Emocji było sporo, ale rezultat taki sam jak przed kilkoma miesiącami w Paryżu: w powtórce z finału Pucharu Świata Springboks znowu pokonali All Blacks. Nie brakło pięknych akcji, błędów, kontrowersji i świetnej atmosfery. A za tydzień zagrają jeszcze raz. W drugim meczu tego weekendu w TRC odrobinę nieoczekiwanie Australijczycy pokonali Argentynę. I tu też losy meczu ważyły się do ostatniej sekundy.
The Rugby Championship
Za nami trzecia kolejka The Rugby Championship, w której zobaczyliśmy dwa bardzo ciekawe spotkania, w tym to, na które czekał cały rugbowy świat – rewanż za finał ostatniego Pucharu Świata.
Południowa Afryka – Nowa Zelandia 31:27. Przed tym rewanżem Rassie Erasmus miał zgryz z obsadą drugiej linii w ekipie mistrzów świata – wobec epidemii kontuzji rwaczy Pieterowi-Stephowi du Toitowi towarzyszył mało doświadczony Ruan Nortje, a tylko nadspodziewanie szybkie ozdrowienie zapewniło im rezerwę w postaci Ebena Etzebetha (zresztą, wprowadzonego na boisko już w pierwszej połowie). W ataku szansę ponownie dostali Sacha Feinberg-Mngomezulu i Aphelele Fassi (i potem nie zawiedli oczekiwań). W składzie All Blacks najwięcej uwagi przyciągał powrót po kontuzji kapitana Scotta Barretta, a także byłego kapitana Sama Cane’a. Początek meczu przebiegał pod dyktando All Blacks, a efektem ich naporu było osłabienie broniących się rywali po żółtej kartce i przyłożenie Codie’go Taylora. Potem przebudzili się gospodarze, przeprowadzili kilka pomysłowych akcji (przy jednej brakło tylko szczęścia), a ich efektem było przyłożenie Bongiego Mbonambiego (jak z powtórek wynika, mocno wątpliwe, a na dodatek bez podwyższenia – Feibergowi-Mngomezulu skończył się czas). Łącznik ataku RPA moment później zrehabilitował się celnym karnym z 60 m, Springboks wyszli na jednopunktowe prowadzenie, ale niemal natychmiast je stracili po świetnej akcji gości zaczętej zwodem Damiana McKenziego. Pierwsza połowa skończyła się kolejnym karnym Feinberga i wynikiem 11:12. Druga odsłona spotkania zaczęła się w sposób wymarzony dla Nowozelandczyków – po przechwycie Jordiego Barretta na połowie boiska zrobiło się 11:19. Gospodarze atakowali, drużyny wymieniały się karnymi, po 10 minutach gry było 17:22. I wtedy All Blacks fenomenalnie rozegrali aut błyskawicznie rozrzucając piłkę na drugą stronę boiska do Caleba Clarke’a. Zrobiło się 17:27. I nastał dłuższy fragment szalonej, szarpanej gry, z widowiskowymi próbami konstruowania akcji przez obie drużyny. Powoli, świetnie wspomagani przez trybuny, coraz większą presję na rywali kładli Springboks. All Blacks popełniali błędy darując karne rywalom, stracili jednego z graczy z żółtą kartką i wreszcie dwie akcje przy ich linii bramkowej przyniosły dwa przyłożenia i wyjście na prowadzenie dla gospodarzy. A potem Nowozelandczycy nie zdołali już wyjść z własnej połowy i wyniku spotkania nie odwrócili. Springboks zwycięzcy, ale drżą o zdrowie Siyi Kolisiego.
Argentyna – Australia 19:20. Argentyńczycy wrócili do zestawienia niemal identycznego z tym, w którym pokonali Nowozelandczyków w pierwszym spotkaniu tegorocznego TRC. Do składu wrócił m.in. kapitan Julian Montoya, z kolei dla 39-letniego młynarza Agustína Creevy’ego był to ostatni mecz w kadrze (akurat w swoim rodzinnym mieście, La Placie). Goście przyjechali do Argentyny z nowym kapitanem, Harry’m Wilsonem, wracającym do składu Tanielą Tupou i debiutantem Hamishem Stewartem (to już piętnasty debiutant pod rządami Joe’go Schmidta w tym roku). A na koniec okazało się, że skład, który pokonał All Blacks, nie wystarczył na eksperymentujących wciąż Wallabies. Choć pierwsza połowa wydawała się należeć do gospodarzy – wyszli na prowadzenie 10:0 (zdobyli wówczas swoje jedyne przyłożenie w meczu, po maulu autowym), ale Australijczycy nie pozwolili im odskoczyć zanadto i do przerwy było tylko 13:7. Po przerwie kolejny karny Santiago Carrerasa podniósł przewagę Argentyńczyków do dziewięciu oczek, ale Australijczycy ponownie przyłożeniem ją zredukowali. Emocje trwały do końca, Australia wyszła na prowadzenie po karnym Lolesio, straciła je po trzech punktach Tomása Albornoza (karny po sytuacji, w której gospodarze byli bliscy drugiego przyłożenia), ale na koniec jednak wyszarpała zwycięstwo – kluczowy kop z karnego po końcowej syrenie wykonał Ben Donaldson. To skromne, ale niezwykle ważne zwycięstwo dla Australii – ich pierwsze w tej edycji TRC. Argentyńczycy zaś narzekają na sędziego.
Na półmetku rywalizacji wyraźne prowadzenie w tabeli mistrzów świata – mają już sześć punktów przewagi nad All Blacks. Wszystkie pozostałe trzy drużyny mają po tylko jednym zwycięstwie na koncie, a o kolejności decydują zdobyte bonusy.
Poz. | Drużyna | M. | Pkt. |
1. | Południowa Afryka | 3 | 14 |
2. | Nowa Zelandia | 3 | 6 |
3. | Argentyna | 3 | 5 |
4. | Australia | 3 | 4 |
Z kraju
Ekstraliga w ten weekend pauzuje, ale okazuje się, że Ogniwo Sopot, które wciąż czeka na powrót do gry kilku zawodników kontuzjowanych w poprzednim sezonie, straciło na dłuższy czas (pewnie do wiosny) dwóch kolejnych graczy z urazami – Romana Żuka i Jewhenija Owerczuka. Odnalazł się też Kudakwashe Nyakufaringwa, którego do rozgrywek zgłosił Orkan Sochaczew.
Opublikowano regulaminy rozgrywek dla I i II ligi. Potwierdził się format wynikający z opublikowanego wcześniej kalendarza rozgrywek z wyjątkiem jednego dość istotnego szczegółu. Mianowicie w I lidze, zgodnie z kalendarzem, drużyny z miejsc 1–4 po fazie zasadniczej miały rywalizować w półfinałach, których zwycięzcy awansują do finału (owe półfinały zaplanowano na weekend 31 maja/1 czerwca 2025). W regulaminie mowy o półfinałach nie ma, a w finale mają zagrać po prostu drużyny z pierwszych dwóch miejsc po rundzie zasadniczej (tak jak w Ekstralidze).
Tydzień temu zorganizowano w Warszawie warsztaty dla sędziów, którzy w nadchodzącym sezonie będą prowadzić mecze w ramach rozgrywek Rugby Europe Championship, Rugby Europe Trophy i Rugby Europe Super Cup. Wzięło w nich udział także trzech polskich arbitrów (Łukasz Jasiński, Dominik Jastrzębski i Adrian Pawlik). Byłoby fajnie, gdyby oprócz uczestnictwa w tym spotkaniu, dostali też od RE szanse sędziowania na wyższym poziomie niż Conference.
Ze świata
Drugą rundę Pacific Nations Cup zaczął mecz w Apia pomiędzy Samoa i Tonga. Gospodarze nie dali wielkich szans gościom – do przerwy prowadzili 17:0, a parę minut po niej już 29:0. Co prawda Tongijczycy odpowiedzieli dwoma przyłożeniami (oba w wykonaniu Lotu Inisiego), zmniejszyli stratę do 12 oczek, ale zamiast pójść za ciosem, w końcówce znowu tracili punkty (ostatnie przyłożenie w ciut kuriozalnych okolicznościach, gdy wszyscy zawodnicy zatrzymywali się już w oczekiwaniu na gwizdek sędziego) i Samoa wygrało 43:17. Losy awansu do półfinału z tej grupy nie są jeszcze rozstrzygnięte – gdyby Tonga wygrało z Fidżi za tydzień, mogłoby solidnie namieszać. W drugim spotkaniu, w którym zmierzyły się ekipy z Ameryki Północnej, niespodzianki nie było – Amerykanie pewnie pokonali na swoim terenie Kanadyjczyków 28:15. Co prawda wynik otworzyli karnym goście, ale gospodarze w pierwszej połowie zdobyli trzy przyłożenia, do przerwy prowadzili 18:8 (m.in. korzystając z błędów rywali w autach), a w drugiej połowie zwiększyli przewagę do 20 punktów. Kanadyjczycy zdobyli drugie swoje przyłożenie, zmniejszając stratę, ale przez ostatnie 20 minut nie zdołali już zmienić wyniku. A ponieważ to ich druga porażka, stracili w ten sposób szansę na awans do półfinałów – z tej grupy wejdą do nich Japonia i USA. Rozczarował nie tylko mecz, ale i puste trybuny w Los Angeles – a przecież Stany mają być areną Pucharu Świata za kilka lat…
Nowy sezon francuskiej drugiej ligi, Pro D2, zainaugurowało starcie dwóch kandydatów do awansu do Top 14 (spadkowiczów z tej ligi w dwóch ostatnich sezonach), Brive i Oyonnax. Zwycięsko wyszli z tego zaciętego spotkania gospodarze (m.in. z Courtney’em Lawesem w składzie), którzy wygrali 18:9. Od przegranej przygodę z Pro D2 zaczął beniaminek – Nicea z Andrzejem Charlatem w składzie uległa 9:13 Béziers, w końcówce zdobywając trzy oczka na wagę bonusu defensywnego. Grenoble, które niedawno grało w barażu o awans do Top 14, zaczęło sezon od wyjazdowej wygranej 26:20 nad Nevers (kluczowe okazało się 16 punktów z kopów Sama Daviesa, w tym 12 w drugiej połowie z karnych). Poza tym Aurillac przegrało z Angoulême (nie pomogło 14 punktów Tedo Abżandadzego dla gospodarzy; u gości, którzy wyszarpali zwycięstwo dwoma przyłożeniami w ostatnich 10 minutach, debiutował Jonny May), Biarritz pokonało Valence Romans 23:21 (choć było bliskie roztrwonienia w końcówce 14-punktowej przewagi), Mont-de-Marsan uległo Colomiers 16:18 (druga połowa przegrana 0:13), a Dax ograł Montauban 24:12. A na koniec kolejki Provence grało z Agen. Prowansalczycy prowadzili do przerwy jednym punktem, ale niemal całą drugą połowę grali w osłabieniu. Najpierw dwie żółte kartki, po których zostali na dłuższy czas w trzynastkę i stracili przyłożenie, a potem czerwona kartka, po której przez moment grali nawet w dwunastu (po bezsensownym zagraniu przy własnej akcji na połowie rywali). Mimo to atakowali i na kilka minut przed końcem przyłożenie Jimmy’ego Goppertha dało im wygraną 21:18 (choć Agen, które z kolei pod koniec straciło z żółtą kartką zawodnika, do końca walczyło o zmianę wyniku). Pierwszym liderem tabeli nieoczekiwanie zostało Angoulême jako jedyna drużyna z bonusowym zwycięstwem na koncie.
W Australii poznaliśmy trzech kolejnych mistrzów stanowych. W Nowej Południowej Walii w Shute Shield triumfowała ekipa Eastern Suburbs, której kibice czekali na takie osiągnięcie od 1969. Nie dość, że to pierwsze mistrzostwo od 55 lat (a dziesiąte w historii, ekipa najlepszy swój okres miała w latach 40. XX w.), to jeszcze osiągnięte w dramatycznych okolicznościach. Easts do przerwy prowadzili 16 punktami, ale w drugiej połowie ich rywale, Northern Suburbs, odrabiali straty i wyszli na prowadzenie, z którego ich zrzuciło przyłożenie Darby’ego Lancastera. W ostatniej minucie jednopunktową przewagę Easts uratował szarżą w w ostatniej chwili w obronie Charlie Gamble i mecz skończył się wynikiem 36:35.
Z kolei w Queenslandzie w finale Hospital Challenge Cup spotkali się dwa ostatni mistrzowie ligi, a spotkanie było równie dramatyczne jak w Nowej Południowej Walii: Brothers wygrali z Wests Bulldogs 29:27, a o wygranej decydował karny w ostatnich minutach meczu.
Rozgrywki zakończono też w John I Dent Cup w ATS (czyli terytorium stołecznym). Tutaj zwycięzcami zostali Canberra Royals, którzy pokonali 34:19 Tuggeranong Vikings, rewanżując się za porażkę z półfinału (w Australii mają dość specyficzne formaty play-off). Royals są najbardziej utytułowaną drużyną w historii terytorium, ten tytuł to ich 21. (po dwóch sezonach przerwy).
W NPC wciąż bez porażki są Hawke’s Bay (w tygodniu 27:21 z Canterbury, w weekend 38:26 z wciąż czekającym na pierwsze zwycięstwo Manawatu; rywale prowadzili już 19:0 po 20 minutach), Tasman (34:15 po starciu w ulewnym deszczu z Bay of Plenty, zepchniętym w ten sposób z drugiego miejsca w lidze) i Wellington (46:21 z Canterbury, spotkanie rozstrzygnięte już w pierwszej połowie wygranej przez stołeczną ekipę 31:0). Dla odmiany dopiero pierwsze zwycięstwo w sezonie odniosła drużyna Counties Manukau, po emocjonującym meczu z North Harbour, wygranym 36:33 (rywale zanotowali świetny finisz, odrobili w końcówce 17 punktów straty, wyszli na prowadzenie, ale stracone przyłożenie na koniec zniweczyło ich wysiłek). Pierwszego zwycięstwa swojej drużyny nie doczekali się kibice z Auckland – ich drużyna przegrała czwarty raz w czwartym meczu, tym razem na wyjeździe z Waikato 21:39 (gwiazdami meczu byli Daniel Sinkinson z hat-trickiem przyłożeń i Aaron Cruden z 17 punktami w pierwszej połowie). Poza tym Taranaki pokonało Otago 22:18, a Northland prowadził z Southlandem do przerwy 26:7, by ostatecznie przegrać 26:31.
W południowoafrykańskim Currie Cup runda zasadnicza powoli zmierza do końca. W dziewiątej kolejce wreszcie pogromcę znaleźli Bulls – w meczu na szczycie ulegli na własnym boisku Lions 33:57. Trzy przyłożenia Lions w pierwszych 20 minutach ustawiły mecz, a ostatecznie goście zatrzymali się na ośmiu. A efektem zwycięstwa jest zastąpienie Bulls na pierwszym miejscu ligowej tabeli. Twa walka o dwa pozostałe miejsca w play-off. Nieoczekiwanie Cheetahs ulegli Griquas 31:44 i mogli stracić miejsce w czołowej czwórce. Ich potknięcie wykorzystali rywale – Sharks odskoczyli już na sześć punktów po rozgromieniu Griffons 75:19 (aż cztery przyłożenia Makazole Mapimpiego, który zaczął punktować już zaraz po pierwszym kopie meczu), ale ekipa z Bloemfontein pozostała na czwartym miejscu dzięki przegranej Pumas z Western Province 30:39.
Nowy sezon zainaugurowano w szkockiej Premiership – mocno zmieniony w porównaniu poprzednim. Po likwidacji półzawodowych rozgrywek Super Series uczestniczące w nich drużyny wróciły do Premiership (brakuje jednak ostatnich mistrzów Super Series – Stirling County zaczyna sezon na drugim poziomie rozgrywek). W stawce jest dwanaście drużyn. Od porażki zaczęli zwycięzcy Premiership z poprzedniego sezonu – Currie Chieftains przegrali na wyjeździe z Ayr 17:34.
W rumuńskiej Liga de Rugby odbyły się półfinały. W pierwszym z nich Știința Baia Mare zrewanżowała się za porażkę w ubiegłorocznym finale i pokonała Dinamo Bukareszt 20:10. W drugim Timișoara pokonała Steauę Bukareszt, ale wygrana w tym spotkaniu była znacznie niższa od spodziewanej – tylko trzypunktowa, 20:17. W finale rozgrywek zmierzą się zatem dwie ekipy spoza stolicy. W meczu o piąte miejsce niespodzianka: Universitatea Kluż pokonała Rapid Bukareszt, odnosząc tym samym pierwszą wygraną w sezonie.
Zakończyły się mistrzostwa Mongolii. Tytuł mistrzowski po roku przerwy odzyskała drużyna Khan Uul RFC, która w finale zrewanżowała się ubiegłorocznym mistrzom, Hunter Lions, pokonując ich 62:43. W rozgrywanych po raz jedenasty mistrzostwach uczestniczyły cztery drużyny. Dla Khan Uul to piąte mistrzostwo kraju.
Ostatni weekend przed startem Top 14 to ostatni turniej fazy zasadniczej cyklu Supersevens, czyli francuskich mistrzostw siódemkowych. Trzecią eliminację rozegrano w Pau i gospodarze zaliczyli najlepszy występ w sezonie – dotarli do finału i dopiero tu ulegli Monaco 15:17. Po drodze do finału Pau pokonało w ćwierćfinale zwycięzcę dwóch ostatnich turniejów, Bordeaux, 17:12, a w kolejnym spotkaniu Vannes, które sprawiło sporą niespodziankę docierając do tego etapu (i zapewniło sobie w ten sposób awans do turnieju finałowego; na dodatek w meczu o brąz pokonało Tuluzę). Z kolei Monaco już w 1/8 finału wyeliminowało obrońców mistrzowskiego tytułu, Barbarians (ci zajęli drugi raz w tym sezonie dopiero dziewiąte miejsce, ale mimo to z ostatniego, ósmego miejsca w klasyfikacji łącznej awansują do finałowych zmagań), rozgromiło aż 45:0 Montpellier, a w półfinale wygrało z Tuluzą. Oprócz Vannes i Barbarians w finale zobaczymy oczywiście Monaco (które wygrało łączną klasyfikację eliminacji), Bordeaux i Pau, a także Racing 92 (mimo wpadki sprzed tygodnia), Montpellier i Tuluzę (także mimo fatalnej postawy w poprzednim turnieju). Równolegle rozgrywano turniej kobiecy (pierwszy w historii pod szyldem Supersevens – również i turnieje finałowe mają być rozegrane wspólnie), w którym triumfowała drużyna Romagnat – do przerwy przegrywała z Bobigny 0:12, zdołała wyrównać i zdobyć zwycięskie punkty w dogrywce. Tu do finałowego turnieju awansowały cztery drużyny – obok uczestniczek finałów także Rennes i Lyon. Oba mecze finałowe w Pau rozgrywano w koszmarnych warunkach, podczas oberwania chmury.
Na igrzyskach paraolimpijskich w Paryżu rozgrywany jest z udziałem ośmiu drużyn turniej w rugby na wózkach. Medale w tej dyscyplinie są rozdawane od 2000. Turniej odbywa się w składach mieszanych, choć w praktyce zdecydowaną większość graczy stanowią mężczyźni (najwięcej kobiet, trzy, było w drużynie australijskiej – w sumie było ich 8 na 96 uczestników). Mecze decydujące o medalach odbędą się w poniedziałek, a już wiadomo, że w finale spotkają się Japonia (która po dogrywce zaledwie jednym punktem pokonała w półfinale Australię) oraz Stany Zjednoczone (pokonały Wielką Brytanię w udanym rewanżu za finał turnieju paraolimpijskiego z Tokio).
W Kiszyniowie rozegrano europejskie mistrzostwa w rugby plażowym. Na starcie stanęło osiem drużyn męskich i sześć kobiecych, właściwie wszystkie z południowego wschodu naszego kontynentu. Wśród panów triumfowała Ukraina, drugie miejsce zajęła Mołdawia, a trzecie przypadło Chorwacji. Wśród pań najlepsze były Rumunki, przed Ukrainkami i Mołdawiankami.
Dwie argentyńskie drużyny miały dołączyć do ligi Super Rugby Americas w nadchodzącym sezonie: Tucumán i Litoral. Ostatecznie jednak ma zrobić to tylko ta pierwsza, natomiast Litoral (reprezentujący prowincje Rosario, Santa Fé i Entre Ríos) postanowił przesunąć swój debiut w lidze z 2025 na 2026.
Już piąty raz odbył się w Major League Rugby nabór zawodników z koledżów w drodze draftu. Z jedynką wybrany został przez Anthem RC, najsłabszą drużynę ligi, środkowy Erich Storti, który otarł się już o reprezentację USA.
Z rynku transferowego:
- kolejny Springbok w Japonii – Kurt-Lee Arendse zagra w Japan Rugby League One w barwach Sagamihara Dynaboars;
- do Leicester Tigers przechodzi z Francji Fidżyjczyk Ben Volavola;
- Lucio Sordoni, niedawny reprezentant Argentyny, trafi do Racingu 92 jako zastępstwo medyczne za Dembę Bambę;
- Steve Hansen zostanie głównym trenera Toyota Verblitz. Poprzednio mianowany na to stanowisko Ian Foster będzie jego asystentem;
- Portia Woodman-Wickliffe miała po igrzyskach skończyć karierę, tymczasem wybiera się na najbliższy sezon do japońskiej drużyny Mie Pearls. Wygląda na to, że japońska liga kobieca chce iść w ślady męskiej i ściągać największe gwiazdy rugby.
Rozczarowanie Louisa Reesa-Zammita – nie załapał się do 53-osobowego składu Kansas City Chiefs na nadchodzący sezon NFL. Ostatecznie znalazł miejsce w składzie treningowym Jacksonsville Jaguars, dla których wystawienie Walijczyka może być także chwytem marketingowym (zagrają w tym sezonie dwa mecze w Londynie – a Rees-Zammit może wystąpić w trzech meczach sezonu). Zawodnik zarobi 170 tys. funtów za sezon, a więc mniej niż w Gloucester.
Zapowiedzi
Za tydzień w kraju nie tylko wraca Ekstraliga, ale startują także rozgrywki I i II ligi. W Ekstralidze zanosi się na prawdziwy hit – Pogoń Siedlce zagra z Orkanem Sochaczew. Poza tym Juvenia Kraków gra z Rugby Białystok, Budowlani Lublin z Budowlanymi Łódź, a w derbach Trójmiasta Arka Gdynia z Lechią Gdańsk. Odpoczywa Ogniwo Sopot.
Rozgrywki klubowe zresztą rozkręcają się powoli także i za granicą. Jako pierwsza z czołowych lig europejskich ruszy francuska Top 14 (na pierwszy plan wysuwa się spotkanie Bordeaux ze Stade Français, a beniaminka z Vannes czeka na start niezwykle trudne wyzwanie, ale i wielkie święto – domowy mecz z Tuluzą). Rozegrany zostanie także pierwszy mecz Rugby Europe Super Cup – iberyjskie derby między Lusitanos i Iberians. Ponadto startują walijska Premiership, gruzińska Didi 10, a dla odmiany w rumuńskiej Liga de Rugby zostanie rozegrany finał.
Ale oczywiście najwięcej zainteresowania na świecie budzi drugi mecz Południowej Afryki z Nową Zelandią w ramach The Rugby Championship (grają też Argentyna z Australią). W Pacific Nations Cup kończyć się będzie faza grupowa – jej zwieńczeniem będą mecze Tonga z Fidżi i Japonii ze Stanami Zjednoczonymi. Wśród kobiet dwa towarzyskie mecze w Europie, w tym starcie Anglii z Francją.
W siódemkach – pierwszy turniej w tym sezonie z cyklu Rugby Asia Sevens, w koreańskim Inczonie.
Mała korekta od paryskich igrzysk mowa już o igrzyskach paralimpijskich, nie jak było do tej pory paraolimpijskich. Nazwę zmienił także PKPar na Polski Komitet Paralimpijski właśnie. Zmiana moim zdaniem bezsensowna i niepotrzebna, no ale jest.
Ja się chyba już nie przestawię 🙂
Haha, no ciężkie to przyznaję, ale swoją drogą fajnie ze strony Polsatu, że jednym z komentujących mecze rugby na wózkach był Robert Małolepszy. To miły gest.