Nie udała nam się wyprawa do Amsterdamu: choć byliśmy od Belgów lepsi, nie wykorzystaliśmy swoich szans (przynajmniej raz nie do końca z własnej winy) i w efekcie jednym punktem przegraliśmy. Rozmiar porażki jednak jest bez znaczenia – faktem jest ostatnie, ósme miejsce i fatalna wyjściowa pozycja przed rywalizacją za rok. Poza tym m.in. wielki szlem Irlandii, Gruzja z kompletem zwycięstw, rewanż za finał Super Rugby i finał mistrzostw Hongkongu.
Reprezentacja Polski / Rugby Europe International Championships
Najważniejszy moment rugbowego weekendu dla polskich kibiców wypadał w sobotę niedzielę, pół godziny po wybiciu południa. Polska grała w Amsterdamie przeciwko Belgii w meczu o siódme miejsce Rugby Europe Championship. Kilka tygodni temu z tym samym przeciwnikiem wygraliśmy w fazie grupowej i liczyliśmy na powtórkę, choć wiadomo było, że w Amsterdamie może być inaczej niż w Gdyni. Cieszył powrót do kadry kilku zawodników nieobecnych przed dwoma tygodniami w meczu z Niemcami i złożenie drugiej linii z drugoliniowców.
Mecz zaczęliśmy fatalnie. Już w pierwszej minucie po sprytnym podkopnięciu piłki na skrzydło Belgowie zdobyli pierwsze przyłożenie meczu (a to nie był jedyny nasz błąd w pierwszej fazie gry). Nasza drużyna pozbierała się jednak i już po kilku minutach dała Belgom odpowiedź: akcję rozpoczętą znakomicie przez Vahę Halaifonuę jeszcze ładniej wykończył Piotr Zeszutek i to dało nam prowadzenie 7:5. Co prawda chwilę potem Belgowie po kopie z karnego mieli punkt przewagi, ale to nasza drużyna przeważała. Robert Wójtowicz był o włos od przyłożenia (uderzony w twarz wypuścił piłkę z rąk nad polem punktowym, sędzia uznał, że wszystko było w porządku – swoją drogą, brak TMO w tym sezonie REC to spory krok wstecz w tych rozgrywkach), Wojciech Piotrowicz spudłował z karnego, w końcu Toon Deceuninck zobaczył żółtą kartkę, a Piotrowicz tym razem z karnego trafił (choć trochę szkoda wyboru kopu, gdy piłka była na 5 m). Po wznowieniu Belgowie mimo osłabienia zaatakowali i wrócili na jednopunktowe prowadzenie po kolejnym skutecznym karnym Floriana Remue. Końcówka pierwszej połowy to znów napór naszej reprezentacji, ale wynik się nie zmienił – byliśmy blisko przyłożenia, ale Peter Hudson-Kowalewicz został przez rywali utrzymany z piłką nad polem punktowym i pierwszą połowę skończyliśmy przegrywając 10:11.
Drugą połowę zaczęliśmy od niedolotu z karnego z połowy boiska i żółtej kartki Aleksandra Nowickiego, ale znowu byliśmy niezwykle bliscy przyłożenia – tym razem Belgowie w ostatniej chwili uratowali się przy ataku Zenona Szwagrzaka (sędzia w pierwszej chwili zresztą przyłożenie przyznał). Chwilę potem straciliśmy piłkę w środkowej strefie boiska i zaczął się atak Belgów. Dwukrotnie to my ratowaliśmy się w ostatniej chwili (raz szarżą znikąd Halaifonua), ale ostatecznie Florian Remue znalazł miejsce na skrzydle i zrobiło się 10:18. Do końca został kwadrans. Szczęśliwie odzyskaliśmy piłkę na własnej połowie mimo korzyści rywali i zaatakowaliśmy, czego efektem było przyłożenie Halaifonuy. Na kilka minut przed końcem było 17:18, znów graliśmy z przewagą jednego zawodnika (Deceuninck zobaczył drugą żółtą kartkę), ale nasza drużyna nie poszła za ciosem – w ostatnich chwilach meczu nie wyszła ze swojej połowy. W ostatniej akcji spokojne posuwanie się do przodu zmarnował ryzykownym podkopnięciem Dawid Banaszek i Remue, uznany potem najlepszym graczem meczu, złapał piłkę w ręce i skończył mecz. Cóż, niedługo puchar gen. Maczka był w naszych rękach…
Szkoda, bo mieliśmy w tym meczu przewagę, częściej mieliśmy piłkę w rękach, częściej atakowaliśmy, stwarzaliśmy więcej szans i popełnialiśmy mniej błędów. Była skuteczna obrona (no, przez większość meczu), ale brakło skuteczności, czasami też cierpliwości (jak w ostatniej akcji). Efektem jest ostatnie, ósme miejsce w rozgrywkach i najgorsza możliwa pozycja wyjściowa do walki o utrzymanie za rok. I my, i Belgowie, i Niemcy, mamy identyczny bilans zwycięstw do porażek: 1:4 – tyle, że oni swoje zwycięstwa odnieśli w ważniejszych momentach turnieju. Co dalej? Cóż, mam nadzieję, że reprezentacja nie spocznie na laurach do zimy i w ciągu roku będzie ze sobą pracować i grać. Mam też nadzieję, że pojawi się namiastka profesjonalizmu w postaci polskiej drużyny w Rugby Europe Super Cup.
Drugie spotkanie w Amsterdamie, w którym o piąte miejsce gospodarze mierzyli się z Niemcami, było znacznie mniej zacięte. Holendrzy już w pierwszej akcji zapunktowali, po kwadransie mieli na koncie trzy przyłożenia, a do przerwy prowadzili 28:0. W drugiej połowie Niemcy zaczęli wreszcie odpowiadać (pierwsze przyłożenie już w pierwszej akcji tej odsłony), ale choć zdobyli cztery przyłożenia, stracili ich dokładnie tyle samo i ostatecznie to faworyzowani Holendrzy zajęli piąte miejsce w imprezie po wygranej 50:28. Spotkanie to było pożegnaniem się z kadrą gospodarzy jej kapitana, filara Hugona Langelaana, który upamiętnił swoje odejście zdobywając jedno z przyłożeń swojej drużyny.
W hiszpańskim Badajoz (tuż przy granicy portugalskiej, ale tak naprawdę w środku niczego) toczyła się walka o medale. W meczu o brąz Hiszpania grała z Rumunią. Obie ekipy dalekie od najmocniejszych składów (zwłaszcza Rumuni mocno poszatkowani kontuzjami, z kolei w drużynie gospodarzy pierwszy raz w tym roku pojawił się Tomás Munilla), ale po dotychczasowych meczach to Rumuni wydawali się faworytem. Tymczasem to Hiszpanie zaczęli od prowadzenia 10:0, a goście dopiero w końcówce pierwszej połowy zdobyli pierwsze punkty, które pozwoliły im zmniejszyć stratę do dwóch oczek. Po przerwie dzięki dwóm przyłożeniom (pierwsze po efektownym przechwycie na własnej połowie zaraz na starcie drugiej połowy) wyszli na prowadzenie 25:13, ale dwa przyłożenia Brice’a Ferrera pozwoliły Hiszpanom doprowadzić do remisu. Więcej jednak nie osiągnęli, a mecz przegrali wskutek braku dyscypliny: dwa karne Rumunów w ostatnich minutach (na szczęście dla nich mocno niepewnego z podstawki Paula Popoaię zmienił w roli kopacza Florin Popa) dały im zwycięstwo 31:25.
O mistrzostwo walczyły Gruzja z Portugalią – faworytem byli oczywiście Gruzini, a Portugalczycy na dodatek mieli ogromne luki w składzie (kontuzje wyeliminowały skrzydłowych Nuno Guedesa i Raffaele Stortiego – ten ostatni prawdopodobnie nie zagra w Pucharze Świata; brakło też innych podstawowych zawodników: Samuela Marquesa i Anthony’ego Alvèsa grających w ten weekend dla swoich francuskich klubów, a także kolejnego skrzydłowego, Rodrigo Marty). Zaczęło się jednak od przyłożenia kapitana ekipy portugalskiej, Tomasa Appletona. Później przycisnęli Gruzini, którzy swoją przewagę zamienili na dwa przyłożenia Akakiego Tabucadzego (drugie z nich było 27. przyłożeniem w 27. występie w kadrze). Jednak w końcowej fazie pierwszej połowy, grając w osłabieniu popełniali błędy i pierwszą połowę skończyli z prowadzeniem tylko 12:11. W drugiej połowie punktowali już tylko Gruzini. Zaraz po przerwie zwiększyli przewagę do stanu 17:11, Portugalczycy byli bliscy odpowiedzi, ale z biegiem czasu ich rywale coraz bardziej przeważali. Kilkakrotnie fantastyczne akcje prezentował znowu Tabucadze, choć w przykładaniu piłki wyręczali go koledzy. Gruzja wygrała 38:11 i pewnie obroniła mistrzostwo REC, zdobywając szósty tytuł z rzędu.
Ekstraliga
W ten weekend rozegrano w Ekstralidze zaległy mecz sprzed tygodnia – Posnania zagrała z Orkanem Sochaczew. Zdecydowanym faworytem byli goście, obrońcy tytułu mistrzowskiego, i niespodzianki nie było. Sochaczewianie wyszli szybko na prowadzenie po przyłożeniu Michała Szwarca, a prawdziwą szkołę rugby zafundował Posnanii w końcówce pierwszej połowy, gdy raz po raz zdobywali przyłożenia po szybkich akcjach. Do przerwy było 47:0, po przerwie zaś nieoczekiwanie mieliśmy dłuższy okres wyrównanej gry, z szansami Posnanii, ale bez punktów po obu stronach. Dopiero po dłuższym czasie wynik zaczął się zmieniać, jednak znów na korzyść gości. Prowadzili już 73:0, gdy wreszcie gospodarze zdołali odpowiedzieć. Ostatecznie Orkan wygrał 80:12 (12 przyłożeń, z czego hat-trick Jonathana O’Neilla i przyłożenie w debiucie jego młodego brata Jadona, do tego 25 punktów Pietera Steenkampa).
Ta bardzo wysoka wygrana pozwoliła Orkanowi zmniejszyć stratę do Budowlanych Lublin do 1 punktu.
Poz. | Drużyna | M. | Pkt. |
1. | Budo 2011 Aleksandrów Łódzki | 10 | 42 |
2. | Ogniwo Sopot | 10 | 40 |
3. | Edach Budowlani Lublin | 10 | 36 |
4. | Orkan Sochaczew | 10 | 35 |
5. | Lechia Gdańsk | 9 | 22 |
6. | Up Fitness Skra Warszawa | 9 | 18 |
7. | Juvenia Kraków | 9 | 12 |
8. | Arka Gdynia | 9 | 10 |
9. | Pogoń Awenta Siedlce | 10 | 9 |
10. | Posnania | 10 | 5 |
W I lidze pierwszą wygraną na swoje konto zapisał Hegemon, miało to miejsce jednak jeszcze przed weekendem – Komisja Gier i Dyscypliny przyznała mu walkower za przegrany 17:32 w październiku mecz z Arką Rumia. To skutek błędów graczy z Pomorza w ustawieniu młyna, ale zwraca uwagę coś innego: sprawa była rozstrzygana przez niemal 5 miesięcy (mecz odbył się 22 października, protest złożono dzień później, a rozstrzygnięto go 17 marca). Tempo orzekania – dramatyczne…
Na boisku mieliśmy tylko jedno spotkanie, Arki Rumia z Rugby Białystok. Tu dla odmiany Arka była wygrana – po wyrównanym spotkaniu pokonała gości 26:22 (choć do przerwy przegrywała 6:15). Odzyskała zatem część punktów straconych przy zielonym stoliku.
Puchar Sześciu Narodów
Tradycyjna super-sobota zakończyła Puchar Sześciu Narodów. Przed ostatnią kolejką tylko dwie drużyny miały szansę na końcowy sukces: Irlandia i Francja. Dzień jednak zaczął pojedynek Szkotów z Włochami. Gospodarze zagrali tym razem bez swoich dwóch gwiazd: Finna Russella i Stuarta Hogga. Ten fakt nie przeszkodził im jednak w odniesieniu sukcesu, który dał im trzecie miejsce w ostateczne klasyfikacji. Wygrali 26:14, a aż trzy spośród czterech ich przyłożeń zdobył zmiennik Russella, Blair Kinghorn. To nie było jednak łatwe zwycięstwo, a tuż przed końcowym gwizdkiem Włosi tracili tylko pięć punktów i atakowali tuż przy polu punktowym rywali – stracili jednak piłkę i nadziali się na błyskawiczną, 95-metrową kontrę, w wyniku której swojego hat-tricka skompletował Kinghorn (w sumie zdobył 21 punktów – wszystkie swoje przyłożenia podwyższył). Włosi przegrali wszystkie mecze w tegorocznym Pucharze, ale pokazali się z całkiem niezłej strony.
Na drugi ogień poszedł mecz Francji z Walią. Francuzi musieli obejść się bez Paula Willemse, z kolei Walia bez Liama Williamsa, jednej z najjaśniejszych postaci w meczu przed tygodniem, za to Warren Gatland dał szansę wielkim gwiazdom – Alunowi Wynowi Jonesowi i Danowi Biggarowi. To nie pomogło – Francuzi kolejny raz pokazali niesamowitą skuteczność, w wyniku czego skończyli turniej z rekordową dla tej drużyny liczbą punktów na koncie. Co prawda na początku meczu to Walijczycy przycisnęli – byli bliscy przyłożenia po maulu, a po kolejnym przyłożenie zdobył dla nich George North – ale przez kolejne 50 minut nie zaliczyli jednego oczka, a tymczasem gospodarze zdobyli ich 34. Dopiero wtedy Walijczycy zaczęli odpowiadać, ale ani razu poważniej nie zagrozili odebraniem zwycięstwa Francuzom – choć zdobyli trzy przyłożenia, to Francja wygrała ten mecz 41:28. A tak akcja Ntamacka i Duponta to prawdziwe mistrzostwo: https://twitter.com/i/status/1637109091632832514. Bonusowa wygrana podtrzymała nadzieję Francuzów na zwycięstwo w całym turnieju, do tego jednak potrzebowali potknięcia Irlandczyków w meczu z Anglią.
Tego się nie doczekali. Co prawda losy meczu w Dublinie ważyły się długo, jednak ostatecznie to Irlandczycy zapisali na swoje konto zwycięstwo i nie tylko zwyciężyli w Pucharze, ale zdobyli też wielkiego szlema. W wyjątkowych zresztą okolicznościach – na własnym stadionie, niemal w dzień św. Patryka i z Jonathanem Sextonem w składzie, który pobił w tym meczu rekord Ronana O’Gary w ilości zdobytych punktów w Pucharze Sześciu Narodów. Kto wie, czy nie w swoim ostatnim meczu w tej imprezie – wszak Sextonowi blisko do emerytury i nie wiadomo, czy po Pucharze Świata zobaczymy go jeszcze na boisku. Anglia przystąpiła do meczu ze sporą ilością zmian (m.in. z Owenem Farrellem na pozycji łącznika ataku oraz z pierwszym startem od początku meczu Henry’ego Arundella), Irlandia zaś na szczęście z mniejszym żniwem kontuzjowanych niż się obawiano po meczu ze Szkocją (bez Garry’ego Ringrose’a i Iaina Hendersona). To Sexton był bliski pierwszego przyłożenia w meczu, gdy po szybkim rozegraniu karnego Anglicy utrzymali go w górze na polu punktowym. W pierwszej połowie meczu zobaczyliśmy tylko jedno przyłożenie: zdobył je po świetnym przeboju Dan Sheehan, który wyprowadził Irlandię na prowadzenie 10:6. Na sam koniec tej części spotkania miało miejsce jednak zdarzenie, które chyba zaważyło na losach meczu: Freddie Steward zobaczył czerwoną kartkę za atak na Hugo Keenana – niebezpieczny, ale trochę nieszczęśliwy, nie wiem zatem, czy kolor karki nie był przesadzony. Mimo osłabienia druga połowa długo była wyrównana: ekipy walczyły głównie w środkowej części boiska, a Anglicy zmniejszyli stratę do jednego punktu. Po upływie godziny gry Irlandczycy przeprowadzili jednak dwie akcje zakończone przyłożeniami (m.in. znów zapunktował Sheehan, uznany najlepszym graczem meczu) i wyszli na stosunkowo bezpieczne prowadzenie. Co prawda Owen Farrell jeszcze zmniejszył stratę przyłożeniem (zdobył w tym meczu wszystkie punkty swojej drużyny), ale kropkę nad i postawił zmiennik Sheehana i Irlandia wygrała 29:16.
Irlandia wygrała Puchar Sześciu Narodów pierwszy raz od 2018 i zgarnęła czwartego wielkiego szlema w historii swoich występów w tej imprezie. Potwierdziła, że przed Pucharem Świata we Francji jest jednym z faworytów turnieju.
Poz. | Drużyna | M. | Pkt. |
1. | Irlandia | 5 | 27 |
2. | Francja | 5 | 20 |
3. | Szkocja | 5 | 15 |
4. | Anglia | 5 | 10 |
5. | Walia | 5 | 6 |
6. | Włochy | 5 | 1 |
W rozgrywkach w kategorii U20 wynik taki sam jak wśród seniorów – wielkiego szlema zgarnęli Irlandczycy, którzy dzięki sześciu przyłożeniom pokonali Anglików 36:24. Drugie miejsce zajęli Francuzi (w ostatnim meczu pokonali najsłabszą w stawce Walię 67:17), natomiast trzecie Włosi (ci na koniec turnieju rozgromili Szkocję 40:17, głównie dzięki znakomitej pierwszej części drugiej połowy).
Super Rugby Pacific
Hitem czwartej kolejki Super Rugby Pacific był nowozelandzki klasyk, rewanż za finał rozgrywek sprzed roku, w którym starły się ekipy Blues i Crusaders. Spotkanie lepiej zaczęli gospodarze: zdobyli pierwsze przyłożenie w meczu, a po półgodzinie prowadzili 21:12. Wtedy jednak swój show rozpoczął Leicester Fainga’anuku, który w ciągu ostatnich paru minut pierwszej połowy i na samym początku drugiej (to ostatnie po niesamowitym sprincie: https://twitter.com/i/status/1636993728521859072) zdobył trzy przyłożenia, po których mistrzowie wyszli na prowadzenie 31:21. Mieli jednak sporo szczęścia, że zwycięstwo nie wymknęło im się z rąk – na 25 minut przed końcem Blues zmniejszyli stratę po przyłożeniu Stephena Perofety, a w końcowych minutach dwukrotnie byli bardzo bliscy kolejnych. Jednak zarówno James Tucker, jak i Hoskins Sotutu stracili piłkę nad linią bramkową i ostatecznie to Crusaders wyszli z tego meczu zwycięsko – wygrali 34:28.
Nieoczekiwanie ciekawie było w meczu dwóch drużyn z przeciwległych końców tabeli – niepokonani dotąd Brumbies grali z czekającą na pierwszą wygraną Moaną Pasifiką. Wyspiarze zaczęli mecz znakomicie, od prowadzenia po 10 minutach 14:3, a jeszcze w 55. minucie meczu wyszli na prowadzenie 36:34. Na tym jednak ich zdobycze punktowe się skończyły, a ekipa z Canberry zaliczyła zabójczą końcówkę, zdobywając w ciągu 20 minut 4 przyłożenia i ostatecznie wygrywając wysoko 62:36. W sumie 14 przyłożeń, a zwraca uwagę 11 punktów z kopów byłego gracza Brumbies, Christiana Leali’ifano, w jego pierwszej wizycie w Canberrze w roli gościa.
Ciekawie było w meczu Reds z Fijian Drua. Ekipa z Queenslandu miała niezły start – do przerwy wygrywała 12:3 (a mogło być lepiej – Josh Flook był o włos o trzeciego swojego przyłożenia), a w ciągu pierwszych 10 minut po niej powiększyła swoją przewagę i było już 24:3. Bezpieczne prowadzenie jednak roztrwoniła: Fidżyjczycy zaczęli odrabiać straty, zdobyli trzy przyłożenia z podwyższeniami i byli bliscy odwrócenia wyniku meczu – Reds uratował karny Toma Lynagha i znakomita obrona w końcówce, gdy Fidżyjczycy zacięcie atakowali przy linii bramkowej. Reds wygrali 27:24.
Poza tym:
- Hurricanes pokonali Waratahs 34:17 (Australijczykom nie pomogły świetne przyłożenia Nemaniego Nadolo i młodego Maxa Jorgensena, po których prowadzili nawet 12:10 – stracili to prowadzenie po pięknej akcji zakończonej przyłożeniem Kini Naholo: https://twitter.com/i/status/1636632421914345472, a potem było już tylko gorzej);
- w innym transtasmańskim pojedynku Chiefs pokonali Rebels 44:25 (dla gospodarzy to czwarta wygrana z rzędu, natomiast ekipę z Melbourne pewnie bardziej od porażki boli kontuzja Reece’a Hodge’a, który musiał opuścić boisko już na początku meczu);
- kompletu zwycięstw ekip nowozelandzkich w starciach z australijskimi dopełniła wygrana Highlanders nad Western Force 43:35 (choć jeszcze na 20 minut przed końcem to ekipa z Perth prowadziła – w końcówce straciła jednak trzy przyłożenia, sama odpowiedziała tylko dwoma i to niepodwyższonymi; Highlanders z długą listą kontuzjowanych, którą uzupełnił jeszcze Shannon Frizzell podczas przedmeczowej rozgrzewki – kapitan nowozelandzkiej ekipy w pomeczowym wywiadzie tak skomentował tę sytuację: „padamy jak muchy”).
Nadal na czele tabeli niepokonane ekipy Chiefs i Brumbies. Za nimi trzy ekipy z Nowej Zelandii: Hurricanes, Blues i Crusaders. Z dna tabeli po pierwszym zwycięstwie w sezonie wyciągnęli się Highlanders, a jedyną ekipą bez zwycięstwa pozostaje Moana Pasifika.
Poz. | Drużyna | M. | Pkt. |
1. | Chiefs | 4 | 19 |
2. | Brumbies | 4 | 17 |
3. ↑ | Hurricanes | 4 | 14 |
4. ↓ | Blues | 4 | 11 |
5. ↑↑↑ | Crusaders | 4 | 10 |
6. ↑↑↑ | Reds | 4 | 10 |
7. ↓↓ | Fijian Drua | 4 | 9 |
8. ↓↓ | Western Force | 4 | 8 |
9. ↓↓ | Waratahs | 4 | 7 |
10. | Rebels | 4 | 6 |
11. ↑ | Highlanders | 4 | 4 |
12. ↓ | Moana Pasifika | 4 | 2 |
Z kraju
We Wrocławiu rozegrano drugi (i ostatni) turniej eliminacyjny do finału mistrzostw Polski w rugby 7. Na starcie znów stanęło zaledwie siedem drużyn – sześć, które uczestniczyło w turnieju jesiennym, i gospodarze (brakło natomiast Skry Warszawa). Na boisku zdecydowanie dominowały trzy ekipy: Juvenia Kraków, Tytan Gniezno i AZS AWF Warszawa. W finale spotkały się Juvenia z Tytanem – do przerwy krakowianie zdobyli cztery przyłożenia i prowadzili 26:0, po przerwie pogoń podjęli gnieźnianie, którzy zniwelowali większość strat. Ostatecznie jednak Juvenia wygrała 26:19, a Tytan nie powtórzył sukcesu z pierwszego turnieju eliminacyjnego.
W finałowym turnieju zagwarantowane miejsca mają najlepsze trzy drużyny z poprzedniego sezonu (medaliści mistrzostw Polski: Posnania, Orkan i Lechia), a awans z turniejów eliminacyjnych miało wywalczyć kolejne sześć ekip. Są w tym gronie Tytan, Juvenia, AZS AWF Warszawa, Biało-Czarni Nowy Sącz i Legia Warszawa. Na występ szóstej w łącznej klasyfikacji eliminacji Skry Warszawy chyba trudno liczyć.
Transfery: Lechię Gdańsk wzmocnił Menzi Mabaso, wiązacz z Południowej Afryki. Z kolei Radosław Rakowski po dwóch i pół roku spędzonych w Sochaczewie wraca do Arki Gdynia.
Ze świata
Rozegrano jeden mecz rozgrywek Rugby Europe Trophy – swój ostatni występ w tym sezonie zanotowała reprezentacja Ukrainy, która występy zakończyła zwycięstwem nad Szwecją 38:15 (mecz rozegrano w chorwackim Splicie). W składzie Ukrainy zobaczyliśmy nie tylko Antona Szaszero, ale także innych graczy znanych z ligowych boisk, m.in. Witalija Kramarenkę, Oleksandra Szewczenkę czy Dmitro Mokrecowa. Już po pierwszej połowie Ukraina prowadziła 17:3. W drugiej połowie dorzuciła jeszcze trzy przyłożenia i pewnie wygrała. Warto zwrócić na świetne wejście Szaszero do narodowej reprezentacji: tydzień temu w debiucie zaliczył 17 punktów (przyłożenie i pięć kopów), a w sobotę aż 23 punkty (dwa przyłożenia i sześć kopów). W tabeli przewodzą z kompletem zwycięstw Szwajcarzy i chyba nikt im w tym sezonie nie zagrozi.
W kobiecej rywalizacji na poziomie Trophy niecodzienny wynik: Czechy przegrały z Finlandią 0:3. Finki odniosły drugie zwycięstwo w rozgrywkach i awansowały na drugie miejsce w tabeli. Do końca sezonu pozostały dwa mecze.
Z kolei towarzysko zagrały męskie piętnastki Chorwacji i Bułgarii: w Sinj górą byli gospodarze, którzy wygrali 76:7, choć przecież Bułgarzy mają świetny sezon (tyle że na niższym poziomie).
We francuskiej drugiej lidze, Pro D2, sypnęło niespodziankami, których ofiarami padły trzy czołowe ekipy z ligowej tabeli (wszystkie walczące na wyjazdach). Niekwestionowany lider, Oyonnax, został pokonany przez walczące o miejsce w czołowej szóstce Vannes 17:7. Wicelider z Grenoble przegrał z beniaminkiem z Angoulême 16:21, a trzecia ekipa ligi, Mont-de-Marsan, uległa innej drużynie z ligowych dołów, Carcassonne, aż 9:37 (dla zwycięzców przykładał piłkę m.in. Samuel Marques – niestety grał w ten weekend dla klubu, a nie dla Portugalii w finale REC). Potknięcie rywali wykorzystało Agen, które po wygranej z Massy 22:16 awansowało na trzecią lokatę, w czołowej szóstce są też drużyny Colomiers i Nevers. Ta ostatnia awansowała na szóste miejsce wyrzucając z czołówki Biarritz po dramatycznym spotkaniu wygranym 28:23 (złe wieści dla Andrzeja Charlata – świetną skuteczność prezentują ostatnio dwaj skrzydłowi jego drużyny, Christian Erasmus i Christian Ambadiang).
Na angielskim w drugim froncie, w Championship, niespodziankę sprawiło Ampthill, które pokonało Doncaster Knights 31:12. Ekipa z Doncaster, mająca ambicje sięgające Premiership, spadła już na siódme miejsce w tabeli. Prowadzą nieodmiennie Ealing Traifinders (41:21 z Nottingham) i Jersey Reds (36:22 z Hartpury University) ze sporą przewagą nad resztą stawki. Ciekawie było w meczu London Scottish z Cornish Pirates – najsłabsza drużyna w lidze co prawda przegrała z Kornwalijczykami, ale postawiła im trudne warunki (uległa tylko 31:34).
Oprócz tego w Anglii rozegrano finał Premiership Rugby Cup (rozgrywek pucharowych dla drużyn z Premiership, rozgrywanych zwykle rezerwami) – London Irish podejmowało Exeter Chiefs. Mecz bardzo zacięty, w regulaminowym czasie był remis 17:17 i o zwycięstwie decydowała dogrywka. Jako pierwsi zdobyli w niej punkty z karnego gospodarze, ale Chiefs odpowiedzieli przyłożeniem i to oni sięgnęli po puchar dzięki zwycięstwu 24:20.
W najciekawiej zapowiadającym się meczu Japan Rugby League One wicelider, Kubota Spears, pokonał trzecią drużynę ligowej tabeli, Yokohama Canon Eagles 15:5. Mecz rozgrywano w fatalnych warunkach, przy ulewnym deszczu i więcej było w nim błędów niż ładnego rugby (odznaczył się m.in. Malcolm Marx, który zdobył pierwsze przyłożenie dla zwycięzców). Eagles utracili miejsce na podium na rzecz drużyny Tokyo Sungoliath, która wróciła na nie dzięki wysokiemu zwycięstwu nad najsłabszymi w lidze Hanazono Kintetsu Liners 64:12 (zwraca uwagę już 18. przyłożenie w sezonie Seiyi Ozakiego). Liderzy, Saitama Wild Knights, odnieśli dwunaste zwycięstwo z rzędu, 61:29 nad Mitsubishi Sagamihara Dynaboars (zabójcza pierwsza połowa liderów, podczas której zrobili 41 punktów przewagi). Niewielką stratę do czołowej czwórki zachowała drużyna Toshiba Brave Lupus Tokyo, która m.in. dzięki dwóm przyłożeniom Pietera Stepha du Toit pokonała 19:18 Toyotę Verblitz.
W drugiej kolejce Currie Cup kolejne zwycięstwo odnieśli obrońcy tego trofeum, Pumas – tym razem nad Lions, 34:27 (wysoko prowadzili, ale pozwolili przed końcem rywalom wyrównać i przez chwilę zwycięstwo wymykało im się z rąk). Po raz drugi wygrały też drużyny Western Province (tym razem 41:33 nad Bulls, dla których grał w tym meczu Sbu Nkosi) i Cheetahs (pokonali 52:12 Griffons; 4 przyłożenia zdobył skrzydłowy Munier Hartzenberg). Drugiej wygranej w sezonie nie odnieśli tylko Sharks, którzy mimo prowadzenia do przerwy 18 punktami ostatecznie przegrali z Griquas 40:48.
W Major League Rugby piąta kolejka, a w niej pierwsze w historii zwycięstwo odnieśli Chicago Hounds – dzięki przyłożeniu z samego końca meczu pokonali 24:22 inną ekipę, która w tym sezonie nie odniosła jeszcze wygranej, Dallas Jackals. Cenne wyjazdowe zwycięstwo odniósł San Diego Legion – 35:10 w Atlancie – i przewodzi na zachodzie przed pauzującymi w ten weekend Seattle Seawolves i Houston SaberCats. Na wschodzie na czoło konferencji wysforowali się New England Free Jacks po zwycięstwie nad obrońcami tytułu mistrzowskiego, New York Ironworkers, 33:18. Nowojorczycy dopiero na piątym miejscu z dwoma zwycięstwami w pięciu grach, ale stawka na wschodzie jest niezwykle wyrównana (od bostończyków dzieli ich tylko pięć punktów).
W ostatnim tygodniu ogłoszono, gdzie będzie rozegrany tegoroczny finał rozgrywek – jego areną będzie 20-tysięczny SeatGeek Stadium w Chicago (w dwóch poprzednich sezonach gospodarzem finału była najwyżej sklasyfikowana drużyna po fazie zasadniczej spośród finalistów, powrócono jednak do zwyczaju z pierwszych lat istnienia ligi).
W Super Rugby Americas mieliśmy pierwsze w historii zawodowe derby Argentyny: Pampas grali z Dogos. I choć Pampas mieli bardziej doświadczoną ekipę i przez niemal pół meczu grali z liczebną przewagą, nowa w rozgrywkach drużyna z Córdoby, pełna młodzieży, wygrała 29:11. Obrońcy tytułu kontynuowali pasmo samych zwycięstw – Peñarol tym razem pokonał Yacare 45:12, pomimo tego, że na samym początku gry stracił szybkie przyłożenie, a w ciągu kilkunastu kolejnych minut trzech graczy młyna z kontuzjami (w tym kapitana i całą drugą linię). A na koniec mieliśmy sporą niespodziankę: brazylijscy Cobras odnieśli pierwsze zwycięstwo w rozgrywkach – pokonali Selknam 30:24. W tabeli na czele są Dogos i Peñarol; trzeci Selknam z powodu nieoczekiwanej porażki traci już osiem punktów do urugwajskiego wicelidera. Oprócz tego swoją wyprawę po Ameryce Południowej zakończyli Hawks – na koniec przegrali z ekipą Argentyna Development XV, złożoną z bardzo młodych zawodników, 33:45.
Przed tygodniem zakończyły się rozgrywki ósmej edycji pakistańskiej ligi rugby. W rozgrywkach brały udział cztery drużyny, a obrona tytułu mistrzowskiego nie powiodła się stołecznym Islamabad Jinns. W finale zagrały drużyny Lahore Hawks i Desert Camels (z Fort Abbas) – wygrała ta pierwsza 24:23. Wszystkie cztery drużyny pochodzą z północnego wschodu kraju, choć kolebką tego sportu w tym kraju było położone na wybrzeżu Karaczi.
Z kolei w ten weekend zakończyły się rozgrywki w Hongkongu – w finale triumfowała drużyna HKFC, która wygrała z Valley 26:24. Dla zwycięzców to piąty tytuł mistrzowski z rzędu. W składzie pokonanych znaleźli się m.in. Elden Schoeman i Barend Potgieter, znani nam z Ekstraligi. Swoją drogą, dokładnie te same kluby mierzyły się w finale rozgrywek kobiecych, ale wyniku tego meczu nie odnalazłem. [Wytropił go za to Jacek Wierzbicki – tu górą była ekipa Valley, 13:10.]
World Rugby wydało rekomendację federacjom narodowym w sprawie obniżenia wysokości szarż do wysokości mostka. Federacja australijska ma już wkrótce zdecydować, w jakich zawodach ta zmiana będzie stosowana, a rozmowy na temat stosowania takiego rozwiązania w rozgrywkach amatorskich rozpoczęto też w Afryce Południowej (gdzie w niektórych rozgrywkach wysokość szarż obniżono już kilka lat temu).
W Walii cztery franczyzy URC wreszcie dostały zielone światło od federacji do podpisywania kontraktów z zawodnikami (na standardowych, wypracowanych z federacją wzorach) – to dobra informacja, ale niestety decyzja zapadła dobrych kilka miesięcy później niż powinna, a na dodatek kluby mają niezwykle okrojone budżety. Wciąż zatem mówi się o eksodusie najlepszych graczy do Francji, Anglii i Japonii.
Hiszpańska prasa podała, że jednym z przystanków World Rugby Sevens Series będzie Madryt – oficjalna informacja ma zostać ogłoszona w tym tygodniu. To spora niespodzianka biorąc pod uwagę okrojoną liczbę turniejów. Ponoć to zasługa faktu, że Hiszpanie zdecydowali się na organizację pierwszych turniejów po pandemii.
Wiadomo kiedy poznamy nowe władze federacji francuskiej: na wybory nowego prezesa, który zajmie miejsce Bernarda Laporte’a (zrezygnował na początku lutego w wyniku kolejnych afer) poczekamy jeszcze kilka miesięcy. Pod koniec maja ma zostać uzupełniony skład zarządu (z którego też ustąpiła część członków, głównie w proteście przeciwko decyzjom podejmowanym przez popleczników Laporte’a, m.in. w związku z odsuwaniem wyborów w czasie), a w połowie czerwca wybrany nowy prezes federacji.
Reprezentacja Francji w ramach przygotowań do Pucharu Świata pod koniec czerwca miała wyjechać na krótki obóz w jednostce wojskowej w Gujanie Francuskiej – podobno jednak z pomysłu zrezygnowano z uwagi na ryzyko zachorowań na malarię.
Prezesem federacji afrykańskiej został Herbert Mensah, biznesmen z Ghany, który dotychczas stał na czele komisji finansowej tej organizacji, kieruje ghańską federacją rugby, a w przeszłości mocno był zaangażowany w piłkę nożną.
Dramatyczne wieści z Afryki Południowej: przed tygodniem po meczu Jeffreys Bay z Harlequins w ramach rozgrywek Super 14 (turniej dla klubów z Prowincji Przylądkowej Wschodniej), wygranym przez gości 24:22 dzięki karnemu na sam koniec meczu, na boisko wtargnęli kibice i zaatakowali graczy Harlequins, m.in. używając kawałków szkła. Trzech z zawodników trafiło do szpitala. Trwa dochodzenie, a tymczasem zawieszono możliwość rozgrywania przez Jeffreys Bays meczów domowych.
Trzyletnie zawieszenia z powodu stosowania dopingu World Rugby nałożyło na dwóch młodych, obiecujących graczy: Chilijczyka Vicente’a Tredinicka i Zimbabwijczyka Tavongę Ablanta.
Z wieści transferowych:
- Temo Mayanavanua, reprezentant Fidżi i siostrzeniec Osei Kolinisau, przechodzi z Lyonu do Northampton Saints;
- dwóch reprezentantów Australii zakontraktowało Bordeaux: z Sharks przechodzi Ben Tapuai, a z Brumbies Pete Samu;
- Tongijczyk (i były gracz All Blacks) Malakai Fekitoa opuszcza Munster i podpisał kontrakt z Benettonem.
Polacy za granicą
Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia:
Anglia:
- Sam Stelmaszek (Sedgley Park RUFC, National League 2 North): cały mecz przeciwko Tynedale (drużynie Rossa Cooke’a, nieobecnego na boisku), przegrany 11:14. Mimo to Sedgley Park nadal prowadzi w lidze;
- Jakub Kijak (Bournville RFC, National League 2 West): cały mecz przeciwko Loughborough Students, przegrany 36:39. Bournville zachowało dwunastą pozycję w tabeli ligowej;
- Eryk Luczka (Hornets RFC, National League 2 West): tydzień temu wybrany najlepszym graczem meczu drugiej drużyny, tym razem w meczu pierwszej ekipy klubu z Luctonians wszedł na boisko na 20 minut przed końcem i chwilę później zdobył przyłożenie. Jego drużyna przegrała jednak 14:26, a w lidze zajmuje dziesiąte miejsce.
Francja:
- Aleksander Nowicki (RC Hyères Carqueiranne La Crau, Nationale 1): cały mecz z najsłabszą drużyną w lidze, Union Cognac Saint-Jean, wygrany 26:7. RCHCC nadal jest dwunaste w liczącej 14 ekip lidze;
- Kamil Bobryk (CS Vienne, Nationale 2 – grupa 1): wszedł na boisko w drugiej połowie meczu z Mâcon, wygranego 24:23. Jego ekipa zajmuje czwartą lokatę w lidze;
- Mateusz Bartoszek (RC Bassin d’Arcachon, Nationale 2 – grupa 2): w podstawowym składzie w meczu z Marmande, przegranym 13:16. RCBA spadło na dziewiąte miejsce, wyprzedzone przez swoich ostatnich rywali;
- Jędrzej Nowicki (CA Pontarlier, Fédérale 2 – grupa 1): w podstawowym składzie w meczu z Chalon sur Saône, przegranym 19:34. CAP nadal siódme w tabeli.
Zapowiedzi
Za tydzień więcej spokoju w rugby międzynarodowym – zaplanowano tylko mecze REIC na poziomie Trophy (Litwa – Chorwacja) i Conference 1 (Malta – Cypr). Wracają natomiast najlepsze ligi europejskie. I tak, w Top 14 mamy 21. kolejkę (m.in. mecze Lyonu z Tulonem, Bordeaux z La Rochelle i derby Paryża), w Premiership także 21. rundę (tu m.in. Leicester Tigers grają z Bristol Bears, odbędą się też derby Londynu pomiędzy Saracens i Harlequins), a w URC 16. weekend gier (m.in. mecz na szczycie Leinster ze Stormers, a także ciekawie zapowiadające się starcia Benettona z Lions, Connachtu z Edynburgiem, Munsteru z Glasgow Warriors czy Ulsteru z Bulls). Na południu piąta kolejka Super Rugby (m.in. ze starciem Brumbies z Crusaders).
W kraju jedenasta kolejka Ekstraligi (Budo 2011 – Posnania, Budowlani Lublin – Arka Gdynia, Lechia – Juvenia i rewanż za finał sprzed roku Ogniwo – Orkan), dziewiąta runda I ligi (m.in. mecz Rugby Białystok ze Spartą Jarocin), piąty turniej mistrzostw Polski kobiet w siódemkach, szósty turniej Polskiej Ligi Rugby 7, a także mecze centralnej ligi kadetów.
A wiadomo coś więcej o nowej edycji Rugby Europe Super Cup?
Szpony nic nowego nie słyszały, poza tym, że Czesi od czasu do czasu powtarzają, że się przygotowują.