Zwycięzców się nie osądza

Dla nas najważniejsze jest zwycięstwo nad Litwą na początek kampanii w Rugby Europe Trophy – wysokie i pewne, ale niepozbawione słabych stron. Na świecie: trwa mizeria Walii i Anglii (i zaskakująco dobra seria Australii), rugbowe święto mieli Hiszpanie, Gruzini o mało co nie pokonali Włochów, a Francja znów wygrała z All Blacks. Porażką dla rugby spoza elity jest wybór Bretta Robinsona na nowego przewodniczącego WR.

Reprezentacja Polski/Rugby Europe International Championships

Rozgrywki Rugby Europe Trophy ruszyły już miesiąc temu, wszyscy nasi rywale weszli w tym czasie do gry, a w ten weekend wreszcie doczekaliśmy się widoku polskiej reprezentacji na boisku. Ogromna szkoda, że oglądali ją tylko fani rugby, bo w żadnej telewizji się nie pojawiła.

Na boisku zobaczyliśmy pewne zwycięstwo naszej reprezentacji. Nasi panowie byli faworytami spotkania i nie zmieniał tego fakt, że w porównaniu do zmagań w REC w ostatnich dwóch sezonach w kadrze zaszły spore zmiany. Nie było zawodników z zagranicy (z jednym wyjątkiem – Jakuba Wojtkowicza), mieliśmy bardzo młodą pierwszą linię młyna oraz pięciu debiutantów w składzie. Litwini przyjechali składem złożonym z dwóch połówek – jednej bardzo doświadczonej, drugiej (pierwsza linia młyna i ławka rezerwowych, na której było m.in. trzech debiutantów), która tego doświadczenia miała znacznie mniej.

Już pierwsza akcja meczu dała nam przedsmak tego, co oglądaliśmy przez 80 minut: nasi wygrali wrzut z autu Litwinów, co dało platformę do ataku, w którym wyróżnili się Vaha Halaifonua i Mateusz Plichta, a ten ostatni wreszcie samodzielnie oszukał obronę rywali i prowadziliśmy 7:0. Chwilę potem jednak straciliśmy punkty po kolejnej sytuacji, która co chwilę nam się powtarzała – przód w wykonaniu naszych zawodników przerwał atak, pozwolił zaatakować Litwinom, a efektem były trzy punkty z karnego. Po kwadransie gry było 14:3 (ładnie przebił się przez trzech rywali Wojtkowicz), ale chwilę potem kolejny atak naszej drużyny po odzysku Jonathana O’Neilla został przerwany przodem, a po młynie Laurynas Marcinkus zaimponował świetną akcją i przyłożeniem na skrzydle – było już tylko 14:8. Kolejny przód po naszej stronie (tym razem kapitana) dał okazję do groźnej akcji skrzydłem Jonasa Mikalčiusa, powstrzymanego w ostatniej chwili. Zapoczątkowany wtedy dłuższy okres presji gości skończył się bez punktów, natomiast pod koniec pierwszej połowy nasi zawodnicy uspokoili sytuację zdobywając dwa przyłożenia (najpierw Halaifonua ładnie obsłużony przez Zeszutka, potem Kacper Wróbel, który złapał wykop Litwinów z własnej połowy i sam przebił się przez ich szyki obronne), w efekcie czego do przerwy było 26:8. Przerwę witaliśmy ze spokojem, choć ostatnim akordem pierwszej połowy był kolejny przód naszych zawodników – w sumie w pierwszej połowie Litwini młynów dostali bodajże siedem.

W drugiej połowie było jeszcze lepiej – Litwini mieli osiem młynów (przy jednym naszych zawodników), ale przody naszych graczy niewiele im dawały, bo sami z kolei nadal seryjnie przegrywali auty (nasz młyn do dwóch przechwyconych autów w pierwszej połowie po przerwie dorzucił jeszcze bodajże pięć). Na pierwsze punkty po przerwie czekaliśmy 10 minut – powstrzymany został Wojtkowicz, ale przebił się przez kilku rywali w końcu O’Neill. Kolejna akcja, kolejny przegrany aut Litwinów i znów o włos od przyłożenia był Wojtkowicz, który w tym spotkaniu spośród naszych zawodników chyba najbardziej zaimponował (a ten przód przy próbie przyłożenia jako jeden z niewielu może być wybaczony). W końcówce meczu Litwini wreszcie zaczęli wygrywać swoje auty, nasi dalej puszczali piłkę z rąk, a przyłożenia padły dwa – najpierw dla nas w wykonaniu Michała Mirosza, potem dla Litwinów w wykonaniu ponownie Marcinkusa. Skończyło się zwycięstwem 40:13 (co ważne – z ofensywnym punktem bonusowym), a koniec spotkania był równie symboliczny jak koniec pierwszej połowy – nasi odzyskują piłkę pod linią bramkową, atakują, wchodzą na połowę rywali i znowu zaliczają przód.

Cóż, zwycięzców się nie osądza. Ale 15 (jeśli dobrze policzyłem) młynów sprezentowanych rywalom, plus dwa przody na koniec obu części spotkania i jeszcze jakieś, po których Litwini mieli korzyść, to wynik bardzo zły. I z silniejszym rywalem może odbić się czkawką, a przecież za tydzień czeka nas trudniejsze wyzwanie. Nasi gracze zaimponowali natomiast w autach, gdzie pierwszoplanową rolę odgrywali zawodnicy Pogoni Awenty Siedlce – skuteczność w tym elemencie z ligi przełożyli na reprezentację. Najlepszym graczem spotkania był Jakub Wojtkowicz, który zrobił sporo metrów, zdobył przyłożenie, a kilkakrotnie był bliski kolejnych. Świetny w przegrupowaniach był Jonathan O’Neill (kilka cennych odzyskanych piłek i przyłożenie w debiucie), szarpał Vaha Halaifonua.

W drugim spotkaniu na naszym poziomie Chorwacja podejmowała Szwecję. Szwedzi wydawali się być faworytami spotkania, tymczasem gospodarze początkowo próbowali popsuć krew. Szwedzi jednak w drugiej połowie wypracowali sobie sporą przewagę (z 9 punktów do przerwy zrobiło się w pewnym momencie nawet 23 punktów) i choć Chorwaci walczyli i sporą część straty zniwelowali, wyniku meczu odmienić już nie potrafili. Ostatecznie padł rezultat 31:42 – Szwedzi wygrali po raz trzeci w tym sezonie, ale dobry finisz Chorwatów pozbawił ich punktu bonusowego.

W tabeli oczywiście prowadzą Szwedzi z trzema zwycięstwami po trzech meczach, ale Polakom wygrana z Gdyni dała awans na drugie miejsce. Taką samą liczbę punktów mają Czesi, z którymi nasza reprezentacja zmierzy się w Pradze w nadchodzący weekend.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. Szwecja313
2. ↑↑↑↑Polska15
3. ↓Czechy25
4. ↓Litwa35
5. Luksemburg10
6. ↓↓Chorwacja20

Mecze towarzyskie

Za nami kolejne 16 spotkań testowych. Tym razem północy poszło ciut lepiej w starciach z południem niż przed tygodniem.

Anglia – Południowa Afryka 20:29. Aż 12 zmian było w wyjściowej piętnastce Springboks, jednak Rassie Erasmus nie osłabił, ale wzmocnił swój skład. Niespodzianką było pojawienie się w pierwszym składzie Wilco Louwa wracającego do kadry po trzech latach, a także – do pewnego stopnia – klasyczny rozkład ławki między graczy młyna i ataku (5:3). Znacznie mniej zmian było w ekipie Anglii – tylko cztery, z czego połowa wymuszona kontuzjami (m.in. Emmanuela Feyi-Waboso). Ostatecznie mistrzowie świata przeważyli, a Anglicy zaliczyli trzecią z rzędu porażkę na Twickenham w tym okienku testowym z drużyną z południa. Świetnie mecz zaczęli – zmyłka Marcusa Smitha (znowu najlepszego w angielskiej drużynie) zapoczątkowała akcję, którą skończył Ollie Slightholme (https://x.com/i/status/1858116241849729137). Springboks wyrównali po ładnej akcji Granta Williamsa, karny Smitha drugi raz dał prowadzenie gospodarzom, ale w ciągu kolejnych pięciu minut mistrzowie świata dwukrotnie przyłożyli (najpierw w takich niecodziennych okolicznościach: https://x.com/i/status/1857848797277139010, a potem Cheslin Kolbe po świetnym przekopie Manniego Libboka i zwodzie) i zdobyli 9 punktów przewagi. Anglicy się nie poddali – najpierw zmniejszyli stratę do dwóch oczek, a w drugiej połowie, po unieważnionych przez TMO przyłożeniach po obu stronach, dzięki karnemu Marcusa Smitha wyszli trzeci raz na prowadzenie, tym razem jednopunktowe. Przez ostatnie pół godziny gospodarze jednak punktów już nie zdobyli (mimo gry przez ostatnie 10 minut z przewagą jednego zawodnika; nie pomogło nawet to, że nauczony na swoim błędzie Steve Borthwick zostawił Smitha na boisku), tymczasem sami je stracili – wynik spotkania ustalił Kolbe, któremu drogę do przyłożenia zrobił świetnym wejściem Damian de Allende.

Francja – Nowa Zelandia 30:29. Pojedynki Francji z Nową Zelandią to w ostatnich latach widowiska, na które z góry można ostrzyć sobie zęby. Francja nie mogła skorzystać z kontuzjowanego Damiana Penaud, a przed meczem zaliczyła aferę – na pozycję łącznika ataku liczył Mathieu Jalibert, ale gdy Fabien Galthié ponownie postawił na Thomasa Ramosa, a Jalibertowi zaoferował miejsce na ławce rezerwowych, ten ostatni rozczarowany odmówił i wrócił do klubu. All Blacks tymczasem wyszli na boisko z Beaudenem Barrettem na pozycji łącznika ataku (Damian McKenzie w rezerwie) i z Ardiem Saveą jako rwaczem (więc na boisku pozycji wiązacza znalazło się miejsce jednocześnie dla niego i dla Wallace’a Sititiego). Już na samym początku meczu Nowozelandczycy stracili z urazem głowy Samipeniego Finaua – jego miejsce zajął młody Peter Lakai i właśnie on parę minut później zaliczył przyłożenie finalizując świetną akcję Savei. Jego ekipa kontrolowała spotkanie, a po przyłożeniu Cama Roigarda, który ukradł piłkę Grégory’emu Alldrittowi po młynie po półgodzinie prowadziła już 14:3. Francuzi jednak w końcu odpowiedzieli przyłożeniem debiutanta Romaina Burosa i do przerwy było już tylko 17:10. Po przerwie poszli za ciosem: najpierw doprowadzili do remisu, a po przyłożeniu Louisa Bielle’a-Biarrey’a sami zyskali siedmiopunktową przewagę. Ostatnie pół godziny to była wymiana karnych – McKenzie trafił czterokrotnie, podczas gdy Ramos tylko dwa razy, ale Francji wystarczyło to do utrzymania przewagi i odniesienia jednopunktowego zwycięstwa – trzeciego z rzędu nad Nową Zelandią.

Irlandia – Argentyna 22:19. Pierwszym testem weekendu, w sumie nie mniej ciekawie zapowiadającym się od dwóch wyżej opisanych, było starcie Irlandii z Argentyną. Gospodarze wyszli na boisko w składzie bardzo podobnym do tego sprzed tygodnia (dwóch debiutantów pojawiło się na ławce, w tym Sam Prendergast), Argentyńczyków za to wzmocnił m.in. Pablo Matera. Spotkanie zaczęło się od żółtej kartki jednego z gości i błyskawicznych 12 punktów gospodarzy. Goście zniwelowali stratę dzięki trzem karnym Tomása Albornoza, ale Irlandczycy ponownie odskoczyli dzięki drop-goalowi Jacka Crowley’a i kolejnej siedmiopunktowej akcji, po której prowadzili 22:9. Drugą połowie goście zaczęli od odrobienia większości strat, ale przez ostatnie pół godziny żadna ekipa nie zdobyła już punktu (choć obie miały okresy gry w przewadze liczebnej, a w samej końcówce Argentyna przycisnęła gospodarzy i straciła piłkę w ostatniej akcji po kontrowersyjnej decyzji sędziego). Cenna wygrana Irlandczyków, ale błysku w tym meczu nie pokazali. Kartek w tym meczu było więcej niż przyłożeń.

Walia – Australia 20:52. Koszmar Walijczyków trwa, a Warren Gatland chyba już drży o swoją posadę (licznik kolejnych porażek Walii przeskoczył na liczbę 11). Tym razem dokonał czterech zmian w wyjściowym składzie – musiał obyć się m.in. bez kontuzjowanego Tomosa Williamsa, a w piętnastce pierwszy raz od roku znalazł się Jac Morgan. Australijczycy wzmocnili się graczami spoza kraju, Willem Skeltonem i Samu Kerevim, natomiast tylko na ławce znalazł się Joseph Sua’ali’i; nie było też kontuzjowanego kapitana Harry’ego Wilsona. Pierwszą groźną akcję Australijczyków gospodarze powstrzymali, ale po 25 minutach goście i tak prowadzili 19:0. Walijczycy dali trochę nadziei swoim kibicom w końcówce pierwszej połowy zdobywając 13 punktów. Po przerwie Kerevi zobaczył czerwoną kartkę, ale Australijczycy mimo osłabienia zaczęli zdobywać przyłożenie za przyłożeniem i ponownie odjeżdżać gospodarzom. Okres 20 minut osłabienia wygrali 14:o, a to nie był koniec. W sumie w drugiej połowie zdobyli pięć przyłożeń, a hat-tricki skompletowali zawodnicy, którzy punktowanie zaczęli już przed przerwą – Tom Wright (nota marzeń od planetrugby.com, 245 m z piłką) i Matt Faessler (pierwszy młynarz, który tego dokonał w historii Wallabies). Trybuny Principality Stadium zaczęły pustoszeć jeszcze przed końcowym gwizdkiem. Można zrozumieć, skoro musieli oglądać sceny takie jak ta: https://x.com/i/status/1858215550532632766.

Włochy – Gruzja 20:17. Cóż za stracona szansa Gruzinów, którzy zagrali znakomitą pierwszą połowę, ale zmarnowali drugą. Z pierwszą linią młyna niemal w całości z Top 14, błysnęli przede wszystkim tyłami. Najpierw przepiękna akcja formacji ataku skończona przez niezwykle skutecznego Akakiego Tabucadze (https://x.com/i/status/1858246910806778041), a potem Dawit Niniaszwili wyprowadził indywidualną akcję z własnej połowy, pokonał trzech przeciwników i obsłużył Wasila Lobżanidze (https://x.com/i/status/1858157205595316366). Niniaszwili zaimponował nie tylko w tym momencie: znakomicie walczył o piłkę w powietrzu, wchodził w rywali jak w masło, a na koniec pierwszej odsłony powstrzymał w ostatniej chwili akcję rywali, która wydawała się nie do powstrzymania. Do przerwy było 17:6 i Gruzini naprawdę wyglądali znakomicie. Po przerwie jednak obraz gry się zmienił – Gruzini darowali rywalom karne jeden po drugim, a Włosi (którym brakowało w składzie Ange Capuozzo) zdobyli dwa przyłożenia i wygrali trzema punktami. Cóż, Gruzini przegrali, ale walczyli jak równy z równym z ekipą z Pucharu Sześciu Narodów. I pytanie: czym sobie zasłużyli na odcięcie od meczów z elitą od 2026?

Szkocja – Portugalia 59:21. Szkoci nie dali szans ekipie z drugiego światowego szeregu, mimo eksperymentalnego składu z trzema debiutantami (w tym dwoma w wyjściowej piętnastce), z nowym kapitanem Staffordem McDowallem, wzmocnionego jednak wracającym Darcym Grahamem. W ekipie Portugalii zwracali uwagę dwaj młodzi bracia Martinsowie, a także ponownie Samuel Marques. Pierwsze 40 minut to dominacja Szkotów, którzy po pięciu przyłożeniach prowadzili 33:0. Dopiero wtedy Portugalczycy odpowiedzieli. Jednak drugą połowę też wygrali Szkoci, choć dla gości przyłożenia zdobyli Marques i Raffael Storti.

Poza tym:

  • Japonia – Urugwaj 36:20 (mecz dwóch drużyn z drugiej dziesiątki światowego rankingu, rozegrany we francuskim Chambéry; starcie wyrównane do początku drugiej połowy – ekipa z Ameryki prowadziła na początku meczu, a potem wróciła na czoło po przerwie – było 20:18; wtedy jednak Urugwajczycy zatrzymali się, a Japończycy odskoczyli z punktami, nie zaszkodziła im nawet gra przez ostatni kwadrans w czternastkę po czerwonej kartce Warnera Dearnsa – ten okres wygrali 8:0);
  • Hiszpania – Fidżi 19:33 (znakomity test i prawdziwe święto rugby w Hiszpanii – obejrzało go w Valladolid 15 tys. kibiców; Hiszpanie nieoczekiwanie wygrywali do przerwy 10:7, i to pomimo gry przez blisko 10 minut w trzynastkę, a na początku drugiej połowy podnieśli prowadzenie do stanu 19:7, m.in. dzięki 55-metrowemu karnemu – i choć ostatecznie przegrali, daleko było od spodziewanego pogromu);
  • Stany Zjednoczone – Tonga 36:17 (kolejny mecz w Chambéry między drużynami z końców świata; po pierwszym przyłożeniu wyspiarzy, kolejne trzy poszły na konto Amerykanów, którzy jednak jeszcze przed przerwą zostali w czternastkę po czerwonej kartce; mimo to kontynuowali punktowanie i grając w osłabieniu zaliczyli dwa przyłożenia);
  • Rumunia – Kanada 35:27 (wygrana Rumunii, tym razem wzmocnionej trzema „Francuzami”, mimo trzech kartek – dwóch żółtych, a na kwadrans przed końcem także czerwonej; nerwowa druga połowa, w której szala mogła przechylić się na obie strony);
  • Holandia – Chile 20:17 (Holendrzy pokazali, że ich celem jest Puchar Świata i pokonali uczestnika ostatniej takiej imprezy – pierwszy raz w historii; zacięty mecz, sporo błędów gości, m.in. w doliczonym czasie gry przy walce o przyłożenie, które zmieniłoby wynik meczu – podanie do przeciwnika);
  • Korea Południowa – Zimbabwe 22:27 (świetny początek gości z Afryki, którzy po 10 minutach prowadzili 17:0; potem gospodarze się obudzili, ale nie zdołali odrobić całości strat);
  • Hongkong – Brazylia 38:17 (drugi mecz dwumeczu w Hongkongu i rewanż gospodarzy za porażkę z pierwszego spotkania; mecz wyrównany przez pierwszą godzinę, ale potem gospodarze zdobyli trzy przyłożenia, które losy starcia ostatecznie przesądziły);
  • Uganda – Kenia 5:21 (drugi mecz o Elgon Cup i drugie zwycięstwo Kenii, tym razem bardziej przekonujące – po pierwszej połowie wygranej 21:0 i świetnej obronie w drugiej odsłonie; swoją drogą, nie odbył się dwumecz kobiet – z uwagi na siódemkowe mistrzostwa kontynentu sprzed tygodnia);
  • Zjednoczone Emiraty Arabskie – Niemcy 20:26 (gospodarze zaczęli od przyłożenia, ale potem jeden z ich graczy zobaczył czerwoną kartkę i zaczęli tracić punkty – grali w osłabieniu godzinę, w tym 10 minut w trzynastkę, w tej sytuacji ten wynik trzeba uznać za całkiem niezły);
  • Anglia A – Australia A 38:17 (niewielkie pocieszenie dla Anglików, zadecydowało 28 punktów zdobytych w ostatnich 25 minutach).

Z kraju

Pierwsza nowina właściwie nie z kraju, ale z Pragi – tam reprezentacja Polski U20 uczestniczy w mistrzostwach Europy. W niedzielę rozegrano pierwszą rundę spotkań, ćwierćfinały. Polska grała z Rumunią. Po 10 minutach było już 0:20 – najpierw dwa dalekie karne (jeden z połowy boiska, Rumunom pomagał wiatr, potem dwa przyłożenia na skrzydłach). Dopiero wtedy przebił się (dosłownie) skrzydłem Mateusz Dogiel i było 5:20. Polacy mieli jednak duże problemy w młynach, darowali rywalom młyny i karne, i w efekcie przegrali pierwszą połowę 5:34 (stracili jeszcze przyłożenie i trzy kolejne karne, w tym znowu jeden z połowy boiska, do tego byli bliscy straty kolejnego przyłożenia po niesamowitej kontrze rywali), a na dodatek kończyli ją w czternastkę po żółtej kartce filara za powtarzające się błędy w młynach. Druga połowa była znacznie lepsza w wykonaniu naszych reprezentantów – zaliczyli długi okres dominacji, na którego początek i koniec zdobyli dwa przyłożenia (oba według tego samego schematu: nielegalne powstrzymanie przez Rumunów naszego ataku, żółta kartka dla jednego z nich, i – jeśli dobrze dostrzegłem w obu przypadkach – przyłożenie Dogiela po szybkim rozpoczęciu po karnym na 5 m). Jednak 29 punktów straty to było zbyt dużo, tym bardziej, że Rumuni też punktowali, wykorzystując jedyną swoją okazję w okresie dominacji naszych, a potem dorzucając kolejne przyłożenie w końcówce. Skończyło się wynikiem 22:48. W drugiej rundzie (półfinały zmagań o miejsca 5–8) młodzi Polacy zmierzą się w środę z Niemcami. A poza tym bez niespodzianek: Portugalia – Czechy 59:7, Holandia – Niemcy 61:34 i Belgia – Szwajcaria 61:0. W półfinałach zagrają Belgia z Portugalią i Holandia z Rumunią.

Równolegle rywalizowali osiemnastolatkowie, jednak bez Polaków. Tu w pierwszej rundzie sensację sprawili gospodarze – Czesi pokonali w ćwierćfinale Portugalię 14:10 (zwycięzcy zaimponowali obroną, do przerwy prowadzili 11:0, a w drugiej połowie zdołali obronić zwycięstwo). Dodajmy, że rok temu w tej kategorii Czesi walczyli o siódme miejsce, a Portugalczycy grali w trzech ostatnich finałach tej rywalizacji. W pozostałych trzech meczach bez zaskoczenia – Gruzini rozgromili Niemców 67:0, Hiszpanie ograli Belgów 34:0, a Holandia pokonała Rumunię 28:12.

W I lidze rozegrano zaległy mecz trzeciej kolejki pomiędzy AZS AWF Warszawa i Watahą Zielona Góra. Zwyciężyli 32:15 akademicy, zapisując na swoje konto punkt bonusowy (ciekawostka – dziewięć przyłożeń w meczu i tylko jedno skuteczne podwyższenie). Dzięki tej wygranej i sporej liczbie punktów bonusowych uzbieranych w sezonie, AZS zrównał się punktami (choć ma jedno zwycięstwo mniej na koncie) ze Spartą Jarocin i awansował na drugie miejsce w lidze, przeskakując Legię. Wataha wciąż czeka na pierwszą wygraną. Do rozegrania z rundy jesiennej pozostało jeszcze zaległe spotkanie Rugby Wrocław z Hegemonem Mysłowice.

W II lidze rozegrano ostatnią, siódmą kolejkę rundy jesiennej, ale niepełną – nie odbyło się spotkanie pomiędzy rezerwami AZS AWF Warszawa i Budowlanych Lublin (przeniesione na kolejny weekend). Rozegrano dwa mecze: RK Warszawa pokonał Koma RT Olsztyn 57:15, ale nie awansował na pierwsze miejsce – w Lubinie wygrały bowiem nad Miedziowymi prowadzące w tabeli rezerwy Budowlanych Łódź (było 21:62). Łodzianie mają jednak jako jedna z niewielu drużyn komplet spotkań na koncie – warszawiacy mają jedno do nadrobienia.

W meczach czwartej kolejki centralnej ligi juniorów AZS AWF Warszawa uległo Orkanowi Sochaczew 0:63, Budowlani Lublin przegrali z Juvenią Kraków 24:31, a Arka Gdynia została pokonana przez Budowlanych Łódź 14:37. W grupie A prowadzą Budowlani Łódź z bilansem 3:1 (niepokonane jest Ogniwo Sopot, ale dotąd zagrało tylko dwa mecze), a w grupie B dominuje Orkan Sochaczew (cztery zwycięstwa w czterech meczach, bilans małych punktów 230:8).

Przed meczem z Litwą odbyło się nadzwyczajne walne zgromadzenie delegatów PZR. Jego przedmiotem miała być ocena działalności Związku w 2023 i wybory uzupełniające skład jego Zarządu (wskutek niedawnego złożenia rezygnacji przez większość dotychczasowych członków). Ocena wypadła kiepsko – delegaci nie przyjęli sprawozdania z działalności Zarządu, a sprawozdanie finansowe w ogóle nie zostało poddane pod głosowanie (z powodu „błędów technicznych” nie zostało ono zatwierdzone przez biegłego rewidenta). Z kolei sprawozdanie Komisji Rewizyjnej, która wnioskowała o odrzucenie sprawozdań Zarządu (choć nie potępiała go w czambuł), zostało przyjęte. Odbyły się wybory uzupełniające do Zarządu – mamy ośmiu nowych członków, przy czym ciekawostka: pięciu z nich pochodzi z grona, które niedawno złożyło rezygnację. Swoją drogą, zaintrygowało mnie zdanie w informacji z obrad o przedstawieniu ustaleń związanych w 2025 turnieju pod egidą World Rugby w Krakowie. Czyżby jednak szansa na Challengera nie była całkiem stracona? A może potwierdzono, że nie ma szans? Uwielbiam takie nic niemówiące informacje…

Ze świata

W Europie zagrały dwie kobiece reprezentacje, Bułgarii i Chorwacji. Był to rewanż za spotkanie sprzed roku (dla Chorwatek drugi mecz oficjalny w historii, a dla Bułgarek czwarty) – i drugi raz wygrały Chorwatki, tym razem 17:10.

Po jedenastej kolejce francuskiej drugiej ligi, Pro D2, na czele tabeli pozostało Grenoble – liderzy pokonali Angoulême 37:7 (wcale nie tak pewnie, bo 21 punktów zdobyli dopiero w ostatnim kwadransie). Bez zmian także na drugim miejscu – zajmujące je Montauban wygrało na wyjeździe z Agen 25:18. Z podium spadło natomiast Provence po bardzo bolesnej wyjazdowej porażce z Biarritz – Baskowie wygrali to spotkanie 25:0. Na trzecią lokatę w tej sytuacji wspięło się Brive po także wyjazdowej wygranej nad beniaminkiem z Nicei 26:16. Poza tym Colomiers przegrało z Béziers 40:44 (szalony, efektowny mecz, rozstrzygnięty przyłożeniem zwycięzców w czasie, gdy gospodarze grali w trzynastkę), Aurillac wygrało z kiepsko radzącym sobie w tym sezonie Nevers 42:10, Valence Romans odniosło niezwykle cenne zwycięstwo nad Oyonnax 18:16, a Dax pokonało Mont-de-Marsan 40:11. W strefie spadkowej pozostały Valence Romans i Nicea, ale ta pierwsza drużyna zrównała się punktami z Nevers i Oyonnax (którego tak niska lokata jest raczej zaskoczeniem).

W Argentynie rozegrano mecz o Nacional de Clubes czyli starcie mistrzów okręgu Buenos Aires i reszty kraju. Pierwszy raz w historii zagrała w nim drużyna Tucumán Lawn Tennis i w swoim pierwszym starcie wygrała 22:17 z Alumni. To pierwszy triumf klubu z prowincji od 13 lat (i czwarty w historii tej rywalizacji, toczonej od 1993).

Sporo wieści z World Rugby, a najważniejsza z nich dotyczy wyborów na przewodniczącego tej organizacji oraz członków komitetu wykonawczego. Nowym szefem WR został Australijczyk Brett Robinson, wspierany przez federację angielską (której odwdzięczył się, jak można było się spodziewać, nominacją Jonathana Webba na wiceprzewodniczącego). Jest pierwszym przewodniczącym WR pochodzącym z półkuli południowej. Niestety, jego celem jest ochrona skostniałego modelu zarządzania WR, z którego wypowiedzi wynika troska wyłącznie o pieniądze federacji z tier 1. Który widzi największe zagrożenie dla rugby union w konkurencji pokrewnych kodów (co, owszem, jest prawdziwe w jego ojczystej Australii, ale nie jest powszechną chorobą i największym problemem rugby). Który postuluje zmiany w przepisach, których efektem ma być przyspieszenie gry, ale ten punkt jego programu obejmuje również poparcie dla 20-minutowych czerwonych kartek. W pierwszym wywiadzie po wyborach, zapytany, co można zrobić dla rugby z poziomu tier 2, wspomniał tylko o wyspach Pacyfiku i (niezwykle znamienne) Argentynie i Japonii. Kiepsko to wróży rozwojowi naszego sportu. Robinson o włos w drugiej turze głosowania pokonał Abdelatifa Benazziego – było 27:25 (w pierwszej rundzie 22:21 przy 9 głosach dla popieranego przez kraje celtyckie i Włochy Andrei Rinaldo). W mediach pojawiają się informacje, jakoby języczkiem u wagi miały być dwa głosy Rugby Africa, a ceną za nie miało być poparcie dla szefa tej organizacji, Herberta Mensaha, w wyborach do komitetu wykonawczego. Znalazł się tam też delegat kanadyjski (a w Ameryce Północnej Robertson uzbierał cztery głosy). Cała szóstka nowowybranych członków Rady pochodzi z krajów anglojęzycznych. A Benazzi mówi, że po prostu wygrał system, który on chciał zmienić.

W World Rugby odbyło się też głosowanie nad prowadzeniem w przyszłym roku globalnych testów zmian w przepisach. Zatwierdzono zmiany dotyczące wprowadzania zegarów odmierzających czas na organizację młynów i autów oraz ochrony łącznika młyna podczas stałych fragmentów gry. Odrzucono dwie proponowane zmiany: zgodę na chwyt mark bezpośrednio po wznowieniu gry oraz nakaz zagrania piłki z maula już po pierwszym przystanku. Odłożona została natomiast decyzja wzbudzająca najwięcej emocji – pomysł z 20-minutowymi czerwonymi kartkami. W tym zakresie WR przeszkadzał krótki czas trwania jesiennych testów, podczas których to rozwiązanie jest sprawdzane, co powoduje brak materiałów do analizy. Cóż, oby do wprowadzenia w życie tej zasady na szerszą skalę nie doszło, ale to odroczenie kiepsko wróży.

Dyskusję wzbudza nowa interpretacja przepisów dotyczących walki o wysoko zawieszane piłki, na którą WR uczuliło sędziów przed jesiennymi testami. Zgodnie z nią zawodnicy nie mogą pozostawać między drużyną atakującą a zawodnikiem łapiącym piłkę, tworząc swego rodzaju blok. Richard Wigglesworth wyraził opinię, że choć zmiana ta faktycznie zwiększa szanse drużyny atakującej na odzyskanie piłki (i walka o nią robi się ciekawsza), to w praktyce zwiększa ilość kopów w grze, a dodatkowo daje możliwość karania drużyny broniącej za sytuacje zupełnie przypadkowe. Z kolei Henry Slade uważa, że przy stosowaniu tej interpretacji pojawia się więcej młynów. Obaj uważają tę zmianę za zbędną.

I jeśli przy World Rugby jesteśmy, to jeszcze jedna nowinka: trzy federacje zostały pełnymi członkami tej organizacji. Są to Egipt, Lesotho i Gwatemala.

Zmiany w Rugby Europe Championship – w ostatnich sezonach na zakończenie rozgrywek mieliśmy superniedzielę z czterema pojedynkami finałowymi rozegranymi jeden po drugim na jednej arenie. W tym sezonie będzie inaczej – pojedynki finałowe będą rozgrywane na boiskach ich uczestników – tych, którzy będą wyżej notowani po fazie grupowej.

Francuska prasa podała, że finały europejskich pucharów, Champions Cup i Challenge Cup, w 2027 zostaną rozegrane w Lyonie. Przypomnijmy, że przyszłoroczne odbędą się w Cardiff, a w 2026 gospodarzem będzie hiszpańskie Bilbao. Głównym rywalem Lyonu miał być Rzym.

Opublikowano wyniki finansowe szkockiej federacji za rok obrotowy (tym razem 13-miesięczny) kończący się 30 czerwca 2024. Przychody wzrosły o 6 mln funtów, ale jednocześnie wzrosła też strata – ta wyniosła 11,3 mln funtów. Sprawozdanie zakłada powrót do zysków w ciągu dwóch lat, ale póki co różowo to nie wygląda.

Drobiazg przeoczony w komunikacie World Rugby na temat nowego formatu SVNS w nadchodzącym sezonie (dla przypomnienia: skróconym o jeden turniej, bez ani jednego przystanku w Europie). Finałowy turniej w Los Angeles został nazwany SVNS World Championship, co można traktować jako kolejny sygnał porzucenia idei Pucharu Świata w Rugby 7 (po kapsztadzkim z 2022, nie ma żadnych wzmianek o imprezie w 2026 – ja tak sobie myślę, odrywając się na chwilę od rzeczywistości, że Kraków byłby idealną lokalizacją).

Angielscy Wasps liczą na dopuszczenie do rozgrywek Championship w przyszłym sezonie, tymczasem myślą też o budowie nowego obiektu – chcieliby powrócić do Londynu po nieprzemyślanej przeprowadzce do Coventry sprzed dekady. Nowy stadion miałby powstać w Swanley, na południowo-wschodnich przedmieściach Londynu, tuż za granicą Kentu. Budowa to jednak pieśń przyszłości.

Z wieści transferowych:

  • Suliasi Vunivalu nie pojawił się w składzie Reds na przyszły sezon Super Rugby Pacific – jako medyczny joker dołącza do francuskiego La Rochelle.

Do poczytania: tekst Lawrence’a Nolana w portalu planetrugby.com o zamieszaniu z czerwonymi kartkami w testach (20-minute red card system laid bare as directives make ‘messy situation significantly messier’).

Zmarł Derrick Grant, reprezentant Szkocji z lat 60., uczestnik wyprawy British & Irish Lions z 1966; trener reprezentacji Szkocji w latach 80.

Polacy za granicą

Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia.

Anglia:

  • Tomasz Pozniak (Rams RFC, National League 1): zagrał cały mecz przeciwko Sedgley Park, wygrany 40:22. Rams wciąż niepokonani i wciąż na czele ligi;
  • Ross Cooke (Oxford Harlequins RFC, National League 2 East): zagrał cały mecz przeciwko Worthing, wygrany 34:20. Harlequins wciąż na 11. miejscu w grupie;
  • Peter Hudson-Kowalewicz (Hull RUFC, National League 2 North): zagrał cały mecz przeciwko Chester, przegrany 19:39. Hull pozostało na 11. miejscu w grupie.

Irlandia:

  • Michał Haznar (Naas RFC, All-Ireland League D1B): wyszedł w podstawowym składzie w meczu z Dublin University, przegranym 22:24. Naas pozostało czwarte w lidze;
  • Jakub Wojtkowicz (Sligo RFC, All-Ireland League D2B): wyszedł w podstawowym składzie i zdobył przyłożenie w meczu z Rainey, przegranym 20:24. Sligo spadło na ósme miejsce na swoim poziomie.

Szkocja:

  • Ronan Seydak (Heriot’s RC, Premiership): wyszedł w podstawowym składzie i zdobył przyłożenie w meczu z Kelso wygranym 24:17. Jego drużyna wciąż jest wiceliderem ligi;
  • Zenon Szwagrzak (Melrose Rugby, Premiership): wyszedł w podstawowym składzie w meczu z Edinburgh Accies, wygranym 30:19. Melrose pozostało na piątym miejscu w lidze.

Zapowiedzi

W przyszłym tygodniu znowu w grze nasze reprezentacje i to obie w Pradze: seniorska zmierzy się z Czechami w drugim meczu Rugby Europe Trophy, a U20 zagra w dwóch kolejnych rundach mistrzostw Europy (już w środę z Niemcami). W RET oprócz meczu Polski z Czechami odbędzie się jeszcze spotkanie Chorwacji z Litwą. A w kraju zaległy mecz II ligi.

Główny obiekt uwagi na świecie to oczywiście kolejny weekend meczów testowych. Grają: Francja – Argentyna, Walia – Południowa Afryka, Szkocja – Australia, Włochy – Nowa Zelandia, Anglia – Japonia, Irlandia – Fidżi, Gruzja – Tonga, Rumunia – Urugwaj, Hiszpania – Stany Zjednoczone, Szkocja A – Chile.

W Afryce zapowiadana w poprzednich „szponach” na ten weekend rywalizacja o awans do Pucharu Narodów – jednak zamiast w weekend zacznie się w Maroku dopiero w środę. W pierwszej rundzie zmierzą się Madagaskar z Kamerunem i Maroko z Botswaną. W niedzielę finał tej grupy.

Mimo gry reprezentacji dziesiątą kolejkę rozegrają drużyny Top 14 – głównym punktem programu będą derby Paryża.

A oprócz tego siódemkowe mistrzostwa Ameryki Północnej.

2 komentarze do “Zwycięzców się nie osądza”

  1. Mnie się nasunęło pytanie. Czy reprezentacja Polski seniorów miała kiedykolwiek w oficjalnym meczu młodszą linię młyna niż w drugiej połowie meczu z Litwinami?

    Odpowiedz

Dodaj komentarz