Lekcja w Cardiff

Tylko dwa tygodnie zostały naszej reprezentacji do pierwszego meczu o punkty – w ten weekend pierwszy raz po zimie wyszła na boisko i doznała bolesnej porażki z kadrą U20 Walii. Na świecie skończyła się faza grupowa Champions Cup – show skradł Eben Etzebeth, ucząc Joe’go Marlera zachowania w rucku. Ponadto ogłoszono składy na Puchar Sześciu Narodów, a w Anglii ferment wzbudziła zapowiedź zakazu szarż powyżej pasa w amatorskim rugby.

Reprezentacja Polski

Cardiff Arms Park to miejsce, które zapisało się wielkimi zgłoskami w historii rugby. Reprezentacja Walii grała tam od 1884. To tu w 1973 Barbarians w słynnym meczu pokonali Nową Zelandię 23:11. To tu – piękny polski akcent – w 1997 rozegrano finał Pucharu Heinekena, którego najlepszym graczem został uznany Grzegorz Kacała. W piątek zagrała tu pierwszy raz w historii reprezentacja Polski w treningowym meczu z reprezentacją U20 Walii. I ten mecz raczej nie ma szans na wzmiankę w historii rugby w Cardiff. Walijczycy pokonali naszą reprezentację niezwykle wysoko, 78:12, przy czym sądząc po wyniku kiepska musiała być zwłaszcza druga połowa, podczas której straciliśmy 47 punktów. W sumie straciliśmy aż 13 przyłożeń odpowiadając dwoma, w wykonaniu Roberta Wójtowicza i Mateusza Plichty. Jednak takich spotkań, z przeciwnikami z wyższej półki, potrzebujemy jak najwięcej.

O samym meczu niewiele można napisać, bo transmisji nie było. Skład sprawiał wrażenie eksperymentalnej mieszanki młodych graczy z Wysp Brytyjskich na boisku z doświadczonymi zawodnikami z kraju (m.in. Mateusza Plichtę zobaczyliśmy w roli obrońcy). Polacy stanęli na przeciwko młodych graczy, ale praktycznie wszystkich z zawodowych franczyz URC (dodatkiem było kilku zawodników północnego RGC, funkcjonującego w Walii jednak właściwie jak piąty region). W naszej drużynie podobno widać było brak ogrania, sporo było niepotrzebnych błędów, rywale grali w nieosiągalnym dla nas tempie. Niestety, najbliższy mecz o punkty już za dwa tygodnie i dziś trochę późno na ogrywanie, nie wiem też, czy nie za późno na eksperymenty. Jednak wciąż jesteśmy amatorami i zebrać wszystkich na dwa czy trzy miesiące na pewno jest niemożliwe. Szkoda, że przegrana jest taka wysoka, ale chciałbym aby wynikło z niej coś dobrego. Zrozumienie, że trzeba zrobić kolejny krok w organizacji rugby. Że jeśli chcemy osiągnąć coś więcej, potrzebujemy zawodowstwa. Choćby w postaci drużyny występującej w Super Cup – a po kilku enigmatycznych wzmiankach o planach jej stworzenia sprzed pół roku, zapadła cisza.

Heineken Champions Cup

W ostatniej kolejce fazy grupowej już na starcie mieliśmy małą niespodziankę: w Leicester miejscowi Tigers ulegli walijskim Ospreys. Gospodarze długo w tym meczu byli na prowadzeniu w czym niemałą zasługę miał Handrè Pollard, zdobywca 16 punktów z kopów. Goście nie dali jednak rywalom nigdy odskoczyć na więcej niż 7 punktów. Na 20 minut przed końcem doprowadzili do remisu 20:20 i chociaż po dwóch karnych Pollarda Walijczycy przegrywali 6 punktami, zakończyli mecz przyłożeniem Jaca Morgana kilka minut po upływie regulaminowego czasu gry, a podwyższenie Owena Williamsa zapewniło im wygraną 27:26. W końcówce dominowali, a przed końcowym gwizdkiem sędzia dwukrotnie po TMO decydował o nieuznaniu ich przyłożeń (w obu przypadkach brakło kilku centymetrów). Świetna postawa Ospreys, którzy prezentują się w tym sezonie europejskich pucharów znacznie lepiej, niż ostatnio przyzwyczaiły nas walijskie ekipy. Dla Tigers to dla odmiany przerwanie serii zwycięstw w fazie grupowej.

Najciekawszym spotkaniem rundy znów było starcie z udziałem walczących o awans do kolejnej rundy Harlequins – podejmowali w Londynie naszpikowanych gwiazdami z Południowej Afryki i celujących w komplet grupowych zwycięstw Sharks. Kibice na Stoop zobaczyli sporo pięknej gry, szybkich akcji i aż 9 przyłożeń. Pierwsze trzy z nich padły po błyskawicznych przełamaniach linii obrony obu stron już w pierwszych 10 minutach – Lukhanyo Am już po kilkudziesięciu sekundach dał prowadzenie gościom, ale gospodarze odpowiedzieli dwoma przyłożeniami, z których pierwszym Danny Care uczcił swój 350. występ w barwach Quins. Po 20 minutach było już 21:8 dla gospodarzy, ale jeszcze przed końcem pierwszej połowy goście zmniejszyli stratę do dwóch punktów – po przyłożeniu Ebena Etzebetha było 24:22. Przyłożeniu wyjątkowym, bo Etzebeth wykorzystał rozluźnienie gąsienicowego rucka Harlequins, zobaczył, że Marler nie był prawidłowo związany ze swoim poprzednikiem (tylko przedramieniem) i po prostu złamał nieistniejącą już linię spalonego, podniósł piłkę sprzed nosa zaskoczonego Care’a i pobiegł na pole punktowe właściwie niezatrzymywany (https://twitter.com/i/status/1616796599451062272). Zresztą, to była jego taka druga już próba w tym meczu – wcześniej podnoszona w takiej sytuacji piłka wyślizgnęła mu się z rąk i sędzia podyktował młyn dla Harlequins. Kto wie, czyżbyśmy byli świadkami narodzin nowej broni do walki z „gąsienicami”? Ileż to takich nieprawidłowych wiązań widzimy w takich ruckach na co dzień… W drugiej połowie emocji było nieco mniej – gospodarze szybko odskoczyli po dwóch przyłożeniach, a goście odpowiedzieli dopiero w samej końcówce spotkania, zapewniając sobie ofensywny punkt bonusowy. Ostatecznie londyńczycy wygrali 39:29 po meczu, który był prawdziwą reklamą rugby.

Innym szlagierem miał być pojedynek niepokonanego dotąd Leinsteru z finalistami Pucharu sprzed roku, Racingiem 92, który pokonał Harlequins przed tygodniem i walczył o awans do fazy play-off. Tu w pierwszej połowie padły tylko dwa przyłożenia, a dublińczycy prowadzili 7:5. Po przerwie Francuzi wyszli na prowadzenia 10:7, ale potem na boisku istniała już tylko drużyna gospodarzy. W 52. minucie odzyskała przewagę, a im bliżej końca, tym łatwiej zdobywała punkty i ostatecznie wygrała 36:10, grzebiąc nadzieje paryżan na występ w 1/8 finału Heineken Champions Cup.

Inna irlandzka drużyna, Ulster, w swoim ostatnim meczu w fazie grupowej wygrała pierwszy raz, i dzięki temu zaledwie jednemu zwycięstwu (kolejny dowód na kuriozalność formatu tej fazy turnieju) zapewniła sobie awans do play-off. Po zaciętym meczu pokonała pewnych już awansu Sale Sharks, którzy stracili w ten sposób szansę na zapewnienie sobie przewagi własnego boiska w kolejnej fazie gier. W pierwszej połowie drużyny czterokrotnie zmieniały się na prowadzeniu, a Ulster do przerwy wygrywał dzięki jedynemu przyłożeniu w tej części gry 8:6. Wkrótce po przerwie Sharks wykorzystali osłabienie gospodarzy po żółtej kartce i dzięki przyłożeniu wyszli na prowadzenie, ale na kwadrans przed końcem sytuacja znów się odwróciła. Kolejnej zmiany prowadzącego już nie mieliśmy – w ostatnich minutach Ulster wykorzystał przewagę liczebną i zapewnił sobie zwycięstwo 22:11.

Klasykiem był pojedynek Tuluzy z Munsterem. Początek spotkania należał do Francuzów, którzy po kwadransie prowadzili 11:0. Munster zaczął odrabiać straty dopiero po koniec pierwszej części spotkania, a na początku drugiej po fantastycznej akcji zespołu zakończonej przyłożeniem Tadhga Beirne’a wyszedł na prowadzenie 13:11. Przegrał jednak mecz, a sporo kosztował go brak dyscypliny – do dotychczasowych dwóch karnych kolejne trzy dorzucił Melvyn Jaminet i Tuluza wygrała 20:16.

Poza tym:

  • Lyon bez większych problemów pokonał Bulls 31:7 (cztery przyłożenia, w tym między innymi takie: https://twitter.com/i/status/1616548409170882562 w wykonaniu Leo Berdeu, zdobywcy 16 punktów w tym meczu);
  • Exeter Chiefs pokonali Castres 40:3 (sześć przyłożeń Anglików, w tym aż dwa karne, ale przy tym niewykorzystane kilka minut gry z przewagą aż trzech zawodników; Francuzi przez większość meczu grali w czternastkę po czerwonej kartce z 36. minuty; Castres okazało się najsłabszą drużyną fazy grupowej Champions Cup – 0 zwycięstw i 0 punktów);
  • Stormers pokonali w Kapsztadzie francuskie Clermont 30:16 (do przerwy było 3:6, po przerwie natomiast wszystkie przyłożenia padły w ciągu kwadransa – gospodarze wygrali w nich 4:1, przy trzech wykorzystując liczebną przewagę po żółtej kartce Anthony’ego Belleau);
  • Bordeaux przegrało z Gloucesterem 17:26 (do przerwy Francuzi prowadzili 10:5 i to pomimo gry przez dobrych parę minut w trzynastkę, jeszcze na 25 minut przed końcem byli na prowadzeniu, ale to Gloucester ostatecznie wyszarpał zwycięstwo i awans dzięki serii karnych George’a Bartona i przyłożeniu George’a McGuigana);
  • Northampton Saints ulegli La Rochelle 13:31 (do przerwy przegrywali tylko 3:7, ale tuż przed końcem pierwszej połowy czerwoną kartkę zobaczył Fraser Dingwall – Anglicy dotrzymywali kroku obrońcom pucharu przez kwadrans drugiej połowie, ale potem roszelczycy zaczęli powiększać przewagę; na dodatek na koniec meczu czerwoną kartkę zobaczył drugi gracz angielskiej drużyny; a na domiar złego z kontuzją opuścił boisko Courtney Lawes, co stawia pod znakiem zapytania jego udział w Pucharze Sześciu Narodów);
  • sporo emocji w meczu Montpellier z London Irish, zakończonym remisem 21:21 (nieoczekiwanie to goście długo budowali przewagę, a gospodarze nie zdobywali punktów – na pół godziny przed końcem meczu było 0:21; dopiero wtedy przebudzili się gospodarze, którzy zaprezentowali niesamowity powrót do meczu – zdobyli trzy przyłożenia i odebrali zwycięstwo londyńczykom);
  • w ostatnim meczu weekendu Edynburg ograł Saracens 20:14 (po 10 minutach było 10:0, potem Andy Goode odpowiadał z karnych, a jego koledzy zbierali żółte kartki; na 10 minut przed końcem Szkoci prowadzili 20:9 i to oni zostali na boisku w czternastkę, ale londyńczycy zdołali zdobyć w końcówce tylko jedno przyłożenie).

Efekt: trzy drużyny niepokonane (Leinster, Tuluza, La Rochelle), tylko trzy spośród ośmiu drużyn z Francji w 1/8 finału (oprócz dwóch wymienionych awansowało Montpellier; zwłaszcza w Paryżu boleśnie odczuwają odpadnięcie Racingu 92, który zagra już tylko w Challenge Cup), odwrotnie z ekipami angielskimi – pięć awansowało, a trzy odpadły, natomiast wszystkie osiem ekip z URC przeszło dalej (po trzy irlandzkie i południowoafrykańskie oraz po jednej szkockiej i walijskiej).

Skład 1/8 finałów: Leinster – Ulster (irlandzkie derby, chyba najciekawiej zapowiadające się spotkanie), Exeter Chiefs – Montpellier, Sharks – Munster (niewygodna wyprawa dla Irlandczyków), Saracens – Ospreys (czy Walijczycy pokuszą się o kolejną niespodziankę?), Leicester Tigers – Edynburg, Stormers – Harlequins (wyjazd na południową półkulę czyni wyzwanie londyńczyków jeszcze większym), Tuluza – Bulls i La Rochelle – Gloucester.

European Rugby Challenge Cup

W European Rugby Challenge Cup najciekawiej zapowiadał się mecz Benettona Treviso ze Stade Français – i nie zawiódł, emocji w nim nie brakło. Początek meczu należał do Włochów, którzy po półgodzinie prowadzili 12:3. W pozostałych 10 minutach zdążyli jednak nie tylko stracić prowadzenie, ale i je odzyskać. Po przerwie karuzela trwała nadal – prowadziła raz jedna, raz druga drużyna. W 58. minucie kolejny raz przewagę zdobyli Włosi, ale tym razem nie oddali jej już do końca – choć zwycięstwo wcale im łatwo nie przyszło. Na 10 minut przed końcem wygrywali już tylko 35:32, ale paryżanie zamiast zniwelować reszty strat, zarobili dwie żółte kartki i grając w trzynastkę nie byli już w stanie zmienić wyniku meczu. Przegrali, choć zdobyli więcej przyłożeń (Léo Barré zawodził jednak z podwyższeń – trafił tylko jedno z czterech).

Bardzo ciekawie było też w spotkaniu Newcastle Falcons z Connachtem. Anglicy walczyli o pierwsze zwycięstwo i awans do fazy play-off. Po 20 minutach prowadzili już 21:0, ale wtedy Irlandczycy zaczęli odpowiadać. Trzykrotnie piłkę przykładał Finlay Bealham, ale choć Connacht dwukrotnie dzięki temu zmniejszył straty do siedmiu punktów, nie zdołał odebrać prowadzenia gospodarzom. Najbliżej remisu był po przyłożeniu na 28:26, które jednak odebrało im TMO. W końcówce gracze z Newcastle zdobyli piąte przyłożenie i ostatecznie wygrali 35:21, ale to było za mało – nieoczekiwana wygrana Brive nad Cardiff pozbawiła Falcons awansu.

Poza tym:

  • Bristol Bears wygrali 33:19 z Perpignan (po kwadransie gry przegrywali 0:7, ale w ciągu niewiele ponad 10 minut zdobyli cztery przyłożenia i ustawili mecz; dwa przyłożenia w tym spotkaniu zdobył Ellis Genge; i tak całkiem niezły wynik Francuzów jak na drugi skład);
  • Glasgow Warriors zremisowało z Bath 19:19 (choć w przyłożeniach wygrało 3:1);
  • Tulon bez problemów pokonał Zebre Parma 14:5 (warto obejrzeć przyłożenie, który zdobył Jiuta Wainiqolo: https://twitter.com/i/status/1616539194998034432);
  • Brive nieoczekiwanie pokonało Cardiff 37:24 i dzięki temu jedynemu zwycięstwu w rozgrywkach awansowało do play-off (już po pierwszej połowie prowadząc 17:3 i mając na koncie trzy przyłożenia; obrazek meczu – 50:22, a właściwie niemal 22:5 Rhysa Priestlanda: https://twitter.com/i/status/1616836014936580098);
  • Bajonna przegrała ze Scarlets 7:20 (Walijczycy zapewnili sobie pierwsze miejsce w swojej grupie jako jedyna drużyna z kompletem zwycięstw);
  • Dragons ulegli Lions 25:30 (z 5:3 po pięciu minutach zrobiło się 5:27 na koniec pierwszej połowy, w czym spory udział miał Jordan Hendrikse seryjnie punktujący z karnych; na początku drugiej połowy Hendrikse dorzucił szóstego karnego i było 5:30 – wtedy jednak Walijczycy zaczęli odrabiać straty i do odwrócenia wyniku brakło im niewiele);
  • a na koniec Cheetahs pokonali Pau 9:6 (do przerwy 3:3, potem 6:6, decydujący karny padł w ostatniej akcji meczu; Cheetahs uratowali w ten sposób dalszy udział w europejskich rozgrywkach, który dla nich jeszcze szczególnie ważny wobec braku alternatywy).

Przy okazji Bristol Bears ukarano odebraniem pięciu punktów i grzywną w wysokości 10 tys. euro za wystawienie do gry w dwóch pierwszych meczach zawodnika, który nie był uprawniony (został zgłoszony do rozgrywek, które wymagają co najmniej 3-miesięcznego związku z klubem – tymczasem Elliott Stooke, który trafił do Bristolu z rozwiązanych Wasps, przed upływem 3 miesięcy związał się z Montpellier). To jednak nie przeszkodziło bristolczykom w awansie (niezwykle cennym, skoro w lidze zajmują ostatnie miejsce).

Do 1/8 finału awansowały 3 spośród 6 francuskich drużyn (niepokonany Tulon, Stade Français i nieoczekiwanie Brive), jedna z trzech angielskich (Bristol Bears z kompletem zwycięstw mimo odjętych punktów), wszystkie trzy walijskie (w tym niepokonani Scarlets), obie ekipy ze Szkocji i Irlandii, jedna z dwóch ekip włoskich i wreszcie obie z Południowej Afryki.

Zestawienie 1/8 finału (do 12 drużyn z fazy grupowej Challenge Cup dołączyły 4 ekipy z Champions Cup, które w swoich grupach zajęły 9 i 10 miejsca): Tulon – Cheetahs, Scarlets – Brive, Benetton – Connacht, Glasgow Warriors – Dragons, Stade Français – Lyon (chyba najciekawsze spotkanie), Lions – Racing 92 (daleka wyprawa paryżan), Bristol Bears – Clermont, Cardiff – Sale Sharks.

World Rugby Sevens Series

W nowozelandzkim Hamiltonie odbyły się kolejne turnieje tegorocznego cyklu World Rugby Sevens Series. Trafiły do Nowej Zelandii po długiej covidowej przerwie i zapewne długo tam nie wrócą – w zmienionym od przyszłego roku formacie zmniejszona będzie liczba turniejów i dla Hamiltonu podobno braknie w kalendarzu miejsca.

Mecze zaczęły się w piątek i wtedy w pierwszych spotkaniach grupowych wysokie porażki z Nową Zelandią poniosły obie ekipy zaproszone: Papua-Nowa Gwinea wśród kobiet (58:0, 10 przyłożeń Black Ferns, w tym 3 Stacey Fluher – i nie przeszkodził w tym brak Portii Woodman na boisku) i Tonga wśród mężczyzn (45:0).

Jednak to własnie Tongijczycy sprawili chyba jedyną niespodziankę w fazie grupowej męskiego turnieju, pokonując Brytyjczyków 26:21 po fantastycznej drugiej połowie, którą wygrali 26:21 (decydujące przyłożenie zdobyli w doliczonym czasie gry). No, mniej przyjemną niespodziankę sprawiła Samoa, która pierwszy raz w sezonie nie awansowała do ćwierćfinału – ale w grupie rywalami byli Fidżyjczycy i Francuzi i jedna z tych świetnych drużyn musiała na tym etapie odpaść. Potem Samoańczycy pewnie wygrali rywalizację o dziewiąte miejsce, a Tongijczycy zajęli niezłe, 11. miejsce (razem z pokonanymi przez siebie wcześniej Brytyjczykami).

Prawdziwa gra zaczęła się od ćwierćfinałów. Na tym etapie odpadli Blitzboks, pokonani przez Francję 17:22, mistrzowie z poprzedniego sezonu Australijczycy, którzy ulegli Amerykanom 14:28, a także mistrzowie olimpijscy z Fidżi, którzy przegrali z Argentyną 10:19. Argentyńczycy nie dość, że pierwszy raz w tym sezonie przeszli przez ćwierćfinał, to osiągnęli znacznie więcej: wygrali cały turniej, po zwycięstwach w półfinale nad Stanami Zjednoczonymi (24:14) i w finale nad Nową Zelandią 14:12 (do przerwy przegrywali 0:12, po przerwie zdobyli dwa przyłożenia z podwyższeniami na wagę świetnego zwycięstwa). Trzecie miejsce zajęli Amerykanie, którzy zaledwie jednym punktem wygrali z Francją.

W klasyfikacji generalnej męskiego cyklu ciasno – pierwsze sześć drużyn dzielą tylko dwupunktowe odstępy. Na czele Nowa Zelandia przed Stanami Zjednoczonymi i Argentyną. Prowadząca przed tym turniejem Samoa spadła na piątą lokatę.

W kobiecej rywalizacji w ćwierćfinałach cała seria wysokich zwycięstw: Irlandki wygrały z Francuzkami siedemnastoma punktami, Amerykanki z Fidżyjkami – 20, a zwycięstwa Australii nad Wielką Brytanią i Nowej Zelandii nad Japonią były prawdziwymi pogromami. Nowozelandki kontynuowały zresztą świetny marsz i w półfinale pokonały Irlandię aż 32:0, a w finale Stany Zjednoczone 33:7. Gwiazdą ich drużyny była Michaela Blyde, która w turnieju zdobyła 10 przyłożeń, z czego trzy w meczu decydującym o złocie. Trzecie miejsce przypadło Australijkom, które w półfinale minimalnie uległy Amerykankom (zacięty mecz, bez ani jednego punktu w drugiej połowie), ale w meczu o brąz wyraźnie wygrały z Irlandią 33:17.

Warto zwrócić uwagę na świetny występ Japonek, które nie tylko pierwszy raz awansowały do ćwierćfinału eliminując w fazie grupowej Kanadę, ale do tego w półfinale zmagań o piąte miejsce wygrały z Francuzkami 19:12 i ostatecznie zajęły szóste miejsce w turnieju.

W klasyfikacji ogólnej cyklu kobiet zmiana na pierwszych dwóch miejscach: Nowozelandki zastąpiły na czele Australijki dzięki drugiemu zwycięstwu z rzędu. Trzecie są Amerykanki, a czwarte – co dla nas najważniejsze – wciąż Irlandki (za ich plecami są Francuzki i Brytyjki, a Fidżyjki tracą już 12 punktów – żadna inna drużyna już nie włączy się w walkę o czołową czwórkę, więc jest szansa, że Polki w Krakowie będą miały nieco łatwiej w walce o igrzyska w Paryżu).

Z kraju

W wieku 77 lat zmarł Kazimierz Olejniczak, 42-krotny reprezentant Polski, w latach 70. XX w. 4-krotny mistrz Polski z Polonią Poznań.

Ze świata

Polska reprezentacja uległa Walii U20 12:78. Myślę, że jeszcze bardziej bolesny był dla naszych najbliższych przeciwników, Rumunów, wynik meczu Włochy A – Rumunia A (a więc pomiędzy rezerwami obu reprezentacji, dla odmiany transmitowany). Włosi wygrali go aż 66:3. Rumuni zaczęli od prowadzenia 3:0, ale jeszcze w pierwszej połowie stracili cztery przyłożenia, a w drugiej – kolejne 40 punktów. Rumuni wskazują na problem podobny jak u nas: Włosi grali i trenowali zimą, a Rumuni w tym czasie rdzewieli. W sierpniu, przed Pucharem Świata, mają zmierzyć się pierwsze drużyny z tych krajów.

W angielskiej Championship świetną passę kontynuuje Caldy – piąty mecz wygrany w sezonie, z czego trzeci z rzędu, tym razem 29:17 na wyjeździe z Nottinghamem, którego Caldy przeskoczyło w tabeli awansując na ósme miejsce. Wygrywały też ekipy zdecydowanie prowadzące w lidze: Ealing Trailfinders pokonali Hartpury University 26:13, a Jersey Reds pokonali London Scottish. Ich zwycięstwo nad najsłabszą drużyną ligi nie przyszło jednak łatwo, wygrali tylko 24:22.

W piątej kolejce Japan Rugby League One bez niespodzianek – czołowe drużyny nadal wygrywają. Na czele tabeli wciąż z kompletem zwycięstw obrońcy tytułu mistrzowskiego, Saitama Wild Knights – tym razem wygrali 38:17 z BlackRams Tokyo (jedno z przyłożeń zdobył dla zwycięzców Marika Koroibete, a asystował mu świetnie debiutujący w lidze Tomoki Usada, ściągnięty z Waseda University, gdzie był kapitanem drużyny). Zajmujący drugie miejsce Kubota Spears pokonali Kobelco Kobe Steelers 25:21 (zacięty mecz, ale sporo w nim było błędów), a trzeci Tokyo Sungoliath wygrali aż 51:10 z Hanazono Kintetsu Liners (wciąż komplet porażek i ostatnie miejsce tej drużyny; aż cztery przyłożenia zdobył obrońca Seiya Ozaki). Pierwszy raz porażki udało się nie doznać ekipie Shizuoka Blue Revs, która zremisowała z rewelacyjnym beniaminkiem Mitsubishi Sagamihara Dynaboars 27:27 (Dynaboars w ostatniej akcji doprowadzili przyłożeniem do remisu, a od zwycięstwa oddzieliło ich tylko pudło z podwyższenia, zresztą z łatwej pozycji). Poza tym Yokohama Canon Eagles pokonali Green Rockets Tokatsu 36:12 (graczem meczu był Amanaki Lelei Mafi, który w pierwszej połowie zdobył hat-trick przyłożeń; punktował też Faf de Klerk), a Toshiba Brave Lupus Tokyo wygrali z Toyota Verblitz 63:25 (kiepski sezon ekipy spod znaku Toyoty, dotąd odniosła tylko jedno zwycięstwo, tym razem nie pomogły jej trzy przyłożenia Taichi Takahashiego).

Do Pucharu Sześciu Narodów dwa tygodnie, sporo na pewno będzie do poczytania o poszczególnych ekipach tej imprezy w skarbie kibica tradycyjnie przygotowywanym pod nadzorem Tomasza Płosy, ale już teraz trenerzy reprezentacji zbierają składy i tematu pominąć nie można:

  • jako pierwszy karty odsłonił nowy trener Anglii Steve Borthwick. W składzie znalazło się pięciu debiutantów, wśród nich młody Fin Smith, a także błyszczący ostatnio na boiskach Cadan Murley. Do kadry wracają pomijani przez Eddiego Jonesa doświadczeni Ben Earl i Elliot Daly, nie ma za to jednego z faworytów poprzedniego selekcjonera, Billy’ego Vunipoli (jego miejsce zajmie pewnie Alex Dombrandt), brak też Jonny’ego May’a czy kontuzjowanego George’a Forda. Zmiany jednak nie są rewolucyjne. Kapitanem wyznaczono Owena Farrella. Wrócić po kontuzji miał Courtney Lawes, ale nie wiadomo czy kolejny uraz z tego weekendu ostatecznie go nie wyeliminuje. Borthwick może cieszyć się z faktu, że czerwona kartka Henry’ego Slade’a z meczu pucharowego sprzed tygodnia nie pociągnęła za sobą żadnej dyskwalifikacji (tym razem słusznie);
  • Warren Gatland też ogłosił skład świeżo po objęciu nowej funkcji. Jest w nim aż siódemka możliwych debiutantów i spora grupa innych młodych graczy (z Rio Dyerem i Christem Tshiunzą na czele), ale są też wieloletnie podpory kadry takie jak Alun Wyn Jones, Dan Biggar czy Justin Tipuric. Wraca m.in. Aaron Wainwright, z kolei z powodu kontuzji nie ma Wyna Jonesa czy Liama Williamsa. Nowym kapitanem reprezentacji został Ken Owens, który niedawno wrócił do gry po ciężkiej kontuzji;
  • dla odmiany dobrze już zakorzeniony w kadrze Szkocji Gregor Townsend (jednak kto wie, czy nie ostatni raz na tym stanowisku – mówi się o planach dołączenia przezeń do sztabu Francji czy objęciu Leicester Tigers) zaskoczył dwoma nazwiskami – szansę na debiut w reprezentacji tego kraju dostaną Ben Healy, który grał dla młodzieżówki Irlandii i ostatnio ogłosił przejście z Munsteru do Edynburga, oraz Ruaridh McConnochie, który był z reprezentacją Anglii na ostatnim Pucharze Świata (to kolejny gracz, którego Szkoci ściągnęli dzięki birthright transfer – w zeszłym roku był Jack Dempsey). Potencjalnych debiutantów w sumie jest tylko czterech. Ponadto po przerwach wracają Sean Maitland i Huw Jones, a kapitanem będzie Jamie Ritchie. Brakuje kontuzjowanego ostatnio Darcy’ego Grahama;
  • bardzo młody skład mają Włochy Kierana Crowley’a – z zaledwie jednym graczem z liczbą występów w kadrze przekraczającą 50 (Tommaso Allan). Potencjalnych debiutantów jest jednak tylko czterech (z błyszczącym ostatnio w U20 Lucą Rizzolim na czele). Jest oczywiście wschodząca gwiazda światowego rugby Ange Capuozzo. Brakuje kontuzjowanego Paola Garbisiego (jest za to jego młodszy brat Alessandro) i Monty’ego Ioane. Kapitanem będzie Michele Lamaro;
  • Fabien Galthié nie przestaje odświeżać kadry Francji – na Puchar Sześciu Narodów powołał aż ośmiu graczy, którzy jeszcze nie poznali smaku gry w reprezentacji kraju. Wśród nich jest dwóch nastolatków (m.in. Emilien Gailleton, który w tym sezonie Top 14 zdobył już 7 przyłożeń). Debiutantem jest też jedyny gracz, który w lidze zdobył więcej przyłożeń od Gailletona – Ethan Dumortier. Jest sporo kontuzjowanych nieobecnych, ale np. Galthié liczy na to, że Damian Penaud wróci do gry na początek lutego, po kontuzji wraca też Paul Willemse. Kapitanem pozostaje gwiazda drużyny, Antoine Dupont;
  • w inną stronę poszedł trener innej znakomicie radzącej sobie w ostatnim czasie drużyny, prowadzący Irlandię Andy Farrell. Ten postawił na zaledwie jednego debiutanta, a powołał niezwykle doświadczony skład, znający smak sukcesów – pod wodzą Johnny’ego Sextona, z Tadhgiem Furlongiem, Cianem Healy’m czy Conorem Murray’em. Uznania w oczach trenera nie znalazł tym razem Joey Carbery.

Z ciekawostek: portal planetrugby.com zaproponował najlepszą piętnastkę spośród wyeliminowanych przez kontuzje, naszpikowaną gwiazdami: https://www.planetrugby.com/news/six-nations-a-star-studded-xv-whose-tournament-hopes-have-been-hampered-by-injury. Z kolei portal americasrugbynews.com sporządził tradycyjne już zestawienie zawodników poszczególnych drużyn urodzonych poza krajami, które reprezentują – tradycyjnie najgorzej wypadła w tym zestawieniu Szkocja (aż 21 graczy „importowanych”), a najlepiej Francja, choć z tą w tym roku zrównała się Anglia (po 4 graczy urodzonych poza granicami kraju). Pełna lista: https://www.americasrugbynews.com/2023/01/19/foreign-born-produced-trained-players-in-2023-six-nations/ (oczywiście, to poniekąd uproszczenie, są tam przypadki, w których nikt nie wątpi w zgodność tożsamości graczy z reprezentowanymi przez nich barwami).

Ciąg dalszych karuzeli trenerskiej przed Pucharem Świata – po zmianach selekcjonerów w Anglii i Walii, kolejny mamy w Australii. Choć wiązano Eddiego Jonesa z kadrą tego kraju, mało kto spodziewał się zmiany przed najważniejszą imprezą rugbowego świata. Tymczasem Australijczycy zwolnili Dave’a Renniego (który ostatnio rozglądał się za pracą w Japonii) i dali pięcioletni kontrakt Jonesowi, który prowadził już ich kadrę w latach 2001–2005. To nie tylko najbliższy Puchar Świata, to także wizyta British & Irish Lions w Australii w 2025 i kolejny Puchar Świata, który będzie tam miał miejsce. Nie wszyscy są z tego zadowoleni. Sonny Bill Williams narzeka na ogromne zarobki Jonesa (podobno 4,5 mln dolarów), podczas gdy federacja finansowo nie kwitnie. Są też tacy, którzy widzą w tym kolejną igłę wbitą przez australijską federację Nowozelandczykom. Tym bardziej, że Rennie miał zostać zaskoczony decyzją o swoim zwolnieniu. Sam Jones z kolei zapowiada pół żartem pół serio, że weźmie rewanż na Anglikach, którzy go zwolnili, w ćwierćfinale Pucharu Świata. Pomóc mu ma w tym zapowiadane namówienie do zmiany kodu gwiazd NRL. A Anglicy krytykują RFU, że pozwoliło na to, aby Jones zaraz po zwolnieniu został trenerem jednego z głównych rywali Anglii. Krytykują też Jonesa, który ponoć dogadał się z Hamishem McLennanem ponad rok temu i jego zwolnienie tylko przyspieszyło realizację tej umowy…

Swoją drogą, bardzo spodobał mi się komentarz Roberta Kitsona na łamach Guardiana na temat ostatnich zawirowań na trenerskich szczytach: Mówiono, że przygotowania do Pucharu Świata w 2023 to proces stopniowy. Lubiono go przedstawiać jako żmudny, czteroletni projekt, w którym stopniowo osiąga się kolejne cele. A teraz wszyscy wpadli w panikę.

Brytyjska parlamentarna komisja DCMS (Zasobów Cyfrowych, Kultury, Mediów i Sportu) przedstawiła raport o stanie zawodowego rugby w Anglii. Zawiera on bardzo dotkliwą krytykę RFU i PRL (spółki zarządzającej ligą) za brak nadzoru tych organizacji nad finansami klubów i akceptację kompletnie nieprzemyślanych decyzji (jak przeniesienie Wasps do Coventry). Krytykuje też ich szefów za nadmierny optymizm dotyczący finansowych perspektyw zawodowego rugby w Anglii. Według autorów dokumentu skandalem jest to, że aby pojawiły się poważne plany uzdrowienia finansowego ligi, musiało dojść do tak dramatycznych wydarzeń jak upadek dwóch klubów. Na dodatek powodzenie tych planów jest wątpliwe, bo źródłem problemu jest ciągłe zadłużanie się klubów ponad miarę, a tu końca nie widać. RFU i PRL wydały oświadczenie, w którym bronią się wskazując na niezależność finansową klubów i zapowiadając powołanie panelu monitorującego ich finanse (w jego ramach ma być przeprowadzony niezależny audyt w klubach), ale po pierwsze, trochę późno za to się zabrali, a po drugie – trudno dziś uwierzyć, że to coś zmieni. A poważnej rozmowy o zmianach w fundamentach zawodowego rugby w Anglii jakoś nie widać.

W rugby amatorskim w Anglii rewolucja: RFU zapowiedziało wprowadzenie od nowego sezonu zakazu szarżowania powyżej pasa (podobnie jak w niższych ligach we Francji). Będzie obowiązywać od trzeciego poziomu ligowego wśród mężczyzn oraz drugiego wśród kobiet. Statystyki z Francji wskazują, że krok taki zwiększa bezpieczeństwo zawodników, a jednocześnie poprawia płynność i widowiskowość gry. Kto wie, być może to przyszłość rugby, choć nie wszyscy uważają, że to naprawdę coś zmieni w kwestii urazów głowy – m.in. Michael Aylwin, który przy okazji wskazuje, że zaostrzenie karania uderzeń barkiem czy ramieniem w głowę nie zaowocowało zmianami statystyk dotyczących wstrząsów mózgu. Zmiana budzi ogromne kontrowersje, dużą popularność zdobyła internetowa petycja z żądaniem cofnięcia zmian, a głos przeciwko zabierają też niektóre gwiazdy rugby.

The Telegraph opublikował listę 30 najlepszych rugbystów w Wielkiej Brytanii w 2022. Zwycięzcą rankingu został Freddie Steward, a pozostałe miejsca na podium zajęli Ellis Genge i Julian Montoya. W pierwszej dziesiątce mamy pięciu Anglików, po dwóch Argentyńczyków (oprócz Montoyi jest na piątym miejscu Emiliano Boffelli) i Szkotów (Darcy Graham tuż za podium i Duhan van der Merwe) oraz jednego Walijczyka (Louis Rees-Zammit). Siedmiu graczy z Premiership i trzech z URC (wszyscy z Edynburga). Na całej liście jest zaledwie dwóch graczy z walijskich franczyz URC. Owen Farrell jest dopiero na 16. miejscu, Marcus Smith na 20.

Żeńska drużyna Worcester Warriors, która ostatnio została skreślona z listy uczestników Premier 15s na kolejny sezon, ma uniezależnić się od męskiej drużyny i wyjść z klubu-bankruta. Drużyna znalazła inwestora, który ma zabezpieczyć jej byt na co najmniej 10 lat. W Worcestrze liczą teraz na to, że RFU zmieni zdanie i pozwoli grać ekipie za rok na najwyższym poziomie kobiecych rozgrywek.

Wkrótce ruszy w Południowej Afryce Currie Cup. Na drugim poziomie tych rozgrywek mieliśmy w ubiegłym roku oprócz południowoafrykańksich także ekipy z Zimbabwe (Goshawks), Kenii (Simbas) i Gruzji (Black Lion). W tym roku powróci tych rozgrywek po pięciu latach przerwy namibijska drużyna Welwitschias. Ponownie mają też zagrać Goshawks i Simbas, natomiast z Europy mają się pojawić Tel-Aviv Heat (poniekąd z większością zawodników z Południowej Afryki) i Diables Barcelona. Nie ma informacji o powrocie Black Lion – czyżby długoterminowa umowa Gruzinów z SARU jednak miała skończyć się na tylko jednym sezonie (cóż, Black Lion stawiając na Super Cup oddali w nim kilka meczów walkowerem)?

Rozstrzygają się losy stadionu Newlands w Kapsztadzie – dawne centrum rugby w Zachodniej Prowincji Przylądkowej zostało opuszczone kilka lat temu na rzecz Cape Town Stadium. Obiekt miał zostać sprzedany, a dochód ze sprzedaży poratować mocno nadwątlone fundusze tamtejszej federacji. Tymczasem pojawiły się głosy w obronie stadionu, powołujące się na jego historyczną wartość (głównym orędownikiem był były kapitan Springboks, Wynand Claassen). W tym tygodniu federacja prowincjonalna ogłosiła, że podtrzymuje decyzję o jego sprzedaży. Decyzja komisji decydującej o wpisie na listę dziedzictwa ma być podjęta w lutym. Federację wspierają głowy wskazujące, że Newlands w epoce apartheidu był miejscem wykluczenia czarnej ludności Afryki Południowej.

Blisko stukrotny reprezentant Australii, Kurtley Beale, został aresztowany przez australijską policję i oskarżony o napaść seksualną. Waratahs i australijska federacja poinformowały o zawieszeniu zawodnika. Incydent miał mieć miejsce w połowie grudnia, zawodnik wszystkiemu zaprzecza, a póki co, choć zwolniony do domu, nie może opuszczać Australii.

Z wieści transferowych:

  • kolejny trzyletni kontrakt wielkiego gracza w Japonii – po Pucharze Świata wróci do tego kraju (bo przecież już tam grał) Brodie Retallick i będzie grać dla Kobelco Kobe Steelers. Tam pewnie się spotka ze swoim rodakiem, Dave’m Renniem, który ma zostać trenerem drużyny. Ten transfer oznacza koniec pięknej reprezentacyjnej kariery najlepszego rugbysty świata roku 2014;
  • inny niezwykle ciekawy transfer to odejście byłego reprezentanta Anglii, Billy’ego Twelvetreesa, z Gloucesteru do drugoligowych Ealing Trailfinders;
  • coraz mniej ciekawie wygląda przyszłość Exeter Chiefs – po sezonie odejdzie kolejna podpora tego klubu, Joe Simmonds, który ma grać we francuskim Pau;
  • reprezentant Japonii Tevita Tatafu przenosi się z Sungoliath do francuskiego Bordeaux;
  • były reprezentant Anglii Freddie Burns odchodzi z Leicester Tigers do nowozelandzkich Highlanders;
  • w Top 14 zmiana trenera w kiepsko radzącym sobie Clermont – zwolniony został Nowozelandczyk Jono Gibbes, a jego miejsce ma zająć Christophe Urios (do niedawna w Bordeaux, gdzie stracił pracę jesienią). Kontrakt ma obowiązywać do 2025;
  • dwie ciekawe plotki: mówi się, że pominięty w powołaniach do reprezentacji Anglii Billy Vunipola może odejść z Saracens do Francji lub Japonii, z kolei młody łącznik ataku Stormers, Mannie Libbok, wiązany jest z Racingiem 92, gdzie miałby zastąpić Finna Russella;
  • i na koniec ciekawostka: w Barcelonie ma zagrać rugbysta z Iranu, Ali Yaghoti.

Swoją drogą, wciąż nie są podpisane umowy walijskiej federacji z tamtejszymi zawodowymi klubami na kolejny okres finansowania, więc wciąż zawodnicy czekają na kontrakty. Rugby Paper wieszczy z tego powodu eksodus walijskich zawodników za granice kraju – ostatnio mówi się o wyjeździe Josha Adamsa do Francji.

Polacy za granicą

Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia:

Anglia:

  • Ethan Sikorski (North Walsham, National League 2 West): cały mecz przeciwko Guernsey, wygrany 20:12. To czwarte zwycięstwo jego drużyny w tym sezonie, ale miejsce w lidze wciąż przedostatnie ze stratą 5 punktów do kolejnej ekipy;
  • Ross Cooke (Tynedale, National League 2 North): wszedł na ostatnie 10 minut meczu z Rotherham Titans, wygranego 24:10. Jego drużyna zajmuje miejsce w środku ligowej stawki – siódme;
  • Craig Bachurzewski (Alnwick, Regional 1 North West): w podstawowym składzie w meczu z Sandal, przegranym 12:13. Jego drużyna pozostała na drugim miejscu w lidze.

Francja:

  • Andrzej Charlat (Nevers, Pro D2): cały mecz przeciwko liderom ligi, Oyonnax, przegrany 12:21. W tabeli Nevers spadło o dwa miejsca, na dwunaste;
  • Mateusz Bartoszek (Bassin d’Arcachon, Nationale 2, grupa 2): wszedł na boisko na ostatnie pół godziny w spotkaniu z Anglet, wygranym 19:15. RCBA jest na przedostatnim, jedenastym miejscu w grupie;
  • Quentin Cieslinski (Lavaur, Fédérale 1, grupa 3): zaczął mecz na ławce rezerwowych, ale wszedł na boisku po zaledwie 10 minutach, a w drugiej połowie zaliczył przyłożenie. Jego drużyna przegrała jednak z Pamiers 8:41 i jest przedostatnia w swojej grupie;
  • Jędrzej Nowicki (Pontarlier, Fédérale 2, grupa 1): w gronie rezerwowych zaczął mecz z Nantuą, przegrany 20:28. CAP jest obecnie na siódmym miejscu w lidze.

Szkocja:

  • Daniel Tomanek (Stirling County, National League Division 1): w podstawowym składzie w meczu z Dundee, przegranym 15:37. Jego drużyna spadła na dziesiąte miejsce w lidze.

Walia:

  • Jakub Małecki (Ebbw Vale, Premership): na ławce rezerwowych zaczął mecz przeciwko RGC, przegrany 14:26. Ebbw Vale zajmuje czwarte miejsce w lidze.

Zapowiedzi

Ostatni weekend stycznia to powrót grania w najsilniejszych ligach europejskich, choć kluby grać będą bez reprezentantów powołanych na Puchar Sześciu Narodów. W szesnastej kolejce Top 14 najciekawiej zapowiadają się mecze La Rochelle z Racingiem 92 i Tuluzy z Montpellier. W także szesnastej kolejce Premiership ciekawie może być w meczu Gloucesteru z Exeter Chiefs czy w derbach Londynu między Irish i Harlequins. W trzynastej rundzie United Rugby Championship najbardziej interesująco może być w starciach Benettona z Munsterem oraz Ulsteru ze Stormers.

Siódemkowy cyrk World Rugby Sevens Series pozostaje na drugim końcu świata – z Nowej Zelandii przenosi się na drugą stronę Morza Tasmańskiego, do Sydney.

9 komentarzy do “Lekcja w Cardiff”

  1. Lekcja surowa ale potrzebna. Słabo ze wzmocnieniami z wyższych lig angielskich i francuskich.
    Wiadomo coś w tym temacie? Oczywiście nie przed meczem z Rumunią.
    Co się dzieje z M. Haznarem, E. Krawieckim, A. Nowickim, A. Charlatem?
    Rezygnacje z kadry?
    Pozdrawiam

    Odpowiedz
    • O Haznarze słuch zaginął. A. Nowicki ostatnio coś mało gra w klubie, może kontuzje? Gdzieś tam obiło mi się też o uszy, że w przypadku zawodowców trzeba ubezpieczeń, które są problemem…

      Odpowiedz
      • To może narodowa zrzutka na ubezpieczenia? Czyli awans ze względów sportowych zasłużony, ale organizacyjnie już chyba nie? Chyba jednak za szybko.

        Odpowiedz
        • Od razu dopowiem, że nie wiem, czy moje „obiło się o uszy” było na 100% pewne. Myślę, że trzeba lekcje zbierać i grać z lepszymi, mam też nadzieję, że sam awans stanowi impuls do zmian w sposobie myślenia i organizacji.

          Ps. Choć dobrze byłoby nie przegrywać meczu za meczem 70 punktami, bo to kiepsko będzie wyglądać w rozmowach ze sponsorami 🙂

          Odpowiedz
      • Haznar chyba traktował Polskę jako krok na drodze do zawodowstwa we Francji (paszport UE dużo rzeczy ułatwia). Jak nie wyszło to wrócił do siebie. Chciałbym się mylić, ale tak to wygląda. Podobno teraz nawet nie gra.
        Problemem nie są ubezpieczenia a fakt, że kluby we Francji nie chcą puszczać zawodników, nawet w okienkach międzynarodowych. Zabronić nie mogą, więc zwykle wygląda to tak, że jak zawodnik chce jechać na kadrę to słyszy: „ok, ale w przyszłym sezonie nie skorzystamy z Twoich usług”.

        Odpowiedz
    • Ja nie bardzo widzę sens ściągania dodatkowych wzmocnień. Gra w Championship powinna być dla nas impulsem rozwojowym. Zawodnicy będą musieli zmierzyć się na boisku z drużynami, które na boisku są od nas dużo lepiej zorganizowane, grają szybciej, a ich zawodnicy są lepsi motorycznie i pod względem umiejętności indywidualnych. Chłopaków mamy ambitnych, więc nie wątpię, że będzie to dla nich motywacja do jeszcze cięższej pracy. Poza boiskiem myślę, że będzie to również impuls do zmian w PZR i polskim rugby. Musimy poprawić organizację, wprowadzić rozwiązania systemowe i zająć się na poważnie systemem szkolenia młodzieży w klubach.

      Odpowiedz
  2. W kwestii meczu z Walią.
    Pozytywy:
    Bardzo dobrze zagrał w stałych fragmentach nasz młyn. Chłopaki naprawdę dawali radę. Szczególna pochwała dla pierwszej linii (Wiśniewski, Mohyła i Gąska), która dawała radę z zawodowcami z Walii i Michał Krużyckiego w drugiej za dobrą robotę w aucie.

    Negatywy:
    Słaba gra w defensywie. Chyba pierwszy raz nasi zawodnicy grali z tak zorganizowaną i szybko grającą drużyną. Tempo jakie narzucali w ataku szybko robiło przewagę i kończyło się punktami.
    Generalnie nie radziliśmy sobie z kontrami po stracie piłki. 5 przyłożeń straciliśmy po kopach z karnych które nie doleciały za linie autową… Błyskawiczna kontra Walijczyków, zawahanie/zaspanie naszego ataku w obronie i kończyło się przyłożeniem.

    Odpowiedz

Skomentuj Grzegorz B Anuluj pisanie odpowiedzi