Raz na wozie, raz pod wozem w Kapsztadzie

Pierwszy z trzech turniejów kwalifikacji do cyklu SVNS poszedł nie do końca po myśli naszych zawodniczek – strata Natalii Pamięty, a potem Ilony Zaiszliuk, porażka z Kenią, na koniec przegrana z Tajlandią. Szóste miejsce nie oznacza straty nie do odrobienia, ale utrudnia życie. A poza tym w REC Gruzini zdemolowali Rumunów, a Hiszpanie wygrali z Portugalczykami, a w URC z ośmiu czołowych drużyn ligowej tabeli wygrała tylko jedna.

Reprezentacja Polski kobiet w rugby 7 / SVNS

Ze zmiennym szczęściem reprezentacja Polski w rugby 7 kobiet walczyła w pierwszym turnieju w serii Sevens Challenger (pierwszym z dwóch odbywających się w Kapsztadzie). Przy trzyzespołowych grupach wiadomo było, że aby znaleźć się w pierwszej czwórce trzeba będzie wygrać oba mecze grupowe. To się nie udało.

Pierwszy mecz, przeciwko Samoa, przyniósł zwycięstwo, ale okupione kontuzją kapitan drużyny, Natalii Pamięty. Polki już po dwóch pierwszych akcjach i przyłożeniach Patrycji Zawadzkiej i Oliwii Krysiak prowadziły 12:0. Kontuzja Pamięty, żółta kartka Hanny Maliszewskiej i dwie przełamane szarże dały wreszcie punkty rywalkom, ale przed przerwą Polki wyszły na prowadzenie 19:5 (przyłożenie Martyny Wardaszki po akcji świetnie zaczętej przez Annę Klichowską). Druga połowa zaczęła się świetnie – już na starcie Hanna Maliszewska zdobyła czwarte przyłożenie, a potem zrobiło się 31:5, tym razem po przełamaniu Wardaszki i przyłożeniu Ilony Zaiszliuk. W końcówce jednak Polki zanotowały dwie straty na własnej połowie, których efektem były siedmiopunktowe akcje rywalek. Mecz ostatecznie wygrały 31:19.

Kilka godzin później Polki zagrały przeciwko Kenii o pierwsze miejsce w swojej grupie. Nie było na boisku Natalii Pamięty, a rywalki już po 30 sekundach wyszły na prowadzenie. Zaraz potem Anna Klichowska uciekła skrzydłem i nasza drużyna wygrywała 7:5, ale choć potem Polki miały dobre momenty w grze, nie zdobyły już żadnych punktów. Już moment po wyczynie Klichowskiej zaspały przy przegrupowaniu i zrobiło się 7:10. Potem długo i bezskutecznie próbowały wyjść z atakiem – na szczęście w końcówce strata we własnym polu 22 m skończyła się gwizdkiem na przerwę. Drugą połowę Polki zaczęły znowu od prób wyjścia z własnej połowy – gdy te nie przynosiły efektu, na kop zdecydowała się Ilona Zaiszliuk, ale nie zdołała piłki dogonić, a rywalki wyprowadziły morderczą kontrę. Polki próbowały odpowiedzieć, ale ładna akcja nie doszła nawet do pola 22 m, a odtąd zostały zepchnięte do głębokiej obrony. Potrafiły ofiarnie bronić, ale nie mogły robić tego bez końca i straciły jeszcze dwa przyłożenia (jedno po tym, jak kiks Wardaszki trafił na linii punktowej w ręce Kenijki). Na dodatek straciliśmy kontuzjowaną pod koniec Zaiszliuk.

Polkom pozostała gra o miejsca 5–8, a rywalkami w starciu półfinałowym były Czeszki. Nasza reprezentacja przystąpiła do meczu w dziesiątkę, bez dwóch liderek, jednak wyszedł on jej znakomicie. Już w pierwszej akcji dwa świetnie rozegrane fragmenty gry dały przyłożenie Julii Druzgały. Polki wygrywały wznowienia, niemal nie zostawiały Czeszkom piłki w rękach, i podnosiły wynik po przyłożeniach Oliwii Krysiak i Martyny Wardaszki. Dopiero tuż przed przerwą Czeszki zaskoczyły nasze dziewczyny, odebrały piłkę w rucku na połowie boiska i wyprowadziły błyskawiczną kontrę – do przerwy było 19:5. W drugiej połowie obraz meczu się nie zmienił: Czeszki nie wychodziły z własnej połowy (tym razem ani razu), Polki punktowały (Wardaszka po offloadzie Anny Klichowskiej, Oliwia Krysiak po offloadzie Wardaszki i dwa razy Oliwia Strugińska) i mecz skończył się wysoką wygraną 41:5.

W meczu o piąte miejsce rywalkami Polek były zawodniczki z Tajlandii. I pewnie bylibyśmy spokojni o wygraną, gdyby nie szybkonoga Jirawan Chutrakun, która zrobiła w tym meczu ogromną różnicę na korzyść naszych rywalek – zaliczyła trzy przyłożenia, a dwukrotnie uchroniła swoją drużynę przed stratą punktów doganiając Polki w obronie. Mecz zaczął się od przyłożenia Anny Klichowskiej, ale reszta drugiej połowy była koncertem gry Churdakun i Tajki prowadziły 14:5. Druga połowa zaczęła się od skutecznej interwencji najlepszej zawodniczki rywalek w obronie – po aucie Polki się pogubiły i zrobiło się 5:21. Kolejną akcję Polki długo budowały, wreszcie ponownie przebiła się na pole punktowe rywalek Klichowska, ale czasu do końca zostawało niewiele i ostatnie nadzieje na odwrócenie wyniku pogrzebał błąd przy wznowieniu gry. Chudrakun zdobyła jeszcze raz punkty, a na koniec, gdy nie było już jej na boisku, Martyna Wardaszka po samotnym sprincie zmniejszyła rozmiary porażki – skończyło się wynikiem 17:28.

Cóż, szóste miejsce nie jest szczytem marzeń. O awansie do Los Angeles decydują skumulowane wyniki trzech turniejów, więc miejsce poza czwórką zmniejsza szanse, choć jeszcze ich nie grzebie. Niezwykle ważne będą za tydzień mecze grupowe: wygrana ze słabszymi rywalkami da Polkom pewność gry w Krakowie, natomiast wygrana z mocniejszymi rywalkami (na pewno jakieś będą z czołowej czwórki) pozwoli im włączyć się na poważnie do gry o wyjazd do LA.

A na czterech czołowych miejscach kobiecego turnieju Kenia (nasze pogromczynie wygrały wszystkie swoje mecze w turnieju), Argentyna, Południowa Afryka i Kolumbia. Czeszki siódme, tuż za plecami Polek, a dzewiąta inna europejska ekipa, Belgia. Wśród panów cztery czołowe miejsca zajęli Chilijczycy, Kanadyjczycy, Niemcy i Samoańczycy. Piątą lokatę zajęli Portugalczycy.

Ale przy okazji – czy tak naprawdę będzie gdzie awansować? Na łamach The Telegraph podano, że w World Rugby rozważane są kolejne cięcia w SVNS, wynikające z niespinania się finansowego cyklu – mowa jest o zmniejszeniu liczby drużyn do ośmiu. Przy czym nie wiadomo jak to będzie wyglądać – może to nie oznaczać obcięcia liczby drużyn w cyklu, ale na przykład organizowanie 8-zespołowych turniejów, w których nie będzie brała udziału cała stawka (każda drużyna pauzowałaby w niektórych turniejach).

Rugby Europe International Championships

Puchar Sześciu Narodów miał przerwę, za to rozegrano półfinały w Rugby Europe Championship. Czołowa czwórka pewna już była awansu do Pucharu Świata, wciąż jednak są do rozdania medale, natomiast ekipy walczące o miejsca 5–8 miały przed sobą szczególny cel – zwycięzca tej rywalizacji awansuje do międzykontynentalnego barażu o ostatnie miejsce na najważniejszej imprezie rugbowego świata.

Portugalia – Hiszpania 31:42. Pierwszym półfinałem w strefie medalowej były iberyjskie derby, do których obie drużyny przystąpiły bez licznych kluczowych zawodników – i jednym, i drugim brakowało graczy z lig francuskich (u gospodarzy m.in. Rodrigo Marty czy Samuela Marquesa, u gości Joela Merklera czy Jona Zabali). Szkoda, bo przecież ludziom z Six Nations trzeba pokazywać to, co jest najlepsze, inaczej nigdy nie pomyślą poważnie o zmianach. Tymczasem ważny mecz, a składy mocno przerzedzone. I sporo było w nim błędów, zresztą po obu stronach. Lepiej odnaleźli się w nim goście, którzy wyszli na prowadzenie po 5 minutach i nie oddali go do końca. Zagrali konsekwentnie i skutecznie – choć zdobyli mniej przyłożeń od gospodarzy, konsekwentnie wykorzystywali szanse z kopów z karnych. Środkowy Gonzalo Lopez Bontempo zdobył w tym spotkaniu z podstawki aż 23 punkty, wykorzystując aż 10 z 11 prób (spudłował dopiero na sam koniec).

Gruzja – Rumunia 43:5. Drugi półfinał w zasadzie bez historii: Gruzja atakowała, a Rumuni mieli ogromne problemy, aby chociażby stworzyć zagrożenie pod polem punktowym gospodarzy. Już po półgodzinie Gruzini mieli na koncie pięć przyłożeń i prowadzili 29:0. Kłopot z celownikiem z podwyższeń miał Luka Matkawa, który wrócił do składu po kontuzji, co pozwoliło Dawitowi Niniaszwiliemu znowu grać jako obrońca. W drugiej połowie Gruzini dorzucili jeszcze dwa przyłożenia, a Rumuni swoje honorowe punkty zdobyli dopiero w ostatniej akcji meczu.

Belgia – Szwajcaria 38:5. Oba półfinały zmagań 5–8 przyniosły dość wyraźne zwycięstwo faworytów. W starciu Belgii ze Szwajcarią od początku nie było specjalnych wątpliwości co do losów meczu – dwa przyłożenia w pierwszym kwadransie, kolejne dwa jeszcze do przerwy i było 28:0. Po przerwie Belgiowie dobili przeciwników dwoma kolejnymi piątkami (tym razem niepodwyższonymi), a Szwajcarzy zaliczyli jedynie honorowe przyłożenie, a pod koniec meczu czerwoną kartkę.

Holandia – Niemcy 38:9. Bardzo podobny wynik padł w drugim meczu półfinałowym w tej stawce, tu jednak obraz gry był zupełnie inny. Przez pierwsze pół godziny nie padły żadne punkty, a potem zaczęli je zdobywać goście. Karne w wykonaniu Nikolaia Klewinghausa pozwoliły zostać Niemcom na prowadzeniu jeszcze nawet na początku drugiej połowy. Potem jednak okazje do kopów się skończyły, a Holendrzy do jednego przyłożenia zdobytego tuż przed przerwą dorzucili w drugiej odsłonie meczu jeszcze pięć.

W finale rywalizacji zagrają Gruzja z Hiszpanią, o brąz Portugalia z Rumunią (oba mecze to powtórki zmagań grupowych), o piąte miejsce i zachowanie szans na awans do Pucharu Świata Holandia z Belgią, a o siódme miejsce Niemcy ze Szwajcarią (te dwie ekipy już pożegnały się z marzeniem o wyjeździe do Australii).

Top 14

Osiemnasta kolejka ligi francuskiej za nami, znów bez głównych aktorów pozostających na zgrupowaniu reprezentacji kraju w związku z występami w Pucharze Sześciu Narodów.

Stade Français – Stade Rochelais 22:17. Uczestnikami pierwszego starcia weekendu były dwie drużyny nieoczekiwanie mające kłopoty (paryżanie od początku sezonu są w nizinach tabeli, a przed tygodniem spadli na ostatnie miejsce w lidze, natomiast roszelczycy wypadli z czołówki wskutek trzech ostatnich porażek). W pierwszej połowie padło tylko jedno przyłożenie, kibice zobaczyli natomiast dwie czerwone karki. Po 20 minutach gości osłabił Will Skelton, a 10 minut później siły się wyrównały po usunięciu z boiska Sekou Macalou. Lepiej pierwszą połowę wykorzystali paryżanie, którzy prowadzili 19:3 w dużej mierze dzięki konsekwentnym kopom z karnych Zacka Henry’ego (duże kłopoty z dyscypliną La Rochelle – zanim Skelton wyleciał z boiska, żółtą kartkę zobaczył kapitan Pierre Bourgarit). Po przerwie Henry dorzucił kolejnego karnego, a potem długo wynik się nie zmieniał. Dopiero w ostatnich 10 minutach, gdy gospodarze grali osłabieni żółtą kartką, roszelczycy zdobyli dwa przyłożenia, ale dały im one tylko bonus defensywny. Po drugim, karnym, gospodarze zostali nawet na moment w trzynastkę, ale rywale mimo szalonych ataków nie zdołali tego wykorzystać.

Lyon OU – RC Toulonnais 27:20. Lyon w ostatnich tygodnia zaczął sobie radzić znakomicie. Wygrzebał się z dołów tabeli, a w tym tygodniu pokonał jej wicelidera – finansowego giganta z Lazurowego Wybrzeża. Zadecydowała w dużej mierze pierwsza połowa, w której drużyny na początku wymieniły się kilkoma karnymi (3:6), a potem Lyon zaczął zdobywać przyłożenia i do przerwy uzbierał ich aż cztery – zrobiło się 27:6 (Tulonowi zdarzało się atakowac, ale bez skutku). Po przerwie lyończycy długo skutecznie się bronili, „pękli” dopiero w ostatnich 10 minutach. Tulon zdobył dwa przyłożenia (w tym pierwsze po powrocie do gry Melvyna Jamineta) i skrócił dystans do siedmiu oczek, ale tych nie zdołał już zniwelować. Nie zarobił punktów, ale odebrał Lyonowi bonus ofensywny.

Poza tym:

  • Montpellier Hérault – Castres Olympique 21:17 (dobra seria Castres przerwana, a Montpellier zbliżyło się do czołowej szóstki; ostatnie 10 minut to ciągły napór gości, jednak bezskuteczny);
  • Racing 92 – Section Paloise 29:47 (pierwsza wygrana Pau na wyjeździe, kolejny dowód słabości Racingu; po cztery przyłożenia obu ekip, ale zadecydowała wyjątkowa skuteczność Joego Simmondsa z kopów – aż 24 punkty z pięciu karnych, trzech podwyższeń i drop-gola);
  • Stade Toulousain – RC Vannes 63:21 (mistrzowie Francji mimo braku swoich francuskich gwiazd na boisku nie dali żadnych szans beniaminkowi i przerwali jego serię zwycięstw, aplikując mu aż 9 przyłożeń; przy okazji zepchnęli go z powrotem na ostatnie miejsce w tabeli);
  • USA Perpignan Union – Bordeaux-Bègles 17:29 (Bordeaux skorzystało z obecności na boisku Mathieu Jaliberta czy Maxime’a Lucu i wygrało na trudnym katalońskim terenie; Bordeaux zaledwie 10 sekund czekało na pierwsze przyłożenie – ponoć najszybsze w historii Top 14 – a do przerwy prowadziło 19:0);
  • Aviron Bayonnais – ASM Clermont 31:18 (Baskowie prowadzili po kwadransie 14:0, ale na kwadrans przed końcem mogli się bać, bo rywale wyrównali, a gospodarze stracili zawodnika z czerwoną kartką – ostatecznie zdobyli jednak przyłożenie na wagę wygranej).

Na szczycie tabeli wciąż Tuluza, a za jej plecami Bordeaux z powrotem przeskoczyło Tulon. Czwartą lokatę zajmuje nadal Bajonna, piątą Castres, a do czołowej szóstki wrócił Lyon, wypychając z niej Clermont. Walka o play-off jednak jest otwarta i między szóstym a dziesiątym miejscem mamy zaledwie dwa punkty różnicy. Wciąż mamy też rotacje w dole tabeli, gdzie cztery drużyny bronią się przed spadkiem.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1.Stade Toulousain1865
2. ↑Union Bordeaux-Bègles1860
3. ↓RC Toulonnais1857
4.Aviron Bayonnais1847
5.Castres Olympique1842
6. ↑↑Lyon OU1840
7. ↓ASM Clermont1839
8. ↑Montpellier Hérault1838
9. ↓↓Stade Rochelais1838
10.Section Paloise1838
11. ↑↑↑Stade Français1832
12. ↓Racing 921831
13. ↓USA Perpignan1830
14. ↓RC Vannes1828

Po 22. kolejce Pro D2 mające już wcześniej sporą przewagę nad rywalami Grenoble jeszcze ją powiększyło – wygrało swoje spotkanie, podczas gdy dwie kolejne drużyny ligowej tabeli przegrały i w efekcie przewaga ekipy z Delfinatu nad wiceliderem wzrosła do 16 punktów. Grenoble dało pokaz siły, mimo dwóch żółtych kartek w pierwszej połowie i czerwonej na początku drugiej odsłony meczu, wygrywając z Béziers aż 45:14 (do przerwy było 31:0). No, ale rywale, choć wysoko w ligowej tabeli, przyjechali na mecz w niezwykle młodym składzie. Drugie w tabeli Provence uległo na wyjeździe ekipie z Montauban 28:36, inkasując pod koniec każdej z połów czerwone kartki (mimo osłabienia walczyli, a tuż przed końcem meczu tracili zaledwie 1 punkt). Montauban, z imponującą serią zwycięstw, awansowało na czwarte miejsce. Z kolei trzecie Brive, choć podobnie jak Provence utrzymało swoją pozycję, uległo również na wyjeździe Colomiers 19:20, tracąc decydującego karnego w 80. minucie meczu.

Poza tym Agen wygrało z Valence Romans 26:23 (wygrzebując się dzięki temu ze strefy spadkowej i spychając do niej swoich rywali), Soyaux-Angoulême pokonało Aurillac 40:20 (wygrana z bonusem pozwoliła zwycięzcom awansować do czołowej szóstki), Mont-de-Marsan przedłużyło serię porażek ostatniej w tabeli Nicei wygrywając 26:22 (mimo że zdobyło tylko dwa przyłożenia wobec czterech beniaminka), Dax uległo Nevers 17:19 (kiepska seria gospodarzy trwa i coraz mniejsze są szanse, aby awansowali do play-off), a Oyonnax uległo Biarritz 29:36 (choć do przerwy prowadziło 26:7; poniekąd niespodzianka, bo dla Biarritz to przełamanie po długiej serii samych porażek).

United Rugby Championship

Weekend cudów w dwunastej kolejce United Rugby Championship? No, może nie do końca, bo niektórych rezultatów można było się spodziewać. Faktem jest jednak, że spośród ośmiu drużyn z górnej połówki ligowej tabeli jedyną, która wygrała swoje spotkanie był liderujący Leinster, natomiast pozostałe siedem poniosło porażki (sześć – z niżej notowanymi rywalami). Znów najwięcej uwagi przyciągały południowoafrykańskie derby, w których – w przeciwieństwie pozostałych starć – nie zabrakło graczy reprezentacji.

Lions – Sharks 38:14. Lions przed tym meczem byli w tabeli ligowej o 9 miejsc poniżej swoich rywali. Jednak zdecydowanie lepiej dostosowali się do fatalnych warunków atmosferycznych panujących w Johannesburgu i zaprezentowali zdecydowanie większą chęć zwycięstwa. Goście byli cieniami samych siebie i pozwalali się Lions punktować. Do przerwy gospodarze prowadzili 19:0, a tuż przed końcem już 38:0. To byłby absolutny pogrom, gdyby nie zryw Sharks w samej końcówce, gdy zdołali zdobyć dwa przyłożenia. Ten zryw był jednak zdecydowanie zbyt późny. Znakomicie pokazała się pierwsza linia gospodarzy (grająca przeciwko rywalom z reprezentacji kraju), a także obaj łącznicy.

Bulls – Stormers 16:19. Drugie południowoafrykańskie derby znacznie bardziej wyrównane, ale także zakończone zwycięstwem drużyny niżej notowanej (która, paradoksalnie, po tej kolejce obsunęła się w ciasnym rejonie tabeli o kilka miejsc). Tu także pogoda zaznaczyła swój udział – z powodu ulewnego deszczu przesunięto start spotkania o ponad godzinę, a w usuwaniu wody z zamienionego niemal w basen boiska przed meczem pomagali nawet kibice. Pierwsza połowa była zatem głównie pojedynkiem kopaczy – Jurrie Matthee znalazł drogę między słupy cztery razy, David Kriel natomiast trzykrotnie, i do przerwy Stormers prowadzili 12:9. Po przerwie tę przewagę utrzymali, choć to Bulls zdobyli jako pierwsi przyłożenie (dopiero po godzinie gry) – kilka minut później Stormers odpowiedzieli w ten sam sposób, a decydujące punkty zdobył Wandisle Simelane, grający przeciwko swojej byłej drużynie.

Poza tym:

  • Munster – Edinburgh 28:34 (druga w tym sezonie porażka Munsteru na swoim stadionie – pierwsza była z Leinsterem; wyjątkowo bolesne drugie 20 minut meczu, podczas których Irlandczycy stracili cztery przyłożenia bez żadnej odpowiedzi ze swojej strony; w drugiej połowie gonili wynik, ale zabrakło im czasu, zawodził ich też młyn; hat-tricka dla Szkotów zaliczył Matt Currie);
  • Zebre Parma – Dragons 31:21 (starcie dwóch ostatnich drużyn z ligowej tabeli, którego efektem było piąte zwycięstwo Zebre w tym sezonie i jedenastka porażka Dragons; Walijczycy po pierwszej półgodzinie mieli 14 punktów przewagi, ale zaraz po przerwie gospodarze wyrównali, a potem zapewnili sobie wygraną pieczętując ją karnym w samej końcówce, gdy grali w osłabieniu po żółtej kartce);
  • Leinster – Cardiff 42:24 (Cardiff do przerwy nieoczekiwanie prowadził 12:7, ale pięć przyłożeń Leinsteru w drugiej połowie załatwiło sprawę; Leinster musiał obywać się nie tylko bez reprezentantów Irlandii, ale także Jordiego Barretta – pod ich nieobecność graczem meczu został młodziutki łącznik młyna Charlie Teckor, grający w tym spotkaniu na pozycji środkowego);
  • Ulster – Scarlets 30:28 (po kwadransie było 12:0 dla gości, ale gospodarze zdołali przeważyć, choć łatwo im to nie przyszło; zwycięstwo Irlandczycy wyszarpali dzięki siedmiopunktowej akcji tuż przed końcem meczu);
  • Connacht – Benetton Treviso 38:30 (w tej parze to na pewno Włosi bardziej cierpieli z powodu braku reprezentantów, co Irlandczycy wykorzystali; mecz był pokazem efektownego rugby, w którym ostatecznie górą byli gospodarze – w pierwszej połowie obie ekipy wymieniły po trzy przyłożenia, a na niewielkim prowadzeniu był Benetton dzięki kopom Tomása Albornoza, ale po przerwie piłkę przykładali już tylko gospodarze, i to znowu trzykrotnie);
  • Glasgow Warriors – Ospreys 31:32 (spora niespodzianka w Glasgow, gdzie broniący mistrzowskiego tytułu Warriors jednym punktem ulegli jednej ze słabszych walijskich ekip; tu także kibice nie mogli żałować, oglądali ładne akcje, i przeżyli sporo emocji – padło aż 10 przyłożeń, po pięć z każdej strony; problemy mieli podwyższający, ale to własnie kop z podstawki w ostatniej akcji meczu okazał się języczkiem u wagi – trzy punkty z karnego na wagę zwycięstwa zdobył dla Ospreys Jack Walsh).

Przewaga Leinsteru nad resztą stawki wzrosła do 13 punktów. Na drugim miejscu wciąż Glasgow Warriors, na trzecim Bulls, a potem kolejna „dziura” ze sporą różnicą punktową. Dalej jednak różnice punktowe są niewielkie i nawet przedostatnie Zebre może w zasadzie liczyć na awans do play-off (od ósmego miejsca dzielą je zaledwie cztery punkty).

Poz.DrużynaM.Pkt.
1.Leinster1257
2.Glasgow Warriors1244
3.Bulls1241
4.Sharks1134
5.Munster1233
6.Cardiff1231
7. ↑↑Edinburgh1230
8. ↑↑↑Connacht1229
9. ↑↑↑Lions1128
10. ↓↓Scarlets1228
11. ↑↑Ospreys1228
12. ↓↓Stormers1228
13. ↓↓↓↓↓↓Benetton Treviso1228
14.Ulster1227
15.Zebre Parma1225
16.Dragons128

Super Rugby Pacific

I znowu w trzeciej kolejce Super Rugby Pacific górował atak nad obroną – co prawda nie utrzymano ponad 70-punktowej średniej na mecz, ale i 62 punkty na spotkanie z tej kolejki to nie jest mało.

Hurricanes – Blues 29:33. Jedyne nowozelandzkie derby w ten weekend przyniosły wreszcie przełamanie obrońcom mistrzowskiego tytułu, którzy zaliczyli pierwszą wygraną w sezonie. Ciężko jednak musieli na nią zapracować. Przewagę zdobyli po 20 minutach gry, gdy jedna akcja przyniosła im karne przyłożenie, a rywalom dwie żółte kartki. Co prawda wkrótce sami stracili zawodnika na 10 minut, ale mimo to wyszli na prowadzenie, które utrzymali do końca pierwszej połowy. Po przerwie długo punktów nie było, ale na kwadrans przed końcem Canes wygrywali 29:21. Jednak nie dowieźli tej przewagi do końca – Blues odpowiedzieli przyłożeniem najpierw Hoskinsa Sotutu, a potem Marka Tele’i (to po imponującym sprincie i akrobatycznym wykończeniu). Zyskali cztery punkty przewagi, jednak chwilę potem stracili z czerwoną kartką Sotutu i Hurricanes przycisnęli – ale choć byli pod linią bramkową gości, w ostatniej akcji mieli młyn na linii 5 m, nie zdołali spotkania wygrać. Wysiłek Harry’ego Godfrey’a, który zdobył 24 punkty (przyłożenie i siedem skutecznych kopów) dał im tylko bonus defensywny.

Poza tym:

  • Moana Pasifika – Highlanders 29:31 (pierwszy domowy mecz Moana w sezonie, przy czym domowy umownie – rozgrywany w Auckland; było ciekawie – 0:10 po 10 minutach, 10:10 po kolejnych, na koniec pierwszej połowy 10:31 po trzech przyłożeniach, z których dwa były stracone w wyniku własnych błędów gospodarzy, a w drugiej połowie pogoń wyspiarzy za wynikiem, w której błysnął przyłożeniem i asystą znakomity Ardie Savea; niestety, odrobinę brakło);
  • Waratahs – Fijian Drua 29:24 (gospodarze bez swojej nowej gwiazdy, Josepha-Aukuso Sua’ali’i, który odniósł kontuzję; trzy razy wyspiarze wychodzili na prowadzenie, ale za każdym razem je tracili – ostatni raz kilka minut przed końcem po karnym przyłożeniu; na pewno żałują pechowo straconego przyłożenia po tym, jak po szarży Caleb Muntz wypuścił piłkę z rąk na własne pole punktowe i rywale to wykorzystali);
  • Chiefs – Brumbies 49:34 (drugie transtasmańskie starcie w tym sezonie i pierwsze skończone zgodnie z oczekiwaniami – zwycięstwem ekipy z Nowej Zelandii; do przerwy wymiana ciosów i remis 15:15; 10 minut po przerwie Chiefs wypracowali 14 punktów przewagi, ale po kolejnych 10 minutach znowu mieliśmy remis; zadecydował ostatni kwadrans wygrany przez gospodarzy 20:5; na wynik wpływ miała skuteczność z kopów – obie ekipy zaliczyły po sześć przyłożeń, ale podczas gdy Chiefs podwyższyli wszystkie i dorzucili parę karnych, Brumbies trafili między słupy tylko dwa razy w tym meczu – podstawowy kopacz i kapitan drużyny Ryan Lonergan miał skuteczność 0/3; kibice Chiefs cieszą się z wygranej, ale jednocześnie niepokoją się o kontuzję Damiana McKenziego);
  • Western Force – Reds 24:28 (przed tygodniem wyjazdowa wygrana Force w Canberze, teraz przegrana z innym australijskim zespołem na swoich śmieciach – i to mimo prowadzenia 14:0 po 20 minutach gry; wygraną gospodarze stracili w ostatniej akcji meczu).

W tabeli na czele jedyna ekipa z trzema zwycięstwami, Chiefs. Bez porażki są też Reds i Waratahs, które rozegrały dotąd po dwa spotkania. Na dnie tabeli jedyne dwie ekipy bez wygranej – wyspiarze wciąż zbierają tylko punkty bonusowe.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1.Chiefs313
2. ↑↑Reds29
3. ↑Highlanders39
4. ↓↓Western Force39
5. ↑Waratahs28
6. ↑Hurricanes35
7. ↓↓Brumbies35
8. ↑↑↑Blues35
9. ↓Crusaders24
10. ↓Fijian Drua33
11. ↓Moana Pasifika32

Z kraju

Nie widzimy niestety Karoliny Jaszczyszyn już na boisku w biało-czerwonych barwach, ale przed nią kolejny kawałek kariery – miejmy nadzieję, że jeszcze bardziej udany niż ta boiskowa. Niedawno wspominałem, że została trenerką reprezentacji Polki dziewcząt (U16), natomiast teraz pojawiła się w gronie 12 uczestniczek Gallagher High Performance Academy. Mam nadzieję, że ten program, realizowany przy okazji Challengera, naszej byłej kapitan coś da na przyszłość.

Rugby Europe pochwaliło się wzrostem oglądalności Rugby Europe Championship w porównaniu z rokiem poprzednim o 26% i rekordową liczbą nadawców telewizyjnych. Cóż, jest też i w tym nasza zasługa, choć niezbyt chlubna – wszak przed rokiem Polska była bodaj jedynym krajem, w którym meczów reprezentacji w telewizji zabrakło. I jak widać, ten trend kontynuujemy i w tym sezonie, ukrywając rugby przed światem. Na szczęście przynajmniej finałowy turniej Challengera, ma być częściowo transmitowany.

Ze świata

Rewanżowy mecz młodzieżówek (U20) Gruzji i Południowej Afryki ponownie zakończył się wygraną gości z południa – tym razem było 12:27.

W dziesiątej kolejce Japan Rugby League One najwięcej uwagi przyciągało starcie ekip z niższych stopni podium ligowej tabeli – Brave Lupus Tokyo i Spears Funabashi Tokyo-Bay. Obrońcy mistrzowskiego tytułu, trzeci przed tą rundą, dla których pierwsze przyłożenie w meczu zdobył Ritchie Mo’unga, wygrali 31:27, co spowodowało, że obie drużyny zamieniły się miejscami w ligowej tabeli. W innym ciekawym spotkaniu zmierzyły się dwie ekipy liczące na podtrzymanie szans na awans do fazy play-off – Tokyo Sungoliath uległo w nim Yokohama Eagles 22:33 (18 punktów z kopów Yu Tamury). Poza tym Sagamihara Dynaboars przegrali z Black Rams Tokyo 7:22 (Black Rams dzięki temu wyrwali się ze strefy spadkowej, spychając swoich rywali na przedostatnie miejsce), Urayasu D-Rocks ulegli drużynie Toyota Verblitz 31:36 (goście na pół godziny przed końcem wygrywali 28:0, ale beniaminek był bardzo bliski szokującego powrotu), Shizuoka BlueRevs wygrali z Mie Heat 44:14, a liderujący Saitama Wild Knights pokonali Kobe Steelers 46:32 (mimo że na pół godziny przed końcem goście prowadzili 32:20)

W Major League Rugby znowu dramatyczna końcówka w meczu Miami Sharks – drugi raz z rzędu udało się skończyć historię dobrze i wygrać 32:31 z Anthem, dzięki czemu ekipa z Florydy awansowała na pierwsze miejsce w konferencji wschodniej. O punkt mniej mają Chicago Hounds, który właśnie zwyciężyli broniących mistrzowskiego tytułu New England Free Jacks 36:7 (bostończycy póki co dopiero na piątym miejscu). Na zachodzie prowadzi z kolei San Diego Legion, który wygrał trzeci raz w trzecim meczu sezonu, tym razem na wyjeździe w Waszyngtonie 26:10. Za plecami Legionu są Utah Warriors (55:21 z NOLA Gold) i Houston SaberCats (24:21 nad wciąż czekającymi na pierwsze zwycięstwo Seattle Seawolves).

W Super Rugby Americas faworytami wszystkich trzech spotkań wydawały się drużyny z Argentyny. Tymczasem wygrała tylko jedna z nich, i to ta, która mierzyła się z przeciwnikiem wydawałoby się najtrudniejszym – Pampas w ulewnym deszczu pokonali Peñarol 24:10. W dwóch pozostałych meczach niespodzianki: chilijski Selknam pokonał broniących mistrzowskiego tytułu Dogos 45:40, a paragwajskie Yacaré wygrało z Tarucas 30:27. W obu meczach gospodarze wypracowali sobie spore przewagi w pierwszych połowach, a Argentyńczycy próbowali odrobić stratę po przerwie.

W hiszpańskiej División de Honor w cieniu meczu reprezentacji w półfinale REC odbyła się ostatnia kolejka pierwszej fazy rozgrywek ligowych. Po niej następuje podział stawki na dwie sześciozespołowe grupy – do kończącego sezon play-off awansują potem wszystkie drużyny z grupy obejmującej miejsca 1–6 oraz dwie najlepsze ekipy ze słabszej grupy. Przed tą kolejką pięć drużyn było już pewnych awansu do lepszej grupy. Wśród nich był niezwyciężony dotąd Valladolid RAC oraz Santboiana – w starciu tych dwóch ekip doszło do nieoczekiwanej przegranej VRAC 28:29. Oprócz tych dwóch drużyn kwalifikację miały zapewnioną El Salvador (wicelider, też z Valladolid), Burgos i Alcobendas (beniaminek, ale wracający z karnego zesłania). O ostatnie wolne miejsce walczyły Ciencias Sewilla i Complutense Cisneros – obie ekipy przegrały (Ciencias z Alcobendas, natomiast Complutense nieoczekiwanie z La Vila) i dzięki temu gracze z Andaluzji zachowali przewagę nad rywalami. W ogóle, w tej kolejce zwycięstwa odnotowali wyłącznie gospodarze spotkań.

W Anglii odbyły się ćwierćfinały Premiership Rugby Cup. I nieoczekiwaną wygraną odniosła w nich jedyna ekipa z Championship, która przedarła się do tego etapu rywalizacji – Ealing Trailfinders pokonali w Northampton miejscowych Saints 43:26 (mistrzów kraju; dla Ealing dwa przyłożenia zdobył były gracz Saints, Tom Collins). Poza tym: Bath – Harlequins 39:28 (mimo prowadzenia Quins po 15 minutach 21:0, a potem 28:7), Newcastle Falcons – Gloucester 22:17 (najsłabsza drużyna ligi lepiej sobie radzi w pucharze), Exeter Chiefs – Sale Sharks 50:14. W półfinałach zobaczymy zatem nie tylko drużynę z Championship, ale także dwie najniżej notowane obecnie ekipy z Premiership (Newcastle i Exeter). Natomiast Bath marzy się podwójna korona.

W Anglii rozegrano także zaległy mecz Championship pomiędzy Ampthill i Harpury University – padł wynik 32:36

W decydującą fazę wkroczyły rozgrywki Premiership Women, chyba najlepszej kobiecej ligi na świecie. W pierwszym półfinale mieliśmy londyńskie derby między Saracens i Harlequins – wygraną 32:24 odniosły w nich wyżej notowane po sezonie zasadniczym Saracens z Marlie Packer w składzie. Drugi półfinał był zarazem rewanżem za finał z poprzedniego sezonu – broniące tytułu i najlepsze w fazie zasadniczej Gloucester Hartpury grało z Bristol Bears, w których barwach wciąż uwagę przyciągała Ilona Maher. Amerykanka zdobyła jedno z przyłożeń swojej drużyny w tym meczu, który jednocześnie okazał się jej ostatnim w tych barwach – GLH wygrało 36:20.

Kobiece rozgrywki ligowe zaczęły się na półkuli południowej. W australijsko-wyspiarskiej lidze Super W na start mieliśmy rewanż za finał sprzed roku – mierzyły się ekipy Waratahs i Fijiana Drua. Fidżyjki odpłaciły się ekipie z Sydney za porażkę w decydującym spotkaniu poprzedniego sezonu i zwyciężyły 23:17, a na zdobycie pierwszego przyłożenia potrzebowały zaledwie 8 sekund gry (zdobyła je Vitalina Naikore, wracająca do rugby union po dwóch sezonach spędzonych w NRLW). W drugim spotkaniu Western Force zremisowało z Brumbies 29:29 – Force odrobiło w drugiej połowie straty i wyrównało wynik tuż przed końcową syreną dzięki przyłożeniu podwyższonemu z trudnej pozycji; Brumbies miały jeszcze szanse na zwycięstwo, ale chybiły z karnego. Oprócz tego pauzujące w tej kolejce Reds zmierzyły się z wyspiarską ekipą Penina Pasifika i wygrały 60:7. Penina, choć nie jest uwzględniana w punktacji, ma zagrać serię meczów z drużynami ze stawki podczas ich wolnych weekendów.

Także i w Nowej Zelandii do boju ruszyły kobiety – w ramach Super Rugby Aupiki. Tu obrończynie tytułu mistrzowskiego zaczęły rywalizację od zdecydowanego zwycięstwa – Blues pokonały Hurricanes Poua (na wyjeździe) aż 50:10. Swoją rękę przyłożyła do zwycięstwa Portia Woodman-Wickliffe, która zdobyła jedno z przyłożeń swojej drużyny. W drugim spotkaniu porażkę poniosły ubiegłoroczne finalistki – Chiefs Manawa uległy Matatū 25:31 (pomimo dwóch przyłożeń dla gości w wykonaniu Ruby Tui, na początek i na koniec spotkania).

A przy okazji trener Waratahs zaapelował, aby połączyć Super W i Super Rugby Aupiki.

Wciąż niespokojnie w Asia Rugby – po informacjach o poważnych nieprawidłowościach finansowych, problemach w Sri Lance, teraz komitet wykonawczy federacji zawiesił jej wiceprezydenta, Japończyka Kensuke Iwabuchiego. Umotywowano to ogólnie, koniecznością wszczęcia dochodzenia w związku z naruszeniem zasad wynikających z kodeksu postępowania organizacji – tymczasem jednak faktycznym powodem są prawdopodobnie próby zmian w zarządzaniu organizacją. Japończycy wezwali do wycofania tej decyzji i zwrócili się do WR o zbadanie działań regionalnej federacji. Iwabuchi jest także przewodniczącym JRFU oraz członkiem Rady World Rugby.

Przy okazji w Azji opublikowano szczątkowy kalendarz rozgrywek na najbliższy rok – baraż o awans do Asia Rugby Championship między Malezją a Sri Lanką ma odbyć się 19 kwietnia, a od 13 czerwca do 5 lipca główny turniej, w którym zagra zwycięzca barażu oraz Hongkong, Korea Południowa i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Ta rywalizacja stanowi element ścieżki awansu do Pucharu Świata w Australii. Z kolei od 15 do 25 maja odbędą się kobiece mistrzostwa kontynentu z udziałem trzech drużyn.

All Blacks i Springboks chcą przyćmić tegoroczną wyprawę British & Irish Lions do Australii i może dojść do aż czterech ich starć między sobą w 2026. Nowozelandczycy planują wyprawę do RPA i chcą rozegrać tam osiem spotkań – cztery z franczyzami URC, jedno z rezerwami Springboks i trzy z pierwszą reprezentacją. Południowoafrykański Rapport podał ostatnio, że niewykluczone jest też czwarte wielkie starcie, tym razem na innym końcu świata – w Londynie lub w Stanach Zjednoczonych (które jakże obrazowo dziennikarze portalu planetrugby.com określili jako Land of Fee).

Z wieści transferowych:

  • niespodzianka – 42-letni już Ma’a Nonu, który w ostatnich sezonach występował w amerykańskim San Diego Legion, podpisał kontrakt z Tulonem, gdzie pojawi się jako medical joker (umowa do końca sezonu). Dwukrotny mistrz świata wraca w ten sposób do klubu, w którym spędził kilka sezonów i jeśli wyjdzie na boisko, będzie najstarszym zawodnikiem w historii Top 14;
  • inny dwukrotny mistrz świata, Steven Kitshoff, ogłosił przejście na rugbową emeryturę. Powodem jest odniesiona w ubiegłym roku niebezpieczna kontuzja szyi i ryzyko jej powtórzenia;
  • trzy wielkie pożegnania z reprezentacją w Irlandii – po zakończeniu tegorocznego Pucharu Sześciu Narodów nie zobaczymy już w zielonych koszulkach trzech legend, Ciana Healy’ego, Petera O’Mahony’ego i Conora Murray’a;
  • Handré Pollard, od paru lat grający dla Leicester Tigers, ma w nowym sezonie wrócić do ojczyzny i zagra ćdla swojej dawnej drużyny, Bulls. Ponoć mógł przebierać w ofertach i swoją wagę miał nie tylko powrót na swoje śmieci, ale jeden z najwyższych kontraktów w historii rugby w RPA;
  • Waisea Nayacalevu, kapitan reprezentacji Fidżi, zanim w nowym sezonie trafi do Nicei, jako medical joker dołączy do walijskich Ospreys, odchodząc w ten sposób z Sale Sharks wcześniej niż planowano;
  • łącznik ataku reprezentacji Fidżi, Caleb Muntz, obecnie występujący w Fijian Drua, w kolejnym sezonie zagra dla francuskiego Provence;
  • podobno kontrakt z Exeter Chiefs (który ma zacząć wiązać po zakończeniu tegorocznego The Rugby Championship i trwać do końca kolejnego sezonu) podpisał Australijczyk Len Ikitau;
  • od nowego sezonu głównym trenerem Munsteru zostanie Nowozelandczyk Clayton McMillan, obecny szkoleniowiec Chiefs.

Mohamed Haouas zaliczył już trzeci wyrok skazujący – tym razem trzy miesiące za jazdę samochodem po pijaku. Prawdopodobnie kara będzie zamieniona na taką bez faktycznego ograniczenia wolności.

Polacy za granicą

Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia.

Francja:

  • Andrzej Charlat (Stade Niçois, Pro D2): rozegrał całe spotkanie przeciwko Montauban, przegrane 7:15. Nicea jest zdecydowanie ostatnia w lidze.

Zapowiedzi

W najbliższy weekend ponownie najwięcej naszej uwagi przyciągnie Kapsztad i drugi turniej serii Sevens Challenger z udziałem naszej kobiecej reprezentacji. Krajowe rugby także w wydaniu ligowym – planowany jest zaległy mecz Ekstraligi pomiędzy Rugby Białystok i Ogniwem Sopot oraz zaległy mecz II ligi pomiędzy rezerwami Budowlanych Lublin i RK Warszawa.

Na świecie głównym rugbowym wydarzeniem będzie starcie dwóch najlepszych obecnie ekip Europy – w czwartej kolejce Pucharu Sześciu Narodów zmierzą się Irlandczycy i Francuzi. Poza tym Szkocja gra z Walią, a Anglia z Włochami. Oprócz Pucharu na świecie m.in. mecz Rugby Europe Trophy męskiego pomiędzy Czechami i Luksemburgiem oraz kobiecego pomiędzy Niemcami i Belgią, a także czwarta kolejka Super Rugby Pacific.

Dodaj komentarz