1455
3. Brumbies1452
4.Chiefs1443
5.Reds1440
6.Highlanders1428
7. ↑Fijian Drua1426
8. ↓Rebels1426
9. ↑Crusaders1424
10. ↓Western Force1420
11.Moana Pasifika1418
12.Waratahs1413

Po odejściu Rebels w lidze zostanie 11 zespołów. A może organizatorzy pomyślą o wyrównaniu do liczby parzystej? Może to szansa na wcześniejszy powrót Jaguares? Może będą starać się Cheetahs? A może stanie się coś innego (cóż, Nowozelandczycy od dawna chcieli zmniejszenia liczby australijskich drużyn)…

Z kraju

W Sopocie rozegrano finałowe starcia mistrzostw Polski piętnastek kadetów. W podobnie morderczej formule, jak u juniorów – jednego dnia półfinały, kolejnego finały. W fazie zasadniczej dwa pierwsze miejsca zajęły ekipy z Trójmiasta, ale półfinały tylko jedna z nich zdołała przebrnąć zwycięsko. Gospodarz turnieju, Ogniwo, pokonał Budowlanych Łódź 20:5, natomiast Lechia Gdańsk poniosła drugą porażkę w sezonie i uległa Orkanowi Sochaczew 10:47. W efekcie w finale mieliśmy przedsmak finału Ekstraligi (Ogniwo grało z Orkanem, tyle że w Sopocie), a sochaczewscy kadeci stanęli przed szansą powtórzenia sukcesu sprzed tygodnia swoich ciut starszych kolegów. Nie udało im się – zwyciężyli sopocianie 32:7. Po brąz sięgnęli Budowlani Łódź, którzy pokonali Lechię Gdańsk 27:0.

W Lublinie rozegrano drugi w tym sezonie turniej mistrzostw Polski juniorów w rugby 7 – i drugi raz zwycięstwo odniosła drużyna krakowskiej Juvenii. W finale krakowianie zrewanżowali się Orkanowi Sochaczew za porażkę w finale mistrzostw polski w tej samej kategorii wiekowej w odmianie piętnastkowej i wygrali 38:0. Trzecie miejsce zajęła drużyna AZS AWF Warszawa, która w meczu o brąz pokonała gospodarzy turnieju, Budowlanych Lublin. Ostatni turniej za trzy tygodnie.

Ze świata

W ruszających w ten weekend Rugby Asia Championship nie było na starcie niespodzianek. W pierwszym spotkaniu faworyci rywalizacji, ekipa Hongkongu, pokonali przed własną publicznością beniaminka na tym poziomie, Zjednoczone Emiraty Arabskie, 52:5. To ekipa znad Zatoki Perskiej pierwsza zaliczyła przyłożenie w meczu (po przechwycie i 80-metrowym rajdzie), kolejnych osiem padło jednak już łupem gospodarzy. W drugim spotkaniu w Inczonie Korea Południowa także zgodnie z przewidywaniami ograła Malezję 55:5, bijąc osiągnięcie Hongkongu o jedno przyłożenie.

W Hongkongu odbyły się dwa ostatnie mecze kobiecych mistrzostw Azji. Japonki, które w pierwszym spotkaniu pokonały gospodynie turnieju, w poniedziałek odniosły drugie zwycięstwo – tym razem bezproblemowe, 64:0 nad Kazachstanem. W ten sposób zapewniły sobie triumf w rywalizacji, awans na przyszłoroczny Puchar Świata oraz do tegorocznego WXV 2. W sobotę rozegrano ostatnie spotkanie turnieju, między przegranymi w starciach z Japonią – stawką było drugie miejsce w mistrzostwach i awans do tegorocznego WXV 3. Hongkong wygrał w nim z Kazachstanem 22:0, rewanżując się za porażkę sprzed roku.

W Brisbane rozegrano dwie ostatnie rundy kobiecych mistrzostw Oceanii. W środę Fidżi rozgromiło Papuę-Nową Gwineę 85:6 (Papuaskom udało się dołączyć do reszty stawki z opóźnieniem, a za ich pierwszy mecz z ubiegłego tygodnia przyznano walkower na korzyść Samoa). Drugi mecz tego dnia był bardziej zacięty, zwłaszcza od momentu, gdy kapitanka Samoanek Sui Pauraisa zobaczyła czerwoną kartkę na końcu pierwszej połowy (potem panel dyscyplinarny odstąpił od jej ukarania). Mimo osłabienia Samoa jednak pokonało Tonga 29:7. Niedzielne spotkanie Fidżi i Samoa było w tej sytuacji finałem turnieju – Fidżyjki wygrały 27:13, rewanżując się za jednopunktową porażkę w decydującym meczu sprzed roku i przyklepując awans do Pucharu Świata (natomiast w WXV 3 zagrają obie te ekipy). Trzecie miejsce zajęło Tonga, które w ostatnim meczu wygrało z Papuą-Nową Gwineą 39:5.

W Ameryce rozgrywano mecze w ramach RAN Tournament. Odbyły się tu dwa spotkania męskich reprezentacji z szeroko rozumianej Ameryki Środkowej. W piątek Kajmany przegrały 10:20 z Meksykiem, natomiast w sobotę Bermudy wygrały z Bahamami 35:5. Planowany na ten weekend mecz Gujany z Trynidadem i Tobago przesunięto o trzy tygodnie – podobno powodem jest chęć odnowienia szatni i pryszniców na stadionie, aby godnie przyjąć gości.

Poznaliśmy mistrza ligi włoskiej – pierwszego od momentu przemianowania rozgrywek na Serie A Elite. Nazwa nowa, ale na szczycie bez wielkiej zmiany – co prawda obrońca mistrzowskiego tytułu, Rovigo, odpadł w drugiej fazie grupowej, ale po tytuł sięgnęła drużyna Petrarca z Padwy, która grała w ostatnich trzech finałach, ostatni raz mistrzem była przed dwoma laty i złote medale zdobyła po raz piętnasty w historii (wyrównując osiągnięcie nieobecnego już w tych rozgrywkach Benettona; więcej mistrzostw na koncie mają tylko przedwojenni dominatorzy, Amatori Milano, którzy po swój ostatni tytuł sięgnęli wskrzeszeni w epoce Berlusconiego). Petrarca wygrała w finale 28:10 z Viadaną, dla której sam awans do tego etapu był sporym sukcesem (ostatni raz grała w decydującym o mistrzostwie meczu półtorej dekady temu, a w play-off – siedem lat temu).

W ostatni weekend w Major League Rugby najwięcej uwagi przyciągały dwa mecze pomiędzy czołowymi drużynami obu konferencji. Lider z zachodu, Houston SaberCats, pokonał wicelidera wschodu, NOLA Gold 21:7 (warto przy okazji zwrócić uwagę, że właśnie ogłoszono pojawienie się w Nowym Orleanie nowych inwestorów, w tym Benoît Vaza, dyrektora francuskiego Clermont). Z kolei lider wschodu, New England Free Jacks, pokonał czwartych na zachodzie Dallas Jackals 26:24. Poza tym ważne zwycięstwo odniósł San Diego Legion (27:20 na wyjeździe w Salt Lake City, dzięki czemu umocnił się na trzecim miejscu konferencji), a Miami Sharks chyba pogrzebało szanse na awans do play-off przegrywając z Los Angeles 15:45.

Czwarty raz z rzędu i jedenasty w historii mistrzem czeskiej Extraligi został klub z Říčan. Pozostałe miejsca na podium zajęły drużyny ze stolicy kraju – pokonana w finale była Praga, a trzecie miejsce (po wygranej w meczu o brąz nad Vyškovem) zajęła Tatra Smíchov.

W rumuńskiej Liga de Rugby kolejne derby stolicy – w nich bez niespodzianki, Rapid przegrał z Dinamem 16:38. Wygrały też (i także na wyjazdach) dwie inne czołowe drużyny – liderująca Timișoara pokonała Steauę Bukareszt 24:20, a Știința Baia Mare zwyciężyła najsłabszą w stawce Universitateę Kluż 38:14.

W angielskiej Premiership Women rozegrano ostatnią kolejkę rundy zasadniczej. Sezon z zaledwie jedną porażką w szesnastu meczach zakończyły na pierwszym miejscu obrończynie tytułu z Gloucester-Hartpury, które w ten weekend pauzowały. Miały przewagę jednak na tyle dużą, że nikt im pierwszego miejsca nie mógł odebrać, a lista drużyn, które mają awans do półfinałów była już pewna o kilku tygodni. W półfinałach zobaczymy mecze mistrzyń z Exeter Chiefs (rewanż za ubiegłoroczny finał) oraz Saracens z Bristolem.

Tydzień temu zakończyły się rozgrywki najwyższej dywizji Japan Rugby League One, teraz ogłoszono, kto był jej najlepszym zawodnikiem – tytuł trafił do Richiego Mo’ungi. W najlepszej piętnastce sezonu towarzyszy mu dwóch kolejnych All Blacks (w tym Ardie Savea) oraz dwóch Springboków.

Kontrowersje po finale Champions Cup – bynajmniej nie sportowe, chodzi tu o Jacquesa Nienabera, który wzorem Rassiego Erasmusa wdział kubraczek roznosiciela wody podczas meczu. Korzystał przy tym z faktu, że jego trenerską funkcję nazwano tak, aby nie był objęty stosownym zakazem. Igranie z regułami, poniekąd bezwstydne (bo Nienaber nie ma sobie nic do zarzucenia).

Większość związków prowincjonalnych zdecydowała o reformie zarządzania w federacji nowozelandzkiej, która jest niezgodna ze stanowiskiem autorów niezależnego przeglądu (proponujących zaangażowanie niezależnych dyrektorów i zmniejszenie wpływów prowincji). Jakie będą konsekwencje tej decyzji, jeszcze nie wiadomo, ale związek graczy (NZRPA) przed głosowaniem wystosował list, w którym sugerował możliwość wypowiedzenia posłuszeństwa federacji w takim przypadku.

Z rynku transferowego:

  • koniec kariery po tym sezonie zapowiedział były reprezentant Irlandii Rhys Ruddock z Leinsteru (ciekawostka, ostatnio mówiło się o tym, że w przyszłym roku zagra dla Walii, ale nic z tego);
  • reprezentant Walii Willis Halaholo po ośmiu latach odchodzi z Cardiff.

W wieku zaledwie 41 lat zmarł Rob Burrow, wielokrotny reprezentant Wielkiej Brytanii w rugby league, gwiazda Leeds Rhinos. Powodem jego śmierci było zdiagnozowane krótko po skończeniu kariery MND – choroba degeneracyjna mózgu, z którą walczył od kilku lat.

Polacy za granicą

Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia.

Anglia:

  • Peter Hudson-Kowalewicz (Yorkshire, County Championship): wystąpił w podstawowym składzie reprezentacji hrabstwa w pierwszym meczu grupowym mistrzostw Anglii przeciwko Somerset, wygranym 33:31.

Francja:

  • Aleksander Nowicki (AS Monaco, Fédérale 2): zagrał cały mecz (pierwszy w dwumeczu) 1/8 finału Fédérale 2 przeciwko Nantui, wygrany 23:17;
  • Jakub Bobryk (RC du Pays Saint Jeannais, Fédérale 3): nowy trener naszej reprezentacji zagrał 50 minut meczu rewanżowego 1/16 finału Fédérale 3 z Larressore, wygranego 28:19. Jego drużyna zapewniła sobie awans do kolejnej rundy, gdzie rywalem będzie Rivesaltes.

Szkocja:

  • Zenon Szwagrzak (Southern Knights, Super Series Sprint): wyszedł w podstawowym składzie w meczu z Heriot’s, przegranym 17:31. Jego drużyna jest szósta w tabeli czyli ostatnia (swoją drogą, SRU usunął z niej rezerwy Glasgow Warriors i Edynburga, widać ich udział w rozgrywkach ma charakter uzupełniający);
  • Max Loboda (Boroughmuir Bears, Super Series Sprint): zagrał do 45. minuty meczu ze Stirling Wolves, przegranego 38:64. Bears zajmują piąte miejsce w tabeli;
  • Ronan Seydak (Heriot’s RC, Super Series Sprint): wyszedł w podstawowym składzie w meczu z Southern Knights, wgranym 31:17. Heriot’s pozostali na trzecim miejscu w stawce.

Szwacjaria:

  • Kacper Ławski (RC Yverdon, LNA): wyszedł w podstawowym składzie i zdobył przyłożenie w ostatnim meczu fazy zasadniczej LNA przeciwko Geneve PLO, wygranym 51:19. Yverdon zajęło pierwsze miejsce w lidze, a w półfinale znów zagra z Geneve PLO.

Zapowiedzi

Najbliższy weekend to kolejny etap maratonu naszej reprezentacji kobiet w rugby 7 – zagra w Makarskiej w pierwszym turnieju w ramach Rugby Europe Sevens Championship.

Sporo emocji zapowiada się na świecie w rozgrywkach ligowych. Zobaczymy finał angielskiej Premiership, ćwierćfinały URC oraz Super Rugby Pacific, a we Francji ostatnią kolejkę rundy zasadniczej Top 14 (bardzo ciekawie zapowiadają się mecze La Rochelle z Racingiem 92, Peprignan z Pau i Stade Français z Tulonem) oraz finał Pro D2. Ponadto m.in. półfinały Super Rugby Americas, druga kolejka mistrzostw Azji, kolejne spotkanie międzynarodowe na Antylach, pierwsze turnieje mistrzostw Europy w rugby 7 nie tylko na poziomie Championship, ale także Conference.

W kraju druga (i zarazem ostatnia) runda turniejów eliminacyjnych mistrzostw Polski mężczyzn w rugby 7 oraz kolejny komplet medali do rozdania – ostatni turniej mistrzostw Polski w rugby 7 kadetek.

2 komentarze do “Orkan mistrz!”

  1. Kompletnie pominąłeś 7 naszych chłopaków, a oni grali we Francji z naprawdę silnymi drużynami. Pierwszy raz w historii , nie licząc siódemek kobiet, zagraliśmy przeciwko Nowej Zelandii (All Blacks Development)

    Odpowiedz

Dodaj komentarz