Kłopoty w Luksemburgu

Nie tak wyobrażaliśmy sobie mecz Polski z Luksemburgiem – wygrany, ale po fatalnej pierwszej połowie. Na świecie Tulon i Leinster zaprezentowały ofensywne pokazy w Champions Cup, Moana Pasifika wygrała drugi mecz z rzędu w Super Rugby, Kenijczycy awansowali do finału turnieju SVNS po siedmiu latach przerwy, a Maddison Levi złamała barierę dwustu przyłożeń w tym cyklu jako najmłodsza zawodniczka w historii.

Reprezentacja Polski / Rugby Europe International Championships

Polacy pojechali do Luksemburga na swój czwarty mecz w tym sezonie Rugby Europe Trophy w odrobinę eksperymentalnym składzie. Co prawda debiutant był w meczowym składzie tylko jeden (rezerwowy Szymon Próchniak z Edachu Budowlanych Lublin), jednak w dwudziestce trójce zabrakło kilku ważnych postaci naszej kadry – m.in. jej kapitana Piotra Zeszutka (trzecia żółta kartka w lidze przed tygodniem), Vahy Halaifonuy (problemy paszportowe), Aleksandra Nowickiego (kontuzja), a także Wojciecha Piotrowicza. Znalazło się w składzie miejsce dla kilku weteranów (Michał Mirosz czy Dawid Banaszek), pojawił się świetny ostatnio na ligowych boiskach Grzegorz Szczepański, ale mieliśmy też sporą grupkę młodych zawodników. Kapitanem drużyny został Daniel Gdula.

Dla naszych rywali był to mecz o pozostanie na poziomie Trophy – tylko zwycięstwo pozwalało Luksemburczykom opuścić ostatnie miejsce tabeli i uniknąć spadku z powrotem do Conference. I od początku zaatakowali. Już po paru minutach gry błąd Dawida Banaszka przy chwycie piłki pod własnym polem punktowym dał rywalom aut, a ci krótko go rozegrali i wyszli na prowadzenie 5:0. Próbowaliśmy odpowiedzieć, ale traciliśmy piłkę w maulach, po przodach, a w końcu po wysokiej szarży (i żółtej kartce) Banaszka. Szczęśliwie Luksemburczycy chybiali z karnych, ale po kolejnej stracie Polaków wyprowadzili szybką akcję prawą stroną i prowadzili już 10:0 (i znów zmarnowali podwyższenie – w sumie z kopów mogli uzbierać bodaj 10 punktów więcej, które mogłyby nas już całkiem pogrążyć). Odpowiedzieliśmy w końcu karnym Daniela Gduli, ale kolejne minuty przyniosły kolejne problemy: po złym wykopie piłki z karnego w aut Luksemburczycy byli 2 m od kolejnego przyłożenia, a gdy w końcu mieliśmy okazję na kolejne 3 punkty – Banaszek spudłował z podstawki. W ostatnim akordzie pierwszej połowy Gdula (który przejął rolę egzekutora i miał w tym meczu stuprocentową skuteczność – w sumie 18 punktów) kopnął z karnego zmniejszając stratę do 4 punktów.

Druga połowa wyglądała na szczęście inaczej – Polacy zaczęli grać płynniej w ataku i lepiej panować nad piłką, a także wykorzystywać błędy słabnących z czasem rywali. Już na początku drugiej połowy pierwsza groźniejsza akcja Polaków zakończyła się pierwszym przyłożeniem (Krystian Mechecki po walce przy linii bramkowej) i wyjściem na prowadzenie 13:1o. Co prawda kolejne akcje pozostawały bez sukcesu, ale po wejściu Dominika Mohyły na boisku nasz młyn zaczął dominować nad luksemburskim, sporo wniósł też Jędrzej Nowicki, który zastąpił Banaszka. W krótkim czasie Polacy zarobili kolejne 6 punktów po dwóch karnych Gduli, a rywale zostali osłabieni po żółtej kartce. Przewaga liczebna nic nie dała – dopiero gdy Luksemburczycy z powrotem byli w komplecie, kilka minut przed końcem, potężny maul Polaków dał im drugie przyłożenie, tym razem w wykonaniu Thomasa Toevalu (podwyższone z trudnej pozycji przez Gdulę). W końcówce Luksemburczycy próbowali jeszcze walczyć, ale nasi skwapliwie wykorzystywali dominację w młynie, kilkakrotnie wybierali go po karnych na połowie rywali, a ostatni z nich (paradoksalnie – akurat nieudany) pozwolił Nowickiemu ładnie odwrócić do Łukasza Kornecia i skończyć mecz kolejnym przyłożeniem. Nasi wygrali 33:10, a te ostatnie 7 punktów pozwoliło nam wyjść w tabeli na prowadzenie dzięki lepszemu bilansowi małych punktów od Szwedów.

Mecz niespecjalnie wyszedł naszej drużynie – być może znaczenie miały wymuszone zmiany kadrowe. I choć w drugiej połowie było znacznie lepiej niż przed przerwą (pierwsza połowa była fatalna), nadal popełnialiśmy błędy, które drużyna lepsza od Luksemburga być może mogłaby lepiej wykorzystać. Kiepsko zagrał Banaszek, na plus natomiast m.in. Gdula, Toevalu czy zmiennicy w pierwszej linii młyna.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. ↑↑Polska418
2. ↓Szwecja418
3. ↓Czechy516
4.Chorwacja56
5.Litwa55
6.Luksemburg52

Champions Cup

W europejskich pucharach zaczęło się to, co w nich najciekawsze – faza pucharowa.

RC Toulonnais – Saracens 72:42. Spotkanie w Tulonie jawiło się jako jedno z najciekawszych tego etapu rozgrywek. Odrobinę podważyli ten osąd londyńczycy, którzy kilku czołowym zawodnikom dali obowiązkowe wolne po Pucharze Sześciu Narodów akurat w tym spotkaniu, jednak na początku to oni rozdawali tu karty. W ciągu pierwszej półgodziny zaszokowali miejscową publiczność zdobywając pięć przyłożeń i wychodząc na prowadzenie 35:13 (na listę punktujących nie wpisał się młynarz Theo Dan, ale był jednym z tych graczy, którzy w największym stopniu rozrywali defensywę Francuzów). Jednak pod koniec drugiej połowy tulończycy zaczęli odrabiać straty. Dwa przyłożenia przed przerwą, a kolejnych siedem w drugiej połowie kompletnie odwróciło wynik, 22-punktową stratę przekształcając w 30-punktową przewagę na koniec meczu. Hat-tricka skompletował znakomity Facundo Isa, aż 32 punkty uzbierał Melvyn Jaminet (2 przyłożenia, 8 podwyższeń i 2 karne), ale absolutnym artystą rugby okazał się Baptiste Serin, który wszedł na boisko na ostatnie 35 minut. W sumie prawdziwy festiwal ofensywnego rugby i uczta dla miejscowej publiczności – aż 16 przyłożeń i siódmy mecz w historii Champions Cup, w którym zdobyto ponad 100 punktów.

Leinster – Harlequins 62:0. Drugim gwoździem programu 1/8 finału Champions Cup miał być drugi mecz z udziałem londyńskiej ekipy rozgrywany na dublińskim Croke Park – w końcu Quins zasłynęli ze swoich znakomitych pucharowych występów. Tymczasem to spotkanie im kompletnie nie wyszło. Zaczęli od ataków, ale jedynym ich efektem był karny, który nie doleciał do bramki. Po 15 minutach Sam Prendergast zdobył pierwsze przyłożenie dla gospodarzy i odtąd ich przewaga rosła. Chwilę potem było 12:0, do przerwy 19:0, a po przerwie dublińczycy dorzucili do swojego dorobku kolejnych siedem przyłożeń, kompletnie miażdżąc Harlequins. Do tego imponowali defensywą, ani razu nie pozwalając londyńczykom na zdobycie punktów. Znakomity w tym meczu był Josh van der Flier, a młody Sam Predergast być może właśnie przekonał Andy’ego Farrella, by zabrał go na pokład samolotu z British & Irish Lions do Australii (w każdym razie – Marcusa Smitha przyćmił zdecydowanie).

Poza tym:

  • Northampton Saints – ASM Clermont 46:24 (co prawda po 10 minutach było 0:10, ale potem Saints pokazali siłę – po kolejnych 10 minutach i 10 punktach Fina Smitha był remis, a potem zaczęli odjeżdżać gościom, m.in. dzięki dwóm szybkim przyłożeniom Tommy’ego Freemana, który po przerwie dorzucił do swego dorobku trzecie; na koniec meczu znów zapunktował Henry Pollock);
  • Castres Olympique – Benetton Treviso 39:37 (pasjonujący pojedynek w Castres, aż jedenaście przyłożeń, Włosi kilkakrotnie prowadzili i byli o włos od pierwszego w historii awansu do ćwierćfinału Champions Cup – jednak siedem punktów Jeremy’ego Fernandeza, który oszukał Włochów po młynie w ostatniej akcji meczu, przeważyło szalę na stronę gospodarzy);
  • Stade Rochelais – Munster 24:25 (roszelczykom, mającym ostatnio fatalny okres, niewiele brakło do przełamania i to w niezwykle ważnym pojedynku – ostatecznie jednak ludzie Ronana O’Gary przegrali z jego dawną drużyną i jako jedyni gospodarze w tej fazie turnieju odpadli z rywalizacji; spory udział w zwycięstwie Irlandczyków miał Jack Crowley, którego drop goal z 40 m kilkanaście minut przed końcem, gdy jego drużyna grała w osłabieniu, okazał się kluczowy to zwycięstwa);
  • Glasgow Warriors – Leicester Tigers 43:19 (pierwsze przyłożenie poszło na konto Anglików, ale pięć kolejnych zdobyli mistrzowie URC i pewnie wygrali spotkanie, w którym ich dominacja przez większość czasu nie podlegała dyskusji; na dodatek Tigers pomagali Szkotom co i rusz darując im karne);
  • Bordeaux-Bègles – Ulster 43:31 (Francuzi byli zdecydowanym faworytem spotkania i w ciągu 20 pierwszych minut wyszli na prowadzenie 21:0; co prawda belfastczycy odpowiedzieli dwoma przyłożeniami, a w drugiej połowie też się odgryzali, ale ilekroć zmniejszyli stratę, gospodarze znowu odskakiwali na bezpieczny dystans);
  • Stade Toulousain – Sale Sharks 38:15 (mało kto dawał manchesterczykom szanse w tym starciu, tymczasem, choć już na samym początku meczu punkty dla Francuzów zdobył Jack Willis, Sharks niemal natychmiast odpowiedzieli, a potem nawet wyszli na prowadzenie – i pozostali na nim do 45. minuty; potem jednak tuluzańczycy się rozpędzili, zdobyli cztery przyłożenia, w tym po fantastycznej indywidualnej akcji Ange Capuzzo, i pewnie wygrali; niestety moment glorii Capuozzo okupił poważnie wyglądającą kontuzją; a i tak najwięcej mówi się o akcencie przedmeczowym, gdy jeden ze spadochroniarzy mających wylądować na płycie boiska zaczepił czaszą o dach stadionu i utknął tam, powodując spore opóźnienie rozpoczęcia meczu).

Pary ćwierćfinałowe niemal bez wyjątku zapowiadają się na znakomite starcia: Leinster – Glasgow Warriors, Bordeaux – Munster, Tulon – Tuluza (tu będzie na pewno gorąco) i Northampton Saints – Castres. W sumie w pozostałej w grze ósemce połowę stanowią drużyny francuskie, do tego dochodzą dwie irlandzkie oraz po jednej szkockiej i angielskiej.

Challenge Cup

1/8 finału także w drugiej europejskiej lidze, czyli w Challenge Cup.

Montpellier Hérault – Gloucester 17:24. Najciekawiej zapowiadający się pojedynek tej rundy odbywał się w Montpellier. Gospodarze co prawda mocno odmienili swój skład, ale szybko wyszli na prowadzenie i po 10 minutach wygrywali 14:0. Wtedy przebudzili się goście – co prawda ich dwa pierwsze przyłożenia nie oparły się sprawdzeniu przez TMO, ale w końcu zaliczyli dwa prawidłowe przyłożenia i do przerwy przegrywali tylko trzema punktami. Po dwudziestu minutach drugiej połowy zdobyli trzecie przyłożenie (mimo gry w osłabieniu) i wyszli na prowadzenie, którego skutecznie bronili do końca, mimo ataków gospodarzy.

Poza tym:

  • Edinburgh – Lions 24:12 (co prawda na początku meczu Szkoci mieli problem ze skutecznością z podwyższeń, ale bardzo szybko zdobyli dwa przyłożenia, po 30 minutach prowadzili 17:0 i bezpieczną przewagę utrzymali do końca meczu; przyłożeniem już w pierwszej minucie gry swój 50. występ dla Edynburga zaakcentował Wes Goosen);
  • Section Paloise – Bath 24:49 (Bath co prawda bez Finna Russella i Willa Stuarta, a pod koniec w czternastkę po czerwonej kartce Sama Underhilla, ale w momencie jej pokazania prowadziło już 35:10, a nawet grając w osłabieniu zdobyło dwa przyłożenia);
  • Aviron Bayonnais – Bulls 22:32 (w 15. minucie Bulls wyszli na prowadzenie i choć potem Baskowie raz doprowadzili do remisu, a potem dwukrotnie zmniejszali stratę do siedmiu oczek, mając szansę na remis aż do ostatniej akcji, nie przeważyli);
  • Connacht – Cardiff 35:20 (powtórka starcia grupowego i podobny wynik – znów zwycięstwo Irlandczyków; Connacht jako jedyna drużyna w Challenge Cup kontynuuje serię pucharowych zwycięstw);
  • USA Perpignan – Racing 92 18:24 (francuskie derby nie poszły po myśli Katalończyków – w starciu dwóch drużyn kiepsko radzących sobie w Top 14 zwyciężyli paryżanie z Owenem Farrellem na pokładzie);
  • Lyon OU – Sharks 34:21 (goście w rezerwowym składzie co prawda zdobyli pierwsze przyłożenie w meczu, ale kolejnych pięć padło łupem gospodarzy, którzy tuż przed końcem prowadzili nawet 34:7);
  • Ospreys – Scarlets 36:14 (już po pięciu minutach było 12:0 dla gospodarzy i choć Scarlets na moment zmniejszyli dystans, nie mieli w tym meczu wiele do powiedzenia).

Pary ćwierćfinałowe: Connacht – Racing 92, Gloucester – Bath, Edinburgh – Bulls i Lyon – Ospreys. Pozostały po dwie drużyny francuskie i angielskie oraz po jednej irlandzkiej, szkockiej, walijskiej i południowoafrykańskiej.

Super Rugby Pacific

W Super Rugby Pacific rozegrano ósmą kolejkę spotkań.

Chiefs – Reds 27:15. Najciekawiej zapowiadał się nowozelandzko-australijski pojedynek na szczycie ligowej tabeli. Tydzień temu Reds odebrali fotel lidera pauzującym wówczas Chiefs, teraz znowu na pierwszym miejscu znaleźli się Nowozelandczycy. W ulewnym deszczu niewiele było pięknych akcji. Gospodarze już po dwóch minutach gry wyszli na prowadzenie po przyłożeniu chyba najlepszego na boisku Luke’a Jacobsona (kapitana Chiefs), ale kolejne dwa przyłożenia zdobyli goście z Australii i na koniec pierwszej połowy był remis 10:10. Po przerwie bardzo długo jedynymi punktami była trójka z karnego Damiana McKenziego. Dopiero w ostatnich 10 minutach gospodarze odskoczyli dzięki dwóm przyłożeniom – Reds odpowiedzieli w doliczonym czasie gry, ale w praktyce to już nic nie zmieniło.

Poza tym:

  • Blues – Hurricanes 19:18 (dopiero druga wygrana obrońców tytułu w sezonie – i zarazem druga z tym samym przeciwnikiem; zawdzięczają ją w dużej mierze Beaudenowi Barrettowi, który zdobył z kopów przeciwko swojemu dawnemu zespołowi 14 punktów, a na sam koniec meczu, gdy jego drużyna przegrała własny aut, wypchnął rywala z piłką za boisko);
  • Moana Pasifika – Waratahs 45:28 (pierwszy raz Moana zdołała w Super Rugby wygrać drugi mecz z rzędu; Waratahs kontrolowali pierwszą połowę, po której prowadzili 14 punktami, ale w drugiej części spotkania wyspiarze zaaplikowali im aż sześć przyłożeń; hat-trick zanotował filar zwycięzców, Feleti Sae-Ta’ufo’ou);
  • Fijian Drua – Crusaders 14:31 (to trudne do pomyślenia, ale dla Crusaders to pierwsza w historii starć z Drua wygrana na Fidżi; przez 65 minut spotkania punktowali tylko goście z Christchurch, którzy wygrywali już 31:0; gospodarze dwoma przyłożeniami w końcówce uratowali honor, ale nawet nie odebrali gościom ofensywnego bonusu);
  • Western Force – Highlanders 29:20 (kolejna australijska wygrana w transtasmańskim starciu – na dodatek bonusowa i dająca zwycięzcom awans na czwarte miejsce w tabeli; co prawda tuż przed przerwą Force przegrywało 13 punktami, ale od tego momentu już tylko ono zdobywało punkty).

W tabeli ligowej powrót na dwa czołowe miejsca ekip z Nowej Zelandii, ale to wciąż jedyne dwie drużyny z tego kraju, które znajdują się w strefie premiowanej awansem do play-off – pozostałe cztery pochodzą z Australii.

Poz.DrużynaM.Pkt.
1. ↑Chiefs726
2. ↑Crusaders724
3. ↓↓Reds723
4. ↑↑Western Force820
5. ↓Brumbies719
6. ↓Waratahs717
7.Hurricanes715
8. ↑Moana Pasifika715
9. ↓Highlanders712
10.Blues711
11.Fijian Drua77

Swoją drogą, finansowe kłopoty ma jedna z nowozelandzkich franczyz, stołeczni Hurricanes. Potrzebują zastrzyku finansowego w wysokości miliona dolarów nowozelandzkich. Klub zanotował 700-tysięczną stratę w ostatnim roku, a frekwencja na meczach w obecnym sezonie nie nastraja pozytywnie. Z wypowiedzi jego działaczy wynika, że kurą znoszącą złote jajo w sezonie Super Rugby Pacific jest tak naprawdę tylko jedno spotkanie – finałowe.

SVNS

W Singapurze odbyły się ostatnie turnieje sezonu regularnego w ramach cyklu SVNS – najlepsi siódemkowicze świata spotkali się po raz szósty, rywalizując w skróconym formacie (z uwagi na fakt, że turnieje odbywały się ostatnio tydzień po tygodniu): tylko dwa mecze w fazie grupowej (cztery grupy po trzy zespoły), a potem po dwa mecze w fazie play-off (półfinał i finał – odrębnie dla miejsce 1–4, 5–8 i 9–12). W gruncie rzeczy stawka była niewielka – zdecydowana większość rozstrzygnięć dotyczących awansu do finału w Los Angeles zapadła już wcześniej, a jedyną niewiadomą było to, czy wśród pań dziewiąta dotąd Brazylia przegoni Brytyjki lub Fidżyjki.

To marzenie Brazylijek się nie spełniło – w kobiecym turnieju nie było niespodzianek, a zawodniczki z Ameryki Południowej w fazie grupowej musiały uznać wyższość Chinek i Nowozelandek i pożegnać się z marzeniami o miejscu w czołowej ósemce cyklu. Fidżyki i Brytyjki tymczasem zajęły drugie miejsca w swoich grupach, i chociaż w półfinałach zmagań o miejsca 5–8 przegrały z azjatyckimi drużynami, i tak powiększyły przewagę nad Brazylią.

Zwycięzcami grup zostały bez wyjątku drużyny z czołowej czwórki klasyfikacji całego cyklu SVNS: Nowa Zelandia, Australia, Francja i Kanada. Nowozelandki wyszły z grupy z imponującym bilansem punktów 86:0 i już w tym momencie zapewniły sobie pierwsze miejsce w fazie zasadniczej cyklu (w tzw. „lidze SVNS”); w jednym meczu hat-tricka zaliczyła Stacey Waaka, a w drugim Michaela Brake (do niedawna Blyde). Niemal równie imponująco pokazały się Australijki, które w fazie grupowej w dwóch meczach zaliczyły 74 punkty, tracąc tylko jedno przyłożenie (tu imponowała jak zwykle Maddison Levi, która osiągnęła barierę 200 przyłożeń w cyklu – jako zaledwie 22-latka).

Nic dziwnego, że te dwie ekipy poradziły sobie bez problemów w półfinałach (40:14 Nowozelandek z Francją, ze słabszym momentem tylko pod koniec pierwszej połowy, i 45:7 Australijek z Kanadą, z trzecim z rzędu dubletem Levi) i spotkały się w finale – czwarty raz w tym sezonie. Tu zdecydowanie lepsze były Nowozelandki, które wygrały 31:7 i zapewniły sobie trzeci turniejowy triumf z rzędu. Brąz dla Kanady (21:5 z Francją).

W klasyfikacji generalnej jedyną zmianą był awans z szóstek na piąte miejsce Japonek.

W turnieju męskim mieliśmy za to kilka nieoczekiwanych rozstrzygnięć i zaskoczeń zarówno na plus, jak i na minus. W grupie A kłopoty mieli zwycięzcy trzech ostatnich turniejów, Argentyńczycy, którzy zaczęli od przegranej po emocjonującym pojedynku z Południową Afryką 24:26. Jednak Blitzboks wcześniej ulegli Brytyjczykom, a Pumy pokonały europejską drużynę i w efekcie to Argentyna awansowała do walki o medale, a ekipa z RPA zajęła ostatnie miejsce w grupie. Argentyńczycy w ten sposób zapewnili sobie także pierwsze miejsce na koniec sezonu zasadniczego w SVNS.

W pozostałych trzech grupach zwycięzcy zanotowali po dwie wygrane, a najwięcej uwagi zwróciła Kenia – ekipa z Afryki pokonała mistrzów olimpijskich z Francji i pierwszy raz od siedmiu lat awansowała do półfinału turniejowego (nie licząc kadłubowych turniejów podczas pandemii). Francuzi za to zaliczyli dwie porażki i pozostała im walka tylko o miejsca 9–12. Ponadto do czołowej czwórki wrócili po turnieju przerwy Hiszpanie (w ich grupie rozczarowujące ostatnie miejsce zajęła Australia), a stawkę półfinalistów uzupełnili Fidżyjczycy (którzy w decydującym grupowym spotkaniu pokonali Nową Zelandię aż 36:5).

Nowozelandczycy ostatecznie zajęli dopiero ósme miejsce (cały ten sezon jest w ich wykonaniu kiepski), za to błysnął Urugwaj, który po wygranej z Australią w grupie i Irlandią w fazie play-off zajął szóste miejsce (minimalnie ulegając Wielkiej Brytanii – po pięciu minutach wygrywali nawet 17:0, ale skończyło się wynikiem 29:33). Jeszcze większe rozczarowanie u Francuzów – nie dość, że pierwszy raz w sezonie nie awansowali do ćwierćfinału, to zajęli w turnieju ostatnie miejsce, przegrywając nawet z Amerykanami.

W półfinałach Fidżyjczycy powstrzymali Argentynę, odbierając jej szansę na czwarty turniej wygrany z rzędu – wygrali 33:24. W drugim pojedynku tej fazy Kenijczycy pokonali Hiszpanów 12:5 i powiększyli niespodziankę, awansując do finału turnieju. Tam nie udało im się jednak powtórzyć swojego największego sukcesu (sprzed niemal dokładnie dziewięciu lat, też z Singapuru) – ulegli Fidżi 12:21, choć po pierwszej połowie było 7:0. Swoją drogą, ciekawostka: czwarty raz Kenijczycy zagrali w turniejowym finale i za każdym razem mierzyli się z Fidżi. Także w meczu o brąz triumfowali faworyci – Hiszpanie świetnie zaczęli, prowadzili 14:0, ale ostatecznie ulegli Argentynie 14:33.

W klasyfikacji generalnej ten turniej nic już nie zmienił. Nawet i znakomity występ Kenijczyków nie dał im awansu na ósme miejsce w klasyfikacji ogólnej – zbyt dużą mieli stratę.

Z kraju

W I lidze rozegrano dziesiątą kolejkę spotkań. Z wyraźnie dominującej w tabeli czołowej trójki porażki poniosły dwie drużyny – na wyjazdach przegrały druga Legia Warszawa (14:31 z Posnanią, która po zimowych wzmocnieniach zdaje się odradzać) i trzecia Sparta Jarocin (15:26 z Rugby Wrocław). Potknięcia nie zaliczył za to lider – AZS AWF Warszawa powiększył przewagę nad resztą stawki gromiąc na wyjeździe Watahę Zielona Góra 78:15 (aż 22 punkty Santiago Brzezinskiego). Na koniec kolejki Arka Rumia uległa Hegemonowi Mysłowice 26:31 (mimo sporej przewagi do przerwy). W tabeli ligi nie ma zmian na lokatach, ale akademicy mają już 7 punktów przewagi nad Legią, natomiast tę drużynę od Sparty dzielą nadal tylko dwa punkty, zatem walka o miejsce w finale zapowiada się ciekawie.

Kończy się faza grupowa centralnej ligi juniorów. W grupie A w zaległym spotkaniu z jesieni Arka Gdynia uległa Ogniwu Sopot 0:62, natomiast w meczu zaplanowanym na ten weekend Lechia Gdańsk uległa prowadzącym w grupie Budowlanym Łódź 7:29. W grupie B kompletu bonusowych zwycięstw dopełnił Orkan Sochaczew, który rozgromił w Krakowie Juvenię 66:8. W drugim spotkaniu Budowlani Lublin pokonali AZS AWF Warszawa 46:19 – mimo braku choćby jednego zmiennika. Do rozegrania w fazie grupowej zostały dwa zaległe meczu w grupie A (gdzie jedyna istotna wątpliwość dotyczy miejsc 3 i 4 – zajmujące je obecnie Arkę i Lechię dzielą dwa punkty, a obu drużynom brakuje do kompletu meczów z drugim Ogniwem).

W Koszalinie odbył się pierwszy turniej z planowanej serii Grand Prix Rugby Baltic 7s. W stawce były cztery drużyny z północnej Polski oraz po jednej litewskiej i łotewskiej. I właśnie te dwie ostatnie zajęły dwa pierwsze miejsca: triumfowali gracze RK Kuršiai z Kłajpedy, drugą lokatę zajęła ekipa Miesnieki spod Rygi, natomiast najlepszą polską ekipą byli gospodarze, RC Koszalin.

Niestety bez kontuzjowanej w pierwszym kapsztadzkim turnieju Ilony Zaiszliuk zagra reprezentacja Polski kobiet w rugby 7 w krakowskim etapie Challengera. Na szczęście wraca do kadry Natalia Pamięta. Swoją droga, w stawce zabraknie Ugandyjek, które zapewne z powodów finansowych postanowiły nie lecieć do Krakowa (zajmowały ósme miejsce po kapsztadzkich turniejach) – ich miejsce zajmą dziewiąte w ogólnej klasyfikacji cyklu Belgijki.

Ze świata

Rozpędu nabrały rozgrywki kobiecego Rugby Europe Championship – po inauguracji w ubiegłym tygodniu, w ten weekend odbyły się dwa spotkania. W pierwszym z nich faworyt rozgrywek, Hiszpania, pogromił Szwecję 69:0, zdobywając aż 11 przyłożeń. W drugim Holenderki nie dały szans Portugalkom, pokonując je 40:5.

Odbył się też ostatni mecz Rugby Europe Trophy pań – Belgijki pokonały w nim Finki 44:13, ostatecznie zwyciężając w trzyzespołowej stawce (obok tych dwóch drużyn w rywalizacji uczestniczyły Niemki).

W Singapurze odbył się międzynarodowy turniej siódemkowy – South East Asian 7s. Wśród panów w finale Tajlandia pokonała Malezję, a wśród pań triumfowały gospodynie, wygrywając w decydującym starciu także z Malezją. W rywalizacji uczestniczyły też drużyny z Filipin (rozwojowe), Indonezji i Brunei (tylko męska).

W męskich rozgrywkach Rugby Europe International Championships na poziomie Conference trzy mecze. Dwa z nich rozegrano w „śródziemnomorskiej” grupie D, przy czym jeden z nich z polskim akcentem – sędzią głównym pojedynku Cypru z Andorą był Dominik Jastrzębski. Aż pięciokrotnie sięgał w tym meczu po żółte kartki, a szala zwycięstwa, która w pierwszej połowie przechylała się to na jedną, to na drugą stronę, była ostatecznie łaskawa dla Andory, która wygrała 28:19. W drugim meczu tej grupy Malta przegrała z Izraelem 15:16 – gospodarze 10 minut przed końcem przegrywali 5:13, wyszli na prowadzenie 15:13, aby stracić je po rzucie karnym w ostatniej minucie. Mimo porażki Malta pozostała na czele grupy, ale ma tylko dwa punkty przewagi nad Izraelem, a do rozegrania pozostał tutaj już tylko mecz Andora – Izrael. Trzeci mecz weekendu w Conference rozegrano w grupie E – Bośnia i Hercegowina rozgromiła Kosowo 77:10. Kosowo skończyło już rozgrywki (z trzema wysokimi porażkami na koncie), a Bośniacy póki co awansowali na pierwsze miejsce w grupie po drugim zwycięstwie w drugim spotkaniu. Czeka ich jednak trudne wyjazdowe spotkanie w Słowenii, która ma do rozegrania jeszcze dwa mecze.

Francuskie Top 14 pauzowało, ale grały drużyny z Pro D2, gdzie odbyła się 25. kolejka. Solidarne zwycięstwa odniosła cała czołowa szóstka ligowej tabeli (a drużyny z dołu tabeli – solidarnie przegrywały). Do wygrywania wróciło liderujące Grenoble, które wygrało z Mont-de-Marsan 47:26 (po kwadransie było 19:0, ale rywale z nizin ligowej tabeli dwukrotnie w pierwszej połowie redukowali straty do 7 oczek), drugie Brive pokonało 26:9 Valence Romans, a trzecie Provence już po półgodzinie prowadziło z Dax 33:0 i ostatecznie rozgromiło rywali 57:0 (aż pięć przyłożeń zaliczył skrzydłowy o algierskich korzeniach Nadir Bouhedjeur). Swoje miejsca w szóstce obroniły także Soyaux-Angoulême (45:14 z Niceą, która po tej kolejce, choć do końca rundy zasadniczej pozostało ich jeszcze pięć, straciła już nawet matematyczne szanse na utrzymanie się w lidze; bohaterem meczu był zdobywca hat-tricka przyłożeń Alex Masibaka), Colomiers (51:34 z Nevers, ale po nerwowej końcówce – na 10 minut przed końcem mieli tylko 3 punkty przewagi i grali w czternastkę po żółtej kartce, ale zdołali zapewnić sobie zwycięstwo i odzyskać bonus ofensywny) oraz Béziers (23:19 z Aurillac, doliczony czas gry trwał tu aż 12 minut). Kontakt z czołową szóstką nieco straciło Montauban, które przegrało z wciąż także liczącym na awans do play-off Biarritz 23:26 (Montauban nie pomogła gra w osłabieniu przez 70 minut), a tylko punkt mniej od Basków ma Agen, które wygrało na wyjeździe z Oyonnax 34:30 (zwycięskie siedem punktów zdobywając w ostatniej akcji).

W angielskiej drugiej lidze, Championship, rozegrano czternastą rundę spotkań. Liderzy ligowej tabeli, Ealing Trailfinders, powiększyli przewagę nad resztą stawki wygrywając na wyjeździe z Ampthill 53:17. Drudzy przed tą kolejką Bedford Blues zaliczyli potknięcie przegrywając 32:41 z Doncaster Knights – wykorzystało to Coventry, które wróciło na pozycję wicelidera wygrywając z Caldy 49:31. Poza tym Nottingham przegrało 28:33 z London Scottish, Hartpury University zremisowało z Chinnor 17:17 (remis Chinnor dał karny w doliczonym czasie), a Cornish Pirates wygrali 64:35 z Cambridge.

W czternastej kolejce Japan Rugby League One bez wyjątku pewne zwycięstwa drużyn wyżej notowanych. W najciekawiej zapowiadającym się spotkaniu goniący czołową czwórkę Kobe Steelers grali z liderem, Brave Lupus Tokyo. Gospodarze nie zdołali sprawić niespodzianki i miejsce w play-off od nich się oddaliło – przegrali aż 28:73, tracąc 11 przyłożeń (w tym cztery w wykonaniu skrzydłowego Yuto Moriego). Poza tym wicelider, Saitama Wild Knights, pokonał wciąż pozostającą w strefie spadkowej ekipę Toyota Verblitz 55:17 (dublety przyłożeń dla zwycięzców Looda de Jagera i Mariki Koroibetego; zdecydowało pięć przyłożeń Wild Knights w ostatnich 20 minutach, gdy goście grali w osłabieniu po czerwonej kartce), trzeci Spears Funabashi Tokyo-Bay na wyjeździe wygrali z Black Rams Tokyo 42:14, czwarci Shizuoka BlueRevs ograli 38:8 Sagamihara Dynaboars (na początku meczu Kurt-Lee Arendse zdobył przyłożenie dla Dynaboars, ale nie dość, że odniósł przy tym kontuzję, to jeszcze po TMO przyłożenie zostało anulowane), Tokyo Sungoliath pokonało 60:31 Mie Heat (13 punktów Cheslina Kolbego, ale gwiazdą meczu był Shogo Nakano), a Yokohama Eagles pokonała 33:22 Urayasu D-Rocks (zdecydowała chwila pomiędzy 10. i 20. minutą, po której z 0:3 zrobiło się 21:3). Na cztery kolejki przed końcem rundy zasadniczej Brave Lupus i Wild Knights są stuprocentowo pewni awansu do półfinałów, Spears w gruncie rzeczy też, a BlueRevs awans może odebrać tylko jakaś katastrofa. Ciekawiej w dole tabeli, gdzie różnica między 8. a 11. drużyną to tylko 4 punkty (strefa spadkowa to miejsca 10–12).

W najciekawszym meczu weekendu w Major League Rugby wicelider konferencji zachodniej mierzył się z liderem ze wschodu – San Diego Legion nie wykorzystał przewagi własnego boiska i choć kilkakrotnie wychodził na prowadzenie, ostatecznie przegrał z Chicago Hounds 20:27. Przegrał także lider z zachodu – Houston SaberCats nieoczekiwanie ulegli Los Angeles RFC 22:24 (do remisu brakło Teksańczykom podwyższenia po przyłożeniu w ostatniej akcji). Poza tym Old Glory DC wygrało 29:12 ze Seattle Seawolves (i pozostało na drugim miejscu na wschodzie), Anthem RC przegrał 19:33 z NOLA Gold, a broniący tytułu New England Free Jacks wygrali 43:6 z Miami Sharks.

W Super Rugby Americas w ten weekend dwa spotkania i dwa argentyńskie zwycięstwa. Najpierw Pampas rozgromili brazylijskich Cobras 72:14 (imponujący debiut w drużynie zwycięzców Nahuela Clausena, który w pierwszej połowie zaliczył hat-tricka), a potem Dogos na wyjeździe pokonali paragwajskich Yacare 24:19 (mimo że w ostatnich minutach grali w trzynastkę po czerwonej i żółtej kartce). Pampas dzięki temu awansowali na czoło ligowej tabeli, natomiast Dogos wyprzedzili swoich niedzielnych rywali i wskoczyli do czołowej czwórki.

W szkockiej Premiership nietypowa sytuacja: choć z fazy zasadniczej pozostało do rozegrania jeszcze kilka spotkań, już zaczęła się faza play-off – zaległe mecze sezonu ligowego, choć będa rozegrane, na skład półfinałów nie będą miały wpływu. W ten weekend odbył się pierwszy półfinał, w którym Heriots przegrało z Watsonians 12:31. W drugim półfinale zmierzą się Ayr (które wygrało sezon zasadniczy) i Currie Chieftains (czwarci po pierwszej fazie, broniący mistrzowskiego tytułu). Brakło miejsca w półfinałach dla finalisty sprzed roku, Hawick, który w tym momencie zajmuje siódme miejsce (i może awansować po rozegraniu zaległego meczu na szóste).

W rumuńskiej Liga de Rugby z tygodniowym opóźnieniem weszli do gry obrońcy mistrzowskiego tytułu. Zaczęli od zwycięstwa – SCM Timișoara wysoko pokonała Rapid Bukareszt 43:7. Poza tym w derbach Bukaresztu Dinamo przegrało ze Steauą 11:31, a w Klużu miejscowa Universitatea uległa ekipie Știința Baia Mare 19:66. Ta ostatnia drużyna po dwóch wygranych jest liderem ligowej tabeli.

W Południowej Afryce trwają zmagania o awans do tegorocznego Currie Cup – SA Cup. W rywalizacji nie uczestniczą zespoły franczyz grających na co dzień w URC (te mają awans zapewniony), natomiast pozostałych 10 prowincji toczy bój o pozostałe cztery miejsca. Po pięć zwycięstw na koncie mają niepokonane Griquas i Pumas, natomiast kłopoty mają zajmujący przed tym weekendem dopiero piąte miejsce Cheetahs – grali w sobotę niezwykle ważne spotkanie z trzecimi Griffons i dzięki wygranej 38:31 zdołali awansować do czołowej czwórki (choć Griffons dzięki dwóm punktom bonusowym pozostali o oczko wyżej).

Regionalne rozgrywki ruszyły w Argentynie. W stołecznej lidze Top 12 (Torneo de la URBA) od wygranych zaczęli zeszłoroczni finaliści – Alumni pokonali CUBA 34:26, natomiast Belgrano pokonało jednego z beniaminków, La Platę, 44:28. Zaskoczył drugi beniaminek – Los Tilos pokonali SIC 27:23.

Tydzień temu ruszył nowy sezon rozgrywek ligowych w Queenslandzie, a w ten weekend ruszyły ligi w kolejnych australijskich stanach, a wśród nich Shute Shield w Nowej Południowej Walii. W pierwszej kolejce wygrali obaj finaliści rozgrywek sprzed roku – broniący tytułu Eastern Suburbs pokonali 45:10 Southern Districts, natomiast Northern Suburbs wygrali 41:38 z Manly. Pierwszy liderem tabeli został mistrz sprzed dwóch lat, Randwick, który pokonał Eastwood aż 80:12.

W Australii w decydującą fazę weszły natomiast kobiece rozgrywki Super W: zaczęła się faza play-off. I już wiadomo, że nie będzie czwartego z rzędu finału z udziałem Fijiana Drua – wyspiarki uległy 40:54 Queensland Reds. Australijki wypracowały już do przerwy 37 punktów przewagi i choć Fidżyjki na drugą połowę wyszły odmienione i w pewnym momencie zredukowały stratę do zaledwie siedmiu oczek, to ostatecznie Reds postawiły na swoim. Swoją drogą, nie brakło przedmeczowych kontrowersji, bo RA zabukowało hotele dla ekipy z Fidżi noclegi dopiero od soboty, chociaż powinno od piątku. W drugim półfinale NSW Waratahs pokonały wyraźnie Western Force 54:17, ale zwycięstwo okupiły kontuzjami kilku ważnych zawodniczek. W finale będziemy mieli starcie ekip z Queenslandu i Nowej Południowej Walii, a więc australijski klasyk – w tym właśnie gronie finałowe starcia rozstrzygały losy Super W przez pierwsze cztery sezony istnienia rozgrywek.

Louis Bielle-Biarrey został uznany za najlepszego zawodnika tegorocznego Pucharu Sześciu Narodów – młody Francuz w czasie turnieju pobił rekord w liczbie zdobytych przyłożeń podczas całej rywalizacji (zaliczył ich aż 8), a jedno z nich zostało uznane za najładniejsze w turnieju (choć tu akurat wykończył akcję połowy swojej drużyny). Jego rywalami w głosowaniu fanów byli Tommy Freeman, Blair Kinghorn i Tommaso Menoncello (znamienny jest brak Irlandczyka).

Pojawiły się informacje o kolejnym kandydacie do przyjęcia Pucharu Świata w 2035. A raczej kandydatach – bo chodzi o połączoną ofertę Arabii Saudyjskiej, Kataru i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Cóż, wybranie na miejsce rozegrania Pucharu krajów, w których rugby w zasadzie nie ma perspektyw, byłoby po prostu zwykłym skokiem na naftową kasę. A jak wiemy, WR od takich pokus nie jest wolna. I może nie mieć żadnego znaczenia problem temperatur, braku zainteresowania u miejscowej publiczności ani fakt, że jeden z potencjalnych gospodarzy obecnie nawet nie jest nawet członkiem World Rugby (Arabia Saudyjska – jej reprezentacja zagrała w historii zaledwie 3 mecze, wszystkie przeciwko Jordanii, a ostatni z nich przed siedmiu laty). Za ofertą ma stać kontrowersyjny szef azjatyckiej federacji, pochodzący z ZEA Qais Al-Dhalai. A jednym z kontrkandydatów (dla odmiany – oficjalnie zainteresowanym) jest Japonia, która z Al-Dhalai’em ma na pieńku. Myślę jednak, że WR zrobi mądrzej, jeśli postawi na Hiszpanię (która kusi finałem na Camp Nou lub Santiago Bernabeu) lub ewentualnie Włochy.

Hongkong ma nieco mniejsze, ale też ciekawe ambicje. Nowo oddany Kai Tak Stadium, który gościł tydzień temu największe siódemkowe święto na świecie, może być potencjalnie areną meczu rozgrzewkowego British & Irish Lions podczas wyprawy do Nowej Zelandii w 2029, a także meczów finałowych nowych rozgrywek Nations Championships w kolejnych latach. Swoją drogą, w zespole architektów pracujących nad oddanym niedawno stadionem był były wielokrotny reprezentant Australii Al Baxter.

RFU, które dopiero co zamknęło drogę do Premiership ekipie Ealing Trailfinders, nie widziało żadnych przeszkód aby Worcester Warriors, którzy upadli dwa i pół roku temu, wrócili do gry od razu na zawodowym poziomie – i przyznali tej ekipie miejsce w lidze Championship, która w przyszłym sezonie ma być poszerzona do 14 drużyn (12 obecnych drużyn, zwycięzca National League 1, o ile spełni standardy, i właśnie Warriors).

Z wieści transferowych:

  • Noah Lolesio opuszcza Brumbies i wyjeżdża z Australii – w przyszłym sezonie ma zagrać w Japan Rugby League One, z opcją przedłużenia kontraktu także na rok 2027;
  • nie powiódł się plan Tuluzy, aby w miejsce kontuzjowanego Antoine’a Duponta sprowadzić awaryjnie z Japonii Aarona Smitha. W tej sytuacji Francuzi postawią jednak na klubową młodzież (Paul Graou i Japończyk Naoto Saito), a awaryjnie ponoć na pozycji łącznika młyna mogą wystawić Ange Capuozzo;
  • nadzieja rugby rodem z Nowej Kaledonii, Patrick Tuifua, który błyszczał w barwach młodzieżówki francuskiej, nie przebił się z powodu kontuzji do składu Hurricanes i dał się skusić ofercie z Francji – podpisał kontrakt z Tulonem;
  • kolejny rugbysta próbuje załapać się w NFL – w szerokim składzie LA Chargers znalazł się Australijczyk Jordan Petaia.

Zmarł Frank Laidlaw, reprezentant Szkocji (i kapitan tej drużyny) w drugiej połowie lat 60. i na początku 70., dwukrotny uczestnik wypraw British & Irish Lions do Nowej Zelandii (w tym słynnej z 1971). Odszedł także Giancarlo Dondi, były włoski rugbysta i działacz, szef włoskiej federacji w czasach, gdy przyjęto jego nację do Pucharu Sześciu Narodów, pełnił też ważne funkcje w FIRA i IRB.

Polacy za granicą

Wiadomości o reprezentantach Polski grających na co dzień za granicą – jak zwykle sprzed tygodnia.

Francja:

  • Andrzej Charlat (Stade Niçois, Pro D2): zagrał 50 minut w meczu przeciwko Nevers przegranym 24:48. Nicea jest ostatnia w ligowej tabeli, w praktyce skazana na spadek do Nationale;
  • Quentin Cieslinski (Stade Métropolitain, Nationale 2 – grupa 1): zagrał ostatnie 25 minut w meczu z Orleanem, przegranym 19:45. Jego drużyna zajęła na koniec sezonu ósme miejsce w tabeli grupy i pozostanie na poziomie Nationale 2;
  • Thomas Toevalu (RC Bassin d’Arcachon, Nationale 2 – grupa 2): zagrał niemal pełne 80 minut i zdobył na początku meczu przyłożenie w spotkaniu z Saint Jean de Luz przegranym 20:27 po przyłożeniu z podwyższeniem rywali w 80. minucie. W efekcie jego drużyna wypadła z czołowej szóstki kwalifikującej się do play-off (niedzielni rywale wyprzedzili ich o jeden punkt) i skończyła sezon na siódmym miejscu.

Irlandia:

  • Jakub Wojtkowicz (Sligo RFC, All-Ireland League D2B): wyszedł w podstawowym składzie i zdobył pod koniec meczu przyłożenie w meczu z wiceliderem ligowej tabeli, Dungannonem, zremisowanym 22:22 (przyłożenie Wojtkowicza w 74 minucie było jego udziałem w odrobieniu w ostatnich minutach 12-punktowej straty). Sligo pozostało dziewiąte, przedostatnie na swoim poziomie.

Szkocja:

  • Zenon Szwagrzak (Melrose Rugby, Premiership): wyszedł w podstawowym składzie w meczu z najsłabszym w lidze Musselburgh, wygranym 50:28. Dla jego drużyny było to ostatnie spotkanie ligowe – zajmuje szóste miejsce, które może jeszcze stracić (mający cztery punkty mniej Hawick ma jeszcze zaległy mecz do rozegrania), a tak czy owak jest poza strefą play-off.

Walia:

  • Jake Wisniewski (Cross Keys RFC, Premiership): wyszedł w podstawowym składzie w meczu z Bargoed, przegranym 21:29. Jego drużyna spadła z szóstego na siódme miejsce w lidze.

Zapowiedzi

Za tydzień w roli głównej reprezentacje Polski – męska w meczu, którego stawką będzie pierwsze miejsce w tym sezonie Rugby Europe Trophy zagra w Trelleborgu przeciwko Szwedom, natomiast kobieca będzie uczestniczyła w największym tegorocznym rugbowym wydarzeniu w Polsce – rozgrywanym na stadionie krakowskiej Wisły ostatnim turnieju w serii SVNS Challenger, którego stawką będzie awans do ostatniego już etapu kwalifikacji do cyklu SVNS.

Ponadto na arenie międzynarodowej sporo kobiecego grania: trzecia kolejka Pucharu Sześciu Narodów (Francja – Walia, Irlandia – Anglia, Szkocja – Włochy), kolejne mecze Rugby Europe Championship (Szwecja – Portugalia, Hiszpania – Holandia), a także spotkania drugiego poziomu Women’s Africa Cup (już w piątek: Wybrzeże Kości Słoniowej – Zimbabwe, Tunezja – Uganda). Do tego dwa spotkania panów w ramach Rugby Europe Conference (Węgry – Ukraina, Turcja – Serbia).

Klubowego grania mniej, ale w jego ramach coraz bardziej smakowite starcia w europejskich pucharach – przed nami już ćwierćfinały. W nich trzy znakomite pary w Champions Cup (Tulon – Tuluza, Leinster – Glasgow Warriors i Bordeaux – Munster), a także ciekawe angielskie derby w Challenge Cup (Gloucester – Bath). Oprócz tego dziewiąta kolejka Super Rugby Pacific.

W kraju grać sporo grania ligowego – mimo nieobecności reprezentantów w Ekstralidze nadrabianie zaległości (Pogoń Awenta Siedlce – Budmex Rugby Białystok), a do tego grają I liga (jedenasta kolejka, m.in. mecz Legii ze Spartą), II liga (dziesiąta kolejka) oraz centralna liga juniorów kadetów (siódma kolejka).

1 komentarz do “Kłopoty w Luksemburgu”

  1. Szkoda, że ten Luksenburg spadł niżej, zawsze to fajnie jak reprezentacja takiego minikraju prezentuje w sumie całkiem niezły poziom. Wychodziłoby na to, że rugby tam to drugi sport po piłce nożnej :). Troszeczkę znam francuski i natrafiłem na jakąś francuskojęzyczną stronę, gdzie był krótki artykuł o rugby w Luksenburgu i z tego co było napisane wynikało, że rugby ma tam cakiem dobre perspektywy. W każdym razie mogą czerpać od sąsiadów.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz