Koniec przygody

W weekend najwięcej radości mieli kibice rugby w Irlandii i Gruzji – w Pucharze Sześciu Narodów i Rugby Europe Championship niespodzianek nie było. Nasza reprezentacja skończyła swoją przygodę z REC także zgodnie z oczekiwaniami – dopełniając kompletu porażek i potwierdzając degradację poziom niżej. Poza tym Włochy pokonały Walię (znowu), Crusaders wciąż przegrywają w Super Rugby, a z WR pojawiają się przecieki na temat formatu kwalifikacji do Pucharu Świata w 2027.

Reprezentacja Polski w rugby / Rugby Europe Championship

Za nami ostatni mecz reprezentacji Polski w REC i ostatnia szansa na zwycięstwo w tegorocznych zmaganiach – niewykorzystana. W niedzielę na Stade Jean Bouin w Paryżu odbyły się cztery spotkania finałowe tegorocznej edycji Rugby Europe Championship.

Belgia – Polska 34:8. Przed ostatnim meczem w REC już tylko matematyka dawała nam szansę na utrzymanie w REC. Zwycięstwo 62 czy 63 punktami (czy 67 „runami”, jak ponoć na moment pojawiło się na profilu RE – pewnie ukłon federacji w kierunku Roberta Grzędowskiego ;)), które pozwoliłoby nam jednak przeskoczyć Belgów, pozostawało w sferze fantastyki. Chris Hitt wystawił tym razem piętnastkę złożoną z jedenastu graczy z klubów zagranicznych i czterech z krajowych. W tej czwórce byli m.in. wracający po kontuzji Wojciech Piotrowicz, kończący reprezentacyjną karierę Grzegorz Buczek (sprawujący funkcję kapitana) oraz ustawiony w nietypowej roli wiązacza Vaha Halaifonua. Na ławce rezerwowych mieliśmy natomiast komplet graczy z Polski, z debiutantem Jakubem Wasilewskim z Lechii.

Początek meczu był fatalny – przód przy próbie złapania kopa ze środka, a dwie minuty później świetna akcja belgijskiego wiązacza i pierwsze stracone przyłożenie. W kolejnych minutach nasi zawodnicy nie potrafili przebić się na połowę rywali, a ci dorzucili 3 punkty z karnego. Polacy próbowali wychodzić z własnej połowy kopami, ale te seriami trafiały bezpośrednio za boisko i oznaczały cofnięcie gry na naszą połowę z autem rywali. W końcu, bodajże przy trzecim takim przypadku, po kwadransie gry, Polacy wygrali aut Belgów, potem co prawda zanotowali przód, ale wygrali też młyn Belgów i zanotowali pierwszą akcję na połowie rywali. Próba szybkiego rozegrania po aucie nie wypaliła, ale Piotrowicz dostał szansę z karnego, którą wykorzystał. Jednak chwilę potem znów błędy – przód po wznowieniu, strata po maulu, a Belgowie znakomitym kopem 50:22 przenieśli grę pod nasze pole punktowe i sytuację tę wykorzystali do drugiego przyłożenia. Kilka minut później drugi raz atakowaliśmy, ale przegrany aut na połowie rywali zaowocował ich kolejnym szybkim przeniesieniem gry, a maul po aucie na 5 m dał im prowadzenie już 22:3. Ostatnie minuty pierwszej połowy przyniosły trochę więcej gry do przodu i na połowie rywali (m.in. dzięki Dawidowi Rubasniakowi, który drugi raz w tej części spotkania wyszarpał piłkę w rucku), jednak nie dały punktów – ostatnim akcentem był kop Dawida Plichty w pole punktowe na wbiegającego Halaifonuę, jednak zbyt głęboki.

Drugą połowę zaczęliśmy od nieudanego kopu z karnego z niemal połowy boiska (decyzja raczej niezrozumiała). Gra toczyła się głównie w środkowej części boiska, obie ekipy atakowały i obie popełniały błędy. Po kwadransie takiej gry, przegranej przez nas wymianie kopów i zawalonym maulu, Belgowie ukąsili po raz czwarty. Kolejne minuty to dalsze ataki i błędy obu stron. Polacy grali jednak coraz odważniej. Na kwadrans przed końcem sędzia pokazał żółte kartki zawodnikom obu drużyn (u nas – Piotrowiczowi), a moment później Sean Cole Bartłomiej Sadowski znakomicie zaczął atak z własnego pola 22 m, a jego koledzy zachowali impet i po dwóch offloadach Dawid Plichta zameldował się na polu punktowym (https://twitter.com/i/status/1769343763296424173). Pod nieobecność Piotrowicza podwyższenie kopał Mateusz Kolas, ale zbyt szeroko. W kolejnych minutach zarysowała się z kolei przewaga Belgów i ci byli o włos od przyłożenia. Obie ekipy po kolejnych żółtych kartkach na kilka minut zostały w trzynastkę (u nas do Piotrowicza dołączył Nicolas Saborit), a po kontuzjach zeszli z boiska Rubasniak i Halaifonua. Gdy po pechowym zagraniu Belgów mieliśmy młyn na ich połowie, skończył się karnym dla rywali. A efektem była kolejna ich akcja, tym razem zakończona przyłożeniem ich kapitana, Jensa Torfsa. Niewiele potem już się zdarzyło.

Mecz wygrany przez Belgów zasłużenie (choć po starcie wygraną nad Portugalią siódme miejsce w końcowej klasyfikacji jest pewnie dla nich lekkim rozczarowaniem). Polacy zaprezentowali się podobnie jak przed kilku tygodniami, nie wykorzystywali błędów rywali, a sami wciąż popełniali ich sporo. Tegoroczny występ w REC kończymy kompletem porażek i ostatnim miejscem. Bardziej bolesnym niż przed rokiem, bo wówczas można było mówić o pechu. Rywale nam przez ten rok odjechali i to raczej nie wina upadku u nas, ale stania w miejscu, podczas gdy oni idą do przodu. Pozytywy? Na pewno na plus są zmiany organizacyjne i profesjonalizacja przygotowań. Drużyna zebrała dwa lata cennej nauki. Oby ta zaowocowała w przyszłości, choć można się zastanawiać, czy tak do końca będzie – niektórych zawodników z tych dwóch lat w kolejnym sezonie możemy już nie zobaczyć w kadrze, niektóre wybory trenera Hitta też mogą nie przetrwać próby czasu. Co powinniśmy robić? Cóż, budować od podstaw. Dać kadrom młodzieżowym szansę na więcej grania niż kilka spotkań rocznie (przy sprzyjających wiatrach). I przede wszystkim stworzyć drużynę o charakterze zawodowym z myślą o Rugby Europe Super Cup, która powinna być kontynuacją młodzieżówek, kuźnią kadr dla kadry i szansą na prawdziwą profesjonalizację. Jeśli tego ostatniego nie zrobimy – być może wrócimy do REC, ale znów nie zagrzejemy tam miejsca.

Holandia – Niemcy 45:0. Mecz o piąte miejsce był właściwie jednostronnym pojedynkiem. Holendrzy dominowali, zdobyli po trzy przyłożenia w każdej połowie, a Niemcy właściwie nie mieli szans. No, nieźle mecz zaczęli, ale dwa kopy z karnych Edoardo Stelli minęły słupy. Potem zostali właściwie zamknięci na własnej połowie, na dodatek stracili dwóch graczy z kontuzjami. Do przerwy Holendrzy prowadzili już 24:0, w czym spory udział miał zdobywca 14 punktów Reinhardt Fortuin. Po przerwie napór Holendrów trwał. Szybko zdobyli czwarte przyłożenie, a autorem wszystkich ich trzech przyłożeń w tej połowie był skrzydłowy Bart Wierenga. A Fortuin dzięki kopom z podwyższeń doszedł w sumie do 20 punktów.

Hiszpania – Rumunia 40:33. Mecz o brąz okazał się najciekawszym spośród czterech niedzielnych spotkań rozegranych na paryskiej arenie. Rumuni zaskoczyli wstawiając do piętnastki dwóch debiutantów (młynarz Ștefan Buruiană z młodzieżowej drużyny Castres i rwacz Nicolaas Immelman – kapitan Romanian Wolves). Wciąż jednak brakowało kilku liderów, w tym Taylora Gontineaca (za to wrócił po długiej kontuzji Hinckley Vaovasa). Rumuni mecz zaczęli od dwóch przyłożeń Mariusa Simionescu i prowadzenia 12:0, potem jednak w ciągu kilku minut po błędach stracili prowadzenie (przyłożenia Martiniano Ciana i Johna Bella: https://twitter.com/i/status/1769423019779182786). Hiszpanie kontynuowali skuteczne ataki – kolejne trzy przyłożenia padły tuż przed i tuż po przerwie i w efekcie po 50 minutach i 35 kolejnych punktach Hiszpanie prowadzili 35:12. Na pięć minut przed końcem prowadzili 40:19 i choć Rumuni w ostatnich paru minutach zdobyli dwa przyłożenia i mieli jeszcze piłkę w rękach w ostatniej akcji, nie odwrócili losów meczu. Zwycięstwo Hiszpanów oznacza jedyną zmianę w klasyfikacji końcowej REC w stosunku do roku ubiegłego. I dopiero drugi przypadek w historii REC, gdy Rumuni wypadają z podium.

Gruzja – Portugalia 36:10. W finale mieliśmy rewanż nie tylko za mecz o złoto sprzed roku, ale także za pojedynek z Pucharu Świata sprzed kilku miesięcy, który skończył się nieoczekiwanym i szczęśliwym dla Gruzinów remisem. Tym razem od remisu było jednak bardzo daleko. Portugalczycy, dopingowani przez licznie zgromadzoną publiczność, na mecz finałowy ściągnęli do składu Raffaele Stortiego i Rodrigo Martę (ten na ławce), ale nadal z wieloma młodymi zawodnikami (m.in. wciąż Hugo Camacho na pozycji łącznika młyna). Zaskoczyli jednak wystawieniem na dziesiątce kapitana Tomasa Appletona zamiast młodego Hugo Aubry’ego. Gruzini też nieco wzmocnieni, m.in. z Dawitem Niniaszwilim. Już po minucie gry Portugalczycy stracili kontuzjowanego Nuno Sousę Guedesa. Gruzini mieli przewagę, ale choć byli bliscy przyłożeń (raz Porugalczycy znakomicie wybronili się w ostatniej chwili przy szybkiej akcji Wasyla Łobżanidze, innym razem nie wykorzystali otwartej drogi do pola punktowego po fatalnym kopie w obronie Nicolasa Martinsa – piłka została wypuszczona do przodu), punkty zdobywali tylko z karnych, które bezlitośnie wykorzystywał Luka Matkawa. Dopiero na koniec pierwszej połowy Hugo Camacho karnym z niemal połowy otwarł bilans Portugalczyków i do przerwy było 12:3 do Gruzji. Drugą połowę Gruzini otwarli dwoma przyłożeniami (pierwsze z nich po świetnej akcji Matkawy z Akakim Tabucadze). Było 24:3 i dopiero wtedy Portugalczycy zaczęli stwarzać zagrożenie dla rywali. Kolejne ich akcje nie przyniosły efektu, a Gruzini odpowiedzieli dwoma kolejnymi przyłożeniami (najpierw bezlitosny Tabucadze po asyście Michaiła Alanii, potem sam Alania) i zrobiło się 36:3. Portugalczycy honorowe przyłożenie zdobyli dopiero w końcówce meczu (jego autorem był Marta). Ta wygrana (swoją drogą, 35. mecz Gruzinów bez porażki w REC z rzędu) oznaczała siódmy tytuł mistrzów REC Gruzinów z rzędu.

Po dwóch latach eksperymentu chyba trzeba stwierdzić, że nowy format rozgrywek nie jest zły. W fazie grupowej słabsze drużyny mają szanse nauki w zmaganiach z lepszymi, a i niespodzianki się zdarzały (choć szkoda, że nie z naszym udziałem). Faza finałowa jest na pewno na plus i budzi sporo emocji.

Puchar Sześciu Narodów

Przed ostatnią kolejką aż cztery drużyny miały szansę na zwycięstwo w tegorocznym Pucharze Sześciu Narodów. No, teoretycznie, bo realną szansę na odebranie końcowego triumfu Irlandczykom mieli tylko Anglicy i to przy spełnieniu dwóch warunków: przegranej Irlandii ze Szkocją bez punktu bonusowego i zwycięstwie Anglii nad Francją z punktem bonusowym.

Walia – Włochy 21:24. „Supersobotę” zaczął mecz, w którym stawką było uniknięcie drewnianej łyżki. Gospodarze liczyli na pierwsze zwycięstwo w turnieju, a pomóc miał w tym wracający do ich drużyny George North (przy czym był to jego ostatni mecz dla Walii – jest kolejnym doświadczonym reprezentantem tego kraju, który w ostatnim okresie ogłosił koniec kariery międzynarodowej). Włosi dla odmiany zagrali bez Ange Capuozzo, bohatera poprzedniego meczu tych ekip w Cardiff, który złamał palec. Od początku meczu gospodarze byli zdominowani przez rywali – to oni pokazywali efektowne fragmenty gry, to oni zmuszali rywali do błędów, i to oni punktowali – najpierw Paolo Garbisi z karnych, a potem Monty Ioane z przyłożenia, absolutnie zasłużonego. W efekcie po pierwszej połowie było 11:0. Po przerwie Walijczycy wyprowadzili pierwszą groźniejszą akcję, ale stracili piłkę i nadziali się na zabójczą kontrę (Ioane tym razem z asystą). Gospodarze dalej atakowali, ale długo nic z tego nie wynikało, dopiero na kwadrans przed końcem zdobyli przyłożenie. Włosi odpowiedzieli dwoma dalekimi karnym i kilka minut przed końcem było 7:24. W ostatnich chwilach meczu gospodarze zdobyli co prawda dwa przyłożenia, ale drugie z nich dopiero w doliczonym czasie gry, więc ich efektem było tylko zmniejszenie rozmiarów porażki. North skończył przygodę z reprezentacją schodząc z boiska z kontuzją, a Warren Gatland po tym meczu ogłosił gotowość rezygnacji z funkcji trenera Walii.

Irlandia – Szkocja 17:13. O losach Pucharu Sześciu Narodów zadecydował już drugi sobotni mecz – Irlandczycy potrzebowali minimum punktu bonusowego, a zrobili więcej, bo wygrali spotkanie z groźną Szkocją. Gospodarze zagrali niemal niezmienioną piętnastką z meczu z Anglią (w ostatniej chwili wypadł Hugo Keenan), Szkoci natomiast zaskoczyli wstawiając do piętnastki debiutującego w Pucharze Stafforda McDowalla. Goście szanse na triumf w turnieju mieli już tylko matematyczne, ale zwycięstwo nad Irlandią, pierwsze od lat, dałoby im inny cenny triumf – „potrójną koronę”. Oni pierwsi wyszli na prowadzenie po karnym Finna Russella, ale nie cieszyli się z niego długo. W 12. minucie Irlandczycy zagrali świetną kombinację po aucie na 5 m. Co prawda Dan Sheehan został wypchnięty w aut i tym razem wrzucali go Szkoci, ale przerzucili formację, piłka wpadła w ręce Sheehana, a ten bez problemu minął zaskoczonych rywali. Do przerwy było 7:6, po przerwie Irlandczycy podnieśli prowadzenie do czterech punktów, a potem całkowicie zdominowali rywali. Niemal zadomowili się pod linią bramkową Szkotów, których dwukrotnie ratowały błędy rywali, a dwukrotnie TMO, po którym sędzia stwierdzał utratę kontroli nad piłką. Irlandczycy jednak w końcu przyłożyli po sprytnym rozegraniu szybkiego karnego. Wydawało się, że jest pozamiatane, ale w końcówce żółtą kartkę zobaczył Harry Byrne, znakomitą indywidualną akcją popisał się Huw Jones i na dwie minuty przed końcem znów były tylko cztery punkty różnicy. Szkoci jednak więcej zagrożenia nie stworzyli i wynik się nie zmienił. Triumfem w 6N być może pożegnał się z kadrą kapitan Irlandii Peter O’Mahony, który przyznał, że rozważa koniec międzynarodowej kariery.

Francja – Anglia 33:31. Po wygranej Irlandii starcie Francji z Anglią żadnej z tych drużyn nie mogło już dać zwycięstwa w turnieju. Ale Le Crunch jest celem samym w sobie. Francuzi powtórzyli skład sprzed tygodnia, ze sporą dawką młodzieży. Anglicy mieli zmianę na skrzydle (Immanuel Feyi-Waboso doznał wstrząśnienia mózgu i jego miejsce zajął Elliot Daly). Co prawda pierwsze punkty zdobyli Anglicy z karnego, ale stracili kontuzjowanego George’a Furbanka. Potem przeważali Francuzi. Punktowali głównie z karnych Thomasa Ramosa, a jedyne przyłożenie zdobyli po przechwyconym aucie na połowie boiska i świetnej, szybkiej akcji wykończonej przez Nolanna le Garreca. Było 16:3. I na sam koniec pierwszej połowy pierwszą groźną akcję przeprowadzili goście. Nie kopali karnych, ale zagrali o całą stawkę i im się to opłaciło. A na początku drugiej połowy poszli za ciosem i w ciągu paru minut dorzucili dwa przyłożenia, wychodząc na prowadzenie 24:16. Wtedy jednak przebudzili się ponownie Francuzi, i to jak – teraz to oni zdobyli dwa przyłożenia (drugie z nich – znów po przechwyconym aucie dzięki przytomności umysłu Ramosa, świetnego Damiana Penaud i wykończeniu Gaëla Fickou) i prowadzili sześcioma punktami. Na 10 minut przed końcem Ramos pierwszy raz tego dnia spudłował z podstawki, a w odpowiedzi przyspieszyli Anglicy – zdobyli czwarte przyłożenie i dzięki podwyższeniu Forda to oni prowadzili 31:30. Pozostało 5 minut, ale Francuzom to wystarczyło, aby ponownie odebrać prowadzenie rywalom i zagwarantować sobie końcowy sukces – Ramos wykorzystał karnego z połowy boiska (w sumie 18 punktów z podstawki) i gospodarze wygrali 33:31.

Ostatecznie Irlandia obroniła mistrzostwo Pucharu Sześciu Narodów (choć bez wielkiego szlema), na drugie miejsce awansowała Francja (która miała marny początek turnieju), a trzecia była Anglia. Dopiero czwarte miejsce Szkotów (mimo wygranej nad Anglią), a Włosi tym razem nie zgarnęli drewnianej łyżki, wpychając ją w ręce Walijczyków.

O tym, że Włosi zrobili wrażenie świadczą zestawienia najlepszych piętnastek turnieju w prasie. W tej zestawionej w portalu planetrugby.com trzy nacje mają po czterech przedstawicieli i obok Irlandczyków (m.in. znakomity Sheehan) i Francuzów (wśród nich młody Le Garrec) są to właśnie Włosi (Fischetti, kapitan Lamaro, Garbisi i Brex). Tylko o jednego mniej reprezentanta gracze z Italii mają w zestawieniu portalu rugbyrama.fr (Ruzza, Lamaro i Brex). Więcej, czterech, mają tylko Irlandczycy, a tyle samo – Francuzi i Anglicy.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Irlandia520
2. ↑↑Francja515
3. ↓Anglia514
4. ↓Szkocja512
5. Włochy511
6. Walia54

W młodzieżowym Pucharze Sześciu Narodów (U20) dla odmiany mieliśmy „superpiątek”. Do ostatniej chwili łeb w łeb szły dwie niepokonane w tym roku drużyny – Anglia i Irlandia. W ostatniej kolejce obie swoje mecze wygrały – Irlandczycy rozgromili Szkotów 36:0 (większość punktów zdobywając w ostatnich 10 minutach meczu; dla Szkotów to była piąta porażka), a Anglicy wygrali z Francją 45:31 (choć po półgodzinie przegrywali 5:21, a rywale mieli w szeregach Posolo Tuilagiego). O zwycięstwie w turnieju zadecydowała liczba bonusów, a tych o jeden więcej uzbierali Irlandczycy. W pozostałym meczu Walia pokonała Włochów 27:15, choć do przerwy przegrywała 0:15 – ale to Włosi zajęli czwarte miejsce, o oczko nad Walijczykami.

Super Rugby Pacific

Za nami czwarta kolejka tegorocznych zmagań zawodowych na antypodach, naznaczona dalszym ciągiem fatalnej serii Crusaders.

Crusaders – Hurricanes 10:14. Czwarty mecz w sezonie i czwarta porażka obrońców tytułu mistrzowskiego. Choć tym razem byli naprawdę bliscy zwycięstwa, to wymknęło im się z rąk w 79. minucie meczu. W efekcie mają na koncie najgorszy start sezonu w swojej historii. Nie pomógł im na pewno brak Scotta Barretta, wyłączonego przez kontuzję (złamany palec) na półtora miesiąca. Grali pierwszy raz w tym sezonie przed własną publicznością, ale z wymagającym rywalem, będącym jedyną niepokonaną dotąd drużyną w lidze. Do przerwy przegrywali 0:7, po przerwie udało im się wyjść na skromne prowadzenie, ale w końcówce zostali na boisku w czternastkę i stracili decydujące punkty. Wygrana Canes zasłużona – dominowali na boisku i jedyne, czego im brakowało, to skuteczności. Dość powiedzieć, że przez pierwsze 50 minut meczu Crusaders w zasadzie w żaden sposób im nie zagrozili.

Highlanders – Brumbies 21:27. Kolejna porażka drużyny nowozelandzkiej z australijską, i to na własnym boisku. Gospodarze prowadzili po pierwszej połowie 11:7 dzięki karnym i przyłożeniu Nikory Broughtona, który sprytnie podkopnął sobie piłkę oszukując rywali. W drugiej połowie jednak to ekipa z Canberry wyszła na prowadzenie i choć na moment je straciła, przed końcem meczu wygrywała już 27:18 m.in. dzięki przyłożeniu Lachlana Lonergana. W tej sytuacji gracze z Dunedin w ostatniej akcji ratowali karnym już tylko defensywny punkt bonusowy.

Poza tym:

  • Rebels – Reds 29:53 (starcie dwóch najwyżej notowanych dotąd drużyn z Australii i powrót do przegrywania drużyny z Melbourne; mecz w praktyce rozstrzygnął się już w pierwszej połowie wygranej przez gości 26 punktami);
  • Western Force – Moana Pasifika 14:22 (ekipa z Perth idzie równo z Crusaders – czwarty mecz i czwarta porażka; Australijczykom nie pomagają kontuzje – w piątek przed meczem stracili na rozgrzewce Nica White’a);
  • Chiefs – Fijian Drua 46:29 (aż 10 przyłożeń, 16 punktów z kopów i świetna gra Damiana McKenziego, za to kontuzja Antona Lienerta-Browna);
  • Waratahs – Blues 10:12 (kolejna minimalna porażka drużyny z Sydney w meczu z ekipą z Nowej Zelandii).

Nadal z kompletem zwycięstw Hurricanes, z tylko dwoma punktami przewagi nad Reds, nieoczekiwanie zajmującymi drugie miejsce. W czołowej szóstce są cztery nowozelandzkie drużyny, ale Crusaders nie mogą wydźwignąć się z nizin tabeli, gdzie pozostają bez wygranej z Western Force.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Hurricanes417
2. ↑Reds415
3. ↓Chiefs414
4. ↑Blues413
5. ↑↑Brumbies413
6. Highlanders410
7. ↓↓↓Rebels410
8. ↑Moana Pasifika49
9. ↓Waratahs46
10. Fijian Drua45
11. Crusaders42
12. Western Force41

Z kraju

Powoli wiemy coraz więcej o nadchodzącej rundzie Ekstraligi. Informacje o kłopotach Budo 2011 się potwierdzają – Witalij Kramernko i Oleksandr Szewczenko są już w składzie Pogoni Siedlce, Robert Kacprowicz i Irakli Ciwciwadze u Budowlanych Łódź, a Seana Cole’a awizuje Lechia Gdańsk. W tym momencie w składzie ekipy z Aleksandrowa została zbyt skromna grupa zawodników (przynajmniej wedle systemu PZR, gdzie mamy 20 nazwisk zgłoszonych do rozgrywek), aby mogła dokończyć sezon. Póki co jej pierwszy mecz wiosenny przełożono o dwa tygodnie. Lechia i łódzcy Budowlani przeprowadzili też transfery z zagranicy – w tym ostatnim klubie pojawił się też nowy trener z Argentyny (a ciekawostką jest zawodnik, który był reprezentantem Południowej Afryki, tyle że w rugby league). Przy okazji dokonano aktualizacji regulaminu Ekstraligi, dopuszczając „użyczenia szkoleniowe”, które mogą dotyczyć zawodników do 23 lat i pozwalać im w praktyce na grę w dwóch drużynach.

Wróciła do gry po zimowej przerwie I liga. W ósmej kolejce rozegrano tylko trzy mecze, bowiem derby Warszawy przełożono na kwiecień. I na start rundy wiosennej mieliśmy niespodziankę – Hegemon Mysłowice pokonał Spartę Jarocin 19:17 (zadecydowała skuteczność z podwyższeń i aż trzy żółte kartki gości; w ekipie z Jarocina przyłożenie w debiucie zdobył Dmytro Prodeus, kolejny rugbysta, który opuścił Budo 2011 Aleksandrów Łódzki). Poza tym Rugby Wrocław uległo Rugby Białystok 16:36 (mimo czerwonej kartki gości na kwadrans przed końcem), a Posnania rozgromiła Arkę Rumia 87:15. W tabeli na czele białostocczanie z 10 punktami przewagi nad poznaniakami, a za tymi punkt dalej Sparta. Ekipy z Poznania i Jarocina mają jednak do rozegrania jeszcze mecz zaległy. Na dole tabeli wciąż bez wygranej Rugby Wrocław i Arka Rumia.

Ósma kolejka także i w II lidze. Tu runda zasadnicza powoli dobiega końca. W ten weekend mieliśmy mecz na szczycie, który jednak szczególnych emocji nie przyniósł – rezerwy Budowlanych Łódź rozgromiły Watahę Zielona Góra 84:7 (12 przyłożeń łodzian, w komplecie podwyższonych). Poza tym Gryfy z Rudy Śląskiej pokonali najsłabszą drużynę ligi Miedziowych Lubin 58:19 (goście przyjechali w siedemnastkę, ale i gospodarzy nie było 23, więc ominął ich punkt bonusowy), a rezerwy lubelskich Budowlanych ograły Koma RT Olsztyn 17:12. Na czele tabeli Budowlani II Łódź, z sześcioma punktami przewagi nad Watahą i siedmioma nad Budowlanymi II Lublin. Czwarte miejsce, premiowane awansem do play-off, zajmują olsztynianie.

Grali też uczestnicy centralnej ligi juniorów. Dwie niepokonane jesienią drużyny kontynuowały swoje dobre passy – czwarty raz wygrali młodzi gracze Orkana Sochaczew (21:12 nad Budowlanymi Łódź), a trzeci raz Juvenia Kraków (43:15 z Budowlanymi Lublin). Poza tym warszawski AZS AWF wysoko ograł Lechię Gdańsk, wciąż czekającą na pierwsze zwycięstwo.

Przemysław Pustkowski powołał kadrę U18, która pojedzie na zgrupowanie do Rumunii, podczas którego zmierzy się z juniorską reprezentacją tego kraju. Najwięcej zawodników pochodzi z Orkana Sochaczew (pięciu), po jednym mniej z AZS AWF Warszawa i Juvenii Kraków. Na liście powołanych jest też siedmiu graczy z klubów z zachodniej Europy.

Ze świata

W rozgrywkach Rugby Europe International Championship w ten weekend grały nie tylko drużyny REC, ale odbył się także jeden mecz na poziomie Trophy. Chorwacja grała z Litwą i wygrała spotkanie 37:22, choć początek nie był po myśli gospodarzy (pierwszy przyłożenie stracili po 12 sekundach gry) i o zwycięstwie zadecydowała druga połowa.

W Amsterdamie rozegrano mecz decydujący o tym, komu przypadnie w tym roku miejsce na trzecim poziomie kobiecego WXV. Broniąca go Kolumbia uległa Holandii 11:33.

W Anglii odbył się finał rozgrywek pucharowych – Premiership Rugby Cup. Kiepściutko radzący sobie w lidze Gloucester pokonał w nim Leicester Tigers 23:13. W dużej mierze pomogły im żółte kartki rywali, które sędzia pokazał w krótkim odstępie czasu – jedną na koniec pierwszej połowy, a kolejną na początku drugiej. Dla Gloucesteru to pierwszy triumf w historii tych rozgrywek, choć kilkanaście lat temu zdarzyło im się zwyciężyć w ich poprzedniku, Anglo-Welsh Cup.

W angielskiej Championship rozegrano w ten weekend zaległy mecz między Nottingham i London Scottish. Niespodzianki nie było, gospodarze wygrali 31:28, choć Szkoci postraszyli ich w drugiej połowie odrabiając większość 24-punktowej straty, jaką mieli do przerwy.

Dziesiąta kolejka Japan Rugby League One rozpoczęła się od ciekawego starcia dwóch ekip walczących o utrzymanie nadziei na awans do fazy play-off. Yokohama Eagles ulegli Spears Funabashi Tokyo-Bay 26:29. Obrońcy tytułu mistrzowskiego wygrali w niesamowitych okolicznościach – mimo braku kontuzjowanych trzech swoich zagranicznych gwiazd, mimo gry w osłabieniu po czerwonej kartce na koniec pierwszej połowy i mimo przegrywania jeszcze na kwadrans przed końcem meczu 8:26. Podobne emocje były w meczu Toyota Vebrlitz z Tokyo Sungoliath, który oglądało niemal 35 tysięcy widzów. Gospodarze na pół godziny przed końcem prowadzili nawet 31:10 (m.in. dzięki dwóm przyłożeniom Aarona Smitha), ale w ciągu dwudziestu minut prowadzenie stracili. Odzyskali je tuż przed upływem regulaminowego czasu gry (zdobyli przyłożenie po kopie Beaudena Barretta z karnego w słupek), ale w ostatniej akcji meczu Sungoliath jeszcze raz zapunktowali i wygrali 39:38. Poza tym w meczu dwóch ekip z seriami zwycięstw w ostatnich meczach Kobe Steelers przegrali z liderami ligowej tabeli Saitama Wild Knights 18:28, Black Rams Tokyo przegrali z Shizuoka BlueRevs 29:36, Brave Lupus Tokyo pokonali Sagamihara Dynaboars 41:19, a w starciu dwóch drużyn dotąd bez zwycięstwa Hanazono Liners przegrali z Mie Heat 19:20. W tabeli Wild Knights mają cztery punkty przewagi nad Brave Lupus, a ci z kolei identyczną przewagę nad Sungoliath. Potem kolejne 9 punktów różnicy i ekipy z Kobe oraz Yokohamy. Wygrana Spears zbliżyła ich do czołowej czwórki. A na deser filmik z wspominanego tutaj przyłożenia Richiego Mo’ungi sprzed tygodnia: https://twitter.com/i/status/1767118376101703936.

W trzeciej kolejce Major League Rugby w konferencji wschodniej obrońcy tytułu mistrzowskiego, New England Free Jacks, pokonali 27:21 NOLA Gold, jedyną dotąd niepokonaną na wschodzie drużynę. Free Jacks awansowali na pierwsze miejsce w konferencji, z punktem przewagi nad nowoorleańczykami. Na zachodzie wciąż niepokonani są liderzy, Houston SaberCats (30:19 z Miami Sharks) i pozostający punkt za nimi Seattle Seawolves (23:13 z Utah Warriors). W derbach Kalifornii San Diego Legion pokonał RFC Los Angeles 19:18 (ekipa z LA wciąż z kompletem porażek, podobnie jak obaj beniaminkowie).

W Super Rugby Americas kolejna nieoczekiwana porażka broniących tytułu Peñarolu – tym razem z paragwajską ekipą Yacare, która umocniła się na drugim miejscu w lidze. Zadecydował początek meczu – na krótko przed końcem pierwszej połowy gospodarze przegrywali aż 0:31. Za plecami Yacare pozostają argentyńscy Pampas, którzy wygrali z chilijskim Selknamem 41:19. Pierwszy domowy mecz zagrali American Raptors, którzy po serii porażek zmienili trenera – w Glendale pokonali brazylijskich Cobras 29:21. Liderujący Dogos w ten weekend pauzowali.

Pojawiły się pierwsze nieoficjalne informacje co do kwalifikacji do Pucharu Świata w Rugby w 2027. Nieźle zwykle poinformowany portal AmericasRugbyNews opublikował spodziewany podział 12 miejsc, jakie będą stawką w rywalizacji. Bezpośredni awans ma uzyskać najlepsza drużyna Afryki, najlepsza drużyna Azji (to nowość), cztery najlepsze drużyny Europy (nasz kontynent zatem też korzysta). Spora zmiana spodziewana jest w kwalifikacjach amerykańskich i strefy Pacyfiku – bezpośredni awans ma zdobyć zwycięzca kwalifikacji południowoamerykańskich, natomiast drużyny z Ameryki Północnej i Pacyfiku będą rywalizować o trzy miejsca w ramach Pacific Nations Cup. Biorąc pod uwagę, że dwie drużyny z sześciozespołowej stawki mają już awans, tylko jedna nie awansuje – zagra jednak w barażu o jedenaste miejsce w Pucharze Świata z drugą drużyną Ameryki Południowej. O ostatnie miejsce walka będzie toczyć się w czterozespołowym barażu międzykontynentalnym (prawdopodobnie: piąta drużyna z Europy, trzecia drużyna z Ameryki Południowej, przegrany z barażu między Ameryką Południową i Ameryką Północną/Pacyfikiem oraz zwycięzca barażu między drugą drużyną Azji i drugą drużyną Afryki).

Taką decyzję miał przyjąć Komitet Wykonawczy World Rugby i podlegać będzie ona jeszcze zatwierdzeniu przez Radę tej organizacji. Jednak, jak donosi urugwajski El Observador, budzi kontrowersje, ponieważ wcześniej World Rugby Regional Committee (zrzeszający federacje kontynentalne) przyjął stosunkiem głosów 5:1 inną propozycję. Zmiana wprowadzona przez Komitet Wykonawczy polega na odebraniu jednego miejsca Ameryce Południowej, a wzmocnieniu szans anglojęzycznych krajów Ameryki Północnej (wygląda na faworyzowanie będącej ostatnio w kryzysie Kanady, które będzie miała aż trzy szanse na awans). Także w pierwotnej propozycji przewidywano rywalizację ośmiu, a nie czterech drużyn w barażu międzykontynentalnym.

Przy takim układzie z rywalizacji o udział w Pucharze Świata będą wyłączone drużyny z Ameryki Północnej poza Kanadą i USA oraz z Pacyfiku poza Samoa i Tonga (WR promuje swój zamknięty turniej, a zapomina o reszcie). Faworytami rywalizacji są Hongkong, Gruzja, Portugalia, Hiszpania, Rumunia, Namibia, Samoa, Tonga, Stany Zjednoczone, Urugwaj i Chile, a na grę o ostatnie miejsce największe szanse mają chyba Holandia, Kanada, Brazylia i Kenia.

Rassie Erasmus opowiadał o przyszłości reprezentacji Południowej Afryki. Zapowiada odmłodzenie kadry (raczej konieczne, bo większość podstawowych graczy z ostatniego Pucharu Świata było po trzydziestce) – choć ostatnie powołania raczej tego nie potwierdzają. Stwierdził też, że chciałby, aby kapitanem drużyny był ktoś, kto na co dzień gra w Południowej Afryce, co może oznaczać odebranie tej roli Siyi Kolisiemu (który przeprowadził się przecież do Francji).

Póki co jeden z weteranów, Eben Etzebeth, został najlepszym graczem ostatniego roku w RPA, zresztą drugi raz z rzędu. Najlepszym młodym graczem został Canan Moodie, najlepszą drużyną i trenerem odpowiednio – Springboks i Jacques Nienaber, a najlepszym momentem roku było nakryte przez Cheslina Kolbego podwyższenie Thomasa Ramosa z ćwierćfinału Pucharu Świata (nowa kategoria, być może stworzona właśnie pod wpływem tego momentu). Za ligowe dokonania wyróżniono Manniego Libboka (URC) i weterana Ruana Pienaara (Currie Cup).

W Południowej Afryce też spory na tle organizacyjnym – pomiędzy federacją a czterema franczyzami URC doszło do konfliktu po tym, gdy SARU zażądało od poszczególnych prowincji wielomilionowych opłat za prawo organizacji spotkań międzynarodowych z udziałem Springboków w tym roku. Związki prowincjonalne mają też wątpliwości co do planowanej transakcji SARU z Ackerley Sports Group.

SANZAAR wciąż mocno pracuje nad tym, aby World Rugby przyjęło do przepisów zasadę 20-minutowych czerwonych kartek, obowiązującą w Super Rugby i The Rugby Championship. Chce wprowadzenia jej na zasadzie ogólnoświatowego testu, a decyzje w tej sprawie mają zapaść wiosną. Miejmy nadzieję, że nie uzbiera wymaganych 75% głosów – w końcu to wylewanie dziecka z kąpielą.

Zapowiedzi ciekawych spotkań. Latem, zanim reprezentacja Francji wyjedzie do Argentyny, ma w końcu czerwca zmierzyć się w hiszpańskim Bilbao z World XV prowadzoną przez Iana Fostera. Jednak Francuzi będą bez kluczowych graczy ani półfinalistów Top 14, a zatem w składzie na pewno eksperymentalnym. Z kolei irlandzki Munster niedawno grał z nowozelandzkimi Crusaders, a teraz ogłosił plan na jesień tego roku – zmierzy się u siebie z All Blacks XV, nawiązując do wspaniałych tradycji drużyny.

Szkocka federacja podała informacje na temat planowanej przyszłości rozgrywek ligowych po rozwiązaniu Super Series. W sezonie 2024/2025 drużyny klubowe powiązane z drużynami Super Series będą występować w normalnych rozgrywkach ligowych, przy czym cztery z nich zostały awansowane poziom wyżej. Do Ayr i Heriot’s występujących w Premiership dołączą Watsonians i Melrose (stawka zostanie powiększona z 10 do 12 drużyn), natomiast Boroughmuir i Stirling Wolves trafią do National One (dotąd występowały odpowiednio jeden i dwa poziomy niżej). Warto pamiętać, że w momencie powstania ówczesnej Super6, przed pięciu laty, kluby związane z drużynami tej rywalizacji zgodziły się na degradację o jeden stopień w rozgrywkach ligowych.

Kobiece rugby pojawia się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich – ruszyły właśnie rozgrywki nowej ligi kobiecych piętnastek, na koniec roku piętnastkowa reprezentacja kraju ma zadebiutować w Asia Rugby Championship – na drugim poziomie tych rozgrywek.

Już dziś jutro rusza pierwszy w historii turniej rugby 7 na igrzyskach afrykańskich. Niestety, nie są one wzorem dobrej organizacji, a wygląda na to, że szereg drużyn wcześniej planowanych w Akrze się nie pojawiła – w męskim turnieju ma zagrać siedem drużyn, a w kobiecym pięć.

Z rynku transferowego:

  • Sharks ogłosili, że w nowym sezonie zagra dla nich RG Snyman (po niezbyt udanej przygodzie w Irlandii), a także Trevor Nyakane (ostatnio w Racingu 92);
  • kapitan reprezentacji Fidżi Waisea Nayacalevu po tym sezonie przejdzie z Tulonu do Sale Sharks;
  • Gareth Anscombe, który zamierzał w tym sezonie grać w Japonii, ale nie pozwoliła mu na to kontuzja, w przyszłym sezonie zagra dla angielskiego Gloucesteru;
  • rozczarowujące wyniki południowoafrykańskiej męskiej siódemki spowodowały zmianę trenera krótko przed igrzyskami (na które zresztą Blitzboks jeszcze nie są pewni awansu) – były kapitan drużyny Philip Snyman zastąpił Sandile Ngcobo.

Polacy za granicą

Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia.

Anglia:

  • Ethan Sikorski (Barnes RFC, National League 2 East): zagrał cały mecz przeciwko Old Albanians, a zwycięstwo swojej drużyny 32:20 zwieńczył przyłożeniem w 80. minucie meczu (swoim dwunastym w tym sezonie). Barnes jest wiceliderem ligowej tabeli, z punktem straty do Esher, które ma jednak jedno spotkanie do rozegrania więcej;
  • Peter Hudson-Kowalewicz (Hull RUFC, National League 2 North): także przyłożenie na koncie Hudsona-Kowalewicza i także pod koniec meczu, ale jego drużyna przegrała z Lynn 22:28. W ligowej tabeli jest ósma.

Francja:

  • Andrzej Charlat (Stade Niçois, Nationale): zagrał ostatnie 25 minut w meczu przeciwko Massy, przegranym 13:23. Mimo to Nicea pozostała liderem ligowej tabeli z czterema punktami przewagi nad Narboną;
  • Quentin Cieslinski (Stade Métropolitain, Nationale 2 – grupa 2): wrócił do gry i spędził na boisku 55 minut w meczu z Auch, wygranym 14:12. Jego drużyna jest liderem grupy z trzema oczkami przewagi nad Mâcon;
  • Jędrzej Nowicki (CAP Pontarlier, Fédérale 2 – grupa 1): zagrał 65 minut i zdobył przyłożenie w meczu przeciwko Grand Dôle, przegranym 31:33 (boleśnie, bo po karnym straconym na koniec meczu). Pontarlier spadło na jedenaste miejsce w grupie, do strefy spadkowej;
  • Aleksander Nowicki (AS Monaco, Fédérale 2 – grupa 2): zagrał praktycznie pełne 80 minut w spotkaniu z Avignon le Pontet, wygranym 34:22. Monaco zajmuje drugie miejsce w grupie ze stratą ośmiu punktów do lidera i przewagą pięciu oczek nad kolejną drużyną.

Irlandia:

  • Jakub Wojtkowicz (Sligo RFC, Connacht Senior Cup): wrócił do składu drużyny i na ławce rezerwowych zaczął finałowy mecz pucharu prowincji przeciwko Buccaneers, wygrany 34:12 (rewanż za porażkę w decydującym spotkaniu sprzed roku);
  • Dominik Morycki (Enniscorthy RFC, Metro League – Premiers 2): podczas przerwy w rozgrywkach All-Ireland League zagrał w podstawowym składzie drużyny w meczu z Greystones (w ramach lokalnej ligi, zdaje się dublińskiej) wygranym 36:28. Enniscorthy zajmuje szóste miejsce na swoim poziomie tych rozgrywek;
  • Michal Haznar (Cill Dara RFC, Leinster League – Division 1B): wyszedł w podstawowym składzie w meczu z liderem ligi, Co Carlow, przegranym 25:33. Cill Dara skończyło rundę zasadniczą spadając na piąte miejsce.

Szkocja:

  • Zenon Szwagrzak (Selkirk RFC, Border League): wyszedł w podstawowym składzie drużyny w meczu ligi regionu Borders przeciwko Gala, przegranym 12:32. Selkirk zajmuje czwarte miejsce w stawce.

Szwajcaria:

  • Kacper Ławski (RC Yverdon, Coupe de Suisse): wyszedł w podstawowym składzie w półfinale pucharu Szwajcarii, w którym jego drużyna pokonała Lozannę 32:15. Finał w czerwcu, a rywalem drużyny Ławskiego będzie Hermance.

Zapowiedzi

Przed nami za to sporo emocji ligowych. Z naszej perspektywy na pierwszy plan wysuwa się powrót Ekstraligi z zimowego snu z meczami Budowlanych Łódź z Budowlanymi Lublin, Pogoni Siedlce z Lechią Gdańsk i Arki Gdynia z Juvenią Kraków.

W kraju poza tym piąty turniej mistrzostw Polski w rugby 7 kobiet (w Mińsku Mazowieckim), mecze pierwszej ligi (m.in. Rugby Białystok z Posnanią i Arki Rumia ze Spartą Jarocin), drugiej ligi, turniej ligi rugby 7, spotkania centralnej ligi kadetów. Mecz towarzyski zagra też reprezentacja juniorów (U18), która podczas zgrupowania w Snagovie zmierzy się z rówieśnikami z Rumunii.

Na międzynarodowej arenie znacznie spokojniej niż w poprzednich tygodniach. Głównym daniem będzie rozpoczynający się Puchar Sześciu Narodów kobiet. Na boiska wybiegnie też komplet drużyn męskich uczestniczących w Rugby Europe Trophy (tu mecze Litwa – Szwecja, Ukraina – Czechy, Szwajcaria – Chorwacja).

Zagrają za to drużyny z czterech najsilniejszych lig świata (przy czym trzy europejskie wracają po krótszych lub dłuższych przerwach). W dziewiętnastej kolejce Top 14 trudno wskazać najciekawsze spotkanie – wszystkie zapowiadają się smakowicie. W dwunastej rundzie URC najbardziej interesująco zapowiadają się mecze Sharks z Ulsterem czy Connachtu z Lions. W Anglii drużyny wybiegają na boisko trzynasty raz, a w planie m.in. derby Londynu. Przerwy nie było tylko w Super Rugby Pacific – tu w piątej rundzie zobaczymy m.in. mecze Drua z Waratahs i nowozelandzki klasyk z udziałem Blues i Crusaders.

A w siódemkach już dzisiaj jutro rozpoczyna się turniej rugby 7 w ramach igrzysk afrykańskich rozgrywanych w Akrze.

12 komentarzy do “Koniec przygody”

  1. Z ciekawości rzuciłem okiem na światowy ranking. Polska niechlubnie znalazła się w rubryce „Biggest fallers”.
    Teraz tylko droga do góry.

    Odpowiedz
  2. Kto jest aktualnie najszybszym polskim rugbistą? Czy gra w reprezentacji?
    W tegorocznych meczach nie widziałem u nas sprintera, w odróżnieniu od rywali…

    Odpowiedz
    • Nie odpowiem na to pytanie, ale od lat zastanawia mnie fakt, że skrzydłowych w czołówce najlepiej przykładających w Ekstralidze jest stosunkowo niewielu (jesienią – w dziesiątce są Siale i Dube, krajowego nazwiska żadnego).

      Odpowiedz
      • Martwi mnie to. Można wysnuć wniosek, ze nie gramy akcji, gdzie piłka finalnie trafia na skrzydło i tenże skrzydłowy zdobywa punkty po szybkim biegu. Jak nie tak, to przykładamy po siłowych akcjach w wolnym tempie. A jak nie ma polskich nazwisk, to znów można wysnuć wniosek, że zachłystujemy się dobrymi (jak na nasze warunki) obcokrajowcami, a nasi rodacy przegrywają rywalizację i nie grają, albo grają mało.
        Ale ciekaw jestem tego najszybszego. Może czyta to ktoś z PZR lub z klubów i się pochwali?

        Odpowiedz
  3. Jeszcze w kwestii eliminacji do RWC 2027.
    Równi, równiejsi i nieważni.
    Połączenie Ameryki Płn. i Oceanii (i Azji – Japonia!) – broni się tylko chwytem marketingowym. Mecze nie tylko towarzyskie a o większym ciężarze gatunkowym. Rzeczywiście, biorąc pod uwagę obecny poziom, Kanada jest równiejsza niż inni. Przegra eliminacje, zagra w barażu, pewnie z Chile (według hierarchii na dzisiaj), przegra to zagra w barażu interkontynentalnym i nie musi tam wygrać.
    Szkoda odebrania szans na walkę wielu krajom. W Azji o awans powalczy Hongkong z Koreą Płd i już. Wielki kontynent a raptem dwa zespoły. W Oceanii, tak zakochanej w rugby nie zawalczy nikt spoza wielkich tego regionu. Takie Wyspy Cooka mogłyby spróbować czegoś więcej. W Afryce nie spodziewam się niespodzianek i zapewne Kenia postraszy Namibię ale szczyt marzeń to baraż, o ile ktoś ich nie zaskoczy (Uganda, Zimbabwe, może Madagaskar czy Tunezja?. Staram się zrozumieć, że Barbados czy Jamajka nie mają szans w Ameryce Płn, ale można zachować pozory i zagrać rundę wstępną i mecze finałowe z USA/Kanadą. Przynajmniej broni się idea rywalizacji. Najlepiej wygląda to w Ameryce Płd. Standardowe eliminacje, pewnie wszyscy mają szansę chociaż w nich zagrać. Podobnie w Europie, chociaż tu już nie wszyscy będą się eliminować. A raczej walczyć o awans. To dla równiejszych.
    Oby losowanie grup było jak najpóźniej – jak mówili ludzie z WR. Oby koszyki odpowiadały aktualnej pozycji zespołów w rankingu.

    Odpowiedz
    • Pacific Nations Cup to turniej WR i mam wrażenie, że celowo dodają mu dodatkową rangę. A przecież kiedyś kwalifikacje zaczynały się na Karaibach, sędziowie z finału Pucharu Świata lecieli tam poprowadzić mecz otwarcia i choć wiadomo było, że St. Kitts i Nevis nie awansuje, to święto było. Kiedyś pisałem w szponach, że fajnie jest móc nazwać mecz meczem o awans do Pucharu Świata. W każdym kawałku świata.
      Co do szans – w Afryce jest obok Kenii jeszcze Algieria, która może namieszać (Madagaskar… entuzjazm jest, ale tam bieda aż piszczy). W Ameryce Południowej jest trochę klops, bo część krajów wypadła z obiegu 🙁 A losowanie łaskawie przesunęli i będzie „tylko” 20 miesięcy przed imprezą (styczeń 2026)…

      Odpowiedz
      • Od lat nie mogę zrozumieć, jaki sens ma tak wczesne losowanie. Co i komu daje wiedza 2 lata czy 1,5 roku wcześniej, kto z kim zagra w grupie? A raczej wiedza, że RPA zagra z Oceania 1, a powiedzmy Australia i Szkocja z Europe 2. Kogo to obchodzi tym bardziej, że nie wiadomo kto te miejsca zajmie. Losowanie po okienku reprezentacyjnym w listopadzie 2026 w zupełności by wystarczyło. Mielibyśmy komplet uczestników, ewentualnie bez barażu. Losowanie, opinie, wywiady, zachwyty, mecze wagi ciężkiej, czarne konie w grupach, drabinka pucharowa, kto na kogo wpadnie itd. Słowem – show! A tak – lipa, najwięksi przyjadą, rozlosują, pogadają, pojadą. A w świat komunikat na WR o wynikach. I tyle. Tego akurat mogliby się uczyć od piłki nożnej.
        Pamiętam, jak Nigel Owen opowiadał o otoczce i meczu otwierającym eliminacje na Karaibach. Bardzo dobra inicjatywa, świetnie się sprzedała. Ale kurs na kasę zwyciężył.
        W sumie po co ten ranking WR poniżej miejsca nr 40, skoro centrala zajmuje się przede wszystkim pierwszą 20-tką?

        Odpowiedz
          • Nie mam pojęcia czemu WR tak się śpieszy z losowaniem do męskiego RWC. Losowanie kobiecego RWC 2025 odbędzie w październiku tego roku, gdy zakończy sie edycja WXV i będa znane wszystkie drużyny, co ma sens.

            Odpowiedz
  4. Spadku zawsze szkoda, ale być może wyjdzie nam to na dobre. Wygramy kilka meczów na niższym poziomie:) Jeżeli pobyt na poziomie RET miałby trwać 1 sezon, nie pozostaje nam nic innego jak spiąć się i wygrać wszystko. Na pewno na papierze jako spadkowicz będziemy faworytem. Droga do poprawy poziomu:
    1. Koncepcję z zawodnikami mającymi polskie korzenie i – przede wszystkim – grającymi na choć średnich poziomach rozgrywkowych uważam za słuszną. Jednak muszą być lepsi od grających w Polsce. Nie szukajmy na siłę. I muszą chcieć, choć o to martwiłbym się najmniej. A może więcej naturalizować?
    2. Trzeba więcej grać. O ile nasz związek stać na organizację meczów – powinno ich być rocznie co najmniej 10. Nie możemy/nie ma kiedy/nie chcą nas lepsi, grajmy z sąsiadami, z kimkolwiek byleby zespół się zgrywał.
    3. Profesjonalizacja ligi. Czy stać nas na sponsorów umożliwiających kontrakty zawodników na poziomie min 20 000 zł? Taką dolną granicę uważam za rozsądną. Da się z tego przeżyć.
    4. Zespół w europejskich rozgrywkach klubowych.
    5. Szkolenie młodzieży. Nie wiem jakie jest, może dobre. Niech więc grają jak najwięcej w klubach i reprezentacjach. Łatwo powiedzieć oczywiście z boku. Ale – jesteś dobry, nikt w metrykę nie zagląda. Słabszy, trenuj, walcz i czekaj na swoją szansę.
    I jeszcze by się znalazło kilka tematów.
    Na koniec – czy trener jest głównym winowajcą? Wybiera zawodników ale nie gra. Ustala taktykę ale nie jest na boisku i jej nie realizuje w meczu. Zmienia słabe ogniwa, kontuzjowanych, zmęczonych ale nie gra. Nie bronię ani nie atakuję. Pytam.
    Nie atakuję też zawodników. Grają jak umieją i jak im przeciwnik pozwala. Szacunek, że potrafiliśmy przykładać chyba w każdym meczu. Szkoda, że raz i zazwyczaj późno, kiedy wynik był przesądzony i przeciwnik już nie taki spięty. Jednak ambitnie kładli piłkę na polu punktowym.

    Odpowiedz
    • Zgoda, tylko ten punkt 3. Może kiedyś do tego dojdziemy, małymi kroczkami, ale póki co, szans wielkich nie widzę…

      Odpowiedz
  5. Cóż było i się skończyło. Poziom za wysoki dla nas. Pytanie czy zmiana trenera coś da. I czy damy radę awansować znowu? Czy jest sens rzucać się z motyką na słońce? Może jakieś małe podsumowanie naszych występów w REC. Czy są jakieś pozytywy? Czy powinniśmy odpuścić następny sezon i skupić się na zmianie trenera i budowie nowej drużyny?
    Pozdrawiam

    Odpowiedz

Dodaj komentarz