Weekend z drop goalami i rzutem monetą

Poznaliśmy mistrzów trzech wielkich lig: Leicester Tigers w Premiership, Stormers w URC i Crusaders w Super Rugby. Odbyły się też półfinały francuskiej Top 14. Wszędzie tam widzieliśmy drop goale, z których największą wagę miał ten Freddiego Burnsa, a najwięcej (aż pięć prób) było w meczu Montpellier z Bordeaux. W kraju natomiast emocje nieco innego rodzaju: decydujące starcie w I lidze rozstrzygaliśmy rzutem monetą, a brakujący mecz Ekstraligi podobno został definitywnie odwołany…

Ekstraliga, I i II liga

Nie odbył się zaległy mecz Up Fitness Skry Warszawa z Edachem Budowlanymi Lublin. Nikt go co prawda nie zapowiadał, ale po decyzji Komisji Odwoławczej uchylającej walkower trudno było sobie wyobrazić inną decyzję, skoro to był jedyny możliwy termin – tym bardziej, że mecz mógł mieć znaczenie dla walki o medale: w przypadku zwycięstwa Skra zostałaby gospodarzem meczu o brąz. Nie zdziwiłbym się też, gdyby okazało się, że lublinianie odwołali się od walkowera w meczu z Juvenią, a gdyby takie odwołanie było skuteczne – mieliby szansę walki o awans do małego finału. Zainteresowani w tej sprawie milczą, PZR także. W mediach (społecznościowych i tradycyjnych) pojawiły się informacje, że PZR postanowiło o nierozgrywaniu spotkania, a Lechia Gdańsk ogłosiła, że mecz o medal ze Skrą odbędzie się w Gdańsku w sobotę o 20:00. Kuriozalna sprawa.

Nietypowe zakończenie miał w ten weekend także sezon pierwszej ligi. W finałowym spotkaniu zmierzyły się Sparta Jarocin i Rugby Białystok. Do przerwy jarocinianie, mający przewagę własnego boiska i same zwycięstwa w tym sezonie w swoim dorobku, prowadzili tylko 3:0. Po białostocczanie dwukrotnie wychodzili na prowadzenie, a mecz zakończył się remisem 15:15. Co dalej? Wszyscy oczekiwali dogrywki, tymczasem o awansie do barażu o Ekstraligę zadecydowało losowanie, szczęśliwe dla Sparty. Cóż, taki był regulamin – i tylko szkoda, że nie przewidziano w nim rozstrzygnięcia rywalizacji w sposób sportowy. W meczu o trzecie miejsce górą była Legia Warszawa, która pokonała Budowlanych Commercecon Łódź 26:17.

Do pierwszej ligi awansuje Hegemon Mysłowice – tu na szczęście sprawy rozstrzygały się na boisku. Podobnie jak w pierwszym spotkaniu finałowego dwumeczu, także i w drugim (rozgrywanym w Mysłowicach), Ślązacy przegrywali do przerwy, ale w drugiej połowie odwrócili losy spotkania i ostatecznie pokonali Watahę Zielona Góra 19:10. W I lidze zajmą miejsce Arki Rumia. Trzeba docenić dokonanie drużyny, która wygrała drugą ligę w swoim pierwszym ligowym sezonie.

Top 14

W Nicei rozegrano dwa półfinały francuskiej ligi Top 14. W pierwszym z nich broniąca tytułu mistrzowskiego Tuluza grała z nieoczekiwanym liderem ligi po fazie zasadniczej, Castres. Tuluza zaczęła mecz świetnie – nim minęło kilkadziesiąt sekund, miała na koncie przyłożenie Matthisa Lebela. Po 20 minutach prowadziła 10:0, ale potem jej gracze zbierali żółte kartki, a Castres powoli odrabiało straty dzięki karnym Benjamina Udrapillety (przed ostatnim z nich było zresztą bardzo bliskie przyłożenia) – do przerwy było 10:9. Po przerwie Castres wykorzystało jeszcze resztę czasu swojej przewagi i zdobyło pierwsze przyłożenie. Tuluza odpowiedziała szybko przyłożeniem Ntamacka, a po karnym wróciła na prowadzenie (18:16). W samej końcówce jednak Udrapilleta kolejnym karnym dał jednopunktową przewagę Castres. Chwilę później tym samym próbował odpowiedzieć Thomas Ramos, ale spudłował z dużej odległości. Tuluza cisnęła, ale Dupont wypuścił piłkę do przodu, dzięki fantastycznemu (choć zdaje się niezamierzonemu) 50:22 Udrapillety Castres przeniosło piłkę w pole 22 m rywali i chwilę potem zanotowało fantastyczne przyłożenie. Pudło z podwyższenia (pierwsze w tym spotkaniu Udrapillety) dało jeszcze nadzieję obrońcom tytułu, ale nic już nie zdziałali. Owszem, Castres było na pierwszym miejscu po fazie zasadniczej, ale mimo wszystko to niespodzianka. Ekipa Duponta i Ntamacka w tym sezonie pozostanie bez żadnego tytułu.

W drugim półfinale Montpellier grało z Bordeaux Bègles. W tej drugiej drużynie ostatnio było sporo zamieszania, ponoć wywoływanego kontrowersyjnymi działaniami trenera Christophe’a Uriosa (po ćwierćfinale twierdził, że przed nim sprowokował zawodników przeciwko sobie) – w efekcie ponoć klub chce opuścić Cameron Woki. Wynik starcia półfinałowego na pewno w poukładaniu spraw nie pomoże – to Montpellier wygrało ten mecz 19:10. W pierwszym kwadransie mieliśmy wymianę ciosów, po którym na dłużej zagościł na tablicy wyników rezultat 10:10. Na kolejne punkty czekaliśmy długo, ale zdobywali je już tylko gracze Montpellier. W ostatniej akcji pierwszej połowy zobaczyliśmy drugiego skutecznego drop goala (poprzedni był dziełem Paola Garbisiego, ten Anthony’ego Bouthier – a były też w tym meczu próby nieskuteczne, które podejmowali Mathieu Jalibert, François Trinh-Duc i ponownie Garbisi). Pod koniec drugiej połowy o zwycięstwie Montpellier przesądziły dwa niesamowite karne z własnej połowy (z okolic 55 m) Geli Aprasidze.

W finale będziemy mieć zatem starcie Castres z Montpellier – powtórka sprzed czterech lat, gdy Castres sensacyjnie wygrało.

Premiership

Osiem lat musieli czekać Leicester Tigers na swój jedenasty tytuł mistrza Anglii. Wyśrubowali swój rekord – kolejne drużyny, Bath i Wasps, mają tylko po sześć tytułów, a do tego grona mogli w sobotę dołączyć Saracens, gdyby udało im się z Tigers wygrać. Nic jednak z tego. Co prawda początek należał do londyńczyków, a wynik otworzył Owen Farrell z karnego. Na dodatek kwadrans później spudłował z karnego jego vis-à-vis, George Ford, a zaraz potem musiał zejść z boiska z kontuzją. Jednak ekipa Tigers grała coraz lepiej, gdy osiągnęła na boisku przewagę liczebną – bezlitośnie ją wykorzystała: w czasie nieobecności na boisku z powodu żółtej kartki Aleda Daviesa gracze z Leicester zdobyli dwa przyłożenia (jak się okazało – jedyne w finale) – pierwszą akcję zainicjował świetnym przebojem Freddie Steward, a drugą nakrytym kopem Farrella weteran Richard Wigglesworth (który 10 lat grał dla Saracens). Do przerwy Tigers prowadzili 12:6, a mogli wyżej, bo to oni byli w tej odsłonie bliżsi kolejnego przyłożenia. Po przerwie ich przewaga na boisku trwała, ale nie byli w stanie zdobyć punktów. W końcówce Saracens jednak zaczęli zmniejszać dystans i po dwóch karnych Owena Farrella mieliśmy na pięć minut przed końcem remis 12:12, a na dodatek Tigers grali w czternastkę po żółtej kartce Matta Scotta. Jednak kilkadziesiąt sekund przed upływem 80. minuty wynik meczu rozstrzygnął drop goalem na ich korzyść Freddie Burns (z podstawki miał wcześniej skuteczność 1/3). Starczyło jeszcze czasu na wznowienie, ale Tigers przejęli piłkę i skończyli mecz. Wygrali 15:12.

Swoją drogą, dwa lata temu Leicester Tigers przed spadkiem do Championship uratowała tylko karna relegacja z ligi Saracens za przekroczenie limitu wynagrodzeń. Nie ma wdzięczności na tym świecie 😉

W tygodniu poprzedzającym finał władze ligi opublikowały pierwszy raport dotyczący limitu wynagrodzeń (efekt afery z Saracens sprzed dwóch lat). Rozczarowuje: praktycznie nie ma w nim konkretnych danych o limicie, jest garść statystyk (niektóre oczywiste, jak np. zależność pomiędzy liczbą reprezentacyjnych występów i wysokością wynagrodzenia zawodnika, inne ciekawe, jak np. opłacalność poszczególnych pozycji na boisku, inne wreszcie dyskusyjne, jak stwierdzenie, że im mniej zawodników wykorzystywanych w sezonie tym lepszy wynik drużyny – z wykresu nie do końca taka zależność wynika, a warto zwrócić uwagę, że w przypadku najsłabszych drużyn większa rotacja mogła wynikać z faktu, że ostatnie kilka miesięcy grały o pietruszkę, co raczej dobrze lidze nie robiło).

United Rugby Championship

W pierwszym sezonie ligi, w którym wzięły udział cztery drużyny z Południowej Afryki finał był ich wewnętrzną sprawą (był to też pierwszy w historii finał bez udziału drużyny irlandzkiej – chyba nie takiego obrotu rzeczy spodziewali się włodarze ligi przed rokiem, a na pewno odrobinę rozczarował europejskich kibiców). Stormers mierzyli się w Kapsztadzie z Bulls i po zaciętym spotkaniu wygrali 18:13. W pierwszej połowie zobaczyliśmy tylko jedno przyłożenie, zdobyte na samym początku meczu dla Bulls przez Harolda Vorstera. Na kolejne punkty czekaliśmy bardzo długo – dopiero na sam koniec pierwszej połowy Manie Libbok trafił z karnego w swojej drugiej próbie tego wieczoru, redukując stratę Stormers do 4 punktów. Drugą połowę Bulls zaczęli od odskoczenia z powrotem na 7 punktów przewagi, ale niemal natychmiast Stormers doprowadzili do remisu – przyłożenie zdobył uznany wcześniej najlepszym graczem ligi Evan Ross. Potem gospodarze zdobyli kolejne przyłożenie, gdy po żółtej kartce Bulls stracili na 10 minut Cornala Hendricksa. Bulls stać było jeszcze na zmniejszenie straty, ale wynik drop goalem ustalił Libbok na pięć minut przed końcem. Fantastycznie wyglądało rozdanie medali po meczu: https://twitter.com/i/status/1538246867020140545.

Przed finałem przyznano nagrody indywidualne. Bank rozbił wiązacz Stormers Evan Roos, który został jednocześnie najlepszym zawodnikiem ligi, jak i najlepiej zapowiadającym się młodym graczem. Najlepszym trenerem wybrano Leo Cullena z Leinsteru. W najlepszej piętnastce ligi mamy 10 graczy z drużyn południowoafrykańskich i pięciu z irlandzkich.

Super Rugby Pacific

Punktowanie w finałach Premiership i URC skończyły drop goale, natomiast w finale Super Rugby Pacific od drop goala (z ponad 30 metrów) się zaczęło – w ten sposób prowadzenie Crusaders nad Blues dał Richie Mo’unga. Crusaders tego prowadzenia już do końca nie oddali. W pierwszej połowie dorzucili jeszcze dziesięć oczek, zachowując czyste konto w obronie i prowadzili 13:0. Byli drużyną zdecydowanie dominującą, a Blues kilkakrotnie w ostatniej chwili zapobiegali stracie przyłożeń (w pierwszych minutach ekipa z Christchurch była dwukrotnie o włos od sukcesu na lewym skrzydle). Po przerwie i kolejnym kopie Mo’ungi (tym razem z karnego) przewaga Crusaders urosła do 16 punktów. Co prawda Blues zaczęli się wreszcie odgryzać, a po 60 minutach gry wreszcie odpowiedzieli przyłożeniem (Finaly Christie znakomicie zachował się przy młynie z wrzutem Crusaders niedaleko od ich linii bramkowej), ale to było wszystko na co ich było stać. Atakowali, ale popełniali błędy, a wynik ustalił w końcowych minutach Sevu Reece wykorzystując minięcie się przeciwnika z piłką i dając Crusaders zwycięstwo 21:7. No i z tej okazji mieliśmy na murawie tradycyjny już taniec zwycięstwa Scotta „Razora” Robertsona: https://twitter.com/i/status/1538096161785282560.

Co dalej z Super Rugby? Przed finałem gruchnęła wieść o słowach szefa austrlaijskiego rugby Hammisha McLennana, który co prawda nic konkretnego nie zapowiedział, ale nie wykluczył sytuacji, że sezon 2023 może być ostatnim sezonem Super Rugby Pacific. Australijczycy mają rozważać opcję z organizacją krajowej rywalizacji (z większą liczbą zawodowych drużyn, a także ekipami z Fidżi i być może Japonii). W tle pieniądze – m.in. spore dysproporcje w dochodach z telewizji pomiędzy Australią i Nową Zelandią (w Nowej Zelandii trzykrotnie większe; tymczasem w epoce przedpandemicznej dochody były dzielone po równo) i potencjalni prywatni inwestorzy w federacji australijskiej.

Z kraju

W Gdańsku odbył się trzeci, finałowy turniej mistrzostw Polski w rugby 7 juniorów. Niestety, w obsadzie jeszcze słabszej niż ostatnio w Siedlcach – zaledwie sześciu drużyn (jeszcze jesienią, w pierwszym turnieju, było ich dwanaście). Imprezę zdominowali liderzy klasyfikacji generalnej – Budowlani Commercecon Łódź. Wygrali wszystkie swoje cztery mecze (tracąc w nich trzy przyłożenia i nie schodząc poniżej 33 punktów zdobytych) i sięgnęli nie tylko po turniejowe zwycięstwo, ale i po złoto mistrzostw Polski – już trzecie w kategoriach młodzieżowych w tym sezonie (wcześniej juniorzy wygrali w piętnastkach i kadetki w siódemkach). W juniorskich siódemkach łodzianie wrócili na najwyższy stopień podium po ośmiu latach przerwy. Srebro zdobyła Lechia Gdańsk, a brąz Arka Gdynia (w gdańskim turnieju uległa w meczu o trzecie miejsce Bolesławcowi, ale wyprzedziła go w klasyfikacji generalnej cyklu).

W Gnieźnie osiem czołowych drużyn całego sezonu Polskiej Ligi Rugby 7 rozegrało turniej o Puchar Polski w rugby 7. Gospodarze, Tytan Gniezno, którzy wygrali większość turniejów ligowych i tylko raz nie awansowali w nich do finału, nieoczekiwanie ulegli na własnym obiekcie w finale imprezy drugiej drużynie ligi, Rugby Wrocław, 21:24. Wrocławianie decydujące przyłożenie zdobyli w ostatniej akcji meczu, po wygraniu autu z wrzutem gnieźnian. To chyba największy sukces w historii wrocławskiego rugby. Trzecie miejsce dla Kaskady Szczecin, która pokonała RC Częstochowa.

Ogłoszone zostały powołania na lizbońskie turnieje Rugby Europe Sevens – pierwsze z dwóch, które zadecydują o mistrzostwie Europy. Wśród pań bez wielkich niespodzianek – dominują Biało-Zielone, a na dodatek jest Katarzyna Paszczyk z Black Roses i dwie zawodniczki z Legii, w tym debiutantka: pochodząca z Ukrainy Ilona Zajszliuk. Wśród panów widać kolizję z finałem Ekstraligi – nie ma zawodników Ogniwa (zresztą, tylko jeden gracz z Trójmiasta – Szymon Sirocki) i Orkana. Nie ma też Daniela Gduli z Posnanii (choć jest jego klubowy kolega Daniel Trybus). Najwięcej graczy, aż pięciu (plus rezerwowy) – z Juvenii Kraków.

O zakończeniu kariery sportowej poinformował Adrian Chróściel – wieloletni młynarz Pogoni Siedlce, 37-krotny reprezentant Polski (debiutował w 2011 przeciwko Czechom, ostatni raz zagrał jesienią przeciwko Węgrom w Krakowie). Ostatni mecz pewnie zostawi mieszane wspomnienie: z jednej strony kontuzja w pierwszej połowie, po której musiał opuścić boisko, z drugiej – zwycięstwo nad Posnanią, które zapewniło Pogoni utrzymanie się w Ekstralidze. Do poczytania wywiad w siedleckiej prasie: https://sportsiedlce.pl/2022/06/20/adrian-chrosciel-rugbista-sie-jest-a-nie-bywa/.

O pierwszym ekstraligowym „transferze” na nowy sezon poinformowała Juvenia Kraków: ściąga nowozelandzkiego trenera, Aarona „Azzę” Paintera. Na tropy jego działalności trenerskiej można trafić w amerykańskiej drużynie uczelnianej Lord Fairfax CC i nowozelandzkiej Hastings R&S, krakowianie wspominają też o Japonii.

Niewiele po polsku można znaleźć książek o rugby, ale spory udział w tym rynku ma Jacek Wierzbicki. W tym tygodniu światło dzienne ma ujrzeć jego nowa książka „Stulecie polskiego rugby”. Za parę tygodni mija dokładnie sto lat od pierwszego odnotowanego meczu rugby na ziemiach polskich.

Ze świata

Sporo uwagi przyciągał pierwszy występ reprezentacji elity w letnim okienku międzynarodowym: na Twickenham Anglia grała z Barbarians. Anglia jednak nie w pełnym składzie (brak graczy Leicester Tigers i Saracens, którzy dzień wcześniej grali w finale ligi, w ostatniej chwili wypadł też kontuzjowany Alex Dombrandt). Z kolei Barbarians zdominowani przez graczy z ligi francuskiej (z bodaj jednym wyjątkiem, Georgem Kruisem, który przyjechał z Japonii, aby zmierzyć się z dawnymi kolegami). Ten pojedynek wypadł zdecydowanie na korzyść zaproszeniowej ekipy i to pomimo faktu, że przez większość meczu grała w osłabieniu po czerwonej kartce Willa Skeltona (pierwsza w historii dla Barbarians, niebudząca żadnych wątpliwości). Paradoksalnie, w tym momencie Anglia przegrywała tylko trzema punktami (11:14), ale już chwilę potem wychodząc z obrony nadziała się na przechwyt Damiana Penaud, a ostatecznie przegrała aż 21:52. Zwraca uwagę przyłożenie w powrocie na międzynarodowe boiska kapitana reprezentacji Francji Charlesa Ollivona, fantastyczne przyłożenie Barbarians na koniec meczu ze sporym udziałem Dawita Niniaszwiliego (https://youtu.be/XQTpJanhEJI), a także kłopoty świetnego poza tym Marcusa Smitha z podstawki (zdobył przyłożenie, ale w kopach miał skuteczność tylko 2/6). No i to podwyższenie George’a Kruisa: https://twitter.com/i/status/1538572316690423808. Kiepski to początek lata Anglików, fatalny występ m.in. Sama Underhilla, a część kibiców znów chce zwalniać Eddiego Jonesa.

W pierwszym „pełną gębą” męskim letnim teście tego roku w Tokio Japonia grała z Urugwajem. Japończycy już w pierwszej połowie zdobyli dwa przyłożenia i prowadzili 15:3, a na początku drugiej odsłony podnieśli swoją przewagę do stanu 22:3. Dopiero wtedy Urugwajczycy zaczęli odgryzać się przyłożeniami, ale mimo to Japonia pewnie wygrała spotkanie 34:15. Rewanż za tydzień, Japończycy podobno wzmocnią na niego skład.

W ostatniej kolejce międzynarodowego turnieju kobiet Pacific Four Series kompletu zwycięstw dopełniła Nowa Zelandia, która wygrała z Amerykankami 50:6 i pewnie triumfowała w całym turnieju. W tym ostatnim meczu w przyłożeniach było 8:0, a hat-trick zanotowała skrzydłowa Ayesha Leti-I’iga. Cóż, drużyna Black Ferns zapewne odbudowała trochę wiary w siebie po katastrofalnym okresie (z serią porażek w Europie), niezwykle ważną w kontekście Pucharu Świata, który już za kilka tygodni zacznie się właśnie w Nowej Zelandii. Amerykanki z kompletem porażek zajęły ostatnie miejsce. O drugiej lokacie decydował mecz Australii z Kanadą, który wygrały Kanadyjki 22:10 (choć po kwadransie przegrywały 0:10).

W Afryce też grały kobiety – ruszył pierwszy z turniejów eliminacyjnych Rugby Africa Women’s Cup. Zaczęło się od zwycięstwa Południowej Afryki nad Zimbabwe aż 108:0, potem Zimbabwijki nieco poprawiły sobie humory gromiąc Namibię 72:0. Pozostał do rozegrania jeszcze mecz gospodyń (impreza odbywa się w Kapsztadzie) z Namibią. Planowane są jeszcze trzy turnieje regionalne (naszą jesienią), a ich zwyciężczynie zmierzą się w turnieju finałowym.

W Major League Rugby odbyły się finały konferencji (czyli półfinały ligi). Na zachodzie, gdzie rozgrywki pokiereszowało wykluczenie dwóch najlepszych drużyn sezonu zasadniczego, w finale zagrały ze sobą trzecia i czwarta drużyna konferencji: Houston SaberCats i Seattle Seawolves. Górą byli dwukrotni mistrzowie ligi (z dwóch pierwszych jej sezonów), Seawolves, którzy wygrali w Houston 46:27. Do gospodarzy należały początki obu połów (w pierwszej prowadzili po kwadransie 10:3, w drugiej w ciągu pierwszych 10 minut zmniejszyli straty z 15 do zaledwie 3 punktów), ale to było zdecydowanie za mało. Na wschodzie New England Free Jacks grali z Rugby New York. Ekipa z Bostonu, najlepsza w sezonie zasadniczym i na pewno z aspiracjami do mistrzostwa, odrobinę nieoczekiwanie przegrała 16:24, choć była na prowadzeniu przez większość meczu – zdecydowały dwa przyłożenia nowojorczyków w ostatnim kwadransie. Finał zatem w składzie Rugby New York – Seattle Seawolves.

W półfinałach Currie Cup sensacje. W pierwszym nieoczekiwanie Bulls przegrali z Griquas 19:30. Dla zwycięzców to pierwszy awans do finału turnieju od 52 lat. Bohaterem Griquas był rezerwowy George Whitehead, który zdobył 18 punktów. W drugim meczu niespodzianka jeszcze większa – Cheetahs, dla których Currie Cup to przecież główny turniej sezonu i wygrali jego fazę zasadniczą, przegrali z Pumas, którzy byli na czwartym miejscu i mieli sporo szczęścia w ogóle awansując do play-off. O zwycięstwie Pumas zdecydowały ostatnie minuty meczu – jeszcze pięć minut przed końcem Cheetahs mieli bezpieczne, wydawałoby się, prowadzenie 35:24, ale żółtą kartkę zobaczył Rosco Specman, Pumas zdobyli dwa przyłożenia i końcowy wynik brzmiał 35:38. Dla Pumas awans do finału jest sukcesem jeszcze większym niż dla Griquas – ta drużyna jeszcze nigdy w swojej historii w nim nie grała (a w półfinale znalazła się pierwszy raz od 42 lat). Cheetahs jeszcze w pierwszej połowie stracili swojego lidera, Ruana Pienaara, który musiał zejść z boiska z kontuzją.

Nieco chyba rozgoryczony trener Bulls Gert Smal (Bulls byli jedyną ekipą w finałowej czwórce spośród tych, które grały w praktyce rezerwowymi składami – pierwsze rywalizują w URC) sporo mówił o dewaluacji Currie Cup, które przestało być trofeum dla najlepszej południowoafrykańskiej drużyny (włącznie z propozycją wstawienia go do muzeum), w czym miał sporo racji. Trener Griquas złośliwie odpowiedział mu, że nawet rezerwy Bulls, które przegrały z jego drużyną, są drużyną bardziej kosztowną od swoich pogromców.

W First Division także półfinały. Niepokonani w fazie zasadniczej Griffons pokonali gruziński Black Lion – 41:38 po dogrywce. W finale Griffons zagrają z Eastern Province, która w drugim półfinale wygrała z SWD Eagles 26:12.

Poznaliśmy mistrza Szwajcarii. Yverdon z Kacprem Ławskim i Patrykiem Reksulakiem w podstawowym składzie, pokonał Genève PLO 37:29 i sięgnął po trzeci tytuł mistrzowski w swojej historii – od poprzedniego czekał aż 34 lata. Jeśli dobrze dostrzegłem, Reksulak zaczął mecz od przełamania, które dało jego drużynie pierwsze przyłożenie, a potem dorzucił własne przyłożenie i asystę. Cały mecz można zobaczyć tutaj: https://youtu.be/pzvVm-0Egfw?t=19569. Z kolei tytuł mistrzowski w rywalizacji kobiet zgarnęła drużyna z Lucerny.

W finale rosyjskiej Ligi Stawok Jenisiej-STM Krasnojarsk rozgromił Lokomotiw Penza 66:5 i został mistrzem Rosji szósty raz z rzędu. Brązowy medal zdobyło WWA-Podmoskowie po zwycięstwie 41:32 nad Striełą Kazań.

W Rugby Europe Sevens zakończyła się rywalizacja na drugim poziomie europejskim, czyli Trophy. Drugie turnieje kobiet i mężczyzn rozegrano w Budapeszcie tydzień po pierwszych, zagrzebskich. Pierwsze rywalizację skończyły kobiety (już w sobotę) i niespodzianek nie było. W rozgrywanym praktycznie po ciemku finale ponownie Anglia pokonała Włochy (tym razem 59:0). Angielki znowu nie straciły ani jednego punktu, a we własnych zdobyczach punktowych ani razu nie zeszły poniżej 48. Oczywiście, pewnie wygrały cały cykl przed Włoszkami. Trzecie miejsce w turnieju zajęły Szwedki, które w meczu o brąz zrewanżowały się za porażkę sprzed tygodnia Portugalkom – obie te ekipy (obok Angielek i Włoszek) awansowały do turnieju kwalifikacyjnego o udział w Pucharze Świata w Rugby 7. W rywalizacji mężczyzn trzy pierwsze miejsca identyczne jak tydzień wcześniej: Irlandia, Anglia i Walia (Irlandczycy w drodze do finału stracili tylko jedno przyłożenie, a w finale pokonali Anglików 35:14). Do turnieju kwalifikacyjnego do Pucharu Świata awansowała Rumunia, która dzięki czwartemu miejscu w Budapeszcie zajęła także czwarte miejsce w cyklu (po pierwszym turnieju zajmowali je gospodarze wydarzenia z zeszłego tygodnia, Węgrzy – tym razem jednak odpadli z rywalizacji w ćwierćfinale po przegranej właśnie z Rumunami). Cieszą się organizatorzy turnieju kwalifikacyjnego – w końcu będzie rozgrywany w Bukareszcie i obecność obu ekip gospodarzy (i żeńskiej, i męskiej) na pewno zwiększy nieco zainteresowanie nim.

Poznaliśmy składy kolejnych reprezentacji na letnie okienko testowe. W składzie Irlandii prowadzonej przez Jonathana Sextona mamy pięciu potencjalnych debiutantów, brakuje natomiast kontuzjowanych Ronana Kellehera czy Roberta Baloucoune’a. Zadanie przed Irlandczykami bardzo trudne – jadą do Nowej Zelandii, gdzie oprócz trzech gier z All Blacks zmierzą się też dwukrotnie z Māori All Blacks, a w ich składzie mamy zobaczyć kilku świetnych zawodników, w tym TJ Perenarę. Podobnie w Australii: pominięty w składzie Wallabies Reece Hodge ma zagrać dla Australii A w Pacific Nations Cup, który odbędzie się w Fidżi. Do reprezentacji Stanów Zjednoczonych na bardzo ważne mecze kwalifikacyjne do Pucharu Świata wrócili AJ MacGinty z Sale Sharks i weteran Samu Manoa (nie było go w kadrze cztery lata). Ciekawostka w kadrze Kanady: jest pięciu graczy amatorskich, nie ma natomiast niektórych zawodowców z MLR. W drużynie Rumunii znalazło się dwóch kolejnych byłych reprezentantów Mołdawii – grający w Pro D2 filarzy Victor Leon i Gheorghe Gajion.

A stawką w serii spotkań Australii z Anglią nie będzie już puchar nazwany imieniem Jamesa Cooka (angielskiego odkrywcy z XVIII w.) – to kolonialne nawiązanie nie podobało się w Australii. Po 25 latach zastąpiony zostanie trofeum Elli-Mobbsa, nazwanym tak po Marku Elli, aborygeńskim rugbyście grającym dla Australii, i Egarze Mobbsie, angielskim rugbyście poległym podczas I wojny światowej.

The Rugby Championship odchodzi od obowiązującego ostatnio formatu, zgodnie z którym rozgrywano mecz i rewanż, w domu i na wyjeździe. Nadal każda para będzie rozgrywać po dwa mecze, ale w danym roku oba będą rozgrywane w jednym kraju (np. w tym roku oba mecze Południowej Afryki z Nową Zelandią odbędą się w tym pierwszym kraju). Ma to przywrócić nieco tradycji wielkich rugbowych wypraw i ograniczyć liczbę podróży. Tylko zmagania Australii z Nową Zelandią i Południowej Afryki z Argentyną mają pozostać w dotychczasowym formacie (po jednym meczu w każdym z krajów). Takie reguły ustalono na okres od 2022 do 2025.

EPCR opublikowało oficjalne informacje o formacie europejskich rozgrywek pucharowych w kolejnym sezonie. Format Champions Cup niemal identyczny jak w kończącym się sezonie – jedynej zmiany mogliśmy domyślać się z ogłoszonego wcześniej harmonogramu: zrezygnowano z dwumeczów w 1/8 finału, rywalizację na tym etapie rozstrzygną podobnie jak na pozostałych etapach play-off pojedyncze spotkania. Dzięki temu rywalizacja potrwa o jeden weekend krócej. Zmiany natomiast w Challenge Cup, gdzie liczba drużyn wzrosła z 15 do 20 (to efekt włączenia drużyn południowoafrykańskich z URC do pucharów oraz zaproszenia do Challenge Cup innej drużyny z tego kraju, Cheetahs). W fazie grupowej ekipy będą podzielone na dwie grupy po 10 zespołów, każdy zagra cztery mecze grupowe, a sześć najlepszych z każdej grupy awansuje do 1/16 finału (tu dołączą cztery drużyny z Champions Cup, które nie awansowały do play-off w tamtych rozgrywkach). Cóż, faza grupowa nie ma w takim formacie wielkiego sensu, także awans 2/3 drużyn wydaje się przesadą. Albo należałoby tej fazie nadać jakieś znaczenie (zredukować liczbę drużyn, które awansują), albo postawić w ogóle na format pucharowy.

Zmiany testowe w przepisach – tym razem tych dotyczących TMO. Od 1 lipca sędziowie TMO będą mogli analizować niektóre zdarzenia w trakcie gry i podpowiadać sędziemu, aby do nich wrócił. Ponadto, jeśli materiał filmowy dotyczący akcji skończonej przyłożeniem będzie dostępny po podwyższeniu, sędzia będzie mógł analizować także akcję dotyczącą przyłożenia. Natomiast w przyszłym tygodniu mają być ogłoszone zmiany w protokołach antywstrząśnieniowych przedłużających obowiązkowy czas przerwy w grze z siedmiu do dwunastu dni (w ślad za rozwiązaniami przyjętymi w RFL i AFL). Będą jednak wyjątki pozwalające skrócić ten okres do 7 dni (m.in. związane z brakiem symptomów na boisku i brakiem podobnych incydentów w przeszłości).

Szkocka federacja ogłosiła plan rozwoju kobiecego rugby na kolejne cztery lata. Po Pucharze Świata w Nowej Zelandii (na który Szkotki awansowały) 30 szkockich zawodniczek ma otrzymać zawodowe kontrakty – planowane jest utworzenie dwóch półzawodowych drużyn, które miałyby uczestniczyć w bliżej niesprecyzowanych rozgrywkach ponadnarodowych. Oczywiście, znacznie zostaną zwiększone nakłady na rugby kobiet.

Angielscy Wasps mają kłopoty finansowe i zwrócili się o wsparcie z publicznej kiesy. Mieli problem ze spłatą obligacji, zaciągniętych po nabyciu koncesji na stadion w Coventry.

Z wieści transferowych: reprezentant Włoch Luca Morisi wyjeżdża z ojczyzny – zmienia Benettona na London Irish.

Polacy za granicą

Wieści o reprezentantach Polski z lig zagranicznych – jak zwykle sprzed tygodnia.

Francja:

  • Kamil Bobryk (tym razem nie Vienne, ale Barbarian Suisse czyli szwajcarscy Barbarians): w pierwszym składzie drużyny w meczu przeciwko przygotowującej się do finałowej fazy Pucharu Afryki reprezentacji Burkina Faso. Mecz wygrany 50:26;
  • Aleksander Nowicki (Hyères Carqueiranne La Crau – Fédérale 1): w pierwszym składzie drużyny w finale mistrzostw Francji na poziomie Fédérale 1 (czyli meczu o puchar Jeana Prata) przeciwko Rennes. RCHCC zdobyło jedyne przyłożenie w meczu, ale przegrało 11:15. Obie drużyny zobaczymy jednak w przyszłym sezonie na trzecim poziomie ligowym we Francji, Nationale 1.

Szkocja:

  • Ronan Seydak (Heriot’s – Super6 Sprint Series): w pierwszym składzie w spotkaniu z Boroughmuir Bears, wygranym 38:12 (grał do 59. minuty). Heriot’s awansowało na koniec turnieju z piątego na czwarte miejsce w stawce.

Szwajcaria:

  • Kacper Ławski i Patryk Reksulak (Yverdon – LNA): w pierwszym składzie w półfinale ligowych rozgrywek przeciwko Avusy, wygranym 43:7. Pewny awans do finału mistrzostw Szwajcarii. A w ten weekend grali w finale i też wygrali – o tym jednak wyżej.

Zapowiedzi

Za tydzień czas finałowych rozstrzygnięć w Ekstralidze (oba w Trójmieście: finał w Sopocie i mecz o trzecie miejsce w Gdańsku). Finał także we francuskiej Top 14, Currie Cup czy Major League Rugby. W rugby międzynarodowym coraz więcej grania – wielkimi krokami zbliża się letnie okienko testowe. W najbliższy weekend przede wszystkim rewanż Japonii z Urugwajem oraz ciekawie zapowiadające się starcia Portugalii z Włochami i Chile ze Szkocją A. Z kolei Barbarians zagrają w Hiszpanii.

A w siódemkach niezmiernie nas interesujące pierwsze turnieje mistrzostw Europy na poziomie Championship w Lizbonie. Może nie jest to dla naszych dziewczyn najważniejsza impreza sezonu (ważniejsze będą chyba kwalifikacje do Pucharu Świata i do WRSS), ale to przecież walka o medale i powtórka sukcesu sprzed roku (czyli miejsce na podium) byłaby dla nas szczególnie cenna – szczególnie, że finałowy turniej odbędzie się na naszej ziemi, w Krakowie (za dwa tygodnie).

34 komentarze do “Weekend z drop goalami i rzutem monetą”

  1. Dzięki za dobrą lekturę.
    Chociaż jako fan RPA mogę być wypaczony, ale myślę że europejscy kibice nie byli „rozczarowani” tym, że w finale nie grało Leinster (od 2009 roku zdarzyło im się to tylko 2 razy) i nie wygrało po raz 5 z rzędu. Myślę, że z tego będzie coś dobrego i…za rok Leinster wygra, ale będzie musiało być lepsze, po prostu! Mnie się finał podobał, ale pierwszych punktów Stormersom bym nie uznał – tam był ewidentny spalony Willemsego przy młynie, ale poza tym był emocjonujący i sędzia na dużo w przegrupowaniach pozwalał, co akurat ekipom z RPA leży, a kibicom może się podobać.
    Z zagranicznych wieści to jeszcze taka obserwacja, że federacja australijska to jakiś klub masochistów – wywalają najlepszego gracza z klubu i kadry za poglądy (potem płacą mu odszkodowanie), wywalają jedną z ekip z Super Rugby (potem ją znów przyjmują), a teraz będą chcieli odchodzić z Super Rugby całkowicie – ciekawe, na jakich warunkach będą prosili o powrót, skoro to oni potrzebują grać z lepszymi? Jak liczą na lokalną ligę w stylu NRL czy AFL to się przeliczą strasznie przy znacznie niższej popularności XV względem tych odmian w Australii. No, ale kto bogatemu zabroni:)
    No i lokalnie. Co do „rzutu” monetą to teraz myślę, że sędzia nie powinien był tego robić – po prostu wpisać wynik po 80 minutach gry do protokołu i wysłać go do PZR. Losowanie nie dotyczyło bowiem wyniku spotkania, a ustalenia kolejności w tabeli.
    Pozdrawiam serdecznie

    Odpowiedz
    • Czyli nie ma w regulaminie zapisu o rzucie monetą w przypadku finału pierwszej ligi tylko w przypadku ustalenia kolejności w tabeli???

      Odpowiedz
      • Nie ma. Jest tylko zapis o tym jak wygląda ustalenie „końcowej klasyfikacji” i punkt 8 (w kolejności), a regulamin jest tak dziurawy, że nie do końca wiadomo czy na którymś z wcześniejszych punktów nie powinno się to ustalanie zakończyć. To już oczywiście przy zielonym stoliku będzie ustalane i nie dałbym sobie obciąć ręki, że przy takich zapisach to ekipa z Białegostoku nie będzie górą.

        Żródło: Regulamin I Ligi Rugby XV, Sezon 2021/2022 / Rozdział 6
        „O końcowej klasyfikacji w poszczególnych fazach decydują w kolejności:
        1. większa liczba zdobytych dużych punktów łącznie z bonusowymi, (w fazie Play Off oraz Play Out nie wlicza się punktów bonusowych tworząc “małe tabele”),
        2. rezultaty bezpośrednich spotkań pomiędzy zainteresowanymi (mała tabela, uwzględniająca również punkty bonusowe (w fazie Play Off oraz Play Out nie wlicza się punktów bonusowych)),
        3. korzystniejszy stosunek małych punktów,
        4. większa liczba zdobytych małych punktów,
        5. mniejsza liczba wykluczeń,
        6. mniejsza liczba upomnień,
        7. wyższe miejsce w klasyfikacji w sezonie poprzedzającym,
        8. losowanie. „

        Odpowiedz
        • Niczego innego chwycić się nie dało. A traktowanie finału jako odrębnej fazy było chyba najbliższe zdrowemu rozsądkowi 🙂

          Odpowiedz
          • Ty i Twój zdrowy rozsądek vs regulamin i rozsądek PZR – nie wiem, czy bym postawił na Ciebie:)
            Formalnie jest tak:
            Regulamin mówi o fazie „Play Off” a nie meczu finałowym i to już na pierwszym miejscu. A w Play-off wyniki są takie:
            JAROCIN:
            Sparta Jarocin v KS Budowlani Łódź 43:8 (+35)
            KS Budowlani Łódź v Sparta Jarocin 17:35 (+18)
            Stosunek punktów: Zdobyte 88, stracone 25, daje nam 3,52
            BIAŁYSTOK:
            Rugby Białystok v Legia Warszawa 50:0 (+50)
            Legia Warszawa v Rugby Białystok 14:34 (+20)
            Stosunek punktów: zdobyte 84, stracone 14, daje nam 6
            Czyli stosunek punktów lepszy ma Białystok, a to jest punkt 3 w kolejności. Punktów więcej ma Jarocin, ale to dopiero punkt 4 w kolejności.
            No i do tego punkt 7 – w zeszłym sezonie Białystok był 2 w tabeli, a Sparty nie było w I Lidze:) Ale to już gwałt na zdrowym rozsądku by był.
            Zatem niekoniecznie wszystko jest takie jasne.

            Odpowiedz
            • Nie sumowałbym z półfinałami głównie z powodu fragmentu „Po dwumeczu tworzy się tzw. „małą tabelę”, w której o kolejność
              drużyn decyduje paragrafu IV regulaminu.”, który wyraźnie odnosi te wszystkie reguły odrębnie do półfinałów. W tej sytuacji sięgałbym po wykładnię celowościową, problem tylko w tym, że celu nijakiego twórca regulaminu nie miał 🙂

              Odpowiedz
              • To jest dobry moment żeby cały regulamin wywalić do kosza i napisać go od nowa na podstawie profesjonalnych rozgrywek

                Odpowiedz
              • Cześć,
                Ja rozumiem Twoją zdroworozsądkową logikę, natomiast przeczytałem to raz jeszcze i pewności nie mam, czy to wynika z tekstu, który mam przed nosem. Mini-tabela może się odnosić do punktów 1 i2, natomiast jak one nie dają rozstrzygnięcia to idziemy dalej wpadamy na punkt 3. A pamiętaj, że wciąż mówimy o „O końcowej klasyfikacji w poszczególnych fazach decydują w kolejności” – czyli literalnie ustalana jest kolejność w Fazie Play-off (całej – bo nie ma fazy finału osobno nazwanej) i tam, skoro 1 i 2 nie wyłaniają zwycięzcy to idziemy dalej z kolejką. Wydaje mi się, że taka interpretacja też byłaby poprawna. Jak myślisz?
                Pozdrawiam

                Odpowiedz
                • To będą niezłe jajca 😛 A może by tak jeszcze raz rozegrać ten mecz? Wygląda na to że decyzja z monetą była niezgodna z regulaminem.

                  Odpowiedz
                • Dla mnie wszystkie punkty są elementem tabeli (no, oprócz losowania), tyle że prawdopodobieństwo ich potrzebowania jest tak małe, że nie uważamy za stosowne tego wszystkiego na co dzień publikować. Jednak niedoskonałość regulaminu jest ewidentna, interpretacji może być nawet kilka. Boli, że mamy takie problemy…

                  Odpowiedz
    • Irlandczycy zaś na pewno są zadowoleni przynajmniej z tego, że poziom rywali wzrósł, ale nie wiem czy na pewno wszyscy kibice. Widziałem komentarze (jeden w postaci artykułu w którymś z mediów rugbowych, już chyba nie znajdę) z narzekaniem, że europejskie rozgrywki mają obu finalistów spoza Europy. Cóż, myślę, że w chwili obecnej mówienie o „europejskich” rozgrywkach jest nieporozumieniem, sami tego chcieli. Inna sprawa, że moim zdaniem poszli w złym kierunku i powtarzają błędy innych (ale nie patrzyłem, jak się układała oglądalność w tym sezonie, może się mylę i jednak jakaś „dobra sprawa” z tego wyjdzie) 🙂

      Odnośnie Australijczyków – może to tylko strategia negocjacyjna, pieron ich wie. Wymogli na Nowozelandczykach, żeby zgodzili się na różną liczbę zespołów, teraz może chodzić po prostu o kasę albo otwarcie się na kolejny rynek. Co do popularności, to na ich miejscu liczyłbym raczej na efekt Lions i dwóch Pucharów Świata…

      Co do rzutu monetą – faktycznie. Białystok ponoć zapowiadał protest…

      Odpowiedz
      • 1. Oglądalność na pewno skoczyła, gdzieś mi śmignęły wyniki, ale nie znalazłem. Natomiast chętnie poznam Twoje zdanie, czemu to zły kierunek?
        2. Akutat od 2 lat ekip jest po 5 z NZ i AUS (jak wróciło Force), więc nie kumam, co wymogli.
        3. Też tak słyszałem.
        Pozdrawiam

        Odpowiedz
        • 1. Super Rugby się rozłaziło w szwach: małe zainteresowanie, skomplikowany format, kosztowne podróże… Pandemia wszystko rozwaliła, ale rysy były już wcześniej. URC poszło w tym samym kierunku (już nie mówię o jakiejś tożsamości, która zaczęła im się rozmywać już przy Benettonie i Aironi). Wydaje mi się też, że mecze z Cheetahs i Southern Kings, odstawały zainteresowaniem od innych, ale mogę się mylić.
          2. Jak dogadywali się co do formatu SRP, Nowozelandczycy początkowo nie chcieli się zgodzić na więcej niż trzy franczyzy spoza Nowej Zelandii. Australijczycy się postawili: wszystkie pięć albo żadna. Ps. Sorry, tam miało być „równą”, a nie „różną” 🙂

          Odpowiedz
          • Cześć,
            1. Rozumiem. Wg mnie w SR przesadzili. Co roku zmieniali regulaminy, ilość i lokalizację zespołów etc. A jak pomyślę o tych podróżach ekip, to…podziwiam tych zawodników jeszcze bardziej. W URC jest jednak stabilniej i zamiast dodawać słabsze (Sunwolves, Kings) czy jeszcze odleglejsze (Jaguares, czy ponownie Sunwolves) zespoły to wymieniono je na silniejsze (zamiast Kings i Cheetahs doszli Stormers, Bulls, Sharks i Lions) z tej samej lokalizacji. Dodatkowo tam podróżuje się jednak (i ogląda) w tej samej strefie czasowej. Pamiętaj, że w Challenge Cup ekipy z Zachodniej Europy musiały jeździć również do Rosji i to w zimie, co jest chyba gorsze (natomiast, na pewno, rzadsze). Zatem wg mnie to był dobry ruch, ale jak wspominałem – nie jestem w temacie obiektywny.
            2. Przyjmuję wyjaśnienie:)
            Pozdrawiam

            Odpowiedz
            • Fakt, jest trochę lepiej niż w SR (np. podróże poukładali składniej, ale w play-off już nic nie byli w stanie poradzić), więc może cień zagłady nieco mniejszy. Ale gdzieś tam wisi 😉 (ale ja też nie jestem obiektywny :))

              Odpowiedz
              • Chcieli podnieść poziom – podnieśli, chcieli zwiększyć oglądalność – zwiększyli, chcieli by Tomek oglądał – udało się:)
                Sukces goni sukces, a że trzeba pojechać czasem do ciepłych krajów to jakaś cena. Nie wiem czy pamiętasz, ale w pierwszym sezonie PRO14 jak chłopaki (chyba z Walii) pojechali do RPA, to wybrali się do parku/safari jakieś, gdzie jeden z młynarzy został ugryziony, dziełem własnej głupoty, przez Lwa! Czyli czasem koszty bywają wyższe:)

                Odpowiedz
                • Wśród komentatorów „szponów” wyszli na zero (–1, +1), bo ja finału nie oglądałem 😉
                  A tamten faktycznie miał kretyński pomysł z głaskaniem lwa w zoo. Wygooglałem, to epoka przedszponowa, człowiek oglądał rugby dla przyjemności, nie musiał przeglądać wszystkich niusów 🙂

                  Odpowiedz
  2. Co co książek o rugby na polskim rynku to najbardziej lubię właśnie te napisane przez Jacka Wierzbickiego. Pisze bardzo przystępnym językiem bez patosu i przynudzania. „Stulecie polskiego rugby” zakupię na 100%. Liczę na to, że nie będzie tam powielania zbyt wielu informacji z poprzednich publikacji tego autora.

    Odpowiedz
  3. Wyjątkowo dużo emocji na weekend, wszystkiego sie nie udalo obejrzec. Sklad finalistow TOP 14, a zwlaszcza brak Tuluzy mocno mnie rozczarował, tym bardziej, ze bilety na mecz juz kupilem kilka miesiecy temu

    Odpowiedz
      • Na ostatnie 5 spotkań między tymi zespołami 4 wygrało Castres, w tym ostatni u siebie 25:9. To Castres wygrało rywalizację w sezonie regularnym.
        Teraz grają na neutralnym gruncie, a nie u siebie, ale wcale nie jest tak, że to budżet decyduje o tym, kto jest faworytem:)
        U bukmacherów jest 1,90 do 2,14 na korzyść Castres…ja też tak typowałem, jakby co.

        Odpowiedz
        • Nie wiedziałem, że bukmacherzy stawiają na Castres. Nic to, i tak im człowiek będzie kibicować, choć fakt, że są faworytami odbiera z tego kibicowania odrobinę przyjemności 🙂

          Odpowiedz
    • Wyżyłem się na priv w sobotę 😉 Napisałem z początku fragment o doskonałym podsumowaniu sezonu, ale potem wykreśliłem, bo jaki jest koń, każdy widzi. Sam zresztą ten regulamin czytałem, mogłem wysłać do PZR maila z sugestią zmiany, gdybym zwrócił uwagę.
      Ps. Ja obawiam się, że na tym jeszcze się nie skończyły historie, których nie chcemy oglądać i o których już naprawdę odechciewa się pisać…

      Odpowiedz
  4. Świetna lektura, dzięki!
    Co do rzucania monetą to mam wrażenie że Polski Związek Rugby w tym roku upodobał sobie taki sposób rozstrzygania wszelkich spraw i sytuacja z finałowego meczu pierwszej ligi jest tego idealnym podsumowaniem. Przy wielu decyzjach związku interpretacja przepisów zależała chyba od rzutu monetą. Cóż monety widać w związku lubią a przydałoby się żeby znaleźli się tam ludzie którzy lubią też ten piękny sport, bo takie sytuacje niestety zabijają rugby w Polsce 🙁
    Mecz Anglii z Barbarians był według mnie naprawdę super, dawno się tak dobrze nie bawiłem. Barbarians pokazali czystą radość z gry w rugby i to jak efektownie i efektywnie im to wychodziło – bardzo cieszyło oczy. Świetna reklama tego sportu.

    Odpowiedz
    • Cóż, wyrok KO bez uzasadnienia albo dwa wyroki KGiD w tej samej sprawie, tyle że kompletnie przeciwne, nie świadczą o niczym dobrym. Mi jednak marzy się przede wszystkim rugbowy świat, w którym kluby nie będą organom dawały żadnej pożywki do wypowiadania się 🙂

      Odpowiedz

Skomentuj Michał Dudek Anuluj pisanie odpowiedzi