10 zwycięstw Francuzów

Świetny początek francuskich klubów w europejskich pucharach – aż dziesięć z nich zwyciężyło, najbardziej imponująco Tuluza, mierząca w kolejny triumf w Champions Cup, ale świetnie pokazały się też Bordeaux, Clermont czy Tulon. Nie tylko jednak Francuzi są w tych rozgrywkach, trzy zwycięstwa z czterech meczów zaliczyli też Irlandczycy z Leinsterem na czele. Jednak stuprocentową skuteczność ma tylko Gruzja 😉

Champions Cup

Ruszyły europejskie puchary. Faza pucharowa tak jak w ostatnich latach w kuriozalnym, mało zrozumiałym dla kibiców formacie, ale polskich fanów cieszy fakt, że na antenie polskiej telewizji rugby wreszcie zagościło – na kanałach Polsatu Sport znalazło się pięć meczów tego weekendu.

Bath – Stade Rochelais 20:24. Wśród nich był mecz otwarcia w Champions Cup, rozgrywany przy fatalnej pogodzie (zresztą, nie jedyny taki w ten weekend), co zaowocowało mnóstwem błędów po obu stronach. Jednak emocji nie zabrakło, a i znakomite rozegrania się zdarzyły. Pierwsze punkty w spotkaniu zaliczył z karnego Finn Russell dla Bath, ale reszta pierwszej połowy należała do gości, którzy zdobyli w niej trzy przyłożenia. Szczególnie morderczy byli pomiędzy 26. i 31. minutą, gdy dwukrotnie po autach w polu 22 m rywali meldowali się na ich polu punktowym. Najpierw po kilkunastometrowym, niesamowitym maulu autowym, a za drugim razem, gdy Bath szykował się do obrony maula, po znakomitym indywidualnym wejściu uznanego najlepszym graczem spotkania Tawery Kerra-Barlowa. Bath miało swoje szanse, ale nieliczne, i do przerwy przegrywało 6:21. Po przerwie zaczęło odrabiać straty – w ciągu kwadransa zaliczyło dwa przyłożenia i zmniejszyło dystans do jednego oczka. Ale moment później roszelczycy powiększyli swój dorobek o trzy punkty z karnego, a przez ostatnie 20 minut spotkania wynik już się nie zmienił. Cenna wygrana La Rochelle na start europejskiej przygody, zwłaszcza, że tydzień temu sensacyjnie przegrali w lidze z Vannes.

Stormers – RC Toulonnais 14:24. Odrobinę nieoczekiwane zwycięstwo francuskich milionerów w Południowej Afryce. Zaczęło się od prowadzenia Tulonu 10:0, ale tuż przed przerwą gospodarze wyszli na czoło i wygrywali 14:10. Po przerwie jednak prowadzenie stracili – gdy grali w osłabieniu, stracili przyłożenie, ale wciąż przegrywali tylko trzema punktami. Aż do momentu, gdy na kwadrans przed końcem Mannie Libbok został skutecznie zaszarżowany, puścił piłkę z rąk i Baptiste Serin pomknął po trzecie przyłożenie Francuzów. Ustalony wtedy wynik 24:10 dla Tulonu przetrwał do końca, ale w ostatnich minutach sporo na boisku się działo – w końcówce na boisku mieliśmy tylko 27 zawodników. Najpierw sędzia pokazał czerwoną kartkę jednemu z Francuzów po bardzo niebezpiecznej szarży na Libboku (który wylądował w szpitalu), a zaraz potem żółtą kartkę jednemu z jej kolegów. Stormers jednak zamiast wykorzystać podwójną przewagę, sami po kilkudziesięciu sekundach zrobili żółty kartonik i ostatecznie żadnych punktów nie zdobyli (nie sięgnęli nawet po defensywny bonus).

Union Bordeaux-Bègles – Leicester Tigers 42:28. Wicelider ligi francuskiej długo zmagał się z Anglikami, w których składzie zabrakło kilku podstawowych graczy. To Tigers zdobyli pierwsze przyłożenie w meczu, a potem ilekroć gospodarze wyrównywali, Anglicy ponownie odskakiwali im na dystans siedmiu oczek. Do przerwy było 14:21. Jednak początek drugiej odsłony zupełnie odmienił spotkanie: w ciągu paru minut Bordeaux zdobyło trzy przyłożenia (w tym dwa w wykonaniu wschodzącej gwiazdy francuskiego rugby, Louisa Bielle’a-Biarrey’a, a wszystkie trzy z udziałem Damiana Penaud). Zyskało 14 punktów przewagi, którą pod koniec meczu jeszcze zwiększyło po przyłożeniu Nicolasa Depoortère’a. Przyłożenie zdobyte przez Tigers w ostatniej akcji meczu pozwoliło gościom jedynie na wywalczenie punktu bonusowego.

Stade Toulousain – Ulster 61:21. Pierwszy raz od dawna zobaczyliśmy na boisku razem parę łączników Antoine Dupont – Romain Ntamack. I obaj mocno przyczynili się do zwycięstwa swojej drużyny, najwyższego w całym pierwszym weekendzie europejskich pucharów. Właśnie Dupont już w 2. minucie meczu zapoczątkował akcję, która skończyła się pierwszym przyłożeniem Francuzów. Chwilę potem przyłożenie dorzucił Ntamack po asyście łącznika młyna, a po półgodzinie Tuluza prowadziła już 33:7 (i jedno z przyłożeń zapisał na swoje konto sam Dupont). Do przerwy było 40:14, a w drugiej połowie gospodarze nadal przeważali. M.in. znów Dupont zaliczył znakomitą asystę przekopem przez 3/4 szerokości boiska przy drugim przyłożeniu Ange Capuozzo, a na sam koniec spotkania jego ekipa zaliczyła dziewiąte swoje przyłożenie, tym razem karne.

Bristol Bears – Leinster 12:35. To był jeden z najciekawiej zapowiadających się pojedynków tego weekendu – mierzyli się wicelider Premiership z liderem URC. Na dodatek debiut w barwach Leinsteru zaliczał Nowozelandczyk Jordie Barrett (który zaczął mecz na ławce rezerwowych). Na pierwsze punkty w tym meczu kibice czekali aż pół godziny. Obie drużyny grały o pełną stawkę, nie kopały karnych na słupy, ale rywale skutecznie bronili, było sporo błędów. Dopiero gdy Leinster po dwóch żółtych kartkach obejrzanych w ciągu dwóch minut został na boisku w trzynastkę, bristolczycy otworzyli wynik. Zamiast jednak wykorzystać resztę okresu podwójnej przewagi, punkty stracili – Irlandczycy wyprowadzili akcję, którą przy odrobinie szczęścia po kopie Sama Prendegasta wykończył Jordan Larmour i do przerwy było 7:7. Druga połowa też z początku była wyrównana, do tego stopnia, że gdy sędziemu skończyła się cierpliwość do psutych młynów, kartkami ukarał filarów z obu drużyn. Na boisku zrobiło się luźniej, a chwilę później piękną indywidualną akcją prowadzenie Leinsterowi dał Predergast. Tak jak przez pierwsze 50 minut kibice mogli narzekać na brak płynnej gry, tak od tego momentu Leinster zaczął szaleć. W ciągu kolejnych 5 minut Irlandczycy zaliczyli dwa kolejne przyłożenia, gdy najpierw Jordie Barret oszukał dwóch rywali, a potem znowu Prendergast obsłużony przez RG Snymana zameldował się w polu punktowym gospodarzy. A kolejne 5 minut później przewagę gości powiększył jeszcze Josh van der Flier. Pięć punktów Gabriela Ibitoye pod koniec spotkania niewiele już zmieniło. Leinster mocnym akcentem zaczął europejską przygodę – do ilu to razy sztuka?

Poza tym:

  • ASM Clermont – Benetton Treviso 28:0 (clermontczycy są ostatnio w dobrej formie, a zwycięstwo bez straty punktów to znakomity wstęp do europejskich pucharów; Benetton walczył w drugiej połowie, która jednak skończyła się czwartym, bonusowym przyłożeniem Francuzów);
  • Sharks – Exeter Chiefs 39:21 (trudno było oczekiwać przełamania fatalnej passy exeterczyków na wyjeździe na południowej półkuli i już w pierwszej połowie stracili cztery przyłożenia; iskierka nadziei angielskim kibicom mogła się zapalić pod koniec, gdy gospodarze zebrali serię żółtych kartek i zostali na boisku nawet w dwunastkę – cóż z tego, skoro tej przewagi goście nie wykorzystali; cena wygranej Sharks jest jednak spora – kolejnych kilku kontuzjowanych graczy, w tym Eben Etzebeth z wstrząśnieniem mózgu);
  • Northampton Saints – Castres Olympique 38:8 (cóż z tego, że Castres miało dłużej piłkę w ręce i zrobiło z nią więcej metrów – Saints prowadzili już 31:3, gdy Francuzi zaliczyli swoje jedyne przyłożenie);
  • Munster – Stade Français 33:7 (pewna wygrana Irlandczyków i koszmar Francuzów na początku drugiej połowy, gdy w odstępie paru minut stracili dwóch zawodników z czerwonymi kartkami – drugą z nich po rzuceniu Craiga Casey’a na głowę; paradoksalnie, paryżanie zdobyli przyłożenie właśnie grając w podwójnym osłabieniu, jednak ono niewiele zmieniło);
  • Saracens – Bulls 27:5 (i w tym meczu spore znaczenie miał brak dyscypliny – na początku drugiej połowy, przy wyniku 8:5, Bulls zostali na 10 minut na boisku w trzynastkę i w tym czasie stracili dwa przyłożenia; potem Saracens dorzucili jeszcze jedno, dające im zwycięstwo z bonusem; sporo się mówi o świetnym występie Toma Willisa);
  • Glasgow Warriors – Sale Sharks 38:19 (po kwadransie było 19:0; i choć potem Anglicy zaczęli odpowiadać, Szkoci jeszcze powiększyli przewagę i pewnie wygrali; bohaterem meczu był łącznik młyna George Horne, który zdobył hat-tricka przyłożeń, kompletując go jeszcze przed przerwą);
  • Racing 92 – Harlequins 23:12 (obie połowy od przyłożeń zaczynali londyńczycy, ale mimo dobrych początków i dominacji na boisku obie przegrali; w końcówce mieli na boisku podwójną przewagę, ale nie zdołali zmniejszyć straty, a na odwrócenie losów meczu było zdecydowanie za późno).

Challenge Cup

W Challenge Cup mniej wielkich marek, a i warto pamiętać, że francuskie drużyny walczące w Top 14 często sobie te rozgrywki odpuszczają (przynajmniej na tym etapie). Z różnym efektem, bo na przykład Montpellier mimo rezerwowego składu na wyjeździe wygrało.

Gloucester – Edinburgh 15:10. Najciekawiej zapowiadające spotkanie tej kolejki skończyło się zwycięstwem angielskiej ekipy. Do przerwy był remis 7:7, a w drugiej połowie to właśnie Anglicy zyskali 8-punktową przewagę. Pomógł im w tym 20-minutowy okres gry w przewadze po kolejnych żółtych kartkach rywali – to wtedy zaliczyli jedyne przyłożenie z drugiej połowy (swoją drogą – drugie w tym meczu i zarazem drugie po maulu autowym). Szkoci walczyli do końca, ale punkty zdobyli dopiero na sam koniec spotkania – gdy już nie mogli liczyć na odrobienie całości strat, kopnęli karnego, który pozwolił im przynajmniej zgarnąć bonus defensywny.

Black Lion – Vannes 22:19. Pierwsza wygrana gruzińskiej drużynie w Challenge Cup przed własną publicznością (rok temu wygrali tylko na wyjeździe w Walii). Rywalem był francuski beniaminek z Vannes, opromieniony ubiegłotygodniowym zwycięstwem ligowym nad La Rochelle – do Tbilisi przyjechał jednak z całkowicie wymienionym składzie (wszak kluczowa jest dlań walka o utrzymanie, a droga do Gruzji była daleka). Gruzini tymczasem zagrali w mocnym zestawieniu, a punkty zdobywały dla nich dwie gwiazdy – jedyne przyłożenie zaliczył niezwykle skuteczny skrzydłowy Akaki Tabucadze, a pozostałe 17 punktów zaliczył z kopów łącznik ataku Luka Matkawa. Gruzini prowadzili po pierwszej połowie, w drugiej dzięki karnym Vannes doprowadziło to remisu, ale ostatnie słowo miał Matkawa.

Poza tym:

  • Dragons – Montpellier Hérault 14:18 (wygrana Francuzów mimo rezerwowego w dużej mierze składu, w drużynie m.in. zobaczyliśmy młodego Portugalczyka Nicolasa Martinsa; wszystkie punkty padły w pierwszej połowie – po 20 minutach było 0:18, po 40 minutach 14:18, a potem nikt już punktów nie zdobył – choć Walijczycy przez ostatnie 20 minut nieustannie naciskali, a w ostatniej akcji byli o włos od przyłożenia);
  • Aviron Bayonnais – Scarlets 17:16 (w pierwszej połowie dwa przyłożenia gospodarzy i prowadzenie 14:6, ale tuż przed przerwą Walijczycy zmniejszyli stratę do jednego oczka; w drugiej połowie długo bez punktów, dopiero na pięć minut przed końcem po karnym Scarlets wyszli na prowadzenie, ale chwilę potem będący w tym meczu rezerwowym Joris Segonds odpowiedział tym samym);
  • Lyon OU – Cardiff 37:26 (zacięty mecz, w którym drużyny wymieniały się ciosami, zmieniały na prowadzeniu, a losy zwycięstwa rozstrzygnęły dopiero w ostatnich 20 minutach – w 61. minucie po przyłożeniu Cardiff po raz ostatni wyszło na czoło, ale zaraz po wznowieniu gospodarze odpowiedzieli swoim piątym przyłożeniem, dorzucili podwyższenie i dwa karne i wygrali z bonusem; znów błysnął Dawit Niniaszwili, który miał spory udział w dwóch pierwszych przyłożeniach swojej ekipy, a także Ethan Dumortier, który zapunktował dwukrotnie);
  • Connacht – Zebre Parma 43:12 (pierwsze przyłożenie padło dla Włochów, ale na kolejne czekali niemal do końca meczu, a w międzyczasie punktowali gospodarze, wśród których wyróżnił się trzema przyłożeniami skrzydłowy Chay Mullins);
  • Cheetahs – USA Perpignan 20:20 (dość często na tablicy wyników w tym meczu gościł remis i remisem spotkanie się skończyło; w ostatnich minutach ekipa z RPA cieszyła się przez moment prowadzeniem po karnym, ale po kilkudziesięciu sekundach Francuzi odpowiedzieli tym samym; Cheetahs w roli gospodarzy podobnie jak w ubiegłym sezonie w Amsterdamie);
  • Section Paloise – Newcastle Falcons 32:19 (sześć zmian na prowadzeniu przez pierwszą godzinę, ale potem górę wzięli gospodarze);
  • Ospreys – Lions 30:14 (jedyne zwycięstwo walijskiej drużyny w ten weekend; mecz przeniesiono do Llanelli, siedziby Scarlets, po tym, gdy orkan Darragh uszkodził stadion w Swansei).

SVNS

Uczestnicy SVNS spotkali się po raz drugi w tym sezonie, tym razem w Kapsztadzie. Format turnieju był mocno zmieniony w stosunku do dotychczasowych – aby zmniejszyć obciążenie drużyn grających tydzień po tygodniu zredukowano liczbę gier w weekend z sześciu do czterech. WR podało, że taki format ma być zastosowany w tym sezonie dwukrotnie – właśnie w tych przypadkach, gdy od poprzedniej rywalizacji minie tylko tydzień (drugi taki przypadek nastąpi w Singapurze, gdzie siódemkowicze spotkają się w kolejny weekend po turnieju w Hongkongu). Drużyny podzielono w pierwszej fazie na cztery grupy trzyzespołowe, a następnie ich zwycięzcy grali w play-off o miejsca 1–4, drugie drużyny o miejsca 5–8, a trzecie – 9–12. Kto wie, może takie rozwiązanie ma sens, patrząc na problemy kilku drużyn ze składem. Rozstawienie w grupach nastąpiło według wyników z Dubaju.

W turnieju panów z takiego rozstawienia skorzystali wicemistrzowie z Dubaju, Hiszpanie. Oczywiście, w SVNS nie ma łatwych rywali, ale mimo wszystko ich grupie daleko było do poziomu trudności chociażby tej z udziałem Południowej Afryki, Argentyny i Irlandii. Hiszpanie w grupie wygrali oba swoje spotkania i drugi raz z rzędu awansowali do czołowej czwórki, choć mecze z Kenią i Australią nie były dla nich spacerkiem. Niespodzianką było ostatnie miejsce w tej grupie Australijczyków, skazanych w ten sposób na walkę o miejsca 9–12 (przegrali także z Kenijczykami, będącymi przecież beniaminkiem serii). Oprócz Hiszpanów swoje grupy z dwoma zwycięstwami na koncie wygrali Fidżyjczycy, Południowoafrykańczycy i Francuzi. Mistrzowie sprzed tygodnia zaimponowali 70-punktowym dorobkiem w meczu z Urugwajem. Blitzboks, grający przed własną publicznością, znakomicie poradzili sobie zarówno z osłabionymi Irlandczykami (zaczęli turniej w dziewięciu, w drugim meczu grali w ośmiu), jak i z Argentyńczykami, wysoko wygrywając spotkania z tymi dwoma bardzo groźnymi rywalami. Francuzi, mimo składu mocno zmienionego w porównaniu do tego z igrzysk olimpijskich, odnieśli dwa jeszcze wyższe zwycięstwa – najpierw z Amerykanami 50:12, a potem z All Blacks 47:15 (łącznie aż 15 przyłożeń). Nowozelandczycy mieli jednak poważne kłopoty – z powodu choroby grali przeciw USA tylko 9-, a z Francją 10-osobowym składem.

W półfinale Hiszpanie zmierzyli się z Południową Afryką i znakomicie spotkanie rozpoczęli – do przerwy prowadzili 12:0. Druga połowa to była jednak zupełnie inna historia i ostatecznie to Blitzboks wygrali ten mecz 19:12. Drugim finalistą została Francja, która w powtórce finału igrzysk olimpijskich z Paryża wygrała z Fidżi 19:17, rozstrzygając spotkanie przyłożeniem zdobytym na sam jego koniec. W finale po wyrównanej pierwszej połowie, w drugiej była już bezzębna (nawet grając z przewagą straciła piłkę po przodzie) i to Południowa Afryka ostatecznie wygrała 26:14 – odnosząc pierwszy turniejowy triumf w Kapsztadzie od 9 lat. W meczu o brąz znów dobry początek Hiszpanów, ale potem absolutna dominacja Fidżyjczyków, którzy wygrali 47:10 i pozostali liderami klasyfikacji generalnej cyklu.

W meczu o piąte miejsce spotkały się dwie znakomite drużyny, które tydzień wcześniej w Dubaju walczyły o brąz – i Argentyna znowu wygrała z Nową Zelandią, tym razem 17:12. Australia ostatecznie skończyła rywalizację na dziewiątym miejscu, a Irlandczycy (kończący turniej już tylko w siedmiu) byli ostatni, przegrywając nawet z Urugwajem.

W rywalizacji pań znowu niezwykle pewnie przez fazę grupową przebyły dwie ekipy dominujące na świecie: Australijki (kolejny hat-trick Maddison Levi, tym razem w meczu z Brazylią; w drugim spotkaniu Australijki przetrwały bez straty punktu przeciwko Kanadzie półtorej minuty gry w podwójnym osłabieniu i mecz wygrały, ale warto zwrócić uwagę, że Levi nie zdobyła w nim punktów – pierwszy raz od 27 meczów w SVNS) i Nowozelandki (choć do przerwy nieoczekiwanie przegrywały z Japonią). Do najlepszej czwórki weszły też ponownie Francuzki (które w meczach grupowych zaimponowały obroną – nie straciły ani jednego punktu), nie udało się to natomiast Brytyjkom, które uległy Amerykankom (gwiazdą tej ostatniej drużyny była Nia Tolliver z dubletami przyłożeń w obu spotkaniach grupowych).

Dobra seria Australii i Francji skończyła się w półfinałach. Francuzki, które w grupie miały bilans 36:0, w półfinale przegrały aż 0:43 z Nową Zelandią, tracąc siedem przyłożeń, z których każde zdobyła inna z Black Ferns. Z kolei Australijki prowadziły z Amerykankami 19:7, aby nieoczekiwanie przegrać 19:24. W meczu o brąz od początku pachniało niespodzianką – Francuzki po czterech minutach miały na koncie trzy przyłożenia i wygrywały 17:0. Co prawda potem już nie zdobyły żadnych punktów, Maddison Levi dwukrotnie przyłożyła dla rywalek, a na koniec Francja grała w osłabieniu po czerwonej kartce, ale mimo to wygrała 17:14 i drugi raz z rzędu sięgnęła po turniejowy brąz, podczas gdy Australijki wypadły poza podium (co zdarza im się niezwykle rzadko). W finale też zanosiło się na niespodziankę, gdy Amerykanki wyszły na prowadzenie 12:0. Odtąd jednak punkty zdobywały tylko Black Ferns, które zwyciężyły 26:12. Dzięki tej wygranej zmieniły Australię na prowadzeniu w cyklu.

Piąte miejsce dla Kanadyjek, czwarte przed tygodniem Brytyjki tym razem dopiero siódme. O miejsca 9–12 wśród pań drugi tydzień z rzędu grały te same drużyny: Chiny, Fidżi, Brazylia i Hiszpania. Cóż, coraz większe szanse, że to właśnie te cztery ekipy będą rywalizować z czterema najlepszymi drużynami tegorocznego Challengera o miejsce w cyklu SVNS w kolejnym sezonie. A ta rywalizacja nas interesuje szczególnie.

Z kraju

Oficjalnie potwierdzono, że w Krakowie 11 i 12 kwietnia 2025 odbędzie się trzecia runda Challengera do SVNS – tym razem zarówno kobieca, jak i męska. Pierwsze dwie rundy odbędą się miesiąc wcześniej w Kapsztadzie z udziałem po dwunastu drużyn (kobiety: Polska, Belgia, Czechy, Argentyna, Kolumbia, Hongkong, Tajlandia, Kenia, Uganda, Południowa Afryka, Meksyk i Samoa; mężczyźni: Gruzja, Niemcy, Portugalia, Brazylia, Chile, Japonia, Hongkong, Madagaskar, Uganda, Kanada, Samoa i Tonga). Do Krakowa awansuje po osiem najlepszych drużyn z tych turniejów, a z Krakowa do ostatecznej rywalizacji przeciwko najsłabszej czwórce drużyn z SVNS – po cztery. Cieszy, że są plany, aby krakowski turniej był czymś więcej niż tylko rywalizacją szesnastu drużyn na boisku. Turniej odbędzie się w piątek i sobotę – oby piątkowy termin pozwolił przyciągnąć na trybuny uczniów z krakowskich szkół.

Były przewodniczący Komisji Gier i Dyscypliny Bartosz Marczyński wszedł do innego świata – został członkiem panelu dyscyplinarnego EPCR, czyli spółki zarządzającej rozgrywkami Champions Cup i Challenge Cup. To fantastyczny, pierwszy krok Polaka na takim poziomie rugby.

Reprezentacja Polski w rugby 7 U23 panów wyjechała do Hiszpanii aby wziąć udział w turnieju w hiszpańskiej Villajoyosie.

Zwołane zostało kolejne walne zgromadzenie delegatów PZR, na 28 grudnia, w celu głosowania nad sprawozdaniem finansowym, które nie doszło do skutku w listopadzie. Przy okazji zauważyłem, że na stronie PZR pojawił się (po dwuipółletniej przerwie) protokół z posiedzenia Zarządu (swoją drogą pokazujący problemy z płynnością PZR w momencie spotkania oraz zawierający informację o rozwiązaniu umowy z agencją Nice One z powodu braku środków od sponsora). To zapewne efekt decyzji ministerstwa sportu uzależniającej przyznawanie dotacji od przejrzystości działania. To jednak tylko pierwszy krok, na przykład sprawozdania finansowego mającego być przedmiotem obrad wciąż na stronie PZR nie znajdziemy.

Ze świata

W Amsterdamie odbyło się drugie spotkanie w ramach międzynarodowego, kobiecego dwumeczu pomiędzy Holandią i Brazylią. Zwyciężyły Holenderki, 17:15, ale zwycięstwo wyszarpały dopiero w ostatniej akcji – Brazylia prowadziła nawet 15:3, potem 15:10, ale potężny maul autowy, blisko 20-metrowy, i skuteczne podwyższenie dały wygraną gospodyniom.

Dwa międzynarodowe mecze z udziałem reprezentacji Meksyku rozegrano w sobotę w stolicy tego kraju. W obu gospodarze byli niegościnni. Najpierw grały panie, które wygrały z Jamajką 46:19, a po nich grali panowie, którzy pokonali Kajmany dość podobnym wynikiem, 45:14.

W rugby 7 grano nie tylko w Kapsztadzie – w Honiarze na Wyspach Salomona odbyły się siódemkowe mistrzostwa Oceanii. W turnieju męskim, który toczył się dwa dni, na starcie stanęło aż 15 ekip (w tym trzy drużyny „development” – Fidżi, Australia i Japonia), kobiety natomiast rywalizowały tylko jeden dzień z udziałem 9 drużyn (w tym „rozwojową” ekipą Fidżi). Na starcie zobaczyliśmy drużyny z takich krajów jak Nauru, Tuvalu, Vanuatu czy Kiribati (w dwóch ostatnich przypadkach zarówno męskie, jak i żeńskie). Nieobecni niestety byli reprezentanci Papui-Nowej Gwinei, której federacja została niedawno zawieszona. Ostatecznie wśród mężczyzn triumfowało Samoa, które w finale pokonało 17:12 rozwojową drużynę z Fidżi. Trzecie miejsce dla Tonga, które pokonało 24:19 w meczu o brąz Tuvalu (ta ostatnia drużyna w ćwierćfinale niespodziewanie pokonała Japonię 21:19, a w meczu o trzecie miejsce uległa dopiero w dogrywce!). Samoa i Tonga awansowały do Challengera SVNS. Gospodarze turnieju skończyli go na dziewiątym miejscu, niespodziankę sprawiło Nauru w meczu o 11. lokatę pokonując Nową Kaledonię. Wśród kobiet wygrały Fidżyjki, które pokonały Samoanki 14:5 (skład finału identyczny jak u panów, tylko wynik odwrotny). Przegrane pocieszyły się awansem do Challengera. Trzecie miejsce zgarnęły Tongijki, które w meczu o brąz pokonały gospodynie turnieju 41:5.

Rozegrano trzynastą kolejkę w drugiej francuskiej lidze, Pro D2. Na start kibice zobaczyli mecz Colomiers z Provence – prawdziwa huśtawka, w której drużyny ośmiokrotnie wymieniały się na prowadzeniu, a ostatecznie gospodarze wygrali zaledwie jednym punktem, 31:30. Przegrani pozostali jednak na piątym miejscu w tabeli – w tej kolejce mieliśmy bowiem prawdziwy pogrom czołówki (przegrało pięć spośród sześciu czołowych drużyn). Liderem pozostało Grenoble, ale tylko dzięki bonusowi defensywnemu wywalczonemu przy okazji wyjazdowej przegranej z Mont-de-Marsan 26:30. Punktami zrównało się z liderem Brive, które jako jedyne z czołówki wygrało – pokonało czwarte Béziers 15:10. Przegrało trzecie Biarritz, w niecodziennych okolicznościach: na 10 minut przed końcem traciło do Dax 10 punktów, ale gospodarze zebrali dwie żółte kartki, Baskowie zaliczyli dwa przyłożenia, z czego drugie tuż przed upływem regulaminowego czasu gry. I gdy wydawało się, że ich skromna wygrana jest niezagrożona, Dax odpowiedziało jednak przyłożeniem i wygrało ostatecznie 26:20. Poza tym Aurillac pokonało Valence Romans 18:13 (pięć kartek gości, w tym jedna czerwona, w sumie przegrana stosunkowo niska jak na pół godziny w czternastkę i 20 minut w trzynastkę), Nicea przegrała z Nevers 26:32 (pierwsze przyłożenie w sezonie Andrzeja Charlata nie pomogło beniaminkowi), Agen pokonało Oyonnax 28:14 (spadkowicze z Top 14 grali niemal cały mecz w osłabieniu po czerwonej kartce), Montauban uległo Angoulême 20:27. W strefie spadkowej pozostają beniaminek i spadkowicz – Nicea i Oyonnax.

Grała też druga liga angielska, Championship. Coventry pozostało niepokonane, ale wygraną 14:13 nad Hartpury zawdzięcza przyłożeniu zdobytemu w 80. minucie meczu. Wygrał też wicelider, Ealing Trailfinders – po pierwszej połowie przegrywał z Bedford Blues, ale drugą połowę wygrał 17:0 i całe spotkanie 25:17. Niecodzienna historia w Chinnor – w 68. minucie brakło prądu na stadionie i przy prowadzeniu gospodarzy nad Doncaster Knights 18:13 mecz został przerwany. Poza tym Caldy przegrało z Cornish Pirates 3:22, Cambridge uległo Nottingham 10:43, a London Scottish wypuściło zwycięstwo z rąk w ostatniej chwili i przegrało z Ampthill 14:15.

Znacznie później niż w innych europejskich krajach zaczął się sezon ligowy w Portugalii – Divisão de Honra ruszyła dopiero w ten weekend, tydzień po meczu o superpuchar kraju, w którym podobnie jak w ostatnim finale ligi Belenenses pokonało Agronomię (32:29) i po zakończeniu toczonych wcześniej rozgrywek w ramach tzw. „turnieju otwarcia”. W lidze w pierwszej fazie drużyny są podzielone na trzy grupy po cztery zespoły – dwie najlepsze drużyny z każdej grupy będą w drugiej fazie walczyć o mistrzostwo, a dwie najsłabsze o utrzymanie. W pierwszej kolejce mistrzowie kraju, Belenenses, wygrali z Coimbrą 28:14, natomiast wpadkę zaliczył wicemistrz – Agronomia uległa drużynie São Miguel 13:20. Zwycięstwa odnieśli też obaj finaliści ligi z 2023 – Direito i Cascais.

Top 14 nie bez powodów jest uznawana za najlepszą ligę świata. Jedną z przyczyn (ale chyba nie najważniejszą) są spore pieniądze, na jakie mogą liczyć tu gwiazdy światowego rugby. Jednak te mogą się zmniejszyć – właściciel Racingu 92 Jacky Lorenzetti zaproponował „drastyczne” zmniejszenie limitu wynagrodzeń wynoszącego obecnie 10,7 mln euro na sezon (taka wysokość ma obowiązywać do sezonu 2026/27). Powodem jest spory deficyt w budżetach klubów. Lorenzetti podał, że sondował propozycję wśród właścicieli pozostałych klubów ligi i większość z nich poparła jego pomysł. Temat może być przedmiotem rozmów na spotkaniu w połowie grudnia.

A jednak – mimo kłód rzucanych przez RFU i Premiership Rugby Ltd. pod nogi klubów z Championship aktualny lider tej ligi, Coventry, postanowił złożyć aplikację o prawo do gry na wyższym poziomie. Oczywiście, to nie oznacza, że ona zostanie przyjęta, a ponadto pozostaje jeszcze trudna ścieżka sportowa (trzeba wygrać Championship, a potem barażowy dwumecz z ostatnią drużyną Premiership). Cóż, to jednak i tak dobry sygnał – może wreszcie zrobiłoby się w Premiership ciekawie nie tylko na szczytach ligowej tabeli, ale i na dnie.

Skandal związany z wynagrodzeniem Billa Sweeney’a i innych członków zarządu RFU dodaje skrzydeł opozycji – słychać coraz więcej głosów nawołujących do odwołania przewodniczącego i jego najbliższych współpracowników (m.in. list z takim apelem podpisało trzech byłych szefów federacji, w komplecie opowiedziały się za tym też kluby Championship) i w Anglii zaczyna się robić nerwowo.

Drugie podejście w sprawie inwestycji Ackerley Sports Group w komercyjne ramię federacji południowoafrykańskiej nie powiodło się. W przeprowadzonym wreszcie głosowaniu oferta musiała zyskać poparcie co najmniej 10 spośród 13 związków prowincjonalnych, tymczasem siedem prowincji opowiedziało się przeciwko niej, za główny powód podając konieczność zapłaty bardzo wysokiej prowizji (15% z 75 mln dolarów). Bossowie SARU tłumaczyli ministrowi sportu, że transakcja jest konieczna, bo inaczej federacja stanie na krawędzi upadku. Jednak ASG ma jeszcze szansę – okres wyłączności na negocjacje trwa do końca roku i ma możliwość przedstawienia zmienionej oferty. Jednak niewielka to szansa, a coraz więcej mówi się o planach złożenia kontroferty przez konsorcjum zawiązane przez biznesmenów południowoafrykańskich, która „haczyka” związanego z prowizją nie obejmuje. Ponoć nowi oferenci są chętni do objęcia 20–40% udziałów, a wartość 20% wyceniana jest na 75 mln dolarów.

Francuzi ostatecznie odmówili Nowozelandczykom przeniesienia jednego z trzech testów przyszłorocznej serii do Stanów Zjednoczonych. Decyzja spowodowana jest niechęcią do podwójnej zmiany stref czasowych.

Z wieści transferowych:

  • chyba jeszcze nigdy nie było tak głośno o transferze rugbystki – bardzo popularna Amerykanka Ilona Maher, gwiazda rugby 7, podpisała kontrakt do końca sezonu z angielską drużyną Bristol Bears. Ma to być element jej ścieżki do reprezentacji USA na nadchodzący kobiecy Puchar Świata. A ekipa z Bristolu, aby wykorzystać ten rozgłos, zaplanowany na 5 stycznia mecz z Gloucester-Hartpury przeniosła na stadion Ashton Gate;
  • nie zobaczymy w Super Rugby Pacific reprezentanta Australii Jordana Petai. Środkowy postanowił rzucić rugby union i spróbować sił w NFL – w styczniu ma zacząć udział w obozie International Player Pathway, który zdecyduje o jego szansach w futbolu amerykańskim;
  • po siedmiu latach z reprezentacją Kanady rozstaje się Kingsley Jones. Kibice z tego kraju przyjmują to z ulgą – pod jego wodzą reprezentacja osiągała coraz słabsze wyniki;
  • koniec rugbowej kariery ogłosił Reinhart Fortuin, zawodnik Cheetahs, który w ubiegłym roku z powodzeniem zadebiutował w reprezentacji Holandii. Powodem jest przeciągająca się kontuzja pleców;
  • buty na kołku wiesza także wielokrotny reprezentant Argentyny, długoletni gracz Racingu 92, Argentyńczyk Juan Imhoff;
  • zmiana trenera w Lyonie, który zaliczał ostatnio porażkę za porażką – Fabien Gengenbacher opuścił to stanowisko (pozostał dyrektorem sportowym), natomiast nowym szkoleniowcem został Karim Ghezal, były trener Stade Français.

Kronika kryminalna: Sevu Reece stanął przed sądem za wjechanie po pijanemu samochodem w garaż. Ponieważ przeprosił za swoje zachowanie i podjął leczenie z uzależnienia od alkoholu, odstąpiono od wymierzania kary. To już druga sądowa przygoda Nowozelandczyka (poprzedni przypadek, sprzed kilku lat, dotyczył napaści na partnerkę). Z kolei wobec Stuarta Hogga orzeczono 5-letni zakaz zbliżania się do byłej partnerki i ukarano grzywną za naruszenie warunków zwolnienia za kaucją.

Ps. Nowe logo Pucharu Sześciu Narodów jakie jest, każdy widzi. Cóż, włodarze tej rywalizacji poszli w ślad World Rugby, które jakiś czas temu zmieniło logotypy Pucharów Świata – w obu przypadkach porzucono znacznie lepsze pomysły. Jednak podczas gdy w przypadku RWC nowe rozwiązanie jest po prostu nijakie, w przypadku Pucharu Sześciu Narodów wyszło jeszcze gorzej…

Pps. Nie powiem, że do poczytania, bo to tylko jedno zdanie i jeden obrazek – ale bardzo celne: https://x.com/T2Rugby/status/1863630288003203407.

Polacy za granicą

Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia.

Anglia:

  • Peter Hudson-Kowalewicz (Hull RUFC, National League 2 North): zagrał godzinę i zdobył przyłożenie w meczu z Sheffield Tigers, przegranym 15:29. Hull zajmuje dwunaste miejsce w lidze;
  • Ross Cooke (Oxford Harlequins RFC II, Counties 1 Tribute Southern North): zagrał cały mecz w drugiej drużynie swojego klubu, wygrany z Bletchley 48:12. Zdobył 13 punktów – przyłożenie i cztery podwyższenia, a Harlequins II są liderem swojej ligi.

Francja:

  • Andrzej Charlat (Stade Niçois, Pro D2): zagrał cały mecz przeciwko Provence, przegrany 30:33. Nicea pozostała na ostatnim miejscu w lidze;
  • Quentin Cieslinski (Stade Métropolitain, Nationale 2 – grupa 1): zagrał do 54. minuty w meczu z wiceliderem ligi Orléans, wygranym 20:13. Jego ekipa wyrwała się ze strefy spadkowej i awansowała na dziesiąte miejsce w grupie.

Szkocja:

  • Ronan Seydak (Heriot’s RC, Premiership): wyszedł w podstawowym składzie w meczu z Melrose, wygranym aż 66:21. Heriot’s pozostało wiceliderem ligi.
  • Zenon Szwagrzak (Melrose Rugby, Premiership): też wyszedł w podstawowym składzie i zagrał po przegranej stronie tego samego meczu co Seydak. Mimo porażki Melrose pozostało na piątym miejscu.

Zapowiedzi

W kolejny weekend zabraknie cyklu SVNS, więc w starciu o najbardziej przyciągające uwagę rugby na świecie europejskie puchary nie będą miały konkurentów. Druga kolejka fazy grupowej będzie zarazem jej półmetkiem. Ciekawie zapowiadają się starcia w Champions Cup Ulsteru z Bordeaux, Leinsteru z Clermont, La Rochelle z Bristol Bears czy Benettona z Bath. W Challenge Cup liczę na emocje w meczu Vannes z Gloucester czy Perpignan z Connachtem. Black Lion tym razem gra na wyjeździe ze Scarlets.

Poza tym ma ruszyć druga grupa kwalifikacji do Pucharu Narodów Afryki, ale czy będzie to w weekend, czy dopiero po nim, trudno powiedzieć – oficjalnych komunikatów nie ma.

2 komentarze do “10 zwycięstw Francuzów”

  1. Robert Małolepszy podczas jednej z transmisji wspomniał, że podobno od dwóch lat mamy zaproszenie do Super Cup. Coś rzeczywiście więcej wiadomo na ten temat?

    Odpowiedz
    • O zaproszeniu się nie wypowiem, zakładam, że tak czy owak RE pewnie by się ucieszyło z akcesu, ale, jak słyszałem, nie mamy na to kasy. Swoją drogą, obecny sezon Super Cup pokazuje, że ta impreza raczej się cofa niż idzie do przodu…

      Odpowiedz

Dodaj komentarz