Coraz bliżej pierwszych ważnych rozstrzygnięć w Pucharze Świata i coraz więcej wskazuje na to, że dojdzie do niespodzianki: niezakwalifikowania do play-off Australii, pierwszy raz w historii. Zostały jednak dwa tygodnie i sporo jeszcze może się zdarzyć. W szlagierowym meczu Irlandia pokonała Południową Afrykę, ale wciąż pewna awansu być nie może – przed nią jeszcze mecz ze Szkocją. Ogromną stratę poniosła Francja – poważną kontuzję odniósł Antoine Dupont. W kraju nie zatrzymuje się Juvenia, która tym razem pokonała Budo 2011 – obrońcy tytułu po sześciu meczach wciąż są bez punktu.
Puchar Świata
Rozegrano już 24 z 48 spotkań zaplanowanych na tym mundialu. I coraz więcej w fazie grupowej się klaruje. W grupie A Francja prowadzi przed Włochami, ale trudno spodziewać się, aby Włosi zdołali powstrzymać Nową Zelandię i wywalczyć awans. Zgasili jednak nadzieje Urugwaju na trzecie miejsce w grupie. W grupie B w szlagierowym meczu Irlandia pokonała Południową Afrykę i te dwie ekipy są faworytami do awansu, ale pamiętajmy, że Szkocja będzie jeszcze miała szansę w bezpośrednim pojedynku z Irlandią. W grupie C w praktyce gwarancję awansu do play-off ma Walia, a sporą szansę na drugie miejsce – Fidżi. Zanosi się tu na sensacyjne odpadnięcie Australii, ale zamieszać jeszcze może Gruzja (choć czy podoła?). A w grupie D wszystko wskazuje na awans Anglii i Argentyny – ekipa z Ameryki mimo niezbyt imponującego występu pokonała Samoa, a rezerwowi w dużej mierze Anglicy przejechali się po także poniekąd rezerwowym Chile.
Grupa A:
Włochy – Urugwaj 38:17. Drugi mecz Urugwaju na tych mistrzostwach i drugi raz znaleźli się na ustach sympatyków rugby z całego świata. Znów bowiem postraszyli drużynę ze światowej elity. Włosi co prawda w tej elicie nie brylują, ale mimo wszystko na co dzień grają z najlepszymi, a w ostatnim czasie dorobili się niezłej drużyny. Tymczasem w tym meczu, choć szybko wyszli na prowadzenie po przyłożeniu Lorenzo Paniego (budzącym zresztą wątpliwości – trudno na powtórkach dopatrzeć się kontroli nad przykładaną piłką), pierwszą połowę przegrali 7:17. Urugwajczycy zapracowali na dwie żółte kartki Włochów za zawalanie mauli i karne przyłożenie. Niesamowity był Manuel Ardao, seriami odbierający Włochom piłki w ruckach, a wisienką na torcie był drop goal Felipe Etcheverry’ego (który wcześniej spudłował dwa karne). Drugą połowę ekipa z Ameryki zaczęła jednak od żółtej kartki Andresa Vilaseki (a blisko było czerwonej) i Włosi błyskawicznie to wykorzystali. W ciągu 10 minut wyszli na prowadzenie, a potem nie zatrzymywali się i dorzucili dwa kolejne przyłożenia (jedno znów mogło budzić wątpliwości). Wynik 38:17 ustalił karnym Paolo Garbisi. Niestety, Urugwajczycy, tak świetni przed przerwą, po przerwie nie zdobyli ani jednego punktu, popełniali błędy i wydawali się coraz bardziej zmęczeni (6 dni od meczu z Francją to chyba było za mało). Kłopotem dla Włochów była odniesiona jeszcze przed meczem kontuzja Luki Bigiego, która wyeliminowała go nie tylko z tego spotkania, ale i z całego turnieju.
Francja – Namibia 96:0. W drugim meczu tej grupy emocji nie było. Będący absolutnym faworytem do wygranej Francuzi wystawili znacznie mocniejszy skład niż w meczu z Urugwajem (m.in. z Antoine’m Dupont, wracającym po kontuzji Jonathanem Danty’m, ale też ze „świeżakiem” Louisem Bielle-Biarrey’em, nie było natomiast Grégory’ego Alldritta oszczędzanego z powodu drobnego urazu). I pewnie, bardzo wysoko wygrali 96:0 (rekord w historii reprezentacji Francji), aplikując rywalom aż 14 przyłożeń, a do protokołu przyłożeniami wpisywali się m.in. wyżej wymienieni Dupont (dorzucił do tego kilka asyst, w tym dwa świetne kopy na skrzydła, co warte uwagi – każdy inną nogą), Danty czy Bielle-Biarrey (do tego fantastyczna asysta: https://twitter.com/i/status/1704951599435596231, to naprawdę może być kolejna francuska gwiazda), choć przebił ich skrzydłowy Damian Penaud z hat-trickiem (punktował w swoim szóstym meczu międzynarodowym z rzędu). Tej akcji nie zatrzymałaby pewnie żadna drużyna na świecie: https://twitter.com/i/status/1704951089261416481. Thomas Ramos dorzucił 24 punkty z samych podwyższeń (spudłował tylko raz, przy pierwszej próbie). Jednak zwycięstwo to miało ogromny koszt – po przerwie paskudną szarżę na Dupont’cie wykonał kapitan rywali Johan Deysel. Sprawca zobaczył za to żółtą kartkę (podniesioną przez TMO do czerwonej, przez co jego drużyna na dodatek grała ponad pół godziny w czternastkę), ale Dupont trafił do szpitala. Zdiagnozowano złamanie kości oczodołu, już w weekend przeszedł operację i zapowiedziano, że wróci na boisko nie wcześniej niż na półfinał (co wydaje się być dość optymistyczną prognozą). To ogromna wyrwa w składzie Francji, zwłaszcza wobec zapowiadającego się na bardzo trudne starcie ćwierćfinału.
Poz. | Drużyna | M. | Pkt. |
1. ↑ | Francja | 3 | 13 |
2. ↑ | Włochy | 2 | 10 |
3. ↓ | Nowa Zelandia | 2 | 5 |
4. | Urugwaj | 2 | 0 |
5. | Namibia | 3 | 0 |
Grupa B:
Irlandia – Południowa Afryka 13:8. O szlagierze trzeciej kolejki mówiono już długo przed początkowym gwizdkiem. Oliwy do ognia dolali Rassie Erasmus i Jacques Nienaber, którzy postanowili wziąć na mecz ławkę rezerwowych z siedmioma graczami młyna i tylko jednym ataku. W pierwszej piętnastce wrócili do ustawienia z meczu ze Szkocją (z wyjątkiem kontuzjowanego Malcolma Marxa). Irlandczycy także wyszli na boisko w mocnym zestawieniu, z tylko jedną zmianą w porównaniu do meczu z Tonga (na dziewiątce) oraz z Peterem O’Mahonym rozgrywającym swój setny test i Bundee Akim (znakomitym w poprzednich meczach, a w tym znowu uznanym najlepszym zawodnikiem spotkania) – pięćdziesiąty. Zaczęło się dla Irlandczyków fatalnie – choć znaleźli się pod polem punktowym rywali, seryjnie przegrywali auty, a ekipa z Południowej Afryki wyszła na trzypunktowe prowadzenie po karnym po znakomitej kontrze. Irlandczycy byli o włos od przyłożenia po świetnej akcji Hugo Keenana, potem po kolejnym przegranym aucie z kolei sami z trudem się wybronili, a pierwsze punkty zdobyli po półgodzinie gry i świetnej akcji Akiego (autorem przyłożenia był Mack Hansen, który sporo ryzykował przy linii końcowej). Dalej atakowali, ale nie powiększyli prowadzenia i pierwszą połowę skończyli wynikiem 7:3 (identyczny stosunek był w liczbie karnych, których rywale sporo im darowali). Drugą połowę Irlandia znów zaczęła od przegrania własnego autu, a potem od straty przyłożenia (Faf de Klerk z karnego z własnej połowy trafił w słupek, jego kolegom udało się wygrać młyn z wrzutem Europejczyków, a akcję skończył Cheslin Kolbe). Libbok spudłował podwyższenie, ale Południowa Afryka prowadziła 7:8. Dziesięć minut później z powrotem Irlandia miała przewagę po karnym Jonathana Sextona. Ekipa z Afryki próbowała odpowiadać, ale Libbok spudłował karnego, potem de Klerk kolejnego z własnej połowy. Wynik ustalił Jack Crowley (który zmienił odrobinę utykającego Sextona) – spróbował drop goala, a chwilę potem z karnego dorzucił do dorobku Irlandii kolejne 3 punkty. Na końcu Południowa Afryka miała sporą szansę na wyrównanie, jednak sędzia odgwizdał piłkę sklinczowaną w maulu i Irlandia wygrała 13:8. To było wielkie starcie, w którym sporo było emocji i błędów. Irlandczycy mieli ogromne kłopoty w autach (dopóki ich nie skrócili), często też dawali okazję rywalom do młynów. Z kolei Południowa Afryka darowała Irlandczykom znacznie więcej karnych, niż sama dostawała, no i straciła sporo szans po chybionych kopach (niektórych – nazbyt ryzykownych; Nienaber i Erasmus chyba idą nieco zbyt daleko w ubezwłasnowolnianiu kapitana drużyny pokazując światełka z ławki trenerskiej). Niesłychanie fizyczna walka, ogromne emocje. Taktyka Erasmusa z siedmioma rezerwowymi graczami młyna tym razem nie przyniosła efektu – zadziałała na krótko, a Andrew Porter w pierwszej linii młyna po drugiej stronie imponował. Irlandczycy wygrali trzeci raz z rzędu z Południową Afryką i potwierdzili, że są numerem 1 na świecie. Nie ma jednak gwarancji, że tak samo będzie w fazie play-off.
Szkocja – Tonga 45:17. To był ważny mecz dla Szkotów, którzy potrzebowali wygranej, aby pozostać w grze o awans. Byli faworytami spotkania i pewnie je wygrali, mimo że posadzili na ławce rezerwowych Darcy’ego Grahama (wśród innych zmian zwracał uwagę debiut na Pucharze Świata Rory’ego Sutherlanda). Emocje były na początku – Szkoci szybko wyszli na prowadzenie 5:0 dzięki akcji graczy młyna, ale Tongijczycy odpowiedzieli i w 20. minucie to oni mieli trzypunktową przewagę (świetna asysta na offloadzie Charlesa Piutau). Moment później odpowiedział jednak niezawodny Duhan van der Merwe, potem Szkoci dorzucili dwa kolejne przyłożenia, a choć Finn Russell miał kłopoty z podwyższeniami i stracili kontuzjowanego Jamiego Richiego, prowadzili 24:10. Po przerwie wyspiarze zaczęli od zmniejszenia strat, ale potem punktowali już tylko gracze z Europy – im bliżej końca, tym częściej. Wygrali 44:17, z ważnym w ich sytuacji bonusem, a spotkanie zakończyło się nietypowym akcentem – żółtą kartkę pod koniec spotkania za wejściem barkiem w głowę rywala zobaczył Vaea Fifita i w momencie końcowego gwizdka ona nadal była w przeglądzie TMO – zamieniono ją na czerwoną już po meczu.
Poz. | Drużyna | M. | Pkt. |
1. | Irlandia | 3 | 14 |
2. | Południowa Afryka | 3 | 10 |
3. | Szkocja | 2 | 5 |
4. | Tonga | 2 | 0 |
5. | Rumunia | 2 | 0 |
Grupa C:
Australia – Walia 40:6. W niezwykle ciekawej grupie C to był mecz o życie – walczyła o nie Australia, którą porażka z dużym prawdopodobieństwem eliminowała z fazy play-off (byłby to pierwszy raz w historii). Po porażce z Fidżi Eddie Jones i jego drużyna byli w kraju bardzo krytykowani (granice w tej krytyce przekroczył Drew Mitchell), a na dodatek przed meczem do prasy wyciekła informacja o rozmowach Jonesa na temat przejęcia reprezentacji Japonii (mimo kontraktu z Australią ważnego do 2027). Jones dokonał kilku zmian w składzie, m.in. zastępując Cartera Gordona Benem Donaldsonem (do domu zaś musiał odesłać kontuzjowanego na treningu 19-latka, Maxa Jorgensena, który nie doczekał się debiutu na mundialu). Początkowo wydawało się, że plan Jonesa wypalił. Co prawda już w trzeciej minucie na prowadzenie 7:0 wyszli Walijczycy (przyłożenie Josha Adamsa, znakomicie uruchomionego przez kapitana drużyny Jaca Morgana), ale potem to Australijczycy zdecydowanie przeważali na boisku. To oni wygrywali młyny, nie schodzili z połowy Walii, a Donaldson wykorzystywał okazje do kopów z karnych i po kwadransie Walia prowadziła już tylko 7:6. Na dodatek z kontuzją zszedł z boiska Dan Biggar (zastąpiony przez Garetha Anscombe’a). Potem jednak gra nieco się wyrównała. Anscombe co prawda pierwszego karnego wysłał w słupek, ale kolejnego trafił. Australia miała jeszcze jedną szansę po wygranym młynie, ale fatalnie wykonała aut na połowie rywali, a na dodatek Morgan posłał znakomite 50:22 (a właściwie 22:22: https://twitter.com/i/status/1706036928305324054), a akcja skończyła się kolejnym karnym ustrzelonym przez Anscombe’a. W efekcie Walia wygrała pierwszą połowę 16:9 mimo zaledwie dwóch, może trzech naprawdę groźnych akcji. Druga połowa była prawdziwą katastrofą Australijczyków – niemal nie wychodzili z własnej połowy, przegrywali młyny, a Anscombe dorzucał kolejne punkty z karnych. W drugiej połowie zaliczył trzy karne, drop goala (w sumie 23 punkty w meczu), asystę (też kopem) przy przyłożeniu Nicka Tompkinsa, a wygraną aż 40:6 Walijczycy przypieczętowali przyłożeniem kapitana, Morgana, po potężnym maulu. Australia w drugiej połowie bodaj dwa razy zagroziła Walii, przy czym drugi raz w ostatniej akcji meczu, która też skończyła się bez punktów. Bardzo wysoka porażka zostawia już tylko niewielkie szanse na awans do ćwierćfinału. Cóż, być może Jones miał rację zabezpieczając „tyły” – trudno sobie wyobrazić, że utrzyma swoją robotę, no chyba że zdarzy się jeszcze cud…
Gruzja – Portugalia 18:18. Pierwszy remis na tym Pucharze Świata zafundowały nam dwie drużyny z Rugby Europe Championship, które zmierzyły się poniekąd w rewanżu za ostatni finał tych rozgrywek. Portugalczycy musieli obejść się bez Vincenta Pinto, zawieszonego na dwa spotkania. To była ich największa (a właściwie jedyna) szansa na wygraną w tej imprezie, choć zadanie nie było łatwe – co prawda potrafili psuć krew Gruzinom, ale przez ostatnich osiemnaście lat ani razu z nimi nie wygrali, kilka razy tylko remisując. I w tym meczu nieoczekiwanie znów taki remis wywalczyli. Pierwsza połowa należała do Gruzinów, a niezawodny skrzydłowy Akaki Tabucadze dał im prowadzenie już na samym początku spotkania. Akcję zainicjował niesłychanie niebezpieczny Dawit Niniaszwili, który wielokrotnie przełamywał linię obrony rywali, ale kolejne akcje nie przynosiły już przyłożeń – jedyne punkty dawały im kopy Tedo Abżandzadze z karnych, dzięki którym prowadzili po półgodzinie 13:0. Tymczasem jedyna akcja Portugalczyków w pierwszej połowie pozwoliła im zmniejszyć stratę – zapunktował po indywidualnej akcji Raffaele Storti. Po przerwie obraz gry się zmienił – mimo osłabienia po żółtej kartce Portugalczycy zaczęli dominować na boisku. Dwa karne zamienił na punkty Samuel Marques, a po kwadransie gry znakomicie obsłużony przez Jerónimo Portelę Storti znów błysnął szybkością i jego drużyna zdobyła pięciopunktową przewagę. Gruzini walczyli do końca, ale długo nie potrafili poważniej zagrozić rywalom. Dopiero na dwie minuty przed końcem wyrównali po przyłożeniu, a Luka Matkava spudłował z trudnego podwyższenia. Gra się jednak nie skończyła, Portugalczycy zaś mieli okazję do wyszarpania zwycięstwa, ale z karnego z trudnej pozycji chybił Nuno Sousa Guedes. Mecz zakończył się remisem 18:18 – spory sukces Portugalczyków, ale i niedosyt, bo wygrana była tak blisko.
Poz. | Drużyna | M. | Pkt. |
1. | Walia | 3 | 14 |
2. | Fidżi | 2 | 6 |
3. | Australia | 3 | 6 |
4. | Gruzja | 2 | 2 |
5. | Portugalia | 2 | 2 |
Grupa D:
Argentyna – Samoa 19:10. Mimo fatalnego występu przeciwko Anglii Michael Cheika nie zrobił rewolucji w składzie – w wyjściowej piętnastce Argentyny zmienił tylko trzech graczy. Także trzech zmian dokonał trener Samoa, choć wciąż nie pojawił się na boisku Lima Sopoaga, a na pozycji łącznika ataku grał Christian Leali’ifano. I chyba Samoańczycy tej decyzji mogli żałować – kilka razy kapitan drużyny wybierał wykonanie rzutu karnego poprzez kop na słupy, a Leali’ifano pudłował. Na dodatek zaczęli mecz od żółtej kartki. Nie chybiał natomiast Emiliano Boffelli, który zdobył niemal wszystkie punkty swojej drużyny – aż 16 przy wygranej 19:10. Samoańczycy do końca wierzyli w zmianę wyniku, kilka minut przed końcem zmniejszyli stratę do 6 punktów, ale ostatnie słowo należało do ekipy z Ameryki – trzema punktami z dalekiego karnego przypieczętował wygraną i odebrał rywalom defensywny punkt bonusowy Nicolás Sánchez. Argentyńczycy nie zagrali pięknego meczu, ale tym razem mimo wszystko wygrali i zanotowali pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata – być może kluczowe dla przyszłego awansu do fazy play-off.
Anglia – Chile 71:0. Anglicy odstawili na bok świetnego w dotychczasowych meczach George’a Forda. Jego miejsce na pozycji łącznika ataku zajął wracając po zbyt wcześniej zakończonej dyskwalifikacji Owen Farrell, a kolejny etatowy łącznik ataku, Marcus Smith, trafił na pozycję obrońcy. Z kolei w Chile było bardzo dużo zmian, z zaledwie sześcioma zawodnikami, którzy zachowali pozycje z meczu z Samoa. Z wyjątkiem pierwszych 20 minut (po których było 0:0) mieliśmy jednostronny pojedynek, w którym Anglicy zdobyli 11 przyłożeń, a Chilijczycy, nieźle przecież prezentujący się w poprzednich spotkaniach, tym razem nie nawiązali walki i nie zdobyli ani jednego punktu. Po drugiej stronie Anglików błysnęła młodzież, która dostałą szansę od Steve’a Borthwicka – po dwa przyłożenia zdobyli Marcus Smith i młynarz Theo Dan, Owen Farrell (no, tego do młodzieży trudno zaliczyć) zdobył 16 punktów z podwyższeń, ale wszystkich przyćmił najmłodszy gracz reprezentacji – debiutujący na Pucharze Świata Henry Arundell zdobył w tym meczu imponujące pięć przyłożeń.
Poz. | Drużyna | M. | Pkt. |
1. | Anglia | 3 | 14 |
2. | Samoa | 2 | 5 |
3. | Japonia | 3 | 5 |
4. | Argentyna | 2 | 4 |
5. | Chile | 3 | 0 |
Ekstraliga
W szóstej kolejce Ekstraligi mieliśmy trzy spotkania, w których zdarzyć się mogło wszystko i jedno, w którym zwycięzca wydawał się pewniakiem. Zaczęło się od tego ostatniego spotkania, w którym Budowlani Commercecon Łódź wciąż w osłabionym składzie grali z Arką Gdynia. I pierwszy raz w tym sezonie na boiskach Ekstraligi mieliśmy wynik trzycyfrowy – gdynianie wygrali z gospodarzami aż 102:0. Rezultat mówi sam za siebie – w tym meczu nie było emocji ani wielkiej historii. Hat-tricka przyłożeń zaliczył Eujaan Botha (wykonał też szarżę, która w ostatniej chwili udaremniła chyba jedyną szansę łodzian na przyłożenie), a aż trzech innych graczy Arki (w tym obaj skrzydłowi) zdobyło po dwa przyłożenia. Do tego 22 punkty z podwyższeń dorzucił Dawid Banaszek.
W drugim sobotnim meczu było znacznie ciekawiej. Mierzyli się w nim obrońcy tytułu mistrzowskiego, Budo 2011 Aleksandrów Łódzki, i nieoczekiwani liderzy ligowej tabeli, Juvenia Kraków. Co prawda Budo było przed tym meczem przedostatnie w lidze, ale kiedyś przełamanie musi przecież przyjść. Nie tym razem. Mimo powrotu do składu gospodarzy Kamila Brzozowskiego i Piotra Karpińskiego, mimo twardej walki, zwycięzcami okazali się krakowianie, którzy wygrali piąty mecz w tym sezonie. Na początku Juvenia dwukrotnie wychodziła na prowadzenie po kopach Riaana van Zyla i dwukrotnie je traciła (w tym po pierwszym w tym sezonie przyłożeniu Witalija Kramerenki). Pod koniec pierwszej połowy i znakomitym przeboju Lomaniego Filiego Budo prowadziło już 15:6. Na początku drugiej Fili był bliski kolejnego przyłożenia, jego ekipa zdawała się przeważać, ale to Juvenia zaczęła zbierać punkty. Kolejnego karnego wyegzekwował van Zyl, Arsenij Pastiuchow zaliczył przyłożenie po szybkim karnym i zrobiło się 19:15 dla krakowian. Co prawda Brzozowski karnym z niemal połowy boiska zmniejszył stratę gospodarzy do jednego oczka, ale to Juvenia w ostatnich 20 minutach groźniej atakowała – i zdobyła kolejne dwa przyłożenia, ustalając wynik na 33:18 (najpierw świetny tego dnia Michał Jurczyński po indywidualnej akcji, a potem Radion Jaworszczuk po dominującym młynie na 5 m). Ataki Budo w ostatnich minutach nie dały efektu – błędy nie pozwalały skończyć akcji i wynik się nie zmienił.
Ciekawie zapowiadały się derby Trójmiasta – wciąż osłabione brakiem zawieszonych zawodników Ogniwo Sopot (występujące w koszulkach z niemal niewidocznymi numerami) grało z coraz lepiej radzącą sobie na boisku Lechią Gdańsk. Ten mecz jednak gdańszczanom się nie udał, a początkiem ich kłopotów był przechwyt Adriana Seerane na samym starcie meczu, po którym było 7:0 dla wicemistrzów Polski. Ten wynik długo się nie zmieniał, choć obie strony atakowały (groźniejsze było Ogniwo), w końcu sopocianie dorzucili trzy punkty młodego Oleksandra Kirsanowa z karnego, a gdy chwilę potem wreszcie udało im się wygrać aut – przyłożenie, po którym było 17:0.Niemal natychmiast Lechia odpowiedziała i do przerwy było 17:7. Po przerwie gdańszczanie rzucili się do ataku, zdobyli jednak tylko trzy punkty z karnego, a potem Ogniwo odpowiedziało aż czterema przyłożeniami, przy których wyróżnił się Jordan Tebbatt (zaliczył przyłożenie i dwie asysty, w tym jedną w postaci efektownego podkopnięcia). Tymczasem goście nie potrafili wejść na pole 22 m sopocian. Udało się im to dopiero w ostatniej akcji meczu, ale zdobyte wtedy przez Roberta Wójtowicza przyłożenie niewiele zmieniło – Ogniwo wygrało 44:17.
Na koniec kolejki rozegrano rewanż za mały finał poprzedniego sezonu – Orkan Sochaczew podejmował Edach Budowlanych Lublin. Tu też miało być ciekawie, ale pierwsza połowa przebiegła pod znakiem dominacji gospodarzy. Jej efektem były aż cztery przyłożenia, z czego dwa zdobył świetny Jonathan O’Neill (drugie – po fantastycznej indywidualnej akcji z czterema przełamanymi szarżami), i do przerwy Orkan prowadził 24:0. Lublinianie na pole 22 m gospodarzy przebili się dopiero pod koniec tej odsłony, ale bez efektu. Druga połowa wyglądała inaczej – akcje przenosiły się spod jednego pola punktowego pod drugie, a lublinianie zaczęli sochaczewianom odgryzać się po szybkich atakach. Już na starcie zdobyli swoje pierwsze przyłożenie, ale potem, choć grali 10 minut z przewagą, pozwolili zdobyć przyłożenie Orkanowi. I w kolejnych minutach było podobnie: drużyny wymieniały się przyłożeniami (zaimponowała zwłaszcza szybka akcja po przechwycie Iana Trollipa zakończona sprintem filara Marzuqa Maarmana przez ponad pół boiska), a choć Budowlani nie mieli wielkich szans na zmianę wyniku meczu, mogli odebrać Orkanowi bonus ofensywny. I ten cel osiągnęli w ostatniej akcji meczu (zresztą bardzo ładnej, szybkiej): Orkan wygrał 38:26, ale choć zdobył aż sześć przyłożeń, po bonus nie sięgnął.
W ten weekend pauzowała Pogoń Awenta Siedlce, ale i stamtąd ważne wiadomości: skończyła się po niemal roku saga zawodników Skry Warszawa i zostali wreszcie dopuszczeni do rozgrywek. Skład Pogoni poszerzył się do 50 graczy, a znaleźli się w nim tacy zawodnicy jak Paul Walters, Jan Cal, Bercho Botha, Arkadiusz Janeczko, Martin Mangongo czy Patryk Reksulak. Pogoń już bez nich radziła sobie nieźle, a co będzie od tego momentu? Rywali siedlczan chyba czeka trudne zadanie, a w Pogoni problemem zacznie być nadmiar bogactwa. To dobra wiadomość nie tylko dla Pogoni, ale także dla polskiego rugby – wszak nie można marnować rugbowych talentów.
W tabeli nadal na czele Juvenia Kraków, a za jej plecami znaleźli się Orkan Sochaczew i Ogniwo Sopot. Pokonane w ten weekend ekipy Budowlanych Lublin i Lechii Gdańsk w klasyfikacji nieco się obsunęły (lublinianie z pozycji wicelidera spadli na czwarte miejsce) – a warto pamiętać, że mają rozegrane po jednym meczu więcej od trzech drużyn z obecnego podium. Na dole tabeli wciąż bez punktu Budo 2011 Aleksandrów Łódzki i Budowlani Commercecon Łódź.
Poz. | Drużyna | M. | Pkt. |
1. | Juvenia Kraków | 5 | 24 |
2. ↑ | Orkan Sochaczew | 5 | 20 |
3. ↑↑ | Ogniwo Sopot | 5 | 18 |
4. ↓↓ | Edach Budowlani Lublin | 6 | 17 |
5. ↓ | Lechia Gdańsk | 6 | 14 |
6. ↑ | Arka Gdynia | 5 | 10 |
7. ↓ | Pogoń Awenta Siedlce | 5 | 8 |
8. | Budo 2011 Aleksandrów Łódzki | 5 | 0 |
9. | Budowlani Commercecon Łódź | 6 | 0 |
Z kraju
W Krakowie rozegrano pierwszy turniej mistrzostw Polski kobiet w rugby 7. Na nowohuckich boiskach pierwszy raz grano w zmienionej nieco formule – z sześciozespołową (zamiast cztero-) ekstraligą, w której rozgrywano fazę grupową (dwie grupy po trzy zespoły), a potem play-off z półfinałami i finałami. Na szczycie podium zaskoczenia nie było: Biało-Zielone w pierwszych trzech meczach zdobywały po ponad 50 punktów nie tracąc ani jednego (w tym w półfinale, w którym pokonały gospodynie turnieju, krakowskie Bestie, 59:0), a dopiero w finale napotkały poważniejszy opór ze strony Legii Warszawa – i tak jednak wygrały 33:14. Trzecie miejsce przypadło Bestiom, które w meczu o brąz pokonały Budowlanych Łódź. Z Ekstraligi spadają Diablice Ruda Śląska, a ich miejsce zajmie Mazovia Mińsk Mazowiecki, która pewnie wygrała I ligę. Mazovia to nowa nazwa na mapie kobiecego rugby w Polsce, ale w praktyce to przebrana w nowe szaty (i to niedosłownie, bo koszulki wciąż były Legii) rezerwa Legii Warszawa, która rok temu seryjnie wygrywała I ligę i nie mogła awansować na najwyższy poziom rozgrywek z powodu obecności na nim pierwszej drużyny tego klubu.
Także w Krakowie, na stadionie Juvenii, odbyła się kolejna edycja turnieju drużyn młodzieżowych Kraków Sevens. Tym razem w składzie niemal wyłącznie krajowym, jedynymi rodzynkami były dwie drużyny szawelskiego Baltreksu, startujące w kategorii U19. I właśnie one nie dały szans polskim przeciwnikom, rozstrzygając finał we własnym gronie. Trzecie miejsce przypadło gospodarzom turnieju. W kategoriach U16 i U14 obsada była skromniejsza, a wygrały odpowiednio reprezentacje województw mazowieckiego i pomorskiego.
Ze świata
W spotkaniu testowym reprezentacji Anglii i Kanady kobiet (kolejny mecz związany z przygotowaniami do WXV) niespodzianki nie było. Choć Kanadyjki mają świetną drużynę, wicemistrzynie świata pokonały je 50:24, już przed przerwą mając na koncie pięć przyłożeń. Spotkanie oglądało w Exeter niemal 10 tys. widzów. W barwach Anglii zagrała (i zdobyła przyłożenie) była reprezentantka Kanady, Mackenzie Carson.
W nowozelandzkiej lidze NPC rozegrano przedostatnią kolejkę rundy zasadniczej – toczy się zacięta walka o awans do play-off oraz rozstawienie w nim (do ćwierćfinałów awansuje ośmiu spośród 14 uczestników rozgrywek). W najciekawszych spotkaniach kolejki wyniki na styku: Canterbury pokonało Tasman 30:28 (w efekcie awansowało na pozycję wicelidera, podczas gdy pokonani spadli na czwarte miejsce; swoją drogą przed przerwą Canterbury prowadziło już 27:3, a rywale podjęli pościg, któremu do skuteczności brakło naprawdę niewiele), a Taranaki awansowało na trzecią lokatę dzięki zwycięstwu 20:18 nad Auckland. Na szczycie wciąż niepokonane Wellington. O ostatnie dwa miejsca w play-off walczą cztery drużyny: Bay of Plenty (ma przewagę, bo w tym tygodniu zagra dwa razy i już w środę może zapewnić sobie awans), Waikato (błysnął w ten weekend były reprezentant Nowej Zelandii Aaron Cruden), Counties Manukau i North Harbour.
W Premiership Rugby Cup tym razem nie było wygranych ekip z Championship nad tymi z Premiership (najlepsze drużyny z drugiego frontu ligowego grały ze sobą), a w najciekawszych spotkaniach Bristol Bears pokonali Northampton Saints 39:38 (drugi mecz w barwach Bears i drugie przyłożenie Kierana Marmiona, a decydujące punkty zdobył Gabriel Ibitoye tuż przed końcem meczu), a Ealing Trailfinders pokonali Doncaster Knights 34:32 (tu też drużyny szły łeb w łeb od początku do końca).
W rumuńskiej Liga Națională de Rugby trzy spośród czterech dominujących ekip w ten weekend pauzowały. Spośród nich grało tylko Dinamo Bukareszt, które w derbach stolicy pokonało Rapid 57:12.
Na Litwie i Łotwie zakończył się sezon zasadniczy Baltic Top League. Dwa czołowe miejsca w lidze zajęli obaj ubiegłoroczni finaliści: Vairas Szawle i łotewska Livonia Garkale. Trzecie miejsce zajął Baltrex Szawle, a ostatnie miejsce w fazie play-off nieoczekiwanie zajęli Geležinis vilkas z Wilna. Do półfinałów nie awansowała natomiast jedna z czołowych ekip poprzednich sezonów, Ąžuolas z Kowna.
Do turnieju WXV w swoim kraju przygotowuje się kobieca reprezentacja Południowej Afryki – w ubiegłym tygodniu pokonała w towarzyskim spotkaniu amerykańską drużynę San Clemente Rhinos 22:17.
W niedzielę rozpoczęła się rywalizacja w rugby 7 na igrzyskach azjatyckich w Hangzhou. Potrwa trzy dni, a pierwszego żadnych niespodzianek nie było.
Odbyła się druga (z trzech) runda rozgrywek francuskich Supersevens. Pau, które tydzień temu przegrało już w 1/8 finału, tym razem odegrało się na rywalach i w imponującym stylu awansowało do finału turnieju, w którym pokonało Monako 31:26 (mimo że przegrywało z ekipą Lazurowego Wybrzeża już 14:26). Trzecie miejsce przypadło Racingowi 92, który w małym finale wygrał z Bajonną 40:14. Zwycięzcy sprzed tygodnia, Bordeaux, zostali wyeliminowani przez późniejszych zwycięzców w ćwierćfinale, i to bez jakichkolwiek wątpliwości – Pau wygrało 56:5.
Sprawdziły się przecieki co do nowego formatu poziomów Trophy i Conference w rozgrywkach Rugby Europe International Championships: oficjalnie ogłoszono, że w grupie Trophy zagra ponownie sześć zespołów (zamiast pięciu – awansowali Czesi, nikt nie spadł), natomiast poziom Conference zamiast podziału na dwa stopnie (i w każdym z nich na dwie grupy), będzie podzielony na cztery grupy. Układ wskazuje na podział terytorialny, choć są wyjątki (np. Andora gra z państwami skandynawskimi, a z Izraelem i Cyprem nie gra Turcja, pewnie z przyczyn politycznych). Grupy przez to są nierówne: mamy dwie z pięcioma drużynami, jedną z czterema i jedną z tylko trzema (w tej będzie system mecz i rewanż). Rozgrywki ma zakończyć play-off. Niestety, nie znamy kilku istotnych szczegółów – ani zasad spadków i awansów, ani zasad play-off w Conference (mowa jest o rozegraniu go w ostatni weekend maja, ale skoro uczestniczyć w nim będą zapewne cztery drużyny, przydałyby się co najmniej dwie kolejki…). I na dodatek w artykule z zapowiedzią zmian formatu RE pomyliło Słowację ze Słowenią.
Z rynku transferowego:
- reprezentant Samoa Tim Nanai-Williams (ostatnio w Tuluzie) trafił do francuskiego klubu z Pro D2, Béziers;
- były reprezentant Walii Rob Evans zagra w nowej franczyzie MRL, Miami Sharks.
Polacy za granicą
Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia:
Anglia:
- Eryk Łuczka (Hornets RFC, National League 2 West): zagrał cały mecz przeciwko Newport (Salop), wygrany 55:12. Hornets awansowali z dziesiątego na piąte miejsce w lidze;
- Peter Hudson-Kowalewicz (Hull RUFC, National League 2 North): zagrał niemal cały mecz przeciwko Huddersfield wygrany 47:12. Hull awansowało z szóstego na piąte miejsce w grupie.
Francja:
- Andrzej Charlat (Stade Niçois, Nationale): rozegrał cały mecz przeciwko niepokonanej dotąd Narbonie, przegrany 10:12. Nicea spadła z trzeciego na piątek miejsce w lidze;
- Jędrzej Nowicki (CAP Rugby Pontarlier, Fédérale 2 – grupa 1): zagrał niemal cały mecz przeciwko XV de la Dombes, zakończony zwycięstwem jego drużyny 26:22. Zdobył też przyłożenie. CAP zaczyna sezon od czwartego miejsca w lidze.
Szwajcaria:
- Kacper Ławski (RC Yverdon, LNA): na ławce rezerwowych zaczął spotkanie z Hermance, wygrane 52:12. Yverdon zostało liderem tabeli.
Walia:
- Jakub Małecki (Ebbw Vale RFC, Premiership): wszedł z ławki rezerwowych w meczu z Cardiff, wygranym 36:20. Ebbw Vale awansowało z piątego miejsca na pozycję wicelidera.
Zapowiedzi
W tym tygodniu przede wszystkim już przedostatnia runda fazy grupowej Pucharu Świata – i pierwsze pożegnania z tym turniejem. W środę zagra Urugwaj z Namibią, w czwartek Japonia z Samoa, w piątek Nowa Zelandia z Włochami (cztery lata temu Sergio Parisse marzył o takim pożegnaniu z karierą, ale cyklon odebrał mu szansę). Więcej emocji w sobotę: Argentyna – Chile, Fidżi – Gruzja i Szkocja – Rumunia. W niedzielę dwa ostatnie spotkania: Australii z Portugalią i Południowej Afryki z Tonga.
W kraju ligowe granie na całego. W siódmej kolejce Ekstraligi starcia Lechii Gdańsk z Orkanem Sochaczew, Juvenii Kraków z Ogniwem Sopot, Arki Gdynia z Budo 2011 Aleksandrów Łódzki i Pogoni Awenty Siedlce z Budowlanymi Commercecon Łódź. Znów ciekawie – poza ostatnim z tych meczów w pozostałych żaden wynik nie będzie sensacją. Poza tym w kraju trzecie kolejki pierwszej ligi (m.in. mecz Rugby Białystok ze Spartą Jarocin) i drugiej ligi, pierwsze mecze ligowe juniorów, a także trzeci turniej Polskiej Ligi Rugby 7.
Na świecie rusza Rugby Europe International Championships (na poziomie Conference – mecze Danii z Andorą, Turcji z Mołdawią i Austrii z Węgrami) i Oceania Rugby Men’s Championship. Towarzysko grają kobiety – Nowa Zelandia z Australią, Szkocja z Hiszpanią i znowu Anglia z Kanadą. Ponadto toczą się rozgrywki niektórych lig: już w środku tygodnia po krótkiej przerwie wraca francuskie Pro D2, a potem m.in. półfinały Baltic Top League, ostatnia kolejka rundy zasadniczej NPC i start hiszpańskiej División de Honor.
A już we wtorek rozdanie medali turnieju rugby 7 na igrzyskach azjatyckich.