Trudno było liczyć na sukces w Amsterdamie, ale porażka okazała się niezwykle bolesna. Holendrzy całkowicie zdominowali naszą drużynę i zaliczyliśmy pogrom. Pozostaje zatem walka o siódme miejsce, a by utrzymać się w REC na boisku potrzeba wygranej z Belgami 63 punktami. Komentarz chyba niepotrzebny. Poza tym Australijczycy postawili się w Super Rugby Nowozelandczykom, a w męskim SVNS Europejczycy kompletnie zdominowali resztę świata.
Reprezentacja Polski / Rugby Europe International Championships
Głównym wydarzeniem weekendu był dla nas półfinał Rugby Europe Championship. Ten mniej ważny, bo o miejsca 5–8 – nasi zawodnicy grali z Holandią, a zwycięstwo w tym meczu było dla nas „być albo nie być” na tym szczeblu rozgrywek (no, nawet wygrana nie gwarantowała utrzymania, ale przynajmniej pozwalała na zachowanie szansy).
Holandia – Polska 54:7. Przed meczem przez nasze media społecznościowe przetoczyła się burza spowodowana brakiem powołania w tak podbramkowej sytuacji braci Nowickich (zapoczątkowana tekstem Adama Mauksa w portalu Zawsze Pomorze). Cóż, z pewnością przy kłopocie z obsadzeniem pozycji łącznika ataku takie rozwiązanie samo się nasuwało, tymczasem trener w roli dziesiątki postawił na 19-letniego debiutanta, Mateusza Kolasa (w klubie grającego jako obrońca, ale na listopadowych mistrzostwach Europy U20 występującego w roli łącznika ataku i przy okazji także kapitana). W składzie znalazł się także kolejny debiutant – Alexander Pama w rezerwie (kolega Kolasa z młodzieżówki), wrócił także Ross Cooke. Holendrzy w składzie bardzo zbliżonym do tego z poprzednich meczów, w tym z niemal niezmienionym młynem, który dwa tygodnie temu rozjechał maulami Niemców. Największą wyrwą był brak ich najskuteczniejszego zawodnika, łącznika ataku/środkowego Davida Weersmy – zastąpił go zdobywający szlify w walijskim Cardiff Met i holenderskiej Delcie (drużynie RESC) Vikas Meijer (w sumie sporo wspólnego z Kolasem – pierwszy raz w wyjściowym składzie, łącznik ataku i był kapitanem drużyny na ostatnich mistrzostwach Europy U20, tyle że Holendrzy ten turniej wygrali). W składzie zwracał uwagę też drugi debiutant, 20-letni rezerwowy Kaj Verhoorn z drużyny espoirs francuskiego Brive.
Pierwsze 70 minut meczu w wykonaniu naszej ekipy było beznadziejne. Naszym graczom ani razu nie udało się groźniej zaatakować, gra właściwie non stop toczyła się na naszej połowie. A w obronie też różowo nie było. Pierwszego maula Holendarów w meczu udało się powstrzymać, ale drugi już gładko wszedł w nasze pole punktowe po niespełna 5 minutach gry. Sporo było wymiany kopów, która nie przynosiła efektów, a właściwie często oznaczała cofanie się naszej drużyny. Po kwadransie gry Meijer wykorzystał karnego, potem po kolejnych atakach gospodarze zdobyli drugie przyłożenie po efektownej akcji. Po chwili znów Meijer kopnął między słupy z karnego, a nim minęły dwie minuty, rywale mieli na koncie trzecie przyłożenie (błąd Cooke’a, żółta kartka Maxa Lobody, kolejny maul) i było 25:0. Mieliśmy sporo szczęścia, że w pozostałych minutach pierwszej połowy straciliśmy tylko jeszcze jedno przyłożenie, w kuriozalnej zresztą sytuacji (już cieszyliśmy się z odzysku Kolasa). Po kilku minutach drugiej połowy przegrywaliśmy już 37:0. Po kwadransie drugiej części spotkania seria młynów na linii 5 m skończyła się zbyt łatwym obiegnięciem naszej obrony przez Meijera (który po przerwie stracił na skuteczności z kopów). Holendrzy nadal atakowali i na kwadrans przed końcem w odstępie kilku minut zdobyli dwa kolejne przyłożenia.
Dopiero na 10 minut przed końcem rywale nam odpuścili (tak to chyba trzeba potraktować) i Polacy zaatakowali. Dwukrotnie weszli na pole 22 m rywali. Za pierwszym razem zostali wypchnięci, ale za drugim razem dzięki ładnej wymianie Dawida Plichty, Petera Hudsona i Nicolasa Saborita wbili się głębiej, a w końcu z krótkiego dystansu przyłożył Max Loboda (Kolas dorzucił podwyższenie). A w ostatnich pięciu minutach gra znowu toczyła się na naszej połowie.
Cóż, „mecz o wszystko” skończył się tak, jak można było się spodziewać. Od czasu ostatniego meczu naszych graczy na tym stadionie (przegranego jednym punktem) Holendrzy bardzo nam odskoczyli. Nasi zawodnicy nie byli w stanie konstruować ataków, a rywale znajdowali luki w naszej obronie. Nie mieliśmy w zasadzie nic do powiedzenia, a dominacja Holendrów nie podlegała żadnej dyskusji.
Cóż, przed Polakami jeszcze jeden mecz, w praktyce „mecz o honor”. No, może nie do końca – niespodziankę sprawili Niemcy, wygrywając z Belgami, co pozwoliło zachować nam matematyczne szanse. Ale ta matematyka nam nie sprzyja – nawet jeśli uda nam się wygrać z Belgami (co dzisiaj wydaje się nieprawdopodobne), musielibyśmy pokonać ich 62 (jeśli będziemy lepsi w kolejnym tie-breakerze, czyli liczbie przyłożeń) lub 63 punktami. Cóż, to zadanie z gatunku science-fiction.
Jak się zdaje, przez ostatnie dwa lata poprawiliśmy organizację reprezentacji, ale niewiele poza tym. Ścieżka Chrisa Hitta okazała się ślepą uliczką, a Europa nam odjechała. Brakuje najbardziej oczywistej (moim zdaniem) drogi rozwoju – drużyny zawodowej, dającej szansę młodzieży na pozostanie przy rugby, na której można by oprzeć reprezentację.
Belgia – Niemcy 11:21. Niemcy w Waterloo zrobili to, co nie udało się nam. Mimo braku kilku ważnych graczy i z nowym kapitanem, Hassanem Rayanem (Jörn Schröder zaczął mecz na ławce), pewni już utrzymania w REC po porażce Polaków, zdominowali na boisku gospodarzy i zasłużenie z nimi wygrali. Co prawda losy meczu ważyły się do końca, ale zwycięstwo Niemców mogło być spokojniejsze (dość wspomnieć trzy zmarnowane karne). Zaczęło się od wymiany karnych (3:3), a potem ciosów w przepychance, która zaowocowała rozdanymi także po równo żółtymi kartkami. Przyłożenie padło dopiero po półgodzinie gry – dzięki niemu Niemcy prowadzili do przerwy 8:3 (dwa pudła z podstawki kosztowały ich pięć punktów). Po przerwie to Belgowie rzucili się do ataku – w pierwszej akcji byli o włos od przyłożenia, a w kolejnej wreszcie je zdobyli i doprowadzili do remisu. W 55. minucie wyszli nawet po karnym na prowadzenie, ale na tym skończyły się ich zdobycze punktowe. Za to Niemcy, choć pudłowali kopy, na kwadrans przed końcem odzyskali przewagę po rajdzie przez pół boiska Felixa Lammersa. Co więcej, nie schodzili z połowy przeciwników, a na 5 minut przed końcem wygrywali już siedmioma punktami. Gospodarze mogli jeszcze marzyć o remisie, ale to Niemcy dalej atakowali, a tuż przed upływem 80 minut rozstrzygnęli mecz dzięki drop goalowi Nikolaia Klewingshausa. Belgowie bardzo rozczarowani, przecież zaczęli od wygranej z Portugalią, a kończą znowu walką tylko o siódme miejsce.
Gruzja – Rumunia 43:5. W pierwszym półfinale w walce o medale faworytem byli Gruzini, wzmocnieni pierwszy raz w tym sezonie REC swoją gwiazdą, Dawitem Niniaszwilim, a także doświadczonym Wasilem Łobżanidze na pozycji łącznika młyna. Rumuni dla odmiany osłabieni, w składzie głównie krajowym (tylko czterech zawodników z Francji i jeden z Portugalii). I na boisku przewagę Gruzinów było widać. W pierwszej połowie zdecydowanie dominowali i tylko dzięki skutecznej obronie Rumuni stracili tylko dwa przyłożenia (oba w wykonaniu Akakiego Tabucadze na prawym skrzydle) i przegrywali 0:10. W drugiej połowie Gruzini kontynuowali ataki i powiększali przewagę. Imponował Niniaszwili znakomicie obsługujący kolegów, Tabucadze po jego świetnej akcji i kopie dopełnił hat-tricka (https://twitter.com/i/status/1763923185433534877), a gospodarze zatrzymali się ostatecznie na 7 przyłożeniach. Rumuni dopiero w drugiej połowie wyprowadzili groźniejsze ataki, ale przy 29 punktach straty przyłożenie zdobyte na 10 minut przed końcem nie mogło już nic zmienić.
Portugalia – Hiszpania 33:30. Znacznie ciekawiej było w ostatnim, niedzielnym półfinale, czyli derbach Półwyspu Iberyjskiego. Portugalczycy, nadal występujący bez części swoich gwiazd (pojawił się jednak José Madeira), za to z kolejnym pokoleniem niesamowitej młodzieży i przed licznie zgromadzoną publicznością, wygrali, ale zwycięstwo łatwo im nie przyszło. Podobnie młodzi byli Hiszpanie (większość graczy poniżej 24 lat), którzy spotkanie znacznie lepiej zaczęli, imponując w pierwszej połowie obroną. To oni zdobyli pierwsze punkty po karnym z niemal połowy boiska i choć Hugo Aubry wyrównał, po kwadransie gry i świetnym przełamaniu Johna Bella było 10:3 dla Hiszpanii. Kilka minut przed końcem pierwszej połowy do wyrównania doprowadziła akcja młodziutkiego Lucasa Martinsa (było 13:13, choć skrzydłowy portugalski chyba przedobrzył i nadepnął na linię kończącą pole punktowe, tylko sędzia tego nie zauważył: https://twitter.com/i/status/1764315651206681060), ale zdążył odpowiedzieć jego vis-à-vis Martiniano Cian (presja po kopie Bella dała Hiszpanom młyn na 5 m, po którym błyskawicznie rozegrali piłkę) i do przerwy Hiszpania prowadziła 20:13. Zaraz po przerwie było już 23:13, ale kolejne 20 punktów w tym meczu zdobyli Portugalczycy, którzy zdobyli wyraźną przewagę w młynie. Dwa przyłożenia (pierwsze poprzedzone świetnym 50:22 Hugo Aubry’ego, drugie po znakomitej asyście Tomasa Appletona), do tego kopy Aubry’ego z podstawki (w sumie 18 punktów zdobytych w ten sposób) doprowadziły do tego, że 10 minut przed końcem gospodarze prowadzili 33:23 (a mogli wyżej, bo przyłożenie po przechwycie Lucasa Martinsa zostało unieważnione). Końcówkę mieli jednak nerwową – Duarte Torgal zobaczył żółtą kartkę, Hiszpanie po 10-metrowym maulu zdobyli przyłożenie i na kilkadziesiąt sekund przed końcem tracili już tylko 3 punkty. Po wznowieniu próby wyjścia z własnego pola 22 m skończyły się jednak przodem. To było efektowne spotkanie, pełne ładnych akcji.
Skład meczów finałowych, zaplanowanych za dwa tygodnie w Paryżu, identyczny jak przed rokiem. O zwycięstwo zagrają Gruzja z Portugalią, o brąz Rumunia z Hiszpanią, o piąte miejsce Holandia z Niemcami, no a my z Belgami o siódme.
Swoją drogą, Belgia i Polska to były dwa jedyne kraje uczestniczące w REC bez transmisji telewizyjnych meczu swojej reprezentacji w ten weekend w swoim kraju.
Top 14
W Top 14 rozegrano już siedemnastą rundę spotkań, a zwracają w niej uwagę przede wszystkim kolejne zwycięstwo Montpellier i kolejna porażka Racingu 92.
Stade Toulousain – Castres Olympique 33:6. Spotkanie dwóch drużyn ze ścisłej czołówki (grał wicelider z trzecią drużyną tabeli), na dodatek obu z całkiem sporymi seriami zwycięstw w ostatnich meczach na koncie, nie przyniosło specjalnych emocji. Gracze z Castres przez całe spotkanie nie zdobyli ani jednego przyłożenia, a gospodarze zaliczyli ich aż pięć, już do przerwy prowadząc 21:3. Błysnął Juan Cruz Mallía, który zdobywał przyłożenia na początku obu części spotkania.
Oyonnax – Montpellier Hérault 35:39. Znacznie ciekawiej było w starciu dwóch ekip walczących o utrzymanie. Dla Oyonnax, rozpaczliwie potrzebującego zwycięstwa, to było niezwykle ważne spotkanie (w końcu grali z drużyną, która była w tabeli bezpośrednio nad nimi). Tymczasem Montpellier miało ostatnio dobrą passę i było faworytem spotkania. Wygrało, ale zwycięstwo nie przyszło łatwo. W pierwszej połowie drużyny kilka razy zmieniały się na prowadzeniu i dopiero pod jej koniec goście wypracowali sobie większą przewagę dzięki przyłożeniom 20-letniego kapitana Lenniego Nouchiego (skompletował dzięki temu w pierwszej połowie hat-tricka). Na początku drugiej połowy Oyonnax zbliżyło się na dwa punkty, potem Montpellier odskoczyło na bezpieczny wydawałoby się dystans 16 oczek, ale w 71. i 75. minucie Oyonnax odpowiedziało dwoma przyłożeniami Loica Godenera. W ostatnich minutach gospodarzom brakło już energii i jedynie obronili bonusowy punkt defensywny. Niewielkie to dla nich pocieszenie.
Union Bordeaux-Bègles – Racing 92 21:5. Trwa fatalna passa paryżan, którzy przecież jeszcze kilka tygodni temu byli liderami ligowej tabeli. Co prawda do przerwy było tylko 6:0 dla Bordeaux i wynik ten utrzymywał się aż do 60. minuty (mimo wielu starań gości, którzy na początku drugiej połowy wyraźnie przeważali), ale potem gospodarze zdobyli w krótkim czasie aż 15 punktów (m.in. dzięki dwóm przyłożeniom Nicolasa Depoortère, młodzieżowego mistrza świata z ubiegłego roku sprawdzanego ostatnio w seniorskiej kadrze Francji – drugie z tych przyłożeń zaliczył po 90-metrowym rajdzie i chyba może posłużyć jako najlepszy wyraz postawy paryżan w tym meczu: https://twitter.com/i/status/1764049175501488130). Jedyne punkty Racing zdobył dopiero na koniec meczu za sprawą przyłożenia Olivera Klemenczaka.
Poza tym:
- Aviron Bayonnais – Lyon OU 39:10 (na własnym boisku Baskowie są nie do zatrzymania – tym razem z 0:3 zrobili 39:3, imponując zwłaszcza skutecznością w drugiej połowie meczu, w której zdobyli cztery przyłożenia);
- RC Toulon – USA Perpignan 44:22 (pewne i wysokie zwycięstwo ekipy z Lazurowego Wybrzeża, dla której aż 24 punkty zdobył Melvyn Jaminet; Katalończycy większość swoich punktów zdobyli w końcówce meczu, który wtedy był już rozstrzygnięty);
- Stade Français – Section Paloise 25:12 (liderzy ligowej tabeli wygrali ten mecz w przyłożeniach 4:0, ale mimo to do końca musieli drżeć o zwycięstwo; dwa z tych przyłożeń, w tym rozstrzygające na sam koniec spotkania, zaliczył Sekou Macalou)
- Stade Rochelais – ASM Clermont 42:3 (obie ekipy miały za sobą po dwie porażki w dwóch ostatnich kolejkach – przełamali się roszelczycy i to w znakomitym stylu; zaczęło się od 0:3, ale potem gospodarze zdobyli sześć przyłożeń, z czego cztery jeszcze przed przerwą).
W tabeli nadal na czele Stade Français i Tuluza, których przewaga nad trzecią drużyną ligi wzrosła dzięki porażce Castres do 10 punktów. La Rochelle znów zbliżyło się do górnej połówki tabeli, ale wciąż pułapem możliwości jest tylko ósme miejsce. Na dnie tabeli coraz bardziej osamotnione Oyonnax (już 8 punktów straty do przedostatniego Perpignan).
Poz. | Drużyna | M. | Pkt. |
1. | Stade Français | 17 | 55 |
2. | Stade Toulousain | 17 | 55 |
3. ↑ | Union Bordeaux-Bègles | 17 | 45 |
4. ↓ | Castres Olympique | 17 | 44 |
5. ↑↑ | RC Toulon | 17 | 41 |
6. | Racing 92 | 17 | 40 |
7. ↓↓ | Section Paloise | 17 | 40 |
8. ↑ | Stade Rochelais | 17 | 40 |
9. ↑↑ | Aviron Bayonnais | 17 | 38 |
10. ↓↓ | ASM Clermont | 17 | 36 |
11. ↓ | Lyon OU | 17 | 33 |
12. ↑ | Montpellier Hérault | 17 | 33 |
13. ↓ | USA Perpignan | 17 | 31 |
14. | Oyonnax | 17 | 23 |
W Pro D2 rozegrano 22. kolejkę spotkań. Liderem pozostało Vannes mimo nieoczekiwanej porażki z broniącym się przed spadkiem Biarritz 10:12 (Baskowie pozostali w strefie spadkowej, ale zmniejszyli stratę do rywali). Wygrywały swoje mecze dwie drużyny pozostające tuż za liderami – drugie Béziers pokonało Brive 34:15 (znów punktował portugalski duet, Samuel Marques i Raffaele Storti), a trzecie Provence pokonało Colomiers 27:18. Poza tym zwraca uwagę wygrana Aurillac nad Nevers 15:12 (gospodarze pozostali w czołowej szóstce), a także mecz Montauban z Agen z wynikiem 26:27, rozstrzygnięty przez gości siedmioma punktami w ostatniej minucie).
United Rugby Championship
W 11 kolejce spotkań URC znów głównym daniem były derby Południowej Afryki – pod nieobecność najlepszych graczy europejskich drużyn. Oba spotkania na południu nie dostarczyły jednak większych emocji.
Lions – Sharks 40:10. W Johannesburgu Lions podejmowali ostatnich w ligowej tabeli Sharks i nie dali im żadnych szans. Aspirująca do wielkich osiągnięć ekipa gości, naszpikowana Springbokami, co prawda zaczęła mecz o prowadzenia po karnym, zaraz potem jednak je straciła (po przyłożeniu Sanele Nohamby: https://twitter.com/i/status/1763920763415900659) i z minuty na minutę było tylko gorzej (Nohamba błysnął też przy drugim przyłożeniu znakomitym przekopem na skrzydło). Co prawda przy stanie 19:3 dla gospodarzy Sharks odpowiedzieli przyłożeniem (drugie unieważniono po TMO) i 9-punktowa różnica utrzymywała się bardzo długo (tym dłużej, że przerwa została wydłużona do około pół godziny z powodu burzy). Ale w ostatnim kwadransie gospodarze dobili rywali dokładając kolejne trzy przyłożenia.
Bulls – Stormers 40:22. Także w Pretorii ekipa z północy poradziła sobie z nadmorskim rywalem. I tu też burza psuła szyki – mieliśmy opóźnienie, tym razem na starcie, ale ledwie mecz się zaczął, gospodarze już prowadzili po przyłożeniu Johana Grobbelaara. Co prawda goście odpowiedzieli w pierwszej połowie dwoma przyłożeniami, ale nie zdołali wyjść na prowadzenie, bo gospodarzy utrzymywał na nim Johan Goosen, seryjnie dokładający kolejne trzy punkty z karnych (w sumie 20 punktów z kopów w całym meczu). Do przerwy było 19:15, ale wkrótce po niej gospodarze gościom odjechali, dzięki przyłożeniom Grobbelaara i Canana Moodiego, i to w praktyce rozstrzygnęło spotkanie.
Poza tym:
- Edinburgh – Ospreys 19:15 (zwycięstwo Szkotów dzięki przyłożeniu Hamisha Watsona i kopom Bena Healy’ego);
- Munster – Zebre Parma 45:29 (Irlandczycy prowadzili już nawet 40:10, ale zryw Włochów w końcówce pozwolił im wywalczyć punkt bonusowy);
- Benetton Treviso – Glasgow Warriors 9:19 (najciekawiej zapowiadające się spotkanie w Europie, między dwoma drużynami z czołówki; sporo twardej walki, a na trzy karne Jacoba Umagi dla gospodarzy goście odpowiedzieli trzema przyłożeniami);
- Connacht – Scarlets 26:10 (pewne zwycięstwo Irlandczyków, którzy po 20 minutach prowadzili już 19:0, a w drugiej połowie zapewnili sobie ofensywny punkt bonusowy);
- Cardiff – Leinster 20:33 (start zgodnie z oczekiwaniami – po 10 minutach Leinster prowadził 12:0, ale potem Irlandczycy przestali punktować, a na koniec pierwszej połowy dzięki dwóm przyłożeniom filara Rhysa Carre’a gospodarze nieoczekiwanie wyszli na trzypunktowe prowadzenie; rezerwy Leinsteru rozstrzygnęły jednak to spotkanie na swoją korzyść trzema przyłożeniami po przerwie);
- Ulster – Dragons 49:26 (kompletu irlandzkich zwycięstw dopełnili belfastczycy, którzy zaaplikowali Walijczykom siedem przyłożeń, ale pozwolili rywalom na zdobycie ofensywnego punktu bonusowego; najładniejsza akcja meczu zakończona pierwszym z dwóch przyłożeń Mike’a Lowry’ego: https://twitter.com/i/status/1764026217269760259).
Na czele tabeli nadal Leinster, za jego plecami Bulls i Glasgow Warriors. Potem już z większą stratą Edynburg, trzy pozostałe irlandzkie drużyny (wszystkie odnotowały spore awanse) i Benetton. Znów wszystkie walijskie ekipy w dolnej połówce tabeli.
Poz. | Drużyna | M. | Pkt. |
1. | Leinster | 11 | 44 |
2. ↑ | Bulls | 11 | 40 |
3. ↓ | Glasgow Warriors | 11 | 40 |
4. ↑ | Edinburgh | 11 | 34 |
5. ↑↑↑ | Ulster | 11 | 34 |
6. ↑↑↑ | Munster | 11 | 34 |
7. ↑↑↑ | Connacht | 11 | 33 |
8. ↓↓↓↓ | Benetton Treviso | 11 | 32 |
9. ↓↓↓ | Stormers | 11 | 30 |
10. ↓↓↓ | Ospreys | 11 | 30 |
11. | Lions | 11 | 29 |
12. | Cardiff | 11 | 22 |
13. | Zebre Parma | 11 | 14 |
14. | Scarlets | 11 | 12 |
15. | Dragons | 11 | 11 |
16. | Sharks | 11 | 10 |
Super Rugby Pacific
W drugiej kolejce znów, to co zapowiadało się najciekawiej, zaserwowano kibicom na sam początek kolejki, w piątkowy poranek (u nas) – nowozelandzkie derby. Nowozelandzkie, ale rozgrywane w Australii – cała kolejka odbywała się w Melbourne. Potem było jednak jeszcze ciekawiej.
Highlanders – Blues 29:37. Obie ekipy odniosły zwycięstwa w pierwszej kolejce i obie liczyły na powtórkę. Pierwsze pół godziny należały do Highlanders – po trzech przyłożeniach (ale przy fatalnej skuteczności z kopów – niewykorzystane trzy podwyższenia i karny) prowadzili 15:8, przy czym ze strony Blues w tym okresie odpowiedział przyłożeniem wiązacz Hoskins Sotutu. W ostatnich minutach pierwszej połowy sytuacja się zmieniła – dwa przyłożenia zdobyli Blues, do tego oba podwyższone i to oni prowadzili 22:15. A zaraz po przerwie kolejne przyłożenie zdobył Sotutu i wkrótce potem Blues mieli już 17 punktów przewagi. I choć Highlanders zmniejszyli stratę przyłożeniem (wreszcie podwyższonym), Blues znowu odskoczyli dzięki trzecim tego dnia pięciu punktom Sotutu i w efekcie, choć w ostatnich minutach zostali na boisku w czternastkę po żółtej kartce i Highlanders zdobyli wówczas przyłożenie, zwycięstwo ekipy z Auckland było już niezagrożone.
Moana Pasifika – Fijian Drua 39:36. Spotkanie ekip wyspiarskich tym razem poszło na konto Moana – zawodnicy związani (poniekąd teoretycznie) z Tonga i Samoa zaczęli ten sezon lepiej i w bezpośrednim starciu okazali się lepsi. A przebieg meczu był wyjątkowy – w pierwszej połowie Moana dwukrotnie wychodziła na prowadzenie, ale dwukrotnie rywale wyrównywali. Moana zdobyła większą przewagę dopiero dzięki przyłożeniom w ostatniej akcji pierwszej połowy i na samym początku drugiej, ale odpowiedź Fidżyjczyków pozwoliła im utrzymać dystans. Wtedy czerwoną kartkę zobaczył Nigel Ah Wong, ale paradoksalnie w kilku kolejnych minutach Moana zdobyła kolejne 14 punktów i prowadziła już 36:15. Jednak chwilę potem została na boisku w trzynastkę po żółtej kartce. Fidżyjczycy zaczęli zdobywać punkty, i gdyby nie karny dla Moany Christiana Leali’ifano, który wszedł z ławki rezerwowych, doprowadziliby do remisu.
Crusaders – Waratahs 24:37. Kiepsko zaczął się sezon dla obrońców tytułu – drugi mecz i druga porażka. Poprzednią ponieśli w starciu z inną nowozelandzką drużyną, ale tym razem nieoczekiwanie ulegli drużynie z Australii. Ekipa z Sydney, która tydzień wcześniej też przegrała, w Melbourne już w pierwszej połowie wypracowała 13 punktów przewagi i to pomimo dwóch straconych na początku meczu przyłożeń i żółtej kartki. Przy stanie 6:10 Waratahs zdobyli pierwsze przyłożenie w meczu po kopie nakrytym przez Hugh Sinclaira, a potem już tylko się rozpędzali. Co prawda Sevu Reece dwukrotnie przekroczył linię bramkową, ale Waratahs przeważali, a ich zwycięstwo przypieczętował na kwadrans przed końcem Jake Gordon (który także rozpoczął znakomitą akcję zakończoną wcześniejszym przyłożeniem). Przed Crusaders bardzo niewygodny mecz – tydzień lecą na Fidżi.
Hurricanes – Reds 38:33. Blisko australijskiego zwycięstwa było w innym meczu tej rundy. Choć pierwsi na prowadzenie wyszli zawodnicy ze stolicy Nowej Zelandii, to potem to właśnie oni musieli częściej gonić wynik, bo Waratahs zabójczo wykorzystywali przewagę w maulach. W pierwszej połowie Australijczycy wyszli na prowadzenie 19:12 po dwóch przyłożeniach pod koniec tej części spotkania, ale w ostatniej akcji Canes dzięki przyłożeniu młodego Cama Roigarda zdołali wyrównać wynik i było 19:19. Historia poniekąd powtórzyła się w drugiej połowie – dwukrotnie Reds wychodzili na prowadzenie i dwukrotnie Canes wyrównywali, przy czym za drugim razem do remisu wynik doprowadziło drugie przyłożenie Roigarda (zdobyte w okresie gry w osłabieniu po czerwonej kartce, jaką zaliczył Jordie Barrett, który nawet nie spróbował pochylić się przed szarżą). W Super Rugby nie lubią remisów, więc mieliśmy dogrywkę, a tę rozstrzygnął jednak na korzyść wellingtończyków po sześciu minutach przyłożeniem Pasilio Tosi. W tym meczu nieciekawych przyłożeń było niewiele, warto poświęcić 3 minuty i zobaczyć całe highlights: https://youtu.be/TW_1M4hG-g0.
Poza tym:
- Rebels – Western Force 48:34 (mimo widma katastrofy, Rebels zanotowali pierwszą wygraną w sezonie – i to w wyjątkowym dniu, przed własną publicznością; losy meczu długo się ważyły, ekipa z Perth przez sporą część meczu prowadziła, ale ostatnie pół godziny to cztery przyłożenia gospodarzy i bilans punktowy 29:0);
- Chiefs – Brumbies 46:12 (niezagrożone zwycięstwo ekipy z Nowej Zelandii, dla której 21 punktów zdobył Damian McKenzie).
W tabeli na pięciu pierwszych miejscach cztery drużyny nowozelandzkie (w tym trzy z kompletem dwóch wygranych). Niespodzianką jest natomiast odległe miejsce obrońców mistrzowskiego tytułu, Crusaders, którzy wciąż szukają swojego rytmu po wielkich zmianach.
Poz. | Drużyna | M. | Pkt. |
1. ↑↑↑↑↑ | Chiefs | 2 | 9 |
2. ↓ | Hurricanes | 2 | 9 |
3. | Blues | 2 | 9 |
4. | Reds | 2 | 6 |
5. | Highlanders | 2 | 5 |
6. ↓↓↓↓ | Brumbies | 2 | 5 |
7. ↑↑↑↑ | Rebels | 2 | 5 |
8. ↑ | Waratahs | 2 | 4 |
9. ↓ | Moana Pasifika | 2 | 4 |
10. ↓↓↓ | Crusaders | 2 | 1 |
11. ↓ | Fijian Drua | 2 | 1 |
12. | Western Force | 2 | 0 |
I kolejna pogłoska, tym razem z New Zealand Herald: opcją zapewnienia 12 uczestników w lidze po spodziewanym upadku Rebels może być powrót do Super Rugby argentyńskich Jaguares. Już w zeszłym roku rozmowy na temat powrotu Argentyńczyków rozpoczęto, choć wówczas mówiło się o perspektywie roku 2026.
SVNS
Za nami SVNS LAX czy piąta w tym sezonie odsłona SVNS i zarazem druga na zachodnim wybrzeżu Ameryki Północnej – cyrk siódemkowy przeniósł się na ostatni weekend do Los Angeles.
Faza grupowa męskiego turnieju sypnęła niespodziankami. Na samym początku turnieju, po tym jak Dupont zdobył efektowne przyłożenie (w wygranym meczu z Kanadą, o takie: https://twitter.com/i/status/1763775645287342528; Dupont wychodził zresztą w tym turnieju w podstawowym składzie we wszystkich meczach), Irlandczycy pokonali Południową Afrykę nie pozwalając Blitzbokom na zdobycie ani jednego punktu – było 17:0. A moment później Hiszpanie postraszyli Argentynę (ekipa z Ameryki wygrała tylko 28:21, ale do przerwy mieliśmy remis po świetnym finiszu w pierwszej połowie Europejczyków). W drugiej kolejce spotkań ten samej grupy Hiszpanie pokonali niezdyscyplinowaną Irlandię dzięki przyłożeniu na sam koniec spotkania. I choć na koniec fazy grupowej obie europejskie drużyny przegrały (Irlandia z Argentyną, a Hiszpania z Południową Afryką, dla której było to pierwsze zwycięstwo w turnieju), obie awansowały dzięki defensywnym punktom bonusowym, a Blitzboks drugi raz z rzędu odpadli z turnieju już na etapie grupowym. Takie same nieszczęście spotkało All Blacks (i to już drugi raz w tym sezonie) – przegrali na starcie z Australią (nie pomogła im czerwona kartka), potem pokonali Samoa (ale tylko 10:7) i o awansie decydowało ostatnie spotkanie fazy grupowej z gospodarzami. A w tym przegrali 19:28, nie zdobywając nawet punktu bonusowego, który dałby im wejście do ćwierćfinałów z trzeciego miejsca. Z kompletami zwycięstw do ćwierćfinałów awansowały za to Argentyna, Australia i Fidżi.
Wszystkie te trzy zespoły nie przeszły kolejnej rundy, a do wyeliminowanych dołączyli gospodarze. Najpierw Amerykanie ulegli Francji 0:14 (znów przyłożenie Duponta i znów po sprincie przez pół boiska; Francuzi wygrali i nie stracili ani jednego punktu, mimo że prawie całą drugą połowę grali w szóstkę!), potem Argentyna uległa Irlandii 14:24 (co oznaczało przerwanie serii wygranych turniejów przez Argentyńczyków; ekipa z Ameryki prowadziła 14:5 do przerwy, ale w drugiej połowie zaliczyła dwie żółte kartki), z kolei mistrzowie olimpijscy z Fidżi, choć prowadzili po pierwszej połowie 19:0, przegrali z Hiszpanią 19:21 (w ostatnich paru minutach zaliczyli najpierw czerwoną, a potem żółtą kartkę i w efekcie Hiszpanie w ciągu niespełna trzech minut minut zdobyli trzy przyłożenia, na dodatek wszystkie trzy podwyższyli, choć dwa były przy samej linii bocznej – ogromna sensacja i największy triumf Hiszpanów w historii, pierwszy awans do półfinału w historii), a wreszcie Australijczycy ulegli 19:26 Brytyjczykom (mecz rozstrzygnęło przyłożenie zdobyte w doliczonym czasie gry). W efekcie wszystkie miejsca w czołowej czwórce zajęły drużyny z Europy – wyczyn, który nie zdarzył się chyba jeszcze nigdy.
Piękny sen Hiszpanów skończył się na tym etapie – w półfinale przegrali z Brytyjczykami 7:10 (walcząc jednak o wygraną do końca), a w meczu o brąz z Irlandczykami 7:24. Rywalem Wielkiej Brytanii w finale została Francja, po zwycięstwie 26:24 nad Irlandią (tu Irlandczycy odrabiali straty i niewiele brakowało by doprowadzili do dogrywki – brakło skutecznego podwyższenia po przyłożeniu po upływie 14 minut). Dla obu ekip już sam występ w decydującym meczu był świętem, bo nie zdarzył im się od lat. Pewnie wygrali go Francuzi (wykorzystując też fakt, że Brytyjczycy pokiereszowani kontuzjami przystąpili do tego meczu tylko w ósemkę), 21:0, sięgając po pierwsze turniejowe zwycięstwo od niemal dwóch dekad. Efekt Duponta?
Argentyńczycy po trzech kolejnych sukcesach musieli zadowolić się piątym miejscem. A Blitzboks, jakby upokorzeń było mało, przegrali też z Samoa w półfinale zmagań o miejsca 9–12 i ostatecznie zajęli dopiero przedostatnie miejsce w turnieju. Samoańczycy zresztą zrewanżowali się potem All Blacks pokonując ich 12:5 w meczu o dziewiątą lokatę.
W klasyfikacji generalnej Argentyna nadal na czele z dużą przewagą (aż 20 punktów nad drugimi Irlandczykami). Spory awans Francji, z siódmego na czwarte miejsce. Świetny występ Brytyjczyków dał im awans na dziewiąte miejsce z tylko jednym punktem straty do ósmego miejsca, gwarantującego utrzymanie (zajmują je Amerykanie). Hiszpanom do tej gwarancji, mimo świetnego występu, wciąż brakuje sporo.
Wśród kobiet dobrą passę kontynuowały Brazylijki, które w pierwszym meczu turnieju pokonały medalistki olimpijskie z Fidżi 12:5 – i to wystarczyło do zajęcia trzeciego miejsca w grupie, wyeliminowania Fidżyjek i awansu do ćwierćfinału (Fidżyjki uległy też nieoczekiwanie ekipie Południowej Afryki). Dominowały w meczach grupowych zmiatające z boiska przeciwniczki Australijki (m.in. 31:0 z Irlandkami przy hat-tricku Maddison Levi, potem powtórzonym przeciwko Japonii) i Nowozelandki (tu szalała Michaela Blyde z sześcioma przyłożeniami w trzech meczach, a Tyla King, niegdyś Nathan-Wong, pobiła rekord WRSS w liczbie zdobytych punktów), a z kompletem wygranych do ćwierćfinału awansowały też gospodynie turnieju.
W ćwierćfinale, w przeciwieństwie do męskiego turnieju, niespodzianek nie było. Kolejny hat-trick zaliczyła Maddison Levi (Australia – Brazylia 26:5), kolejne dwa przyłożenia zdobyła Michaela Blyde i kolejne sześć punktów Tyla King (Nowa Zelandia – Irlandia 36:12), Amerykanki pokonały RPA 24:7, a Francuzki po dwóch żółtych kartkach na początku spotkania uległy Kanadyjkom 19:28. W efekcie w półfinałach nie znalazło się miejsce dla żadnej europejskiej ekipy. Na tym etapie mieliśmy natomiast dwa starcia Ameryki Północnej przeciwko Australii i Oceanii. Z obu z nich górą wyszły ekipy z antypodów – Nowa Zelandia pokonała Kanadę 31:12, a Australia wygrała ze Stanami Zjednoczonymi 26:19 (tu rozstrzygnięcie zapadło w samym końcu meczu). I czy trzeba znowu wspominać o przyłożeniach Levi i Blyde oraz punktach King? Z nowozelandzko-australijskiego klasyka w finale zwycięsko wyszły Black Ferns, które wygrały 29:14 (m.in. kolejny hat-trick Blyde, natomiast Levi oprócz przyłożenia zanotowała też żółtą kartkę). Brąz przypadł Amerykankom.
W klasyfikacji generalnej bez istotnych zmian. Na czele Australia przed Nową Zelandią, przy czym przewaga Australijek zmalała już do czterech punktów. Trzecie ze sporą już stratą Francuzki. Dobre występy Brazylijek zbliżyły je już tylko na jeden punkt do ósmych w tabeli Brytyjek.
Z kraju
Poznaliśmy skład reprezentacji kobiet w rugby 7 na drugi turniej z cyklu challengerów o awans do SVNS, który odbędzie się w najbliższy weekend w Montevideo. I choć na niedawnym zgrupowaniu w Tunezji była szersza grupa zawodniczek, z których kilku dotąd z kadrą nie kojarzyliśmy, do Urugwaju pojedzie grupa, w której wielkich zaskoczeń brakuje. Niestety, w składzie nie ma Karoliny Jaszczyszyn ani Małgorzaty Kołdej. Polki miały ruszyć na drugi koniec świata już wczoraj.
Pogoń Siedlce dość intensywnie przygotowuje się do sezonu ekstraligowego. Drużyna najpierw była na obozie we Francji, a w ten weekend zagrała w miniturnieju z drugą reprezentacją Litwy i Orkanem Sochaczew (który w tej rywalizacji triumfował).
Ze świata
Niemcy mierzyły się z Belgią nie tylko w męskich piętnastkach, ale także towarzysko w żeńskich. W rozegranym w Akwizgranie spotkaniu górą też były Niemcy – wygrały 36:17.
W angielskim Championship Ealing Traiflinders mają już 13 punktów przewagi nad najbliższym rywalem – na drugie miejsce awansowało Coventry, które w najciekawszym pojedynku pokonało dotychczasowego wicelidera Doncaster Knights 27:12. Knights wypadli z czołowej trójki, a na trzecie miejsce awansowali Cornish Pirates.
Drużyny Japan Rugby League One rozegrały ósmą kolejkę rundy zasadniczej. Najciekawiej było w dwóch niedzielnych meczach, w których ekipy z górnej połówki tabeli uległy tym z dolnej. W obecności prawie 15 tysięcy widzów Kobe Steelers pokonali Toshiba Verblitz 57:22, a prawdziwy show dali Ardie Savea (4 przyłożenia) i Bryn Gatland (27 punktów, w tym 2 przyłożenia). Z kolei obrońcy mistrzowskiego tytułu Spears Funabashi Tokyo-Bay ulegli Sagamichara Dynaboars 28:34, tracąc dwa przyłożenia w końcowym okresie meczu. Nadal z kompletem zwycięstw pozostają dwie drużyny z dwóch pierwszych miejsc – Saitama Wild Knights pokonali na wyjeździe Shizuoka BlueRevs 45:19 (m.in. dublet przyłożeń Looda de Jagera), a Brave Lupus Tokyo na własnym boisku ograli Hanazono Liners 50:32 (goście wciąż z kompletem porażek w sezonie, choć przez moment pachniało sensacją – na 10 minut przed końcem Liners m.in. dzięki wysiłkom Quade’a Coopera wyszli na prowadzenie, jednak w ostatnich pięciu minutach meczu stracili trzy przyłożenia, wszystkie w wykonaniu skrzydłowych Brave Lupus). Poza tym Tokyo Sungoliath zaimponowało wygraną 62:0 nad Black Rams Tokyo (błysnął Kotaro Matsushima), a Mie Heat uległo Yokohama Eagles 21:50 (zwraca uwagę ponad 13 tys. widzów na meczu ostatniej drużyny ligi, która dotąd nie wygrała żadnego meczu).
Rozpoczął się nowy sezon Major League Rugby. W pierwszym tegorocznym spotkaniu NOLA Gold mierzyli się z Old Glory DC. Kibice długo czekali na pierwsze przyłożenie sezonu – dopiero w ostatnich 20 minutach nowoorleańczycy rozstrzygnęli mecz na swoją korzyść (wygrali 18:6). W najciekawszym chyba pojedynku, derbach zachodniego wybrzeża, Seattle Seawolves wygrali z San Diego Legion 25:19 (wygraną ekipie z północy zapewnił Tavite Lopeti przyłożeniem na sam koniec meczu; tu też zdecydowaną większość punktów zdobyli kopacze). Przegrali swoje mecze beniaminkowie: Miami Sharks ulegli Chicago Hounds 19:23, a Anthem uległ ubiegłorocznym mistrzom New England Free Jacks 15:46. Poza tym Houston SaberCats wygrali z Utah Warriors 22:15, a Los Angeles (ekipa przeniesiona z Atlanty i o zmienionym mocno składzie) uległo Dallas Jackals 29:32 mimo sporej przewagi wypracowanej w pierwszej połowie.
W trzeciej kolejce Super Rugby Americas pierwsze zwycięstwo odnieśli obrońcy tytułu z Urugwaju – Peñarol miał jednak stosunkowo łatwe zadanie, bo grał z chyba najsłabszą ekipą w stawce, American Raptors, którzy jeżdżą po Ameryce Południowej zbierając porażkę za porażką (tym razem 37:7 – przynajmniej nie pękła granica 50 punktów, jak w dwóch poprzednich spotkaniach z argentyńskimi drużynami). Pierwszą wygraną odniósł też chilijski Selknam, który pokonał brazylijskich Cobras 30:20. Na czele tabeli znajdują się Dogos, którzy pokonali paragwajskich Yacare 36:32. Druga argentyńska franczyza, Pampas, w ten weekend pauzowała, a mimo to pozostała na drugim miejscu.
W Szkocji rozegrano półfinały Premiership – skład finału będzie dokładnie taki sam jak przed rokiem. W ten weekend obrońcy tytułu z Hawick pokonali Kelso 25:9, a ubiegłoroczni wicemistrzowie, Currie Chieftains, wygrali z Marr 27:12 (choć w fazie zasadniczej to Marr był wyżej notowany).
Zakończył się drugi sezon kobiecych rozgrywek Celtic Challenge. Już wcześniej tytuł mistrzowski zagwarantowały sobie irlandzkie Wolfhounds, pauzujące w ostatniej kolejce rundy finałowej. Na drugim stopniu podium stanął Edynburg, który w ostatniej kolejce zremisował z drugą irlandzką drużyną, Clovers, 13:13. W drugiej trójce obie ekipy walijskie i Glasgow Warriors, które skończyły rywalizację bez ani jednego zwycięstwa.
W Nowej Zelandii ruszyły rozgrywki kobiecej zawodowej ligi, Super Rugby Aupiki. W pierwszej kolejce ubiegłoroczne wicemistrzynie, Chiefs Manawa (z Ruby Tui w składzie), wygrały z Hurricanes Poua 46:24, natomiast obrończynie mistrzowskiego tytułu, Matatū, uległy Blues 17:24 (Blues wyszły na prowadzenie dwie minuty przed końcem, ale gospodynie były o włos od remisu – w ostatniej akcji ich zawodniczka została utrzymana z piłką nad polem punktowym).
W walijskim Pontypridd po porażce z Newport 10:45 podał się do dymisji cały sztab trenerski. Klub zajmuje miejsce w środku ligowej stawki, której przewodzi Llandovery. Jest jedną z drużyn, które są w opozycji do planów WRU wprowadzenia półzawodowych rozgrywek EDC.
Na przedmieściach Auckland, w Albany, ruszyły rozgrywki Oceania Rugby U20 Challenge. Już przed tygodniem rozegrano pierwszą kolejkę, w której Fidżi pokonało Tonga 39:25, a drużyna Moana Pasifika (złożona z zawodników jeszcze bardziej egzotycznych krajów, choć kto wie, czy nie w większości grających w Nowej Zelandii) ograła Samoa 27:20. W ten weekend starli się zwycięzcy pierwszych spotkań – Fidżi pokonało Moanę 48:19 (już do przerwy Fidżyjczycy mieli na koncie sześć przyłożeń i prowadzili 38:0). W drugim meczu młodzi Samoańczycy wygrali z Tongijczykami 40:14. To ostatnie spotkanie miało też dodatkowe znacznie – Samoa dzięki zwycięstwu awansowała do zawodów World Rugby Trophy U20.
World Rugby ogłosiło szczegóły dotyczące tegorocznej, drugiej edycji ogólnoświatowej rywalizacji kobiecych piętnastek w WXV. Tym razem wszystkie trzy poziomy będą rozegrane w tym samym czasie (trzy weekendy na przełomie września i października). Gospodarzem rozgrywek elity będzie Kanada, natomiast ekipy dwóch niższych poziomów spotkają się tam, gdzie przed rokiem – w Południowej Afryce (WXV 2) i Zjednoczonych Emiratach Arabskich (WXV 3). Rywalizacja będzie także połączona z kwalifikacjami do kobiecego Pucharu Świata, który będzie rozegrany w 2025 (w tym roku WXV nie będzie) – do rozdania pozostaje sześć miejsc na tej imprezie, które nie są obsadzone przez najlepszą czwórkę z poprzedniej (Nowa Zelandia, Anglia, Kanada i Francja) oraz nie zostaną zajęte przez sześciu zwycięzców kwalifikacji kontynentalnych (także planowanych na ten rok). Kto zagra w WXV i na którym poziomie? O tym zdecydują także rozgrywki kontynentalne (miejsca są przypisane regionom, a nie krajom), przy czym o tym, czy ostatnie miejsce w WXV 3 przypadnie Europie czy Ameryce Południowej, zadecyduje wynik barażu między Holandią i Kolumbią.
Aż pięć tygodni w sierpniu i wrześniu potrwa rywalizacja w tegorocznym Pucharze Narodów Pacyfiku, który wróci do sześciozespołowego składu, ostatni raz obecnego przed pandemią, w 2019. Stawka będzie podzielona w pierwszej fazie na dwie grupy po trzy zespoły (w jednej trzy kraje wyspiarskie – Fidżi, Samoa i Tonga, w drugiej Japonia, Stany Zjednoczone i Kanada). Dwie kolejki spotkań finałowych odbędą się w Japonii.
Z grafiki sporządzonej przez Rugby Asia wynika, że w tegorocznych rozgrywkach Asia Rugby Championship na trzech poziomach weźmie udział nawet nie 12, ale tylko 10 drużyn. Na najwyższym poziomie Hongkong, Korea Południowa, Malezja i beniaminek Zjednoczone Emiraty Arabskie. Na drugim Sri Lanka, Pakistan i Katar, a na trzecim Kazachstan, Indie i Iran. Przy czym mowa tu o drużynach „uprawnionych”, a czy przypadkiem któraś z nich jeszcze się nie wycofa…
Nowinki ze składów na Puchar Sześciu Narodów. Nie zobaczymy w reprezentacji Francji Jonathana Danty’ego, zawieszonego za czerwoną kartkę na pięć tygodni, a także kontuzjowanego Matthieu Jaliberta. Szkoci stracili Sione Tuipulotę oraz Darcy’ego Grahama. Z kolei obóz Anglików opuścił młody, ale zdolny debiutant, Immanuel Feyi-Laboso, który musiał wrócić na uczelnię zdawać egzaminy (jest na pierwszym roku medycyny). Do składu po kontuzji wraca Marcus Smith. Anglicy mają podobno problem, bo w części drużyny ma narastać niechęć do metod Steve’a Borthwicka i nacisku kładzionego przezeń na defensywę.
Powoli zaczynamy przyzwyczajać się do widoku czasami nieco zaskoczonych zawodników ściąganych z boiska w wyniku sygnałów o zbyt dużym przeciążeniu pochodzących z czujników w ochraniaczach na zęby. Narzekał na „niesprawdzoną technologię” Gregor Townsend, który w dwóch kolejnych meczach tracił na chwilę ważnych graczy z młyna, narzekał Scott Barrett, chwalił natomiast Anton Lienert-Brown, ściągnięty z murawy w samej końcówce pierwszego meczu Super Rugby Pacific w tym sezonie (choć też wydawał się zaskoczony, co poniekąd jest usprawiedliwione faktem, że sygnał był spóźniony). W efekcie już w ten weekend w Super Rugby Pacific mieliśmy zmianę – po sygnale z ochraniacza gracz miał już nie być natychmiast ściągany z boiska na HIA, ale poddawany wstępnej ocenie przez lekarza na boisku (co chyba jest sporym „rozwodnieniem” idei).
W Londynie World Rugby rozmawiało o przepisach gry. Pojawiło się sporo propozycji zmian, m.in. zakaz crocodile roll, włączenie zegara na związanie młyna, szybsze używanie komendy Use it!, a także rozwiązania dotyczące spalonego przy kopach.
Z rynku transferowego:
- potwierdziło się, że p0 sezonie Andre Esterhuizen odejdzie z Harlequins i wróci do Afryki Południowej;
- kontrakt Garethowi Anscombe’owi (któremu szansę na grę w Japonii odebrała kontuzja) zaoferował angielski Gloucester.
Stuart Hogg, który niedawno odszedł na rugową emeryturę, został zatrzymany przez brytyjską policję za pogróżki.
Polacy za granicą
Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia.
Anglia:
- Tomasz Pozniak (Wimbledon RFC, National League 2 East): zagrał cały mecz przeciwko Henley, przegrany 22:32. Wimbledon wrócił na przedostatnie miejsce w lidze;
- Eryk Luczka (Hornets RFC, National League 2 West): zagrał ostatnie 20 minut w meczu z Redruth, zremisowanym 17:17. Hornets pozostali na jedenastym miejscu w grupie;
- Peter Hudson-Kowalewicz (Hull RUFC, National League 2 North): zagrał cały mecz przeciwko Wharfedale, wygrany 21:10. Jego drużyna jest na ósmym miejscu w grupie.
Szkocja:
- Zenon Szwagrzak (Selkirk RFC, Borders League): wyszedł w podstawowym składzie na mecz Border League przeciwko Melrose, przegrany 20:24. Selkirk zajmuje trzecie miejsce w lidze, ale liczba rozegranych spotkań jest nierówna.
Zapowiedzi
Przed nami weekend bez piętnastkowej reprezentacji Polski na boisku, za to walczyć będą nasze dziewczyny – kobieca reprezentacja Polski w rugby 7 zagra w Montevideo w drugim z trzech turniejów, których stawką jest awans do Madrytu, gdzie toczyć się będzie walka o miejsce w cyklu SVNS w kolejnym roku.
Wraca Puchar Sześciu Narodów. W czwartej kolejce szlagierowo zapowiada się mecz na Twickenham pomiędzy Anglią i Irlandią, ale i w pozostałych może być ciekawie: Włochy zagrają ze Szkocją, a Walia z Francją. Rugby Europe Championship tylko w wydaniu kobiecym – Portugalia zagra ze Szwecją. Mężczyźni wrócą natomiast do rywalizacji na poziomie Trophy, gdzie Czesi zagrają ze Szwajcarami.
Z rozgrywek ligowych najwięcej uwagi przyciągają te na antypodach i we Francji. W trzeciej rundzie Super Rugby Pacific m.in. nowozelandzkie derby Hurricanes – Blues, a ciekawie zapowiada się też organizowany na Fidżi pojedynek Fijian Drua z Crusaders. W osiemnastej kolejce francuskiej Top 14 m.in. starcia La Rochelle ze Stade Français czy Racingu 92 z Tulonem, a mam przeczucie, że ciekawie będzie też w meczu Perpignan z Tuluzą.
W kraju zdaje się wracają rozgrywki ligowe – planowane były na przyszły weekend dwa zaległe mecze szóstej kolejki drugiej ligi.
Przykro było patrzeć.
Myślę, że ubiegłoroczne występy dały nam nadzieję na nawiązanie walki z rywalami, i dlatego jesteśmy tak potężnie rozczarowani tym, co widzimy w tym roku. Wiemy jak graliśmy i oczekiwaliśmy kroku do przodu. Tymczasem wyszło jak wyszło… Trudno być optymistą przed ostatnim meczem. Szukając pozytywów – może bez ciśnienia zagramy lepiej? Bo jeżeli wysoko przegramy, potwierdzimy tylko, że tu nie pasujemy. Mimo szacunku dla ambicji naszych graczy. Cóż, bez drużyny w klubowych rozgrywkach międzynarodowych nie będziemy się rozwijać. Kiszenie się tylko we własnym sosie (czytaj lidze) nie podniesie poziomu. Nie konfrontujemy się z nikim, więc jak stwierdzić czy idziemy w górę, stoimy czy spadamy? I oczywiście nie zapominam o młodzieży, czy tu mamy iskry nadziei?
Jeszcze jedno – czy istnieje choć zarys pomysłu na kobiecą reprezentację piętnastek?
Cytat z artykułu na stronie PZR anonsującego skład ” w składzie mamy 10 nowych zawodników, w tym dwóch debiutantów w pierwszym składzie i jednego na rezerwie.” Zmiana mecz do meczu w ciągu 2 tygodni. Najprościej mówiąc, to było przyznanie, że my nie mamy reprezentacji. I to po kilku latach pracy i wyłożeniu niemałych środków. Trener Hitt, jak każda osoba niekompetentna w tym co robi, usłyszy zapewne dużo słusznych wyrzutów. A to nie jeszcze nie koniec tragedii. W obecnym sztabie szkoleniowym nie ma ani jednego Polaka. Nie ma nikogo, kto by uczył się razem z walijskimi nowicjuszami budowania drużyny przy niezłych nakładach, rozpoznania jakie mamy zasoby w polskim rugby, jak używać nowoczesnych technologii w treningu itp. Oni sobie zrobili punkty w CV i może dostaną robotę gdzieś tam w klubikach w Azji. Zabiorą ze sobą zebraną wiedzę i doświadczenie. Tymczasem nasza reprezentacja, która w tym rozdaniu była „klubem PZR” a nie reprezentacją środowiska, zacznie kolejny raz od zera.
Mecz Holandii z Polską ciężko było oglądać. Brak pomysłu na grę, niepewne ręce, proste błędy w łapaniu piłki (nasz obrońca bardzo niepewny) i dobra, szybka gra Holendrów przełożyła się na wynik. Niestety.
Mam nadzieję, że to tylko krok wstecz, aby zrobić dwa kroki do przodu.
Dodatkowo zastanawiam się dlaczego Polacy grają w koszulkach Macron a na stronie pzrugby w sklepie jest inny dostawca. Jaki jest powód takiej sytuacji?
Dostawcę zdaje się niedawno zmieniono. Canterbury ponoć miało bardzo bolesne wpadki. Jego poprzednik zresztą też miał za uszami.
REC – Relegation Europe Championship. Tyle w temacie.