Ntamack łamie serca

Za nami pasjonujący finał francuskiej Top 14, rozstrzygnięty w ostatnich sekundach. Cieszy fakt zagrania przez naszą reprezentację towarzyskiego pojedynku z drużyną gruzińskiej ligi Didi 10. Mniej cieszy siódme miejsce reprezentacji seniorów rugby 7 w turnieju drugiego poziomu Rugby Europe Sevens. Poza tym Posnania zdobyła Puchar Polski w rugby 7, Juvenia Kraków złote medale w kategorii U16, Hongkong mistrzostwo Azji, a w Stanach zdarzył się mecz z pięcioma czerwonymi kartkami. Sporo też się dzieje poza boiskami.

Reprezentacja Polski

W sobotni wieczór na powrót na boisku zobaczyliśmy reprezentację Polski, aczkolwiek w mocno eksperymentalnym składzie. Zwracała uwagę obecność w Bercho Bothy ze Skry Warszawa (mocno zaskakująca – w końcu nie grał od jesieni), Arseniego Pastuchowa z Juvenii Kraków czy młodziutkiego Mateusza Kolasa z Lechii Gdańsk, a także nowe nazwiska z lig zagranicznych (20-letni środkowy z Provence Espoirs Nicolas Saborit, 21-letni zdaje się rwacz z Sale FC z National One Jordan Tebbatt oraz filar Jakub Wojtkowicz z czwartoligowego irlandzkiego Sligo RFC). Na przeciwko stanęła ekipa gruzińskiej ligi – Didi 10 XV, której selekcjonerami byli trenerzy dwóch finalistów ligi i w której większość składu stanowili gracze tych drużyn (jednak wbrew zapowiedziom w tekście na stronie PZR, żaden z graczy tej drużyny raczej nie miał szans na załapanie się do kadry na Puchar Świata). Dotąd w reprezentacji Gruzji grało spośród nich tylko czterech, z czego jeden więcej niż epizodycznie; trudno ich nazwać też rozwojowymi (młodzież właśnie pojechała do Południowej Afryki, a niektórzy z naszych rywali grali w kadrze U20, ale dobrych kilka lat temu). Bodaj dwóch czy trzech grało w Black Lion i nie był to żaden z kilkunastu, których powołano do składu treningowego reprezentacji.

Niezależnie od poziomu, po Gruzinach można było oczekiwać przewagi w młynach i maulach i to potwierdziło się już po trzech minutach gry, gdy właśnie po maulu wyszli na prowadzenie 7:0. A chwilę potem pokazali swoją zdecydowaną przewagę także w i młynie. Na domiar złego żółtą kartkę za zbicie piłki zobaczył Robert Wójtowicz. Na szczęście kolejny maul nie doszedł do naszej linii punktowej, a chwilę potem nieoczekiwanie to Polacy świetnie pchnęli w tym elemencie gry. Rywale zawalili formację, ale akcja skończyła się znakomitym offloadem Dawida Banaszka do Nicolasa Saborita i zrobiło się 7:7. Chwilę potem Gruzini znów pokazali dominację, zmuszali naszych graczy do popełniania błędów, i po dwóch kolejnych maulach wyszli na prowadzenie – było 7:19. Pod koniec pierwszej połowy Saborit zmarnował przewagę na skrzydle, ale owocem tej akcji był tym razem nasz ładny maul, a przyłożenie zdobył kolejny debiutant, Jakub Wojtkowicz (który moment wcześniej błysnął ładnym offloadem). Zrobiło się 14:19, ale pierwszą połowę skończyliśmy kiepskim akcentem – Banaszek zaatakował przeciwnika bez piłki, nie użył rąk i żółta kartka była nieunikniona.

Uzyskaną tak liczebną przewagę Gruzini wykorzystali szybko po przerwie i zrobiło się 14:26. Jednak w kolejnych minutach nasi gracze zaczęli wykorzystywać niedokładności rywali (z odrobiną szczęścia) i doprowadzili do remisu – najpierw Kacper Palamarczuk nakrył kop na połowie rywali i Peter Hudson-Kowalewicz zdobył przyłożenie, a parę minut później Saborit przechwycił piłkę na naszej połowie i samodzielnie pomknął po kolejne pięć punktów. Zrobiło się 26:26, ale na tym skończyły się dobre chwile naszej reprezentacji – ostatnie 20 minut to cztery przyłożenia rywali bez jakiejkolwiek odpowiedzi z naszej strony. Mecz skończył się porażką naszej reprezentacji 26:52.

Cóż, to nie wynik był najważniejszy. Chodziło o to, aby nasza reprezentacja grała także poza REIC, aby można było testować tę grupę i taka okazja bardzo cieszyła (szkoda, że tylko jedna). Pokazali się nieźle nowi zawodnicy z zagranicy – Botha (mimo pauzy w grze) kilka razy ładnie pokazał się i w ataku, i w obronie, Saborit zdobył dwa przyłożenia, ale chyba najciekawiej zaprezentował się Wojtkiewicz, który nie tylko zdobył przyłożenie, ale także niestrudzenie pracował (spodobały mi się zwłaszcza trzy jego szarże w ciągu dosłownie paru sekund w drugiej połowie). Nie ma tu wielkiego znaczenia fakt, czy to była reprezentacja rywali i mecz oficjalny, czy nie – mieliśmy przeciwnika wymagającego (choć też popełniającego błędy), a w grze z takim można się czegoś nauczyć. Póki nie będziemy radzić sobie lepiej w młynach, obronie mauli czy własnych wrzutach z autu, trudno oczekiwać lepszych wyników niż dotąd.

Rugby Europe Sevens / Reprezentacja Polski w rugby 7 mężczyzn

Tydzień temu zaczęły swoje starty w Rugby Europe Sevens nasze panie, w tym tygodniu zaś panowie – niestety nie na poziomie Championship, z którego spadli w ubiegłym roku, ale Trophy. Do Zagrzebia pojechała reprezentacja mocno przebudowana w stosunku do ubiegłorocznych występów (pozostał m.in. Daniel Trybus, który był kapitanem ekipy). Chris Davies postawił w sporej części na młodych, a najliczniejsza grupa powołanych (ponad 1/3 kadry) pochodziła z Orkana Sochaczew. Nie było za to ani jednego gracza mistrza kraju w siódemkowej odmianie rugby…

Pierwszy mecz Polacy grali z Ukrainą – początek był niezły (przejęcie Wojciecha Brzezickiego i przyłożenie Adriana Pętlaka), ale potem rywale zdobyli trzy przyłożenia z rzędu (pierwsze po akcji, w której ogrywali naszych jak dzieci, drugie zaś zdobył znany nam świetnie Anton Szaszero). Nasi gracze odpowiedzieli i na początku drugiej połowy doprowadzili do stanu 17:19 (dwukrotnie przyłożył Tomasz Pozniak), ale zaraz potem głupio zarobił żółtą kartkę Patryk Sakwa (za odkopnięcie piłki po gwizdku) i Ukraińcy ponownie nam odskoczyli. Ostatecznie Polacy przegrali 17:33.

Wygrane z Danią i Luksemburgiem były obowiązkiem. I udało się, choć łatwo nie było. Mecz z Danią miał znakomity początek – w cztery minuty Polacy zdobyli trzy przyłożenia (Bartłomiej Sadowski, Adrian Pętlak i Wojciech Brzezicki) i prowadzili 15:0 (żadne podwyższenie nie trafiło między słupy). Jednak wtedy maszyna się zacięła. Jeszcze w pierwszej połowie Duńczycy zmniejszyli straty, a w drugiej nie pozwolili Polakom wyjść ze swojej połowy, byli o włos od przyłożenia, potem doprowadzili do stanu 15:12. Tuż przed upływem 14. minuty Polacy stracili piłkę i rywale zaatakowali jeszcze raz i byli niezwykle bliscy zwycięstwa – w ostatniej chwili naszą drużynę uratował Tomasz Pozniak.

Podobnie było z Luksemburgiem: w pierwszej połowie Polacy przeważali, zdobyli dwa przyłożenia (jedno na samym początku Bartłomiej Sadowski, drugie Tomasz Pozniak po rajdzie z własnej połowie), ale przy szansie na kolejne przekombinowali i do przerwy prowadzili tylko 12:0. Po przerwie błąd rywali dał przyłożenie Danielowi Trybusowi (niestety, przy tym kolejne spudłowane podwyższenie z łatwej pozycji) i było 17:0. Ale chwilę potem żółtą kartkę zobaczył Patryk Sakwa, a rywale w przewadze zdobyli dwa przyłożenia i zrobiło się tylko 17:14. Na szczęście w końcówce punkty zdobyli nasi, a nie rywale – zwycięstwo przypieczętował Miłosz Kasiński i mecz skończył się wynikiem 22:14.

W swojej grupie Polacy zajęli drugie miejsce i w ćwierćfinale spotkali się z Chorwacją. Gra z gospodarzami to nigdy nie jest najwygodniejsza opcja, a tym meczem nasi reprezentanci pogrzebali nadzieje na powrót do Championship w przyszłym roku. Jeszcze na pierwsze przyłożenie rywali odpowiedzieliśmy pięcioma punktami Tomasza Pozniaka, ale na koniec pierwszej połowy stumetrową akcję zaliczył Niko Vranešević i do przerwy przegrywaliśmy 5:14. Drugą część spotkania zaczęliśmy jeszcze gorzej, bo od trzech straconych przyłożeń, z czego dwóch po stratach piłki na własnej połowie boiska. Na koniec przyłożył Kacper Wróbel, ale mecz przegraliśmy zdecydowanie – 12:31.

Kolejna porażka przyszła w półfinale zmagań o miejsca 5–8, gdzie mierzyliśmy się ze Szwajcarią. Tu mieliśmy fatalną pierwszą połowę – po dłuższej chwili bez punktów nastąpiło katastrofalne kilka minut, po których było 0:21. Dopiero na koniec pierwszej połowy straty zaczął odrabiać indywidualną akcją Tomasz Pozniak, a na początku drugiej połowy w świetnym okresie Polacy zdobyli kolejne cztery przyłożenia (Michał Łaszcz, Kacper Wróbel, Daniel Trybus i znowu Pozniak). Było 29:21, ale przy dwóch ostatnich przyłożeniach mimo prostych pozycji nasi zawodnicy pudłowali podwyższenia – i tych podwyższeń nam brakło, bo Szwajcarzy w chwili pozostałej do końca dokonali niemożliwego – zdobyli przyłożenie zmniejszające straty do jednego punktu, a potem wygrali wznowienie i kolejny raz przyłożyli – przegraliśmy 29:33.

Polakom pozostała zatem gra o siódme miejsce – ponownie rywalem naszej ekipy był Luksemburg. W pierwszej połowie absolutna dominacja: co prawda pierwszej sytuacji Tomasz Pozniak nie wykorzystał, ale potem nasi zawodnicy zdobyli cztery przyłożenia i prowadzili do przerwy 22:0 (Kacper Wróbel, Michał Łaszcz i dwukrotnie Wojciech Brzezicki). Niestety znów zawodziła skuteczność z podwyższeń (jedno spudłowane było sprzed samych słupów). Po przerwie Luksemburczycy zaatakowali i zmniejszyli stratę, ale dobił ich Michał Szwarc – ostatecznie wygraliśmy 29:19 i skończyliśmy turniej na siódmej lokacie.

W finale turnieju spotkali się nasi pogromcy i Ukraina zdecydowanie pokonała w nim Chorwację, gospodarza turnieju, 41:5. Trzecie miejsce zajęli Szwedzi po wygranej nad Węgrami. W kobiecych zawodach również pierwszy krok do awansu do Championship postawiła reprezentacja Ukrainy – nasze sąsiadki pokonały w finale Turczynki 17:5, a w starciu o brąz Finki wygrały z Gruzinkami.

Jednocześnie rozegrano turniej męski na poziomie Conference 2. Piękny sukces San Marino, które mimo porażki ze Słowenią wygrało sześciozespołowy turniej i wywalczyło awans do Conference 1. Drugie miejsce zajęła Słowacja, a trzecie Czarnogóra.

Top 14

Po finale Ekstraligi na stronie „Ryżową szczotką” napisano, że finał naszej Ekstraligi mógł się podobać – no bo przecież wszystkie finały są brzydkie. W ten weekend mieliśmy okazję obejrzeć finał Top 14 pomiędzy Tuluzą i La Rochelle na wypełnionym po brzegi Stade de France. To też był mecz walki. Też było sporo karnych. Ale jednocześnie na pierwszy młyn trzeba było czekać ponad 20 minut, a i ładnych akcji nie brakowało.

Na początku mieliśmy pojedynek kopaczy – drużyny każdego karnego w zasięgu kopu na bramkę zamieniały na próbę zdobycia trzech punktów, nawet parę metrów od linii bramkowej. Przy czym karne nie zawsze były skuteczne – w pierwszej połowie Antoine Hastoy trafił tylko dwie próby z czterech (pudłując z nienajtrudniejszych pozycji), a Thomas Ramos wykorzystał dwie z trzech (spudłował tylko raz z własnej połowy). Pierwsze przyłożenie padło przy stanie 6:3 dla Tuluzy – znakomicie skrzydłem pomknął Santiago Chocobares i zrobiło się 13:3. Ale tuż przed przerwą roszelczycy doprowadzili do remisu – zaczęło się od świetnej walki w powietrzu Dillyna Leydsa z Ramosem, a w kolejnych minutach jego drużyna posuwała się do przodu i wreszcie przyłożenie zdobył Tawera Kerr-Barlow (wcześniej błysnął świetnym 50:22). Było 13:13.

Druga połowa zaczęła się tak jak pierwsza skończyła – presja roszelczyków skończyła się fantastycznym przebojem młynarza Pierre’a Bourgarita i przyłożeniem Uiniego Atonia. Potem jednak Ramos kolejnymi karnymi wyprowadził swoją drużynę na dwupunktowe prowadzenie. W międzyczasie Hastoy chybił drop goala, ale potem także trafił dwa karne (drugi raz po błędach Romaina Ntamacka i Ramosa) i było 26:22 dla La Rochelle. Kilka minut przed końcem Tuluza miała karnego na połowie rywali, ale tym razem nie wybrała kopu na bramkę, ale w aut – i Ntamack przestrzelił narożnik boiska. Ale na dwie minuty przed końcem odpokutował swoje winy – sam fantastycznie przeszedł obronę roszelczyków i zdobył po 60-metrowym rajdzie przyłożenie (https://twitter.com/i/status/1670174813539778560), po którym było 29:26. To było chyba jedyne wejście tuluzańczyków w pole 22 m rywali w tej połowie. Roszelczycy nie zdołali wygrać wznowienia i Ntamack wykopem skończył mecz.

Ronan O’Gara po meczu powiedział po meczu, że przegrała drużyna lepsza – i faktycznie chyba tak było. Niesamowite widowisko, w którym było wszystko: ogromne emocje, sporo błędów, piękne akcje, a na koniec rozdarte serca roszelczyków (i pewnie całej Francji z wyjątkiem Tuluzy – nawet w spektaklu teatralnym, który oglądnąłem w piątek, stwierdzono, że gdy gra Tuluza, to cała Francja kibicuje rywalom). La Rochelle było tak blisko pierwszego tytułu mistrzowskiego w historii i straciło go w ostatnim momencie. A Tuluza zdobyła go po raz dwudziesty drugi.

Super Rugby Pacific

W finale Super Rugby Pacific zobaczymy starcie wewnątrz-nowozelandzkie. W piątek Crusaders (którzy jeszcze nigdy w historii nie przegrali meczu play-off Super Rugby na własnym boisku) rozgromili rywala z Wyspy Północnej, Blues. W mroźny wieczór bezlitośnie wykorzystywali błędy rywali i już po 10 minutach prowadzili 15:0 (m.in. przyłożenie zdobył wyjeżdżający wkrótce z Nowej Zelandii Leicester Fainga’anuku), a do przerwy – 32:3. Po przerwie i drugim przyłożeniu Fainga’anuku było już 37 punktów różnicy i dopiero wtedy aucklandczycy zdobyli pierwsze przyłożenie. Drugie dorzucili w ostatniej akcji meczu, a Crusaders ostatecznie wygrali aż 52:15. 22 punkty z kopów zdobył dla zwycięzców inny żegnający się powoli z nimi zawodnik, Richie Mo’unga.

W sobotę poznaliśmy finałowych przeciwników drużyny z Christchurch – Chiefs mierzyli się z jedyną australijską ekipą w półfinale, Brumbies, i wygrali mecz 19:6. Tylko jedno przyłożenie, niski wynik, ale emocji nie brakło. Po pierwszej połowie 6:3 prowadzili Nowozelandczycy po dwóch karnych Damiana McKenziego – bliscy byli przyłożenia, przez kilka minut szturmowali linie punktową gości, jednak bez efektu. Po 20 minutach gry w drugiej połowie zrobiło się 9:6. W 72. minucie McKenzie dorzucił kolejne trzy oczka i Chiefs mieli 6 punktów przewagi, a goście pewnie żałowali kilku szans na punkty z kopów, których nie wykorzystali. Pod koniec meczu znakomity tego dnia McKenzie przełamał linię obrony Brumbies i Brodie Retallick (kończący przecież karierę w swoim kraju – odchodzi do Japonii) zdobył przyłożenie, które przypieczętowało wygraną gospodarzy. Nie będzie pierwszej od 2014 (no, pomijając oczywiście Super Rugby AU) australijskiej drużyny w finale Super Rugby.

Z kraju

W Gnieźnie rozegrano turniej o Puchar Polski w rugby 7, w którym rywalizowały najlepsze drużyny końcowej klasyfikacji Polskiej Ligi Rugby 7. Gospodarze, najlepsza drużyna ligi i tegoroczni mistrzowie Polski, nie zdobyli drugiego trofeum w sezonie – to przypadło Posnanii, która w finale wygrała z AZS AWF Warszawa 26:5 (jedyne punkty akademicy zdobyli w końcówce). Trzecie miejsce przypadło Lechii Gdańsk, która wygrała z Tytanem Gniezno. W czołowej trójce Pucharu brakło wszystkich drużyn z czołowej trójki PLR7.

Medale mistrzostw Polski rozdano kadetkom rywalizującym w rugby 7. Ostatni turniej z cyklu rozegrano w Lublinie z udziałem pięciu drużyn (na starcie brakło m.in. broniących mistrzowskiego tytułu Budowlanych Łódź, które przed tym turniejem zajmowały piąte miejsce w klasyfikacji bez szans na medal). W klasyfikacji nie zaszły już żadne zmiany – po złoto sięgnęły pewne go już przed tym weekendem zawodniczki Juvenii Kraków (odzyskując je po dwóch latach przerwy), srebrne medale zdobyły Venol Atomówki Łódź, a brązowe – gospodynie ostatniego turnieju, Amazonki Lublin. Ale na boisku było ciekawie – Juvenia wygrała ten turniej, ale bliskie sprawienia niespodzianki w pojedynkach z nią były zawodniczki z Częstochowy (przegrały 5:7) czy Rzeszowa.

Przed meczem z gruzińską drużyną na stadionie ŁKS rozegrano krajowe finały Szkolnej Ligi Rugby TAG. We wszystkich trzech kategoriach triumfowały drużyny białostockie. Dwa drugie miejsca zgarnęła szkoła z małopolskiej Kasinki, także dwa miejsca na podium (drugie i trzecie) pijarzy z Rzeszowa, a pozostałe dwa trzecie miejsca przypadły szkołom z Częstochowy i podlubelskiego Kłoczewa.

Natalia Pamięta znalazła się w gronie siedmiu wyróżnionych zawodniczek z ubiegłotygodniowego turnieju Rugby Europe Sevens w Algarve. Gronie znakomitym – wraz z nią wskazano m.in. Beibhinn Parsons czy Anne-Cécile Ciofani.

A jednocześnie Janusz Urbanowicz ogłosił skład reprezentacji kobiet w rugby 7 na turniej igrzysk europejskich w Krakowie. Do drużyny wróciła Anna Klichowska, której nie było w Algarve, wciąż natomiast nie ma w nim kapitan reprezentacji, Karoliny Jaszczyszyn. W składzie jest Ilona Zaiszliuk, ale pojawiły się informacje o problemie, który wynika z braku polskiego obywatelstwa.

Do pooglądania: pierwsza część relacji Jacka Wierzbickiego z wyprawy do Rugby z okazji symbolicznego 200-lecia rugby 🙂 https://polskie.rugby/artykul/9580/rugby-swietuje-urodziny-01.

Do posłuchania: ponad półgodzinny wywiad z Kubą Malickim, twórcą nowego logo Polskiego Związku Rugby – https://www.rmf24.pl/sport/news-nowy-symbol-polskiego-rugby-co-oznacza,nId,6834649.

Ze świata

Rozegrano ostatni mecz najwyższego poziomu Asia Rugby Championship – w Hongkongu gospodarze podejmowali Koreę Południową. Obie ekipy przystępowały do meczu ze zwycięstwem z Malezją na koncie, więc w praktyce stanowił on finał mistrzostw Azji. Hongkong wygrał 30:10, ale spotkanie wbrew pozorom nie było jednostronne. Po pierwszej, dość wyrównanej połowie późniejsi zwycięzcy prowadzili 13:3. A na początku drugiej odsłony meczu goście mieli niezłe szanse na punkty, długimi okresami naciskali na Hongkong i na kwadrans przed końcem tracili tylko osiem punktów (było 18:10). W końcówce jednak gospodarze rozstrzygnęli mecz na swoją korzyść. Jego gwiazdą był młynarz Alexander Post, nie tylko autor hat-tricka przyłożeń, ale także szarży, która w kluczowym momencie drugiej połowy uratowała jego drużynę przed stratą przyłożenia.

Wynik sprzed tygodnia: Madagaskar pokonał Reunion 57:22.

W Montevideo rozegrano południowoamerykańskie kwalifikacje do turnieju olimpijskiego w Paryżu. Męski turniej i kwalifikację do Paryża zdobyli spadkowicze z WRSS, Urugwaj – w finale wygrali z Chile, a trzecie miejsce przypadło Brazylii. Kobiecy turniej wygrały Brazylijki, przed Argentyną i Paragwajem (nieoczekiwanie Kolumbijki, dotąd niejako etatowa druga siła kontynentu, dopiero czwarte). Ekipy z drugich i trzecich miejsc zagrają jeszcze w międzykontynentalnym turnieju barażowym o ostatnie miejsce na igrzyskach, ale te południowoamerykańskie raczej nie będą jego faworytami.

W Currie Cup rozegrano półfinały. Zwycięzcy fazy zasadniczej, Cheetahs, pewnie awansowali do meczu finałowego dzięki zwycięstwu 39:10 nad Bulls. Goście mogli żałować dwóch przyłożeń nieuznanych po TMO. Najlepszym graczem meczu został uznany Ruan Pienaar (który ośmiokrotnie trafił między słupy zdobywając 22 punktów). W drugim półfinale niespodzianka: Sharks, mimo lepszej pozycji wyjściowej, ulegli ubiegłorocznym finalistom, Pumas, 20:26. Goście znakomicie zaczęli mecz, ale Sharks odrobili straty i na początku drugiej połowy wyszli na prowadzenie. Jednak na 25 minut przed końcem Pumas ponownie je przechwycili i nie oddali już do końca (pomógł im fakt, że ostatni kwadrans Sharks grali w osłabieniu).

W Major League Rugby rozegrano ostatnią kolejkę rundy zasadniczej. Stawki wielkiej już nie było – większość rozstrzygnięć zapadła wcześniej. W półfinale konferencji wschodniej spotkają się New York Ironworkers i Old Glory DC (lepiej z tej pary sezon skończyli waszyngtończycy, którzy pokonali ekipę z Atlanty, natomiast Ironworkers przegrali z Utah Warriors). Na zwycięzcę czekają New England Free Jacks (który wyraźnie wygrali z Houston SaberCats). Na zachodzie o wejście do finału konferencji powalczą Seattle Seawolves i Houston Sabercats. W finale już jest San Diego Legion (w ten weekend mieliśmy przedsmak play-off w meczu Legionu z Seawolves, wygranym przez Kalifornijczyków 40:19). Najciekawiej było chyba w meczu ekip z ogona konferencji wschodniej – Dallas Jackals przegrali z Chicago Hounds 28:29, ale o spotkaniu było głośno nie do końca z właściwych powodów. Na początku drugiej połowy doszło do bójki, która skutkowała aż pięcioma czerwonymi kartkami (dwie dla Teksańczyków, zresztą jedną zdaje się nie dla tego zawodnika co trzeba, i trzy dla graczy z Chicago). Jeśli doliczyć do tego cztery żółte kartki dla Hounds, to obraz jest wyjątkowy: od 47. minuty Dallas miało liczebną przewagę 13:12, potem przez 10 minut 13:11, a w ostatnich minutach meczu, po dwóch żółtych kartkach dla ekipy z Illinois, było na boisku 13:10. W drugiej połowie Jackals zdobyli dwa karne przyłożenia, ale ostatni okres trzyosobowej przewagi to Chicago zaakcentowało punktami z karnego i dzięki temu mecz jednak wygrało.

W mistrzostwach Rosji pierwszy raz od 2010 roku po złote medale sięgnęła drużyna spoza Krasnojarska. W finale zdobywca sześciu ostatnich tytułów mistrzowskich, Jenisiej-STM przegrał z ubiegłorocznym wicemistrzem, triumfującym po raz pierwszy w historii – Lokomotiwem Penza. Do przerwy gospodarze prowadzili 17:0, druga połowa skończyła się natomiast wynikiem dokładnie odwrotnym i o zwycięstwie decydowała dogrywka, którą ekipa z Penzy wygrała 6:3 (choć też początkowo przegrywała 0:3). Brązowe medale wyłączył Krasnyj Jar Krasnojarsk.

EPCR ogłosiło formaty Champions Cup i Challenge Cup w nowym sezonie. W zakresie Champions Cup potwierdziły się wcześniejsze informacje – 24 drużyny podzielone na cztery grupy po sześć zespołów, w każdej grupie po dwie drużyny z każdej ligi, każda ekipa gra jeden mecz z drużynami z tej samej grupy z innych lig. Aż cztery drużyny z każdej grupy (czyli 2/3 uczestników) zakwalifikuje się do 1/8 finału. Faza grupowa jest więc nieco normalniejsza niż dotąd (zmniejszenie liczebności grup z 12 do 6 ekip), ale wciąż moim zdaniem nie ma wielkiego sensu biorąc pod uwagę ilość ekip zdobywających awans do fazy pucharowej (ba, w ogóle awans do tych rozgrywek ośmiu drużyn spośród dziesięciu z Premiership jest kuriozum). Dodatkowo, piąte drużyny znajdą deskę ratunku w play-off Challenge Cup.

Z kolei w Challenge Cup znajdzie się miejsce dla osiemnastu drużyn – biorąc pod uwagę, że 16 z nich zajmą drużyny z Top 14, URC i Premiership, tylko dwa miejsca zostaną dla zaproszonych drużyn, co ogromnie zmniejsza szansę na występ jakiejkolwiek ekipy spoza krajów elity (co szczególnie boli na pewno Gruzinów, bardzo walczących o taką szansę dla drużyny Black Lion). Można przypuszczać, że jedno z tych dwóch miejsc zajmą południowoafrykańscy Cheetahs (zaproszeni także rok temu, którym SARU w ten sposób rekompensuje odebrane miejsce w URC), a obawiam się, że drugie dostanie któraś ekipa z angielskiej Championship (Ealing lub Jersey; dzięki temu RFU nieco przykryje medialnie swój paskudny stosunek do drugiego poziomu ligowego i odmawianie tym drużynom awansu), lub finaliści Currie Cup, Pumas. Znamienne, że w komunikacie EPCR nie ma ani słowa, skąd zaproszone drużyny będą pochodzić. Także i tu format rozgrywek podobny (3 grupy po 6 zespołów i awans czterech spośród sześciu drużyn do play-off).

Losowanie grup zaplanowano na najbliższą środę w Londynie.

A przy okazji The Rugby Paper poinformował, że ze sponsoringu europejskich pucharów wycofuje się browar Heineken.

Z Gruzji dotarły wieści, że na szczytach światowego rugby osiągnięto porozumienie w sprawie World League czyli nowych rozgrywek międzynarodowych, które mają zmienić krajobraz letnich i jesiennych testów i nadać im dodatkową stawkę. Niestety, to fatalna informacja dla drużyn z dalszych szeregów – okazje Gruzji i podobnych zespołów do starć z ekipami ze światowego topu (najlepszej dwunastki) zostały do 2030 (kiedy mają nastąpić pierwsze awanse i spadki) ograniczone tylko do Pucharów Świata i okresów wypraw British & Irish Lions… Nawet w portalu planetrugby.com powtarzając tę wiadomość stwierdzono, że taki krok jest absolutnie niedorzeczny.

Kolejny treningowy skład reprezentacji Anglii powołany przez Steve’a Borthwicka – 28 nazwisk z pominięciem graczy tych drużyn, które grały w półfinałach Premiership. W zestawieniu zwraca uwagę obecność wracającego właśnie do Anglii Zacha Mercera, powrót niezwykle doświadczonego łącznika młyna Harlequins Danny’ego Care’a oraz szansa dla jeszcze niegrającego w reprezentacji skrzydłowego londyńskiej drużyny Cadana Murley’a. Nie ma za to Sama Simmondsa, który odchodzi do Francji i zrezygnował z gry w reprezentacji.

Ciekawie wygląda skład reprezentacji Tonga, która korzysta z birth-right transfer w odniesieniu do znakomitych zawodników – w ubiegłym roku trafili do niej m.in. Malakai Fekitoa, Charles Piutau czy Israel Folau, natomiast tym razem powołania dostali Adam Coleman (były reprezentant Australii) i Pita Akhi z Tuluzy (były gracz All Blacks). Swoją droga, przyszłość klubowa Colemana stoi pod znakiem zapytania – był graczem London Irish. Wzmacnianie się Tongijczyków cieszy – w grupie na Pucharze Świata są z Irlandią, Południową Afryką, Szkocją i Rumunią i kto wie, czy nie spowodują, że Szkocja skończy zawody poza pierwszą trójką, co zmusi ją do uczestnictwa w europejskich kwalifikacjach do tej imprezy? „Nietykalność” drużyn z Pucharu Sześciu Narodów zostałaby w ten sposób po latach naruszona… (innym „kandydatem” jest Walia, która też ma grupę być może ponad siły).

Nowe/stare nazwiska także w reprezentacji Samoa – czterech byłych All Blacks, po jednym byłym reprezentancie Australii i Stanów Zjednoczonych… Steven Luatua, Christian Leali’ifano i Titi Lamositele cztery lata temu grali na Pucharze Świata jeszcze w swoich poprzednich barwach.

Jest też skład Nowej Zelandii na The Rugby Championship z pięcioma potencjalnymi debiutantami (Dallas McLeod sam był bardzo zaskoczony). Ogłoszono też skład All Blacks XV na mecz z Japonią, m.in. z Akirą Ioane, Pitą Gusem Sowakulą, Folauem Fakatavą, Stephenem Perofetą czy na pewno żałującym takiego wyboru Bradem Weberem (liczył na TRC). W żadnej z drużyn nie ma Hoskinsa Sotutu.

Gorzkie słowa Warrena Gatlanda, który tej zimy awaryjnie objął reprezentację Walii: gdyby zdawał sobie sprawę z zakresu kłopotów w walijskiej federacji, nigdy by się na powrót na to stanowisko nie zgodził. Okazuje się też, że był bardzo zaskoczony i rozczarowany decyzją Joe’go Hawkinsa o odejściu do Exeter Chiefs, co wykluczyło go z gry w reprezentacji zgodnie z walijskimi zasadami.

A tymczasem walijskie władze opublikowały raport, w którym krytykują stosunki panujące w tamtejszej federacji rugby (WRU) – zgodnie z nim mimo wcześniejszych oskarżeń o działania seksistowskie i mizoginiczne, które owocowały m.in. dymisjami, nic się w federacji pod tym względem nie zmieniło. Krytykowane jest jej kierownictwo – gdyby nie oskarżenia w prasie, w ogóle nie podjęłoby żadnych działań.

Kłopoty Irlandczyków: EPCR oficjalnie powiadomiło organy dyscyplinarne o zachowaniu Jonathana Sextona podczas finału Champions Cup (kapitan reprezentacji Irlandii, choć nie grał w tym meczu, słownie zaatakował sędziego tych zawodów, Jaco Peypera). Sexton, kluczowy gracz tej ekipy, zapewne nie uniknie zawieszenia – pytanie tylko, jak będzie długie. Jeśli to będzie 10 tygodni, straci szansę na występy w większości meczów rozgrzewkowych przed Pucharem Świata. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę częstotliwość jego kontuzji, może ten oddech w ogóle da mu szansę występu we Francji.

Kłopoty także jednej z gwiazd kobiecej reprezentacji Anglii, Poppy Cleall. Podobno w przerwie meczu półfinałowego Premier 15s zaatakowała („miękko uderzyła głową”) trenera przeciwnej drużyny, Exeter Chiefs. Dodatkowo jeden z trenerów Saracens miał uderzonego przez Cleall szkoleniowca odepchnąć.

Do rugby po czteroletniej dyskwalifikacji za doping (kończy się w sierpniu) ma wrócić były reprezentant Południowej Afryki, Aphiwe Dyantyi, który podpisał kontrakt z Sharks. Rassie Erasmus liczy także na jego powrót w przyszłości do reprezentacji.

Nowym prezesem francuskiej federacji rugby (FFR) został Florian Grill – lider opozycji przeciwko odwołanemu wskutek oskarżeń prokuratorskich Bernarda Laporte’a. W głosowaniu uczestniczyło 93% klubów, a Grill zdobył w nim ponad 58% głosów, pokonując stronnika Laporte’a, Patricka Buissona. Jednak rządy Grilla (którego urzędowanie będzie krótsze niż zwykle, bowiem wybrano go tylko na okres pozostały do zakończenia planowanej kadencji odwołanego Laporte’a, czyli do jesieni 2024) nie będą łatwe – w komitecie sterującym federacji większość wciąż mają zwolennicy Laporte’a (choć w niedawnych wyborach uzupełniających ponieśli klęskę), którzy niedawno wręcz zapowiadali działania obstrukcyjne, gdyby Grill nie został wybrany bezwzględną większością głosów (na szczęście tak się nie stało).

Z kolei federacja południowoafrykańska (SARU) zawiesiła na dwa lata szefa jednego ze związków regionalnych, Maasdorpa Cannona z Eastern Province. Powodem są wydarzenia sprzed roku – publicznie oskarżył wtedy federację o rasizm, a symbol springboka nazwał rasistowskim emblematem.

W Anglii Premiership Rugby (spółka zarządzająca ligą) ogłosiła powołanie siedmioosobowej Komisji Sportowej, która ma decydować w sprawach zasad dotyczących rozgrywek i obciążenia graczy, a jej celem jest pomoc w rozwoju ligi (cóż, raczej – ratowanie twarzy w bezprecedensowym kryzysie).

Sztab reprezentacji Południowej Afryki poinformował, że w ramach tegorocznego The Rugby Championship Springboks zastosują niecodzienną strategię: na mecze z Australią i Nową Zelandią zostaną wyznaczone zupełnie różne drużyny. Pierwszy z tych pojedynków jest zaplanowany 8 lipca w Pretorii, a drugi tydzień później w Auckland – ekipa na Nową Zelandię wyleci z kraju wcześniej, aby przestawić się na inne strefy czasowe.

Rozmawiano o zmianie terminarza TRC w kolejnych latach, jednak do 2026 pozostanie w dotychczasowym, letnim okresie (no, na południu zimowym). Szef Rugby Australia, Hamish McLennan powiedział, że próbowano przesunąć go na okres marzec–kwiecień, ale nie stało się tak w wyniku oporu Nowozelandczyków. Z innych źródeł wynika, że przesunięcia nie było, bo 6 Nations nie chciało ze swojej strony przesunąć startu Pucharu Sześciu Narodów z lutego na marzec.

Ogłoszono sprzedaż francuskiego klubu z Biarritz – 1 lipca Louis-Vincent Gave ma go oddać w ręce Romaina Détré. Kwota transakcji wyniosła 3,5 mln euro. Biarritz w tym sezonie radził sobie dość kiepsko w Pro D2, ale zmiana właściciela (i przy okazji także prezesa Jeana-Baptiste’a Aldigé, który przenosi się do Agen) może unormuje stosunku między klubem a zarządem miasta (Gave toczył nieustanną wojnę i nawet przymierzał się do przeniesienia drużyny na północ kraju).

Z wieści transferowych:

  • syn wspomnianego wyżej Warrena Gatlanda, Bryn Gatland, jest kolejnym nowozelandzkim zawodnikiem, który rusza do Japonii – po tym sezonie opuszcza Chiefs i zagra w Kobelco Kobe Steelers;
  • nieoczekiwana zmiana w reprezentacji Włoch – po Pucharze Świata odejdzie odnoszący sukcesy trener Kieran Crowley, który podobno podpisał kontrakt w Japonii z Mie Honda Heat, beniaminkiem na najwyższym poziomie rozgrywek. Jego miejsce zajmie Argentyńczyk Gonzalo Quesada, który trenował m.in. Jaguares, a ostatnio Stade Français;
  • gracze Irish znajdują nowe kluby – Henry Arundell według francuskich mediów podpisał kontrakt z Racingiem 92 (kolejne wzmocnienie paryżan), a uznany za objawienie roku w Premiership Tom Pearson przejdzie do Northampton Saints. Arundell zachowa szansę na występ dla Anglii na Pucharze Świata, jednak w kolejnym Pucharze Sześciu Narodów może być już z tym różnie;
  • Liam Williams odchodzi z Cardiff do Japonii – w przyszłym roku podobno zagra dla Kubota Spears;
  • reprezentant Australii Ben Donaldson zmienia wschodnie wybrzeże na zachodnie – przechodzi z Waratahs do Western Force.

Zmarł filar reprezentacji Anglii i drużyny Wasps z lat 80. Paul Rednall. Miał 69 lat, a jego śmierć spowodowało MND (motor neuron disease czyli choroba neuronu ruchowego lub stwardnienie zanikowe boczne), której ryzyko wystąpienia wśród rugbystów w wyniku uszkodzeń/mikrouszkodzeń mózgu jest wyższe niż w reszcie społeczeństwa.

Polacy za granicą

Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia:

Australia:

  • Brandon Olow (Perth Bayswater RUC, Premier Grade w Zachodniej Australii): zagrał całe 80 minut i zdobył przyłożenie w meczu z Joondalup, wygrany przez jego drużynę 38:29. Bayswater awansowało w tabeli o jedno oczko, na piąte miejsce.

Szwajcaria:

  • Kacper Ławski (RC Yverdon, LNA): w podstawowym składzie swojej ekipy (jak zwykle) w finałowym meczu rozgrywek ligowych przeciwko Grasshopper Zurich. Yverdon przegrało 25:29 i zostało wicemistrzem kraju.

Zapowiedzi

Trzy bardzo ważne wydarzenia w nadchodzącym tygodniu. Naszą uwagę przyciągnie Kraków i turnieje rugby 7 na stadionie Wisły w ramach Igrzysk Europejskich (stawką są kwalifikacje do tych „prawdziwych” igrzysk). Na świecie największe zainteresowanie wzbudzają finał Super Rugby Pacific oraz start Pucharu Świata w Rugby U20 w Afryce Południowej (z testowanymi zmianami reguł, które mogą być zaaplikowane też na seniorskim Pucharze Świata jesienią).

Poza tym: w kraju dożynki rozgrywek ligowych czyli ostatni mecz grupy play-out I ligi i przedostatni komplet medali mistrzostw Polski do rozdania – juniorów w rugby 7, natomiast za granicą finały Premier 15s i Currie Cup oraz start fazy play-off (półfinały konferencji) w Major League Rugby.

6 komentarzy do “Ntamack łamie serca”

  1. Do reprezentacji Polski w rugby 7 był powołany kapitan Tytana Gniezno Patryk Popek,niestety kontuzja kolana odniesiona na turnieju w Częstochowie uniemożliwia jemu grę do dnia dzisiejszego.Pozdrawiam Jaromir Dziel

    Odpowiedz
  2. Wymieniano także w awizacji do reprezentacji Polski. Martino Quiroga z Hiszpanii. I przewinęło się nazwisko Jonathan O Neil z polskiej ligi. Coś wiadomo w temacie?

    Odpowiedz
    • Quiroga podobno był, ale nie grał. Kadra była większa niż 23. Co do O’Neilla to w kadrze go nie widziałem. Jego nazwisko się pojawia, ale nie mam pojęcia, czy spełnia reguły naturalizacji (już parę lat w Polsce jest, ale liczy się jeszcze długość wyjazdów – na tym wpadli Hiszpanie z van der Bergiem)…

      Odpowiedz
      • Dzięki za info. Można coś bliżej o tym hiszpanie? Jaka pozycja? Kadra jeden wielki eksperyment.
        Kondycyjnie słabo to w drugiej połowie wyglądało. Nie ma widoków na poważniejsze wzmocnienia? Debiutanci na plus, ale słabo to widzę w tym sezonie. Gruzja, Niemcy i Rumunia. I jeszcze ta polityka informacyjna PZR, albo jej brak..

        Odpowiedz
        • Qiuroga? Filar, urodzony w 2000 w Argentynie, grał w młodzieżówkach San Isidro. Od sezonu 21/22 w Hiszpanii w madryckim Cisneros (ekipa najwyższego poziomu ligowego w Hiszpanii, do tej ligi ściągają sporo Argentyńczyków). Póki co grał w drużynie U23 (w ostatnim sezonie 7 przyłożeń w 13 meczach), ale w ostatnim sezonie kilka razy też wszedł z ławki w głównej ekipie.

          Odpowiedz

Dodaj komentarz