Piasek pustyni w trybach naszej siódemki

Wyprawa kobiecej reprezentacji do Dubaju nie poszła po naszej myśli: trzy porażki z pięciu meczach i ostatecznie szóste miejsce oznaczają potknięcie na drodze do SVNS. Nie wszystko stracone, ale klęska w meczu z Chinkami daje do myślenia – aby zrealizować marzenia, trzeba będzie coś zmienić. Poza tym grały europejskie puchary (na koniec weekendu niesamowity występ Bordeaux), a na międzynarodowej arenie zadebiutowała reprezentacja Albanii.

Reprezentacja Polski w rugby 7 kobiet / SVNS

Reprezentacja Polski w rugby 7 kobiet stanęła przed pierwszym spośród maratonu wyzwań, jakie czekają na nie w tym roku. Polki wróciły do Dubaju, gdzie zmierzyły się w pierwszym z trzech challengerów, podczas których toczy się walka o awans do serii SVNS. A to oznaczałoby znalezienie się w dwunastce najlepszych drużyn świata i szansę na dalszy rozwój. Niestety, w naszej drużynie zabrakło awizowanej wcześniej w składzie Małgorzaty Kołdej, a bycie jednym z faworytów turnieju nie przełożyło się na wynik – skończyło się rozczarowującym szóstym miejscem.

Turniej dla Polek nie zaczął się różowo – już w pierwszym meczu nieoczekiwanie uległy Argentynkom 12:19 (warto jednak zwrócić uwagę, że nasze rywalki dopiero co przełamały odwieczną dominację Brazylijek na swoim kontynencie, a Brazylijki to przecież uczestniczki SVNS). Zaczęło się od autu nie wiedzieć czemu przyznanego rywalkom, a te szansę wykorzystały i po pierwszej akcji, w której Argentynka ciągnęła za sobą Patrycję Zawadzką dobre kilka metrów, prowadziły siedmioma punktami. Pierwszą połowę jednak Polki wygrały, co zawdzięczaliśmy wyśmienitej akcji Natalii Pamięty, przyłożeniu Zawadzkiej i szczęściu przy stuprocentowej okazji rywalek. W drugiej połowie tyle szczęścia Polki nie miały – Argentynki dominowały, zdobyły dwa przyłożenia, a nasze zawodniczki niemal nie opuszczały swojej połowy.

Nasze zawodniczki odreagowały w drugim piątkowym meczu, gdy rozgromiły Paragwaj 45:5, aplikując rywalkom z Ameryki aż 7 przyłożeń. W pierwszej połowie rywalki ani razu nie opuściły swojej połowy, a hat-trick przyłożeń dla Polski zanotowała Ilona Zaiszliuk. Bliska była czwartego, ale co się odwlecze to nie uciecze – zaliczyła je na początku drugiej połowy. I choć Paragwajki w ostatniej części meczu wreszcie odpowiedziały, Polki dorzuciły kolejne trzy przyłożenia (Anny Klichowskiej, Natalii Pamięty i Marty Morus). Bez kłopotów na szczęście przeszły też przez ostatni grupowy mecz, w którym pokonały Hongkong 33:0, choć wynik nie oddaje do końca przebiegu meczu. Azjatki w pierwszej połowie długo grały piłką na naszej połowie. Jednak Polki zagrały bezbłędnie w obronie, długo prowadziły 7:0 po przyłożeniu Zaiszliuk, w ostatniej akcji przed przerwą po znakomitej asyście zapunktowała Anna Klichowska, a jedna z rywalek za atak na nią przy przykładaniu piłki zobaczyła czerwoną kartkę. W drugiej połowie, grając przeciw sześciu rywalkom Polki już dominowały i dorzuciły trzy przyłożenia (Patrycji Zawadzkiej, Martyny Wardaszki i Julianny Schuster).

Efektem porażki z Argentyną był trudny przeciwnik w ćwierćfinale. I to jak trudny – wpadkę w pierwszym meczu zaliczyły też Chinki (porażka z Kenią) i w efekcie dwie drużyny typowane na faworytów turnieju spotkały się już w ćwierćfinale. Już w pierwszej akcji Chinki pokazały moc i dwukrotnie przeszły przez naszą obronę jak przez masło – w efekcie po minucie z groszami było 0:7. Chwilę potem wygrały swoje wznowienie i znów atakowały, a atak skończyły punktami. Gdy wreszcie Polki ruszyły do przodu, nie dotarły nawet do linii 22 m, za to nadziały się na morderczą kontrę i do przerwy było 0:19. Druga połowa zaczęła się od następnej straconej piłki po kopie ze środka i ładnie zbudowanej chińskiej akcji, po której Ilona Zaiszliuk została oszukana zwodem i strata do Chinek się powiększyła. Potem kolejne wznowienie, kolejna strata i kolejne przejście przez naszą obronę właściwie bez wysiłku. Było 0:31 i niewiele ponad 3 minuty do końca. Dopiero wtedy (pierwszy raz!) udało nam się utrzymać piłkę po wznowieniu, a Zaiszliuk wyprowadziła kontrę spod własnego pola punktowego. Jednak było już za późno – ani to przyłożenie, ani kolejne debiutującej w tak poważnym turnieju Oliwii Krysiak nic już nie zmieniło i przegraliśmy ten mecz 10:31.

Niezły bilans małych punktów z fazy grupowej i ćwierćfinałów pozwolił Polkom trafić do meczu o piąte miejsce (w zmaganiach o 5–8 miejsce nie ma w tym sezonie SVNS półfinałów), gdzie znów spotkały trudne rywalki – Belgijki (które w ćwierćfinale nieoczekiwanie uległy Ugandzie). Pierwsza połowa niecodzienna: Polki nie schodziły z połowy rywalek, ale nie stworzyły ani jednej klarownej sytuacji i to Belgijki przez niemal cały czas miały piłkę w rękach, m.in. dzięki karnym darowanym przez nasze zawodniczki. Tylko raz rywalkom udało się przebić na naszą połowę – po błyskawicznej poniekąd piłkarskiej akcji wyszły na prowadzenie 5:0. W drugiej połowie Polki miały więcej piłki w rękach, ale nie potrafiły przebić obrony rywalek, aż w końcu jedna z Belgijek uciekła na skrzydle Ilonie Zajszliuk i po sprincie przez całe boisko podwyższyła wynik do 10:0. Dopiero na kilkanaście sekund przed upływem 14. minuty Julia Druzgała zdobyła przyłożenie przy linii bocznej. Polki zrezygnowały z podwyższenia, bo czas uciekał, wygrały piłkę po wznowieniu i skonstruowały jeszcze jedną akcję – szkoda, że grając na korzyści nie spróbowały kopu za plecy rywalek (element nieobecny w naszym ataku). Ostatecznie Martyna Wardaszka była o włos od kolejnej piątki w narożniku, ale rozpaczliwie zaszarżowana przez dwie Belgijki nie zdołała przyłożyć piłki i mecz skończył się porażką Polek 5:10.

Cóż, szóste miejsce nie było na liście marzeń nas i naszych zawodniczek. Porażki z Argentyną, Chinami i Belgią są kiepskim prognostykiem na resztę tego trudnego i tak ważnego sezonu. W meczu z Chinami pod presją znających smak WRSS zawodniczek z Azji ogromnie zawodziła obrona i chwyt piłki z powietrza. A bez obrony nic na świecie nie zdziałamy. Kiepsko też było w ataku, co pokazał mecz z twardo broniącymi Belgijkami, brakowało pomysłów i dynamiki. Sporo pracy przed naszą kadrą, a awans do SVNS odrobinę się oddalił (szóste miejsce nie odbiera nam nadziei na miejsce w czwórce w podsumowaniu challengerów – ale podnosi poprzeczkę i wyklucza jakiekolwiek potknięcia).

Ostatecznie wśród kobiet triumfowały Chinki, które w finale zrewanżowały się Kenijkom za grupową porażkę, wygrywając 19:5. Pozostałe dwa miejsca w czołowej czwórce zajęły Argentyna i Uganda. Zwraca uwagę świetna postawa ekip z Afryki i kiepska tych z Europy – Belgijki i Polki zajęły miejsca odpowiednio piąte i szóste, a Czeszki dopiero ósme (przegrały z Tajlandią).

Wśród mężczyzn triumfowali Kenijczycy (świetna postawa obu drużyn z tego kraju), którzy w finale pokonali 12:5 Chile. Trzecie miejsce dla Urugwaju, czwarte dla Niemiec. Poza czołową czwórką pozostali Japończycy czy Tongijczycy.

Kolejny turniej, tym razem w Urugwaju, za niespełna dwa miesiące.

Champions Cup

Faza grupowa Champions Cup, rozgrywana w kuriozalnym formacie, powoli dobiega końca – w ten weekend rozegrano jej trzecią i zarazem przedostatnią kolejkę.

Exeter Chiefs – Glasgow Warriors 19:17. W 10. minucie na prowadzenie wyszli Szkoci i pozostawali na nim niemal do końca spotkania. Nie zdołali jednak zbudować zbyt wysokiej przewagi, a na kwadrans przed końcem niemal ją stracili – tylko przód uratował ich przed utratą przyłożenia po akcji Anglików okraszonej fantastyczną asystą nogą ze strony wspieracza (https://twitter.com/i/status/1746182771054162155). Co gospodarzom nie udało się wtedy, zostało zrealizowane kilka minut przed końcem, gdy wyszli jednak na dwupunktowe prowadzenie. Gra jednak toczyła się do końca, a w doliczonym czasie gry Glasgow Warriors zdobyli zwycięskie wydawałoby się przyłożenie po młynie na 5 m gospodarzy, ale zostało ono unieważnione w nieco kontrowersyjnych okolicznościach (https://twitter.com/i/status/1746186780976529411).

RC Toulon – Munster 18:29. Nie zanosi się na to, aby ekipa z Tulonu wróciła do dni, gdy seriami wygrywała Champions Cup – przegrała domowy mecz z osłabionym licznymi kontuzjami Munsterem (do długiej listy przybył Jean Kleyn, który nie zagra do końca sezonu) i była to trzecia porażka w trzecim europejskim meczu tulończyków. Co prawda po 20 minutach było 10:0 dla gospodarzy (m.in. dzięki przyłożeniu, w którym kluczową rolę odegrał Jiuta Wainiqolo, który zdobył 40 metrów mijając rywali niczym tyczki slalomowe i wyłożył partnerowi piłkę na tacy), ale jeszcze w pierwszej połowie na prowadzenie wyszli goście, m.in. dzięki znakomitemu kopowi Jacka Crowley’a, który pozwolił na zdobycie przyłożenia Simonowi Zebo. Kolejny kop Crowley’a po przerwie był kluczowy w zdobyciu kolejnego przyłożenia gości i choć Tulon zdołał potem zmniejszyć straty, kolejne przyłożenie Munsteru i 20 ostatnich minut bez punktów po żadnej ze stron dały Irlandczykom pierwszą wygraną w tegorocznej edycji pucharów.

Ulster – Stade Toulousain 24:48. Imponuje Tuluza w tym sezonie Champions Cup – nie tylko wygrała trzeci mecz z rzędu, ale w trzecim zaliczyła siedem przyłożeń. W praktyce rozstrzygnęła spotkanie w Belfaście już w pierwszej połowie, gdy po trzech przyłożeniach prowadziła 22:3. Co prawda Ulster jeszcze przed przerwą zmniejszył stratę po przyłożeniu Toma Stewarta, ale po przerwie i kolejnych trzech przyłożeniach zdobytych w ciągu kwadransa Tuluza między drużynami była już punktowa przepaść. W końcówce meczu Ulsterczycy mogli już tylko walczyć o zmniejszenie strat i ewentualnie punkt bonusowy (w tym zakresie – bezskutecznie). Błysnął rozgrywający jedno z ostatnich spotkań w barwach Tuluzy przed przerwą na siódemki Antoine Dupont, jak zwykle znakomicie rozprowadzając piłkę oraz zaliczając dwa przyłożenia i mając kluczowy udział w dwóch kolejnych.

Bath – Racing 92 29:25. Świetne widowisko zobaczyli kibice w Bath – ich drużyna podejmowała potęgę z Paryża i wygrała, ze sporą pomocą Finna Russella, do niedawna gracza Racingu. Długo zanosiło się na wygraną paryżan – to oni zdobyli pierwsze przyłożenie w meczu i choć do przerwy prowadzili tylko dwoma punktami, po przerwie odskoczyli na dystans 14 oczek, m.in. dzięki przyłożeniu Henry’ego Arundella i świetnej grze Nolanna Le Garreca. Jednak do końca było jeszcze prawie pół godziny i Bath rzuciło się z impetem do odrabiania strat. Najpierw przyłożenie zdobył Alfie Barbeary (za drugim podejściem, moment wcześniej też się cieszył, ale sędzia cofnął grę), a potem Joe Cokanasiga i na tablicy wyników pojawił się remis 22:22. Paryżanie odskoczyli po karnym, ale gdy wydawało się, że pójdą za ciosem, na prowadzenie wyszli gospodarze dzięki czwartemu przyłożeniu tego dnia. Chwilę potem Barbeary zobaczył czerwoną kartkę (za dwie żółte; swoją drogą miał sporo szczęścia, że już pierwsza, obejrzana w pierwszej połowie, nie okazała się czerwoną) i Racing mógł myśleć o wykorzystaniu liczebnej przewagi. Jego ataki nie dały jednak żadnego skutku i wygrana gospodarzy stała się faktem. Dla Racingu to trzecia kolejna porażka w Champions Cup.

Union Bordeaux-Bègles – Saracens 55:15. W ostatnim meczu weekendu fantastyczny występ drużyny francuskiej. Będące ostatnio w niesamowitym „gazie” Bordeaux po prostu rozgromiło wielką markę z Londynu, która przecież nie zostawiła swoich gwiazd poza składem – na boisku byli chociażby Maro Itoje czy Owen Farrell. Francuzi zaaplikowali londyńczykom aż dziewięć przyłożeń, zaimponował Mathieu Jalibert, a także niesamowici skrzydłowi – Damian Penaud i Louis Bielle-Biarrey zdobyli po dwa przyłożenia. Jedna z akcji z tego spotkania: https://twitter.com/i/status/1746596402753413556. Saracens mają ostatnio kłopoty na boisku, a gdy dodać do tego plotki o odchodzeniu kluczowych zawodników…

Poza tym:

  • Northampton Saints – Aviron Bayonnais 61:14 (trzecie zwycięstwo Saints i to imponujące – aż dziewięć zdobytych przyłożeń, z czego trzy zaliczył rwacz Tom Pearson);
  • Lyon OU – Connacht 34:20 (wynik otworzył po imponującej 60-metrowej akcji wiązacz irlandzkiej drużyny Sean Jansen, ale potem gospodarze wyszli na prowadzenie i nie oddali go do końca, choć kilka razy ich przewaga topniała do 7 punktów);
  • Bristol Bears – Bulls 17:31 (gospodarze bez kilku kontuzjowanych gwiazd, goście – bez gwiazd odpoczywających; mimo braku kilku świetnych zawodników i gry na drugim końcu świata Bulls byli górą dzięki trzem przyłożeniom zdobytym między 55. i 66. minutą, gdy wynik 7:10 zmienili na 7:31);
  • Leinster – Stade Français 43:7 (miały być emocje, ale pojedynek był jednostronny; Irlandczycy dali pokaz fantastycznego rugby, zdobyli siedem przyłożeń, z czego po dwa zaliczyli Jordan Larmour i Caelan Doris i upokorzyli paryżan; upokorzenie byłoby większe, bo mało brakowało, a paryżanie przegraliby 43:0 – jedyne punkty zdobyli w ostatniej akcji w doliczonym czasie gry);
  • Stormers – Sale Sharks 31:24 (emocjonujący pojedynek, w którym rzadko gospodarzom udawało się odskoczyć rywalom na więcej niż 7 punktów; obserwatorzy chwalą autora pierwszego przyłożenia, Hacjivaha Dayimaniego, a także tradycyjnie Manniego Libboka);
  • Cardiff – Harlequins 15:54 (kiepska seria walijskiego rodzynka w Champions Cup trwa – to była trzecia porażka i na dodatek druga bardzo bolesna; błyszczał Danny Care, a jego partner z pozycji łącznika Marcus Smith zapisał na swoje konto 19 punktów);
  • Stade Rochelais – Leicester Tigers 45:12 (wreszcie wygrana obrońców pucharu, po znakomitej drugiej połowie roszelczyków, w której ci zdobywali przylożenia nawet grając w trzynastkę).

Z kompletem zwycięstw pozostało sześć drużyn: francuskie Bordeaux i Tuluza, angielskie Bath, Northampton Saints i Exeter Chiefs oraz irlandzki Leinster. Z kompletem porażek wciąż piątka: nieoczekiwanie francuskie Racing 92, Tulon i Stade Français, a także Cardiff i Connacht. Kuriozum formatu fazy grupowej polega na tym, że wciąż niemal wszystkie z tych ostatnich pięciu ekip zachowują szansę na awans do play-off – potrzebują tylko zwycięstw w ostatnim meczu i potknięć rywali. Jedynie Stade Français odpadło na amen, ale wciąż może walczyć o grę w play-off Challenge Cup.

Challenge Cup

Także i w Challenge Cup rozegrano trzecią – przedostatnią kolejkę fazy grupowej.

Castres Olympique – Black Lion 28:6. Niestety, gruzińska ekipa nie zdołała powtórzyć sukcesu z poprzedniego wyjazdu na zachód Europy i tym razem w Castres poległa. Nadzieję na sukces mogła mieć do początku drugiej połowy – po karnym Luki Matkawy na początku przez moment prowadziła 3:0, potem po przerwie po kolejnym karnym zmniejszyła stratę do rywali do 8 punktów. Jednak ci nie pozwolili na nic więcej, dorzucili cztery przyłożenia i zdecydowanie mecz wygrali mimo licznych błędów chwytu piłki. Pozytywnym akcentem dla drugiego rugbowego świata było przyłożenie dla zwycięzców w wykonaniu Urugwajczyka Santiago Araty.

Cheetahs – Section Paloise 20:33. Wielką frajdę sprawili Cheetahs Holendrom – pierwszy raz w historii spotkanie Challenge Cup rozegrano w Amsterdamie, przy wypełnionych po brzegi trybunach. Holenderscy kibice mogli zobaczyć Ruana Pienaara, ale niestety już nie Sama Whitelocka, bo drużyna francuska dała gwiazdom odpocząć. Mimo to wygrała – już po kwadransie prowadziła 14:0, a choć potem ekipa z RPA odrabiała straty, a Francuzi dwukrotnie grali w osłabieniu, przeważyli, głównie dzięki kopom z karnych młodziutkiego Axela Desperesa (16 punktów z podstawki).

Poza tym:

  • Newcastle Falcons – Benetton Treviso 18:57 (ekipa z północy Anglii wciąż z kompletem porażek w tym sezonie; choć prowadziła 10:0 po kwadransie, potem straciła osiem przyłożeń);
  • Ospreys – USA Perpignan 25:3 (zwycięstwo Walijczyków, ale dla ich rywali ten mecz był tylko sprawdzianem rezerw – kluczowa dla nich jest walka o utrzymanie we francuskiej Top 14);
  • ASM Clermont – Scarlets 38:17 (w 26. minucie, przy stanie 0:0, jeden z gości zobaczył czerwoną kartkę; w efekcie bardzo pewna wygrana Francuzów, którzy po kolejnych 20 minutach prowadzili 31:3; Walijczycy honor ratowali w ostatnich minutach, gdy po kolejnych dwóch żółtych kartkach gospodarzy siły na boisku były wyrównane; zwraca uwagę 18 punktów Anthony’ego Belleau);
  • Sharks – Oyonnax 38:7 (pewne zwycięstwo ekipy z Południowej Afryki, ale francuskiej drużynie zbyt zależy na walce o utrzymanie w Top 14, aby jechać na drugą półkulę w pierwszym składzie; po dwa przyłożenia zapisali na swoje konto najpierw Ox Nche, a potem Makazole Mapimpi);
  • Zebre Parma – Dragons 20:17 (w starciu dwóch drużyn zaliczanych raczej do europejskich outsiderów zaczęło się od 0:12 dla Walijczyków po czterech karnych Caia Evansa, ale potem Zebre zdołało jednak przeważyć; gdyby Evans był równie skuteczny w drugiej połowie jak w pierwszej wynik mógłby jednak być inny);
  • Edinburgh – Gloucester 20:21 (najciekawszy pojedynek tej kolejki i trzecia wygrana w pucharach fatalnie radzących sobie w lidze Anglików – i to pomimo faktu, że to rywale zdobyli więcej przyłożeń; losy meczu ważyły się do końca, a kluczowe punkty dla zwycięzców zdobyli Zach Mercer z przyłożenia i Adam Hastings z podwyższenia na kilka minut przed końcowym gwizdkiem);
  • Montpellier Hérault – Lions 13:3 (Lions pojechali do Francji w rezerwowym składzie, ale i zajmujący ostatnie miejsce w Top 14 Francuzi dali odpocząć kilku ważnym zawodnikom – mimo to wygrali i to trzeci raz w trzecim meczu tegorocznego Challenge Cup).

Z kompletem wygranych po trzech kolejkach pozostały już tylko dwie drużyny – fatalnie radzące sobie w swoich ligach Gloucester i Montpellier. Szansę na awans do play-off straciły cztery drużyny z kompletem porażek: Newcastle Falcons, Oyonnax, Scarlets i Perpignan.

Ze świata

Pierwszy międzynarodowy mecz piętnastek w 2024 był wyjątkowy – stanowił jednocześnie międzynarodowy debiut reprezentacji Albanii, która zagrała z niewiele bardziej doświadczoną ekipą Kosowa (trzy mecze, pod koniec zeszłego roku pierwsza wygrana). Rozegrano go w albańskim Kukës, położonym przy granicy Kosowa. Wygrało Kosowo 40:12.

Top 14 pauzowało, ale grała druga francuska liga, Pro D2. Tu do przegrywania wróciła prowadząca w lidze drużyna Vannes, która uległa 10:24 jednej z najsłabszych ekip ligi, Valence Romans. Zachowała co prawda fotel lidera, ale już z tylko jednopunktową przewagą nad dwoma kolejnymi ekipami – Provence (zwycięstwo 54:26 nad Dax po pięciu przyłożeniach zdobytych w pierwszej półgodzinie) i Béziers (wygrana 23:19 nad Colomiers, na boisku aż czterech reprezentantów Portugalii). Na czwarte miejsce awansowało Mont-de-Marsan po wygranej 46:19 z Agen. Najciekawiej w tej kolejce było chyba w Nevers, gdzie miejscowa drużyna pokonała 29:27 przedostatnie w lidze Biarritz. Gospodarze zbudowali w pierwszej połowie 13-punktową przewagę, ale w drugiej połowie goście dwukrotnie niebezpiecznie zmniejszali dystans. Zwraca też uwagę kolejne zwycięstwo Grenoble, tym razem nad faworyzowanym Montauban – gdyby nie tracone przy zielonym stoliku punkty, Grenoble byłoby w czołówce ligi, a tak musi zadowolić się miejscem w połowie stawki.

W angielskiej drugiej lidze, Championship rozegrano w ten weekend trzy mecze – jedno spotkanie rozegrano awansem dwa tygodnie temu, a jedno odwołano. Na prowadzenie w lidze wrócili Ealing Trailfinders po zwycięstwie 54:28 nad Caldy, natomiast szanse na awans na fotel wicelidera zmarnowali Doncaster Knights – pozostali na czwartym miejscu po porażce 24:32 z Ampthill (świetny początek Knights i świetny koniec Ampthill).

Więcej działo się poza boiskiem. Wciąż trwa w Anglii awantura wokół nowego Professional Game Partnership i przyszłości drugiego poziomu ligowego w tym kraju. Kluby Championship wzywają RFU do ponownych negocjacji i zrezygnowania z franczyzowego formatu planowanej Premiership 2 oraz niedopuszczenia do gry na wyższych poziomach takich klubów jak Wasps i London Irish, dopóki te nie spłacą zaległych długów. Gorycz przedstawicieli Championship powiększa arogancja przedstawicieli RFU podczas spotkań z nimi. Wskazują też, że wszelkie plany RFU i PRL zmierzają do tego, aby uczynić z Premiership zamkniętą ligę, nawet jeśli nie jest to wprost wyartykułowane w PGP, a klubom Championship, które nie zgłoszą akcesu do Peremiership 2, grożą degradacją do National League. Zdaniem klubów, z niedawno otrzymanych informacji finansowych wynika, że w przypadku akcesu do Premiership centralne finansowanie z RFU będzie blisko dwukrotnie niższe niż obecne (i tak dramatycznie ścięte w czasie pandemii). A publiczne komentarze RFU raczej nie rokują kompromisu.

Póki co Doncaster Knights wystąpili o wydanie licencji na grę w Premiership (przy czym licencja nie starczy, trzeba jeszcze wygrać Championship, a potem baraż z najsłabszą ekipą Premiership, nie wspominając o wielomilionowym „wkupnym” do ligi), natomiast Nottingham cierpi z powodu zalanego wskutek powodzi lodowiska – zorganizowało akcję crowdfundingową w celu zebrania funduszy na jego przywrócenie do użytku (potrzebują 50 tys. funtów).

W Japan Rugby League One wciąż na czele pozostają Saitama Wild Knights – w ten weekend rozgromili Sagamihara Dynaboars aż 81:21. Zdobyli 12 przyłożeń, a na listę punktujących wpisali się m.in. Damian de Allende i Lood de Jager. Druga niepokonana drużyna, Brave Lupus Tokyo, też kontynuowała serię, wygrywając z Mie Heat 40:12 (15 punktów Richiego Mo’ungi). Ciekawie było w meczu Shizuoka Blue Revs z Tokyo Sungoliath – gospodarze prowadzili jeszcze 10 minut przed końcem, ale w ostatnich minutach dwa przyłożenia przechyliły szalę na korzyść faworyzowanych gości, którzy zwyciężyli 29:25 (jedno z nich, Cheslina Kolbego, palce lizać: https://twitter.com/i/status/1746157715510931849). No i do wygrywania wrócili obrońcy tytułu – w bardzo ważnym meczu (na dodatek wyjazdowym) Spears Funabashi Tokyo-Bay pokonali Kobe Steelers 38:34 dzięki przyłożeniu w ostatniej akcji meczu. W tym spotkaniu punktowali m.in. dla zwycięzców Dane Coles (2 przyłożenia), a dla przegranych Ardie Savea. Poza tym Yokohama Eagles pokonali Black Rams Tokyo 24:8, a Toyota Verblitz wygrała z Hanazono Liners 47:14. Liners i Heat wciąż pozostają bez zwycięstwa.

Na niższym poziomie rozgrywek, trzecim, uderzył covid – z powodu zakażenia grupy graczy Chugoku Red Regulions tą chorobą i wynikającej z tego faktu braku wystarczającej liczby graczy pierwszej linii młyna, odwołano mecz tej drużyny z Hino Red Dolphins i przyznano cztery punkty rywalom (będącym zdecydowanym liderem tabeli, jedynej drużynie z kompletem zwycięstw). Na drugim poziomie JRLO liderem są natomiast Urayasu D-Rocks, ale identyczną liczbę punktów mają Shuttles Aichi.

Ponadto zakończyła się 60. edycja ogólnojapońskich rozgrywek drużyn uniwersyteckich. W finale, w obecności ponad 18 tys. widzów, trzeci raz z rzędu (i dwunasty w historii – niemal absolutna dominacja począwszy od 2010) triumfowała drużyna uniwersytetu Teikyo, która pokonała ekipę z Meiji 34:15. Już w ćwierćfinale odpadła trzecia spośród najbardziej utytułowanych uczelni, Waseda (ubiegłoroczny finalista). Bohaterów tych rozgrywek (jak kapitana Teikyo, który w finale zdobył dwa przyłożenia – młynarza Hayate Era) – można wkrótce oczekiwać na boiskach Japan Rugby League One.

Półmetek osiągnęły rozgrywki holenderskiej Ereklasse. Po rozegraniu tej rundy dwanaście drużyn uczestniczących w rozgrywkach zostanie podzielonych na dwie połowy – „górna” szóstka powalczy o mistrzostwo, a reszta będzie bronić się przed spadkiem. Nieoczekiwanym liderem ligi jest Rotterdamse RC (jedyny tytuł mistrzowski zdobyli w 1947), który przegrał w tym sezonie zaledwie raz. Ubiegłoroczny nieoczekiwany mistrz, Eemland RC, zajmuje drugie miejsce (z szansą na pierwsze, bo mecz ostatniej kolejki z Haarlemem nie doszedł do skutku). W czołowej szóstce są jeszcze t’ Gooi, Haagsche, Hoek van Holland i Castricumse, nie załapał się natomiast mistrz sprzed dwóch lat, DIOK.

Ogłoszono, kto będzie trenerem British & Irish Lions podczas przyszłorocznej wyprawy do Australii – tę rolę obejmie obecny trener reprezentacji Irlandii Andy Farrell. Irlandczycy niedawno przedłużyli z nim kontrakt do 2027, w tej sytuacji będą musieli znaleźć dla niego zastępstwo. Ponoć zainteresowany współpracą z Anglikiem w Lions jest trener La Rochelle, Ronan O’Gara.

RFU zaostrza od przyszłego sezonu kary za niewłaściwe odnoszenie się do sędziów – po tym jak po pogróżkach po finale Pucharu Świata odeszli na emeryturę Wayne Barnes i Tom Foley, a badanie wśród angielskich sędziów wykazało, że aż połowa z nich spotkała się z obrażaniem w ostatnich sezonach.

Z rynku transferowego:

  • Mako Vunipola, którego z Pucharu Świata wykluczała kontuzja, nie zagra też w Pucharze Sześciu Narodów – ogłosił właśnie koniec swojej kariery w reprezentacji Anglii;
  • dwa nowe nabytki Bordeaux (choć niepotwierdzone oficjalnie) – podobno kontrakty z francuską drużyną podpisali Rohan Janse van Rensburg i Joey Carbery;
  • Ma’a Nonu przedłużył kontrakt w San Diego Legion – dwukrotny zdobywca Pucharu Świata ma już 41 lat (w nadchodzącym sezonie będzie grać z innym 4o-latkiem, Mattem Giteau);
  • urodzony w Stanach Rufus McLean, który kilka razy zagrał dla Szkocji, ale stracił kontrakt w Glasgow, pojawił się w składzie American Raptors na nowy sezon Super Rugby Americas.

Odeszła legenda rugby, 74-letni J.P.R. Williams, gracz London Welsh, reprezentacji Walii (3 wielkie szlemy) i British & Irish Lions (podczas dwóch zwycięskich wypraw na południe w 1971 i 1974), uczestnik legendarnego meczu Barbarians z All Blacks z 1973 (i przy okazji uczestnik akcji nazywanej The Try). Zainspirowany przez Johna Dawesa odmienił rolę obrońców na boisku i był jedną z pierwszych osób wprowadzonych do International Rugby Hall of Fame. Zmarli także we Francji Cédric Rosalen, dawny łącznik ataku Narbonne, który przez wiele lat był rekordzistą ligi francuskiej w liczbie punktów zdobytych w jednym spotkaniu (32), a w Nowej Zelandii Duncan Hales, kapitan drużyny Manawatū z jej najlepszych czasów i reprezentant Nowej Zelandii (m.in. był w składzie na wspomniany wyżej mecz przeciwko Barbarians z 1973).

We Francji aresztowano młodego filara Castres, Wilfrida Hounkpatina, który zdążył zaliczyć debiut w kadrze narodowej – został oskarżony o przemoc domową i w kwietniu stanie przed sądem. Jego klub natychmiast go zwolnił. Z kolei w Walii skazano za molestowanie na dwa lata i 10 miesięcy więzienia reprezentanta Fidżi Apiego Ratuniyarawę – połowę tego okresu ma spędzić w więzieniu. Fidżyjczyk, ostatnio zawodnik London Irish, popełnił przestępstwa pijany w barze w Cardiff, gdy przebywał tam powołany na mecz Barbarians z Walią.

Polacy za granicą

Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia.

Anglia:

  • Ethan Sikorski (Barnes RFC, National League 2 East): zagrał 80 minut w meczu z Sevenoaks, a na samym jego początku zdobył przyłożenie – jego drużyna jednak przegrała 27:31. Barnes spadło z trzeciego na piąte miejsce w grupie;
  • Peter Hudson-Kowalewicz (Hull RUFC, National League 2 North): zagrał cały mecz przeciwko Fylde, przegrany 8:35. Hull zajmuje dziewiątą lokatę w grupie;
  • Stasio Maltby (Brighton RFC, Regional 1 South Central): wyszedł w podstawowym składzie na mecz z Tunbridge Wells, przegrany 24:26. Blues są na siódmym miejscu w lidze.

Irlandia:

  • Dominik Morycki (Enniscorthy RFC, All-Ireland League D2C): zaczął na ławce rezerwowych finał rozgrywek regionalnych w South East Area Leinsteru przeciwko County Carlow, przegrany 7:38.

Walia:

  • Jake Wisniewski (Cross Keys RFC, Championship East): wyszedł w podstawowym składzie w meczu z Bargoed, przegranym 11:23. Jego drużyna spadła na szóste miejsce w lidze.

Zapowiedzi

Głównym akcentem nadchodzącego weekendu będzie ostatnia kolejka fazy grupowej europejskich pucharów. Ciekawych starć znów sporo, ale najciekawsze pewnie będą te z największą stawką, czyli m.in. Connachtu z Bristol Bears, Glasgow Warriors z Tulonem, Sale Sharks z La Rochelle czy Ulsteru z Harlequins. Podobnie w Challenge Cup, gdzie pewnie warto będzie rzucić okiem na spotkanie Pau z Zebre, a ciekawie zapowiada się wizyta Clermont w Tbilisi.

4 komentarze do “Piasek pustyni w trybach naszej siódemki”

  1. Niestety nie ma nowych twarzy w naszej kadrze. Z każdym rokiem rośnie średnia wieku naszej reprezentacji. Trener Urbanowicz nie dopuszcza nowych zawodniczek, nie testuje, nie myśli przyszłościowo. Stawia na ograne zawodniczki. Sporo krajów doszlusowało już do poziomu
    mu naszej drużyny, a my chyba stoimy w miejscu 🙁 Brak świeżej krwi 🙁 Brak kogoś, kto mógłby sprawić że dziewczyny w kadrze poczułyby oddech na karku i musiały by walczyć o miejsce w składzie.

    Odpowiedz
  2. Mam takie nieodparte wrażenie, że nasza kobieca reprezentacja siódemek ma szczyt możliwości za sobą. Chcę się mylić, ale ostatnie występy pokazują, że nie jest najlepiej. Albo inaczej – 6 miejsce jest dobre z tym, że przegrywamy z zespołami, które nie tak dawno nie tyle pokonywaliśmy, ale gromiliśmy. Czyli my w miejscu, inni do przodu, lub my do przodu małym krokiem, inni wielkim susem. Oczywiście kontuzje i braki w składzie mają wpływ na grę. Jakoś tak stanęliśmy w miejscu. W dwóch pozostałych turniejach trzeba pewnie być co najmniej w czwórce. Czy zdążymy się odbić z tej – oby chwilowej – słabszej dyspozycji do następnego turnieju. Oby, mocno ściskam kciuki! Najważniejsze zaklepać miejsce w decydującej rozgrywce o następny sezon. A przecież jeszcze kwalifikacje do igrzysk.

    Odpowiedz
    • Biorąc pod uwagę wąską bazę i niewielką grupę, mam wrażenie, że dotychczasowe sukcesy były nieco na kredyt 🙂 Niepokoi też przedłużająca się nieobecność Karoliny Jaszczyszyn, mam wrażenie, że kłopoty zaczęły się od momentu, gdy jej zabrakło na boisku…

      Odpowiedz

Dodaj komentarz